Stary Cmentarz
Sob 23 Lis 2013, 12:50
Raczej element krajobrazu niż faktyczny cmentarz, ale czasami słychać jęki zza grobów. Co to może oznaczać?
Dawno opuszczone miejsce. Od czasu do czasu przychodzi tutaj grupka dziwnie ubranych osobników odprawiać jakieś dziwne rytuały, ale nikt nie wie jakie. Boją się o zdrowie i zycie.
Dawno opuszczone miejsce. Od czasu do czasu przychodzi tutaj grupka dziwnie ubranych osobników odprawiać jakieś dziwne rytuały, ale nikt nie wie jakie. Boją się o zdrowie i zycie.
Re: Stary Cmentarz
Pią 29 Lis 2013, 00:27
Co konkuro mógłby robić w takim miejscu jak to? Właśnie chodzi o to, ze sam tego nie wie...
Postać w masce i płaszczu mijała coraz to liczniejsze drzewa, z myślą - Trzeba uciekać. Uciekać jak najdalej... Od starego życia... Kurde mogłem zostawić list ojcu - O tym to nasz bohater nie pomyślał. Starał się pomyśleć o wszystkim, a jednak i tak widział wszystkie błędy które popełnił, czyniąc tak, a nie inaczej.
Ze zgrabnością kota omijał wszystkie gałęzie. Szukał jakiegoś schronienia, bo było W KIJ ZIMNO! Przystał na chwilkę i przemyślał sobie co robić dalej. Przeskakiwał z nogi na nogę, bo doskwierał mu wszechogarniający chłód. Czemu miał uciekać w zimę? Nie mógł sobie wybrać lata?
Wtedy wpadł na strasznie dziwny pomysł... Tylko on mógł na taki wpaść!
- SCHOWAM SIĘ POD ZIEMIĄ OD CO - Będzie cieplej. Tak na pewno...
Można go okrzyknąć królem pomysłowości... Postać zaczęła odgarniać małą warstwę śniegu, ale zobaczyła, że ziemia jest cos dziwnie twarda... Potrzebne byłoby jakieś narzędzie. Mężczyzna zaczął sie rozglądać za czymś dogodnym i zauważył stary cmentarz w środku lasu. I CO TAM BYŁO?!
OCZYWIŚCIE GRÓB! Jednak nie taki wcale zwykły, lecz wyglądał jak domeczek, a raczej bunkier atomowy... Widać nawet po śmierci, bał się, że jego ciało zostanie zbombardowane bomba atomową... Najtrudniej jest otworzyć te ciężkie drzwi, z kamienia. Ani łomem się ich nie dało... Nawet jakąś tabliczka nagrobna, się ich nie sforsowało, ani co najmniej zarysowało... Konkuro burza mózgów...
- WIEM! SEZAMIE OTWÓRZ SIĘ! - Ależ oczywiscie, ze po tych słowach drzwi się otworzyły. Konkuro wszedł do środka i od razu poczuł zgniliznę. Dorwał pochodnię po prawej stronie i zapalił. Schody skrzypiały, bo byly wykonane z drewna i jak nie... JEBUT!!! Konkuro znalazł się na dole i spadł koło leżącego sobie miecza.
- Od razu cieplej - Powiedział jednocześnie ściągając swój płaszcz, bo trochę przemókł... Podpalił drugą pochodnię która była w środku i powiesił koło niej płaszcz. Był całkiem nagi, jedynie w bokserkach. Lipa by była, gdyby teraz ktoś go zobaczył. Chociaż i tak nie miał się czego wstydzić. Tego umięśnionego ciała? tych długich, potężnych wysportowanych nóg? Nie ścierpiałby jednak ponownych zachwytów...
Robiło sie zimno, więc zaczął przeskakiwać z nogę na nogę i pocierać ręce. Przeklina pod nosem i rozpalił wszystkie dostępne pochodnie, aby było cieplej.... tylko...
Czemu tu nie ma żadnego ciała?
Postać w masce i płaszczu mijała coraz to liczniejsze drzewa, z myślą - Trzeba uciekać. Uciekać jak najdalej... Od starego życia... Kurde mogłem zostawić list ojcu - O tym to nasz bohater nie pomyślał. Starał się pomyśleć o wszystkim, a jednak i tak widział wszystkie błędy które popełnił, czyniąc tak, a nie inaczej.
Ze zgrabnością kota omijał wszystkie gałęzie. Szukał jakiegoś schronienia, bo było W KIJ ZIMNO! Przystał na chwilkę i przemyślał sobie co robić dalej. Przeskakiwał z nogi na nogę, bo doskwierał mu wszechogarniający chłód. Czemu miał uciekać w zimę? Nie mógł sobie wybrać lata?
Wtedy wpadł na strasznie dziwny pomysł... Tylko on mógł na taki wpaść!
- SCHOWAM SIĘ POD ZIEMIĄ OD CO - Będzie cieplej. Tak na pewno...
Można go okrzyknąć królem pomysłowości... Postać zaczęła odgarniać małą warstwę śniegu, ale zobaczyła, że ziemia jest cos dziwnie twarda... Potrzebne byłoby jakieś narzędzie. Mężczyzna zaczął sie rozglądać za czymś dogodnym i zauważył stary cmentarz w środku lasu. I CO TAM BYŁO?!
OCZYWIŚCIE GRÓB! Jednak nie taki wcale zwykły, lecz wyglądał jak domeczek, a raczej bunkier atomowy... Widać nawet po śmierci, bał się, że jego ciało zostanie zbombardowane bomba atomową... Najtrudniej jest otworzyć te ciężkie drzwi, z kamienia. Ani łomem się ich nie dało... Nawet jakąś tabliczka nagrobna, się ich nie sforsowało, ani co najmniej zarysowało... Konkuro burza mózgów...
- WIEM! SEZAMIE OTWÓRZ SIĘ! - Ależ oczywiscie, ze po tych słowach drzwi się otworzyły. Konkuro wszedł do środka i od razu poczuł zgniliznę. Dorwał pochodnię po prawej stronie i zapalił. Schody skrzypiały, bo byly wykonane z drewna i jak nie... JEBUT!!! Konkuro znalazł się na dole i spadł koło leżącego sobie miecza.
- Od razu cieplej - Powiedział jednocześnie ściągając swój płaszcz, bo trochę przemókł... Podpalił drugą pochodnię która była w środku i powiesił koło niej płaszcz. Był całkiem nagi, jedynie w bokserkach. Lipa by była, gdyby teraz ktoś go zobaczył. Chociaż i tak nie miał się czego wstydzić. Tego umięśnionego ciała? tych długich, potężnych wysportowanych nóg? Nie ścierpiałby jednak ponownych zachwytów...
Robiło sie zimno, więc zaczął przeskakiwać z nogę na nogę i pocierać ręce. Przeklina pod nosem i rozpalił wszystkie dostępne pochodnie, aby było cieplej.... tylko...
Czemu tu nie ma żadnego ciała?
Re: Stary Cmentarz
Pią 29 Lis 2013, 18:42
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie... Niegdyś Miris bawiły by takie teksty... Bawiłyby, gdyby ich dosłowne znaczenie, nie ukazywało by jej się co minutę, godzinę, dobę. W kółko, przez paręset lat, a przynajmniej tak się wydawało tej dziewczynie. Jak bowiem można dokładnie określić czas, gdy "pokojem" jest miecz, domem grobowiec, a współlokatorem... No właśnie! Gdzie się podział ten stary drań?! Przecież jeszcze do niedawna tu był. A przynajmniej był tu w okresie do kilkudziesięciu lat wstecz.
- Chyba zaczynam mieć omamy... Liczby się mieszają, obrazy są zamglone... Może śmierć nie byłaby takim złym pomysłem? Tylko gdzie jej teraz szukać?- Mruczała cicho demonica i choć w normalnych warunkach jej słowa byłyby praktycznie niesłyszalne dla ludzkiego ucha, akustyka grobowca je pogłaśniała. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi, jeszcze mocniej podkreślał to, w jak beznadziejnej sytuacji znalazła się Mir. Nie mogła ani gdziekolwiek pójść, ani z kimkolwiek pogadać, ani nawet zakończyć swej egzystencji. Nagle jednak, w pomieszczeniu znajdującym się piętro wyżej (bo oczywiście ludzie mieli pietra przed zdziadziałym czarnoksiężnikiem i musieli mu zbudować grób z piwnicą) rozległ się dziwny dźwięk. Przypominał on szuranie po kamiennym podłoży, jakąś ciężką, kamienną lub metalową płytą. Płytą... Drzwi! I w tym właśnie momencie, dziewczyna ponownie zamilkła jak grób. Kto mógł być na tyle głupi lub odważny (choć odwaga nie wyklucza głupoty), by zakłócić spokój grobowca istoty, której dokonań jeszcze paręset lat temu bały się całe miasta. W każdym razie czekała, czekała i zaczęła się zastanawiać, czy znów nie ma halucynacji, gdyż po jakimś czasie jej metalicznym oczom ukazał się... Młody mężczyzna.
- Ty... Kim jesteś?- Nie mogła się powstrzymać. Musiała się przekonać, czy to się dzieje naprawdę.
- Chyba zaczynam mieć omamy... Liczby się mieszają, obrazy są zamglone... Może śmierć nie byłaby takim złym pomysłem? Tylko gdzie jej teraz szukać?- Mruczała cicho demonica i choć w normalnych warunkach jej słowa byłyby praktycznie niesłyszalne dla ludzkiego ucha, akustyka grobowca je pogłaśniała. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi, jeszcze mocniej podkreślał to, w jak beznadziejnej sytuacji znalazła się Mir. Nie mogła ani gdziekolwiek pójść, ani z kimkolwiek pogadać, ani nawet zakończyć swej egzystencji. Nagle jednak, w pomieszczeniu znajdującym się piętro wyżej (bo oczywiście ludzie mieli pietra przed zdziadziałym czarnoksiężnikiem i musieli mu zbudować grób z piwnicą) rozległ się dziwny dźwięk. Przypominał on szuranie po kamiennym podłoży, jakąś ciężką, kamienną lub metalową płytą. Płytą... Drzwi! I w tym właśnie momencie, dziewczyna ponownie zamilkła jak grób. Kto mógł być na tyle głupi lub odważny (choć odwaga nie wyklucza głupoty), by zakłócić spokój grobowca istoty, której dokonań jeszcze paręset lat temu bały się całe miasta. W każdym razie czekała, czekała i zaczęła się zastanawiać, czy znów nie ma halucynacji, gdyż po jakimś czasie jej metalicznym oczom ukazał się... Młody mężczyzna.
- Ty... Kim jesteś?- Nie mogła się powstrzymać. Musiała się przekonać, czy to się dzieje naprawdę.
Re: Stary Cmentarz
Pią 29 Lis 2013, 22:40
z Ulic miasta
Dotarła tutaj po ponad trzygodzinnej podróży środkami publicznej komunikacji miejskiej w której było naprawdę wiele ciekawych osobistości. Jeden narkoman, który wstrzyknął sobie chyba ze trzy strzykawki jakiegoś środku w trakcie piętnastu minut. Oczywiście to na oczach około dziesięciu osób, gdzie pewnie ze trzy również coś brały. Przynajmniej podciąganie jednej było raczej wciąganiem czegoś. W drugim autobusie jechał znów jakiś wojskowy który bawił się ogniem, ale nie w takim sensie. Raz na jednym palcu, potem na innym i tak na każdym, a potem podpalił włosy kobiecie przed nim, a ta wybiegła z wrzaskiem. Władca ognia, wojskowy, a taki bezczelny. Trochę ją ta sytuacja rozbawiła, ale miała ochotę uciąć mu te palce. Dobrze, że się opamiętała, ponieważ musiał być od niej znacznie mocniejszy. W końcu jej moc była niczym w porównaniu do tego jak jeszcze jako anioł przebywała w niebie, tuż przed jego opuszczeniem. Przystanek głosił, iż jest na cmentarzu, ale ciężko było dojrzeć przez tą mgłę i smog. W końcu dotarła do bramy i przekroczyła wrota do świata umarłych. Spodziewała się, że jest tu identyczny klimat jak w parku Oroki, ale było zaskakująco spokojnie. Nie czuła złego, przykrego nastroju poza tym bijącym od jednej osoby. Wydawało się jakby ta osoba cierpiała od bardzo dawna. Drugiej było źle z jakiegoś powodu, ale po co ktoś tu siedział skoro nie było mu przyjemnie? Czyżby odwiedzał grób. Szła tak przed siebie, ponieważ nie mogła zlokalizować tych osób. Chodziła między grobami, wyczuwała ten podły nastrój, ale nikogo nie widziała. Żadnej żywej duszy, żadnego satanisty, ani demona.
- Co jest do cholery?
OoC:
Takishita przywędrowała za nastrojem Miris, ale nie wie gdzie jesteście, także sobie możecie pisać, a jak wyjdziecie to mnie będzie raczej widać i was wtedy zresztą też.
Dotarła tutaj po ponad trzygodzinnej podróży środkami publicznej komunikacji miejskiej w której było naprawdę wiele ciekawych osobistości. Jeden narkoman, który wstrzyknął sobie chyba ze trzy strzykawki jakiegoś środku w trakcie piętnastu minut. Oczywiście to na oczach około dziesięciu osób, gdzie pewnie ze trzy również coś brały. Przynajmniej podciąganie jednej było raczej wciąganiem czegoś. W drugim autobusie jechał znów jakiś wojskowy który bawił się ogniem, ale nie w takim sensie. Raz na jednym palcu, potem na innym i tak na każdym, a potem podpalił włosy kobiecie przed nim, a ta wybiegła z wrzaskiem. Władca ognia, wojskowy, a taki bezczelny. Trochę ją ta sytuacja rozbawiła, ale miała ochotę uciąć mu te palce. Dobrze, że się opamiętała, ponieważ musiał być od niej znacznie mocniejszy. W końcu jej moc była niczym w porównaniu do tego jak jeszcze jako anioł przebywała w niebie, tuż przed jego opuszczeniem. Przystanek głosił, iż jest na cmentarzu, ale ciężko było dojrzeć przez tą mgłę i smog. W końcu dotarła do bramy i przekroczyła wrota do świata umarłych. Spodziewała się, że jest tu identyczny klimat jak w parku Oroki, ale było zaskakująco spokojnie. Nie czuła złego, przykrego nastroju poza tym bijącym od jednej osoby. Wydawało się jakby ta osoba cierpiała od bardzo dawna. Drugiej było źle z jakiegoś powodu, ale po co ktoś tu siedział skoro nie było mu przyjemnie? Czyżby odwiedzał grób. Szła tak przed siebie, ponieważ nie mogła zlokalizować tych osób. Chodziła między grobami, wyczuwała ten podły nastrój, ale nikogo nie widziała. Żadnej żywej duszy, żadnego satanisty, ani demona.
- Co jest do cholery?
OoC:
Takishita przywędrowała za nastrojem Miris, ale nie wie gdzie jesteście, także sobie możecie pisać, a jak wyjdziecie to mnie będzie raczej widać i was wtedy zresztą też.
Re: Stary Cmentarz
Sob 30 Lis 2013, 10:11
Zastanowiło go w tym miejscu jedno... CZEMU TU DO CHOLIBY NIE MA ŻADNEGO GROBU?! Podchodził do ścian i zaczął je "Odpukiwać', nasłuchując. Zapukał tu i tam, ale echo wydawało się takie same. Jednak za piątym bodajże razem...
- ZNALAZŁEM! - Powiedział dumny z siebie. Echo w tym miejscu wykazywało zamurowaną pustą przestrzeń. Coś musiało być na rzeczy i wtedy... Ujrzał to, było jak zbawienie, w tym okrutnym czasie... Młotek (Swoją droga ciekawo dlaczego tutaj był)
Konkuro złapał za drewnianą końcówkę i zaczął szybkimi ruchami napierdzielać w miejsce Echa. Oczywiście, że ściana w tym miejscu była dość krucha... Zrobił w tym miejscu dziurę, więc wsadził tam swoją głowę, mówiąc:
- Dzień dobry, nie chcielibyście porozmawiać o bogu? - Jego echo rozniosło się w pustej przestrzeni. Poszedł po pochodnię i oświetlił to, co było za dziurą. Wyglądało na wielki kilkudziesięcioosobowy grobowiec.
-O o o, ale tu sztywno. - Zaśmiał się przez chwilę i na jego twarzy wymalował się grymas strachu...
- SŁYSZE GŁOSY W SWOJEJ GŁOWIE?! - Powiedział sobie w myślach i złapał się za uszy nie dowierzając, że ktoś się do niego odezwał. Przecież "drzwi" a raczej "wrota" zamknął za sobą. A teraz ktoś miał tu wejść cicho jak myszka? Nie wytrzymał i zaczął się rozglądać. Przecież tu nikogo nie ma, nie było... Dla pewności złapał za miecz z okrzykiem
- POKAŻ SIĘ KIMKOLWIEK JESTEŚ! Jestem uzbrojony! - Przybrał pozę władcy "Świętego Miecza".
- ZNALAZŁEM! - Powiedział dumny z siebie. Echo w tym miejscu wykazywało zamurowaną pustą przestrzeń. Coś musiało być na rzeczy i wtedy... Ujrzał to, było jak zbawienie, w tym okrutnym czasie... Młotek (Swoją droga ciekawo dlaczego tutaj był)
Konkuro złapał za drewnianą końcówkę i zaczął szybkimi ruchami napierdzielać w miejsce Echa. Oczywiście, że ściana w tym miejscu była dość krucha... Zrobił w tym miejscu dziurę, więc wsadził tam swoją głowę, mówiąc:
- Dzień dobry, nie chcielibyście porozmawiać o bogu? - Jego echo rozniosło się w pustej przestrzeni. Poszedł po pochodnię i oświetlił to, co było za dziurą. Wyglądało na wielki kilkudziesięcioosobowy grobowiec.
-O o o, ale tu sztywno. - Zaśmiał się przez chwilę i na jego twarzy wymalował się grymas strachu...
- SŁYSZE GŁOSY W SWOJEJ GŁOWIE?! - Powiedział sobie w myślach i złapał się za uszy nie dowierzając, że ktoś się do niego odezwał. Przecież "drzwi" a raczej "wrota" zamknął za sobą. A teraz ktoś miał tu wejść cicho jak myszka? Nie wytrzymał i zaczął się rozglądać. Przecież tu nikogo nie ma, nie było... Dla pewności złapał za miecz z okrzykiem
- POKAŻ SIĘ KIMKOLWIEK JESTEŚ! Jestem uzbrojony! - Przybrał pozę władcy "Świętego Miecza".
Re: Stary Cmentarz
Sob 30 Lis 2013, 17:04
- Co ty wyprawiasz?! Chcesz sprowadzić na siebie gniew umarłych?!- Krzyknęła Mir, obserwując jak nieznajomy chłopak wymyślił sobie, by dokopać się do dalszych części grobowca, w której mieścili się albo przypadkowi zmarli, albo wyniki eksperymentów jej dawnego pana.
- Nie... Nie... To musi mi się śnić...- Była załamana bezmyślnością młodzieńca, który nie tylko odważył się wkroczyć na teren cmentarza Oroki, ale również bawić się w jednym z grobów w gościa od rozbiórek. A o czym on chciał niby rozmawiać z istotami, które od dziesiątków lat są martwe? O Bogu?!
- Przykro mi cię zawiadomić, ale Bóg raczej opuścił Orokę.- Zaśmiała się, przypomniawszy sobie świątynię, która niegdyś powstała na tym padole łez. Początkowo może i wyglądała jak kościół ku czci najwyższego, ale już wkrótce po otwarciu bram, zaczęły się tam dziać rzeczy, które dalece odbiegały od świętych ceremonii. Sekty... Na myśl o nich, Miris od razu zrzedła mina. Nienawidziła tym diabelskich pomazańców, którzy tylko prosili się o wieczne męczarnie w piekle.
- Halo! Tutaj jestem! Mógłbyś z łaski swojej mnie odstawić?- Zawołała nagle, czując jak chłopak podnosi ją do góry myśląc, że ktoś chce go... Napastować? Nie... To ostatnia rzecz, jaka mogłaby mu się tu przytrafić...
- A tak w ogóle, to spokojnie. Skoro jeszcze żyjesz, to przez najbliższe kilka minut raczej nic ci się nie powinno stać, więc ochłoń trochę. Jesteś jakiś blady.
- Nie... Nie... To musi mi się śnić...- Była załamana bezmyślnością młodzieńca, który nie tylko odważył się wkroczyć na teren cmentarza Oroki, ale również bawić się w jednym z grobów w gościa od rozbiórek. A o czym on chciał niby rozmawiać z istotami, które od dziesiątków lat są martwe? O Bogu?!
- Przykro mi cię zawiadomić, ale Bóg raczej opuścił Orokę.- Zaśmiała się, przypomniawszy sobie świątynię, która niegdyś powstała na tym padole łez. Początkowo może i wyglądała jak kościół ku czci najwyższego, ale już wkrótce po otwarciu bram, zaczęły się tam dziać rzeczy, które dalece odbiegały od świętych ceremonii. Sekty... Na myśl o nich, Miris od razu zrzedła mina. Nienawidziła tym diabelskich pomazańców, którzy tylko prosili się o wieczne męczarnie w piekle.
- Halo! Tutaj jestem! Mógłbyś z łaski swojej mnie odstawić?- Zawołała nagle, czując jak chłopak podnosi ją do góry myśląc, że ktoś chce go... Napastować? Nie... To ostatnia rzecz, jaka mogłaby mu się tu przytrafić...
- A tak w ogóle, to spokojnie. Skoro jeszcze żyjesz, to przez najbliższe kilka minut raczej nic ci się nie powinno stać, więc ochłoń trochę. Jesteś jakiś blady.
Re: Stary Cmentarz
Sob 30 Lis 2013, 18:52
Jej pytanie było całkiem trafne, ponieważ nie pasował jej ten klimat, bo jak mogło nikogo nie być na takim dużym cmentarzu. Zapomniano całkowicie o zmarłych? Może Ci co tu leżeli czymś bardzo mocno zawinili? W pewnym momencie usłyszała huk, jakby uderzenia czymś mocny, jakby coś się gdzieś sypało, a dochodziło to mniej więcej z dość dużego grobu, który wyglądał jak bunkier przeciwrakietowy. Z pewnością mógł należeć do wamirów, a więc może to jest ich kryjówka. Miała obawy przed sprawdzeniem tego, ponieważ przeciw nim w obecnej chwili nie miała szans. Z drugiej strony raz kozie śmierć, najwyżej po śmierci zostanie demonem albo ją najwyższy zneutralizuje. Stanie się demonem nie napalało jej, ponieważ straciłaby wiele ciekawych możliwości, które posiadała teraz. A jedną z tych super umiejętności była możliwość przemawiania telepatycznie, czyli mogła to wykorzystać do przerażenia tych, którzy mogą się znajdować w grobowcu. Jeżeli wyjdą w popłochu to będzie bezpieczna, a nadarzy się okazja do pocięcia albo sprawdzenia z kim może mieć do czynienia. Podeszła do wrót i wtedy usłyszało echo głosów, ale były zbyt ciche i niewyraźne. Zrozumiała tylko niektóre ze słów:
Spokojnie... żyjesz... kilka minut... ochłoń... blady.
Słowa te dziwnie dźwięczały, ale składały się w jedną całość. Nie mogła być pewna czy dobrze zrozumiała, bo chyba były jakieś słowa pomiędzy, ale zalatywało strasznie jakimś kultem. Postanowiła, że wykorzysta swoje umiejętności zanim zmierzy się bezpośrednio ze źródłem głosów. Stała na górze w wejściu i sięgnęła myślą ku dole i przemówiła do głów, na kogokolwiek trafi, na tego bęc i ją usłyszy.
== Słuchajcie śmiertelnicy, ponieważ nie będę powtarzać. Kto w grobach grzebie, ten w grobach pozostanie! Opuśćcie to miejsce, a uniknie was ta kara. =
Przemówiła telepatycznie, a starała się mieć jak najbardziej poważny głos. ( TAKI taki JAK TEN pierwszy głos kobiecy)
Po tym jak zakończyła przemowę do ich głów zaczęła się w duchu śmiać, ponieważ wydawało jej się to bardzo zabawne. Chciałaby zobaczyć miny tych, którzy to usłyszeli.
Spokojnie... żyjesz... kilka minut... ochłoń... blady.
Słowa te dziwnie dźwięczały, ale składały się w jedną całość. Nie mogła być pewna czy dobrze zrozumiała, bo chyba były jakieś słowa pomiędzy, ale zalatywało strasznie jakimś kultem. Postanowiła, że wykorzysta swoje umiejętności zanim zmierzy się bezpośrednio ze źródłem głosów. Stała na górze w wejściu i sięgnęła myślą ku dole i przemówiła do głów, na kogokolwiek trafi, na tego bęc i ją usłyszy.
== Słuchajcie śmiertelnicy, ponieważ nie będę powtarzać. Kto w grobach grzebie, ten w grobach pozostanie! Opuśćcie to miejsce, a uniknie was ta kara. =
Przemówiła telepatycznie, a starała się mieć jak najbardziej poważny głos. ( TAKI taki JAK TEN pierwszy głos kobiecy)
Po tym jak zakończyła przemowę do ich głów zaczęła się w duchu śmiać, ponieważ wydawało jej się to bardzo zabawne. Chciałaby zobaczyć miny tych, którzy to usłyszeli.
Re: Stary Cmentarz
Sob 30 Lis 2013, 19:45
Głosy- wszędzie głosy. Konkuro, niemal nie dostaje palpitacji serca z tego powodu. Nie może zrozumieć kto do niego mówi... - Stwórca? - Ponownie uważnie się rozgląda, nie dowierzając w to, co słyszy. chyba zimno porządnie padło mu na mózg... I wtedy dostał olśnienia, bo głos znów mu coś oświadczył. "Mógłbyś mnie z laski swojej odstawić?". Jak grom z jasnego nieba, wszystko stało się jasne
- Gadający miecz? Ale jazdaaa... Powiedział zgodnie z jego/jej prośbą go/ją odstawiając. Nie był pewny, czy ma teraz myśleć o tym, jako ona, czy ono. Z uśmieszkiem powiedział
- Poczekaj na mnie chwile muszę coś załatwić - po tym szybko dał nura w dziurę, skacząc na szczupaka. Gdy już przezeń przeleciał, zrobił "fikołajka" lądując po drugiej stronie.
- Ja pierdziele jak ciemno - Powiedział głośno, aby poinformować o tym jego przyszłego miecza. Natychmiast wręcz, wyprostował się i... Jego oczy przestały być "Kotowate", a przybrały inny odcieni... Jego druga osobowość doszła do głosu. Konkuro, już nie był tym samym człowiekiem... Nawet jego głos się zmienił, na bardziej męski i wojowniczy.
- Nieźle ktoś tu napierdzielił w duszach zmarłych - Powiedział już sam do siebie. Podchodził do zwłok i patrzył na puste oczodoły... Przy jednych trupach jego wzrok był "Niebieski jak niebo", a przy tych które były złe za życia "piekielnie czerwone". Co on zrobił?! Pewnie się zapytacie...
- Niech wasze dusze wreszcie zaznają spokoju. Nie ładnie to pieczętować dusze na wieczność... co to za cholernik zrobił? - Następnie epicki skok z powrotem przez dziurę. Konkuro tym razem popatrzył się na miecz... - Ty też?! Może ci pomogę... -Wyciągnął rękę przed siebie i dotknął rękojeści.
Jego wzrok znów powrócił do normalności. Wyszeptał...
- Jesteś mi coś winien... K-u-r-o - Wtedy też do jego głowy wtargnął Głos. Który doniośle, jak przemówienie "Hitlera", rozbrzmiewał w jego głowie.
Bohater nie miał czasu na podjęcie decyzji, złapał za miecz i cisnął go/ją jak włócznią w kierunku wejścia! (to się Taki zdziwisz)
- Uratuję przynajmniej ciebie! BO NA MNIE MOŻE BYĆ ZA PÓŹNO - Stwierdził z uśmiechem. Następnie skierował się powolnym krokiem w stronę wyjścia.
OCC: Miris, dotyk mojej postaci, będąc drugą postacią Tsuinzu, możesz wykorzystać, jako pretekst do uwolnienia się. W sensie, może to być "wywabienie twojej duszy" z pieczęci. a od tak pomyślałem czemu nie dać ci jakieś sposobności i pomysłu ";]"
- Gadający miecz? Ale jazdaaa... Powiedział zgodnie z jego/jej prośbą go/ją odstawiając. Nie był pewny, czy ma teraz myśleć o tym, jako ona, czy ono. Z uśmieszkiem powiedział
- Poczekaj na mnie chwile muszę coś załatwić - po tym szybko dał nura w dziurę, skacząc na szczupaka. Gdy już przezeń przeleciał, zrobił "fikołajka" lądując po drugiej stronie.
- Ja pierdziele jak ciemno - Powiedział głośno, aby poinformować o tym jego przyszłego miecza. Natychmiast wręcz, wyprostował się i... Jego oczy przestały być "Kotowate", a przybrały inny odcieni... Jego druga osobowość doszła do głosu. Konkuro, już nie był tym samym człowiekiem... Nawet jego głos się zmienił, na bardziej męski i wojowniczy.
- Nieźle ktoś tu napierdzielił w duszach zmarłych - Powiedział już sam do siebie. Podchodził do zwłok i patrzył na puste oczodoły... Przy jednych trupach jego wzrok był "Niebieski jak niebo", a przy tych które były złe za życia "piekielnie czerwone". Co on zrobił?! Pewnie się zapytacie...
- Niech wasze dusze wreszcie zaznają spokoju. Nie ładnie to pieczętować dusze na wieczność... co to za cholernik zrobił? - Następnie epicki skok z powrotem przez dziurę. Konkuro tym razem popatrzył się na miecz... - Ty też?! Może ci pomogę... -Wyciągnął rękę przed siebie i dotknął rękojeści.
Jego wzrok znów powrócił do normalności. Wyszeptał...
- Jesteś mi coś winien... K-u-r-o - Wtedy też do jego głowy wtargnął Głos. Który doniośle, jak przemówienie "Hitlera", rozbrzmiewał w jego głowie.
Bohater nie miał czasu na podjęcie decyzji, złapał za miecz i cisnął go/ją jak włócznią w kierunku wejścia! (to się Taki zdziwisz)
- Uratuję przynajmniej ciebie! BO NA MNIE MOŻE BYĆ ZA PÓŹNO - Stwierdził z uśmiechem. Następnie skierował się powolnym krokiem w stronę wyjścia.
OCC: Miris, dotyk mojej postaci, będąc drugą postacią Tsuinzu, możesz wykorzystać, jako pretekst do uwolnienia się. W sensie, może to być "wywabienie twojej duszy" z pieczęci. a od tak pomyślałem czemu nie dać ci jakieś sposobności i pomysłu ";]"
Re: Stary Cmentarz
Pon 02 Gru 2013, 17:06
Stwórca? Dziewczyna co prawda nie pamiętała go. Nawet obraz sądu ostatecznego, wymierzonego na jej duszę, ukazuje się w umyśle jedynie, jako mgła, przez którą prześwitują dziwne światła... A potem tylko ciemność i krzyki potępionych. A teraz, jest tu... Czując na sobie dotyk nieznajomego, zamknęła oczy, chcąc choć na moment odciąć się od wszystkiego. Jednak głos chłopaka nadal docierał do niej docierał.
- Nie... Nie idź tam... Dusze pragną zemsty. Nie ważna, czy ofiarą będzie ich prześladowca, czy obca osoba... Wracaj!- Odrzekła, początkowo spokojnym głosem, lecz gdy przestała już przy sobie czuć obecność blondwłosego, jej ton przerodził się w krzyk. Ponownie otworzyła oczy, starając się wypatrzyć chłopaka, lecz jedyne, co wskazywało, że nadal jest w grobowcu, to głos wydobywający się z wybitej dziury.
" Miły, choć nieostrożny... Szkoda by było, gdyby zginął"- Pomyślała, czekając na powrót nieznajomego lub jakieś odgłosy zza ściany. I wtedy, usłyszała zupełnie inny głos. jakby dołączyła do nich trzecia istota. Mówiła o karze? Phi! Trochę późno na takie groźby... Miris nie przejmowała się więc tajemniczym ostrzeżeniem i nadal wyczekiwała powrotu nieznajomego. Gdy przyszedł, wydawał się inny.
- Hej, wszystko w porządku?- Spytała, zaniepokojona wszystkim, co się zdarzyło od powrotu chłopaka. A prawdopodobnie miało się wydarzyć jeszcze więcej...
- Nie! Stój! Nie musisz!- Chciała go za wszelką cenę zatrzymać, bo nawet odrobinę zaczynała go lubić. Jednak ten ty tak ma (kolejny błędny rycerz). I gdy znów wziął ją w dłoń i wypowiedział ostatnie słowa, w umyśle dziewczyny znów zaczęły się pojawiać obrazy. Obrazy przeszłości... Widziała ludzi, przykutych do ofiarnego ołtarza, jej martwą matkę, swoją śmierć, piekło i... Powrót wśród żywych. Tylko tam mogła zacząć na nowo żyć i odkupić swoje winy. Zaraz... Widziała coś jeszcze... Twarz chłopca, któremu uratowała życie.
- Uciekaj...- Wyszeptała, lecąc przez grobowiec, aż wylądowała na zewnątrz. Przez cały czas czuła przeraźliwy ból, za każdym razem, gdy ukazywały jej się obrazy jej grzechów. Ból jednak mijał, gdy ujrzała to, co zrobiła dobrze. I te światło...
- Co się stało?- Jęknęła, wstając z ziemi. Wstając?! Jakim cudem? Nogi uginały się pod nią, ale znów, nareszcie, była wolna, a tuż przy niej leżał miecz.
- Nie... Nie idź tam... Dusze pragną zemsty. Nie ważna, czy ofiarą będzie ich prześladowca, czy obca osoba... Wracaj!- Odrzekła, początkowo spokojnym głosem, lecz gdy przestała już przy sobie czuć obecność blondwłosego, jej ton przerodził się w krzyk. Ponownie otworzyła oczy, starając się wypatrzyć chłopaka, lecz jedyne, co wskazywało, że nadal jest w grobowcu, to głos wydobywający się z wybitej dziury.
" Miły, choć nieostrożny... Szkoda by było, gdyby zginął"- Pomyślała, czekając na powrót nieznajomego lub jakieś odgłosy zza ściany. I wtedy, usłyszała zupełnie inny głos. jakby dołączyła do nich trzecia istota. Mówiła o karze? Phi! Trochę późno na takie groźby... Miris nie przejmowała się więc tajemniczym ostrzeżeniem i nadal wyczekiwała powrotu nieznajomego. Gdy przyszedł, wydawał się inny.
- Hej, wszystko w porządku?- Spytała, zaniepokojona wszystkim, co się zdarzyło od powrotu chłopaka. A prawdopodobnie miało się wydarzyć jeszcze więcej...
- Nie! Stój! Nie musisz!- Chciała go za wszelką cenę zatrzymać, bo nawet odrobinę zaczynała go lubić. Jednak ten ty tak ma (kolejny błędny rycerz). I gdy znów wziął ją w dłoń i wypowiedział ostatnie słowa, w umyśle dziewczyny znów zaczęły się pojawiać obrazy. Obrazy przeszłości... Widziała ludzi, przykutych do ofiarnego ołtarza, jej martwą matkę, swoją śmierć, piekło i... Powrót wśród żywych. Tylko tam mogła zacząć na nowo żyć i odkupić swoje winy. Zaraz... Widziała coś jeszcze... Twarz chłopca, któremu uratowała życie.
- Uciekaj...- Wyszeptała, lecąc przez grobowiec, aż wylądowała na zewnątrz. Przez cały czas czuła przeraźliwy ból, za każdym razem, gdy ukazywały jej się obrazy jej grzechów. Ból jednak mijał, gdy ujrzała to, co zrobiła dobrze. I te światło...
- Co się stało?- Jęknęła, wstając z ziemi. Wstając?! Jakim cudem? Nogi uginały się pod nią, ale znów, nareszcie, była wolna, a tuż przy niej leżał miecz.
Re: Stary Cmentarz
Pon 02 Gru 2013, 18:03
Nie wiedziała co działo się na dole oraz nie spodziewała się tego co ma nadejść. Słyszała nadal jakieś głosy, potem ktoś krzyczał do kogoś, żeby uciekał, a następnie słychać tylko było świst, jakby zamach miecza. Nagle w ciemności coś błysło i tuż koło jej głowy przeleciał ostry jak brzytwa miecz, przeleciał przez wejście, usłyszała jak wbija się w ziemię za nią, a gdy odwróciła się ujrzała jakąś dziewczynę...
- Co jest do cholery? - powiedziała po raz kolejny i stawało się to jej najczęściej używanym zwrotem.
Poczuła ciepło na policzku i lekkie swędzenie jakby ciekło jej coś po nim. Przetarła ręką, a na niej została krew. Ciśnienie jej skoczyło, a z rany pociekła jeszcze raz strużka krwi, a krople skapnęły na grunt zostawiając plamę. Gdyby na tym cmentarzu znajdował się wampir to już by było ich stadko wokół nich. Przełknęła ślinę na samą myśl o tym.
- Kso. Co za palant rzuca mieczem? Ej, dziewczynko, chcesz się zmierzyć z moją kataną? Zapłacisz mi za tą ranę.
Wzburzyła ją ta sytuacja, ponieważ była przekonana, że to ona ją zaatakowała tylko przez wpatrywanie się w ciemność nie zauważyła jej, bo przecież koło niej był miecz. Jak na upadłego anioła przystało ogarniał ją szał, a miała zamiar skierować go w pełni na tą ledwo stojącą kobietę.
Położyła dłoń na rękojeści katany i wysunęła ją o milimetr, ponieważ mimo ogromnej złości i wzburzonej krwi miała honor i dawała tamtej czas na przygotowanie się. Równocześnie nasłuchiwała odgłosów z tyłu wejścia do krypty, ponieważ słyszała wcześniej drugi głos, więc może się zdarzyć, że zostanie otoczona.
- Co jest do cholery? - powiedziała po raz kolejny i stawało się to jej najczęściej używanym zwrotem.
Poczuła ciepło na policzku i lekkie swędzenie jakby ciekło jej coś po nim. Przetarła ręką, a na niej została krew. Ciśnienie jej skoczyło, a z rany pociekła jeszcze raz strużka krwi, a krople skapnęły na grunt zostawiając plamę. Gdyby na tym cmentarzu znajdował się wampir to już by było ich stadko wokół nich. Przełknęła ślinę na samą myśl o tym.
- Kso. Co za palant rzuca mieczem? Ej, dziewczynko, chcesz się zmierzyć z moją kataną? Zapłacisz mi za tą ranę.
Wzburzyła ją ta sytuacja, ponieważ była przekonana, że to ona ją zaatakowała tylko przez wpatrywanie się w ciemność nie zauważyła jej, bo przecież koło niej był miecz. Jak na upadłego anioła przystało ogarniał ją szał, a miała zamiar skierować go w pełni na tą ledwo stojącą kobietę.
Położyła dłoń na rękojeści katany i wysunęła ją o milimetr, ponieważ mimo ogromnej złości i wzburzonej krwi miała honor i dawała tamtej czas na przygotowanie się. Równocześnie nasłuchiwała odgłosów z tyłu wejścia do krypty, ponieważ słyszała wcześniej drugi głos, więc może się zdarzyć, że zostanie otoczona.
Re: Stary Cmentarz
Pon 02 Gru 2013, 21:00
- Ależ oczywiście, że wszystko w należytym porządku. Nawet lepiej, niż dobrze. Odpowiadał zgodnie z prawdą.
Teraz akcja rzucenia mieczem itd.
Konkuro nie wie dokładnie co się dzieje na górze, lecz słyszy jakieś głosy na zewnątrz. Depta powoli przez schody, jednak jego głowa dziwnie pulsuje. W niej tłoczy się milion myśli, związanych ze zmarłymi. Dusza boga, przyjęła na siebie odpowiedzialność, za złamanie pieczęci, przez co kruchość ciała, zaczęła doskwierać dość mocno. Dopiero w tym momencie można było powiedzieć, że wygląda Blado. Jednak spokój jego nadal był niezmącony i słyszał urywki gadania - Dwóch dziewczyn. Wyszedł powolnym krokiem i zbliżał się do Kobiety która trzymała rękę na rękojeści katany(Takishita). Z początku była odwrócona do niego plecami, dlatego powiedział donośnym głosem.
- To byłem ja, a teraz łaskawie powstrzymaj swoje mordercze zapędy. Chyba, że chcesz się z NAMI zmierzyć. - Popatrzył na nią i bezceremonialnie położył swoją rękę, na jej dłoni okalającej rękojeść.(Obojętnie czy musiałby obejść ją na około, czy łaskawie by się odwróciła). Wtedy też popatrzył się prosto w oczy tejże dziewczyny. Drugą ręką powoli zaczął muskając jej policzek zmazując krew.
- Wybacz, czerwony kolor ci nie pasuje. -Szybko zabrał obie ręce, aby nie denerwować kobiety. Mrugnął w jej stronę. Odstąpił o krok. Spoglądał teraz w kierunku nowej dziewczyny, stojącej koło wbitej Katany.
Być może uważacie, że postąpił idiotycznie i zuchwale. W każdym bądź razie macie racje, cokolwiek myślicie.
Nasz Bohater teraz przyglądał się tej drugiej.
- A ty to kto? Odejdź od mojego przyszłego miecza. -Powiedział podwyższonym tonem, chcąc uratować gadający miecz, przed zakoszeniem go przed osobą trzecią.
- Wiem co knujecie... Nie zabierzecie mi go. - Zaczął robić kilka kroków w tamtą stronę, jednak uważając nadal na atak z tyłu. Nie miał zamiaru na to chwilę wdawać się w bójkę. Mimo, iż niedawno mówił całkowicie coś innego. Po prostu blefował zachowując kamienną twarz. A mówiąc wtedy "Nami", nie miał nikogo konkretnego na myśli. Czysty nieskazitelny blef, którym czasem wygrywa się wojny...
Teraz akcja rzucenia mieczem itd.
Konkuro nie wie dokładnie co się dzieje na górze, lecz słyszy jakieś głosy na zewnątrz. Depta powoli przez schody, jednak jego głowa dziwnie pulsuje. W niej tłoczy się milion myśli, związanych ze zmarłymi. Dusza boga, przyjęła na siebie odpowiedzialność, za złamanie pieczęci, przez co kruchość ciała, zaczęła doskwierać dość mocno. Dopiero w tym momencie można było powiedzieć, że wygląda Blado. Jednak spokój jego nadal był niezmącony i słyszał urywki gadania - Dwóch dziewczyn. Wyszedł powolnym krokiem i zbliżał się do Kobiety która trzymała rękę na rękojeści katany(Takishita). Z początku była odwrócona do niego plecami, dlatego powiedział donośnym głosem.
- To byłem ja, a teraz łaskawie powstrzymaj swoje mordercze zapędy. Chyba, że chcesz się z NAMI zmierzyć. - Popatrzył na nią i bezceremonialnie położył swoją rękę, na jej dłoni okalającej rękojeść.(Obojętnie czy musiałby obejść ją na około, czy łaskawie by się odwróciła). Wtedy też popatrzył się prosto w oczy tejże dziewczyny. Drugą ręką powoli zaczął muskając jej policzek zmazując krew.
- Wybacz, czerwony kolor ci nie pasuje. -Szybko zabrał obie ręce, aby nie denerwować kobiety. Mrugnął w jej stronę. Odstąpił o krok. Spoglądał teraz w kierunku nowej dziewczyny, stojącej koło wbitej Katany.
Być może uważacie, że postąpił idiotycznie i zuchwale. W każdym bądź razie macie racje, cokolwiek myślicie.
Nasz Bohater teraz przyglądał się tej drugiej.
- A ty to kto? Odejdź od mojego przyszłego miecza. -Powiedział podwyższonym tonem, chcąc uratować gadający miecz, przed zakoszeniem go przed osobą trzecią.
- Wiem co knujecie... Nie zabierzecie mi go. - Zaczął robić kilka kroków w tamtą stronę, jednak uważając nadal na atak z tyłu. Nie miał zamiaru na to chwilę wdawać się w bójkę. Mimo, iż niedawno mówił całkowicie coś innego. Po prostu blefował zachowując kamienną twarz. A mówiąc wtedy "Nami", nie miał nikogo konkretnego na myśli. Czysty nieskazitelny blef, którym czasem wygrywa się wojny...
Re: Stary Cmentarz
Wto 03 Gru 2013, 17:42
Mir była skołowana. Nie wiedziała, skąd nagle na cmentarzu zgromadził się taki tłum (tak, trzy osoby na takim zadu*** to już tłum), ani jak to się stało, że znów jest wolna. Przecież nawet będąc uwięziona w mieczu, nie straciła swoich mocy. Były one jednak blokowane przez magiczną pieczęć, którą... Ktoś najwidoczniej musiał zdjąć. Nadal chybocząc się na dawno nie używanych kończynach, dziewczyna rozglądała się nerwowo na boki. W pierwszej chwili zignorowała słowa nieznajomej kobiety, której kilka kropel krwi znajdowało się teraz na ostrzu miecza. Dopiero, gdy do uszu Miris dotarł delikatny, krótki dźwięk stali przesuwanej przez klingę, szybko skierowała spojrzenie na nowo przybyłą. Ta nie wyciągnęła jednak oręża w całości, za co demonicą była jej w pewnym sensie wdzięczna. Nie czuła się jeszcze na tyle dobrze, by stanąć z kimkolwiek do walki. Potrzebowała co najmniej paru minut na rozruszanie kości i... Przypomnienie sobie jak to jest korzystać z mocy. Wciąż czuła bowiem magiczną energię, lecz przed ponownym użyciem jej, przydałby się ponowny trening.
- Nigdy nie atakuje pierwsza. Po za tym, prawdziwa wojowniczka, nie powinna się przejmować byle ranką. Takie zachowanie, to ujma na honorze.- Odrzekła, starając się, by jej głos zabrzmiał w miarę poważnie, choć obraz przed oczami nadal lekko wirował. Zdołała jednak po chwili dostrzec swojego "wybawcę", który na początku skupił swoją uwagę na nieznajomej.
- Jaki romantyk.- Zachichotała po cichu, słysząc jego słowa, skierowane do towarzyszącej im kobiety. I już miała podejść do niego bliżej, gdy nagle poczuła na sobie jego spojrzenie.
- Co?!- Spytała, nie do końca rozumiejąc, dlaczego zaczął mieć do niej o cokolwiek pretensje. Przecież nie zapraszała go do krypty. Sam wlazł, a teraz nagle z miłego chłopaka, stał się... dziwny. Dopiero później Miri zrozumiała, dlaczego tak się zachowywał. Nie była już uwięziona w mieczu, dlatego jej nie rozpoznał.
- Nie wiem, o kim mówisz, ale w grobowcu byliśmy tylko my dwoje i trupy. A miecz?- Spojrzała na kawałek żelastwa, lezący tuż przy niej.
- Mam z nim same złe wspomnienia, więc jeśli tak bardzo ci zależy, to go weź. Uznaj to za nagrodę, za uratowanie mnie, przed kolejnymi latami, spędzonymi wśród umarłych.- Podniosła oręż z ziemi i podała go chłopakowi.
- A tak po za tym, mam na imię Miris i... Czy mógłbyś mi powiedzieć, który jest obecnie rok?
- Nigdy nie atakuje pierwsza. Po za tym, prawdziwa wojowniczka, nie powinna się przejmować byle ranką. Takie zachowanie, to ujma na honorze.- Odrzekła, starając się, by jej głos zabrzmiał w miarę poważnie, choć obraz przed oczami nadal lekko wirował. Zdołała jednak po chwili dostrzec swojego "wybawcę", który na początku skupił swoją uwagę na nieznajomej.
- Jaki romantyk.- Zachichotała po cichu, słysząc jego słowa, skierowane do towarzyszącej im kobiety. I już miała podejść do niego bliżej, gdy nagle poczuła na sobie jego spojrzenie.
- Co?!- Spytała, nie do końca rozumiejąc, dlaczego zaczął mieć do niej o cokolwiek pretensje. Przecież nie zapraszała go do krypty. Sam wlazł, a teraz nagle z miłego chłopaka, stał się... dziwny. Dopiero później Miri zrozumiała, dlaczego tak się zachowywał. Nie była już uwięziona w mieczu, dlatego jej nie rozpoznał.
- Nie wiem, o kim mówisz, ale w grobowcu byliśmy tylko my dwoje i trupy. A miecz?- Spojrzała na kawałek żelastwa, lezący tuż przy niej.
- Mam z nim same złe wspomnienia, więc jeśli tak bardzo ci zależy, to go weź. Uznaj to za nagrodę, za uratowanie mnie, przed kolejnymi latami, spędzonymi wśród umarłych.- Podniosła oręż z ziemi i podała go chłopakowi.
- A tak po za tym, mam na imię Miris i... Czy mógłbyś mi powiedzieć, który jest obecnie rok?
Re: Stary Cmentarz
Wto 03 Gru 2013, 18:17
Takishita stała w gotowości i czekała, aż się w końcu tamta ocknie. Powinna dobrze pamiętać ostatnie chwile ze swojego życia. Czuła jak krew jej pulsuje na skroniach i ciśnienie uderza do głowy. Jakby jeszcze było mało to tamta ją szkaluje i poucza. To już było zbyt wiele jak na niewątpliwie słabą cierpliwość upadłych.
- Dość tego. Dobieraj swoje słowa!
Nie zdążyła wykonać nawet kroku, a tu głos z tyłu oznajmił, iż to on rzucił tym mieczem. Męski głos oznajmił, że będzie miała z nimi do czynienia. No tak. Z dwójką to lepiej nie zadzierać, ale żeby mężczyzna krzywdził kobietę. Dupek rzuca mieczem na lewo i prawo, a potem myśli, że mu to płazem przejdzie... Jej wściekłość rozbiła się na pół, na nich dwoje, ale nie zrobiła żadnego ruchu, bo poczuła dotyk na swojej dłoni. Przez gniew straciła czujność i dała się podejść od tyłu. Był bezczelny, ponieważ nawet się nie znali, a śmie ją łapać za dłoń jak jakiś rycerzyk. Dotyk w policzek nieco zmienił jej nastrój... Poczuła się dziwnie, bo nikt jej dawno w ten sposób nie dotykał. Odwróciła lekko głowę próbując ukryć zarumienioną twarz, już miała walnąć go w twarz lub może nawet odciąć głowę, ale cofnął ręce i zwrócił się do tamtej. Nie znał jej? Przecież mówił, że będzie miała z nimi do czynienia, a jeżeli ona nie jest z nim... Przełknęła ślinę, ponieważ jeżeli jest ich tu więcej to nie ma sensu wszczynać wojny, ale zachowa czujność. Nadal trzymała dłoń na rękojeści oraz przetarła ręką po policzku jeszcze raz, a krew pozostała na palcach gotowa do przemiany w krwistą lancę.
Tamta dziewczyna mu coś tłumaczyła, ale dla Takishity sytuacja była niezrozumiała.
- Ej dupku. Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele. Czarnej mszy wam się zachciało?
Nie wiedziała czy jest człowiekiem, czy też demonem lub wampirem. Odkąd stała się upadłym czuła przeolbrzymią niechęć do wampirów. Jej złość nieco zmalała przez obawy, że trafiła na jakąś grupkę. Przez chwilę miała myśl, żeby ich pociąć i stąd znikać, ale ich rozmowa wydawała się intrygująca. Ciekawość była dużo mocniejsza, czyli jej dawna anielska cecha, która nie zniknęła wraz z przemianą...
- Dość tego. Dobieraj swoje słowa!
Nie zdążyła wykonać nawet kroku, a tu głos z tyłu oznajmił, iż to on rzucił tym mieczem. Męski głos oznajmił, że będzie miała z nimi do czynienia. No tak. Z dwójką to lepiej nie zadzierać, ale żeby mężczyzna krzywdził kobietę. Dupek rzuca mieczem na lewo i prawo, a potem myśli, że mu to płazem przejdzie... Jej wściekłość rozbiła się na pół, na nich dwoje, ale nie zrobiła żadnego ruchu, bo poczuła dotyk na swojej dłoni. Przez gniew straciła czujność i dała się podejść od tyłu. Był bezczelny, ponieważ nawet się nie znali, a śmie ją łapać za dłoń jak jakiś rycerzyk. Dotyk w policzek nieco zmienił jej nastrój... Poczuła się dziwnie, bo nikt jej dawno w ten sposób nie dotykał. Odwróciła lekko głowę próbując ukryć zarumienioną twarz, już miała walnąć go w twarz lub może nawet odciąć głowę, ale cofnął ręce i zwrócił się do tamtej. Nie znał jej? Przecież mówił, że będzie miała z nimi do czynienia, a jeżeli ona nie jest z nim... Przełknęła ślinę, ponieważ jeżeli jest ich tu więcej to nie ma sensu wszczynać wojny, ale zachowa czujność. Nadal trzymała dłoń na rękojeści oraz przetarła ręką po policzku jeszcze raz, a krew pozostała na palcach gotowa do przemiany w krwistą lancę.
Tamta dziewczyna mu coś tłumaczyła, ale dla Takishity sytuacja była niezrozumiała.
- Ej dupku. Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele. Czarnej mszy wam się zachciało?
Nie wiedziała czy jest człowiekiem, czy też demonem lub wampirem. Odkąd stała się upadłym czuła przeolbrzymią niechęć do wampirów. Jej złość nieco zmalała przez obawy, że trafiła na jakąś grupkę. Przez chwilę miała myśl, żeby ich pociąć i stąd znikać, ale ich rozmowa wydawała się intrygująca. Ciekawość była dużo mocniejsza, czyli jej dawna anielska cecha, która nie zniknęła wraz z przemianą...
Re: Stary Cmentarz
Wto 03 Gru 2013, 19:39
Konkuro szedł czekając na ruch niebieskiej dziewoi. Jednak dziewczyna widocznie nie zamierzała, jak na razie Atakować. Co było dość logiczne- w tej ujmującej przewadze jeden na jednego. Tylko pytanie czy rzeczywiście można policzyć Boga Tsuinzu jako JEDEN osobnik?
Będąc koło tej drugiej schylił się po miecz słuchając co ma do powiedzenia. Nadzwyczaj szybko się połapał o co w tym chodzi, ale słysząc jej przedostatnią wypowiedz fuknął i odpowiedział
- Niezależnie czy mi pozwalasz, czy nie…. Zabrałbym go i tak. – Uśmiechnął się nonszalancko i złapał za rękojeść miecza. Popatrzył się w stronę dziewczyny, nadal trzymającej za rękojeść katany. Wyprostował się trzymając nowy nabytek i ceremonialnie go schował. Przekazując danym ruchem- „ Ja swojego miecza nie wyciągam” – zresztą pewnie by to usłyszała, bo potrafi przecież „Mówić im do głów”. W tymże momencie usłyszał następną wypowiedz „grobowej damy”. Mężczyzna słysząc jej przedstawianie się, natychmiast się schylił w półukłonie i rzekł.
- Niezależny zabawny wędrowiec. W części zbyt pewny siebie KonKuro. Po prostu Kon, bym prosił. Rok 2013 – Na jego twarzy malował się uśmieszek. Szybko zszedł gdy usłyszał od Kobiety ostre słowa. Zamyślił się na chwilę z odpowiedzią.
- Cięty języczek widzę. Uważaj bo nabiję cię na swojego miecza. - Właśnie w tej chwili Konkuro posłał jej lubieżny uśmieszek i odszedł kilka kroków od Miris. Takowo się przedstawiła. O ile dobrze zapamiętał.
Wyciągnął miecz i zobaczył jego ostrość poprzez przecinanie gałęzi. Miał też w tym drugi cel… Schował nowy nabytek i pozbierał ucięte części drzewka. Wyciągnął coś na wzór mchu i zapalniczkę. Był już krok od rozpalenia ognia. Gdy już lekko się iskrzył, Konkuro wstał i ogłosił donośnym głosem
- Zachowajmy waśnie i spory dla siebie. Chyba, że chcesz musowo z kimś się poprztykać, to dobiorę odpowiednio słownictwo i utrę ci nosa- bo w gadce jestem niezły. Gorzej w walce. Z tego powodu ci tego nie polecam. Jestem dość szybki w ucieczce. – Tak to podsumował z nudów. Zabrał się za ogrzewanie w blasku ogniska.
- A jeszcze jedno. Musicie być bardzo zmarznięte, w końcu jest strasznie zimno. Z tego powodu na pocieszenie zapraszam do ogniska – Wiedział jeszcze jedno, do czego w wypowiedzi się nie przyznał. Kodeks Dziewczyny z ostrym słownictwem… Nie pozwoli go zaatakować nieuzbrojonego. Nie bał się nierycerskiego ataku z tyłu. To pozwalało również na uważanie jej… Za nie całkiem taką złą…
Będąc koło tej drugiej schylił się po miecz słuchając co ma do powiedzenia. Nadzwyczaj szybko się połapał o co w tym chodzi, ale słysząc jej przedostatnią wypowiedz fuknął i odpowiedział
- Niezależnie czy mi pozwalasz, czy nie…. Zabrałbym go i tak. – Uśmiechnął się nonszalancko i złapał za rękojeść miecza. Popatrzył się w stronę dziewczyny, nadal trzymającej za rękojeść katany. Wyprostował się trzymając nowy nabytek i ceremonialnie go schował. Przekazując danym ruchem- „ Ja swojego miecza nie wyciągam” – zresztą pewnie by to usłyszała, bo potrafi przecież „Mówić im do głów”. W tymże momencie usłyszał następną wypowiedz „grobowej damy”. Mężczyzna słysząc jej przedstawianie się, natychmiast się schylił w półukłonie i rzekł.
- Niezależny zabawny wędrowiec. W części zbyt pewny siebie KonKuro. Po prostu Kon, bym prosił. Rok 2013 – Na jego twarzy malował się uśmieszek. Szybko zszedł gdy usłyszał od Kobiety ostre słowa. Zamyślił się na chwilę z odpowiedzią.
- Cięty języczek widzę. Uważaj bo nabiję cię na swojego miecza. - Właśnie w tej chwili Konkuro posłał jej lubieżny uśmieszek i odszedł kilka kroków od Miris. Takowo się przedstawiła. O ile dobrze zapamiętał.
Wyciągnął miecz i zobaczył jego ostrość poprzez przecinanie gałęzi. Miał też w tym drugi cel… Schował nowy nabytek i pozbierał ucięte części drzewka. Wyciągnął coś na wzór mchu i zapalniczkę. Był już krok od rozpalenia ognia. Gdy już lekko się iskrzył, Konkuro wstał i ogłosił donośnym głosem
- Zachowajmy waśnie i spory dla siebie. Chyba, że chcesz musowo z kimś się poprztykać, to dobiorę odpowiednio słownictwo i utrę ci nosa- bo w gadce jestem niezły. Gorzej w walce. Z tego powodu ci tego nie polecam. Jestem dość szybki w ucieczce. – Tak to podsumował z nudów. Zabrał się za ogrzewanie w blasku ogniska.
- A jeszcze jedno. Musicie być bardzo zmarznięte, w końcu jest strasznie zimno. Z tego powodu na pocieszenie zapraszam do ogniska – Wiedział jeszcze jedno, do czego w wypowiedzi się nie przyznał. Kodeks Dziewczyny z ostrym słownictwem… Nie pozwoli go zaatakować nieuzbrojonego. Nie bał się nierycerskiego ataku z tyłu. To pozwalało również na uważanie jej… Za nie całkiem taką złą…
Re: Stary Cmentarz
Sro 11 Gru 2013, 18:25
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
Dwóch mężczyzn krzątało się wokół niej i żaden z nich nic nie mówił. Tylko omijali ją długim łukiem, a potem weszła kobieta, która obmyła jej ciało zerkając czy tamci dwaj nie podglądają, a następnie przebrała ją w czyste ubranie i położyła płasko na płótnie.Takishita Mokushiroku napisał:... Ona obudziła się dwa dni później w bardzo mrocznym miejscu, gdzie widziała jedynie bordowe ogniki, a potem znów zamknęła oczy. Gdy je otworzyła znajdowała się już w innym miejscu...
- Córko... - wyszeptała niewyraźnie. Nie mogła już wymawiać czysto słów, nie mogła dłużej zostać. Wstała i ruszyła ku drzwiom, a łańcuchy pobrzękiwały podskakując na twardym kamiennym podłożu. Krew delikatnie sączyła się z ran na kostkach otartych przez okowy. Drzwi zamknęły się za nią i zaskrzypiały...
* * * * * * * * * *
Widząc, że ów osobnik jest całkiem ciekawy zdjęła ręce z katany, a jej złość przeminęła. Z początku jego słowa o tym, że w walce nie jest zbyt dobry ją rozczarowały, ponieważ bez żadnego wyzwania szkoda tracić czas i to także przyczyniło się do tego, że wrogie nastawienie zniknęło. Nie wyczuwała zagrożenia ani od Konkuro, który był rozgadany, ale mimowolnie się uśmiechnęła słysząc jego stwierdzenie, że może jej słownie utrzeć nosa. To była naprawdę ostateczność, aby przemawiała, ponieważ jej głos... wciąż słodki i odbijający się echem w głowie niczym anielski dotyk, a jednak ukryte za nim prawdziwie mroczne znaczenie. Oczywiście przemawiając do nich, bezpośrednio do ich głów... telepatycznie... używała mocnego i złowrogiego głosu, ale normalnie słychać było tę samą barwę z czasów, kiedy była jeszcze aniołem. Przeskoczyła wzrokiem z Konkuro na Miris, która ledwo stała na nogach, aż w pewnym momencie padła na ziemię nieprzytomna.- To chyba nie wytrzymała napięcia, a jeszcze się nie zdążyłam przedstawić. Takishita. - powiedziała z dziwnym uśmiechem. Był naturalny, ale było w nim coś tak... piekielnego. To tak jakby równocześnie śmiał się szatan oraz anioł. Dźwięk tego śmiechu był tak niesamowicie przyjemny niczym anielski, ale przyjemności z kochanką to permanentny zakaz wstępu do nieba. Gdyby nie to, że jej moc była słaba to mogłaby ożywić zmarłych poprzez te emocje.
Spoglądała jak Kon rozpala ognisko, a następnie zaprasza je do niego, aczkolwiek Miris sama nie podejdzie. Wyciągnęła więc katanę i wbiła ją w jej stopę, a następnie przyciągnęła w ten sposób blisko źródła ciepła. Zdziwił ją fakt, że tamta nie przebudziła się po czymś takim. Ból każdego może wybudzić, ale to oznaczało tylko tyle, że na prawdę była wycieńczona. Jeżeli Takishita dobrze zrozumiała to ten miecz, który tak się Konowi podobał mógł mieć wpływ na brak sił Miris. Cóż.. z pewnością nowa rana na jej ciele nie pozwoli jej odzyskać sił, ale wiedziała, że jeżeli jakieś wampiry czają się za rogiem, to ich pierwszym celem będzie dziewczyna, czyli mają dobrą przynętę. Sama będzie mogła zwiać na swych skrzydłach. W tym stroju, w którym była nawet ogień jej za bardzo nie pomagał się rozgrzać, więc skupiła się i po chwili wokół niej pojawiły się czarne pióra, które skupiły się z tyłu, tuż za jej plecami, a po chwili zaczęły formować kształt skrzydeł, które były czarne i połyskiwały w świetle ognia. Widać było jak czasem mieniły się ciemnofioletową barwą podobną do koloru jej włosów. W trakcie tworzenia skrzydeł jej oczy miały barwę czerwoną i wyglądały niczym ślepia demona.
Oplotła nimi ciało dokładnie i przykucnęła tuż przed Miris. Przyłożyła na jej ranną stopę parę swoich piór, aby zatamować krwawienie.
- Najwyżej lekko przesiąknie moją nienawiścią.
Nie chciało jej się dotykać dziewczyny gołymi rękoma żeby ją przyciągnąć dlatego sięgnęła po katanę, a nie chciało jej się tłumaczyć tego. Nie miała zamiaru przemawiać przez dłuższą chwilę, ponieważ analizowała dotychczas zebrane fakty, a jeden był istotny i na nim powinna się zachaczyć:
- Więc skąd przybywasz podróżniku?
- Skrzydełka w czarnej panierce xD:
OoC:
Atak na stopę Miris.
Miris, jak będziesz z powrotem to daj znać. Napisałem, że jesteś nieprzytomna.
Re: Stary Cmentarz
Sro 11 Gru 2013, 20:12
Widząc, że ów damski osobnik jest całkiem ciekawy, bo zdjęła ręce z katany, a jej złość już przeminęła. Widać, że z początku jego słowa o tym, że w walce nie jest zbyt dobry ją rozczarowały, ponieważ bez żadnego wyzwania nie traciła czasu i to także przyczyniło się do tego, że jej wrogie nastawienie zniknęło. Prawdopodobnie nie wyczuwała zagrożenia ani od Konkuro, który był rozgadany, ale mimowolnie się uśmiechnęła słysząc jego stwierdzenie, że może jej słownie utrzeć nosa. To była naprawdę ostateczność, aby przemawiała, ponieważ jej głos... wciąż słodki i odbijający się echem w głowie niczym anielski dotyk, a jednak ukryte za nim prawdziwie mroczne znaczenie. Oczywiście ona przemawiając do nas, bezpośrednio do ich głów... telepatycznie... używała mocnego i złowrogiego głosu, ale normalnie słychać było tę samą barwę z czasów, kiedy była jeszcze aniołem. Przeskoczyła wzrokiem na mnie, a potem na Miris, która ledwo stała na nogach, aż w pewnym momencie padła na ziemię nieprzytomna.
Ciekawo czy zauważyłeś/aś mój żart który polegał na skopiowaniu początku Takashity...^^ .... Czas na właściwą część.
Konkuro przypatrywał się od dłuższego czasu dla Miris. Wyglądała dość niewyraźnie więc mimo wszystko wyciągnął do niej rękę pytająco. Gdy zauważył, że nie kontaktuje, zaczął podchodzić, lecz najdziwniejsze było to co zaczęło się dziać później. Najpierw dziewczyna się dziwnie przedstawiła, a potem wbiła katanę PROSTO W JEJ STOPĘ! Tego było za wiele. Podszedł do niej i gestem reki chciał pokazać "stop" nie dając kompletnie jej nic powiedzieć. Jednak To co się stało, kompletnie go zszokowało. Na tyle, że jego gęba zamknęła się na kłódkę. Ciemność widzę. Czarne ciemne skrzydełka... Przez drobna chwilę można było zobaczyć totalne zszokowanie, ale po tym - widać było tylko śmiały uśmieszek na twarzy.
- Śmiała jesteś, aby pokazywać swe karty nieznajomym. - zlustrował ją tylko wzrokiem. Natychmiast pochylił się nad Mir i z czułością kochanka zabrał się do roboty. delikatnie wyciągnął miecz, zanim miałaby to ona zrobić. Ściągnął swój płaszcz i podłożył to pod jej głowę. Delikatnie muskał jej policzek, bo mógł. Wstał i zastanowił się co zrobić dalej. Krwawienie zatamowane. Pod głowa ma miękko... Tylko czemu to się stało? Konkuro zrobił burze myśli i wpadł na pomysł... może to zasługa jego broni? Podszedł do Takishity i wręczył jej swój miecz. Wyjaśniając:
- Polec w górę i ciśnij ten miecz jak najdalej. Za to odpowiem na twoje pytanie. Inaczej... Nie dowiesz się. - Podsumował to z uśmiechem i wrócił do Miris. Stwierdził, że może być jej zimno, więc położył się z uśmiechem obok i przytulił - grzejąc jej ciało swoim... Komicznie musiało to wyglądać z punktu osoby trzeciej... Jednak kto by się tam przejmował. Konkuro rozmyślał nad pytaniem zwrotnym do Takishity.
- Jak to się stało? - Lustrował ja w miejscu skrzydełek. Miał nadzieję, że była na tyle inteligentna aby to zrozumieć.
Ciekawo czy zauważyłeś/aś mój żart który polegał na skopiowaniu początku Takashity...^^ .... Czas na właściwą część.
Konkuro przypatrywał się od dłuższego czasu dla Miris. Wyglądała dość niewyraźnie więc mimo wszystko wyciągnął do niej rękę pytająco. Gdy zauważył, że nie kontaktuje, zaczął podchodzić, lecz najdziwniejsze było to co zaczęło się dziać później. Najpierw dziewczyna się dziwnie przedstawiła, a potem wbiła katanę PROSTO W JEJ STOPĘ! Tego było za wiele. Podszedł do niej i gestem reki chciał pokazać "stop" nie dając kompletnie jej nic powiedzieć. Jednak To co się stało, kompletnie go zszokowało. Na tyle, że jego gęba zamknęła się na kłódkę. Ciemność widzę. Czarne ciemne skrzydełka... Przez drobna chwilę można było zobaczyć totalne zszokowanie, ale po tym - widać było tylko śmiały uśmieszek na twarzy.
- Śmiała jesteś, aby pokazywać swe karty nieznajomym. - zlustrował ją tylko wzrokiem. Natychmiast pochylił się nad Mir i z czułością kochanka zabrał się do roboty. delikatnie wyciągnął miecz, zanim miałaby to ona zrobić. Ściągnął swój płaszcz i podłożył to pod jej głowę. Delikatnie muskał jej policzek, bo mógł. Wstał i zastanowił się co zrobić dalej. Krwawienie zatamowane. Pod głowa ma miękko... Tylko czemu to się stało? Konkuro zrobił burze myśli i wpadł na pomysł... może to zasługa jego broni? Podszedł do Takishity i wręczył jej swój miecz. Wyjaśniając:
- Polec w górę i ciśnij ten miecz jak najdalej. Za to odpowiem na twoje pytanie. Inaczej... Nie dowiesz się. - Podsumował to z uśmiechem i wrócił do Miris. Stwierdził, że może być jej zimno, więc położył się z uśmiechem obok i przytulił - grzejąc jej ciało swoim... Komicznie musiało to wyglądać z punktu osoby trzeciej... Jednak kto by się tam przejmował. Konkuro rozmyślał nad pytaniem zwrotnym do Takishity.
- Jak to się stało? - Lustrował ja w miejscu skrzydełek. Miał nadzieję, że była na tyle inteligentna aby to zrozumieć.
Re: Stary Cmentarz
Sro 11 Gru 2013, 21:10
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
... a potem wszedł jeden mężczyzna i szurał strasznie nogami. Echo, które się roznosiło oraz głośność kroków oraz ich ilość nim znalazł się obok niej wskazywały, że pomieszczenie jest bardzo duże. Po chwili wszedł drugi mężczyzna, ale szedł pewniejszym krokiem. - Daj ten metal. Mam nadzieję, że jest na nim wystarczająco krwi.
- Na miejscu nie było nikogo, ale sądzę, że znalazłem to co trzeba.
- Świetnie. Poproś Pana o trochę jego krwi oraz ten czarny metal.
Mężczyzna wyszedł, ale już nie szurał, a jego kroki były szybkie, ponieważ nic go teraz nie obciążało. To co ze sobą przyniósł było bardzo ciężkie, ale opierając to o ścianę zrobił to tak cicho, że żaden dźwięk się nie wydobył. Nie widziała wtedy dobrze i nie słyszała, ponieważ jej siły były skrajnie wyczerpane. Czuła przeogromny strach, którego nie można było porównać do niczego co mógł przejść śmiertelnik. Spotkanie pająka przez arachnofoba było tylko ćwiartkę tego, co teraz czuła. Czuła się tak jakby kilkaset ton gniotło jej klatkę piersiową uniemożliwiając oddychanie i tylko czekała aż wbiją nóż w serce, aby skończyć te cierpienie. Nie miała już nawet sił na uronienie łez...
* * * * * * * * * *
Wiedziała, że jest gnojem dlatego ignorowała jego jad, który leciał z ust. Paradoksalnie on sam odkrył przed nią karty pierwszy twierdząc, że w walce słownej jest dobry i powinien zrozumieć swój błąd, ale nie mógł, bo nie wiedział nawet teraz, że ona jest upadłą. Skrzydła nic mu nie mówiły i nie dawały wskazówki, a więc mógł w życiu mało widzieć, a twierdzenie jakoby był podróżnikiem jest głupie. To niemożliwe żeby nie widział podczas podróży żadnego z nich, ponieważ o ile faktycznie nie lubili ukazywać się ludziom. Jeżeli już to robili to szybko znikali, a więc możliwym było ujrzenie ich przez chociaż parę sekund. Na ślepego nie wyglądał, ani na głupiego, ale tupet miał jak nikt, kogo do tej pory spotkała. Miecz co prawda wzięła od niego, ale wcale nie zamierzała polecieć, ponieważ jej duma i godność nie pozwalały na słuchanie jakiegoś parobka, śmiertelnika, który pewnie nawet nie potrafił latać. Poczuła się upodlona przez niego... czy to była ironia? Upadły, upodlony? Być może był panem niewolników, stąd podróże, a nie interesowało go nic poza jego sługami?- Kobiecie karzesz dźwigać takie żelastwo? Sam to wyrzuć. Wcześniej wyszedł Ci ładny rzut.
Odrzekła odrzucając mu miecz ostrzem wycelowanym w jego udo. Zastanawiała się czy je złapie, czy okaże się niezdarą. Niech los zadecyduje o karze dla niego, a ona się dostosuje. Na pytanie które zadał mu nie odpowiedziała, ponieważ sama nie rozumiała tego zjawiska. Prawda była taka, że jako anioł zawsze miała skrzydła na miejscu, a jako upadły w jakiś sposób potrafiła je zamaskować i po prostu wystarczyła sama myśl o skrzydłach, a potem pojawiało się lekkie mrowienie i przyjemne łaskotanie po plecach. Baardzo przyjemne, na tyle, że gdy nikt nie patrzył to tak chowała i odkrywała skrzydła. Domyślała się, że nie da jej spokoju na ten temat i będzie dociekał jak na gadułę przystało.
Re: Stary Cmentarz
Sro 11 Gru 2013, 22:13
Zdziwił sie gdy ona rzuciła miecz w leżącego bezbronnego człowieka. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że miecz wbił się w jego udo, a tak naprawdę ostrze trzymał między nogami. Wypchnął bioderka do góry i jak sprężyna odskoczył jak najwyżej, przyjmując pionową postawę. Złapał rękojeść miecza, który znajdował się między jego nogami i spoglądnął na Miris.
- Musze się jak najszybciej pozbyć tego żelastwa. - Mówiąc wyciągnął broń i z całej siły rozpędzając się cisnął miecz do góry. Lecące "żelastwo" dostało niezłego kopa poprzez manę. Jeśli ktoś by sprawnie się temu przyglądał... Zobaczyłby błysk wybuchającej many na rękojeści miecza. Posłużyło to jako dodatkowy "Power" do posłania miecza jak najdalej. Dodatkowo zaletą jest to, iż może go w przyszłości odnaleźć po manie. Energia powinna się utrzymywać przez jakieś kilka dni. Wybaczcie, ale nasz bohater nie pożegnałby się tak szybko z TAKIM mieczem.
Konkuro po epickim rzucie podszedł do Miris i jej głowę położył na swoje kolana, a zabrał stamtąd płaszcz. Tym ubraniem ją nakrył. - Jest to dla niej o wiele bardziej komfortowa pozycja- Pomyślał. spoglądał na ta twarzyczkę i się uśmiechał. Jednak wrócił teraz do Takishity, która zignorowała jego pytanie. Zaczął więc gadatliwie nawijać.
-Nie jestem żadnym podróżnikiem. nie wiem skąd doszłaś do takiego wniosku. Tylko dla tego, że jestem na cmentarzu z daleka od miasta, bez żadnego powodu? Słabe wytłumaczenie. Pochodzę z przyległego miasta i zacząłem wariować. Dopiero zaczynam chodzić tu i tam, w te i wewte. Bez konkretnego Celu. Tylko zapamiętaj "ZAMIERZAM", a nie to już robiłem. - Zaczął się uśmiechać pod nosem, iż, dlatego, że, ponieważ, z powody tego porządnie się nad tym wszystkim rozmyślał. Co by się stało gdyby nie zostawił ojca w domu. Znów zaczyna go prześladować urywkami to, że nie zostawił nawet listu. Podniósł więc głowę i ze szczerością w oczach powiedział
- Uciekłem po prostu od tego wszystkiego, zaczynając nowe zycie. - Jego entuzjazm teraz iskrzył jasnym płomieniem. Człowiek starający się zmienić coś w swoim kruchym życiu. Z miłą chęcią spytałby ponownie, czemu "ona" stała się tym czymś kim jest teraz. Jest to dla niego całkowicie nowe i bardzo interesujące. Być może jest to konkretną głupotą...Zresztą jak to na niego przystało.
- Pytaj, a ci odpowiem, jeśli będę znał odpowiedz - Starał się wysyłać jak najbardziej pozytywną energię w jej kierunku.
- Musze się jak najszybciej pozbyć tego żelastwa. - Mówiąc wyciągnął broń i z całej siły rozpędzając się cisnął miecz do góry. Lecące "żelastwo" dostało niezłego kopa poprzez manę. Jeśli ktoś by sprawnie się temu przyglądał... Zobaczyłby błysk wybuchającej many na rękojeści miecza. Posłużyło to jako dodatkowy "Power" do posłania miecza jak najdalej. Dodatkowo zaletą jest to, iż może go w przyszłości odnaleźć po manie. Energia powinna się utrzymywać przez jakieś kilka dni. Wybaczcie, ale nasz bohater nie pożegnałby się tak szybko z TAKIM mieczem.
Konkuro po epickim rzucie podszedł do Miris i jej głowę położył na swoje kolana, a zabrał stamtąd płaszcz. Tym ubraniem ją nakrył. - Jest to dla niej o wiele bardziej komfortowa pozycja- Pomyślał. spoglądał na ta twarzyczkę i się uśmiechał. Jednak wrócił teraz do Takishity, która zignorowała jego pytanie. Zaczął więc gadatliwie nawijać.
-Nie jestem żadnym podróżnikiem. nie wiem skąd doszłaś do takiego wniosku. Tylko dla tego, że jestem na cmentarzu z daleka od miasta, bez żadnego powodu? Słabe wytłumaczenie. Pochodzę z przyległego miasta i zacząłem wariować. Dopiero zaczynam chodzić tu i tam, w te i wewte. Bez konkretnego Celu. Tylko zapamiętaj "ZAMIERZAM", a nie to już robiłem. - Zaczął się uśmiechać pod nosem, iż, dlatego, że, ponieważ, z powody tego porządnie się nad tym wszystkim rozmyślał. Co by się stało gdyby nie zostawił ojca w domu. Znów zaczyna go prześladować urywkami to, że nie zostawił nawet listu. Podniósł więc głowę i ze szczerością w oczach powiedział
- Uciekłem po prostu od tego wszystkiego, zaczynając nowe zycie. - Jego entuzjazm teraz iskrzył jasnym płomieniem. Człowiek starający się zmienić coś w swoim kruchym życiu. Z miłą chęcią spytałby ponownie, czemu "ona" stała się tym czymś kim jest teraz. Jest to dla niego całkowicie nowe i bardzo interesujące. Być może jest to konkretną głupotą...Zresztą jak to na niego przystało.
- Pytaj, a ci odpowiem, jeśli będę znał odpowiedz - Starał się wysyłać jak najbardziej pozytywną energię w jej kierunku.
Re: Stary Cmentarz
Sro 11 Gru 2013, 22:42
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
... tamten wrócił po pewnym czasie i znów szurał. Ten, który był w sali śmiał się teraz, a potem było słychać przeciągły odgłos zakrztuśnięcia oraz syk wbijanej w ciało stali.- Nie nabijaj się ze mnie, bo mówiłem Ci, że ja potrafię nabijać tylko w ten sposób.
- O tak. Nabijaj we mnie czarnostal, przecież uwielbiam ból.
Później rumor upuszczanych rzeczy oraz *stuk* szkła, które położono na kamieniu. Przez chwilę stali i wycierali coś, a widziała tylko poruszające się cienie w blasku tych pomarańczowych ogników. Oczy miała przesuszone i odczuwała jakby ktoś je przypalał żywym ogniem. Ból... teraz zaczęła go odczuwać w różnych punktach ciała. Pragnęła śmierci.
- Ej weź jej podaj lekarstwa baranie.... Nie to. Coś Ty, wodę święconą odkaź, a potem tę fioletową krew. Dziwiłem się, że pan jej nie zgładził wtedy, ale widać, że oczekiwał Takishity w piekle...
* * * * * * * * * *
Wydawało jej się, że na chwilę przysnęła, a sen wydawał się na pierwszy rzut oka bardzo bolesny, ale dziewczyna ani drgnęła. Nic z anielskiej drażliwości nie przetrwało do dnia dzisiejszego, a te sny... lub urywki z przeszłości nie robiły wrażenia. Cokolwiek się stało sprawiło, że jest mocniejsza i pewniejsza siebie oraz dzięki temu przetrwa w tak okrutnym świecie w którym płacz i smutek są rzeczami naturalnymi. Tyle bólu, który panoszył się wokół sprawiał, że czuła się mocniejsza, ale Kon... był zanadto radosny. Nie dostawał impulsów z otoczenia jak ona. Prawdopodobnie stałby się cieniem lub demonem żądnym krwi, bo nie zniósłby świadomości bólu tego świata. Czy smutek mógłby się pojawić na jej twarzy? Nigdy, ponieważ brak przywiązania do rzeczy był idealną barierą i osłoną. Mogła żyć w spokoju o nic się nie martwiąc. Czy padał deszcz, czy przemykały promienie słońca nie miało zupełnego znaczenia, ponieważ pogodę trzeba po prostu akceptować i czerpać przyjemność zarówno z promieni bijących z nieba z tą boską mocą, którą odrzuciła. Drwiła sobie w ten sposób z najwyższym, ale również wprawiała w szał samego szatana. Ciesząc się kroplą deszczu pobudzała pana zła, dając mu radość, że tak nieprzyjemna aura sprawia i jej przyjemność, ale również pan światła cieszył się, że jest osoba, która widzi we wszystkim pozytywy mimo upadku. Igrała z nimi i ze światem, nie zaczęła jeszcze igrać z życiem... innych istot żywych, choć prawda była taka, że nie uważała się za śmiertelnika. Tak samo była pewna, że może zginąć. Czym była? - Według mnie wędrowiec to pewnego rodzaju podróżnik, ale szukający swojego miejsca na tym świecie. Czyli masz wątpliwości co do swojego istnienia? Jak możesz nie czuć przy tym smutku?
Być może ostatnie pytanie mogło go zaskoczyć, ale był w tym sens. Jako upadły czuła tylko negatywne emocje, a on... był po prostu dziwny i chciała poznać tę tajemnicę.
Re: Stary Cmentarz
Czw 12 Gru 2013, 00:10
Konkuro nadal... Nadal... Nadal bardzo się martwił o krucha istotkę śpiąca, nieprzytomną - lezącą na jego kolanach. Delikatnie paluszkiem pocierał jej policzek, wpatrując się przy okazji w piękne oczka. Naprawdę w jego duszyczce wydawała się odgrywać mała bitwa, będąca obrazem jego odczuć. Zaczął się wahać, co się stało z ta dziewczyną. Mianowicie jak szybko z tego wyjdzie. Przez myśl przebiegało "Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina". Konkuro krajało się serce mimo to znalazł złoty sodek. Wszystko przez zadane pytanie przez Takishite.
- Słyszałaś kiedyś o tarczy jędzy? - wreszcie wewnętrznie sie uspokoił. Zrobił dwa wdechy i wydechy zbierając słowa do dokładniejszej odpowiedzi. Pewnie w Jej myślach szaleje teraz "Ajmagiedon". Konkuro czekał jeszcze z odpowiedział, aby miała już "Swoje" własne insynuacje. chciał, aby sama wpadła na jakiś konkretny tok myślenia. Po kilku chwilach wziął znowu głęboki oddech i zaczął mówić:
- To takie coś. Co służy do czegoś. Rozumiesz? - przerwał na chwilę z łobuzerskim uśmiechem i kontynuował
- Jest to w pewnym sensie zamykanie się na świat. Widzenie tylko własnego odbicia. Jeśli przyjmowałbym cały smutek na siebie, byłbym na pewno najnieszczęśliwsza osoba na ziemi, jednak inni odpowiadają za siebie, a ja tylko za swoje czyny. Ja jestem w stanie wziąć na barki jedynie to- co sam nabroiłem. Mówiąc nawiasem, było tego dużo, aż nie pozostaje mi nic innego... Jak nadrabiać wszystko dobrocią. Co z tego, że zamknę się w sobie, przyjmę zło innych- jeśli nie będę potrafił dać siebie innym? Zginąłbym w samotności. Więc po to ta Tarcza. Zakładam sobie klapki na oczy i widzę tylko to, co chcę zobaczyć. Inaczej bym sie tylko zamartwiał - Odpowiedział niemal jednym tchem, przez co był siny na twarzy. Był niemal pewien, że coś pokręcił w swojej wypowiedzi. Na pewno bedzie teraz zasypywany gradobiciem pytań, jednak nie bardzo go to martwiło. Był zajęty spoglądaniem na nieprzytomną dziewczynę. Podniósł wzrok na Takishite i próbował gestem przekazać. "Patrz mało ją znam, a próbuje pomóc, nie chcąc nic w zamian." Wtedy wpadł na bardzo dobry pomysł odpowiedzi.
- To ja zmieniam świat na lepsze. Mimo to czasem czuje smutek, gdy osiągnę porażkę. - To było podsumowanie, godne jakiegoś aniołka.
- Słyszałaś kiedyś o tarczy jędzy? - wreszcie wewnętrznie sie uspokoił. Zrobił dwa wdechy i wydechy zbierając słowa do dokładniejszej odpowiedzi. Pewnie w Jej myślach szaleje teraz "Ajmagiedon". Konkuro czekał jeszcze z odpowiedział, aby miała już "Swoje" własne insynuacje. chciał, aby sama wpadła na jakiś konkretny tok myślenia. Po kilku chwilach wziął znowu głęboki oddech i zaczął mówić:
- To takie coś. Co służy do czegoś. Rozumiesz? - przerwał na chwilę z łobuzerskim uśmiechem i kontynuował
- Jest to w pewnym sensie zamykanie się na świat. Widzenie tylko własnego odbicia. Jeśli przyjmowałbym cały smutek na siebie, byłbym na pewno najnieszczęśliwsza osoba na ziemi, jednak inni odpowiadają za siebie, a ja tylko za swoje czyny. Ja jestem w stanie wziąć na barki jedynie to- co sam nabroiłem. Mówiąc nawiasem, było tego dużo, aż nie pozostaje mi nic innego... Jak nadrabiać wszystko dobrocią. Co z tego, że zamknę się w sobie, przyjmę zło innych- jeśli nie będę potrafił dać siebie innym? Zginąłbym w samotności. Więc po to ta Tarcza. Zakładam sobie klapki na oczy i widzę tylko to, co chcę zobaczyć. Inaczej bym sie tylko zamartwiał - Odpowiedział niemal jednym tchem, przez co był siny na twarzy. Był niemal pewien, że coś pokręcił w swojej wypowiedzi. Na pewno bedzie teraz zasypywany gradobiciem pytań, jednak nie bardzo go to martwiło. Był zajęty spoglądaniem na nieprzytomną dziewczynę. Podniósł wzrok na Takishite i próbował gestem przekazać. "Patrz mało ją znam, a próbuje pomóc, nie chcąc nic w zamian." Wtedy wpadł na bardzo dobry pomysł odpowiedzi.
- To ja zmieniam świat na lepsze. Mimo to czasem czuje smutek, gdy osiągnę porażkę. - To było podsumowanie, godne jakiegoś aniołka.
Re: Stary Cmentarz
Czw 12 Gru 2013, 11:16
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
... ale kto jej oczekiwał? To nie miało sensu. Czuła zimny dotyk na swojej skórze, a potem ciepło na ranach. Na początku miała wrażenie jakby ktoś wgryzał się w jej ciało. Woda święcona i upadły? Oczywiście nie działa jak na wampiry, które się uodporniły po wiekach na ten płyn. Nadal jednak upadłemu leczyło to rany, ale leczenie było bolesne w przeciwieństwie do normalnych aniołów.- Załatwione.
- Naszemu panu chyba mało wojen. Chce ją wysłać na powierzchnię, a jeżeli wybuchy złości są dziedziczone to lepiej ją zabić i się mod... to znaczy błagać, żeby odrodziła się jako demon.
- Nie chciałbym drugiej takiej bitwy w piekle... - Głębokie i mocne głosy dwóch rozmówców sprawiały, że nawet ściany i podłoga się trzęsły.
* * * * * * * * * *
Tylko na chwilę przymknęła oczy, a obraz rozmowy był jak żywy. Oczywiście jak tylko Kon się odezwał ponownie to popatrzyła na niego swoimi czerwonymi oczami. Taki kolor wystąpił za sprawą skrzydeł i unaocznienia mocy upadłego. Podobnie się działo podczas przemawiania do myśli oraz odczuwania na większą skalę odczuć i emocji. Kon powiedział całkiem sporo o sobie i prawdopodobnie niepotrzebnie wspomniał o tarczy.- A więc jesteś wesołym ślepcem. Nigdy nie uzdrowisz świata, bo nie zauważysz cierpienia, ani bólu. Leczenie polega na neutralizowaniu tych dwóch objawów, polega również na zapobieganiu.
Zachowanie KonKuro wskazywało, że faktycznie chce nieść pomoc, a to nieco rozczarowało upadłą, która miała już ułożony w głowie plan co do poczynań, wizję przyszłego świata. Wstała i zasłoniła się skrzydłem od góry, ponieważ po raz kolejny zaczął kropić deszcz, a ten jeden płat był na tyle duży, że zakrywał całą trójkę. Przynajmniej nie zmokną, chociaż jej to nie przeszkadzało. Lot w deszczu był jednym z jej ulubionych zajęć, gdy krople uderzają o twarz masując ją. Skrzydła jednak szybko przesiąkały wodą i jej aktualna moc pozwalała na lot do 2-3 minut, a w deszczu zaledwie minutę. Temperatura była na tyle niska, że może zacząć sypać śnieg, zamarznąć woda, a zmrożone skrzydła to już spory problem. Gdzieś wewnętrznie nadal odczuwała obowiązek chronienia, co przyjmowała z niesmakiem. Następnie wskazała na Miris, która nadal leżała nieprzytomna.
- To jest Twoja wizja zmieniania świata? Jak to widzisz?
Wiele zależało od jego odpowiedzi. Jeżeli jej się wyjątkowo nie spodoba to co powie Kon, to zrobi co zwykle robiła w ciągu ostatnich dni. Różne ideały mogą sprawić, że ich drogi będą musiały się rozejść, a może ją mile zaskoczy?
Re: Stary Cmentarz
Czw 12 Gru 2013, 17:20
Konkuro zaczął wzdychać na twierdzenie tamtej dziewczyny, bo wiedział, że nie zrozumiała dokładnie tego co powiedział. Prawdopodobnie błądziła myślami w jakieś innej sferze. Jednak nie pozwolił jej na błędne wyciąganie wniosków, ze swojej niekompetentnej odpowiedzi. Zamyślił sie chwilę, aby teraz bardziej przemyśleć swoją wypowiedz. Dodał więc po chwili ciszy:
-Nie chce go zobaczyć, ale mimo to widzę. co do Leczenia. to przez wesołość swoją staram się, aby inni byli również bardzo weseli. Nawet jeśli będzie to jeden uśmiech prze-zemnie, na caly miesiąc... to wiem, że mimo wszystko dałem coś od siebie. Nie zmieni to świata, zmieni to mnie, a moze i innych. - Podniósł się i gestem głowy podziękował jej za ochronę przed deszczem. Podszedł do niej i reka przez ułamek chwili muskał jej policzek. Jak najbardziej delikatnymi ruchami. Wierzy, że ta kobieta już bardzo dawna nie doznała czułości z innej strony. Patrzył jej prosto w oczy, z ogromnym szacunkiem i wewnętrznym ciepłem. Jeśli nawet dzięki temu... Nie zrozumie o co go m chodzi... To już nie ma bladego pojęcia, co miałby jeszcze dopowiedzieć. Z wielką energią przyglądał się teraz nieprzytomnej dziewczynie. Usłyszał bardzo konkretne pytanie. nie zastanawiał się nad nim ani chwilki.
- Nie nie jest. Nie potrafię teraz jej pomóc. Zrobiłem co w swojej małej mocy. Posłałem jak najdalej miecz, który mógłby być źródłem jej stanu. Zobacz, przykryłem ją płaszczem. Pozbyłem się żelastwa, a ty teraz chronisz nas przed deszczem. chociaż... Czy to naprawdę nie jest zmiana świata? Siedziała w grobowcu przez bóg wie ile. Teraz zemdlała i mam nadzieję, że się obudzi. Mam nadzieję ze i ona...W moim imieniu. Zmieni również coś... Cokolwiek. Jeśli jeszcze ty zrozumiesz, że warto. To czyżby nie była to wielka zmiana dla świata? - Zadał jej kilka pytań od tak. znów usiadł na ziemi i głowę demonicy położył na swoich kolanach. Nie chciałby aby cokolwiek jej się stało. Musiał teraz odpocząć. Bo był na tyle gadatliwy, że tym się po prostu zmęczył. Popatrzył w oczy nieprzytomnej i wpadł na pomysł. Rękę przybliżył do jej serduszka i wlał tam kapkę swojej many. Może była po prostu mega wykończona? Przez taką kupę czasu siedzieć zaklęta w mieczu. Zbzikować można. Musiała wykorzystywać do tej pory... Chyba całą energię, aby tylko się utrzymać w tej formie. Cudem jest to, że jakoś przeżyła.
Spojrzał w kierunku krzakow, bo wydawało się jakby coś/lub ktoś się w nich ruszyło. Konkuro od razu przyglądał się bacznie temu miejscu. Zastanawiał się co może owa roślina skrywać w swych cudnych czeluiściaach... Krzaki znow się poruszyły i z nich... Wychopsał jakiś krolik, na co Konkuro zareagował tak... Wydechem i stłumionym śmiechem..
-Nie chce go zobaczyć, ale mimo to widzę. co do Leczenia. to przez wesołość swoją staram się, aby inni byli również bardzo weseli. Nawet jeśli będzie to jeden uśmiech prze-zemnie, na caly miesiąc... to wiem, że mimo wszystko dałem coś od siebie. Nie zmieni to świata, zmieni to mnie, a moze i innych. - Podniósł się i gestem głowy podziękował jej za ochronę przed deszczem. Podszedł do niej i reka przez ułamek chwili muskał jej policzek. Jak najbardziej delikatnymi ruchami. Wierzy, że ta kobieta już bardzo dawna nie doznała czułości z innej strony. Patrzył jej prosto w oczy, z ogromnym szacunkiem i wewnętrznym ciepłem. Jeśli nawet dzięki temu... Nie zrozumie o co go m chodzi... To już nie ma bladego pojęcia, co miałby jeszcze dopowiedzieć. Z wielką energią przyglądał się teraz nieprzytomnej dziewczynie. Usłyszał bardzo konkretne pytanie. nie zastanawiał się nad nim ani chwilki.
- Nie nie jest. Nie potrafię teraz jej pomóc. Zrobiłem co w swojej małej mocy. Posłałem jak najdalej miecz, który mógłby być źródłem jej stanu. Zobacz, przykryłem ją płaszczem. Pozbyłem się żelastwa, a ty teraz chronisz nas przed deszczem. chociaż... Czy to naprawdę nie jest zmiana świata? Siedziała w grobowcu przez bóg wie ile. Teraz zemdlała i mam nadzieję, że się obudzi. Mam nadzieję ze i ona...W moim imieniu. Zmieni również coś... Cokolwiek. Jeśli jeszcze ty zrozumiesz, że warto. To czyżby nie była to wielka zmiana dla świata? - Zadał jej kilka pytań od tak. znów usiadł na ziemi i głowę demonicy położył na swoich kolanach. Nie chciałby aby cokolwiek jej się stało. Musiał teraz odpocząć. Bo był na tyle gadatliwy, że tym się po prostu zmęczył. Popatrzył w oczy nieprzytomnej i wpadł na pomysł. Rękę przybliżył do jej serduszka i wlał tam kapkę swojej many. Może była po prostu mega wykończona? Przez taką kupę czasu siedzieć zaklęta w mieczu. Zbzikować można. Musiała wykorzystywać do tej pory... Chyba całą energię, aby tylko się utrzymać w tej formie. Cudem jest to, że jakoś przeżyła.
Spojrzał w kierunku krzakow, bo wydawało się jakby coś/lub ktoś się w nich ruszyło. Konkuro od razu przyglądał się bacznie temu miejscu. Zastanawiał się co może owa roślina skrywać w swych cudnych czeluiściaach... Krzaki znow się poruszyły i z nich... Wychopsał jakiś krolik, na co Konkuro zareagował tak... Wydechem i stłumionym śmiechem..
Re: Stary Cmentarz
Pią 13 Gru 2013, 11:33
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
... Nastała na chwilę cisza, a dźwięk uderzeń młota o stal rozbrzmiewał w pomieszczeniu niczym odgłosy gromów w górach podczas potężnej i majestatycznej burzy. Co chwila dało się słyszeć dźwięk obracanego materiału na kamieniu.- Dlatego ta katana będzie miała niezwykłą moc. Żeby nie było drugiej Shunran...
Ból już powoli mijał, ale sen również ją ogarniał, a przed zaśnięciem wstrzymało ją ostatnie słowo... imię... znała je.
- Racja. Żeby sam diabeł się bał... Wzbraniał się przed tym, ale każdy z nas to widział. Słyszałem, że trzyma ją na czarną godzinę.
Rozmawiali prawdopodobnie o tej Shunran, a Takishita starała się nie ruszać... udawać nadal nieświadomą, ale przysłuchiwała się, ponieważ wydawało jej się, że powinna słuchać.
* * * * * * * * * *
Konkuro należał do tego typu ludzi, którzy czują, ż€ ich byt jest czymś więcej. Przynajmniej tak to czuła, ponieważ biła od niego taka dziwna aura jak kiedyś od ludzi, którym przewodziła jako anioł, dawała im światło i wspierała duchem, a duch Kona jest wielki. Do głowy przyszedł jej pewien pomysł, który na pierwszy rzut oka wydawał się, że jest bliska ku drodze do światła, ale dla upadłego jest już za późno. Zastanawiała się jak ubrać w słowa to co jej przyszło do głowy, ale nim wypowiedziała zdanie to z krzaków wyskoczył jakiś królik, na co Konkuro zareagował wydechem i stłumionym śmiechem. Z kolei ona mając obok ognisko, a niedaleko dorodnego brunatno-białego królika pomyślała, że warto by było przyrządzić potrawkę, ale problemem był brak naczyń, więc co najwyżej go upieką. Przyciągnęła skrzydła blisko ciała i skoczyła ku zwierzakowi, który nim się zorientował w sytuacji był już w rękach Takishity, która trzymała go za uszy tak, że całe jego ciało zwisało. Akcja wyglądał niczym z filmu przyrodniczego, gdzie czarny jastrząb pikuje ku zwierzynie, a następnie chwyta ją pazurami i unosi do góry. Następnie przystanęła znów koło Kona i zasłoniła skrzydłem przed deszczem, który nieco zelżał. Królik w jej rękach strasznie wierzgał, bo pewnie przeczuwał co się może z nim stać.- Może być upieczony?
Jej pytanie nie zawierało alternatywnej odpowiedzi typu wypuszczamy go, czy pieczemy, a wskazywało jednoznacznie na plan uśmiercenia zwierzaka. Sprawdzi czy Kon ma tak miękkie serce jak na to wskazują ostatnie jego zdania. Chociaż na początku wydawał się gburem i agresorem to w trakcie rozmowy pokazał inną twarz, ale ona również nie ukazała swojej prawdziwej natury. Cały czas się po prostu wzbraniała przed urżnięciem mu łba za to jak się na początku do niej odnosił, ponieważ uraził jej godność.
Re: Stary Cmentarz
Pią 13 Gru 2013, 18:05
Czy to sen, czy jawa? Trudno to było stwierdzić. Miris przez chwilę obliczała w myślach, ile czasu spędziła zamknięta w grobowcu, razem z innymi ofiarami klątwy, a gdy w końcu doszła do wniosku, że było to aż 260 lat, nogi się pod nią ugięły, a przed oczyma ukazało się wspomnienie chaty po środku lasu... Budynek z zewnątrz wyglądał jak rudera, lecz otaczało go zaklęcie, które nie pozwalało, by ząb czasu zburzył konstrukcje. Wewnątrz budynku bowiem, działy się rzeczy straszne... Straszne, ale wielkie... Nagle, dziewczynę ogarnęła ciemność...
Tak, to musiał być sen. Mgliste ukazanie podłych czynów, których przeklęta była świadkiem, a czasem nawet pomagała im się dokonać. Ale... Przecież obiecał! Obiecał, że będzie zabierać tylko zbrodniarzy, ludzi, których zniknięcie pomoże społeczeństwu. Lecz zło popełnione, nawet z dobrych pobudek, nadal pozostaje złem. I teraz duchy tych, którym strażnik dziewczyny odebrał życie, tkwią razem z nią w grobowcu. Ciągle słyszy ich krzyki i zawodzenia... Zaraz! Nie... Teraz ucichły... Czy o czymś zapomniała? Obrazy ukazujące się w umyśle Miris tracą znaczenie. Już nie pokazują błędów przeszłości, lecz wielobarwne fale, przewlekane smugami światła. A głosy uwięzionych dusz? Zniknęły... Serce również przestało łomotać jak oszalałe, targane ciągłą utratą sił, chcące nadal bić. Czy umarła? Jeśli tak, to co oznaczają głosy dwóch osób, które rozlegają się tuż przy niej? Nie brzmią jak zniewolone duchy. Słychać w nich spokój, jakby ciągła walka o przetrwanie, w obecnej chwili ich nie dotyczyła. Spokój...
I nagle wszystko się stabilizuje. Ciało znów reaguje, a przed oczyma dostrzega dwie postaci.
- Oni... Odeszli...- Dziewczyna szepcze niemrawo, czując dopływ sił. Pod głową ma coś miękkiego, a chłopak, który przy niej jest, wydaje się znajomy. Przechyla się w jego stronę, by spojrzeć w jego oczy. Podpierając się dłońmi czuje, jak mięśnie nie chcą się słuchać, a mimo to stara się podnieść. Następnie spogląda na skrzydlatą dziewczynę.
- Czy to wy? Czy to wy pomogliście im odejść? Głosy ucichły, zniknęli... A on mówił, że... Że skoro on nie otrzymał wieczności, to poniesiemy karę. To miało trwać na wieki...- Nie dowierzała, wspominając ostatnie chwili życia czarownika, który uwięził ją w mieczu i zapieczętował dusze w grobowcu.
- Dziękuje... Dziękuje, ale to za wiele... Za wiele już zrobiliście. Po tym, co zrobił... Z pewnością stał się ulubieńcem Pana Biesów... On wróci i gdy dowie się, że uwolniliście jego więźniów, dopadnie was. Muszę odejść... Nie może zobaczyć, że mi pomogliście... Będzie źle...- Chwiejnymi ruchami podniosła się na nogi i zaczęła powoli sunąć w stronę bramy cmentarnej.
Chwila obecna
Tak, to musiał być sen. Mgliste ukazanie podłych czynów, których przeklęta była świadkiem, a czasem nawet pomagała im się dokonać. Ale... Przecież obiecał! Obiecał, że będzie zabierać tylko zbrodniarzy, ludzi, których zniknięcie pomoże społeczeństwu. Lecz zło popełnione, nawet z dobrych pobudek, nadal pozostaje złem. I teraz duchy tych, którym strażnik dziewczyny odebrał życie, tkwią razem z nią w grobowcu. Ciągle słyszy ich krzyki i zawodzenia... Zaraz! Nie... Teraz ucichły... Czy o czymś zapomniała? Obrazy ukazujące się w umyśle Miris tracą znaczenie. Już nie pokazują błędów przeszłości, lecz wielobarwne fale, przewlekane smugami światła. A głosy uwięzionych dusz? Zniknęły... Serce również przestało łomotać jak oszalałe, targane ciągłą utratą sił, chcące nadal bić. Czy umarła? Jeśli tak, to co oznaczają głosy dwóch osób, które rozlegają się tuż przy niej? Nie brzmią jak zniewolone duchy. Słychać w nich spokój, jakby ciągła walka o przetrwanie, w obecnej chwili ich nie dotyczyła. Spokój...
I nagle wszystko się stabilizuje. Ciało znów reaguje, a przed oczyma dostrzega dwie postaci.
- Oni... Odeszli...- Dziewczyna szepcze niemrawo, czując dopływ sił. Pod głową ma coś miękkiego, a chłopak, który przy niej jest, wydaje się znajomy. Przechyla się w jego stronę, by spojrzeć w jego oczy. Podpierając się dłońmi czuje, jak mięśnie nie chcą się słuchać, a mimo to stara się podnieść. Następnie spogląda na skrzydlatą dziewczynę.
- Czy to wy? Czy to wy pomogliście im odejść? Głosy ucichły, zniknęli... A on mówił, że... Że skoro on nie otrzymał wieczności, to poniesiemy karę. To miało trwać na wieki...- Nie dowierzała, wspominając ostatnie chwili życia czarownika, który uwięził ją w mieczu i zapieczętował dusze w grobowcu.
- Dziękuje... Dziękuje, ale to za wiele... Za wiele już zrobiliście. Po tym, co zrobił... Z pewnością stał się ulubieńcem Pana Biesów... On wróci i gdy dowie się, że uwolniliście jego więźniów, dopadnie was. Muszę odejść... Nie może zobaczyć, że mi pomogliście... Będzie źle...- Chwiejnymi ruchami podniosła się na nogi i zaczęła powoli sunąć w stronę bramy cmentarnej.
Re: Stary Cmentarz
Pią 13 Gru 2013, 19:30
Konkuro przyglądał się z uśmiechem na pikowanie Takashity. takie skrzydełka naprawdę są przydatne. Tylko ciekawiło go czy nie są jeszcze szybsze. W końcu delikatnie padało i mogło to namoczyć jej piękne czarne skrzydełka. Zdziwił się na jej pytanie, czy chce upieczonego królika, na co odpowiedział.
- Lubie kobiety umiejące gotować. - Następnie puścił oczko. W końcu nie będzie msiał napychać się jakimiś tam marchewkami, chlebem i innych "suchymi" rzeczami. W końcu nie jest jakiś tam wegetarianinem. Jak również i żadnym zaciekłym obrońcą zwierząt. to przecież ruszające się mięsko, jest bardzo dobrym źródłem białka! Nie jest to żadne inteligentne stworzenie, więc nie zmieniłoby nic. Co innego gdyby miała zaatakować jakiegoś bezbronnego człowieka! w tedy to Konkuro zamienia się w istnego obrońcę, jak locha, broniąca młodych... Ale zwierzątko?! Które prędzej czy później zostanie zjedzone przez: wilka, człowieka, kłusownika, LISA?!
Nagle spogląda, że wreszcie dama zaczyna się budzić przez co posłał naprawdę szczery uśmiech. Ręką lekko muskał jej policzek, aż zaczęła się ociągać- aby wstać. Wtedy również szybkim ruchem wstał łapiąc ją za rękę, aby pomóc jej się podciągnąć i wyprostować. Z uśmiechem słuchał jak coś szepcze. Jednak gdy próbowała iść do bramy, to mocno ją złapał, szepcząc tylko jej do ucha.
- Weszliśmy w to razem. To i my z tego wyjdziemy. Nie próbuj nawet uciec, bo mnie zawiedziesz - Powiedział jak najbardziej słodkim głosikiem i zwrócił się ku Takishity. Puścił rękę drogiej dziewczyny, aby moc podejść do znajomej ze skrzydełkami. Złapał za jej królika, umiejętnie skręcając mu kark. Położył przy ognisku zdobycz, bo sam umiał gotować... Teraz to musiał zadziałać jej na nerwach. Nie przejmował się czy urazi to jej dumę... Tylko z patyków zrobił rusztowanie... popatrzył się na nie i złapał znów za królika przyglądając się ogniu...
- to jak będzie. Mogę to upiec, czy zamierzasz to zrobić sama, bo mężczyźni słabiej gotują? - mówił to z uroczym uśmieszkiem i spoglądnął znów na diablicę. Jednym ruchem pociągnął ja tak, aby usiadła. w takim stanie źle byłoby dla niej myśleć... Albo w ogóle się poruszać...
- Jesli będziesz nalegać iść. To cie poniosę. Nie przemęczaj się! - To był rozkaz z ust tsuinzu. Przyglądał się jej z niesamowita troską
- Lubie kobiety umiejące gotować. - Następnie puścił oczko. W końcu nie będzie msiał napychać się jakimiś tam marchewkami, chlebem i innych "suchymi" rzeczami. W końcu nie jest jakiś tam wegetarianinem. Jak również i żadnym zaciekłym obrońcą zwierząt. to przecież ruszające się mięsko, jest bardzo dobrym źródłem białka! Nie jest to żadne inteligentne stworzenie, więc nie zmieniłoby nic. Co innego gdyby miała zaatakować jakiegoś bezbronnego człowieka! w tedy to Konkuro zamienia się w istnego obrońcę, jak locha, broniąca młodych... Ale zwierzątko?! Które prędzej czy później zostanie zjedzone przez: wilka, człowieka, kłusownika, LISA?!
Nagle spogląda, że wreszcie dama zaczyna się budzić przez co posłał naprawdę szczery uśmiech. Ręką lekko muskał jej policzek, aż zaczęła się ociągać- aby wstać. Wtedy również szybkim ruchem wstał łapiąc ją za rękę, aby pomóc jej się podciągnąć i wyprostować. Z uśmiechem słuchał jak coś szepcze. Jednak gdy próbowała iść do bramy, to mocno ją złapał, szepcząc tylko jej do ucha.
- Weszliśmy w to razem. To i my z tego wyjdziemy. Nie próbuj nawet uciec, bo mnie zawiedziesz - Powiedział jak najbardziej słodkim głosikiem i zwrócił się ku Takishity. Puścił rękę drogiej dziewczyny, aby moc podejść do znajomej ze skrzydełkami. Złapał za jej królika, umiejętnie skręcając mu kark. Położył przy ognisku zdobycz, bo sam umiał gotować... Teraz to musiał zadziałać jej na nerwach. Nie przejmował się czy urazi to jej dumę... Tylko z patyków zrobił rusztowanie... popatrzył się na nie i złapał znów za królika przyglądając się ogniu...
- to jak będzie. Mogę to upiec, czy zamierzasz to zrobić sama, bo mężczyźni słabiej gotują? - mówił to z uroczym uśmieszkiem i spoglądnął znów na diablicę. Jednym ruchem pociągnął ja tak, aby usiadła. w takim stanie źle byłoby dla niej myśleć... Albo w ogóle się poruszać...
- Jesli będziesz nalegać iść. To cie poniosę. Nie przemęczaj się! - To był rozkaz z ust tsuinzu. Przyglądał się jej z niesamowita troską
Re: Stary Cmentarz
Pią 13 Gru 2013, 20:19
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
*brzdęk* Głośniejsze uderzenie młota zadźwięczało w jej głowie i nie usłyszała kolejnego zdania, ale chyba również zauważyli, że się ocknęła, ponieważ jeden z nich podszedł do niej i podał jej płyn, po wypiciu którego poczuła się dziwnie przyjemnie, a następnie usnęła. W trakcie śnienia docierały do niej pewne zwroty, zdania...- Zginęło... ale żeby tyle diabłów... śmierć... Shunran... piekielna upadła...
* * * * * * * * * *
To co powiedział sprawiło, że miała ochotę rzucić tym królkiem z całej siły w jego twarz. Po pierwsze może by się zamknął z opuchniętą twarzą, a po drugi królik by padł martwy. Gorzej jakby się stało na odwrót i królik by zwiał wtedy, a z Kona nie byłoby dobrego posiłku. Oczywiście dla niej i tak wszystko jedno, ponieważ nie odczuwa głodu. Jeżeli już coś je to tylko dla przyjemności, a muszą to być potrawy dobrze przygotowane. Jako anioł, a tym bardziej jako upadły nie musiała gotować, a mówiąc o pieczeniu stwierdziła, że taki będzie najlepszy. Zacisnęła mocniej uścisk na uszach królika, że coś chrupnęło i ten zesztywniał z bólu, już tak nie wierzgał. Zabierała się do rzutu, ale nieoczekiwanie dziewczyna się ocknęła i coś majaczyła. Przynajmniej tak się Takishicie na początku wydawało, ale potem zrozumiała, że mogą się wydarzyć bardzo ciekawe rzeczy. Próbowała odejść, ale Kon ją zatrzymał i nie pozwolił odejść, potem wziął od fioletowo-włosej królika i sam się nim zajął. Zwierzę i posiłek jej teraz nie interesował, a słowa Miris o panie Biesów i niebezpieczeństwu. Uśmiechnęła się bardzo szeroko na samą myśl o jakiejś groźbie i potyczce. Wpierw zdawkowo odpowiedziała Konowi:- Sam sobie dokończ z tym królikiem.
Następnie schowała swoje skrzydła, ponieważ przestało na jakąś chwilę padać. Jej oczy znów wróciły do barwy niebieskiej. Podeszła do Miris i położyła swoją rękę na jej ramieniu i powiedziała bezpośrednio do jej głowy: Chętnie się spotkam z Twoimi wrogami i wytnę im serca. Nie masz się czego bać. Upadli powstaną. - a gdy zakończyła spojrzała w jej oczy i się uśmiechnęła mając nadzieję, że ją nieco rozweseli i powstanie między nimi jakaś więź. Lepszy kontakt powinien pozwolić Takishicie wyciągnięcie informacji o tych ciekawych i przerażających osobach, których to tak się Miris boi. Nadal patrząc się na dziewczynę przemówiła tym razem do myśli Kona: Nie jestem pewna, ale może Miris jest trochę szalona? Jest w niej zło.
Przekazała tym samym dwie różne wiadomości, gdzie tą drugą miała nadzieję na to, że Kon przestanie tak sapać do Miris i zacznie się jej bać. O tak. Miała nadzieję, że strach dziewczyny spadnie, a jego lekko wzrośnie. Musi mieć dobrą pożywkę negatywnych emocji.
- Myślę, że cmentarz to nie najlepsze miejsce na rozmowy. Powinniśmy udać się do centrum. - rzuciła, żeby nie rozmyślali długo nad bezpośrednim przekazem.
Re: Stary Cmentarz
Sob 14 Gru 2013, 21:46
[ze strychu internatu w ShinSeinie]
Całe szczęście, że w Oroce padał deszcz, a nie tak jak w Shinseinie gęsty śnieg. Lot był o wiele lżejszy i szybszy niż nad głową mieszkańców Miasta Aniołów. Nowo-ofiarowane przez Eminecję błoniaste skrzydła doskonale sprawdzały się w takich warunkach, mógłby tak szybować w nieskończoność, gdyby nie głód, który kierował młodzieńcem od samego początku przedsięwzięcia. Wołał i ściągał ciało Czarnowłosego na ziemię, by przestał bujać w obłokach tylko zgasił wszelkie pragnienia.
Niczym zjawa wylądował zza jednym z grobowców rodzinnych i przemieszczał się między drzewami oraz innymi nagrobkami, żeby wytropić jakąś zagubioną, smakowitą duszę. Miał na to trochę ponad godzinę czasu, w przeciwnym razie będzie musiał obciążyć swoje jestestwo kolejnym ciężkim grzechem, którym niewątpliwie jest morderstwo. Czas działał na niekorzyść młodego demona - im dłużej przebywał w pełnej demonicznej formie, tym trudniej będzie mu później ograniczyć się do ciasnego, ludzkiego "wdzianka". Stąpał ostrożnie, niemal bezszelestnie, mając każdy wyczulony zmysł penetrował nieprzystępny cmentarz, na którym najczęściej chowano świeże trupy. Oroka to niebezpieczne miejsce, łatwo o zgubę dla siebie i innych, stąd nawet trzy pogrzeby dziennie. Ale co innego przyciągało demona jak magnes.
Żywa dusza znajdowała się nieopodal ogniska, które płonęło kilkadziesiąt metrów na lewo od Ukye. Warto sprawdzić czy to grabarz, ponieważ istniała szansa na skorumpowaną duszyczkę. Ile razy daje się takim osobnikom łapówki, aby zaklepać najlepszą miejscówkę na cmentarzu po śmierci, a poprzednika wykopać z "działki"? Przynajmniej młodzieniec słyszał wiele o takich typkach, a potem kosztował ich dusze. Pyszności. Tak czy inaczej, teraz zdawał sobie sprawę z istnienia aż trzech istot przy jednym ognisku. Niesamowite! Musiał mieć się na baczności, żeby nie nadziać się na konkurencję w postaci wampira albo innego demona. Przyspieszył krok, a gdy znajdował się jakieś piętnaście metrów przed celem rozłożył skrzydła i zaczaił się w koronie drzew. Płomienie z ogniska nie rozświetlały go, skąpany w ciemności przysłuchiwał się obecnym i czekał na dogodny moment, aby dorwać chociaż jedną z osób. Nawet jeśli wśród nich dostrzegł Upadłego Anioła, nie zatrzyma go nic przed zaspokojeniem głodu. Hipnoza Eminencji trwała już około czterdziestu minut, jeszcze sto dwadzieścia i umysł Ukye już na zawsze będzie należeć do największego z Szatanów. Ale czego nie robi się, by zdobyć dla siebie tak bardzo upragniony pokarm? Przecież nikt nie jest na tyle łaskawy, aby nakarmić demona czyjąś duszą...
Całe szczęście, że w Oroce padał deszcz, a nie tak jak w Shinseinie gęsty śnieg. Lot był o wiele lżejszy i szybszy niż nad głową mieszkańców Miasta Aniołów. Nowo-ofiarowane przez Eminecję błoniaste skrzydła doskonale sprawdzały się w takich warunkach, mógłby tak szybować w nieskończoność, gdyby nie głód, który kierował młodzieńcem od samego początku przedsięwzięcia. Wołał i ściągał ciało Czarnowłosego na ziemię, by przestał bujać w obłokach tylko zgasił wszelkie pragnienia.
Niczym zjawa wylądował zza jednym z grobowców rodzinnych i przemieszczał się między drzewami oraz innymi nagrobkami, żeby wytropić jakąś zagubioną, smakowitą duszę. Miał na to trochę ponad godzinę czasu, w przeciwnym razie będzie musiał obciążyć swoje jestestwo kolejnym ciężkim grzechem, którym niewątpliwie jest morderstwo. Czas działał na niekorzyść młodego demona - im dłużej przebywał w pełnej demonicznej formie, tym trudniej będzie mu później ograniczyć się do ciasnego, ludzkiego "wdzianka". Stąpał ostrożnie, niemal bezszelestnie, mając każdy wyczulony zmysł penetrował nieprzystępny cmentarz, na którym najczęściej chowano świeże trupy. Oroka to niebezpieczne miejsce, łatwo o zgubę dla siebie i innych, stąd nawet trzy pogrzeby dziennie. Ale co innego przyciągało demona jak magnes.
Żywa dusza znajdowała się nieopodal ogniska, które płonęło kilkadziesiąt metrów na lewo od Ukye. Warto sprawdzić czy to grabarz, ponieważ istniała szansa na skorumpowaną duszyczkę. Ile razy daje się takim osobnikom łapówki, aby zaklepać najlepszą miejscówkę na cmentarzu po śmierci, a poprzednika wykopać z "działki"? Przynajmniej młodzieniec słyszał wiele o takich typkach, a potem kosztował ich dusze. Pyszności. Tak czy inaczej, teraz zdawał sobie sprawę z istnienia aż trzech istot przy jednym ognisku. Niesamowite! Musiał mieć się na baczności, żeby nie nadziać się na konkurencję w postaci wampira albo innego demona. Przyspieszył krok, a gdy znajdował się jakieś piętnaście metrów przed celem rozłożył skrzydła i zaczaił się w koronie drzew. Płomienie z ogniska nie rozświetlały go, skąpany w ciemności przysłuchiwał się obecnym i czekał na dogodny moment, aby dorwać chociaż jedną z osób. Nawet jeśli wśród nich dostrzegł Upadłego Anioła, nie zatrzyma go nic przed zaspokojeniem głodu. Hipnoza Eminencji trwała już około czterdziestu minut, jeszcze sto dwadzieścia i umysł Ukye już na zawsze będzie należeć do największego z Szatanów. Ale czego nie robi się, by zdobyć dla siebie tak bardzo upragniony pokarm? Przecież nikt nie jest na tyle łaskawy, aby nakarmić demona czyjąś duszą...
Re: Stary Cmentarz
Nie 15 Gru 2013, 09:58
Z każdą chwilą niepokój coraz bardziej wzrastał. Po tylu latach spędzonych w mieczu, nie bała się już o własne życie. Śmierć w niektórych przypadkach, jest wręcz bowiem wyzwoleniem, nie karą. Ale oni... Znaleźli się tam przypadkiem, nie będąc dziewczynie nic winni, a mimo to jej pomogli. Lepiej już by było, gdyby się jak najszybciej ulotniła z cmentarza, zostawiając ich w spokoju, a gdyby ich drogi jeszcze kiedyś się zeszły, z radością spłaci swój dług. Tylko, że... Oni wcale nie chcieli, by odeszła. Dlaczego są tacy uparci?
- Już wiele osób w życiu zawiodłam...- Mruknęła do mężczyzny, któremu udało się przyciągnąć ją w stronę paleniska. Wiedziała, że tak łatwo nie da za wygraną, więc postanowiła przyjąć inną taktykę. Czując, że siły się już wystarczająco zregenerowały, przybrała swoją prawdziwą postać- demona i wstając od ogniska, spojrzała to na Konkuro, to na Takishitę.
- Nadal chcecie mi pomagać?! Zazwyczaj ludzie panikowali na mój widok i grozili Inkwizycją.- Odrzekła, gdy nagle na jednym ze starych, pękniętych nagrobków dostrzegła młodą kobietę, ubraną w czarne, zakrwawione szaty. Nie żyła, jej duch został na cmentarzu, a Miris widząc ją, poczuła dziwny głód. Nie... Przyrzekła sobie, że gdy tylko odzyska wolność, przestanie się żywić duszami. Może przecież żywić się negatywnymi emocjami, niczym upadły anioł. Może i nie zyska przez to tyle sił, ile dzięki duszy, ale przynajmniej nie odbierze nikomu możliwości pójścia do raju. Co innego, jeśli chodzi o duszę istot złych. Miris jeszcze raz spojrzała na zjawę, analizując stan jej duszy. To nie była czcicielka szatana... Była ich ofiarą, co przypomniało demonicy o tym, jak umarła. Nie pamiętała Sądu Ostatecznego, ale śmierć... Oczywiście. A mimo to, nie pragnie zemsty. W końcu ci, którzy ją zabili, już z pewnością nie żyją. I nagle usłyszała w głowie głos upadłej.
- Nie musisz porozumiewać się ze mną telepatycznie. Nie musimy mieć przed sobą tajemnic.- Zwróciła się do skrzydlatej wojowniczki.
- Uważajcie na siebie.- Już miała odejść, gdy nagle usłyszała dziwny odgłos nieopodal. Wyczuwała obecność kogoś jeszcze, a uczucie temu towarzyszące było podobne, jak te, którego doświadczyła w Piekle.
- I lepiej wracajcie do domu.- Dodała, ostrożnie kierując się w stronę bramy i nasłuchując odgłosów. A jej obecny wygląd? Nie przejmowała się nim, przynajmniej odstraszy potencjalnych rabusiów i bandytów.
- Już wiele osób w życiu zawiodłam...- Mruknęła do mężczyzny, któremu udało się przyciągnąć ją w stronę paleniska. Wiedziała, że tak łatwo nie da za wygraną, więc postanowiła przyjąć inną taktykę. Czując, że siły się już wystarczająco zregenerowały, przybrała swoją prawdziwą postać- demona i wstając od ogniska, spojrzała to na Konkuro, to na Takishitę.
- Nadal chcecie mi pomagać?! Zazwyczaj ludzie panikowali na mój widok i grozili Inkwizycją.- Odrzekła, gdy nagle na jednym ze starych, pękniętych nagrobków dostrzegła młodą kobietę, ubraną w czarne, zakrwawione szaty. Nie żyła, jej duch został na cmentarzu, a Miris widząc ją, poczuła dziwny głód. Nie... Przyrzekła sobie, że gdy tylko odzyska wolność, przestanie się żywić duszami. Może przecież żywić się negatywnymi emocjami, niczym upadły anioł. Może i nie zyska przez to tyle sił, ile dzięki duszy, ale przynajmniej nie odbierze nikomu możliwości pójścia do raju. Co innego, jeśli chodzi o duszę istot złych. Miris jeszcze raz spojrzała na zjawę, analizując stan jej duszy. To nie była czcicielka szatana... Była ich ofiarą, co przypomniało demonicy o tym, jak umarła. Nie pamiętała Sądu Ostatecznego, ale śmierć... Oczywiście. A mimo to, nie pragnie zemsty. W końcu ci, którzy ją zabili, już z pewnością nie żyją. I nagle usłyszała w głowie głos upadłej.
- Nie musisz porozumiewać się ze mną telepatycznie. Nie musimy mieć przed sobą tajemnic.- Zwróciła się do skrzydlatej wojowniczki.
- Uważajcie na siebie.- Już miała odejść, gdy nagle usłyszała dziwny odgłos nieopodal. Wyczuwała obecność kogoś jeszcze, a uczucie temu towarzyszące było podobne, jak te, którego doświadczyła w Piekle.
- I lepiej wracajcie do domu.- Dodała, ostrożnie kierując się w stronę bramy i nasłuchując odgłosów. A jej obecny wygląd? Nie przejmowała się nim, przynajmniej odstraszy potencjalnych rabusiów i bandytów.
- Rin
- Liczba Postów : 79
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: brązowa kurtka, czerwony szal, jeansowa spódniczka, kozaki brązowe na płaskim i białe grubsze rajstopy
Re: Stary Cmentarz
Nie 15 Gru 2013, 16:55
Zrobiła minę zbitego pieska, wstając i pocierając swój tyłeczek. „Gwardia kopie coraz mocniej…” to nie pierwszy raz, gdy zrobiła taki numer, po prostu tęskniła za domem, a teraz zesłali ją do Oroki… „Akurat tutaj… To pewnie element kary.” Jej wygląd przyciągał uwagę, wiedziała, że to nie będzie łatwy powrót do domu. Wyszła z zaułku i weszła na jedną z większych ulic, zmierzając w stronę akademika.
Już na samym początku wędrówki zwróciło na nią uwagę pięciu typków, jak to mówią, spod ciemnej gwiazdy.
-Ej lalunia!- krzyknął jeden z nich. –Może pójdziesz z nami?- zaproponował, lecz Kaede była już na tyle rozsądna, że wiedziała że nie jest to propozycja typu wypijmy razem herbatkę… Mimo to obdarzyła ich ciepłym uśmiechem i roztoczyła swoją aurę boskiej miłości. Dwóch od razu odstąpiło, robiąc maślane oczka i uśmiechając się błogo, trzech jednak miało wyjątkowo zdeprawowane serca.
-Może innym razem chłopcy.- odpowiedziała, machając radośnie dłonią i idąc dalej, dźwięcznym stukotem szpileczek. Niestety trzech twardszych zastąpiło jej drogę, śmiejąc się okrutnie.
-Nalegam.- powiedział najbardziej wygadany, próbując uderzyć anielice w twarz. Ta jednak zrobiła automatyczny unik, w skutek czego cios walnął drugiego opryszka.
-Jej to przykre, może cię uzdrowić…- powiedziała Kaede, zasłaniając dłonią twarz i pochylając się nad leżącym na ziemi osiedlowym cwaniaczkiem. W chwili gdy się pochylała, drugi cios przywódcy gnał w jej stronę i przeleciał tuż nad jej głową nokautując kolejnego kolegę.
-Masz cios…- powiedziała z udawanym podziwem, prostując się i łapiąc pięść tego walecznego. Po sekundzie wszyscy trzej leżeli na ziemi, a dwóch pozostałych wciąż pozostawało zauroczonych anielicą.
-Pa chłopcy!- powiedziała posyłając do nich uśmiech i machając dłonią, po czym ruszyła przed siebie.
Nagle przez jej głowę przeszedł jakby elektryczny impuls. „Demony…” wyczuła aurę dwóch osobników w towarzystwie kogoś dziwnego.
-Jak tu biec w szpilkach!- krzyknęła rozpaczliwie, podejmując bolesną próbę. Po jakimś czasie wtargnęła na cmentarz, zauważając niecodzienny widok. Nigdy w swojej karierze nie miała takiego przypadku, żeby aż dwa demony i upadły… Postanowiła robić dobrą minę do złej gry, wyciągnęła z torebki swój perfum zmieszany z wodą święconą i popsikała się, patrząc radośnie na zebraną grupkę. Jak zwykle podeszła do nieznajomych z anielską życzliwością, roztaczając wokół piękno bezinteresownej miłości.
-Dobry wieczór, przyszłam na grób dziadka. Rzadko widuję tutaj innych.- przywitała się ciepło, robiąc delikatny ukłon. –Może ciasteczko?- zapytała, wyciągając paczkę ciastek z torebki. "Oby się nie połapali, że jestem aniołem..."
Już na samym początku wędrówki zwróciło na nią uwagę pięciu typków, jak to mówią, spod ciemnej gwiazdy.
-Ej lalunia!- krzyknął jeden z nich. –Może pójdziesz z nami?- zaproponował, lecz Kaede była już na tyle rozsądna, że wiedziała że nie jest to propozycja typu wypijmy razem herbatkę… Mimo to obdarzyła ich ciepłym uśmiechem i roztoczyła swoją aurę boskiej miłości. Dwóch od razu odstąpiło, robiąc maślane oczka i uśmiechając się błogo, trzech jednak miało wyjątkowo zdeprawowane serca.
-Może innym razem chłopcy.- odpowiedziała, machając radośnie dłonią i idąc dalej, dźwięcznym stukotem szpileczek. Niestety trzech twardszych zastąpiło jej drogę, śmiejąc się okrutnie.
-Nalegam.- powiedział najbardziej wygadany, próbując uderzyć anielice w twarz. Ta jednak zrobiła automatyczny unik, w skutek czego cios walnął drugiego opryszka.
-Jej to przykre, może cię uzdrowić…- powiedziała Kaede, zasłaniając dłonią twarz i pochylając się nad leżącym na ziemi osiedlowym cwaniaczkiem. W chwili gdy się pochylała, drugi cios przywódcy gnał w jej stronę i przeleciał tuż nad jej głową nokautując kolejnego kolegę.
-Masz cios…- powiedziała z udawanym podziwem, prostując się i łapiąc pięść tego walecznego. Po sekundzie wszyscy trzej leżeli na ziemi, a dwóch pozostałych wciąż pozostawało zauroczonych anielicą.
-Pa chłopcy!- powiedziała posyłając do nich uśmiech i machając dłonią, po czym ruszyła przed siebie.
Nagle przez jej głowę przeszedł jakby elektryczny impuls. „Demony…” wyczuła aurę dwóch osobników w towarzystwie kogoś dziwnego.
-Jak tu biec w szpilkach!- krzyknęła rozpaczliwie, podejmując bolesną próbę. Po jakimś czasie wtargnęła na cmentarz, zauważając niecodzienny widok. Nigdy w swojej karierze nie miała takiego przypadku, żeby aż dwa demony i upadły… Postanowiła robić dobrą minę do złej gry, wyciągnęła z torebki swój perfum zmieszany z wodą święconą i popsikała się, patrząc radośnie na zebraną grupkę. Jak zwykle podeszła do nieznajomych z anielską życzliwością, roztaczając wokół piękno bezinteresownej miłości.
-Dobry wieczór, przyszłam na grób dziadka. Rzadko widuję tutaj innych.- przywitała się ciepło, robiąc delikatny ukłon. –Może ciasteczko?- zapytała, wyciągając paczkę ciastek z torebki. "Oby się nie połapali, że jestem aniołem..."
Re: Stary Cmentarz
Nie 15 Gru 2013, 20:06
Konkuro dostał "pozwolenie" od Upadłej na upieczenie królika. Jeśli mogę to tak nazwać. Szybkim ruchem obdarł "kłólika" ze skóry, wsadził mu w dupę- kija i powiesił na prowizoryczny ruszt. Już tylko pozostało mu obracanie, go co jakiś czas, aby równo się upiekł. Konkuro teraz zaczął przyglądać się Miris. Na krótko ją przytulił i powiedział z "bulwersem" niemalże:
- Przestań pierdzielić. Po primo... Mnie jeszcze nie zawiodłaś... Po drugie primo... Jakoś jeszcze nie zginąłem. Widocznie jestem wielkim idiotą, a mimo to jeszcze dycham. Tak więc skończ wymawiać te farmazony... Nie wybaczyłbym sobie jeśli na mojej zmianie komuś by coś się stało. - Był na tyle sfrustrowany ta wypowiedzią, że podszedł do jakiegoś drzewa i wymierzył cios. Jednak z nadmiaru emocji do ciosu dodał swoją energię wewnętrzną... Przez co przy styku jego dłoni z korą drzewa, można było zauważyć jasny błysk Many, z kierunkiem na drzewo. Dzięki temu ta potężna roślina ugięła się, lecz nie pękła. Siła Konkuro nadal była zbyt mała, aby połamać drzewo... Jednak nieźle nim zabujał.
Szybko odskoczył jak oparzony! Wyczuł coś siedzącego na tym drzewie! Gdy to zrobił, automatycznie włączył się przekaz do jego myśli. Wiadomość od Takishity. Prawdopodobnie spam. Odsłuchał ta wiadomość. Natychmiast sobie obmyślał wiadomość zwrotną - Droga pani Takashita. Niekoniecznie sądzę, że jest szalona. Jeśli ty byś spędziła wieki zaklęta w jakimś złomie, nie potrzebowałabyś dnia na uwierzenie w ogóle, że to dzieję się naprawdę? Będzie naprawdę niezłą babką, ale trzeba jeszcze poczekać - Takim sposobem odłączył swoje myślenie, kompletnie Klarując swoje myśli.
Następnie jego wzrok powędrował do jakieś nowo przybyłej dziewczyny.
- Co tu się do nędznika dzieje? - Jęknął, bo aż głowa go zabolała. To co tu się dzieje jest nie do ogarnięcia. Ktoś siedzi sobie na drzewie od bóg wie ile. Miris chce jak najszybciej uciec... Takishita ma nastrój "rozpier*latora"... Oddalił się od całego rumoru, i podszedł do Bramy cmentarza, tam sobie przycupnął. Schował głowę między nogi, przyjmując pozycję embrionalną. Musiał pomyśleć... Wpadł na pewien pomysł. Wstał prostując się i zwrócił się ku Miris.
- Wiesz co? Z miłą chęcią oddale się z tobą ku zachodzącemu slońcu... - Przyglądał się tylko nowej dziewczynie w stadzie. Pokazał gestem reki, dziękując jej za propozycję zjedzenia ciastka... Pokazał ręką na pieczonego "Kłólika Bagsa".
- Przestań pierdzielić. Po primo... Mnie jeszcze nie zawiodłaś... Po drugie primo... Jakoś jeszcze nie zginąłem. Widocznie jestem wielkim idiotą, a mimo to jeszcze dycham. Tak więc skończ wymawiać te farmazony... Nie wybaczyłbym sobie jeśli na mojej zmianie komuś by coś się stało. - Był na tyle sfrustrowany ta wypowiedzią, że podszedł do jakiegoś drzewa i wymierzył cios. Jednak z nadmiaru emocji do ciosu dodał swoją energię wewnętrzną... Przez co przy styku jego dłoni z korą drzewa, można było zauważyć jasny błysk Many, z kierunkiem na drzewo. Dzięki temu ta potężna roślina ugięła się, lecz nie pękła. Siła Konkuro nadal była zbyt mała, aby połamać drzewo... Jednak nieźle nim zabujał.
Szybko odskoczył jak oparzony! Wyczuł coś siedzącego na tym drzewie! Gdy to zrobił, automatycznie włączył się przekaz do jego myśli. Wiadomość od Takishity. Prawdopodobnie spam. Odsłuchał ta wiadomość. Natychmiast sobie obmyślał wiadomość zwrotną - Droga pani Takashita. Niekoniecznie sądzę, że jest szalona. Jeśli ty byś spędziła wieki zaklęta w jakimś złomie, nie potrzebowałabyś dnia na uwierzenie w ogóle, że to dzieję się naprawdę? Będzie naprawdę niezłą babką, ale trzeba jeszcze poczekać - Takim sposobem odłączył swoje myślenie, kompletnie Klarując swoje myśli.
Następnie jego wzrok powędrował do jakieś nowo przybyłej dziewczyny.
- Co tu się do nędznika dzieje? - Jęknął, bo aż głowa go zabolała. To co tu się dzieje jest nie do ogarnięcia. Ktoś siedzi sobie na drzewie od bóg wie ile. Miris chce jak najszybciej uciec... Takishita ma nastrój "rozpier*latora"... Oddalił się od całego rumoru, i podszedł do Bramy cmentarza, tam sobie przycupnął. Schował głowę między nogi, przyjmując pozycję embrionalną. Musiał pomyśleć... Wpadł na pewien pomysł. Wstał prostując się i zwrócił się ku Miris.
- Wiesz co? Z miłą chęcią oddale się z tobą ku zachodzącemu slońcu... - Przyglądał się tylko nowej dziewczynie w stadzie. Pokazał gestem reki, dziękując jej za propozycję zjedzenia ciastka... Pokazał ręką na pieczonego "Kłólika Bagsa".
- Miris:
- //Mam nadzieję Miris,że nie obrazisz się za słowa Kon'a
\\
Re: Stary Cmentarz
Nie 15 Gru 2013, 22:00
Niemal cała trójka zmierzała już ku bramom, ale Takishita nie wiedziała czy będą chcieli iść za nią. Miała zamiar prowadzić, ale wyglądało na to, że Miris ma zamiar iść własną drogą. Dla upadłej pozostawanie z dziewczyną wydawało się nadal świetnym pomysłem ze względu na jakieś bliżej nieokreślone zagrożenie, ale ta starała się ich zniechęcić z całych sił, a zagrywką była przemiana w demona... Pokazała swoje prawdziwe oblicze, ale na Takishicie nie robiło to żadnego wrażenia, ale zniechęciła ją ta anomalia. Ktoś taki jak demon, przerażający niektórych ludzi, a ukazujący tyle anielskiej dobroci. Kona nie przeraziła informacja, którą mu przekazała przez myśli, ponieważ odnosił do Miris w takim samym tonie jak poprzednio, a liczyła na skłócenie ich. Gdyby tylko mogła słyszeć to co jej odpowiedział, ale jedyne co czuła to tylko uczucie bezsilności lub frustracji. Biło ono od niego niesamowicie, a jeżeli je tylko delikatnie wzmocni to osiągnie zamierzony efekt. To jest człowiek szczęśliwy i starający się nieść dobroć, ale tylko jedno wydarzenie lub też jedna zła decyzja albo trochę negatywnych uczuć i będzie na drodze zmierzającej do upadku...W rytmie tej muzyki emocje falowały na ludziach niczym na wzburzonym morzu.
Nie, nie, nie. - pomyślała. Całe to miasto jest przesiąknięte złem, upadło i teraz potrzeba tylko zgliszczy na których powstanie na nowo.
Wiedziała, że jeżeli tę dwójkę ogarnie zamęt i gniew to nie będzie wcale wesoło, ponieważ nie będzie miał kto walczyć ze złem Oroki. Musi ich zatrzymać w tym mieście na dłużej, aby ich czyny zwróciły uwagę złych ludzi, a potem niech płoną ulice. Demolka cmentarza? To nie zrobiłoby oddźwięku. Ktoś powiedziałby wandale, co w tym mieście jest całkowicie normalne. Inną osobę już by ogarnęła bezsilność i podobne uczucie jak Kona, może nawet silniejsze. Potrząsnęła głową odganiając emocje Kona, które były nadzwyczaj silne, a narastał również gniew. Wiadomo, że upadły w złości może wyrządzić wiele szkód, ale jeszcze nie teraz. - ucięła.
Kon wyładował złość na drzewie, które skrywało kolejną osobę. Tyle negatywnych emocji i żądzy mordu nie pochodziło od wędrowca, a od podsłuchiwacza. Nie wiedziała jak długo się ten ktoś tam znajdował, ale musiał się raczej pojawić niedawno lub jego zamiary rozbudziły się przed chwilą. Przeniosła wzrok na Miris i przemówiła ponownie do jej myśli: To jest to, czego się obawiasz? Zagrożenie?
Byli już właściwie niedaleko bramy w której pojawiła się piąta osoba, a wtedy stało się coś dziwnego. Potężne siły zderzyły się tworząc ścianę, a raczej emocjonalną próżnię i nie czuła zupełnie nic. Nagle odpłynęła, ponieważ każde z jej uczuć zaniknęło i pustka w jej umyśle oraz cisza wytworzyły czarną dziurę, która przyjmowała cały mrok siedzący w istotach tego miasta.
Jej czarne skrzydła powiększyły się i rozpostarły, a jej oczy stały się intensywnie czerwone i przez chwilę było widać majestatyczy złowrogi blask. Złożyła ręce razem jak race do modlitwy, ale następnie jedną z rąk odwróciła w dół tak, że stykały się tylko nasady dłoni. Następnie przemówiła do jak największej liczby mieszkańców Oroki, którzy byli w pobliżu: Zbliża się wasz czas, umarli z grobów powstali i idą by nieść śmierć. - jakkolwiek ludzie to zinterpretują to osoby tu obecne będą miał pod górkę jeżeli zostaną uznani za nieumarłych. Jej oczy robiły się coraz ciemniejsze, aż stały się całkowicie czarne. To oznaczało tylko jedno. Wyzbyła się wszelkich uczuć. Totalna nicość, którą musiała na nowo wypełnić.
- Hooo? Ucieczka? Żartujesz? - powiedziała mocnym i agresywnym tonem i na koniec syknęła: - Dezerterom należy się tylko śmierć.
Tym zdaniem dawała sporo do myślenia zarówno Miris jak i Konowi, ponieważ nie wiadomo było do końca czy odniosła się tym zdaniem do siebie samej czy dała im znak, że jeżeli zwieją to ich zabije. Bez wątpienia w krótkiej chwili stała się przerażającą osobą, a jej czarne jak smoła oczy nie miały żadnego wyrazu. Nawet jej twarz nie ukazywała emocji. Stojąc bokiem do ich dwójki i do nowo przybyłej odwróciła teraz twarz ku niej przechylając niego głowę na bok tak, że jej włosy przysłoniły jedno oko.
- Bardzo chętnie... - następnie podeszła i uderzyła ją w rękę wytrącając paczkę ciastek. - Usunę Cię ze swej drogi.
Nowe osoby to nowy materiał na jeszcze większy chaos. Jeszcze żadnemu z nich przecież nie przemówiła do głów, a przynajmniej tak się jej tylko zdawało. Jednak nie znając lokalizacji osoby w drzewie nie mogła jej wbić do głowy teraz przekazu. Wiedziała tylko, że walnęła przekazem do najbliższych mieszkańców Oroki omijając tych na cmentarzu, ale... ten przekaz niechybnie też trafił do niej (do Ciebie Ukye). Mogła więc rzucić do myśli... głowy osóbki w bramie:
Blokujesz mi gniew.
Zdanie dziwne, ale dokładnie o to jej chodziło. To ona była przyczyną, która nacisnęła przełącznik w jej głowie. Nie mogła teraz za bardzo podążać za swoimi planami, ponieważ wszystko stało się tak niesamowicie obojętne niczym połączenie kwasu z zasadą. Tak samo jak neutron nie miała żadnego połączenia z niczym. Plan wydawał się być zwykłą pożółkłą kartką pisarza, który stracił wenę. Nikt nie zdążył jej wytłumaczyć, że w obliczu anioła tak się dzieje. Istniał jedynie podprogowy przekaz:
Nie, nie, nie. - pomyślała. Całe to miasto jest przesiąknięte złem, upadło i teraz potrzeba tylko zgliszczy na których powstanie na nowo.
Wiedziała, że jeżeli tę dwójkę ogarnie zamęt i gniew to nie będzie wcale wesoło, ponieważ nie będzie miał kto walczyć ze złem Oroki. Musi ich zatrzymać w tym mieście na dłużej, aby ich czyny zwróciły uwagę złych ludzi, a potem niech płoną ulice. Demolka cmentarza? To nie zrobiłoby oddźwięku. Ktoś powiedziałby wandale, co w tym mieście jest całkowicie normalne. Inną osobę już by ogarnęła bezsilność i podobne uczucie jak Kona, może nawet silniejsze. Potrząsnęła głową odganiając emocje Kona, które były nadzwyczaj silne, a narastał również gniew. Wiadomo, że upadły w złości może wyrządzić wiele szkód, ale jeszcze nie teraz. - ucięła.
Kon wyładował złość na drzewie, które skrywało kolejną osobę. Tyle negatywnych emocji i żądzy mordu nie pochodziło od wędrowca, a od podsłuchiwacza. Nie wiedziała jak długo się ten ktoś tam znajdował, ale musiał się raczej pojawić niedawno lub jego zamiary rozbudziły się przed chwilą. Przeniosła wzrok na Miris i przemówiła ponownie do jej myśli: To jest to, czego się obawiasz? Zagrożenie?
Byli już właściwie niedaleko bramy w której pojawiła się piąta osoba, a wtedy stało się coś dziwnego. Potężne siły zderzyły się tworząc ścianę, a raczej emocjonalną próżnię i nie czuła zupełnie nic. Nagle odpłynęła, ponieważ każde z jej uczuć zaniknęło i pustka w jej umyśle oraz cisza wytworzyły czarną dziurę, która przyjmowała cały mrok siedzący w istotach tego miasta.
Jej czarne skrzydła powiększyły się i rozpostarły, a jej oczy stały się intensywnie czerwone i przez chwilę było widać majestatyczy złowrogi blask. Złożyła ręce razem jak race do modlitwy, ale następnie jedną z rąk odwróciła w dół tak, że stykały się tylko nasady dłoni. Następnie przemówiła do jak największej liczby mieszkańców Oroki, którzy byli w pobliżu: Zbliża się wasz czas, umarli z grobów powstali i idą by nieść śmierć. - jakkolwiek ludzie to zinterpretują to osoby tu obecne będą miał pod górkę jeżeli zostaną uznani za nieumarłych. Jej oczy robiły się coraz ciemniejsze, aż stały się całkowicie czarne. To oznaczało tylko jedno. Wyzbyła się wszelkich uczuć. Totalna nicość, którą musiała na nowo wypełnić.
- Hooo? Ucieczka? Żartujesz? - powiedziała mocnym i agresywnym tonem i na koniec syknęła: - Dezerterom należy się tylko śmierć.
Tym zdaniem dawała sporo do myślenia zarówno Miris jak i Konowi, ponieważ nie wiadomo było do końca czy odniosła się tym zdaniem do siebie samej czy dała im znak, że jeżeli zwieją to ich zabije. Bez wątpienia w krótkiej chwili stała się przerażającą osobą, a jej czarne jak smoła oczy nie miały żadnego wyrazu. Nawet jej twarz nie ukazywała emocji. Stojąc bokiem do ich dwójki i do nowo przybyłej odwróciła teraz twarz ku niej przechylając niego głowę na bok tak, że jej włosy przysłoniły jedno oko.
- Bardzo chętnie... - następnie podeszła i uderzyła ją w rękę wytrącając paczkę ciastek. - Usunę Cię ze swej drogi.
Nowe osoby to nowy materiał na jeszcze większy chaos. Jeszcze żadnemu z nich przecież nie przemówiła do głów, a przynajmniej tak się jej tylko zdawało. Jednak nie znając lokalizacji osoby w drzewie nie mogła jej wbić do głowy teraz przekazu. Wiedziała tylko, że walnęła przekazem do najbliższych mieszkańców Oroki omijając tych na cmentarzu, ale... ten przekaz niechybnie też trafił do niej (do Ciebie Ukye). Mogła więc rzucić do myśli... głowy osóbki w bramie:
Blokujesz mi gniew.
Zdanie dziwne, ale dokładnie o to jej chodziło. To ona była przyczyną, która nacisnęła przełącznik w jej głowie. Nie mogła teraz za bardzo podążać za swoimi planami, ponieważ wszystko stało się tak niesamowicie obojętne niczym połączenie kwasu z zasadą. Tak samo jak neutron nie miała żadnego połączenia z niczym. Plan wydawał się być zwykłą pożółkłą kartką pisarza, który stracił wenę. Nikt nie zdążył jej wytłumaczyć, że w obliczu anioła tak się dzieje. Istniał jedynie podprogowy przekaz:
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
*brzdęk* - ... a teraz z jej zbroi ściągamy jej aniele łzy, a z popiołu feniksa i czarnej stali robimy katanę, którą ta tutaj przeklęta upadła będzie zabijać inne anioły, żeby kolejne łzy wzmacniały moc oręża. *brzdęk** * * * * * * * * *
Zabijać anioły kataną, którą ma przy sobie... Ponieważ naprzeciw nich nie potrafi odróżnić dobra od zła. Staje się niczym żołnierz diabła. Tym wystarczy nakazać: Zabijaj, a będzie tak robił. Broń, a poświęci własne życie. Nie wiedziała jeszcze, że jeden z tych aniołów stoi przed nią. Nie potrafiła tego wyczuć, bo nie miała takiej mocy. Ruszyła do przodu i trąciła ramieniem dziewczynę i wyszła przed cmentarz. Przystanęła tyłem do bramy i nasłuchiwała jeszcze co zrobią Miris i Konkuro. Próbowała sięgnąć zmysłem po jakieś emocje, ale nadal nic. Jakby znajdowała się w jakiejś głębi ciemnego oceanu zatopiona przez samego posejdona, aby już nigdy nie doświadczyć ludzkich uczuć.Re: Stary Cmentarz
Pon 16 Gru 2013, 13:05
Nie ukrywajmy - dzięki swoistemu przekaźnikowi danych jakim był Ukye, Eminencja dowiedziała się o uwolnieniu Różowowłosej więźniarki z zaklętego miecza. I nie była zadowolona z ów widoku, zwłaszcza że pomocnikami okazali się nie wielcy magowie, czy armia Białoskrzydłych Wrogów, tylko... dwie osoby. Pierwsza z pozoru wydawała się być zwykłym człowiekiem, który kurczowo trzymał Miris u swego boku, nie chcąc dać jej odejść. Popełnił błąd, ale nie on jeden. Młodziutki demon o tym nie wiedział, ale Szatan rozpoznał bez trudu w ciele drugiej osoby Upadłą, która już miała gigantyczne momenty w świecie, i dzięki pewnemu wysoko postawionemu wampirowi znał historię dawnej Anielicy. Bez wątpienia to Takishitę ugryzł Dreadfull, Władca Piekieł nie zapomina o takich spektakularnych upadkach bożych wojowników jak ten podczas którego Ślicznotka zrzuciła z siebie wszelkie białe piórka...
A propo, za chwilę pojawiła się znikąd zupełnie inna, kontrastowa aura. Oto drobna w posturze, o prawdziwie anielskiej poświacie młoda kobieta, wokół której unosiła się woń wody święconej, przyszła na zapomniany stary cmentarz chcąc uczestniczyć w tym chaosie, jaki rozrastał się dookoła. Wieść Upadłej rozniosła się po zakątkach Oroki, echem odbita między uszami dotarła nawet do przyczajonego w drzewie Czarnowłosego posłańca. Usłyszał, lecz nie mógł poruszyć się z miejsca - manipulacja Eminencji była znacznie silniejsza od głosu Takishity, ale... to mogła być okazja do rozszerzenia mrocznych wpływów w i tak mocno zdeprawowanej części wyspy. Taka panika działała na korzyść zła, i żaden Anioł Czystych Intencji nie oprze się liczniejszym istotom z osmolonym od grzechów sercem.
...ale młodzieniec chciał jeść, a nie słuchać i patrzyć co dzieje się pod jego stopami!
Kontrola Największego z Demonów była naprawdę silna, więc nie drgnął mu nawet jeden mięsień na twarzy, kiedy jego główny cel przybycia na tereny cmentarza został odepchnięty na drugi plan, a teraz jak szpieg Eminencji nie dając o sobie znać wchłaniał wszelkie bodźce i informacje. Ponownie był pionkiem w szponach Lucyfera. Tkwił jak kołek w koronie drzew i czekał na sygnał od Władcy Piekieł. Coraz więcej szumu i many przelatywało przez młodzieńca uniemożliwiając mu wyrwanie się spod wpływów Ojca Chrzestnego.
Czy to przetrząśnięcie drzewa przez silne uderzenie Kona czy dobroduszna aura Kaede sprawiło, że mógł przez kilka chwil przejąć kontrolę nad ciałem. Właściwie musiał też szybko zanalizować sytuację, w jakiej się znalazł, bo w ogóle nie przypominał sobie jak dotarł aż do Oroki. Musiały go skusić dusze, a tutaj było w czym wybierać. Oczywiście podjąłby tą najcięższą, tą najbardziej grzeszną powłokę mentalną istoty, gdyby nie to, że czas naglił i z braku laku wybrał pierwszą jaka była najbliższa w jego zasięgu.
Padło na Ciebie, Miris. Dusza, dusza, dusza! Teraz, albo nigdy!
Puszczony jak ze smyczy ruszył z impetem i rozłożonymi skrzydłami na oścież ku Demonicy, a jego prawa dłoń w locie przeistaczała się z prędka w ostrze czarnego jak smoła miecza. Tym narzędziem chciał docelowo przebić jej ciało i wyssać esencję życia w postaci duszy. W matowych, fioletowych oczach Ukye odbijała się cała sylwetka Miris, a pół metra od jej twarzy lśnił szpic broni. Jeszcze tylko ułamki sekund dzieliło demona od osiągnięcia celu! Jeszcze momencik i nie będzie już głodny! Jeszcze chwileczkę i ożyje na nowo!
Takishito... chciałaś zapełnić swoją duszę jakimiś emocjami? Może wzburzone, gniewne, głodne, mordercze instynkty Dzieciątka Szatana osiądą na dnie Twojej duszy i zakiełkują z plonem stukrotnym? Nie? Ale i tak warto posmakować tej many w powietrzu, by przekonać się czy aby nie skusić się po zakazany owoc.
A propo, za chwilę pojawiła się znikąd zupełnie inna, kontrastowa aura. Oto drobna w posturze, o prawdziwie anielskiej poświacie młoda kobieta, wokół której unosiła się woń wody święconej, przyszła na zapomniany stary cmentarz chcąc uczestniczyć w tym chaosie, jaki rozrastał się dookoła. Wieść Upadłej rozniosła się po zakątkach Oroki, echem odbita między uszami dotarła nawet do przyczajonego w drzewie Czarnowłosego posłańca. Usłyszał, lecz nie mógł poruszyć się z miejsca - manipulacja Eminencji była znacznie silniejsza od głosu Takishity, ale... to mogła być okazja do rozszerzenia mrocznych wpływów w i tak mocno zdeprawowanej części wyspy. Taka panika działała na korzyść zła, i żaden Anioł Czystych Intencji nie oprze się liczniejszym istotom z osmolonym od grzechów sercem.
...ale młodzieniec chciał jeść, a nie słuchać i patrzyć co dzieje się pod jego stopami!
Kontrola Największego z Demonów była naprawdę silna, więc nie drgnął mu nawet jeden mięsień na twarzy, kiedy jego główny cel przybycia na tereny cmentarza został odepchnięty na drugi plan, a teraz jak szpieg Eminencji nie dając o sobie znać wchłaniał wszelkie bodźce i informacje. Ponownie był pionkiem w szponach Lucyfera. Tkwił jak kołek w koronie drzew i czekał na sygnał od Władcy Piekieł. Coraz więcej szumu i many przelatywało przez młodzieńca uniemożliwiając mu wyrwanie się spod wpływów Ojca Chrzestnego.
Czy to przetrząśnięcie drzewa przez silne uderzenie Kona czy dobroduszna aura Kaede sprawiło, że mógł przez kilka chwil przejąć kontrolę nad ciałem. Właściwie musiał też szybko zanalizować sytuację, w jakiej się znalazł, bo w ogóle nie przypominał sobie jak dotarł aż do Oroki. Musiały go skusić dusze, a tutaj było w czym wybierać. Oczywiście podjąłby tą najcięższą, tą najbardziej grzeszną powłokę mentalną istoty, gdyby nie to, że czas naglił i z braku laku wybrał pierwszą jaka była najbliższa w jego zasięgu.
Padło na Ciebie, Miris. Dusza, dusza, dusza! Teraz, albo nigdy!
Puszczony jak ze smyczy ruszył z impetem i rozłożonymi skrzydłami na oścież ku Demonicy, a jego prawa dłoń w locie przeistaczała się z prędka w ostrze czarnego jak smoła miecza. Tym narzędziem chciał docelowo przebić jej ciało i wyssać esencję życia w postaci duszy. W matowych, fioletowych oczach Ukye odbijała się cała sylwetka Miris, a pół metra od jej twarzy lśnił szpic broni. Jeszcze tylko ułamki sekund dzieliło demona od osiągnięcia celu! Jeszcze momencik i nie będzie już głodny! Jeszcze chwileczkę i ożyje na nowo!
Takishito... chciałaś zapełnić swoją duszę jakimiś emocjami? Może wzburzone, gniewne, głodne, mordercze instynkty Dzieciątka Szatana osiądą na dnie Twojej duszy i zakiełkują z plonem stukrotnym? Nie? Ale i tak warto posmakować tej many w powietrzu, by przekonać się czy aby nie skusić się po zakazany owoc.
Re: Stary Cmentarz
Sro 18 Gru 2013, 16:10
Minęło już trochę czasu i dziewczyna zaczęła się oswajać z nową rzeczywistością. Rozumiała też, dlaczego upadła anielica jest wobec niej taka nieufna, choć niczego tak naprawdę jej nie zrobiła. W końcu Miris sama chciała odciąć się od tamtej dwójki i w samotności zastanowić się nad wszystkim, dlatego odtrącała Konkuro. No i wszystko tak szybko się potoczyło, że myśli latały jak oszalałe. Ale teraz, gdy rzeczywistość okazała się dużo prostsza, niż przedtem, demonica zaczerpnęła tchu i na chwilę odchodząc od chłopaka, zanurzyła dłonie w cmentarnej studni i obmyła sobie twarz.
- Macie racje. Trochę mnie ponosi. Ale przez cały czas zdawało mi się, że słyszę wołanie mojego dawnego pana. Myślałam, że on wróci, ale najwidoczniej Lucyfer trzyma swoje wierne sługi na wystarczająco mocnej smyczy.- Zaśmiała się, czując w pewnym sensie ulgę. Już od dawna nie miała okazji z czegokolwiek się pośmiać. Po chwili wytarła dłonie o duł sukienki i podeszła do Kon'a.
- Wiesz... Całkiem fajny z ciebie facet. Może, skoro nie grozi nam tu armagedon nieumarłych, pójdziemy razem na wycieczkę do Shiseiny? Chcę sprawdzić, jak bardzo to piękne miasto zmieniło się przez ostatnie stulecie.- Gdy była już blisko niego, uśmiechnęła się zadziornie, wzięła za rękę i ponownie skierowała się w stronę wyjścia z cmentarza. Miała już serdecznie dość tego miejsca. W pewnym jednak momencie, znów wyczuła jakąś dziwną aurę, gdy przed nimi pojawiła się młoda, nieznajoma dziewczyna. Biło od niej dobro życzliwość, a na dodatek pokropiła się wodą święconą.
- Dziękuję, to miło z twojej strony.- Przyjęła od anielic ciastko, wiedząc, że istoty te nikogo by nie otruły, nie mając ku temu powodu.
- Może powinnam ponownie przyjąć ludzką postać? Ta anielica wydaje się milutka, szkoda by było ją straszyć.- Szepnęła do towarzysza, lecz spokój znów został zachwiany wypowiedziami upadłej, oraz atakiem innego demona na Miris. Dziewczyna ponownie poczuła się skołowana, lecz wiedziała jasno, że przyrzekła, że z jej winy nikt już więcej nie ucierpi. Jednak ten tutaj stanowczo przyczynił się do nadszarpnięcia zasad dziewczyny. Odepchnęła więc Kon'a i dzięki kociej gracji i zwinności, postarała się wykonać unik przed ciosem demona. Jego aura podpowiadała jej, że musi to być dość młody osobnik, lecz moc podpowiadała, że ma czyjeś wsparcie.
- No pięknie! Tylko psa Lucyfera tu brakowało... Taki, proszę, opamiętaj się i zabierz stąd innych!
// Sorki za zwłokę, ale komputer mi siadł, a trudno było znaleźć czas na pójście do biblioteki//
- Macie racje. Trochę mnie ponosi. Ale przez cały czas zdawało mi się, że słyszę wołanie mojego dawnego pana. Myślałam, że on wróci, ale najwidoczniej Lucyfer trzyma swoje wierne sługi na wystarczająco mocnej smyczy.- Zaśmiała się, czując w pewnym sensie ulgę. Już od dawna nie miała okazji z czegokolwiek się pośmiać. Po chwili wytarła dłonie o duł sukienki i podeszła do Kon'a.
- Wiesz... Całkiem fajny z ciebie facet. Może, skoro nie grozi nam tu armagedon nieumarłych, pójdziemy razem na wycieczkę do Shiseiny? Chcę sprawdzić, jak bardzo to piękne miasto zmieniło się przez ostatnie stulecie.- Gdy była już blisko niego, uśmiechnęła się zadziornie, wzięła za rękę i ponownie skierowała się w stronę wyjścia z cmentarza. Miała już serdecznie dość tego miejsca. W pewnym jednak momencie, znów wyczuła jakąś dziwną aurę, gdy przed nimi pojawiła się młoda, nieznajoma dziewczyna. Biło od niej dobro życzliwość, a na dodatek pokropiła się wodą święconą.
- Dziękuję, to miło z twojej strony.- Przyjęła od anielic ciastko, wiedząc, że istoty te nikogo by nie otruły, nie mając ku temu powodu.
- Może powinnam ponownie przyjąć ludzką postać? Ta anielica wydaje się milutka, szkoda by było ją straszyć.- Szepnęła do towarzysza, lecz spokój znów został zachwiany wypowiedziami upadłej, oraz atakiem innego demona na Miris. Dziewczyna ponownie poczuła się skołowana, lecz wiedziała jasno, że przyrzekła, że z jej winy nikt już więcej nie ucierpi. Jednak ten tutaj stanowczo przyczynił się do nadszarpnięcia zasad dziewczyny. Odepchnęła więc Kon'a i dzięki kociej gracji i zwinności, postarała się wykonać unik przed ciosem demona. Jego aura podpowiadała jej, że musi to być dość młody osobnik, lecz moc podpowiadała, że ma czyjeś wsparcie.
- No pięknie! Tylko psa Lucyfera tu brakowało... Taki, proszę, opamiętaj się i zabierz stąd innych!
// Sorki za zwłokę, ale komputer mi siadł, a trudno było znaleźć czas na pójście do biblioteki//
- Rin
- Liczba Postów : 79
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: brązowa kurtka, czerwony szal, jeansowa spódniczka, kozaki brązowe na płaskim i białe grubsze rajstopy
Re: Stary Cmentarz
Sro 18 Gru 2013, 21:31
Spojrzała ze smutkiem w oczach na zmarnowaną paczkę ciastek. Przecież włożyła w przygotowanie ich tyle czasu i serca… Dlaczego ona tak się zachowywała… Coś musiało ją niepokoić, gołym okiem widać było zagubienie dziewczyny. W odpowiedzi na wrogi czyn, uśmiechnęła się tylko ze współczuciem w stronę upadłej i zaczęła wysyłanie do niej telepatycznej wypowiedzi.
-Nie jestem twoim wrogiem, bardzo chciałabym zdjąć z ciebie ten ciężar z którym się zmagasz, pozwolisz mi?- zapytała telepatycznie fioletowowłosą. Chciała podejść i dotknąć swoją leczniczą dłonią ramienia nieznajomej, odganiając cały lęk i to co trapi jej serce. –Porzuć lęk i ciemność w której żyjesz, daj mi dłoń, a wyciągnę cię z tego nawet kosztem mojego życia.- cały czas obserwowała z życzliwym uśmiechem i otwartą dłonią reakcję Takishidy. Jednocześnie z jej serca popłynęła modlitwa nad całą Oroką, a ciało anielicy zajaśniało złotą powłoką, z której rozleciały się setki motyli. „Najwyższy chroń te miasto, pokaż że jesteś miłością czuwającą na wieki nad tym miejscem. Pokaż, że nie zapomniałeś o tutejszych mieszkańcach, ja wiem, że ty wszystkich kochasz.” Motyle poleciały w każdą stronę miasta, pozostawiając Kaede samą. „Lećcie zanieść wszystkim radosną nowinę o miłości…” pomyślała z rozmarzeniem o sile swojej modlitwy, która drogą telepatii doszła do umysłów ludności. Nie od dziś wiadomo, że obecność anioła łagodzi uczucia innych.
Aury demonów, upadłej i kogoś bardzo nietypowego wciąż potężnie emanowały w miejscu, które sprzyjało tego typu zebraniom. Na szczęście dusze ludzi spoczywających tutaj, już dawno trafiły do Caelum. Nagle demon pozostający w ukryciu zaatakował drugiego demona- bardzo miłą dziewczynę. „Demon atakuje demona?! Już wiem dlaczego to oni przegrali wielką wojnę… Jednak tam, gdzie miłość i dobro nie dochodzi nie ma ładu i harmonii.” Po poliku Kaede popłynęła łza, lecz jednocześnie perfekcyjne wyszkolenie kazało jej interweniować. Wypowiedziała zaklęcia w języku aniołów, a jej ciało pokryła zbroja, w ręku natomiast pojawił się anielski oręż. „Nie lubię tego robić…” W chwili gdy Ukye zaatakował Miris, Kaede straciła kontrolę nad sobą i pokazała się w całej anielskiej okazałości, uwalniając swoje wielkie, pierzaste skrzydła. W tym samym momencie przygotowała broń do odparcia ataku i swoją maną wyprowadziła atak w kierunku demona płci męskiej.
OCC:
Zbroja Kaede wygląda tak:
-Nie jestem twoim wrogiem, bardzo chciałabym zdjąć z ciebie ten ciężar z którym się zmagasz, pozwolisz mi?- zapytała telepatycznie fioletowowłosą. Chciała podejść i dotknąć swoją leczniczą dłonią ramienia nieznajomej, odganiając cały lęk i to co trapi jej serce. –Porzuć lęk i ciemność w której żyjesz, daj mi dłoń, a wyciągnę cię z tego nawet kosztem mojego życia.- cały czas obserwowała z życzliwym uśmiechem i otwartą dłonią reakcję Takishidy. Jednocześnie z jej serca popłynęła modlitwa nad całą Oroką, a ciało anielicy zajaśniało złotą powłoką, z której rozleciały się setki motyli. „Najwyższy chroń te miasto, pokaż że jesteś miłością czuwającą na wieki nad tym miejscem. Pokaż, że nie zapomniałeś o tutejszych mieszkańcach, ja wiem, że ty wszystkich kochasz.” Motyle poleciały w każdą stronę miasta, pozostawiając Kaede samą. „Lećcie zanieść wszystkim radosną nowinę o miłości…” pomyślała z rozmarzeniem o sile swojej modlitwy, która drogą telepatii doszła do umysłów ludności. Nie od dziś wiadomo, że obecność anioła łagodzi uczucia innych.
Aury demonów, upadłej i kogoś bardzo nietypowego wciąż potężnie emanowały w miejscu, które sprzyjało tego typu zebraniom. Na szczęście dusze ludzi spoczywających tutaj, już dawno trafiły do Caelum. Nagle demon pozostający w ukryciu zaatakował drugiego demona- bardzo miłą dziewczynę. „Demon atakuje demona?! Już wiem dlaczego to oni przegrali wielką wojnę… Jednak tam, gdzie miłość i dobro nie dochodzi nie ma ładu i harmonii.” Po poliku Kaede popłynęła łza, lecz jednocześnie perfekcyjne wyszkolenie kazało jej interweniować. Wypowiedziała zaklęcia w języku aniołów, a jej ciało pokryła zbroja, w ręku natomiast pojawił się anielski oręż. „Nie lubię tego robić…” W chwili gdy Ukye zaatakował Miris, Kaede straciła kontrolę nad sobą i pokazała się w całej anielskiej okazałości, uwalniając swoje wielkie, pierzaste skrzydła. W tym samym momencie przygotowała broń do odparcia ataku i swoją maną wyprowadziła atak w kierunku demona płci męskiej.
OCC:
Zbroja Kaede wygląda tak:
- Spoiler:
- Spoiler:
Re: Stary Cmentarz
Czw 19 Gru 2013, 10:48
Co jak co, ale nasz najlepszy bohater wydawał być zadowolony z rozwoju tej sytuacji. nie dość, że usłyszał komplement z ust Demonicy, to na dodatek złapała go za rękę. Dla niego jest to największy akt pojednania, więc milcząc szczerzył się do niej. Wsłuchiwał się również w jej słowa i oczywiście pytanie jemu nie umknęło. Zaczął się prężnie zastanawiać nad Odpowiedzią. Miał małą" zagwozdkę", bo w mieście tym, jeszcze nie był. Nie zna drogi... Jednak z miłą chęcią mógłby się do tego wszystkiego dostosować. Z naprawdę szczerym uśmiechem odpowiedział.
- Ależ jasne. Tylko ty prowadzisz. - Cóż za zaszczyt! Pozwolił jej nawet zaprowadzić go do Tego miasta... Rozmyślał, jak mogłoby to miasto wyglądać i co mógłby zrobić w tym mieście. No rozmarzył się chłopak... W jego głowie pojawiało się skakanie po łące i trzymając za rączkę... Następnie leżenie sobie na łące, pod drzewkiem i wpatrywanie się w gwieździste niebo. Następną okazją jaką sobie wyobraził, było wspólne jedzenie lodów... Wtedy to na bank, polizałby! Jej loda... Jeszcze lepiej, gdy polizałaby jego! Takie zadziorne! Ahhh Konkuro zaczynał się rozpływać z rumieńcami na twarzy. Jednak szybko ochłonął... Zobaczył Anielicę i jak grom z jasnego nieba. Jego myśli wszystkie uleciały. Nie miał pojęcia czemu. akcja wtedy potoczyła się na tyle szybko... Że
Zorientował się w tym co się dzieje, dopiero leżąc sobie na glebie. Nawet nie zdążył odpowiedzieć na ostatnie pytanie Miris. Wtedy też ogarnął swoim wzrokiem anielice... Co ona najlepszego robiła? Konkuro wstał i otrzepał się z kurzu ze stoickim spokojem. Zrobił rozeznanie Sytuacji. Takashita błądzi gdzieś myślami, wypowiadając jakieś farmazony o tym, że nie uciekniemy. Atak Demona na Piękną Demonice. Unik tejże dziewoi. Kontratak Kaede. To czemu i Konkuro miałby siedzieć w miejscu? Przecież zaatakowali jej towarzyszkę... Szybko jego nogi rozsunęły się, aby uzyskać niezachwianą postawę. Jego ręce teraz zapłonęły energią/maną skupiając się dokładnie w jednym punkcie. Przyjął pozę godną kame-hame-ha zDragon Bala, i wypuścił bardzo niepozorna skondensowaną kulkę między Miris a resztą. Tak naprawdę leciała na tyle powolnie... I w nikogo... Że można byłoby ją olać, gdyby nie fakt, że ta energia cwanie i szybko się rozprężyła. Jej celem okazało się... Być wszystko to... Co niepozorne. Ta kulka zrobiła małe tornado, wzbijając w powietrze przecięte kawałki trawy, liści i nie zapominając o tumanie kurzu... Teraz jak powstała "Prowizoryczna" przeszkoda widoczności. Konkuro jednym silnym skokiem. Używając many wybuchającej pod stopami, szybkim ruchem "Doskoczył" do Miris, złapał ją za Talię i odskoczył. Dodatkowo skupiając manę i "puszczając" dodatkową Kulkę Many. tylko dlatego, aby koło nich bardziej zagęścić Pył i kurz... Podał szaliczek który posiadał dla Diablicy ze słowami
- Załóż to, nie chcę, abyś nawdychała się tego wszystkiego. Szanuj płuca. - Mimo, że był bardzo blisko niej, była troszkę zamazana. Stanął centralnie przed nią, próbując zasłonić swoim ciałem. Po tym wdał się z nią w rozmowę. Jak gdyby nigdy nic...
- Co myślisz o tym, aby niezauważanie umknąć?
OCC: Walka bez Dmg. Epic.
- Ależ jasne. Tylko ty prowadzisz. - Cóż za zaszczyt! Pozwolił jej nawet zaprowadzić go do Tego miasta... Rozmyślał, jak mogłoby to miasto wyglądać i co mógłby zrobić w tym mieście. No rozmarzył się chłopak... W jego głowie pojawiało się skakanie po łące i trzymając za rączkę... Następnie leżenie sobie na łące, pod drzewkiem i wpatrywanie się w gwieździste niebo. Następną okazją jaką sobie wyobraził, było wspólne jedzenie lodów... Wtedy to na bank, polizałby! Jej loda... Jeszcze lepiej, gdy polizałaby jego! Takie zadziorne! Ahhh Konkuro zaczynał się rozpływać z rumieńcami na twarzy. Jednak szybko ochłonął... Zobaczył Anielicę i jak grom z jasnego nieba. Jego myśli wszystkie uleciały. Nie miał pojęcia czemu. akcja wtedy potoczyła się na tyle szybko... Że
Zorientował się w tym co się dzieje, dopiero leżąc sobie na glebie. Nawet nie zdążył odpowiedzieć na ostatnie pytanie Miris. Wtedy też ogarnął swoim wzrokiem anielice... Co ona najlepszego robiła? Konkuro wstał i otrzepał się z kurzu ze stoickim spokojem. Zrobił rozeznanie Sytuacji. Takashita błądzi gdzieś myślami, wypowiadając jakieś farmazony o tym, że nie uciekniemy. Atak Demona na Piękną Demonice. Unik tejże dziewoi. Kontratak Kaede. To czemu i Konkuro miałby siedzieć w miejscu? Przecież zaatakowali jej towarzyszkę... Szybko jego nogi rozsunęły się, aby uzyskać niezachwianą postawę. Jego ręce teraz zapłonęły energią/maną skupiając się dokładnie w jednym punkcie. Przyjął pozę godną kame-hame-ha zDragon Bala, i wypuścił bardzo niepozorna skondensowaną kulkę między Miris a resztą. Tak naprawdę leciała na tyle powolnie... I w nikogo... Że można byłoby ją olać, gdyby nie fakt, że ta energia cwanie i szybko się rozprężyła. Jej celem okazało się... Być wszystko to... Co niepozorne. Ta kulka zrobiła małe tornado, wzbijając w powietrze przecięte kawałki trawy, liści i nie zapominając o tumanie kurzu... Teraz jak powstała "Prowizoryczna" przeszkoda widoczności. Konkuro jednym silnym skokiem. Używając many wybuchającej pod stopami, szybkim ruchem "Doskoczył" do Miris, złapał ją za Talię i odskoczył. Dodatkowo skupiając manę i "puszczając" dodatkową Kulkę Many. tylko dlatego, aby koło nich bardziej zagęścić Pył i kurz... Podał szaliczek który posiadał dla Diablicy ze słowami
- Załóż to, nie chcę, abyś nawdychała się tego wszystkiego. Szanuj płuca. - Mimo, że był bardzo blisko niej, była troszkę zamazana. Stanął centralnie przed nią, próbując zasłonić swoim ciałem. Po tym wdał się z nią w rozmowę. Jak gdyby nigdy nic...
- Co myślisz o tym, aby niezauważanie umknąć?
OCC: Walka bez Dmg. Epic.
Re: Stary Cmentarz
Czw 19 Gru 2013, 12:48
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
*brzdęk* - Ale przecież łzy więcej jej już nie wzmocnią? W ogóle pan mówił, że mamy zostawić samą sobie. Wiesz jacy są upadli? Oni dużo myślą, ale nic nie czują. Dlatego robimy tą katanę, rzucamy między lwy. Według pana powinna siać niezły zamęt. *brzdęk* O ile z początku podane przez nich środki działały, to już później umożliwiły podświadomości chłonąć informacje, które następnie co chwila przedostawały się do świadomości w trakcie następujących po sobie wydarzeń. *brzdęk*
- Mnie tylko denerwuje fakt, że ten zdrajca próbuje zwiększyć swoje wpływy na naszym terenie.
- Kto?
*brzdęk* - ...cyfer.
* * * * * * * * * *
Brak emocji był dla niej całkowicie wygodny i odkryła niesamowite opanowanie w sobie. Upadli chłonęli złe emocje, ale w momencie gdy przestawały one na nich oddziaływać stawały się prawdziwymi monstrami. Niektórzy twierdzą, że diabeł lub też szatan... nosi różne imiona chociaż w piekle nigdy nie wiadomo, kto naprawdę rządzi... ale twierdzą iż jest upadłym, a być może jest ich kilku, którzy próbują przejąć władzę nad czeluściami i mrokiem. To by miało całkowity sens, ponieważ niepoddawanie się emocjami podczas realizacji swojego planu jest bardziej stabilne. Całkowicie obiektywna ocena sytuacji pozwala na dopięcie tego do końca, ale upadli mają tę jedną poważną wadę, że wybuchają złością, a może to nastąpić w przypadku posypania się planu lub gdy ktoś w tym przeszkadza. Wtedy wiadomo, że decyzje podjęte w amoku mogą zniszczyć wieloletnie knowania. Jeżeli w istocie pan zła, władca piekieł, wszechpotężny diabeł był kiedyś aniołem, który upadł, to wybicie jego zamysłów z właściwych torów może pomóc w bezpośrednim spotkaniu z nim. Właśnie to jej przyszło do głowy przed momentem, ale jeszcze nie wiedziała co będzie mogła zrobić, aby zrealizować ten swój skromny cel. Wtedy właśnie doszło do ataku ukrywającej się w cieniu drzew osoby, a jej wzburzone myśli niczym ocean podczas tajfunu były tak potężne i nasycone gniewem, że anielska dobroć została stłamszona. Takishita wciąż chłodno podchodziła do wszystkiego. Odwróciła się trzymając rękę na katanie i wyciągnęła ją. To nie anioł oczyścił umysł, ani go zablokował, ponieważ moc złości napływała do niej, ale wcale nie przejmowała tego, a jedynie "słyszała" to. To było niczym pewnego rodzaju muzyka, a nie jak odczuwalne mogące zapanować nad czyimś umysłem emocje. Pewnie mogłaby nawet odczuwać z tego przyjemność. Kojarzyło ten rodzaj wrażeń z poprzedniego wcielenia i na jej twarzy pojawił się uśmiech, a dokładnie w tym samym momencie Miris zrobiła unik, anielica zrobiła podmianę i nowa zbroja oraz miecz zostały wymierzone w kierunku demona, ale nie broń została użyta, a jej moc. Nie przedstawiła się, wypada z ciasteczkami, a teraz atakuje? Takishita zaczęła się zastanawiać od kiedy pan niebios pozwala na takie rzeczy. Znowu chcą wojny Ci cholernicy i nie ma mnie w ich planach? - myślała nad sytuacją.
Miris rzuciła do upadłej, aby się ocknęła i zabrała stąd wszystkich. Z kolei anielica próbowała upadłą nakłonić do nawrócenia... To było dopiero zabawne, lecz nie zaśmiała się. Jedynym zagrożeniem dla obecnych tutaj były tak naprawdę właśnie upadła i ten osobnik, który się pojawił i zaatakował Miris. Z początku Takishita chciała to obserwować, a katany użyć tylko do obrony, ale po krótkiej chwili ciekawsze wydawało się powstrzymanie anioła i pozwolenie tamtym na walkę. Problem pojawił się z innej strony. Swoimi myślami mogła ściągnąć tu kilku nieoczekiwanych gości w postaci policji lub chuliganów albo jakąś mafię. W zasadzie plan pozostawał wciąż taki sam. Zamieszki, a ich początkiem zdarzenia na cmentarzu. Nie spodziewała się tylko tego, że walka wyniknie dużo wcześniej. Prawdę mówiąc zamieszanie już teraz było całkiem duże, a mogło być jeszcze większe za parę minut.
Zaczęła kroczyć powoli w kierunku anielicy, która wkroczyła między tamtą dwójkę. Zastanawiała się, czy tamta osoba zaatakuje w odwecie białoskrzydłą. Może dalej będzie próbować dopaść Miris lub spróbuje z Konem, który próbował chyba odwrócić uwagę i zwiać ze swoją towarzyszką, ale dlaczego tego nie zrobili? W końcu była już blisko obiektu, który zostawił Kon. Machnęła tylko ręką powodując niewielką eksplozję. Wokół jej ciała zaczęły krążyć czarne obiekty, unaoczniające jej maną, a miały kształt piór. Jej włosy stały się jeszcze ciemniejsze, a wokół oczu widać było nieco ciemniejsze kręgi jakby miała dużą ilość tuszu do rzęs i ciemny podkład wokół oczu. Jeszcze ich czarna barwa wyglądały niczym oczy prawdziwego diabła. Dokładnie jakby patrzył na nich czarny kot, przeklinając ich i życząc tylko jednego. Przypomniała sobie pewien fakt. Mężczyzna, który ją przyniósł do Oroki przeszedł przez taki sam twór i używał dokładnie takich samych słów. Z początku nikt może tego nie słyszał, ale później już coraz wyraźniej było słychać jak upadła przemawiała, a raczej inkantacja dobiegała końca:
- ... und das Gate wird schwarz. Öffnen Sie die Sesam (niemiecki chyba idealny na szatański język)
Wtedy te pióra wokół niej zaczęły wirować, a potem powędrowały przed nią i otworzyły krąg, a w jego środku pojawiła się czarna mgła. Pojawiały się rozbłyski przez chwilę. Udało jej się idealnie skopiować wrota, które widziała, a dopiero po pełnym otwarciu odkryła gdzie prowadzą. Wcześniej jedynie się domyślała. Portal został otwarty, a przed nim znajdowali się Kon oraz Miris. Biegnąc nie mogli się już zatrzymać...
- Spełniam prośbę Miris.
Dziewczyna poprosiła wcześniej Takishitę żeby zabrała stąd innych, ale czy chodziło jej wtedy również o anielicę? Nawet jeżeli to do piekła jej zabrać nie zamierzała, poza tym to było jedyne miejsce do którego mogła przenieść w krótkim czasie siebie oraz ewentualnie inne osoby. Jednak sama nie zamierzała na razie opuszczać terenu cmentarza, ponieważ zapowiadało się na ciekawą walkę. Agresor kontra ta białoskrzydła? A może upadły kontra anioł?
- Możecie tam się udać. Dołączę do was niedługo.
Nie mogli wiedzieć dokąd portal prowadzi, gdzie trafią, agresor również, ale czy anioł podejrzewał co tam jest? Mógł wyczuć jedynie tyle, że będzie problem z wejściem tam. Postąpiła jeszcze parę kroków aby pozostałej dwójce zatorować drogę (You shall not pass). Nienawiść która biła od tamtej osoby mogła dać Takishicie do myślenia, że ma do czynienia z drugim demonem lub człowiekiem pełnym nienawiści. Nie zastanawiała się nad tym za długo. Czekała teraz na reakcję wszystkich, czy Kon i Miris uciekną do portalu oraz co z pozostałą dwójką?
- You shall not pass. Nie dla was ta brama. Pies jej nie przekroczy. - rzuciła na dogryzkę.
OoC:
Uderzam w Twoją kulkę obrywam 3 dmg. Moje HP: 47.
Kon, Miris (uciekacie?) =>Oczywiście nie wiecie, że portal tam prowadzi. Możecie tam dalej pisać, jeżeli chcecie.
Re: Stary Cmentarz
Czw 19 Gru 2013, 18:56
Niestety, jego atak został skutecznie uniknięty przez Diablicę. Była od niego szybsza, albo wyczuwała wcześniej zagrożenie i była w pełnej gotowości na przebieg takiego zdarzenia. Co innego, że dodatkowo wtrąciła się Białoskrzydła, ale o niej za chwilę, bowiem przed nią zjawiła się wichura osłaniająca w całości niedoszłą ofiarę. To ten niepozorny z wyglądu chłopak ochronił swoją znajomą przed uderzeniem Ukye taką sztuczką. Nie mógł dostrzec nic poza gryzącym w gardło pyłem ze źdźbłami okolicznych traw. A w dodatku pojawiła się wyrwa czasoprzestrzenna stanowiąca kolejną barierę między nim a tymi, którzy przeszkodzili mu w zdobyciu posiłku!
Co to takiego otworzyła Upadła Anielica? Przedsionek piekieł? Trudno zgadnąć, lecz czarna mgiełka wróżyła coś negatywnego, a zarazem przyjemnego dla demona. Szkoda, że Czarnoskrzydła strażniczka wrót nie pozwoliła wejść mu do środka, ale z drugiej strony kontrola Ojca Chrzestnego skierowała tok postępowania Ukye na jedyną osobę, która zastosowała przeciwko młodzieńcowi siłę. Śmiała to zrobić Różowowłosa Anielica z pięknym orężem w ręku, który dzierżyła pewnie i stanowczo chciała ukrócić proceder demona. Po co wtryniała nos w nie swoje sprawy!? Powinna się cieszyć, że wybrał stosunkowo "złą duszę", zawsze mógł zaatakować kogoś zupełnie bezbronnego. Ale nie, nie dała mu zgasić swojego pragnienia, nie potrafiła powstrzymać się od wymierzenia ciosu za nieskuteczny atak na demonicę. Ksa, wszystko się skomplikowało! W dodatku czas działał na niekorzyść Fioletowookiego, którego duszę opatuliły kolejne łańcuchy swojego Przełożonego, i który sterował jak marionetką młodego demona. Matowe, lustrzane spojrzenie ślepi otoczone mgłą utkwił na ranę na prawym boku, blisko żeber. Tak ugodziła go święta mana Kaede i rozszarpała kawałek ciała. Czarna posoka plamiła nie tylko ubranie, ale przede wszystkim godność Ukye. Z dziury ulotniła się wstęgowata aura podobna do wijących się glizd na mięsie padliny, która tamowała krwawienie, lecz nie leczyła rany. Eminencja nie miała ani chwili na marnowanie czasu na kondycji jednego pionka. Jednak da mu jeszcze jedną szansę na wykazanie się.
Oto krótki, przeszywający na wskroś impuls sprawił, że również lewa ręka przeistoczyła się w czarne ostrze, a ze skroni wyrosły jeszcze większe o dwa centymetry rogi. Tak jakby Lucyfer chciał mieć lepsze wyczucie swojego żołnierzyka na placu boju. W między czasie wpoił do mózgu Ukye wiadomość, a raczej poradę. Skoro jest ranny, powinien zjeść smakowitszą duszę niżeli innego demona. Kusił go na czystą dawkę esencji życia Kaede. Młodzieniec zmanipulowany ów nowiną przyjął tą informację dość spokojnie. Jak kraść, to miliony - jak zabijać, to Anioły. A przecież gdyby był sobą, zadowoliłby się duszą największego złoczyńcy czy nikczemnika. Inna sprawa, że jakby skosztował takiej duszy, to popadłby na samo dno, ponieważ chciałby już na zawsze spożywać te wysokokaloryczne pyszności. Fioletowooki teraz o tym nie myślał, nie mógł zawładnąć swoim ciałem. Po prostu ruszył z miejsca i leciał w kierunku Anielicy w mrocznym milczeniu.
Pierwsze co zrobił to zarzucił swój stalowy warkocz wokół szyi Różowowłosej, by ukręcić pętlę wokół głowy i poddusić kobietę z Niebios. Jednym ostrzem zablokował chwilowo manewr Kaede swoim orężem, a drugim demońskim mieczem przebił prawe udo na wylot. Jeszcze wiercił ów ostrzem w ciele Anioła chcąc zadać jej jak największe cierpienie za to, że podniosła rękę na sługę Zła. Co prawda szczypała go mocno woda święcona w powietrzu, lecz sama Eminencja nie była w skórze młodzieńca, więc mogła z niego wycisnąć jak najwięcej przemocy bez żadnych większych kosztów.
[Ooc:
Atak silny na Kaede = siła + wytrzymałość = 15 + 5 = 20 dmg
HP = 50 - 23 = 27]
Co to takiego otworzyła Upadła Anielica? Przedsionek piekieł? Trudno zgadnąć, lecz czarna mgiełka wróżyła coś negatywnego, a zarazem przyjemnego dla demona. Szkoda, że Czarnoskrzydła strażniczka wrót nie pozwoliła wejść mu do środka, ale z drugiej strony kontrola Ojca Chrzestnego skierowała tok postępowania Ukye na jedyną osobę, która zastosowała przeciwko młodzieńcowi siłę. Śmiała to zrobić Różowowłosa Anielica z pięknym orężem w ręku, który dzierżyła pewnie i stanowczo chciała ukrócić proceder demona. Po co wtryniała nos w nie swoje sprawy!? Powinna się cieszyć, że wybrał stosunkowo "złą duszę", zawsze mógł zaatakować kogoś zupełnie bezbronnego. Ale nie, nie dała mu zgasić swojego pragnienia, nie potrafiła powstrzymać się od wymierzenia ciosu za nieskuteczny atak na demonicę. Ksa, wszystko się skomplikowało! W dodatku czas działał na niekorzyść Fioletowookiego, którego duszę opatuliły kolejne łańcuchy swojego Przełożonego, i który sterował jak marionetką młodego demona. Matowe, lustrzane spojrzenie ślepi otoczone mgłą utkwił na ranę na prawym boku, blisko żeber. Tak ugodziła go święta mana Kaede i rozszarpała kawałek ciała. Czarna posoka plamiła nie tylko ubranie, ale przede wszystkim godność Ukye. Z dziury ulotniła się wstęgowata aura podobna do wijących się glizd na mięsie padliny, która tamowała krwawienie, lecz nie leczyła rany. Eminencja nie miała ani chwili na marnowanie czasu na kondycji jednego pionka. Jednak da mu jeszcze jedną szansę na wykazanie się.
Oto krótki, przeszywający na wskroś impuls sprawił, że również lewa ręka przeistoczyła się w czarne ostrze, a ze skroni wyrosły jeszcze większe o dwa centymetry rogi. Tak jakby Lucyfer chciał mieć lepsze wyczucie swojego żołnierzyka na placu boju. W między czasie wpoił do mózgu Ukye wiadomość, a raczej poradę. Skoro jest ranny, powinien zjeść smakowitszą duszę niżeli innego demona. Kusił go na czystą dawkę esencji życia Kaede. Młodzieniec zmanipulowany ów nowiną przyjął tą informację dość spokojnie. Jak kraść, to miliony - jak zabijać, to Anioły. A przecież gdyby był sobą, zadowoliłby się duszą największego złoczyńcy czy nikczemnika. Inna sprawa, że jakby skosztował takiej duszy, to popadłby na samo dno, ponieważ chciałby już na zawsze spożywać te wysokokaloryczne pyszności. Fioletowooki teraz o tym nie myślał, nie mógł zawładnąć swoim ciałem. Po prostu ruszył z miejsca i leciał w kierunku Anielicy w mrocznym milczeniu.
Pierwsze co zrobił to zarzucił swój stalowy warkocz wokół szyi Różowowłosej, by ukręcić pętlę wokół głowy i poddusić kobietę z Niebios. Jednym ostrzem zablokował chwilowo manewr Kaede swoim orężem, a drugim demońskim mieczem przebił prawe udo na wylot. Jeszcze wiercił ów ostrzem w ciele Anioła chcąc zadać jej jak największe cierpienie za to, że podniosła rękę na sługę Zła. Co prawda szczypała go mocno woda święcona w powietrzu, lecz sama Eminencja nie była w skórze młodzieńca, więc mogła z niego wycisnąć jak najwięcej przemocy bez żadnych większych kosztów.
[Ooc:
Atak silny na Kaede = siła + wytrzymałość = 15 + 5 = 20 dmg
HP = 50 - 23 = 27]
Re: Stary Cmentarz
Pią 20 Gru 2013, 16:06
To było po prostu chore. Jednocześnie pragnęła wreszcie wyrwać się z tego ciemnego dna ludzkiej i nieludzkiej egzystencji, lecz też chciała pomóc anielicy, która z niewiadomego powodu postanowiła pokazać się na przeklętym cmentarzysku i... Zacząć walczyć z demonem?
- Kon, czekaj! Nie możemy teraz... Taki...- Krzyknęła do chłopaka, który zaczął ją nagle ciągnąć w niewiadomym kierunku. Obraz wokół był dość nie wyraźny, przez to, co chłopak wyczarował. A co do portalu, miała na myśli raczej ucieczkę anielicy i Kon'a, choć z przekonaniem wojownika do wycofania się mogłoby być trudno. I w dodatku nie była pewna, czy wyczarowany przez upadłą portal, naprawdę przeniesie ich gdzieś, gdzie nie natkną się na kolejną lawinę niepokojących wydarzeń.
- Musimy to zakończyć. Kto wie, co zrobi ten koleś, jeśli wygra z anielicą. Po za tym, nie chcę, by ktokolwiek ucierpiał... Po za nim.- Wyrwała się szybkim ruchem z objęć Konkuro i pobiegła w stronę demona, nadal utrzymując swoją prawdziwą, piekielną postać.
- Mam małą wiadomość dla twojego Pana, przeklęty!- Krzyknęła i gdy była wystarczająco blisko, by siła ataku mocniej podziałała na demona, zionęła na niego fala ognia., zastanawiając się jednocześnie, czy za pomocą iluzji, nie stworzyć fałszywej wersji anielicy, na którą mógłby się rzucić nieznajomy, dając tym samym dziewczynie szansę na ucieczkę. Jeśli atak trafił przeciwnika, Miris podeszła do uzbrojonej anielicy.
- Świat jest dużo gorszy, niż możesz sobie wyobrazić, a Oroka jest tego najlepszym przykładem. Wycofaj się! Jeśli pragniesz zbawiać świat, zacznij od łagodniejszych klimatów lub zdobądź wsparcie.- Odrzekła do dziewczyny, lecz nie wskazała portalu. Nie była pewna, czy wskazując anielicy taką drogę ucieczki, tak naprawdę nie wyśle jej do Piekła. Upadłe anioły słyną bowiem z tego, że mogą z łatwością dostać się do królestwa Lucyfera. Trzeba było jednak zaryzykować.
- Konkuro, łap za miecz, albo zabierz ją ze sobą. Nie jestem w stanie jednak w pełni zaufać Takishicie. Skoro sama nie przeszła przez portal, coś z nim może być nie tak.- Zawołała towarzysza, mając nadzieję, że jeszcze nie uciekł.
OoC:
Atak na Ukye = 10 * 1.5 = 15 dmg
ja - 18 MP
// Jeszcze poczekam ten post. Jeśli później Kon będzie chciał przejść przez porta z Mir, to zgadzam się, by nią przez moment pokierował. A co do Ukye, jeśli trafiłam, to może mieć już dosyć walki *uśmieszek*//
- Kon, czekaj! Nie możemy teraz... Taki...- Krzyknęła do chłopaka, który zaczął ją nagle ciągnąć w niewiadomym kierunku. Obraz wokół był dość nie wyraźny, przez to, co chłopak wyczarował. A co do portalu, miała na myśli raczej ucieczkę anielicy i Kon'a, choć z przekonaniem wojownika do wycofania się mogłoby być trudno. I w dodatku nie była pewna, czy wyczarowany przez upadłą portal, naprawdę przeniesie ich gdzieś, gdzie nie natkną się na kolejną lawinę niepokojących wydarzeń.
- Musimy to zakończyć. Kto wie, co zrobi ten koleś, jeśli wygra z anielicą. Po za tym, nie chcę, by ktokolwiek ucierpiał... Po za nim.- Wyrwała się szybkim ruchem z objęć Konkuro i pobiegła w stronę demona, nadal utrzymując swoją prawdziwą, piekielną postać.
- Mam małą wiadomość dla twojego Pana, przeklęty!- Krzyknęła i gdy była wystarczająco blisko, by siła ataku mocniej podziałała na demona, zionęła na niego fala ognia., zastanawiając się jednocześnie, czy za pomocą iluzji, nie stworzyć fałszywej wersji anielicy, na którą mógłby się rzucić nieznajomy, dając tym samym dziewczynie szansę na ucieczkę. Jeśli atak trafił przeciwnika, Miris podeszła do uzbrojonej anielicy.
- Świat jest dużo gorszy, niż możesz sobie wyobrazić, a Oroka jest tego najlepszym przykładem. Wycofaj się! Jeśli pragniesz zbawiać świat, zacznij od łagodniejszych klimatów lub zdobądź wsparcie.- Odrzekła do dziewczyny, lecz nie wskazała portalu. Nie była pewna, czy wskazując anielicy taką drogę ucieczki, tak naprawdę nie wyśle jej do Piekła. Upadłe anioły słyną bowiem z tego, że mogą z łatwością dostać się do królestwa Lucyfera. Trzeba było jednak zaryzykować.
- Konkuro, łap za miecz, albo zabierz ją ze sobą. Nie jestem w stanie jednak w pełni zaufać Takishicie. Skoro sama nie przeszła przez portal, coś z nim może być nie tak.- Zawołała towarzysza, mając nadzieję, że jeszcze nie uciekł.
OoC:
Atak na Ukye = 10 * 1.5 = 15 dmg
ja - 18 MP
// Jeszcze poczekam ten post. Jeśli później Kon będzie chciał przejść przez porta z Mir, to zgadzam się, by nią przez moment pokierował. A co do Ukye, jeśli trafiłam, to może mieć już dosyć walki *uśmieszek*//
- Rin
- Liczba Postów : 79
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: brązowa kurtka, czerwony szal, jeansowa spódniczka, kozaki brązowe na płaskim i białe grubsze rajstopy
Re: Stary Cmentarz
Pią 20 Gru 2013, 17:33
Mrok, głośny huk zimnego wiatru, złość przed oczami, negatywne emocje… Upadła natura Oroki dziś została przepełniona mrokiem dusz upadłej anielicy i demonów. Żal i smutek wkradał się w kochające serce Kaede, wwiercając się w czysty umysł i owocując masą łez w oczach różowej. Czuła ogrom miłości do tych wszystkich zagubionych dusz, z którymi teraz się zmagała, zrozumiała również, że przełożony nie wykopał jej z nieba tutaj za karę, lecz z konkretną misją. Oni liczą, że uratuje te dusze i doprowadzi do czystości…. Właśnie uświadomiła sobie jak słabe ma szanse na wywiązanie się z wysoko postawionej poprzeczki.
Nagle coś owinęło jej szyję, na tyle mocno by ściągnąć całe ciało prosto na ostrze demona. Odparowanie ataku zostało uniemożliwione przez drugie ostrze demona. Z rany w udzie sączyła się krew, a cała moc przeklętej stali próbowała pogrążyć aniołka w mroku. Broń w udzie przesyłała do jej świadomości mroczne obrazy. Próbując uratować się przed duszeniem, wypuściła z ręki broń, chwytając za pętle na szyi i rozciągając ją z całych sił. Wiedziała, że jest słabsza od demona, ale tak bardzo chciała uratować wszystkie dusze… nie mogą przecież pozwolić, aby ktoś zjadał czyjąś duszę, to by raz na zawsze pozbawiło takową szans na Caelum.
-Proszę przestań, chciałam tylko, żebyś nie jadł dusz…- próbowała dotrzeć do emocji demona, pokazując jak głęboko jest poruszona tą sceną. Nienawidziła sprawiać bólu i było to widać po jej obliczu. –Wiem, że bardzo cierpisz, ale obiecuje, że wyprowadzę cię z tego mroku, proszę zaufaj mi…- płaczliwy ggłos Kaede nie był oszustwem, chciała pomóc, tak kochała w tym momencie wszystkich, za których walczyła. Równocześnie pojawiła się myśl, że to ostatnie chwile jej życia. Chciała jeszcze tyle zrobić, tle zdziałać, wlać miłość w serca potrzebujących, a mogła nie zdążyć.
-Dobranoc Oroko, kocham was, słodkich snów…- skupiła siłę woli, aby przekazać telepatyczną wiadomość do mieszkańców miasta i pokrzepić ich serca, wyprowadzić z mroku, który towarzyszy im w przeklętym mieście.
Jej mana zaczęła się kondensować, złota łuna zaświeciła wokół niej w postaci tysiąca złotych motyli. Wszystkie razem skumulowały się i wytworzyły energetyczną kulę, która od piersi Kaede wystrzeliła w stronę atakującego ją.
OCC: atak magiczny w Ukye- 8 dmg
Nagle coś owinęło jej szyję, na tyle mocno by ściągnąć całe ciało prosto na ostrze demona. Odparowanie ataku zostało uniemożliwione przez drugie ostrze demona. Z rany w udzie sączyła się krew, a cała moc przeklętej stali próbowała pogrążyć aniołka w mroku. Broń w udzie przesyłała do jej świadomości mroczne obrazy. Próbując uratować się przed duszeniem, wypuściła z ręki broń, chwytając za pętle na szyi i rozciągając ją z całych sił. Wiedziała, że jest słabsza od demona, ale tak bardzo chciała uratować wszystkie dusze… nie mogą przecież pozwolić, aby ktoś zjadał czyjąś duszę, to by raz na zawsze pozbawiło takową szans na Caelum.
-Proszę przestań, chciałam tylko, żebyś nie jadł dusz…- próbowała dotrzeć do emocji demona, pokazując jak głęboko jest poruszona tą sceną. Nienawidziła sprawiać bólu i było to widać po jej obliczu. –Wiem, że bardzo cierpisz, ale obiecuje, że wyprowadzę cię z tego mroku, proszę zaufaj mi…- płaczliwy ggłos Kaede nie był oszustwem, chciała pomóc, tak kochała w tym momencie wszystkich, za których walczyła. Równocześnie pojawiła się myśl, że to ostatnie chwile jej życia. Chciała jeszcze tyle zrobić, tle zdziałać, wlać miłość w serca potrzebujących, a mogła nie zdążyć.
-Dobranoc Oroko, kocham was, słodkich snów…- skupiła siłę woli, aby przekazać telepatyczną wiadomość do mieszkańców miasta i pokrzepić ich serca, wyprowadzić z mroku, który towarzyszy im w przeklętym mieście.
Jej mana zaczęła się kondensować, złota łuna zaświeciła wokół niej w postaci tysiąca złotych motyli. Wszystkie razem skumulowały się i wytworzyły energetyczną kulę, która od piersi Kaede wystrzeliła w stronę atakującego ją.
OCC: atak magiczny w Ukye- 8 dmg
Re: Stary Cmentarz
Pią 20 Gru 2013, 19:00
Konkuro był totalnie zaskoczony rozwojem tej sytuacji. Dał uciec Diablicy a skupił się tylko i wyłącznie na dwóch osobach. Jego oczy zapłonęły czymś nowym. został przyparty do Muru zachowaniem Takashity. Jednak jego wnioski... Nie były wcale takie "Miluśkie". Przyglądał się poczynaniom Upadłej i wreszcie podjął decyzję. Wszystko przez okropny odór wydzielanej przez nią many. Czuł...Czuł... Stęchliznę. Być może to przez czarny otwór i unoszącą się ciemną mgłę... Jednak nie mógł sobie wyobrazić sobie tego, że tam wejdzie, więc szybkim ruchem odskoczył jak Najdalej. Zwrocił swoją uwagę w kierunku Demonka. widać, że jest już na skraju wyczerpania, a dodatkowo jego towarzyszka... Zadała mu niezłą ranę. Nawet Anielica. Konkuro wnet wykrzyczał.
- Nie widzicie, że ma dość? Jest już na skraju, chcecie go zabić? Powiedział sfrustrowany znajdując się przed Demonem. Zasłonił go całym ciałem, próbując obronić. Pokazał wszystkim tym gestem... "Macię się go nie czepiać! To moj ziooom". Jednak większości mogłoby zaskoczyć to... Co zrobił za chwilę.
Skulił się i przeleciał koło ramienia tej osoby, której "rzekomo bronił". Przy jego butach okazał się rozbłysk many nadając ogromnego pędu. Skręt tułowia i cios! Poleciał prosto w brzuch Takischity. Jak najszybciej odskoczył. Siła z która zadał cios... Posłała go kilka Metrów dalej... Zanim spokojnie wyhamował swoimi buciorami. Zachwiał się chwilkę i musiał oprzeć się ręką o ziemię. Lecz po tym wyprostował się i wsadził w ręce w kieszenie. Myśląc nad Całą sytuacją.
W jego główce utrzymywała się nadal myśl. -Z upadłą nie ma żartów. Jest dziwna. Trzeba ją ocucić - Ciekawiło go, czy po tym ciosie spoważnieje i wróci do swojego ja. Do swojego porypanego, aczkolwiek o dziwo Fajnego "ja". Konkuro nadal w myślach prześladowało to, że chciałby jej jakoś pomóc, ale nie do końca wie jak. Wykorzystał więc nadająca się sytuacje do obudzenia tej Upadłej Anielicy. Wnet zwrócił się do wszystkich wszem i wobec mówiąc wyższym tonem
- Poprzednią wypowiedz oczywiście podtrzymuje. Zostawcie go już - Wyjaśnił w razie jakiś nieścisłości. Sam przyglądając się ruchom Upadłej. Zżera go niesamowita ciekawość. Co teraz. Ma jednak nadzieję, że nic się jej nie stanie po tym ciosie...
// Miris ja nie kieruję... Nie lubię...|| OCC: Takashita. Cios Silny: 30 DMG. Mp: -1 (Fabularnie. Użyłem do ataku przyśpieszenia, więc powiedzmy, że to zadośćuczynienie. Te MP.) \\
- Nie widzicie, że ma dość? Jest już na skraju, chcecie go zabić? Powiedział sfrustrowany znajdując się przed Demonem. Zasłonił go całym ciałem, próbując obronić. Pokazał wszystkim tym gestem... "Macię się go nie czepiać! To moj ziooom". Jednak większości mogłoby zaskoczyć to... Co zrobił za chwilę.
Skulił się i przeleciał koło ramienia tej osoby, której "rzekomo bronił". Przy jego butach okazał się rozbłysk many nadając ogromnego pędu. Skręt tułowia i cios! Poleciał prosto w brzuch Takischity. Jak najszybciej odskoczył. Siła z która zadał cios... Posłała go kilka Metrów dalej... Zanim spokojnie wyhamował swoimi buciorami. Zachwiał się chwilkę i musiał oprzeć się ręką o ziemię. Lecz po tym wyprostował się i wsadził w ręce w kieszenie. Myśląc nad Całą sytuacją.
W jego główce utrzymywała się nadal myśl. -Z upadłą nie ma żartów. Jest dziwna. Trzeba ją ocucić - Ciekawiło go, czy po tym ciosie spoważnieje i wróci do swojego ja. Do swojego porypanego, aczkolwiek o dziwo Fajnego "ja". Konkuro nadal w myślach prześladowało to, że chciałby jej jakoś pomóc, ale nie do końca wie jak. Wykorzystał więc nadająca się sytuacje do obudzenia tej Upadłej Anielicy. Wnet zwrócił się do wszystkich wszem i wobec mówiąc wyższym tonem
- Poprzednią wypowiedz oczywiście podtrzymuje. Zostawcie go już - Wyjaśnił w razie jakiś nieścisłości. Sam przyglądając się ruchom Upadłej. Zżera go niesamowita ciekawość. Co teraz. Ma jednak nadzieję, że nic się jej nie stanie po tym ciosie...
// Miris ja nie kieruję... Nie lubię...|| OCC: Takashita. Cios Silny: 30 DMG. Mp: -1 (Fabularnie. Użyłem do ataku przyśpieszenia, więc powiedzmy, że to zadośćuczynienie. Te MP.) \\
Re: Stary Cmentarz
Pią 20 Gru 2013, 20:54
Muzyczka, do klimatu posta.
Później środki zaczęły działać i spała. Słyszała jedynie później, że katana jest gotowa, a oni wyszli. Pojawił się jeszcze jakiś mężczyzna, którego słów wtedy nie rozumiała. To był inny język, nie znany jej, ale te słowa... Rozbrzmiewały niezwykle radośnie...
Nie tylko on wprawił jej ciało w radość w tak smutnym miejscu, a również kobieta która ją później leczyła. W jej aurze było coś mrocznego i złowieszczego, ale jej głos i czyny wskazywały, że nie była tym czym ją określała tamta dwójka, która kuła miecz. Dlaczego musieli to robić przy niej?
- Córko... nie musisz słuchać nikogo. Stwórcy, szatana, ani królów na ziemi. Upadłaś aby powstać. Przebudź się i żyj...
Demon i anioł. Kompletnie dwie różne moce od wieków ścierające się ze sobą, ale to wojna tak naprawdę zmusiła te siły do walki i zagłady. Teraz panował pokój, który był tak niesprawiedliwy i okrutny. Oroka? Shinseina? Fune... Kazan... Chiru. Każde z tych miast tak odmienne, ale dlaczego taki los spotkał akurat miasto na zachodzie? Czym zawinili mieszkańcy by ich dusze nawet za życia nie mogły zastać spokoju. Kto doprowadził do tego, że ta walka na środku cmentarza rozgorzała do takich rozmiarów? Kim był ten osobnik, który nie rezygnował i Dlaczego do diabła anioł walczy i miesza się w sprawy śmiertelnych? To pytanie zrobiło w jej umyśle mocny oddźwięk. Miało w sobie emocje, ale był to jedynie gniew. Niczym dźwięk gromu pośród ciszy, zaburzający całkowity spokój, wypełniający spokój.
Ani Miris, ani Konkuro nie zdecydowali się przekroczyć jej bramy, a mało tego włączyli się do walki. Reakcja Miris była jak najbardziej słuszna, ale to co zrobił ten pomiot było elementem przelewającym czarę goryczy. Jeżeli chciał to osiągnąć to mu się udało perfekcyjnie, aczkolwiek mogło nie tylko rozlać gorycz lub też krew.
Odbijając się od niej odepchnął ją nieznacznie, ale przyćmiło ją. Zaklęła... używając słowa zakazanego w dawno już zapomnianej mowie... Nad całym miastem utworzyła się potężna chmura. Zaczęło się w jej środku błyskać, a potem otworzył się olbrzymi portal, który po sekundzie zniknął. Niestety zdążyły przez niego wylecieć pewne istoty. Lepiej nie denerwować upadłego, bo sam czasem nie potrafi kontrolować swojej mocy, a gorzej jeżeli używa języka, którego nie powinien. Anioł mógł zareagować na to przekleństwo skrętem kiszek, ale jeszcze się trzymał... jeszcze.
Akcja Konkuro nie mogła przerwać tego co upadła zobaczyła w swojej głowie. Te dwa wspomnienia, takie drobne, ale z taką mocą... Była szybka, niezwykle szybka, a dzięki temu mogła odwrócić przeznaczenie. Skoczyła do przodu, jej czarne skrzydła rozpostarły się dodając jej jeszcze większej szybkości, a wtedy wpadła między nich i cios Kaede trafił w Takishitę, ale nie tylko ten. Również cios wymierzony w udo Kaede nie do końca uderzył właściwą osobę. Z jej ust poleciała krew, która miała srebrną barwę. Przebita pierś krwawiła obficie, a anielica mogła poczuć ten ból na własnej skórze myśląc, że to ona oberwała.
- Kha. A więc stąd mój kolor skóry... Ha. Anioł mieszający się w sprawy żywych. Kha... Żarty sobie stroisz?
Dlaczego to zrobiła? Zobaczyła nie tylko pewne wspomnienia z piekła, kiedy pomagano jej... upadłej przeżyć. W tej całej sytuacji zobaczyła to samo co tamtego dnia kiedy straciła swoich przyjaciół, ale tamten wampir w swoich czynach nie widział nic złego. Robił to dla przyjemności i satysfakcji, a ta osoba tutaj, która najprawdopodobniej była demonem, bo bodajże tylko one potrafiły zmienić swoje części ciała w broń. Ta osoba miała całkiem inne uczucia, które emanowały na zewnątrz, ale również ciągnęły szaleństwo gdzieś z zewnątrz. To ten portal uświadomił jej, że to ktoś kieruje rządzą krwi. To nie jest ta sama sytuacja, dlatego nie może nikt zginąć. Anioł nie musi stawać się jak ona upadłym.
Na całą tą akcję patrzyła grupa ludzi... Policja, przechodnie, Ci którzy usłyszeli jej głos. Wezwani, kuszeni niczym marynarze syrenim śpiewem ujrzeli walkę dobra ze złem, gdzie następuje tyle zwrotów akcji, a wszystkim z ukrycia ktoś dyryguje. To wpierw upadła nie podejmuje żadnej akcji, a włącza się dopiero na koniec wkraczając między ostrza i powstrzymując rzeź. Co mogli pomyśleć Ci ludzie? Zło skierowane przeciw komuś oddziałuje także na innych, którzy niekoniecznie mogą tego chcieć.
- Jesteś głupia. Nie powinnaś tego robić, a Ty demonie... Khaa. Jesteś tak słaby, że dajesz się kierować jakiemuś bałwanowi? Khaa... Chyba się niedługo z nim spotkam...
Liczyła, że ujmie na dumie tego demona, że daje się kontrolować komuś lub też czemuś.
Nie była pewna czy zaraz umrze i się spotka z tym komu próbuje zrobić na przekór. Powinna była użyć katany lepiej i jakoś zablokować ten atak. Przecież była na tyle szybka, żeby tak wpaść w ich wymianę ciosów. Mogli mieć złudne wrażenie, że zrobili swoje, ale nie widzieli jeszcze poświaty, nie mogli już cofnąć swych ataków. Próbując mówić kaszlała co chwila krwią. Rany były bardzo poważne i upadła zaczęła widzieć niewyraźne czarne pióra, jej manę ulatniającą się we wszystkie strony. Przemówiła raz jeszcze bezpośrednio do umysłów ludzi zgromadzonych na cmentarzu i w jego pobliżu, gapiów, policję i inne istoty.
Czas na waszą walkę, czas na wojnę, zmieńcie Orokę.
Myśląc, że to jej ostatnie chwile chciała sprawić, żeby w to miasto zaczęło walczyć, bo chciała tego od samego początku. Zawsze czuła, że kolejna wojna zacznie się tutaj i liczy, że zrealizuje ten cel. Sama nie wiedziała do końca co nią kierowała. Pierwszy raz odkąd była upadłą po prostu nie analizowała, a kierowała się... Sercem? Wspomnieniami? Przekazem matki? Jej matka również stała się upadłą? Zrobiło się ciemno, a myśli gdzieś zaczęły uciekać, pojawiała się po raz kolejny pustka.
OoC:
Jestem najszybsza. Wkraczam między wymianę ciosów Ukye i Kaede.
Biorę połowę dmg od Kaede i Ukye, a reszta do was.
Razem moje HP: 47 - 30 - 10 - 4 = 3
Sam(a) nie wiem czy umieram, umieram?
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
*brzdęk* - Niektórzy mówią, że to on rządzi i tak tym wszystkim, a nasz pan... *brzdęk* Później środki zaczęły działać i spała. Słyszała jedynie później, że katana jest gotowa, a oni wyszli. Pojawił się jeszcze jakiś mężczyzna, którego słów wtedy nie rozumiała. To był inny język, nie znany jej, ale te słowa... Rozbrzmiewały niezwykle radośnie...
Nie tylko on wprawił jej ciało w radość w tak smutnym miejscu, a również kobieta która ją później leczyła. W jej aurze było coś mrocznego i złowieszczego, ale jej głos i czyny wskazywały, że nie była tym czym ją określała tamta dwójka, która kuła miecz. Dlaczego musieli to robić przy niej?
- Córko... nie musisz słuchać nikogo. Stwórcy, szatana, ani królów na ziemi. Upadłaś aby powstać. Przebudź się i żyj...
* * * * * * * * * *
Otwierając portal otworzyła jakąś lukę w swoim umyśle, która przywiodła jej wspomnienia. Demon i anioł. Kompletnie dwie różne moce od wieków ścierające się ze sobą, ale to wojna tak naprawdę zmusiła te siły do walki i zagłady. Teraz panował pokój, który był tak niesprawiedliwy i okrutny. Oroka? Shinseina? Fune... Kazan... Chiru. Każde z tych miast tak odmienne, ale dlaczego taki los spotkał akurat miasto na zachodzie? Czym zawinili mieszkańcy by ich dusze nawet za życia nie mogły zastać spokoju. Kto doprowadził do tego, że ta walka na środku cmentarza rozgorzała do takich rozmiarów? Kim był ten osobnik, który nie rezygnował i Dlaczego do diabła anioł walczy i miesza się w sprawy śmiertelnych? To pytanie zrobiło w jej umyśle mocny oddźwięk. Miało w sobie emocje, ale był to jedynie gniew. Niczym dźwięk gromu pośród ciszy, zaburzający całkowity spokój, wypełniający spokój.
Ani Miris, ani Konkuro nie zdecydowali się przekroczyć jej bramy, a mało tego włączyli się do walki. Reakcja Miris była jak najbardziej słuszna, ale to co zrobił ten pomiot było elementem przelewającym czarę goryczy. Jeżeli chciał to osiągnąć to mu się udało perfekcyjnie, aczkolwiek mogło nie tylko rozlać gorycz lub też krew.
Odbijając się od niej odepchnął ją nieznacznie, ale przyćmiło ją. Zaklęła... używając słowa zakazanego w dawno już zapomnianej mowie... Nad całym miastem utworzyła się potężna chmura. Zaczęło się w jej środku błyskać, a potem otworzył się olbrzymi portal, który po sekundzie zniknął. Niestety zdążyły przez niego wylecieć pewne istoty. Lepiej nie denerwować upadłego, bo sam czasem nie potrafi kontrolować swojej mocy, a gorzej jeżeli używa języka, którego nie powinien. Anioł mógł zareagować na to przekleństwo skrętem kiszek, ale jeszcze się trzymał... jeszcze.
Akcja Konkuro nie mogła przerwać tego co upadła zobaczyła w swojej głowie. Te dwa wspomnienia, takie drobne, ale z taką mocą... Była szybka, niezwykle szybka, a dzięki temu mogła odwrócić przeznaczenie. Skoczyła do przodu, jej czarne skrzydła rozpostarły się dodając jej jeszcze większej szybkości, a wtedy wpadła między nich i cios Kaede trafił w Takishitę, ale nie tylko ten. Również cios wymierzony w udo Kaede nie do końca uderzył właściwą osobę. Z jej ust poleciała krew, która miała srebrną barwę. Przebita pierś krwawiła obficie, a anielica mogła poczuć ten ból na własnej skórze myśląc, że to ona oberwała.
- Kha. A więc stąd mój kolor skóry... Ha. Anioł mieszający się w sprawy żywych. Kha... Żarty sobie stroisz?
Dlaczego to zrobiła? Zobaczyła nie tylko pewne wspomnienia z piekła, kiedy pomagano jej... upadłej przeżyć. W tej całej sytuacji zobaczyła to samo co tamtego dnia kiedy straciła swoich przyjaciół, ale tamten wampir w swoich czynach nie widział nic złego. Robił to dla przyjemności i satysfakcji, a ta osoba tutaj, która najprawdopodobniej była demonem, bo bodajże tylko one potrafiły zmienić swoje części ciała w broń. Ta osoba miała całkiem inne uczucia, które emanowały na zewnątrz, ale również ciągnęły szaleństwo gdzieś z zewnątrz. To ten portal uświadomił jej, że to ktoś kieruje rządzą krwi. To nie jest ta sama sytuacja, dlatego nie może nikt zginąć. Anioł nie musi stawać się jak ona upadłym.
Na całą tą akcję patrzyła grupa ludzi... Policja, przechodnie, Ci którzy usłyszeli jej głos. Wezwani, kuszeni niczym marynarze syrenim śpiewem ujrzeli walkę dobra ze złem, gdzie następuje tyle zwrotów akcji, a wszystkim z ukrycia ktoś dyryguje. To wpierw upadła nie podejmuje żadnej akcji, a włącza się dopiero na koniec wkraczając między ostrza i powstrzymując rzeź. Co mogli pomyśleć Ci ludzie? Zło skierowane przeciw komuś oddziałuje także na innych, którzy niekoniecznie mogą tego chcieć.
- Jesteś głupia. Nie powinnaś tego robić, a Ty demonie... Khaa. Jesteś tak słaby, że dajesz się kierować jakiemuś bałwanowi? Khaa... Chyba się niedługo z nim spotkam...
Liczyła, że ujmie na dumie tego demona, że daje się kontrolować komuś lub też czemuś.
Nie była pewna czy zaraz umrze i się spotka z tym komu próbuje zrobić na przekór. Powinna była użyć katany lepiej i jakoś zablokować ten atak. Przecież była na tyle szybka, żeby tak wpaść w ich wymianę ciosów. Mogli mieć złudne wrażenie, że zrobili swoje, ale nie widzieli jeszcze poświaty, nie mogli już cofnąć swych ataków. Próbując mówić kaszlała co chwila krwią. Rany były bardzo poważne i upadła zaczęła widzieć niewyraźne czarne pióra, jej manę ulatniającą się we wszystkie strony. Przemówiła raz jeszcze bezpośrednio do umysłów ludzi zgromadzonych na cmentarzu i w jego pobliżu, gapiów, policję i inne istoty.
Czas na waszą walkę, czas na wojnę, zmieńcie Orokę.
Myśląc, że to jej ostatnie chwile chciała sprawić, żeby w to miasto zaczęło walczyć, bo chciała tego od samego początku. Zawsze czuła, że kolejna wojna zacznie się tutaj i liczy, że zrealizuje ten cel. Sama nie wiedziała do końca co nią kierowała. Pierwszy raz odkąd była upadłą po prostu nie analizowała, a kierowała się... Sercem? Wspomnieniami? Przekazem matki? Jej matka również stała się upadłą? Zrobiło się ciemno, a myśli gdzieś zaczęły uciekać, pojawiała się po raz kolejny pustka.
OoC:
Jestem najszybsza. Wkraczam między wymianę ciosów Ukye i Kaede.
Biorę połowę dmg od Kaede i Ukye, a reszta do was.
Razem moje HP: 47 - 30 - 10 - 4 = 3
Sam(a) nie wiem czy umieram, umieram?
Re: Stary Cmentarz
Pią 20 Gru 2013, 21:47
To było... bardzo dziwne zdarzenie. Na pewno na tyle szybkie, że dało się pomieszać zmysły od samego widoku. Tak jakby ktoś rzucił na wszystkich urok i tworzył jednocześnie kilka kombinacji ataków. Niektóre były fałszywe, złudne niczym iluzja, tylko jeden "egzemplarz poszczególnej sekwencji ciosów" był adekwatny i faktyczny.
Po pierwsze primo: podpalenia Miris nie udało się uniknąć, a to dlatego, że tkwił ostrzem w ciele Anielicy (której dokładnie? o tym za chwilę) i nie mógł wycofać się z pozycji przybitej orężem. Płomień zwęglił skórę przy ranach, na co zacisnął zęby i syknął przeciągle. Była za daleko, żeby zamachnąć się mieczem i trafić niedoszłą ofiarę. Cholerka, zaczynało się robić naprawdę gorąco.
Po drugie primo: poświata Kaede bardzo drażniła stworka ciemności. Nowe złote motyle swoimi skrzydełkami przecinały zwęgloną skórę Czarnowłosego i pojawiały się kolejne rysy. W tym to właśnie momencie wiercił mieczem, by przestała to robić i żeby w końcu odczepiła się od pionka Władcy Ciemności. Ojciec Chrzestny ani trochę nie był zadowolony z narzędzia jakim był Ukye w tej potyczce. Ale, ale, to nie koniec atrakcji.
Po trzecie primo: nieznajomy wojownik (tak, Ty Kon) stronił od wymierzenia ciosu demonowi, nawet jeśli jego bliska znajoma początkowo stanowiła ofiarę dla Ukye. Odgrodził swoją posturą młodzieńca od Miris i od Białoskrzydłej Anielicy. Było to nie do przyjęcia, że aż dziwne... ponadto uderzył nie angażującą się Upadłą zamiast prowokatora wydarzenia. Zbaraniał, nie wiedział co się u diaska dzieje. Już myślał, że nic go nie zaskoczy.
I po czwarte primo: Takishita i jej akt łaski. Łaski czy szaleństwa... tak czy inaczej to dzięki tej osobie młodzieniec nie otrzymał takich batów jakie wymierzyli przeciwko niemu. Czarnoskrzydła Anielica wparowała w środek potyczki dając się ugodzić mieczem i podsmażyć aurą Różowowłosej. Po co to zrobiła? Żeby tak jak w przypadku Kona wyjść na bohaterkę uciśnionych? Nie wydawało się to takie oczywiste. Żeby wybawić się z Upadku? Tym bardziej nie. Po kiego grzyba całe to przedstawienie? Chciała coś tą obroną osiągnąć? Być może udało się Fioletowowłosej kobiecie zmienić strategię, lecz i tak w ten sposób, że Eminencja odwlecze w czasie dalszą kontrolę nad swoim pionkiem.
Istny mętlik w głowie, a mi, biednej narratorce przypadło to rozpisanie i sklecenie w jaką-taką całość. Pewnie nie wyszło, ale starałam się.
Wracając do fabuły, pierwszym sukcesem było to, że wyrwał oręż tkwiący w ciałach obu kobiet i odsunął się o krok do tyłu. Może wziąłby do serca słowa Takishity, gdyby takowe serce posiadał. Fizycznie było, ale nic poza tym. Dodatkowo manipulacja Eminencji była zdecydowanie ponad siły młodego demona. Jak odzyska swoje myślenie, na pewno rozważy całe to zajście z naciskiem na swoje postępowanie wobec obecnych na cmentarzu. Teraz nie było wyjścia, musiał wycofać się ku swojej kryjówce, póki jego Przełożony nie odebrał mu jeszcze mocy. Rozłożył skrzydła i rzucając krótkie, intensywne, lecz wciąż nieobecne spojrzenie zza ramienia zapamiętał każdego z osobna i ich energię, by w przyszłości mieć się na baczności. Pewnie gdyby był w swojej prawdziwej jaźni nie odleciałby z pola walki i biłby się do śmierci, tylko nie przyniosłoby to żadnego efektu. Chciał tylko coś zjeść, to coś było duszą, a głód domagał się posiłku z kalorycznej, grzesznej esencji życia. Nie mogąc nic więcej wskórać wzbił się w powietrze, chociaż tak naprawdę mógłby jeszcze w akcie desperacji przebić swoimi ostrzami ciało zwykłego, szarego widza spoglądających z daleka zebranie na cmentarzu. Nie zrobił tego, te duszyczki nie były skąpane w grzechu, a tylko Ukye chciał takie jeść. A to znaczyło, że powoli odzyskiwał panowanie nad ciałem wznoszącym się wyżej i wyżej ku chmurom. Gorzej, że tracił moc, a latanie przypominało szybowanie ze względu na sztywne skrzydła. Tak też zniknął z Oroki, nie wiadomo na jak długo, lecz szybko nie wyliże się z tej bijatyki.
[z tematu - strych]
HP = 27 - 15 - 4 = 8
Po pierwsze primo: podpalenia Miris nie udało się uniknąć, a to dlatego, że tkwił ostrzem w ciele Anielicy (której dokładnie? o tym za chwilę) i nie mógł wycofać się z pozycji przybitej orężem. Płomień zwęglił skórę przy ranach, na co zacisnął zęby i syknął przeciągle. Była za daleko, żeby zamachnąć się mieczem i trafić niedoszłą ofiarę. Cholerka, zaczynało się robić naprawdę gorąco.
Po drugie primo: poświata Kaede bardzo drażniła stworka ciemności. Nowe złote motyle swoimi skrzydełkami przecinały zwęgloną skórę Czarnowłosego i pojawiały się kolejne rysy. W tym to właśnie momencie wiercił mieczem, by przestała to robić i żeby w końcu odczepiła się od pionka Władcy Ciemności. Ojciec Chrzestny ani trochę nie był zadowolony z narzędzia jakim był Ukye w tej potyczce. Ale, ale, to nie koniec atrakcji.
Po trzecie primo: nieznajomy wojownik (tak, Ty Kon) stronił od wymierzenia ciosu demonowi, nawet jeśli jego bliska znajoma początkowo stanowiła ofiarę dla Ukye. Odgrodził swoją posturą młodzieńca od Miris i od Białoskrzydłej Anielicy. Było to nie do przyjęcia, że aż dziwne... ponadto uderzył nie angażującą się Upadłą zamiast prowokatora wydarzenia. Zbaraniał, nie wiedział co się u diaska dzieje. Już myślał, że nic go nie zaskoczy.
I po czwarte primo: Takishita i jej akt łaski. Łaski czy szaleństwa... tak czy inaczej to dzięki tej osobie młodzieniec nie otrzymał takich batów jakie wymierzyli przeciwko niemu. Czarnoskrzydła Anielica wparowała w środek potyczki dając się ugodzić mieczem i podsmażyć aurą Różowowłosej. Po co to zrobiła? Żeby tak jak w przypadku Kona wyjść na bohaterkę uciśnionych? Nie wydawało się to takie oczywiste. Żeby wybawić się z Upadku? Tym bardziej nie. Po kiego grzyba całe to przedstawienie? Chciała coś tą obroną osiągnąć? Być może udało się Fioletowowłosej kobiecie zmienić strategię, lecz i tak w ten sposób, że Eminencja odwlecze w czasie dalszą kontrolę nad swoim pionkiem.
Istny mętlik w głowie, a mi, biednej narratorce przypadło to rozpisanie i sklecenie w jaką-taką całość. Pewnie nie wyszło, ale starałam się.
Wracając do fabuły, pierwszym sukcesem było to, że wyrwał oręż tkwiący w ciałach obu kobiet i odsunął się o krok do tyłu. Może wziąłby do serca słowa Takishity, gdyby takowe serce posiadał. Fizycznie było, ale nic poza tym. Dodatkowo manipulacja Eminencji była zdecydowanie ponad siły młodego demona. Jak odzyska swoje myślenie, na pewno rozważy całe to zajście z naciskiem na swoje postępowanie wobec obecnych na cmentarzu. Teraz nie było wyjścia, musiał wycofać się ku swojej kryjówce, póki jego Przełożony nie odebrał mu jeszcze mocy. Rozłożył skrzydła i rzucając krótkie, intensywne, lecz wciąż nieobecne spojrzenie zza ramienia zapamiętał każdego z osobna i ich energię, by w przyszłości mieć się na baczności. Pewnie gdyby był w swojej prawdziwej jaźni nie odleciałby z pola walki i biłby się do śmierci, tylko nie przyniosłoby to żadnego efektu. Chciał tylko coś zjeść, to coś było duszą, a głód domagał się posiłku z kalorycznej, grzesznej esencji życia. Nie mogąc nic więcej wskórać wzbił się w powietrze, chociaż tak naprawdę mógłby jeszcze w akcie desperacji przebić swoimi ostrzami ciało zwykłego, szarego widza spoglądających z daleka zebranie na cmentarzu. Nie zrobił tego, te duszyczki nie były skąpane w grzechu, a tylko Ukye chciał takie jeść. A to znaczyło, że powoli odzyskiwał panowanie nad ciałem wznoszącym się wyżej i wyżej ku chmurom. Gorzej, że tracił moc, a latanie przypominało szybowanie ze względu na sztywne skrzydła. Tak też zniknął z Oroki, nie wiadomo na jak długo, lecz szybko nie wyliże się z tej bijatyki.
[z tematu - strych]
HP = 27 - 15 - 4 = 8
Re: Stary Cmentarz
Pon 23 Gru 2013, 14:39
Dziewczyna była w pełni świadoma tego, co robi. Aura otępienia, jakie odczuwała po ucieczce z miecza, całkowicie się rozmyła. Teraz, dzięki świadomości umysłu, przekalkulowała sobie wszystko w głowie. Chciała zacząć od tej pory nowe życie i pokonać zło, któremu dała uciec setki lat temu. Pierwszym krokiem w osiągnięciu tego celu, miało być zabicie sługi Lucyfera i danie tym samym Panu Piekieł do zrozumienia, że Mir wróciła do gry i nie zamierza się poddać, nawet jeśli miałoby ją to kosztować życie. A anielica, którą spotkała, byłaby wspaniałym sprzymierzeńcem w walce ze złem.
- Wierz mi Kon. Służba Lucyferowi jest gorsza od śmierci. Jedyne, co można zrobić dla tego chłopaka, to uwolnić go od tego uwolnić.- Odrzekła towarzyszowi, marszcząc brwi z niedowierzania, że wojownik postanowił stanąć w obronie demona. Nie potrafiła już zrozumieć tego, że i jej pomógł, a to, co teraz się stało... To przechodziło wszelkie pojęcie.
- Jeszcze nigdy w swoim życiu, nie spotkałam takiej pokręconej istoty jak ty.- Zaśmiała się nerwowo próbując przeciąć demonowi pazurami tętnicę szyjną. I wtedy... Takishita zrobiła coś, czego Miris nie spodziewałaby się po rzadnym upadłym.
- Co ty wyprawiasz kobieto?!- Krzyknęła, patrząc to na upadłą, to na demona. W kopńcu jednak przeciwnik postanowił się wycofać, dzięki czemu dziewczyna nie musiała utrzymywać przesadnej podzielności uwagi. Tylko komu pomóc? Będąc przeklętą przez szatana, Miris nie powinna zbliżać się zabardzo to anielicy, by nie zanieczyścic jej serca złem. Podeszła więc do Taki, przybrawszy wczesniej ludzką postać.
- Nie jestem pewna, czy wszystkie anioły potrafią się regenerować, lecz na wszelki wypadek jej pomóż.- Zawołała Konkuro, wskazując mu, by pomógł Kaede. Sama, oderwała od swojej sukienki długi strzęp materiału i starała się przy jego pomocy zatamować krwawienie.
- A wy co się tak gapicie?!- Krzyknęła na widok cywili, przybyłych na cmantarz. Wiedziała, że policjanci, wdząc całą ta maskaradę, mogli chcieć wykończyć ich, niby broniąc "obywateli". Nie chcąc do tego dopuścić, Miris wyczarowała iluzję potwora podobnego do dementora z filmu (choć go w zyciu nie widziała), by wystraszyć lub zająć czymś zbiorowisko.
- Mamy dwie możliwości. Przejść przez portal, albo iśc do Shinseiny na piechotę.- Mruknęła do wojownika.
OoC:
Iluzja widmowego potwora = (policzę wszystko i odejmę w profilu, gdy odzyskam swój komputer. na tym nie chce mi zapisywać zmian profilu)
- Wierz mi Kon. Służba Lucyferowi jest gorsza od śmierci. Jedyne, co można zrobić dla tego chłopaka, to uwolnić go od tego uwolnić.- Odrzekła towarzyszowi, marszcząc brwi z niedowierzania, że wojownik postanowił stanąć w obronie demona. Nie potrafiła już zrozumieć tego, że i jej pomógł, a to, co teraz się stało... To przechodziło wszelkie pojęcie.
- Jeszcze nigdy w swoim życiu, nie spotkałam takiej pokręconej istoty jak ty.- Zaśmiała się nerwowo próbując przeciąć demonowi pazurami tętnicę szyjną. I wtedy... Takishita zrobiła coś, czego Miris nie spodziewałaby się po rzadnym upadłym.
- Co ty wyprawiasz kobieto?!- Krzyknęła, patrząc to na upadłą, to na demona. W kopńcu jednak przeciwnik postanowił się wycofać, dzięki czemu dziewczyna nie musiała utrzymywać przesadnej podzielności uwagi. Tylko komu pomóc? Będąc przeklętą przez szatana, Miris nie powinna zbliżać się zabardzo to anielicy, by nie zanieczyścic jej serca złem. Podeszła więc do Taki, przybrawszy wczesniej ludzką postać.
- Nie jestem pewna, czy wszystkie anioły potrafią się regenerować, lecz na wszelki wypadek jej pomóż.- Zawołała Konkuro, wskazując mu, by pomógł Kaede. Sama, oderwała od swojej sukienki długi strzęp materiału i starała się przy jego pomocy zatamować krwawienie.
- A wy co się tak gapicie?!- Krzyknęła na widok cywili, przybyłych na cmantarz. Wiedziała, że policjanci, wdząc całą ta maskaradę, mogli chcieć wykończyć ich, niby broniąc "obywateli". Nie chcąc do tego dopuścić, Miris wyczarowała iluzję potwora podobnego do dementora z filmu (choć go w zyciu nie widziała), by wystraszyć lub zająć czymś zbiorowisko.
- Mamy dwie możliwości. Przejść przez portal, albo iśc do Shinseiny na piechotę.- Mruknęła do wojownika.
OoC:
Iluzja widmowego potwora = (policzę wszystko i odejmę w profilu, gdy odzyskam swój komputer. na tym nie chce mi zapisywać zmian profilu)
- Rin
- Liczba Postów : 79
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: brązowa kurtka, czerwony szal, jeansowa spódniczka, kozaki brązowe na płaskim i białe grubsze rajstopy
Re: Stary Cmentarz
Pon 23 Gru 2013, 17:57
„Przepraszam demonie…” cały czas patrzyła z żalem i smutkiem na twarz cierpiącego z głodu przeciwnika. Było jej go strasznie żal, kochała go, podobnie jak wszystkich, ale przecież to jej powinność dbać o to, żeby dusze nie zostały zjadane. „Pewnie łatwiej byłoby zająć się pojedynczą osobą, albo prowadzić krucjaty…” Pomyślała, lecz dobrze wiedziała, że jej przesłaniem jej miłość.
Gest upadłej zszokował aniołka, nie spodziewała się, że reszta anielskości pozostała w tej dziewczynie. Uśmiechnęła się z wdzięcznością do niej. Gdy demon odlatywał, odmówiła w myślach za niego krótką modlitwę, po czym pozwoliła aby głowa Takishidy opadła na jej ręce.
-Wyprowadzę cię z tego mój aniołku.- Wyszeptała do niej, kładąc łagodnie na ziemi. Jej głos był pełen ciepła i miłości, a aura złotych motyli promieniała wokół całej upadłej, rozpoczynając proces leczenia.
-Miris zemsta nad demonami wprowadzi cię znowu w ciemność, to droga do nikąd- pouczyła demonicę, wyczuwając jej emocje i słysząc co powiedziała do swojego towarzysza. Mana Kaede dotknła serca dziewczyny, ładując je miłością z Caelum. –Pomogłam ci ratować duszę przed zjedzeniem jej przez tego demona, ale nie po to żebyś znowu zwróciła się ku ciemności.- dokończyła naukę i spojrzała na KonKuro.
-Masz dobre serce.- powiedziała komplement, uśmiechając się do niego promiennie, w ten sposób, który zawsze dotyka męskich serc wzbogacony nutką kokieterii. Nie ma to jak dokarmić męskiego snoba.
Po tych słowach zajęła się już tylko leczeniem upadłej. Już dawno nie musiała radzić sobie z tak poważnymi ranami. "Ciało to drobiazg..." zamknęła oczy przesyłając swoją moc do zranione serca. Kolejny raz zruszyła się widząc całe cierpienie, przez które przeszła biedna dziewczyna.
OCC:
Leczenie za 35 MP dla Taki
Gest upadłej zszokował aniołka, nie spodziewała się, że reszta anielskości pozostała w tej dziewczynie. Uśmiechnęła się z wdzięcznością do niej. Gdy demon odlatywał, odmówiła w myślach za niego krótką modlitwę, po czym pozwoliła aby głowa Takishidy opadła na jej ręce.
-Wyprowadzę cię z tego mój aniołku.- Wyszeptała do niej, kładąc łagodnie na ziemi. Jej głos był pełen ciepła i miłości, a aura złotych motyli promieniała wokół całej upadłej, rozpoczynając proces leczenia.
-Miris zemsta nad demonami wprowadzi cię znowu w ciemność, to droga do nikąd- pouczyła demonicę, wyczuwając jej emocje i słysząc co powiedziała do swojego towarzysza. Mana Kaede dotknła serca dziewczyny, ładując je miłością z Caelum. –Pomogłam ci ratować duszę przed zjedzeniem jej przez tego demona, ale nie po to żebyś znowu zwróciła się ku ciemności.- dokończyła naukę i spojrzała na KonKuro.
-Masz dobre serce.- powiedziała komplement, uśmiechając się do niego promiennie, w ten sposób, który zawsze dotyka męskich serc wzbogacony nutką kokieterii. Nie ma to jak dokarmić męskiego snoba.
Po tych słowach zajęła się już tylko leczeniem upadłej. Już dawno nie musiała radzić sobie z tak poważnymi ranami. "Ciało to drobiazg..." zamknęła oczy przesyłając swoją moc do zranione serca. Kolejny raz zruszyła się widząc całe cierpienie, przez które przeszła biedna dziewczyna.
OCC:
Leczenie za 35 MP dla Taki
Re: Stary Cmentarz
Pon 23 Gru 2013, 23:21
Konkuro kalkulował każdy ruch pionka na szachownicy zwanej "Starym cmentarzem". Analizował i wyciągał wnioski, aby tak zapanować nad graczami, nawet w to nie ingerując. Mimo wszystko Królowa "czarnych", zamierzała sama rozstawić je tak, podjudzając tylko wojnę. Sytuacja jednak widać, że była nie mniej opanowana. Nic się tak strasznego nie stało. Takishita, źle dobrała pionki. Mniej więcej do takich wniosków doszedł skromny Tsuinzu. Jednak nadal pozostał "szarą eminencją" starając się pomóc wszystkim, z jakiegoś padołu. Nie zapomniał jak to być, kimś który swoim ruchem wymusza zachowanie innych...
Przenieśmy się teraz do Fabuły poczynań naszego Bohatera. Usłyszał błędne wnioski Miris, więc po zastanowieniu się odpowiedział.
-Tak uwolnić go od tego. Jednak widzę, że ci samej się to udało... Więc nie lepiej dać mu czas aby sam to zrobił? A zresztą, za swoje grzechy, sam zapłaci. Śmierć to Wybawienie, a on musi... Zrozumieć - Konkuro mówiąc to aż przymilkł i naprawdę nie odzywał się, ani nie oddychał... Wreszcie wypościł powietrze. Powiedział, coś inteligentnego, ale nie aż tak dobrego, jak wszyscy sadzą. Spoglądał się nadal na rozwój sytuacji, wręcz z dziecinną ciekawością. Gdy usłyszał jej zdanie na temat jego osoby... " Jeszcze nigdy w swoim życiu, nie spotkałam takiej pokręconej istoty jak ty." chodziło mu to po głowie, w koło i w koło. Jednak wreszcie popatrzył się na Demonice wzrokiem, pełnym Zaufania i... Tego czegoś... Tak jakby przekazał "Jestem wyjątkowy". Trudno opisać to słowami. Czy czuliście kiedyś tak silne emocje spoglądając na jakąś osobę? Która tak niesamowicie odbiegała od normy, gdzie nawet jednym spojrzeniem gotowała w was krew do czerwoności? Właśnie w takim stylu był to wzrok. Ponętny aczkolwiek, zachęcający i na pewno... Niebezpieczny
Konkuro usłyszał rozkaz który padł z ust Miris. Wnet zwrócił się na pięcie i podszedł do Demonicy, jednak przez chwilkę jej się przyglądał. Usłyszał... to co usłyszał... Czyli Komplement. Spojrzała nawet na niego! w jej głosie i w tym co powiedziała, można było wyczuć nutkę kokieterii. Co jak co... ale szybko na usta naszły mu te słowa:
- A ty nie do końca. Pierwsza wyciągnęłaś miecz, przeciwko Oprawcy. - Wyciągnął rękę w gorę z miną "Nic nie zrobiłem. Nic nie widzieliście. Nic nie słyszeliście."
Wtedy usunął się przepraszająco z drogi Anielicy. I potulnie wrócił do Miris. Po prostu powiedział coś złego i wolał uniknąć innej gafy. Będąc koło Diablicy usłyszał Ostatnie Pytanie i spojrzał w kierunku Portalu... Zamyślił się tak bardzo, że na czole wyskoczyła mu żyłka. Po chwili powiedział ciepłym głosem.
-Piechota. - Mruknął równie ponętnie, jak ona.
Przenieśmy się teraz do Fabuły poczynań naszego Bohatera. Usłyszał błędne wnioski Miris, więc po zastanowieniu się odpowiedział.
-Tak uwolnić go od tego. Jednak widzę, że ci samej się to udało... Więc nie lepiej dać mu czas aby sam to zrobił? A zresztą, za swoje grzechy, sam zapłaci. Śmierć to Wybawienie, a on musi... Zrozumieć - Konkuro mówiąc to aż przymilkł i naprawdę nie odzywał się, ani nie oddychał... Wreszcie wypościł powietrze. Powiedział, coś inteligentnego, ale nie aż tak dobrego, jak wszyscy sadzą. Spoglądał się nadal na rozwój sytuacji, wręcz z dziecinną ciekawością. Gdy usłyszał jej zdanie na temat jego osoby... " Jeszcze nigdy w swoim życiu, nie spotkałam takiej pokręconej istoty jak ty." chodziło mu to po głowie, w koło i w koło. Jednak wreszcie popatrzył się na Demonice wzrokiem, pełnym Zaufania i... Tego czegoś... Tak jakby przekazał "Jestem wyjątkowy". Trudno opisać to słowami. Czy czuliście kiedyś tak silne emocje spoglądając na jakąś osobę? Która tak niesamowicie odbiegała od normy, gdzie nawet jednym spojrzeniem gotowała w was krew do czerwoności? Właśnie w takim stylu był to wzrok. Ponętny aczkolwiek, zachęcający i na pewno... Niebezpieczny
Konkuro usłyszał rozkaz który padł z ust Miris. Wnet zwrócił się na pięcie i podszedł do Demonicy, jednak przez chwilkę jej się przyglądał. Usłyszał... to co usłyszał... Czyli Komplement. Spojrzała nawet na niego! w jej głosie i w tym co powiedziała, można było wyczuć nutkę kokieterii. Co jak co... ale szybko na usta naszły mu te słowa:
- A ty nie do końca. Pierwsza wyciągnęłaś miecz, przeciwko Oprawcy. - Wyciągnął rękę w gorę z miną "Nic nie zrobiłem. Nic nie widzieliście. Nic nie słyszeliście."
- coś takiego:
Wtedy usunął się przepraszająco z drogi Anielicy. I potulnie wrócił do Miris. Po prostu powiedział coś złego i wolał uniknąć innej gafy. Będąc koło Diablicy usłyszał Ostatnie Pytanie i spojrzał w kierunku Portalu... Zamyślił się tak bardzo, że na czole wyskoczyła mu żyłka. Po chwili powiedział ciepłym głosem.
-Piechota. - Mruknął równie ponętnie, jak ona.
Re: Stary Cmentarz
Wto 24 Gru 2013, 11:07
* * * Piekło (wydarte strony) * * *
Później kobieta wyszła, ale słychać było podciąganie nosem. Wyraźnie płakała, ale nie mówiła już nic więcej. Później pojawił się jeden z tych, którzy kuli katanę.- No dobra piękna. Katana gotowa. Teraz trochę środka na otrzeźwienie... Pij, pij... o tak.
- Gdzie ja... Umarłam? Dlaczego jestem tutaj?
- Głupi aniołek, co? Upadłaś nędzna szmato. Teraz mogłabyś robić co chcesz, ale nasz pan w porę nas wysłał po Ciebie i zapieczętował Twoje... jakby to ująć... zdolności? W tej katanie oczywiście. Sama kiedyś się dowiesz co znaczy być upadłym, ale bez tej katany będziesz niczym.
Niewiele jej wytłumaczył, bo po chwili poczuła znów senność i zasnęła, a po chwili wszedł drugi z nich. Ona już leżała z zamkniętymi oczami, ale jeszcze czuła, że do jej ust wlewany jest jakiś płyn, a jej umysł nieco otępiał. Znów pojawiły się urywki rozmowy:
- Łyk... to? Będzie myślała... kata... to... co ma. Będzie... jej panem... zebub. A matka?
Potem jej umysł spowiła mgła i zapadła w sen w którym ujrzała nad sobą piękną kobietę. Była taka duża i podobna do niej, a więc to musiał być obraz jak się urodziła. Jej matka szybko zniknęła z jej życia.
* * * * * * * * * *
Dziewczyna nie bardzo orientowała się w bieżącej sytuacji, ponieważ w krótkiej chwili straciła dużo srebrzystej krwi, a w dodatku była w bezpośrednim kontakcie z aniołem i czuła dziwną więź. Jej myśli odpływały, a usta nie chciały się wygiąć by wydobyć dźwięk. Jedyne o czym marzyła to żeby uciec stąd, ponieważ nie chciała się bratać z aniołem. Dla Takishity jest za późno na nawrócenie. Tak przynajmniej zrozumiała ze słów anielicy, że tego by chciała u upadłej. Jej się podobała ta rola, bo jako anioł niewiele mogła zdziałać, a miała wystarczająco sił, a teraz inny anioł robi dużo i nie widać żeby jego aura się zmieniała. Złote motyle, które ją opływały jasno wskazywały na jej cel. Z kolei wokół Takishity wciąż unosiły się czarne pióra, które miały postać eteryczną i przenikały również przez ciało anioła jakby go tam w ogóle nie było, ale nie mogły na Keade w żaden sposób wpłynął. W pewnej odległości od Takishity zanikały. Poczuła dziwne ukłucie w skroniach. Przeturlała się na bok i z wielkim trudem podpierając się na ręce wstała, a następnie rzuciła spojrzenia na KonKuro i Miris, którzy zaczęli zachowywać się jakby nic się przed chwilą nie stało. Mówili o Shinseinie, której nie zamierzała prędko odwiedzać, bo za dużo tam aniołów. Spojrzała następnie na anielicę.
- Nie wyprowadzisz. Baka. Ludzkie dzieci nauczyciele uczą w szkole nie wlewaj kwasu do wody matole.
Liczyła na to, że Kaede z tych słów sama wywnioskuje, że upadły nie może się już nawrócić. Wlewając kwas do wody doprowadza się do gwałtownej reakcji i kwas może wystrzelić do góry i oparzyć tego ryzykanta. Z kolei kiedy wlejemy wodę do kwasu to reakcja jest dość spójna. Można tu porównać anioła do wody. Czysty, przejrzysty, piękny i nieskalany niczym oraz upadły, kwaśny, żrący, swym podstępem i przejmowaną nienawiścią może zarażać innych. Ta nienawiść musi przechodzić dalej, ponieważ w innym wypadku upadły stanie się demonem, a ten rodzaj jest stokroć gorszy od tego, który powstał z człowieka przesiąkniętego nienawiścią.
- Öffnen Sie die Sesam
Wtedy otworzył się portal, a dziewczyna kuśtykając i trzymając się od przodu za dość głęboką ranę przeszła dalej zostawiając całą trójkę na cmentarzu. Gdy portal się zamykał rzekła jeszcze do nich.
- Dużo gapiów. Ja do Shinseiny nie mam zamiaru iść. Żegnajcie.
Nie powiedziała im "do widzenia", ponieważ nie chciała sugerować, że ma zamiar ich jeszcze widzieć, co było kłamstwem. Każde z nich wydawało się ciekawą osobą i ma zamiar ich jeszcze spotkać.
OoC:
z/t do Brama piekielna
Zostawiam was, do piątku nie będzie mnie.
Re: Stary Cmentarz
Sro 25 Gru 2013, 16:30
Nie rozumiała, dlaczego wszystkim nagle zaczęło się chcieć każdego bronić. Należy bowiem szukać dobrych stron każdej sytuacji, ale to, co zobaczyła, było już przegięciem. Dlaczego ludzie nie rwali się tak do działania paręset lat temu, kiedy demonica pragnęła, by ktoś pomógł jej przerwać krwawe zbrodnie jej pana. No cóż, może mieszkańcy tego ziemskiego padołu łez zdążyli się już choć trochę zmienić. Miris cieszyła się z tego, choć nie zamierzała sama dać się zmienić. Zaczęła nawet podejrzewać, że anielica, z którą ma do czynienia, już od dawna nie zdejmowała "różowych okularów".
- Czasami na zło, trzeba odpowiadać złem. Gdyby...- Mruknęła w odpowiedzi do Kaede, jednak szybko przerwała rozmyślając, czy uświadomienie jej całej, brutalnej prawdy, nie zaszkodzi młodej. W końcu anioły, nie byłyby w stanie pokonać demonów, gdyby nie posuwały się do równie nieczystych zagrań jak słudzy zła. Najwyższy przychylał wówczas na to oko, gdyż wiedział, że...
-... Takie już jest życie i nie zawsze da się kroczyć jedną ścieżką. Po za tym, proszę, przestań się łudzić. Czasu nie cofniesz, a mieszając w naturze innych, tylko możesz im zaszkodzić. Takishita również, przed wieloma laty musiała zmienić front, lecz zbyt się w tym zagłębiła i... upadła. Już jej nie pomożesz. Przynajmniej nie w ten sposób. Mnie też nie.- Próbowała się do niej uśmiechnąć najcieplej jak potrafiła, choć wiedziała, że nawet, gdy przybrała już ludzką postać, mogło to mieć dziwny efekt.
- Najlepiej będzie jak zaczniesz pomagać tym, którzy są "po środku" i dopiero mają wybrać, którą ścieżką kroczyć, czyli ludziom. Oni cię najbardziej potrzebują.- gdy zobaczyła, że upadła anielica ma już zapewnioną opiekę, podniosła się z ziemi i spojrzała Konkuro w oczy.
- Gdy teraz o tym myślę, sądzę, że możesz mieć i nie mieć racji. Tylko czas jest w stanie to rozsądzić. Wiem jednak jedno... Potępiony, może otrzymać zbawienie jedynie po śmierci. A gdy Lucyfer znudzi się już służbą chłopaka, prędzej, czy później i tak go zabija. Prawdopodobnie poprzedzając to serią tortur. Pragnęłam go zabić, nie tylko z nienawiści do mojego rodzaju, lecz również, by uchronić jego przyszłe ofiary przed śmiercią, a jego samego przed...- Odrzekła do wojownika, gdy nagle zakręciło jej się w głowie. Przez cały czas, gdy była zamknięta w mieczu, otaczały ją dusze zmarłych, z których większość, byłaby doskonałym posiłkiem dla demonów. jednak przez te lata, nie była w stanie nawet po nie sięgnąć, a głód coraz bardziej dawał się we znaki.
- Więc ruszajmy. Muszę oszukać czymś głód, by niechcący nie okraść jakiejś duszy z wieczności.
[z/t dla Mir i Kon'a]
- Czasami na zło, trzeba odpowiadać złem. Gdyby...- Mruknęła w odpowiedzi do Kaede, jednak szybko przerwała rozmyślając, czy uświadomienie jej całej, brutalnej prawdy, nie zaszkodzi młodej. W końcu anioły, nie byłyby w stanie pokonać demonów, gdyby nie posuwały się do równie nieczystych zagrań jak słudzy zła. Najwyższy przychylał wówczas na to oko, gdyż wiedział, że...
-... Takie już jest życie i nie zawsze da się kroczyć jedną ścieżką. Po za tym, proszę, przestań się łudzić. Czasu nie cofniesz, a mieszając w naturze innych, tylko możesz im zaszkodzić. Takishita również, przed wieloma laty musiała zmienić front, lecz zbyt się w tym zagłębiła i... upadła. Już jej nie pomożesz. Przynajmniej nie w ten sposób. Mnie też nie.- Próbowała się do niej uśmiechnąć najcieplej jak potrafiła, choć wiedziała, że nawet, gdy przybrała już ludzką postać, mogło to mieć dziwny efekt.
- Najlepiej będzie jak zaczniesz pomagać tym, którzy są "po środku" i dopiero mają wybrać, którą ścieżką kroczyć, czyli ludziom. Oni cię najbardziej potrzebują.- gdy zobaczyła, że upadła anielica ma już zapewnioną opiekę, podniosła się z ziemi i spojrzała Konkuro w oczy.
- Gdy teraz o tym myślę, sądzę, że możesz mieć i nie mieć racji. Tylko czas jest w stanie to rozsądzić. Wiem jednak jedno... Potępiony, może otrzymać zbawienie jedynie po śmierci. A gdy Lucyfer znudzi się już służbą chłopaka, prędzej, czy później i tak go zabija. Prawdopodobnie poprzedzając to serią tortur. Pragnęłam go zabić, nie tylko z nienawiści do mojego rodzaju, lecz również, by uchronić jego przyszłe ofiary przed śmiercią, a jego samego przed...- Odrzekła do wojownika, gdy nagle zakręciło jej się w głowie. Przez cały czas, gdy była zamknięta w mieczu, otaczały ją dusze zmarłych, z których większość, byłaby doskonałym posiłkiem dla demonów. jednak przez te lata, nie była w stanie nawet po nie sięgnąć, a głód coraz bardziej dawał się we znaki.
- Więc ruszajmy. Muszę oszukać czymś głód, by niechcący nie okraść jakiejś duszy z wieczności.
[z/t dla Mir i Kon'a]
- Rin
- Liczba Postów : 79
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: brązowa kurtka, czerwony szal, jeansowa spódniczka, kozaki brązowe na płaskim i białe grubsze rajstopy
Re: Stary Cmentarz
Sob 28 Gru 2013, 10:34
Mrok Oroki sprawiał wrażenie miejsca zupełnie zapomnianego przez Najwyższego. Kaede powolnym krokiem kierowała się do miasta, w którym mieszkała, mając szczerze dość tego miejsca i mroku kryjącego się w każdym jego zakamarku. Tak bardzo było jej żal wszystkich mieszkańców i tego co muszą przeżywać każdego dnia. Po jej polikach płynęły łzy, choć starała się jak mogła powstrzymać emocje.
Nagle kolejny krok spowodował otwarcie czterech magicznych kręgów wokół niej. Perfekcyjne wyszkolenie dało szansę na reakcję. „Demony…” pomyślała ze strachem przybierając swój anielski sprzęt i świętym ostrzem przecinając więzy, które nagle krępowały jej ruchy. Jeden z czwórki demonów wykorzystał okazje i przebił się mieczem przez jej udo. Wrzasnęła z bólu, wzbijając się do lotu i zaczęła ucieczkę pomiędzy blokami miasta. Ciasne korytarze dawały jej możliwość łatwego balansowania, choć uniemożliwiały pełne rozwarcie skrzydeł. Demony rzuciły się w pogoń, raz po raz krzyżując z Kaede swoje bronie. Leciała tyłem, asekurując się przed atakami, a nawet silnie raniąc napastników. Okazało się jednak, że w ich grupie jest jeden łucznik. W krótce skrzydła anielicy zostały przybite do wysokiego muru, uniemożliwiając oderwanie się od niego.
-Ostatni raz przeszkodziłaś w planach Lucyfera suko.- wypowiedział ich dowódca, w chwili gdy Kaede zaczęła modlić się za ich dusze. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji czuła jedynie współczucie do nich. Obdarzyła ich promiennym uśmiechem, naładowany miłością. Trzech demonów cofnęło się, lekko zwątpiwszy w słuszność swojego poczynania, lecz dowódca nadal pozostawał niewzruszony, musiał już na tyle długo żyć w ciemności grzechu, że światło czystości promieniujące z anioła nie robiło na nim żadnego wrażenia.
-Biedne zagubione duszyczki.- powiedziała Kaede, rozbijając opór nawet najgorszego z nich. –To musi być straszne żyć w niewoli zła prawda?- miała wrażenie, że w głębi serca każdego demona istnieje opór przed nienawiścią, lecz terror zła dotyka zbyt silnie ich jestestwa. Dowódca demonów zaśmiał się szyderczo i przeszył mieczem serce anielicy, tak aby jeszcze konała przez parę minut, wykrwawiając się na śmierć. Następnie znów pojawiły się cztery kręgi i Kaede została zupełnie sama w mroku nocy.
To były ostatnie chwilę jej życia, gdy nagle poczuła w sercu czyjś wzywający pomocy głos. Była to Rin, dziewczynka o najczystszym sercu z ludzi. W całej swojej karierze Kaede, nigdy nie spotkała podopiecznej tak kochającej i czystej jak Rin. Działo się teraz coś złego w sercu dziewięciolatki, coś co ograniczało ją i próbowało wedrzeć się do serca.
-Halhar… Alkarrah… Ogini spirellos…- wyszeptała pradawną anielską formułkę, przekreślając swoje szanse na przeżycie jako anioł. Zawarła pakt oparty na własnej krwi, która obficie kapała z serca, odtąd miała stać się jednością i żyć jako ukryta moc i podświadomość małej dziewczynki. Całe jej ciało zaczęło się dematerializować, zamieniając się w stado złotych motyli, które teraz jako jedna energetyczna kula leciała do dziewczynki potrzebującej pomocy.
-Kocham was wszystkich!- resztki sił anielicy przekazały wiadomość mentalną na olbrzymią skalę, po czym jej obecność stała się niemożliwa do wykrycia, stała się czystą energią współpracującą odtąd z ciałem małej Rin.
Occ:
Z/t--> Fuma
zmiana postaci w Rin. KP umieszczę pod KP Kaede
Nagle kolejny krok spowodował otwarcie czterech magicznych kręgów wokół niej. Perfekcyjne wyszkolenie dało szansę na reakcję. „Demony…” pomyślała ze strachem przybierając swój anielski sprzęt i świętym ostrzem przecinając więzy, które nagle krępowały jej ruchy. Jeden z czwórki demonów wykorzystał okazje i przebił się mieczem przez jej udo. Wrzasnęła z bólu, wzbijając się do lotu i zaczęła ucieczkę pomiędzy blokami miasta. Ciasne korytarze dawały jej możliwość łatwego balansowania, choć uniemożliwiały pełne rozwarcie skrzydeł. Demony rzuciły się w pogoń, raz po raz krzyżując z Kaede swoje bronie. Leciała tyłem, asekurując się przed atakami, a nawet silnie raniąc napastników. Okazało się jednak, że w ich grupie jest jeden łucznik. W krótce skrzydła anielicy zostały przybite do wysokiego muru, uniemożliwiając oderwanie się od niego.
-Ostatni raz przeszkodziłaś w planach Lucyfera suko.- wypowiedział ich dowódca, w chwili gdy Kaede zaczęła modlić się za ich dusze. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji czuła jedynie współczucie do nich. Obdarzyła ich promiennym uśmiechem, naładowany miłością. Trzech demonów cofnęło się, lekko zwątpiwszy w słuszność swojego poczynania, lecz dowódca nadal pozostawał niewzruszony, musiał już na tyle długo żyć w ciemności grzechu, że światło czystości promieniujące z anioła nie robiło na nim żadnego wrażenia.
-Biedne zagubione duszyczki.- powiedziała Kaede, rozbijając opór nawet najgorszego z nich. –To musi być straszne żyć w niewoli zła prawda?- miała wrażenie, że w głębi serca każdego demona istnieje opór przed nienawiścią, lecz terror zła dotyka zbyt silnie ich jestestwa. Dowódca demonów zaśmiał się szyderczo i przeszył mieczem serce anielicy, tak aby jeszcze konała przez parę minut, wykrwawiając się na śmierć. Następnie znów pojawiły się cztery kręgi i Kaede została zupełnie sama w mroku nocy.
To były ostatnie chwilę jej życia, gdy nagle poczuła w sercu czyjś wzywający pomocy głos. Była to Rin, dziewczynka o najczystszym sercu z ludzi. W całej swojej karierze Kaede, nigdy nie spotkała podopiecznej tak kochającej i czystej jak Rin. Działo się teraz coś złego w sercu dziewięciolatki, coś co ograniczało ją i próbowało wedrzeć się do serca.
-Halhar… Alkarrah… Ogini spirellos…- wyszeptała pradawną anielską formułkę, przekreślając swoje szanse na przeżycie jako anioł. Zawarła pakt oparty na własnej krwi, która obficie kapała z serca, odtąd miała stać się jednością i żyć jako ukryta moc i podświadomość małej dziewczynki. Całe jej ciało zaczęło się dematerializować, zamieniając się w stado złotych motyli, które teraz jako jedna energetyczna kula leciała do dziewczynki potrzebującej pomocy.
-Kocham was wszystkich!- resztki sił anielicy przekazały wiadomość mentalną na olbrzymią skalę, po czym jej obecność stała się niemożliwa do wykrycia, stała się czystą energią współpracującą odtąd z ciałem małej Rin.
Occ:
Z/t--> Fuma
zmiana postaci w Rin. KP umieszczę pod KP Kaede
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach