- Go??Gość
Poddasze starej kamienicy
Nie 19 Lut 2012, 20:53
- Poddasze:
- Go??Gość
Re: Poddasze starej kamienicy
Nie 19 Lut 2012, 21:18
Zimna rana na torsie demona nie chciała rozgrzać się. Trzymał tam ściśniętą dłoń i warczał pod nosem odrywając codziennie odrastające sople lodu. Już dwudziesta któraś lodowa iglica roztrzaskała się o pochyłą ściankę, w którą celował za każdym razem, gdy wykonywał tą czynność.
-Bądźcie przeklęci... GHAAA!
Nowy kolec wystawał z rany demona, po części ociekał z krwi. Oblany zimnym potem obnażył kły i sapiąc po raz kolejny łamał sopel lodu i niszczył. Tym razem oparł się plecami o drewniane belki i oddychał głęboko jakby miało mu zabraknąć powietrza. Gdyby pamiętał jakieś lecznicze zaklęcie, to zagoiłby sobie na nowo odradzającą się ranę postrzałową. Albo gdyby mógł wrócić do demonicznej postaci... Miał zbyt mało energii w sobie, ale jeśli istniałaby możliwość przelania gniewu w magiczne moce, to byłby nimi przepełniony po brzegi.
Próbował sobie przypomnieć sylwetkę ów Anioła, który mu to zrobił, lecz prócz zamazującego się obrazu niczego innego nie widział.
Nie mógł tu ciągle siedzieć i marnieć w oczach. Był zbyt dumnym wojownikiem i za bardzo łaknął walki. Podźwignął się na nogach i zrobił parę kroków do parapetu, a będąc tuż przy oknie siadł na deskach. Za długo trwał w hibernacji, nie zdawał sobie sprawy który to był rok i co zmieniło się prócz przejrzystego nieba i braku odgłosów walk.
Odsłonił tors z postrzępionego ubrania i dał sobie ogrzać tors przez promienie słoneczne. Chciał jak najszybciej pozbyć się tej paskudnej pamiątki z przegranego pojedynku. Aby zająć czymś myśli wziął igłę, nić i zaczął zszywać równym ściegiem podniszczone ubranie. Pamiętał jeszcze z dzieciństwa przy ludzkiej kobiecie jak cerował cokolwiek, żeby oszczędzać pieniądze. Zarówno praca jak i odtajanie lodu szło powoli.
Skończył cerowanie ubrania, chociaż ciężko było zobaczyć na takim poszarpanym przez lata materiale, ale nie skończyła się jego męka z raną lodową. W powietrzu poczuł małą zmianę materii, ktoś gdzieś walczył, nie miał wystarczających mocy, aby sprecyzować miejsce batalii. Nie mógł przejść obojętnie obok czegoś takiego, dlatego wstał przy parapecie i światło padające na demona ukazało jak deformuje się cień postaci, która zniknęła jednym machnięciem błoniastych skrzydeł z poddasza.
[z tematu=Jezioro na Słonecznych Terenach]
-Bądźcie przeklęci... GHAAA!
Nowy kolec wystawał z rany demona, po części ociekał z krwi. Oblany zimnym potem obnażył kły i sapiąc po raz kolejny łamał sopel lodu i niszczył. Tym razem oparł się plecami o drewniane belki i oddychał głęboko jakby miało mu zabraknąć powietrza. Gdyby pamiętał jakieś lecznicze zaklęcie, to zagoiłby sobie na nowo odradzającą się ranę postrzałową. Albo gdyby mógł wrócić do demonicznej postaci... Miał zbyt mało energii w sobie, ale jeśli istniałaby możliwość przelania gniewu w magiczne moce, to byłby nimi przepełniony po brzegi.
Próbował sobie przypomnieć sylwetkę ów Anioła, który mu to zrobił, lecz prócz zamazującego się obrazu niczego innego nie widział.
Nie mógł tu ciągle siedzieć i marnieć w oczach. Był zbyt dumnym wojownikiem i za bardzo łaknął walki. Podźwignął się na nogach i zrobił parę kroków do parapetu, a będąc tuż przy oknie siadł na deskach. Za długo trwał w hibernacji, nie zdawał sobie sprawy który to był rok i co zmieniło się prócz przejrzystego nieba i braku odgłosów walk.
Odsłonił tors z postrzępionego ubrania i dał sobie ogrzać tors przez promienie słoneczne. Chciał jak najszybciej pozbyć się tej paskudnej pamiątki z przegranego pojedynku. Aby zająć czymś myśli wziął igłę, nić i zaczął zszywać równym ściegiem podniszczone ubranie. Pamiętał jeszcze z dzieciństwa przy ludzkiej kobiecie jak cerował cokolwiek, żeby oszczędzać pieniądze. Zarówno praca jak i odtajanie lodu szło powoli.
Skończył cerowanie ubrania, chociaż ciężko było zobaczyć na takim poszarpanym przez lata materiale, ale nie skończyła się jego męka z raną lodową. W powietrzu poczuł małą zmianę materii, ktoś gdzieś walczył, nie miał wystarczających mocy, aby sprecyzować miejsce batalii. Nie mógł przejść obojętnie obok czegoś takiego, dlatego wstał przy parapecie i światło padające na demona ukazało jak deformuje się cień postaci, która zniknęła jednym machnięciem błoniastych skrzydeł z poddasza.
[z tematu=Jezioro na Słonecznych Terenach]
- Go??Gość
Re: Poddasze starej kamienicy
Nie 08 Kwi 2012, 22:19
Przyczłapał po drabinkach na samą górę i wszedł przez okno do środka. Właściwie dziura w dachu zawaliła się tuż po wejściu do środka, na co westchnął głęboko. Czas zmienić lokum, chociaż tutaj nikt nie szukałby demona. Rozłożył starą kapotę na dach i przywiązał linami do belek, żeby wytrzymało tak jeszcze parę chwil. Rozglądał się po pomieszczeniu i krocząc po zgrzybiałych deskach zbierał swoje przedmioty do plecaka. Spakował manatki, ale jeszcze nie odchodził stąd, był dość mocno wykończony i chciał odsapnąć jeszcze trochę.
Ubierając grube podkolanówki zastanawiał się gdzie zaszyć się. Nie miał zbyt wiele pieniędzy, żeby wynająć mieszkanie. Tu może być jego baza wypadowa, kiedy odnaleźliby następne lokum Ukye, ale nie miał stu procentowej pewności czy wytrwa ta konstrukcja taki szmat czasu jaki potrzebował. Sprawdził jeszcze raz ekwipunek i przedmioty, które zabrał ze sobą i położył sobie wypchany plecak pod głowę, żeby zasnąć spokojnym snem.
Po dwunastu godzinach solidnego spania mógł przeciągnąć się i stwierdzić z zadowoleniem, że czuje się znacznie lepiej, co jednak nie wystarczyło, aby poprawić sobie kondycję. Mlasnął parę razy ustami od ziewania, aż w końcu na rozbudzenie wziął sobie kilka cukierków z woreczka i ciamkał z radością. Uwielbiał słodycze - to tak naprawdę jego dieta, ale jaka przyjemna! Dumał przy tym nad miastem, który powinien sobie obrać za cel i zlokalizować tam przytulny kąt. Wiele nie musiał mieć, nauczył się żyć bardzo skromnie.
Oroka odpadała, tutaj ciągle padał deszcz, zresztą ciągle kojarzy mu się z miejscem pogrzebu jego przybranej matki. Kazan z kolei roił się od demonów, które bardzo łatwo mogły odnaleźć Ukye, a tego nie chciał - wolał sam złapać odpowiednie "kontakty" z osobnikami ze swojej rasy. Intensywnie główkował nad Fune, ale stwierdził, że to zbyt radosne miasteczko pełne ludzi, gdzie musiałby przeciskać się przez stragany jak za pierwszym razem. Chiru było zbyt lodowatym miejscem, nie mógłby swobodnie latać i patrolować - na pewno nie znalazłby tam ciepłego kąta. Zostało tylko jedno miejsce, które z początku chciał odrzucić, ale z drugiej strony... Shinseina, wspominana jako miasto Aniołów, nie przyszłaby do głowy żadnemu innemu demonowi jako miejsce przebywania. Widział tam wiele ciekawych obiektów, które mógłby zająć. Z weselszą buźką pożegnał się bez ceremoniału z poddaszem, a ruszył dziarsko po drabinie, a później wolnym krokiem do Shinseiny!
[z tematu=Do Shinseiny!]
Ubierając grube podkolanówki zastanawiał się gdzie zaszyć się. Nie miał zbyt wiele pieniędzy, żeby wynająć mieszkanie. Tu może być jego baza wypadowa, kiedy odnaleźliby następne lokum Ukye, ale nie miał stu procentowej pewności czy wytrwa ta konstrukcja taki szmat czasu jaki potrzebował. Sprawdził jeszcze raz ekwipunek i przedmioty, które zabrał ze sobą i położył sobie wypchany plecak pod głowę, żeby zasnąć spokojnym snem.
Po dwunastu godzinach solidnego spania mógł przeciągnąć się i stwierdzić z zadowoleniem, że czuje się znacznie lepiej, co jednak nie wystarczyło, aby poprawić sobie kondycję. Mlasnął parę razy ustami od ziewania, aż w końcu na rozbudzenie wziął sobie kilka cukierków z woreczka i ciamkał z radością. Uwielbiał słodycze - to tak naprawdę jego dieta, ale jaka przyjemna! Dumał przy tym nad miastem, który powinien sobie obrać za cel i zlokalizować tam przytulny kąt. Wiele nie musiał mieć, nauczył się żyć bardzo skromnie.
Oroka odpadała, tutaj ciągle padał deszcz, zresztą ciągle kojarzy mu się z miejscem pogrzebu jego przybranej matki. Kazan z kolei roił się od demonów, które bardzo łatwo mogły odnaleźć Ukye, a tego nie chciał - wolał sam złapać odpowiednie "kontakty" z osobnikami ze swojej rasy. Intensywnie główkował nad Fune, ale stwierdził, że to zbyt radosne miasteczko pełne ludzi, gdzie musiałby przeciskać się przez stragany jak za pierwszym razem. Chiru było zbyt lodowatym miejscem, nie mógłby swobodnie latać i patrolować - na pewno nie znalazłby tam ciepłego kąta. Zostało tylko jedno miejsce, które z początku chciał odrzucić, ale z drugiej strony... Shinseina, wspominana jako miasto Aniołów, nie przyszłaby do głowy żadnemu innemu demonowi jako miejsce przebywania. Widział tam wiele ciekawych obiektów, które mógłby zająć. Z weselszą buźką pożegnał się bez ceremoniału z poddaszem, a ruszył dziarsko po drabinie, a później wolnym krokiem do Shinseiny!
[z tematu=Do Shinseiny!]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach