Gabinety
Sro 27 Lis 2013, 19:50
[You must be registered and logged in to see this image.] | SEKRETARIAT UCZNIOWSKI Tabliczki na drzwiach:
|
- GośćGość
Re: Gabinety
Wto 03 Gru 2013, 21:40
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo pracowity. Co prawda nie musiał użerać się z dzieciakami czy po koleżeńsku odnosić się do kadry pedagogicznej, która swoją drogą przypominała mu bandę przedszkolaków z jakimś poważnym schorzeniem umysłowym, to musiał być, o zgrozo miły. Najpierw sytuacja pod szkołą ~Mogłem nałożyć na tego małego pasożyta jakąś paskudną klątwę. Ale nieee, szanowny Pan Mourn musiał sobie pomacać ogonek. A wsadź se ten swój ogon! Mam więcej! I bardziej zadbane niż ta twoja szczota do kibla!~ wyładował złość i strzelił z otwartej dłoni w tył głowy jakiegoś ucznia który spóźnił się na lekcje a teraz gnał do klasy. ~Potem to uśmiechanie się do nich w klasie i ta cała scenka...~ sytuacja w klasie wywołała u Iscara lekkie torsje, zbyt duża ilość wymuszonej radości i uśmiechu działała na niego dosyć specyficznie. Co nie znaczy, że nie umiał się uśmiechać naprawdę szczerze.
Jedynym pozytywnym elementem dnia była ta mała dziewczynka. To zjadła gołębia, to "zabrała" jedzenie Shiyu i strzeliła ją ogonem...póki co, miała dużo zalet. Ale był jeszcze Ukye. Dosyć młody jak na demona, ale biło od niego dużo ciekawej energii.
Is przeszedł obok otwartego okna w momencie gdy zimny podmuch wypełnił korytarz. Ciarka wielkości utuczonego ślimaka przepełzła mu po plecach i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zrobił błąd.
Trudno było wyzbyć się starych zwyczajów z czasów gdy miał futro. Lekkie i cienkie ubrania zawsze były wygodne, lecz teraz przesadził. Co mu strzeliło żeby pójść do szkoły w sandałach?! W ZIMIE! Co prawda śniegu jeszcze nie było, ale chłód już dawał się we znaki. Wyobraził sobie grupę uczniów w letnich szkolnych mundurkach, na boisku na apelu. Po kolana w śniegu.
Sadystyczna myśl rozgrzała Iscara a uśmiech wypłynął na jego twarz w momencie gdy doszedł do gabinetów.
-Czy mog... - przerwał zamierając. W szkole ktoś był. Czuł jego energie bardzo wyraźnie. Była stara i wyraźna. Iscar odwrócił się szybko i spojrzał w stronę schodów ~Ki diabeł...nie, Upadły. Tylko tego mi brakowało żebym spotkał innego weterana.~ pognał do swojego biura ignorując zdziwioną sekretarkę. Chciał mieć spokój. Szkoła była do tego idealną przykrywką, wiadomo, często pojawiały się tu anioły i demony, lecz nie tak stare jak ten!
Jedynym pozytywnym elementem dnia była ta mała dziewczynka. To zjadła gołębia, to "zabrała" jedzenie Shiyu i strzeliła ją ogonem...póki co, miała dużo zalet. Ale był jeszcze Ukye. Dosyć młody jak na demona, ale biło od niego dużo ciekawej energii.
Is przeszedł obok otwartego okna w momencie gdy zimny podmuch wypełnił korytarz. Ciarka wielkości utuczonego ślimaka przepełzła mu po plecach i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zrobił błąd.
Trudno było wyzbyć się starych zwyczajów z czasów gdy miał futro. Lekkie i cienkie ubrania zawsze były wygodne, lecz teraz przesadził. Co mu strzeliło żeby pójść do szkoły w sandałach?! W ZIMIE! Co prawda śniegu jeszcze nie było, ale chłód już dawał się we znaki. Wyobraził sobie grupę uczniów w letnich szkolnych mundurkach, na boisku na apelu. Po kolana w śniegu.
Sadystyczna myśl rozgrzała Iscara a uśmiech wypłynął na jego twarz w momencie gdy doszedł do gabinetów.
-Czy mog... - przerwał zamierając. W szkole ktoś był. Czuł jego energie bardzo wyraźnie. Była stara i wyraźna. Iscar odwrócił się szybko i spojrzał w stronę schodów ~Ki diabeł...nie, Upadły. Tylko tego mi brakowało żebym spotkał innego weterana.~ pognał do swojego biura ignorując zdziwioną sekretarkę. Chciał mieć spokój. Szkoła była do tego idealną przykrywką, wiadomo, często pojawiały się tu anioły i demony, lecz nie tak stare jak ten!
Re: Gabinety
Wto 03 Gru 2013, 22:07
Kamael rozglądał się po tej uczelni. Była zbudowana w bardzo ciekawym stylu. Niby nowoczesny, ale jednak pewna doza starości w niej była. Na dodatek te emocje. Nigdzie nie ma bardziej negatywnych emocji niż w szkole. No może tylko w więzieniu, ale tam to już jest uczta, dla niektórych Upadłych i demonów. Kam słyszał myśli i czuł emocje poszczególnych uczniów. W głównej mierze opierały się na tym jak bardzo nie lubią danego przedmiotu. Kilku z nich objeżdżało właśnie jakiegoś nauczyciela. Kliku innych miało całkiem ciekawe myśli dotyczące koleżanek. Jednak Upadłego zaciekawiły w szczególności trzy energie. Dwie dość młode i gniewne. Należące do jakiejś dziewczyny, której na drugie chyba gniew i o ironio do demona. "No to mnie Asmodeusz wkopał. Menda. Jak go spotkam to wepchnę mu jaja do gardła." pomyślał Anioł Miecza. Obecność demona w tym miejscu świadczyła, o tym że jego oficer miał rację. Coś się tu dzieje. Jednak znacznie ciekawsza była trzecia i ostatnia aura. Cholernie stara i intensywna. Prawie tak stara jak aury Pierwszych, którzy zostali skazani i wygnani. Jednak pomimo usilnego skupienia nie mógł znaleźć odpowiedniej rasy, która cechowała się taką barwą. Cholera, nie był to ani Demon, Anioł ani Upadły. Kamael czuł kiedyś podobne aury, ale ty było dawno. Tysiące lat temu. Jeszcze w czasach Wojny i służenia Najwyższemu. Ciekawe. Bardzo ciekawe. Demon, jakaś furiatka i weteran wojny. A niby to miało być spokojne miasto.
Kam postanowił się nie cackać i ruszył w stronę starucha. Był on najbliżej z całej trójki i równocześnie najbardziej ciekawił Upadłego Anioła. Minął kilku uczniów na schodach, wzbudzając poruszenie. Raczej nie często widywali takich osobników jak Pan Miecza. Aura była coraz bliżej. Minął zakręt i stanął przed dużym biurkiem, za którym siedziała rudowłosa kobieta. Jednak nie ona emanowała tą aurą Weteran gdzieś się tu skrył. Gdzieś blisko.
Dopiero po chwili Kam skapnął się, że stoi przed biurkiem kobiety i patrzy przed siebie bez żadnego celu. Musiał coś wymyślić i podać powód swojej wizyty, bo inaczej go wywalą. Odetchnął głęboko i wypalił.
- Witam. Chciałem zapytać, czy nie ma jakiejś wolnej posady nauczyciela. - palnął były Anioł. Powiedział pierwszą rzecz, jaką mu ślina przyniosła na język. Byle się nie wpakował w tym w jakieś bagno.
Kam postanowił się nie cackać i ruszył w stronę starucha. Był on najbliżej z całej trójki i równocześnie najbardziej ciekawił Upadłego Anioła. Minął kilku uczniów na schodach, wzbudzając poruszenie. Raczej nie często widywali takich osobników jak Pan Miecza. Aura była coraz bliżej. Minął zakręt i stanął przed dużym biurkiem, za którym siedziała rudowłosa kobieta. Jednak nie ona emanowała tą aurą Weteran gdzieś się tu skrył. Gdzieś blisko.
Dopiero po chwili Kam skapnął się, że stoi przed biurkiem kobiety i patrzy przed siebie bez żadnego celu. Musiał coś wymyślić i podać powód swojej wizyty, bo inaczej go wywalą. Odetchnął głęboko i wypalił.
- Witam. Chciałem zapytać, czy nie ma jakiejś wolnej posady nauczyciela. - palnął były Anioł. Powiedział pierwszą rzecz, jaką mu ślina przyniosła na język. Byle się nie wpakował w tym w jakieś bagno.
- GośćGość
Re: Gabinety
Wto 03 Gru 2013, 22:49
Szybko zatrzasnął za sobą drzwi i oparł się o nie plecami, szeroko rozkładając ręce. Prawie 500 lat spokoju na pustkowiu a potem kilka sielskich lat pełnych radości i znęcania się nad uczniami na tej wyspie. I musiała się jakaś przybłęda napatoczyć! Zaraz...a jeśli to nie żaden podrzutek? Jeśli jego pojawienie się tutaj nie było przypadkowe? A co jeśli...
-Nienienienienienienienienienienienienienienie... - mruczał w błyskawicznym tempie pod nosem jak mantrę przysuwając szafkę do drzwi i barykadując je po czym spojrzał w stronę okna szukając potencjalnej drogi ucieczki -Iscar spokojnie, wdech i wydech. - mówił do siebie. - To zupełny przypadek, że pojawił się tutaj Upadły, zapewne jeden z pierwszych. Pewnie przyjechał spytać o drogę do jakiegoś miasta, do Oroki na przykład. - westchnął z ulgą a po chwili spiął się cały a jego lisie uszy wyskoczyły na wierzch i stanęły jak antenki. - A CO JEŚLI ON PRZYJECHAŁ Z OROKI ?! - wydarł się praktycznie na całe gardło po czym szybko zasłonił usta rękami i panicznie spojrzał w stronę drzwi.
Od kiedy był na wyspie, unikał wspomnianego miasta jak ognia. Nagromadzenie demonów było w nim zbyt duże. A wiadomym jest, że każda sfora ma swojego przywódce. Musiało się tam trafić kilka starszych sztuk. O ile anioły najpierw pytały potem atakowały, to z demonami było najczęściej na odwrót. Ha, czasem wogóle nie pytały. Tylko urywały głowę.
Is spojrzał krytycznie na drzwi i szafkę którą je zabarykadował po czym odsunął ją na miejsce.
Każdy silniejszy człowiek rozwalił by te drzwi ze sklejki razem z komódką, dla Upadłego tego pokroju na pewno nie stanowiłyby problemu.
Usłyszał za drzwiami jakieś głosy a energia intruza nasiliła się. Lis przystawił ucho do drzwi i wsłuchał się w ich rozmowę.
To co usłyszał zjeżyło mu włosy na karku. Zachciało mu się posady nauczyciela? Rowy kopać a nie poczucie bezpieczeństwa niewinnemu lisowi psuć.
Odsunął się od drzwi, serce mu waliło a oddech był nierówny i szybki.
-Uspokój się. - bezceremonialnie uderzył się z otwartej dłoni w twarz aż został czerwony ślad - Is, ograniczamy się do jednej fobii naraz. - usiadł za biurkiem i odpalił kadzidełko. Dymny zapach rozszedł się po pokoju w szybkim tempie. Iscar odprężył się odrobinę i przejechał dłonią po głowie ukrywając swe uszy, które rozwiały się jak dym w pokoju.
-Nie dadzą mu pracy od tak, Dyrektora teraz nie ma, a sekretarka przecież nie wyśle go do mnie. - wyciągnął się na krześle już całkowicie spokojny a błogi uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Nienienienienienienienienienienienienienienie... - mruczał w błyskawicznym tempie pod nosem jak mantrę przysuwając szafkę do drzwi i barykadując je po czym spojrzał w stronę okna szukając potencjalnej drogi ucieczki -Iscar spokojnie, wdech i wydech. - mówił do siebie. - To zupełny przypadek, że pojawił się tutaj Upadły, zapewne jeden z pierwszych. Pewnie przyjechał spytać o drogę do jakiegoś miasta, do Oroki na przykład. - westchnął z ulgą a po chwili spiął się cały a jego lisie uszy wyskoczyły na wierzch i stanęły jak antenki. - A CO JEŚLI ON PRZYJECHAŁ Z OROKI ?! - wydarł się praktycznie na całe gardło po czym szybko zasłonił usta rękami i panicznie spojrzał w stronę drzwi.
Od kiedy był na wyspie, unikał wspomnianego miasta jak ognia. Nagromadzenie demonów było w nim zbyt duże. A wiadomym jest, że każda sfora ma swojego przywódce. Musiało się tam trafić kilka starszych sztuk. O ile anioły najpierw pytały potem atakowały, to z demonami było najczęściej na odwrót. Ha, czasem wogóle nie pytały. Tylko urywały głowę.
Is spojrzał krytycznie na drzwi i szafkę którą je zabarykadował po czym odsunął ją na miejsce.
Każdy silniejszy człowiek rozwalił by te drzwi ze sklejki razem z komódką, dla Upadłego tego pokroju na pewno nie stanowiłyby problemu.
Usłyszał za drzwiami jakieś głosy a energia intruza nasiliła się. Lis przystawił ucho do drzwi i wsłuchał się w ich rozmowę.
To co usłyszał zjeżyło mu włosy na karku. Zachciało mu się posady nauczyciela? Rowy kopać a nie poczucie bezpieczeństwa niewinnemu lisowi psuć.
Odsunął się od drzwi, serce mu waliło a oddech był nierówny i szybki.
-Uspokój się. - bezceremonialnie uderzył się z otwartej dłoni w twarz aż został czerwony ślad - Is, ograniczamy się do jednej fobii naraz. - usiadł za biurkiem i odpalił kadzidełko. Dymny zapach rozszedł się po pokoju w szybkim tempie. Iscar odprężył się odrobinę i przejechał dłonią po głowie ukrywając swe uszy, które rozwiały się jak dym w pokoju.
-Nie dadzą mu pracy od tak, Dyrektora teraz nie ma, a sekretarka przecież nie wyśle go do mnie. - wyciągnął się na krześle już całkowicie spokojny a błogi uśmiech pojawił się na jego twarzy.
Re: Gabinety
Sro 04 Gru 2013, 15:59
Kiedy Kamael zadał jak sam sądził głupie pytanie, rudowłosa sekretarka uniosła oczy ponad monitor komputera, by spojrzeć na osobnika, który jej przeszkadzał w pracy. W tym momencie kiedy jej wzrok padł na twarz Upadłego Anioła, zaniemówiła. Nigdy w życiu nie widziała takiego mężczyzny. Wydawał się perfekcyjny w każdym calu. Był jak nierzeczywisty sen, z tym warunkiem, że był. Był i stał przed nią. Do kobiety dopiero po chwili doszło, że ciemnowłosy coś powiedział. W tym samym czasie Kam uśmiechał się do kobiety, jednak równocześnie skanował. Weteran był bardzo blisko. Czuł jego emocje. Strach, niedowierzanie, zaprzeczenie. To wszystko, aż płonęło. Tak samo jak sekretarka przed nim. Jej myśli w jednej sekundzie były zajęte czymś zupełnie innym, by w następnej stać się tak jasne dla Pana Miecza, niczym słońce w zenicie. Jej pożądanie i chęć na Upadłego aż wypływały i płonęły. Jednak to nie ona była obiektem, zainteresowania się Anioła. Po chwili ciszy, ze strony kobiety Kam odchrząknął i powtórzył pytanie.
- Ekhm. Przepraszam. Czy jest może jakieś wolne stanowisko nauczyciela? – powiedział. Miał nadzieję, że rudowłosa w międzyczasie zdąży otrząsnąć się z szoku. Co też się stało. Sekretarka potrząsnęła delikatnie głową, jakby usiłowała wyrzucić z siebie obraz nieziemski oczu i twarzy mężczyzny i powiedziała ze służbową miną.
- Raczej tak, jednak musiałby pan porozmawiać z Dyrektorem. Niestety ten wyjechał. – powiedziała, zaś w jej oczach ukazał się delikatny smutek. Nie chciała by odchodził. Chciała by został tu na wieczność. Jednak zanim Kam zdążył coś odpowiedzieć zza zamkniętych drzwi znajdujących się tuż za kobietą rozległ się jakiś krzyk. Krzyk, który mógł obudzić połowę demonów z piekła. „Szach i mat.” pomyślał Anioł Miecza, uśmiechając się pod nosem. Emocje jakie wybuchły wraz z krzykiem, oraz zwiększenie się many doskonale pokazały lokalizację weterana. Równie dobrze mógł wywiesić olbrzymi transparent „Ponad trzy tysiącletni weteran wojny aniołów i demonów. Zapraszam śmiało na kawę i ciasteczka. Pogaduchy codziennie od godziny 12 do 17.” Kamael spojrzał na ognistowłosą, która uśmiechnęła się przepraszająco.
- Bardzo pana przepraszam. To tylko nasz szkolny psycholog. Pan Iscar Mourn. Jest on trochę ekscentryczny. – rzekła, po czym się uśmiechnęła. - W zasadzie to może pan do niego podejść. Jest członkiem kadry pedagogicznej i na pewno z panem chętnie porozmawia. Dzieciaki go uwielbiają.
- Dziękuję, bardzo za pomoc panienko. – rzekła Kamael po czym pocałował kobietę w dłoń sprawiając, że się zarumieniła. W następnej chwili ruszył w stronę starego dziada, który jak się okazało nazywał się Iscar Mourn. Upadłemu coś to imię mówiło, jednak nie mógł go przypasować do żadnej osoby, czy tez twarzy. W międzyczasie poczuł dość duży wzrost energii demona, jak i jakiegoś anioła. I to wszystko w przeciągu kilku sekund. Co się w tej szkole wyprawia?
Niebieskooki szedł w stronę starej energii. Emocje wcześniej aż krzyczące, teraz słabły i prawie zupełnie ucichły. Musiał się uspokoić. „No cóż. Zobaczymy jak teraz zareaguje.” pomyślał były sługa Najwyższego pukając do drzwi psychologa i wchodząc.
- Ekhm. Przepraszam. Czy jest może jakieś wolne stanowisko nauczyciela? – powiedział. Miał nadzieję, że rudowłosa w międzyczasie zdąży otrząsnąć się z szoku. Co też się stało. Sekretarka potrząsnęła delikatnie głową, jakby usiłowała wyrzucić z siebie obraz nieziemski oczu i twarzy mężczyzny i powiedziała ze służbową miną.
- Raczej tak, jednak musiałby pan porozmawiać z Dyrektorem. Niestety ten wyjechał. – powiedziała, zaś w jej oczach ukazał się delikatny smutek. Nie chciała by odchodził. Chciała by został tu na wieczność. Jednak zanim Kam zdążył coś odpowiedzieć zza zamkniętych drzwi znajdujących się tuż za kobietą rozległ się jakiś krzyk. Krzyk, który mógł obudzić połowę demonów z piekła. „Szach i mat.” pomyślał Anioł Miecza, uśmiechając się pod nosem. Emocje jakie wybuchły wraz z krzykiem, oraz zwiększenie się many doskonale pokazały lokalizację weterana. Równie dobrze mógł wywiesić olbrzymi transparent „Ponad trzy tysiącletni weteran wojny aniołów i demonów. Zapraszam śmiało na kawę i ciasteczka. Pogaduchy codziennie od godziny 12 do 17.” Kamael spojrzał na ognistowłosą, która uśmiechnęła się przepraszająco.
- Bardzo pana przepraszam. To tylko nasz szkolny psycholog. Pan Iscar Mourn. Jest on trochę ekscentryczny. – rzekła, po czym się uśmiechnęła. - W zasadzie to może pan do niego podejść. Jest członkiem kadry pedagogicznej i na pewno z panem chętnie porozmawia. Dzieciaki go uwielbiają.
- Dziękuję, bardzo za pomoc panienko. – rzekła Kamael po czym pocałował kobietę w dłoń sprawiając, że się zarumieniła. W następnej chwili ruszył w stronę starego dziada, który jak się okazało nazywał się Iscar Mourn. Upadłemu coś to imię mówiło, jednak nie mógł go przypasować do żadnej osoby, czy tez twarzy. W międzyczasie poczuł dość duży wzrost energii demona, jak i jakiegoś anioła. I to wszystko w przeciągu kilku sekund. Co się w tej szkole wyprawia?
Niebieskooki szedł w stronę starej energii. Emocje wcześniej aż krzyczące, teraz słabły i prawie zupełnie ucichły. Musiał się uspokoić. „No cóż. Zobaczymy jak teraz zareaguje.” pomyślał były sługa Najwyższego pukając do drzwi psychologa i wchodząc.
- GośćGość
Re: Gabinety
Sro 04 Gru 2013, 17:03
Spokój...relaks...opanowanie...pierwszy szok minął i Iscar był wyluzowany. Jak mógł pomyśleć, że ktoś do niego, czy raczej po niego przyszedł? Przecież to było irracjonalne. Nie wychylał się, nie afiszował z tym kim jest przez ponad 500 lat. Ponadto na wyspie wszyscy, pomijając wilczyce, mieli go za człowieka. Lis uśmiechnął się błogo pod nosem i odchylił do tyłu na krześle.
Dymek z kadzidła działał na niego kojąco. Delikatny zapach wiśni i popiołu. Identyczny. Sam komponował skład swoich kadzidełek, bo ten szajs kupowany w sklepach przechodził wszelkie pojęcie.
Is uspokoił się na tyle, że nawet przestał zwracać uwagę na manę Upadłego za drzwiami, do tego stopnia, że nie zauważył, że się zbliżyła.
Gdy otworzyły się drzwi i ktoś wszedł do pokoju, Mourn miał zamknięte oczy i mruczał pod nosem.
-Proszę Pani, mam w tej chwili przerwę... - powiedział cichym głosem wciąż się uśmiechając.
Zdawało mu się, że to sekretarka weszła do jego gabinetu - ...ale mam dobry humor. Niech Pani mówi o co chodzi. - dodał wesołym głosem, wciąż nie zdając sobie sprawy kto wszedł do pomieszczenia. Zastanawiał się jak dojdzie do domu w taką pogodę, robiło się coraz zimniej a sandały i koszula dobrym pomysłem na dłuższą metę nie były. Radował go jednak fakt, że nie tylko on był tak głupi i inni też zmarzną.
Dymek z kadzidła działał na niego kojąco. Delikatny zapach wiśni i popiołu. Identyczny. Sam komponował skład swoich kadzidełek, bo ten szajs kupowany w sklepach przechodził wszelkie pojęcie.
Is uspokoił się na tyle, że nawet przestał zwracać uwagę na manę Upadłego za drzwiami, do tego stopnia, że nie zauważył, że się zbliżyła.
Gdy otworzyły się drzwi i ktoś wszedł do pokoju, Mourn miał zamknięte oczy i mruczał pod nosem.
-Proszę Pani, mam w tej chwili przerwę... - powiedział cichym głosem wciąż się uśmiechając.
Zdawało mu się, że to sekretarka weszła do jego gabinetu - ...ale mam dobry humor. Niech Pani mówi o co chodzi. - dodał wesołym głosem, wciąż nie zdając sobie sprawy kto wszedł do pomieszczenia. Zastanawiał się jak dojdzie do domu w taką pogodę, robiło się coraz zimniej a sandały i koszula dobrym pomysłem na dłuższą metę nie były. Radował go jednak fakt, że nie tylko on był tak głupi i inni też zmarzną.
Re: Gabinety
Sro 04 Gru 2013, 19:48
Kamael uchylił po cichu drzwi do gabinetu. Miał rację. Energia weterana aż huczała w tym pomieszczeniu. Dawno nie czuł takiego typu many. Najstarsze klasyfikowały się raptem w tysiącu lat. Nie liczył oczywiście swoich oficerów, i innych pierwszych, którzy przebywali na Seishi. Większość Upadłych była mu bardzo dobrze znana. Tylko jednej osoby nie widział i nie czuł od lat. "Niosący Światło" ukrył się w swoim zamczysku piekielnym i wydawał rozkazy swoim bestiom. Jednak nie byli to już pierwsi. Większość demonów, którzy ruszyli za Lucyferem poległo w Wojnie. To właśnie z nimi walczyła Szarańcza. Tylko Aniołowie Miecza byli wystarczająco sprawni i potężni by mierzyć się ze swoimi braćmi. Właśnie oni ponieśli największe starty. Większość tych, którzy zostali powołani na początku istnienia przez Najwyższego poległa z ręki współbraci. Ledwie garstka przetrwała. I waśnie ta garstka została skazana na wygnanie. Może Pan bał się ich potęgi i tego, że po latach ponownie się staną przeciwko niemu. Może wolał mieć zindoktrynowaną armię młodzików? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że zostali zdradzeni. Lecz teraz nie podlegają nikomu. Tylko sobie. Upadli władają sobą, zaś niektórzy nawet demonami. Są to zarówno cenni sojusznicy, jak i straszni wrogowie.
Kamael zamknął drzwi i podszedł. Psycholog raczej nie skapnął się kto właśnie wszedł do pomieszczenia. Jego emocje w dalszym stopniu były niewyczuwalne dla Anioła Miecza. Świadczyło to o tym, że jest spokojny i wyluzowany. Na dodatek pomylił go z rudowłosą sekretarką. Kam miał pewien pomysł jak się odegrać na staruchu. Podszedł cicho. Prawie bezszelestnie do biurka i położył dłonie na ramionach mężczyzny, masując go przez chwilę. Po kilku sekundach chwycił go mocniej i jednym ruchem okręcił w swoją stronę. Złote oczy spotkały się z niebieskimi.
- Witam szanownego kolegę. - powiedział uśmiechając się nieprzyjemnie. Puścił jego ramiona i założył sobie ręce na torsie.
Kamael zamknął drzwi i podszedł. Psycholog raczej nie skapnął się kto właśnie wszedł do pomieszczenia. Jego emocje w dalszym stopniu były niewyczuwalne dla Anioła Miecza. Świadczyło to o tym, że jest spokojny i wyluzowany. Na dodatek pomylił go z rudowłosą sekretarką. Kam miał pewien pomysł jak się odegrać na staruchu. Podszedł cicho. Prawie bezszelestnie do biurka i położył dłonie na ramionach mężczyzny, masując go przez chwilę. Po kilku sekundach chwycił go mocniej i jednym ruchem okręcił w swoją stronę. Złote oczy spotkały się z niebieskimi.
- Witam szanownego kolegę. - powiedział uśmiechając się nieprzyjemnie. Puścił jego ramiona i założył sobie ręce na torsie.
- GośćGość
Re: Gabinety
Sro 04 Gru 2013, 20:24
Kobieta nie odzywała się, Iscar słyszał tylko jej oddech. Liczył na to, że sobie pójdzie i da mu się rozkoszować tą chwilą spokoju. Gdy drzwi się zamknęły uśmiechnął się szerzej.
-Taaak...cisza i spokój... - zamruczał pod nosem i zaczął przysypiać. W sumie miał wolną chwilę, nikt nic od niego nie chciał, więc czemu by się nie zdrzemnąć? Powoli zaczął odpływać, ale nagle poczuł czyjeś ręce na swoich ramionach. Z początku chciał otworzyć oczy i spytać sekretarkę, bo kogóż by innego, co robi. Lecz ta zaczęła masować mu ramiona. Jej dłonie były takie delikatne a jednocześnie czuć było silne uściski. Ruda znała się na rzeczy.
-Niżeeej... - powiedział cicho i poczuł uścisk. Silniejszy niż przedtem, a następnie kobieta odwróciła go szybko razem z krzesłem. Drewniane nóżki zazgrzytały o podłogę a Is otworzył oczy ze zdziwienia ~...!?~ pustka, a zarazem zdumienie wypełniło mózg lisa. Nie miał pojęcia co się stało. Jakoś nigdy nie utrzymywał z kobietą zbyt przyjaznych i bliskich kontaktów, a ta ni stąd ni zowąd zaczęła robić mu masaż, by po chwili szarpnąć nim z siłą o jaką by jej w życiu nie podejrzewał.
-Co Pani... - zaczął, lecz gdy zobaczył przed sobą czarne ciuchy zamilkł. Powoli jego spojrzenie przesuwało się do góry. Ręce złożone na torsie nie zachęcały do dalszej eksploracji, ale się przemógł i spojrzał wyżej natrafiając na przenikliwe niebieskie oczy. ~Oj...~ mężczyzna. To był mężczyzna. I to Upadły. To był ten sam Upadły przed którym się schował by uniknąć pytań.
Gdyby ogony Iscara były na wierzchu, w tej chwili zapewne by były napuszone i sztywne jak u przestraszonego kota a uszy stały by ostro do góry. Na szczęście oblał się tylko zimnym potem i przełknął ślinę. Wiedział, że ten dzień nadejdzie. Miał tylko nadzieje, że znacznie, znacznie później.
-Eee...dobrze masujesz. - zaczął uśmiechając się niepewnie do anioła - Myślałeś o zostaniu profesjonalnym masażystą? - wydukał ~To sen, jak zamknę oczy i policzę do trzech to on zniknie. Na pewno.~ pomyślał po czym zamknął oczy i odliczył w myślach do trzech. Niestety gdy je otworzył, mężczyzna wciąż stał przed nim.
-Taaak...cisza i spokój... - zamruczał pod nosem i zaczął przysypiać. W sumie miał wolną chwilę, nikt nic od niego nie chciał, więc czemu by się nie zdrzemnąć? Powoli zaczął odpływać, ale nagle poczuł czyjeś ręce na swoich ramionach. Z początku chciał otworzyć oczy i spytać sekretarkę, bo kogóż by innego, co robi. Lecz ta zaczęła masować mu ramiona. Jej dłonie były takie delikatne a jednocześnie czuć było silne uściski. Ruda znała się na rzeczy.
-Niżeeej... - powiedział cicho i poczuł uścisk. Silniejszy niż przedtem, a następnie kobieta odwróciła go szybko razem z krzesłem. Drewniane nóżki zazgrzytały o podłogę a Is otworzył oczy ze zdziwienia ~...!?~ pustka, a zarazem zdumienie wypełniło mózg lisa. Nie miał pojęcia co się stało. Jakoś nigdy nie utrzymywał z kobietą zbyt przyjaznych i bliskich kontaktów, a ta ni stąd ni zowąd zaczęła robić mu masaż, by po chwili szarpnąć nim z siłą o jaką by jej w życiu nie podejrzewał.
-Co Pani... - zaczął, lecz gdy zobaczył przed sobą czarne ciuchy zamilkł. Powoli jego spojrzenie przesuwało się do góry. Ręce złożone na torsie nie zachęcały do dalszej eksploracji, ale się przemógł i spojrzał wyżej natrafiając na przenikliwe niebieskie oczy. ~Oj...~ mężczyzna. To był mężczyzna. I to Upadły. To był ten sam Upadły przed którym się schował by uniknąć pytań.
Gdyby ogony Iscara były na wierzchu, w tej chwili zapewne by były napuszone i sztywne jak u przestraszonego kota a uszy stały by ostro do góry. Na szczęście oblał się tylko zimnym potem i przełknął ślinę. Wiedział, że ten dzień nadejdzie. Miał tylko nadzieje, że znacznie, znacznie później.
-Eee...dobrze masujesz. - zaczął uśmiechając się niepewnie do anioła - Myślałeś o zostaniu profesjonalnym masażystą? - wydukał ~To sen, jak zamknę oczy i policzę do trzech to on zniknie. Na pewno.~ pomyślał po czym zamknął oczy i odliczył w myślach do trzech. Niestety gdy je otworzył, mężczyzna wciąż stał przed nim.
Re: Gabinety
Sro 04 Gru 2013, 21:32
Kiedy odwrócił starego dziada to emocje od razu się uaktywniły. Wcześniejsze grzeszne myśli teraz zmieniły się na zdziwienie i zawstydzenie. Jednak było pod nimi coś jeszcze. Pewne uczucie, które towarzyszyło każdej istocie w tym wszechświecie. Strach. Kam czuł wszystkie jego rodzaje. Strach przed utratą życia, strach przed stratą bliskiej Ci osoby. Strach to część natury, jednak mało kto umie go zaakceptować. Kiedy oczy mężczyzny wreszcie spoczęły na perfekcyjnej twarzy Upadłego jego strach eksplodował. Anioł Miecza widział jak Iscar zbladł, a pot popłynął mu po twarzy. Był to niejako komplement dla Pana Miecza, jak i wskazówka. Pan Mourn znał go. Albo przynajmniej o nim słyszał. No cóż. Miło jak rzeczy, które się robi nie pozostają niezauważone. Ale trzeba przejść do interesów. Kam przysunął sobie najbliższe krzesło i usiadł na nim. Prawą nogę, zakutą w czarny glan położył na lewej. W końcu przyszedł tu kulturalnie porozmawiać. Nieprawdaż?
- Dzięki. Kilka dziewczyn mówiło mi to samo. - odparł chłodno wojownik dalej skanując otoczenie. Many Demona i tej dziewczyny poruszyły się. Szły bodajże w ich kierunku. Ciekawe. Natomiast emocje weterana aż buchały. Niepewność, strach, zaszczucie. To była tylko kropla w morzu emocji tej szkoły. - Nie. Nie myślałem. I to nie jest przywidzenie mój drogi. Jestem tak samo prawdziwy jak ty. - rzekł domyślając się o czym ten staruch myśli. tak intensywnie wlepiał się w niego i wyglądał, jakby zobaczył ducha. Nie trudno go było rozszyfrować.
Kam pochylił się delikatnie do przodu i spojrzał poważnie w złote oczy.
- Pytanie jest. Kim ty jesteś panie Psychologu?
- Dzięki. Kilka dziewczyn mówiło mi to samo. - odparł chłodno wojownik dalej skanując otoczenie. Many Demona i tej dziewczyny poruszyły się. Szły bodajże w ich kierunku. Ciekawe. Natomiast emocje weterana aż buchały. Niepewność, strach, zaszczucie. To była tylko kropla w morzu emocji tej szkoły. - Nie. Nie myślałem. I to nie jest przywidzenie mój drogi. Jestem tak samo prawdziwy jak ty. - rzekł domyślając się o czym ten staruch myśli. tak intensywnie wlepiał się w niego i wyglądał, jakby zobaczył ducha. Nie trudno go było rozszyfrować.
Kam pochylił się delikatnie do przodu i spojrzał poważnie w złote oczy.
- Pytanie jest. Kim ty jesteś panie Psychologu?
- GośćGość
Re: Gabinety
Sro 04 Gru 2013, 22:11
Otarł czoło z potu i spojrzał na Upadłego mrużąc oczy. Anioł wziął sobie krzesło i zaczął pogawędkę jakby nic się nie stało. Parszywiec. Chwilę trwało aż Iscar w pełni się uspokoił, a oddech się ustabilizował.
Wstał po czym obrócił krzesło do pierwotnego ułożenia przy okazji sprawdzając stan podłogi po tym nagłym szurnięciu. Podłoga była zarysowana, lecz wolał nie wystawiać aniołowi rachunku za zniszczenia. Rozwalił by pewnie coś jeszcze. Lis westchnął ponownie i usiadł na krawędzi biurka.
-Dziewczyn, ha. Z taką buźką to nawet faceta byś wyrwał. - rzucił oglądając upadłego od stóp do głów. - przetarł twarz dłonią i utkwił wzrok w oczach intruza. Można było w nich odczytać wiele, lecz chłopaczek miał wszystko podane na tacy, wyczuwając emocje Is'a. Strach który czuł wcześniej był wywołany niczym innym jak zdziwieniem. Zdziwieniem, że ktoś równie stary zjawił się dosyć blisko niego i będzie chciał wejść w interakcje. Ale stało się, znalazł go, zagadał i pewnie nie będzie chciał sobie pójść.
-Prawdziwy, hah. - rzucił opierając głowę na ramieniu - To co widzisz, wszystko jest iluminacją... - dodał po czym pomachał dłonią rozwiewając dym który się zebrał przy jego twarzy.
-Jestem szkolnym Psychologiem. Ni mniej, nie więcej. Czego szanowny Pan sobie życzy? - powiedział z cynicznym, oficjalnym tonem z jakim można się często spotkać w urzędach.
Wstał po czym obrócił krzesło do pierwotnego ułożenia przy okazji sprawdzając stan podłogi po tym nagłym szurnięciu. Podłoga była zarysowana, lecz wolał nie wystawiać aniołowi rachunku za zniszczenia. Rozwalił by pewnie coś jeszcze. Lis westchnął ponownie i usiadł na krawędzi biurka.
-Dziewczyn, ha. Z taką buźką to nawet faceta byś wyrwał. - rzucił oglądając upadłego od stóp do głów. - przetarł twarz dłonią i utkwił wzrok w oczach intruza. Można było w nich odczytać wiele, lecz chłopaczek miał wszystko podane na tacy, wyczuwając emocje Is'a. Strach który czuł wcześniej był wywołany niczym innym jak zdziwieniem. Zdziwieniem, że ktoś równie stary zjawił się dosyć blisko niego i będzie chciał wejść w interakcje. Ale stało się, znalazł go, zagadał i pewnie nie będzie chciał sobie pójść.
-Prawdziwy, hah. - rzucił opierając głowę na ramieniu - To co widzisz, wszystko jest iluminacją... - dodał po czym pomachał dłonią rozwiewając dym który się zebrał przy jego twarzy.
-Jestem szkolnym Psychologiem. Ni mniej, nie więcej. Czego szanowny Pan sobie życzy? - powiedział z cynicznym, oficjalnym tonem z jakim można się często spotkać w urzędach.
Re: Gabinety
Czw 05 Gru 2013, 20:44
Kam siedział wygodnie na krześle w gabinecie psychologa. Iscar wyglądał jak zwykły człowiek, lecz były to tylko pozory. W takim wieku na pewno nie był przedstawicielem rasy ludzkiej, o którą o ironio walczył Kamael. Tylko przedstawiciel Aniołów, Demonów czy Upadłych mógł być na tyle silny i stary by emanować taką maną. Jednak rozmówca Upadłego Anioła był czymś innym. Czymś równie starym i silnym. Czymś co walczyło w wojnie.
- Ja przynajmniej bym coś wyrwał. O tobie nie mogę tego samego powiedzieć. - rzekł niebieskooki uśmiechając się wrednie. Tysiące lat upodlenia i wszechogarniającego go zła zmieniły zupełnie dowódcę Aniołów Zniszczenia. Stał się zimny i cyniczny. Wartości religijne odrzucił zupełnie. Jednak w dalszym ciągu doceniał wiele pozytywnych cech charakteru. No i nie za bardzo lubił się z demonami.
- Iluminacją powiadasz? No coś w tym jest. Każdy z nas ukrywa swoją prawdziwą naturę. - odparł ciemnowłosy Anioł w odpowiedzi na słowa mężczyzny o złotych oczach. - Czego sobie życzę? No cóż. To może podaj mi kawę, ciasteczka, a potem to przynieś album z wojny. - rzekł a jego uśmiech zamienił się w powagę.
- Myślisz, że Cię nie pamiętam? Nie tak trudno zapomnieć osobnika, który zabił kilkunastu moich ludzi, by potem pomagać nam w zabijaniu demonów. Na początku nie skojarzyłem Twej many, ale teraz już wiem kim jesteś. Plusem takiego życia, jest to, że wiele rzeczy widzisz i zapamiętujesz. A o tobie było bardzo głośno swego czasu. Nieprawdaż? Iscaritschi. Jednak co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Nie po to tu jestem.
Całą przemowa była ujęta w dość chłodnej formie. Pan Miecza patrzył teraz w oczy swego rozmówcy. Jego ruch.
- Ja przynajmniej bym coś wyrwał. O tobie nie mogę tego samego powiedzieć. - rzekł niebieskooki uśmiechając się wrednie. Tysiące lat upodlenia i wszechogarniającego go zła zmieniły zupełnie dowódcę Aniołów Zniszczenia. Stał się zimny i cyniczny. Wartości religijne odrzucił zupełnie. Jednak w dalszym ciągu doceniał wiele pozytywnych cech charakteru. No i nie za bardzo lubił się z demonami.
- Iluminacją powiadasz? No coś w tym jest. Każdy z nas ukrywa swoją prawdziwą naturę. - odparł ciemnowłosy Anioł w odpowiedzi na słowa mężczyzny o złotych oczach. - Czego sobie życzę? No cóż. To może podaj mi kawę, ciasteczka, a potem to przynieś album z wojny. - rzekł a jego uśmiech zamienił się w powagę.
- Myślisz, że Cię nie pamiętam? Nie tak trudno zapomnieć osobnika, który zabił kilkunastu moich ludzi, by potem pomagać nam w zabijaniu demonów. Na początku nie skojarzyłem Twej many, ale teraz już wiem kim jesteś. Plusem takiego życia, jest to, że wiele rzeczy widzisz i zapamiętujesz. A o tobie było bardzo głośno swego czasu. Nieprawdaż? Iscaritschi. Jednak co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Nie po to tu jestem.
Całą przemowa była ujęta w dość chłodnej formie. Pan Miecza patrzył teraz w oczy swego rozmówcy. Jego ruch.
- GośćGość
Re: Gabinety
Pią 06 Gru 2013, 20:01
Rozmowa z aniołem trwała stanowczo za długo. Choć z początku osoba Upadłego niepokoiła Iscara, to teraz stała się niczym więcej, jak niechcianym elementem gabinetu. Gadającym i natrętnym elementem. Is miał ochotę wyrzucić intruza i wrócić do przerwanej, jak najbardziej zasłużonej drzemki, ale po co brudzić sobie ręce? Znudzi się i sam sobie pójdzie.
Siwowłosy ziewnął przeciągle i uniósł brew na pseudo obelgę Kamaela.
-Skoro podoba ci się to, że mężczyźni by na ciebie lecieli. - uniósł ręce w obronnym geśie i rzucił cynizmem - Spokojnie, jestem tolerancyjny wobec innych orientacji. - odgryzł się i zeskoczył z biurka. Wiedział, że już dziś się nie prześpi. Przynajmniej nie w szkole. Zamaszystym ruchem zdjął sweter z wieszaka, po czym zarzucił go na ramiona, nie wsuwając ramion w rękawy.
-Gdy już zabierzesz swoją szanowne jestestwo z mojego gabinetu to poproś sekretarkę. Może znajdzie dla ciebie jakiś stary piernik. - mruknął ~Spod biurka najlepiej.~ - dodał w myślach i sięgnął po torbę leżącą na krześle.
Zmrużył oczy i zrobił zamyśloną minie patrząc na swojego gościa.
-Nie, nie pamiętam cię. Wszyscy skrzydlaci wyglądają tak samo, zwłaszcza gdy leżą i robią pod siebie cali we krwi. - powiedział bez emocji przypominając sobie kilka starć z upadłymi i aniołami -Twoich ludzi? Proszę proszę, to już nie ludzi Najwyższego? Widzę, że samoocena dopisuje. - zaśmiał się i wspomniał walkę po obu frontach. Cała wojna miedzy aniołami i demonami nie miała sensu, niczym dzieci we mgle, każde prowadziło resztę w obranym przez siebie kierunku, będąc przekonanym o swojej racji. I konflikt gotowy.
Grzebał w swej torbie odpowiadając czarnowłosemu. Przerwał swe ruchy na moment gdy usłyszał swoje stare imię - Iscaritschi nie żyje. - rzucił krótko wracając do przerwanej czynności. Westchnął cicho nie mogąc znaleźć swojej fajki i od niechcenia rzucił torbę na biurko.
-Więc? Czego chcesz? - oczekiwał krótkiej i rzeczowej odpowiedzi. Najlepiej takiej która by go nie dotyczyła.
Siwowłosy ziewnął przeciągle i uniósł brew na pseudo obelgę Kamaela.
-Skoro podoba ci się to, że mężczyźni by na ciebie lecieli. - uniósł ręce w obronnym geśie i rzucił cynizmem - Spokojnie, jestem tolerancyjny wobec innych orientacji. - odgryzł się i zeskoczył z biurka. Wiedział, że już dziś się nie prześpi. Przynajmniej nie w szkole. Zamaszystym ruchem zdjął sweter z wieszaka, po czym zarzucił go na ramiona, nie wsuwając ramion w rękawy.
-Gdy już zabierzesz swoją szanowne jestestwo z mojego gabinetu to poproś sekretarkę. Może znajdzie dla ciebie jakiś stary piernik. - mruknął ~Spod biurka najlepiej.~ - dodał w myślach i sięgnął po torbę leżącą na krześle.
Zmrużył oczy i zrobił zamyśloną minie patrząc na swojego gościa.
-Nie, nie pamiętam cię. Wszyscy skrzydlaci wyglądają tak samo, zwłaszcza gdy leżą i robią pod siebie cali we krwi. - powiedział bez emocji przypominając sobie kilka starć z upadłymi i aniołami -Twoich ludzi? Proszę proszę, to już nie ludzi Najwyższego? Widzę, że samoocena dopisuje. - zaśmiał się i wspomniał walkę po obu frontach. Cała wojna miedzy aniołami i demonami nie miała sensu, niczym dzieci we mgle, każde prowadziło resztę w obranym przez siebie kierunku, będąc przekonanym o swojej racji. I konflikt gotowy.
Grzebał w swej torbie odpowiadając czarnowłosemu. Przerwał swe ruchy na moment gdy usłyszał swoje stare imię - Iscaritschi nie żyje. - rzucił krótko wracając do przerwanej czynności. Westchnął cicho nie mogąc znaleźć swojej fajki i od niechcenia rzucił torbę na biurko.
-Więc? Czego chcesz? - oczekiwał krótkiej i rzeczowej odpowiedzi. Najlepiej takiej która by go nie dotyczyła.
Re: Gabinety
Sob 07 Gru 2013, 20:14
Rozmówca Kamaela zaczął irytować rozmową, którą prowadził. Mógł to ukrywać, jednak emocje zawsze wychodziły na wierzch. I tych negatywnych było nadzwyczaj dużo. Kiedy był Aniołem i sługą Najwyższego Dupka wmawiano im że negatywnych uczuć jest mało. Lecz są potwornie silne i można łatwo zostać przez nie pochłonięte. Gniew, chęć zemsty, zabijanie. Większość było wymieniane jako grzechy. I tak sądzili. Dopóki nie zostali odepchnięci i zdradzeni. Dopóki nie pozbył się ich skazując ich na wieczne potępienie. Wtedy tez odkryli, że negatywnych emocji jest znacznie więcej. Więc niż tych pozytywnych. Radość mogła płynąć z czyjegoś nieszczęścia. Współczucie mogło być udawane. Każda emocja mogła prowadzić do zła. Nawet ta najmniejsza. Kam przekonał się, że ludzi za których walczył nie byli tacy święci. Wolna wola, którą chciał Lucyfer i inne demony prowadziła ludzkość do upadku. Największe dzieło jego byłego Pana powoli obracało się w perzynę. Nawet bez pomocy demonów. Ludzie byli słabi i nic tego nie mogło zmienić.
- Tak pewnie. Bo innych rzeczy nie jadam. - odparł Anioł Miecza na zaczepkę Isa. - Zajmij się najlepiej swoim żywieniem, bo marnie coś wyglądasz.
Staruszek był bezczelny, ale czego się po nim spodziewać. Anioły raczej nie darzyły go zaufaniem czy innymi uczuciami.
- Nie musisz mnie pamiętać. Właściwie już mało kto, oprócz takich jak ty pamięta mnie i moje dzieło. Zaś co do Aniołów. To z tego co pamiętam byłeś ślicznym kundlem, który leciał zabijać demony, na każde ich skinienie. Więc się tu nie wywyższaj. - odparł. Na wspomnienie o służbie, jego oczy pociemniały, a mana stała się mroczniejsza. - Nie wspominaj mi o tym ścierwie!
Nienawidził tego. Walczył za coś w co wierzył, by ostatecznie zostać kopniętym w dupę. Kamael zrobił swoje. Kamael może spieprzać. Ponadto postawa psychologa irytowała go. Olewał totalnie rozmówcę, ostentacyjnie grzebiąc w torbie. No cóż. Jego rasa zawsze była świńska.
- Tia. Właśnie widzę. - odparł wstając z krzesła i wsadzając dłonie do kieszeni. - Na pewno nie Ciebie. Może nie zauważyłeś, ale w tym mieście jest za duże natężenie Aniołów i Demonów. Większe niż wcześniej. Coś się dzieje, a ja i moi kumple nie zamierzamy obserwować kolejnej wojny o świat. Więc bądź tak miły i pomóż mi dostać tu robotę, bym mógł kontrolować to co się tu dzieje. - powiedział, by za chwilę dodać po otrzymaniu wiadomości. - A właśnie. Pewna gniewna parka właśnie tu zmierza. W tym demon. Może poczekam tu na Twoją odpowiedź i na niego. - rzucił uśmiechając się nieprzyjemnie.
- Tak pewnie. Bo innych rzeczy nie jadam. - odparł Anioł Miecza na zaczepkę Isa. - Zajmij się najlepiej swoim żywieniem, bo marnie coś wyglądasz.
Staruszek był bezczelny, ale czego się po nim spodziewać. Anioły raczej nie darzyły go zaufaniem czy innymi uczuciami.
- Nie musisz mnie pamiętać. Właściwie już mało kto, oprócz takich jak ty pamięta mnie i moje dzieło. Zaś co do Aniołów. To z tego co pamiętam byłeś ślicznym kundlem, który leciał zabijać demony, na każde ich skinienie. Więc się tu nie wywyższaj. - odparł. Na wspomnienie o służbie, jego oczy pociemniały, a mana stała się mroczniejsza. - Nie wspominaj mi o tym ścierwie!
Nienawidził tego. Walczył za coś w co wierzył, by ostatecznie zostać kopniętym w dupę. Kamael zrobił swoje. Kamael może spieprzać. Ponadto postawa psychologa irytowała go. Olewał totalnie rozmówcę, ostentacyjnie grzebiąc w torbie. No cóż. Jego rasa zawsze była świńska.
- Tia. Właśnie widzę. - odparł wstając z krzesła i wsadzając dłonie do kieszeni. - Na pewno nie Ciebie. Może nie zauważyłeś, ale w tym mieście jest za duże natężenie Aniołów i Demonów. Większe niż wcześniej. Coś się dzieje, a ja i moi kumple nie zamierzamy obserwować kolejnej wojny o świat. Więc bądź tak miły i pomóż mi dostać tu robotę, bym mógł kontrolować to co się tu dzieje. - powiedział, by za chwilę dodać po otrzymaniu wiadomości. - A właśnie. Pewna gniewna parka właśnie tu zmierza. W tym demon. Może poczekam tu na Twoją odpowiedź i na niego. - rzucił uśmiechając się nieprzyjemnie.
Re: Gabinety
Nie 08 Gru 2013, 11:18
[Z gabinetu pielęgniarki]
Tak szybko znalazł się przy dziewczynie, że naprawdę wystraszyła się go. No cóż, nie zachodzi się raczej nikogo od tyłu, bo później są takie efekty. Co prawda nie zobaczył łzy jaka przemknęła po prawym policzku Shiyu, ale malunek ze smutną buźką nie uszedł jego uwadze. Nie komentując dzieła koleżanki nieco zmodyfikował je o dorysowanie palcem górnego rzędu kłów w kształcie trójkątów i złowieszczych brwi. Nie miał predyspozycji malarskich, więc wyglądało to jak rysunek ogra z bagien.
Słowa Ogoniastej oderwały młodzieńca od dziecinnej zabawy. Fakt, trochę nie przemyślał tak nagłego doskoku do Złotookiej, jednak myślami sięgał piętra z pokojem Psychologa i tak wyszło. Spojrzał z uniesioną jedną brwią, że walnęłaby go o mały włos. Pewnie zareagowałby oddaniem w ramię, ale czy na pewno to miała na myśli krzycząc wręcz: "Nie strasz mnie tak! Mogłam Cię walnąć!"? Chyba odkrył malutką tajemnicę Czarnowłosej, mhehe...
Ale zaraz chwilowy entuzjazm z triumfu nad odkryciem zmalał do zera.
Jak go określiła? Kim?! Demonem stróżem?! Niańką?! Spojrzał wilkiem na Wilczycę (masło maślane...) po tych uwłaczających jego zdaniem stwierdzeniach. Nie za bardzo miał poczucie humoru, a jeśli to inne niż preferuje większość. Toteż po zadaniu pytania o zmianę decyzji nie dostrzegł Jej ciekawości, co kolejną formę zaczepki słownej.
>Zobaczysz, Pół-Tchórzu.
Odgryzł się za poprzednie przydomki i prowadził w ekspedycji do Gabinetu Psychologa. Widać było, że myślami jest już tam, coś wyraźnie go niepokoiło, o czym świadczyły zmarszczone brwi. Nie to, że lękał się zderzenia z Upadłym, aczkolwiek nie wiedział z kim może mieć do czynienia. Już samo to, że przebywa u Pana Mourn'a wskazywało na powagę sytuacji. Jeden Białowłosy dorosły wystarczy w nękaniu dziwnymi pytaniami podczas licznych przesłuchań łobuza. Im byli bliżej celu, tym coraz bardziej przekonywał się w myślach, iż to nie będzie kolejny uczeń.
Czyżby zatrudnili ochroniarza na uczelni? Nie byłoby to głupie rozwiązanie.
Dotarli do węższego niż normalnie korytarza, który zawierał po jednej i po drugiej stronie ścian liczne, zamknięte drzwi. Ale zanim do nich można było się udać, trzeba było przebrnąć przez urzędniczkę jaką niewątpliwie stanowiła młodziutka z wyglądu sekretarka. Chyba nie cieszyła się zbytnio na jego widok, to dość normalne, skoro zazwyczaj przychodził tu do dwóch osób: dyrektora i...
-Witam, do pana Iscar'a Mourn'a?
Jak zwykle małomówny wobec "dorosłych" skinął głową przytakująco, ale też wskazał na towarzyszkę, że i Ona ma sprawę do Psychologa. Sekretarka zapisała coś w zeszycie, jednak nie zadowoliła go odpowiedź pracowniczki uczelni:
-Niestety musicie poczekać na zewnątrz, obecnie jest zajęty. Zawołam Was, gdy...
Nagle za plecami młodzieży pojawiła się doskonale znana wszystkim sylwetka dyrektora uczelni, który poprawiał zgrabnym, charakterystycznym gestem dłoni elegancką marynarkę od garnituru. Z łagodnym uśmiechem oznajmił, iż potrzebuje parę aktów z archiwum mieszczącego się na dole uczelni. Sekretarka poderwała się ze stanowiska i z lekkim rumieńcem od obdarzonego zaufaniem spojrzenia jej przełożonego trajkotała w pośpiechu, ale i z radością:
-Tak, tak! Zaraz przyniosę niezbędne dokumenty, panie dyrektorze!
Zapomniała o wcześniejszych petentach, pognała w butach na szpilkach niczym kozica górska i zniknęła za zakrętem. Dyrektor uśmiechnął się szerzej i... rozpłynął się w powietrzu. To była tylko iluzja demona, żeby zyskać szybką możliwość wejścia do gabinetu Iscar'a. Właściwie po raz pierwszy zastosował tą sztuczkę na sekretarce, dlatego nie dała się nabrać. Zazwyczaj demona było ciężko zaciągnąć do Psychologa, lecz to już inna historia.
Nie czekając na oklaski wszedł pierwszy w korytarzyk i podminowany rosnącą Maną jaka panowała w wąskiej przestrzeni chwycił ręką za klamkę, by otworzyć i dowiedzieć się kto skrywał się w gabinecie jednego z wrogów uczelni. Tak, nie przepadał za Białowłosym, a to z powodu tego, iż mając liczne podstawy do wywalenia demona z terenu szkoły, ten ciągle nie donosił dyrektorowi o wielu sprawach, tak jakby wyczyny Ukye nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Nie rozumiał jego postępowania. Tak czy inaczej, kiedy otworzył silniejszym szarpnięciem drzwi, już miał zrobić więcej niż jeden krok, ale widok tego Upadłego zmroził mu na moment krew w żyłach. Nawet nie mając rozłożonych czarnych skrzydeł drażnił go widok kogoś, kto dawniej służył Bogu. I miał wrażenie, że ta osoba była równie stara jak świat. Zaiste ciekawe, że nie wiedział o tym samym o panu Psychologu. Ten uśmieszek, którym nieznajomy obdarzył Białowłosego, spowodował u Fioletowookiego nawrót bólu głowy, a przede wszystkim - złości. Zbyt wiele razy widział tę fałszywą mimikę twarzy, żeby pałać optymizmem co do zamiarów Upadłego.
Wyprostował się maksymalnie i zaciskał dłonie w pięści. W ślepiach demona tańczyły iskry jaśniejsze od barwy tęczówek Ukye. Jeden fałszywy ruch, a wydawało się, że Czarnowłosego poniosą nerwy i znów zacznie się bójka, tym razem z o wiele bardziej doświadczonymi osobami niż uczniowie. Dlaczego więc przybył w to miejsce, skoro ewidentnie nie powinno go tu być? Żeby Shiyu nie musiała się martwić kolejnymi problemami, które los nieubłaganie zsyła na Jej ramiona w pierwszym dniu szkoły. Oparł się więc plecami o ścianę przy drzwiach i obserwując zarówno Upadłego jak i Pana Mourn'a oczekiwał sprawnego załatwienia sprawy między Wilczycą a Psychologiem. Bez żadnych komplikacji.
Tak szybko znalazł się przy dziewczynie, że naprawdę wystraszyła się go. No cóż, nie zachodzi się raczej nikogo od tyłu, bo później są takie efekty. Co prawda nie zobaczył łzy jaka przemknęła po prawym policzku Shiyu, ale malunek ze smutną buźką nie uszedł jego uwadze. Nie komentując dzieła koleżanki nieco zmodyfikował je o dorysowanie palcem górnego rzędu kłów w kształcie trójkątów i złowieszczych brwi. Nie miał predyspozycji malarskich, więc wyglądało to jak rysunek ogra z bagien.
Słowa Ogoniastej oderwały młodzieńca od dziecinnej zabawy. Fakt, trochę nie przemyślał tak nagłego doskoku do Złotookiej, jednak myślami sięgał piętra z pokojem Psychologa i tak wyszło. Spojrzał z uniesioną jedną brwią, że walnęłaby go o mały włos. Pewnie zareagowałby oddaniem w ramię, ale czy na pewno to miała na myśli krzycząc wręcz: "Nie strasz mnie tak! Mogłam Cię walnąć!"? Chyba odkrył malutką tajemnicę Czarnowłosej, mhehe...
Ale zaraz chwilowy entuzjazm z triumfu nad odkryciem zmalał do zera.
Jak go określiła? Kim?! Demonem stróżem?! Niańką?! Spojrzał wilkiem na Wilczycę (masło maślane...) po tych uwłaczających jego zdaniem stwierdzeniach. Nie za bardzo miał poczucie humoru, a jeśli to inne niż preferuje większość. Toteż po zadaniu pytania o zmianę decyzji nie dostrzegł Jej ciekawości, co kolejną formę zaczepki słownej.
>Zobaczysz, Pół-Tchórzu.
Odgryzł się za poprzednie przydomki i prowadził w ekspedycji do Gabinetu Psychologa. Widać było, że myślami jest już tam, coś wyraźnie go niepokoiło, o czym świadczyły zmarszczone brwi. Nie to, że lękał się zderzenia z Upadłym, aczkolwiek nie wiedział z kim może mieć do czynienia. Już samo to, że przebywa u Pana Mourn'a wskazywało na powagę sytuacji. Jeden Białowłosy dorosły wystarczy w nękaniu dziwnymi pytaniami podczas licznych przesłuchań łobuza. Im byli bliżej celu, tym coraz bardziej przekonywał się w myślach, iż to nie będzie kolejny uczeń.
Czyżby zatrudnili ochroniarza na uczelni? Nie byłoby to głupie rozwiązanie.
Dotarli do węższego niż normalnie korytarza, który zawierał po jednej i po drugiej stronie ścian liczne, zamknięte drzwi. Ale zanim do nich można było się udać, trzeba było przebrnąć przez urzędniczkę jaką niewątpliwie stanowiła młodziutka z wyglądu sekretarka. Chyba nie cieszyła się zbytnio na jego widok, to dość normalne, skoro zazwyczaj przychodził tu do dwóch osób: dyrektora i...
-Witam, do pana Iscar'a Mourn'a?
Jak zwykle małomówny wobec "dorosłych" skinął głową przytakująco, ale też wskazał na towarzyszkę, że i Ona ma sprawę do Psychologa. Sekretarka zapisała coś w zeszycie, jednak nie zadowoliła go odpowiedź pracowniczki uczelni:
-Niestety musicie poczekać na zewnątrz, obecnie jest zajęty. Zawołam Was, gdy...
Nagle za plecami młodzieży pojawiła się doskonale znana wszystkim sylwetka dyrektora uczelni, który poprawiał zgrabnym, charakterystycznym gestem dłoni elegancką marynarkę od garnituru. Z łagodnym uśmiechem oznajmił, iż potrzebuje parę aktów z archiwum mieszczącego się na dole uczelni. Sekretarka poderwała się ze stanowiska i z lekkim rumieńcem od obdarzonego zaufaniem spojrzenia jej przełożonego trajkotała w pośpiechu, ale i z radością:
-Tak, tak! Zaraz przyniosę niezbędne dokumenty, panie dyrektorze!
Zapomniała o wcześniejszych petentach, pognała w butach na szpilkach niczym kozica górska i zniknęła za zakrętem. Dyrektor uśmiechnął się szerzej i... rozpłynął się w powietrzu. To była tylko iluzja demona, żeby zyskać szybką możliwość wejścia do gabinetu Iscar'a. Właściwie po raz pierwszy zastosował tą sztuczkę na sekretarce, dlatego nie dała się nabrać. Zazwyczaj demona było ciężko zaciągnąć do Psychologa, lecz to już inna historia.
Nie czekając na oklaski wszedł pierwszy w korytarzyk i podminowany rosnącą Maną jaka panowała w wąskiej przestrzeni chwycił ręką za klamkę, by otworzyć i dowiedzieć się kto skrywał się w gabinecie jednego z wrogów uczelni. Tak, nie przepadał za Białowłosym, a to z powodu tego, iż mając liczne podstawy do wywalenia demona z terenu szkoły, ten ciągle nie donosił dyrektorowi o wielu sprawach, tak jakby wyczyny Ukye nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Nie rozumiał jego postępowania. Tak czy inaczej, kiedy otworzył silniejszym szarpnięciem drzwi, już miał zrobić więcej niż jeden krok, ale widok tego Upadłego zmroził mu na moment krew w żyłach. Nawet nie mając rozłożonych czarnych skrzydeł drażnił go widok kogoś, kto dawniej służył Bogu. I miał wrażenie, że ta osoba była równie stara jak świat. Zaiste ciekawe, że nie wiedział o tym samym o panu Psychologu. Ten uśmieszek, którym nieznajomy obdarzył Białowłosego, spowodował u Fioletowookiego nawrót bólu głowy, a przede wszystkim - złości. Zbyt wiele razy widział tę fałszywą mimikę twarzy, żeby pałać optymizmem co do zamiarów Upadłego.
Wyprostował się maksymalnie i zaciskał dłonie w pięści. W ślepiach demona tańczyły iskry jaśniejsze od barwy tęczówek Ukye. Jeden fałszywy ruch, a wydawało się, że Czarnowłosego poniosą nerwy i znów zacznie się bójka, tym razem z o wiele bardziej doświadczonymi osobami niż uczniowie. Dlaczego więc przybył w to miejsce, skoro ewidentnie nie powinno go tu być? Żeby Shiyu nie musiała się martwić kolejnymi problemami, które los nieubłaganie zsyła na Jej ramiona w pierwszym dniu szkoły. Oparł się więc plecami o ścianę przy drzwiach i obserwując zarówno Upadłego jak i Pana Mourn'a oczekiwał sprawnego załatwienia sprawy między Wilczycą a Psychologiem. Bez żadnych komplikacji.
Re: Gabinety
Nie 08 Gru 2013, 12:36
_____ Ona!? Pół-Tchórzem!? No jeszcze czego! Że też ma tupet by tak ją nazywać! Jeszcze ją popamięta.
___ - Oy, masz to odszczekać! Oy! Oy! - krzyczała idąc za nim nie przejmując się tym razem faktem, że trwają lekcje i należy być na korytarzu cicho. Przez całą drogę darła japę starając się wydusić od demona przeprosiny, lecz ten wydawał się być z każdym krokiem coraz bardziej poważny. W końcu, gdy byli pod samymi drzwiami do gabinetu sekretarki zamknęła się widząc, że to i tak nie przyniesie żadnych skutków. Wsadziła ręce w kieszenie i prychnęła na bok pozwalając by to Ukye "porozmawiał" z sekretarką. Widziała, jak za nią materializuje się postać dyrektora, więc od razu pomyślała, że to sprawka demonicznej magii. Sama jedynie mogla uformować bałwanka z niebieskiego ognia i to tyle.
Naciągnęła trochę swój długi szal na usta. Wyglądała na obrażoną w momencie wejścia do gabinetu Psychologa. Znaczy, on wszedł. Będąc za nim niewiele widziała bo był o wiele wyższy od niej. Próbowała jakoś się tam dostać, nawet skacząc lecz nic nie potrafiła dostrzec.
___ - Rusz... dupę... - powiedziała w końcu niemalże przeciskając się obok demona. Gdy była już w środku przyklepała szal by nie zachodził jej na twarz i rozglądnęła się. Dopiero teraz zauważyła, że w gabinecie był ktoś jeszcze.
___ - "Giganty cholerne..." - skomentowała cały ten obrazek myślach - była najmniejsza z towarzystwa - przyglądając się nowej osobie. Wyglądał na starszego, więc zapewne był kimś z rzędu nauczycieli. Także pamiętając o dobrym wychowaniu skłoniła się lekko w geście przywitania z wyższą rangą osobami po czym po wyprostowaniu powiedziała cicho:
___ - Śmierdzi tu trupem... ekhm. - odchrząknęła, a następnie wskazała kciukiem swojego demonicznego towarzysza mówiąc - Szalał w klasie, kazali go tu przyprowadzić. - powiedziała w skrócie. HA! Chyba demon nie myślał, że zacznie od swoich spraw z Panem... Iscar'em Mourn'em. Tabliczka na biurku przypomniała jej o tożsamości Pana Psychologa. Postanowiła, że później tutaj wróci i załatwi swoje sprawy. Zbyt dużo ludzi się tu tłoczy, nie chciałaby mieć świadków w razie wyjawienia czegoś, co może być zgubne dla Wolf. Już kiedyś czegoś takiego doświadczyła, gdy w pełnej klasie nauczyciel Kazan wyjawił dlaczego pewna koleżanka wylądowała w szpitalu. Ten dzień był dla Nono dniem najgorszym. Przyjaciele tamtej demonicy starali się za wszelką cenę odegrać za skatowanie ich koleżanki. Nikt o tym nie wiedział, ale bójka poza szkołą była wtedy przednia. Shiyu przegrała przez to, że tamci mieli przewagę liczebną. Nawet przemiana w wilka na nic się zdała, bo jeden z nich potrafił zarzucać silną sieć paraliżującą. Wróciła do domu kulawa i pobita, ale nikogo to nie obchodziło bo wtedy wszystkie myśli wszystkich w koło były skoncentrowane na czynach Nono. Nawet jej własna matka pozostała obojętna na rany córki. Do tej pory nosi bliznę w kształcie dwóch pazurów na szyi. To jest jeden z powodów, dla których nie rozstaje się ze swoim niebieskim szalem.
Ogon dziewczyny zaczął poruszać się wolno w prawo i w lewo, jakby właścicielka była zdenerwowana. Widocznie powrót myślami do przeszłości był dla niej stresujący nawet, jak o tym nikt nie mówił. Wróciła jej cała nienawiść do świata oraz wszystkich żyjących tu istot. Z powrotem jej twarz stała się zimna i obojętna.
___ - Oy, masz to odszczekać! Oy! Oy! - krzyczała idąc za nim nie przejmując się tym razem faktem, że trwają lekcje i należy być na korytarzu cicho. Przez całą drogę darła japę starając się wydusić od demona przeprosiny, lecz ten wydawał się być z każdym krokiem coraz bardziej poważny. W końcu, gdy byli pod samymi drzwiami do gabinetu sekretarki zamknęła się widząc, że to i tak nie przyniesie żadnych skutków. Wsadziła ręce w kieszenie i prychnęła na bok pozwalając by to Ukye "porozmawiał" z sekretarką. Widziała, jak za nią materializuje się postać dyrektora, więc od razu pomyślała, że to sprawka demonicznej magii. Sama jedynie mogla uformować bałwanka z niebieskiego ognia i to tyle.
Naciągnęła trochę swój długi szal na usta. Wyglądała na obrażoną w momencie wejścia do gabinetu Psychologa. Znaczy, on wszedł. Będąc za nim niewiele widziała bo był o wiele wyższy od niej. Próbowała jakoś się tam dostać, nawet skacząc lecz nic nie potrafiła dostrzec.
___ - Rusz... dupę... - powiedziała w końcu niemalże przeciskając się obok demona. Gdy była już w środku przyklepała szal by nie zachodził jej na twarz i rozglądnęła się. Dopiero teraz zauważyła, że w gabinecie był ktoś jeszcze.
___ - "Giganty cholerne..." - skomentowała cały ten obrazek myślach - była najmniejsza z towarzystwa - przyglądając się nowej osobie. Wyglądał na starszego, więc zapewne był kimś z rzędu nauczycieli. Także pamiętając o dobrym wychowaniu skłoniła się lekko w geście przywitania z wyższą rangą osobami po czym po wyprostowaniu powiedziała cicho:
___ - Śmierdzi tu trupem... ekhm. - odchrząknęła, a następnie wskazała kciukiem swojego demonicznego towarzysza mówiąc - Szalał w klasie, kazali go tu przyprowadzić. - powiedziała w skrócie. HA! Chyba demon nie myślał, że zacznie od swoich spraw z Panem... Iscar'em Mourn'em. Tabliczka na biurku przypomniała jej o tożsamości Pana Psychologa. Postanowiła, że później tutaj wróci i załatwi swoje sprawy. Zbyt dużo ludzi się tu tłoczy, nie chciałaby mieć świadków w razie wyjawienia czegoś, co może być zgubne dla Wolf. Już kiedyś czegoś takiego doświadczyła, gdy w pełnej klasie nauczyciel Kazan wyjawił dlaczego pewna koleżanka wylądowała w szpitalu. Ten dzień był dla Nono dniem najgorszym. Przyjaciele tamtej demonicy starali się za wszelką cenę odegrać za skatowanie ich koleżanki. Nikt o tym nie wiedział, ale bójka poza szkołą była wtedy przednia. Shiyu przegrała przez to, że tamci mieli przewagę liczebną. Nawet przemiana w wilka na nic się zdała, bo jeden z nich potrafił zarzucać silną sieć paraliżującą. Wróciła do domu kulawa i pobita, ale nikogo to nie obchodziło bo wtedy wszystkie myśli wszystkich w koło były skoncentrowane na czynach Nono. Nawet jej własna matka pozostała obojętna na rany córki. Do tej pory nosi bliznę w kształcie dwóch pazurów na szyi. To jest jeden z powodów, dla których nie rozstaje się ze swoim niebieskim szalem.
Ogon dziewczyny zaczął poruszać się wolno w prawo i w lewo, jakby właścicielka była zdenerwowana. Widocznie powrót myślami do przeszłości był dla niej stresujący nawet, jak o tym nikt nie mówił. Wróciła jej cała nienawiść do świata oraz wszystkich żyjących tu istot. Z powrotem jej twarz stała się zimna i obojętna.
- GośćGość
Re: Gabinety
Nie 08 Gru 2013, 15:30
Zbierał się do wyjścia i otwarcie to manifestował swojemu gościu. Po kilku minutach rozmowy stracił nadzieje, że anioł sam załapie aluzje i sobie pójdzie, więc był przygotowany na to, żeby otworzyć drzwi czy okno i kazać mu wyjść. Upadły go irytował, jak nikt inny przez wiele lat.
Z każdą chwilą ta irytacja narastała i szukała ujścia. Iscar potrafił nad sobą panować, lecz nigdy nie był dobrym dyplomatą. Dłuższe rozmowy, zwłaszcza z takimi upierdliwymi osobnikami często kończyły się awanturą. Zazwyczaj karczemną i destrukcyjną.
Uśmiechnął się szeroko na nazwanie go "ślicznym kundlem", obelga małego kalibru. Dużo gorsze słowa zbywał milczeniem, hołdując zasadzie "Mądry przemilczy, głupi skomentuje".
Nagła zamiany upadłego poszerzyła uśmiech na twarzy Mourn'a jeszcze bardziej. Wraz ze swymi przymrużonymi oczami wyglądał odrobinę przerażająco. Jak psychopata szykujący coś niedobrego.
-Ścierwa? Masz rację, powinienem powiedzieć Twojego Tatusia. - zakpił a wyraz jego twarzy spoważniał wieńcząc napinającą się z każdą chwilą atmosferę. Całe ciało Iscara aż drżało chcąc zaatakować. Ten instynkt, nie czuł go przez pół milenium. Chęć walki, chęć całkowitego oddania się emocjom. Jednak wizyta anioła i jego mana wbijająca się w każdy kąt pokoju przyniosła coś dobrego. Przyjemny dreszcz przebiegł po plecach mężczyzny a gdy dobiegł do karku, ten skręcił głowę w bok strzelając kośćmi. ~Wegetowałem tak długo...niemal zapomniałem kim jestem.~ Wiele lat temu Iscaritschi odnalazł sens życia w śmierci. Co rano, co wieczór myślał o niej jak o swej przyjaciółce, miał jej nieustanną świadomość. To dawało mu wolność. Lecz zapomniał co znaczy to uczucie, zapomniał na rzecz spokoju i wygody.
Radość zmieszana z chęcią walki wypełniała ciało Mourn'a do tego stopnia, że jego dłonie poczęły drżeć. Pierwszy raz od wielu, wielu lat, poczuł się naprawdę dobrze.
-Kontrolować...? - powiedział cicho nieprzerwanie patrząc w oczy Upadłemu. - Cóż może się stać gdy żywioł nie do powstrzymania, zderzy się z przedmiotem nie do ruszenia... - powiedział cicho, poetycko rzucając aniołowi wyzwanie po czym podszedł do biurka i przeleciał szybko wzrokiem listę.
-Nauczyciel historii. Mamy więcej uczniów niż w tamtym roku więc obecny wykładowca może sobie nie poradzić. - powiedział wciąż tym samym tonem przesyconym tą specyficzną nutą którą można usłyszeć podczas walki dwóch zajadłych wrogów podczas starcia na śmierć i życie.
W tej chwili otworzyły się drzwi i do środka wparował Ukye, budzące się instynkty Iscara, aura Upadłego i sama specyfika demona tworzyły w gabinecie ciężką atmosferę. Wszystko zdawało się dziać jakby wolniej i intensywniej zarazem. Dobrze, że sekretarka udała się daleko od pokoju.
Ludzie źle reagują na takie zjawiska.
Iscar spojrzał na Kamaela a ich spojrzenia połączyły się. W tej chwili białowłosemu było wszystko jedno, nie obchodziło go, że Key i Wolf zobaczą go w prawdziwej postaci.
Ogony rwały się na zewnątrz niczym żywe istoty chcące zerwać zawory które Kitsune sam na siebie narzucił ukrywając swe jestestwo. Bowiem z każdym ogonem wiecej, mana Isa była ostrzejsza, bardziej wyczuwalna a jego zmysły wyostrzały się. W pełni ludzkiej postaci, był pod wieloma względami upośledzony i nie mógł korzystać w pełni ze swych możliwości, lecz gdy dziewiąty ogon wydostawał się na powierzchnię...Is stawał się zupełnie inną osobą, widzącą świat zupełnie w innym spektrum.
-Key...Wolf...przywitajcie się z nowym nauczycielem historii. - powiedział spoglądając na Ukye i obdarzając go tym samym, ostrym, zwierzęcym spojrzeniem którym obdarzał Kamaela.
Podszedł powoli do anioła, zapominając nawet o utykaniu po czym lekko nachylił się i szepnął mu do ucha.
-Dziękuje... - w jego ciele gotowało się, wystarczył jeden impuls by wszystko wystrzeliło na wierzch jak lawa. Iscar pragnął tego, lecz zarazem hamował swe ciało jak tylko mógł.
Z każdą chwilą ta irytacja narastała i szukała ujścia. Iscar potrafił nad sobą panować, lecz nigdy nie był dobrym dyplomatą. Dłuższe rozmowy, zwłaszcza z takimi upierdliwymi osobnikami często kończyły się awanturą. Zazwyczaj karczemną i destrukcyjną.
Uśmiechnął się szeroko na nazwanie go "ślicznym kundlem", obelga małego kalibru. Dużo gorsze słowa zbywał milczeniem, hołdując zasadzie "Mądry przemilczy, głupi skomentuje".
Nagła zamiany upadłego poszerzyła uśmiech na twarzy Mourn'a jeszcze bardziej. Wraz ze swymi przymrużonymi oczami wyglądał odrobinę przerażająco. Jak psychopata szykujący coś niedobrego.
-Ścierwa? Masz rację, powinienem powiedzieć Twojego Tatusia. - zakpił a wyraz jego twarzy spoważniał wieńcząc napinającą się z każdą chwilą atmosferę. Całe ciało Iscara aż drżało chcąc zaatakować. Ten instynkt, nie czuł go przez pół milenium. Chęć walki, chęć całkowitego oddania się emocjom. Jednak wizyta anioła i jego mana wbijająca się w każdy kąt pokoju przyniosła coś dobrego. Przyjemny dreszcz przebiegł po plecach mężczyzny a gdy dobiegł do karku, ten skręcił głowę w bok strzelając kośćmi. ~Wegetowałem tak długo...niemal zapomniałem kim jestem.~ Wiele lat temu Iscaritschi odnalazł sens życia w śmierci. Co rano, co wieczór myślał o niej jak o swej przyjaciółce, miał jej nieustanną świadomość. To dawało mu wolność. Lecz zapomniał co znaczy to uczucie, zapomniał na rzecz spokoju i wygody.
Radość zmieszana z chęcią walki wypełniała ciało Mourn'a do tego stopnia, że jego dłonie poczęły drżeć. Pierwszy raz od wielu, wielu lat, poczuł się naprawdę dobrze.
-Kontrolować...? - powiedział cicho nieprzerwanie patrząc w oczy Upadłemu. - Cóż może się stać gdy żywioł nie do powstrzymania, zderzy się z przedmiotem nie do ruszenia... - powiedział cicho, poetycko rzucając aniołowi wyzwanie po czym podszedł do biurka i przeleciał szybko wzrokiem listę.
-Nauczyciel historii. Mamy więcej uczniów niż w tamtym roku więc obecny wykładowca może sobie nie poradzić. - powiedział wciąż tym samym tonem przesyconym tą specyficzną nutą którą można usłyszeć podczas walki dwóch zajadłych wrogów podczas starcia na śmierć i życie.
W tej chwili otworzyły się drzwi i do środka wparował Ukye, budzące się instynkty Iscara, aura Upadłego i sama specyfika demona tworzyły w gabinecie ciężką atmosferę. Wszystko zdawało się dziać jakby wolniej i intensywniej zarazem. Dobrze, że sekretarka udała się daleko od pokoju.
Ludzie źle reagują na takie zjawiska.
Iscar spojrzał na Kamaela a ich spojrzenia połączyły się. W tej chwili białowłosemu było wszystko jedno, nie obchodziło go, że Key i Wolf zobaczą go w prawdziwej postaci.
Ogony rwały się na zewnątrz niczym żywe istoty chcące zerwać zawory które Kitsune sam na siebie narzucił ukrywając swe jestestwo. Bowiem z każdym ogonem wiecej, mana Isa była ostrzejsza, bardziej wyczuwalna a jego zmysły wyostrzały się. W pełni ludzkiej postaci, był pod wieloma względami upośledzony i nie mógł korzystać w pełni ze swych możliwości, lecz gdy dziewiąty ogon wydostawał się na powierzchnię...Is stawał się zupełnie inną osobą, widzącą świat zupełnie w innym spektrum.
-Key...Wolf...przywitajcie się z nowym nauczycielem historii. - powiedział spoglądając na Ukye i obdarzając go tym samym, ostrym, zwierzęcym spojrzeniem którym obdarzał Kamaela.
Podszedł powoli do anioła, zapominając nawet o utykaniu po czym lekko nachylił się i szepnął mu do ucha.
-Dziękuje... - w jego ciele gotowało się, wystarczył jeden impuls by wszystko wystrzeliło na wierzch jak lawa. Iscar pragnął tego, lecz zarazem hamował swe ciało jak tylko mógł.
Re: Gabinety
Nie 08 Gru 2013, 16:42
Wkurzał go. To właściwie mało powiedziane. Iscar był totalnie zirytowany rozmową z Kamaelem. No cóż, przynajmniej świadczyło to o tym, że stary lis jeszcze potrafi się czymś przejmować. Jednak stale narastające emocje potwierdzały to. Kam musiał być dla niego cholernie nie przyjemnym wspomnieniem. Wspomnieniem, które całym swoim jestestwem ukazywało mroczną i niezbyt przyjemną przeszłość.
Kam uśmiechał się w dalszym ciągu skanując okolicę i gabinet. Demon i jego znajoma zbliżali się, zaś Iscar nie wyglądał za dobrze. Najwidoczniej miał już dość rozmowy i chciał się już ulotnić. Jednak nie ma tak dobrze proszę pana. Po chwili jednak do jego uszu doszła kolejna obelga lisa. Ponownie wracał do tematu Najwyższego.
- Thy. Daruj sobie. Taki mój ojciec, jak ty moja matka. – odparł ironicznie. Coś w tym było. W tych ich słownych zaczepkach. Obaj nie mogli sobie nie odpuścić okazji by dogryźć rozmówcy. Niby byli jednymi z najstarszych istot na wyspie, jednak w tym momencie zachowywali się jak pospolici gówniarze. Dobrze, że nie zaczęli strzelać odzywkami rodem z podstawówki. „Twoja stara, czy Chodź na solo.” nie brzmiały za dobrze w ustach istot o tak bogatej historii. Po za tym obydwaj byli zbyt inteligentni na takie wieśniackie zagrywki. Ich wypowiedzi były delikatne, oraz do końca perfekcyjne. Miały trafiać w cel.
Mana Kamaela i Iscara zapełniły ten gabinet. Gdyby tylko chcieli i przeszli na wyższy poziom swojej mocy, bez problemu ich energia zalałaby całą uczelnie, która by dość szybko uległa zniszczeniu. Obaj byli nadzwyczaj starzy, i nadzwyczaj niebezpieczni. Cholernie niebezpieczni. Gdyby teraz odrzucili swoje powłoki i stanęli naprzeciwko siebie, nie wiadomo kto by zwyciężył. Is bardzo dobrze kontrolował się i żaden jego ogonek nie wyszedł na powierzchnię. Kam miał łatwiejszą formę. Nie musiał ukrywać swojej formy bo prawie cały czas w niej przebywał. Kiedy zaś ukazywał pełnie mocy, to odkrywał światu swe czarne jak noc skrzydła oraz zbroję. Zbroję, która ostatni raz była widziana zaledwie dwa tysiące lat temu. Od tego czasu już nie ukazywał jej.
Popatrzył w złote oczy weterana. Była w nich rządza walki. Walki z istotą równie potężną co on.
- Ich się nie da kontrolować. Ale zawsze można próbować zdusić to w zarodku. Najlepiej odciąć zarażoną gałąź by uratować całe drzewo. – odparł chłodno. Wyzwanie zostało rzucone. Lecz czy rękawica jest podjęta?
- Może być. Wątpię by znalazł się tu ktoś, z równie ciekawą wiedzą. – odparł nieco ironicznie na propozycję Isa. W końcu nauczyciel historii to nie było jakieś najgorsze zajęcie. Staruszek mógł mu zaproponować stanowisko woźnego. – A pro po. Nasi goście już tu są.
Dokładnie sekundę po zakończeniu zdania przez Kamaela do środka wpakował się demon. Jego energia aż buchnęła Upadłemu w twarz. Jednak było to dość słabe doświadczenie. W porównaniu do Lucyfera, czy też pierwotnych demonów, to ten mały był jeszcze dzieckiem. Dzieckiem o dość silnej energii. Kto wie. Może w przyszłości coś osiągnie. Drugą osobą wchodzącą do gabinetu była młoda dziewczyna o uszach i ogonie wilka. Pół-zwierz. No pewnie. Jak mógł tego nie wyczuć. Iscar nazwał ich Key i Wolf. Tylko ciekawe kto był kim. No cóż tego się dowie później, bo właśni dostał robotę.
Spoko. – odparł ledwie słyszalnie. Po chwili zaś odwrócił się do młodzieży, a jego niebieskie oczy spoczęły na każdym z tej parki przez chwilę. W obojgu było wiele negatywnych emocji. Jednakże najciekawsza była ta dziewczyna. Pod otoczką gniewu, było coś jeszcze. Smutek, żal, odrzucenie. Na pewno nie było jej łatwo radzić sobie z taką gamą emocji. Jednak tym zajmie się później. Będzie tu wiele roboty.
Teraz czas zacząć przedstawienie. Przywołał delikatny uśmiech i zwrócił się w stronę parki.
- Witam.
Kam uśmiechał się w dalszym ciągu skanując okolicę i gabinet. Demon i jego znajoma zbliżali się, zaś Iscar nie wyglądał za dobrze. Najwidoczniej miał już dość rozmowy i chciał się już ulotnić. Jednak nie ma tak dobrze proszę pana. Po chwili jednak do jego uszu doszła kolejna obelga lisa. Ponownie wracał do tematu Najwyższego.
- Thy. Daruj sobie. Taki mój ojciec, jak ty moja matka. – odparł ironicznie. Coś w tym było. W tych ich słownych zaczepkach. Obaj nie mogli sobie nie odpuścić okazji by dogryźć rozmówcy. Niby byli jednymi z najstarszych istot na wyspie, jednak w tym momencie zachowywali się jak pospolici gówniarze. Dobrze, że nie zaczęli strzelać odzywkami rodem z podstawówki. „Twoja stara, czy Chodź na solo.” nie brzmiały za dobrze w ustach istot o tak bogatej historii. Po za tym obydwaj byli zbyt inteligentni na takie wieśniackie zagrywki. Ich wypowiedzi były delikatne, oraz do końca perfekcyjne. Miały trafiać w cel.
Mana Kamaela i Iscara zapełniły ten gabinet. Gdyby tylko chcieli i przeszli na wyższy poziom swojej mocy, bez problemu ich energia zalałaby całą uczelnie, która by dość szybko uległa zniszczeniu. Obaj byli nadzwyczaj starzy, i nadzwyczaj niebezpieczni. Cholernie niebezpieczni. Gdyby teraz odrzucili swoje powłoki i stanęli naprzeciwko siebie, nie wiadomo kto by zwyciężył. Is bardzo dobrze kontrolował się i żaden jego ogonek nie wyszedł na powierzchnię. Kam miał łatwiejszą formę. Nie musiał ukrywać swojej formy bo prawie cały czas w niej przebywał. Kiedy zaś ukazywał pełnie mocy, to odkrywał światu swe czarne jak noc skrzydła oraz zbroję. Zbroję, która ostatni raz była widziana zaledwie dwa tysiące lat temu. Od tego czasu już nie ukazywał jej.
Popatrzył w złote oczy weterana. Była w nich rządza walki. Walki z istotą równie potężną co on.
- Ich się nie da kontrolować. Ale zawsze można próbować zdusić to w zarodku. Najlepiej odciąć zarażoną gałąź by uratować całe drzewo. – odparł chłodno. Wyzwanie zostało rzucone. Lecz czy rękawica jest podjęta?
- Może być. Wątpię by znalazł się tu ktoś, z równie ciekawą wiedzą. – odparł nieco ironicznie na propozycję Isa. W końcu nauczyciel historii to nie było jakieś najgorsze zajęcie. Staruszek mógł mu zaproponować stanowisko woźnego. – A pro po. Nasi goście już tu są.
Dokładnie sekundę po zakończeniu zdania przez Kamaela do środka wpakował się demon. Jego energia aż buchnęła Upadłemu w twarz. Jednak było to dość słabe doświadczenie. W porównaniu do Lucyfera, czy też pierwotnych demonów, to ten mały był jeszcze dzieckiem. Dzieckiem o dość silnej energii. Kto wie. Może w przyszłości coś osiągnie. Drugą osobą wchodzącą do gabinetu była młoda dziewczyna o uszach i ogonie wilka. Pół-zwierz. No pewnie. Jak mógł tego nie wyczuć. Iscar nazwał ich Key i Wolf. Tylko ciekawe kto był kim. No cóż tego się dowie później, bo właśni dostał robotę.
Spoko. – odparł ledwie słyszalnie. Po chwili zaś odwrócił się do młodzieży, a jego niebieskie oczy spoczęły na każdym z tej parki przez chwilę. W obojgu było wiele negatywnych emocji. Jednakże najciekawsza była ta dziewczyna. Pod otoczką gniewu, było coś jeszcze. Smutek, żal, odrzucenie. Na pewno nie było jej łatwo radzić sobie z taką gamą emocji. Jednak tym zajmie się później. Będzie tu wiele roboty.
Teraz czas zacząć przedstawienie. Przywołał delikatny uśmiech i zwrócił się w stronę parki.
- Witam.
Re: Gabinety
Nie 08 Gru 2013, 18:05
Jasne, że nie przeprosił, ni odszczekał małej obelgi. Po pierwsze nie byłby w stanie tego uczynić ze względu na swoje złe nawyki, a po drugie zadumie nie było końca. A im bliżej celu, tym wszystko stawało się jaśniejsze, a jednocześnie... bardziej mroczne.
Otóż, gdy weszli przez drzwi do pokoju pana Mourn'a, dostrzegli jego rozmówcę i jego samego w podłym nastroju. Wręcz... demonicznym, ale aura nie zgadzała się, by być pokrewna aurze Ukye. Źle im patrzyło się z oczu, wolał więc nie wbijać swoje rozognione ślepia dłużej niż powinien. Plan, który z początku wydawał się być idealny, zmieniał klasyfikację na coraz gorszą wraz z każdym oddechem w przyciasnym gabinecie. Aż spadł do rangi "debilny". To, że nieznajomy był Upadłym to jedno, ale to ile lat mógł istnieć i jaki bagaż doświadczeń nieść przez żywot potępionego - to drugie, gorsze drugie. W ogóle gdy obecny pan Is oznajmił jadowitym głosem, iż to będzie nowy nauczyciel historii, miał mały mętlik w głowie. Nie to, że już go znienawidził, jednak wiedział, że zwiedzenie go na manowce jak innych pedagogów szkolnych nie będzie łatwe.
Ciekawe, że Psycholog spoglądał na młodych mocno dzikim spojrzeniem, tak jakby stracił pamięć co do roli jaką grał na uczelni i powrócił do swoich pierwotnych korzeni. Niezupełnie uśmiechało się Ukye dowiadywać się z kim miał teraz do czynienia, lecz... coś było w nim intrygującego, drapieżnego, i być może tylko wielkie zaparcie się w sobie spowodowało, że jeszcze nie rzucił się na któregoś z obecnych i nie rozszarpał. Był więc bliższy w swojej postawie Złotookiej niż milusiemu człowieczkowi. Lepiej nie wchodzić mu w drogę w takim stanie.
Z oględzin miejsca zdarzenia wyrwał go głos dziewczyny, która oznajmiła o tym, że to ona była odpowiedzialna za doprowadzenie młodzieńca do gabinetu. Mrugnął oczyma na koleżankę. Ale go wkopała! Teraz zupełnie stracił szacunek w oczach obecnych! O ile miał jakikolwiek... nieważne, mają go traktować serio! Mruknął więc do Shiyu w ten sposób:
>Szaleć to zaraz oni będą.
Czuł się przy nich malutki, nawet mniejszy od Ogoniastej, która być może nie zdawała sobie sprawy w jakie oboje wpadli tarapaty. A może zdawała, skoro powaga zdobiła delikatne, ale kobiece rysy twarzy. Demon w porównaniu z dwoma weteranami nie miał najmniejszych szans, lecz odwagi mu nie brakowało, toteż nie wycofał się z pomieszczenia. I mimo, iż nie powinien nic odzywać się, przez tę względnie napiętą aurę i pobudzenie ciekawości demona wobec otaczającej go rzeczywistości pozwolił sobie na odrobinę więcej niż milczenie.
>Moja sprawa może poczekać. Panie przodem.
Nie odklejał się od ściany, a potem poczuł ciepłą ciecz spływającą mu po twarzy. Nie, to nie był pot, lecz od tej ciężkiej Many w powietrzu otworzyła się rana na czole i czarna posoka skapywała strugą po policzku. Prawie natychmiast przytknął sobie dłoń, aby zatamować krwawienie, i to haniebne krwawienie, ponieważ rana miała kształt krzyża. Jak spotka jeszcze raz tego anielskiego dupka-nauczyciela, to wyrwie mu wszystkie pióra! Takie pośmiewisko...
Spuścił więc nieco głowę w dół unikając spojrzenia innych i utkwił wzrok na czubkach swoich butów. Chyba powoli zdał sobie sprawę w jakie gówno wpadł wparowując na ślepo do gabinetu Psychologa, który okazał się być kimś zupełnie innym niż przypuszczał. Chyba zmyliły go białe włosy i łagodny sposób bycia wobec uczniów. Jeśli ma mieć takich znajomych jak Upadły Anioł, to będzie omijać ich spotkania, gdyż zbyt wiele toksyn wisiało w powietrzu. Mógł udławić się ich energią, ale ze względu na zabarwienie bardzo kusiła do "skosztowania". Tylko co za dużo to nie zdrowo.
Otóż, gdy weszli przez drzwi do pokoju pana Mourn'a, dostrzegli jego rozmówcę i jego samego w podłym nastroju. Wręcz... demonicznym, ale aura nie zgadzała się, by być pokrewna aurze Ukye. Źle im patrzyło się z oczu, wolał więc nie wbijać swoje rozognione ślepia dłużej niż powinien. Plan, który z początku wydawał się być idealny, zmieniał klasyfikację na coraz gorszą wraz z każdym oddechem w przyciasnym gabinecie. Aż spadł do rangi "debilny". To, że nieznajomy był Upadłym to jedno, ale to ile lat mógł istnieć i jaki bagaż doświadczeń nieść przez żywot potępionego - to drugie, gorsze drugie. W ogóle gdy obecny pan Is oznajmił jadowitym głosem, iż to będzie nowy nauczyciel historii, miał mały mętlik w głowie. Nie to, że już go znienawidził, jednak wiedział, że zwiedzenie go na manowce jak innych pedagogów szkolnych nie będzie łatwe.
Ciekawe, że Psycholog spoglądał na młodych mocno dzikim spojrzeniem, tak jakby stracił pamięć co do roli jaką grał na uczelni i powrócił do swoich pierwotnych korzeni. Niezupełnie uśmiechało się Ukye dowiadywać się z kim miał teraz do czynienia, lecz... coś było w nim intrygującego, drapieżnego, i być może tylko wielkie zaparcie się w sobie spowodowało, że jeszcze nie rzucił się na któregoś z obecnych i nie rozszarpał. Był więc bliższy w swojej postawie Złotookiej niż milusiemu człowieczkowi. Lepiej nie wchodzić mu w drogę w takim stanie.
Z oględzin miejsca zdarzenia wyrwał go głos dziewczyny, która oznajmiła o tym, że to ona była odpowiedzialna za doprowadzenie młodzieńca do gabinetu. Mrugnął oczyma na koleżankę. Ale go wkopała! Teraz zupełnie stracił szacunek w oczach obecnych! O ile miał jakikolwiek... nieważne, mają go traktować serio! Mruknął więc do Shiyu w ten sposób:
>Szaleć to zaraz oni będą.
Czuł się przy nich malutki, nawet mniejszy od Ogoniastej, która być może nie zdawała sobie sprawy w jakie oboje wpadli tarapaty. A może zdawała, skoro powaga zdobiła delikatne, ale kobiece rysy twarzy. Demon w porównaniu z dwoma weteranami nie miał najmniejszych szans, lecz odwagi mu nie brakowało, toteż nie wycofał się z pomieszczenia. I mimo, iż nie powinien nic odzywać się, przez tę względnie napiętą aurę i pobudzenie ciekawości demona wobec otaczającej go rzeczywistości pozwolił sobie na odrobinę więcej niż milczenie.
>Moja sprawa może poczekać. Panie przodem.
Nie odklejał się od ściany, a potem poczuł ciepłą ciecz spływającą mu po twarzy. Nie, to nie był pot, lecz od tej ciężkiej Many w powietrzu otworzyła się rana na czole i czarna posoka skapywała strugą po policzku. Prawie natychmiast przytknął sobie dłoń, aby zatamować krwawienie, i to haniebne krwawienie, ponieważ rana miała kształt krzyża. Jak spotka jeszcze raz tego anielskiego dupka-nauczyciela, to wyrwie mu wszystkie pióra! Takie pośmiewisko...
Spuścił więc nieco głowę w dół unikając spojrzenia innych i utkwił wzrok na czubkach swoich butów. Chyba powoli zdał sobie sprawę w jakie gówno wpadł wparowując na ślepo do gabinetu Psychologa, który okazał się być kimś zupełnie innym niż przypuszczał. Chyba zmyliły go białe włosy i łagodny sposób bycia wobec uczniów. Jeśli ma mieć takich znajomych jak Upadły Anioł, to będzie omijać ich spotkania, gdyż zbyt wiele toksyn wisiało w powietrzu. Mógł udławić się ich energią, ale ze względu na zabarwienie bardzo kusiła do "skosztowania". Tylko co za dużo to nie zdrowo.
Re: Gabinety
Nie 08 Gru 2013, 20:22
_____ Milczała. Przez bardzo długi czas milczała zaciskając nerwowo pięści. Ogon zatrzymał się i zawisł bezwładnie w dół lekko się pusząc, najwyraźniej ze zdenerwowania. Gówno obchodziło ją to jak silni i jak bardzo wiekowi są ci tu obecni wojownicy. Na prawdę, miała to głęboko w swoim pięknym zadku.
__ - To wszystko? - mruknęła drżąc delikatnie. Poczuła się olana, na prawdę olana. Oni tutaj jak dzieci kontynuowali swoje zaczepki nawet nie zwracając uwagi na jej słowa! Hola! Przecież przyprowadziła stwarzającego problemy ucznia, a Psycholog raczył im tylko przedstawić nowego nauczyciela historii?
Postanowiła, że jakoś na siebie zwróci tą uwagę. Podniosła wzrok na Pana Iscar'a. Wyglądał teraz dziwacznie, tak jakby miał za chwilę rozwalić tą całą szkołę co do cegiełki. Zwierzęta potrafią wyczuć stres ofiary, tak samo było teraz, lecz nie zastanawiała się nad nim zbyt długo, później go rozgryzie. W tej chwili była egoistką.
Zarzuciła włosami do tyłu i napinając mięśnie by choć trochę wyglądać groźnie przecisnęła się między ogoniastym, a upadłym. Podniosła nogę i oparła ją o biurko po czym bezceremonialnie wywaliła je silnym pchnięciem. Wszystko upadło z wielkim hukiem, a wszelakie papiery rozwaliły się po całym pokoju. Przez chwilę dziewczyna stała nieruchomo. Podniosła głowę na giganta, jakim był Pan Psycholog i powiedziała:
__ - UPS. Tak mi przykro... To był wypadek. - mruknęła, a jej głos był przesycony jadem. - KAZANO mi tutaj przyjść z Key'em. - podłapała jego nazwisko po ostatniej wypowiedzi Iscar'a. Cofnęła się pod okno by w razie czego móc przez nie wyskoczyć. Nie wiedziała czego się w tej chwili spodziewać. Mourn wyglądał tak jakby za chwilę miał wpaść w szał, a nowy nauczyciel był zbyt wyluzowany. Nie miała pojęcia co się tu działo przed ich przyjściem, ale do jasnego czorta, jej się nie olewa!
Dopiero po chwili zrozumiała, że nie powinna robić, aż takiego bałaganu. Sama sobie sprawia problemy, a potem nad nimi ubolewa po kątach. Jeśli będzie trzeba to posprząta to wszystko, na razie mogła tylko stać pod tym nieszczęsnym oknem i warczeć jak wystraszony kundel. Nie zdawała sobie sprawy z tego kto przed nią stoi. To był akt odwagi czy czystej głupoty?
__ - To wszystko? - mruknęła drżąc delikatnie. Poczuła się olana, na prawdę olana. Oni tutaj jak dzieci kontynuowali swoje zaczepki nawet nie zwracając uwagi na jej słowa! Hola! Przecież przyprowadziła stwarzającego problemy ucznia, a Psycholog raczył im tylko przedstawić nowego nauczyciela historii?
Postanowiła, że jakoś na siebie zwróci tą uwagę. Podniosła wzrok na Pana Iscar'a. Wyglądał teraz dziwacznie, tak jakby miał za chwilę rozwalić tą całą szkołę co do cegiełki. Zwierzęta potrafią wyczuć stres ofiary, tak samo było teraz, lecz nie zastanawiała się nad nim zbyt długo, później go rozgryzie. W tej chwili była egoistką.
Zarzuciła włosami do tyłu i napinając mięśnie by choć trochę wyglądać groźnie przecisnęła się między ogoniastym, a upadłym. Podniosła nogę i oparła ją o biurko po czym bezceremonialnie wywaliła je silnym pchnięciem. Wszystko upadło z wielkim hukiem, a wszelakie papiery rozwaliły się po całym pokoju. Przez chwilę dziewczyna stała nieruchomo. Podniosła głowę na giganta, jakim był Pan Psycholog i powiedziała:
__ - UPS. Tak mi przykro... To był wypadek. - mruknęła, a jej głos był przesycony jadem. - KAZANO mi tutaj przyjść z Key'em. - podłapała jego nazwisko po ostatniej wypowiedzi Iscar'a. Cofnęła się pod okno by w razie czego móc przez nie wyskoczyć. Nie wiedziała czego się w tej chwili spodziewać. Mourn wyglądał tak jakby za chwilę miał wpaść w szał, a nowy nauczyciel był zbyt wyluzowany. Nie miała pojęcia co się tu działo przed ich przyjściem, ale do jasnego czorta, jej się nie olewa!
Dopiero po chwili zrozumiała, że nie powinna robić, aż takiego bałaganu. Sama sobie sprawia problemy, a potem nad nimi ubolewa po kątach. Jeśli będzie trzeba to posprząta to wszystko, na razie mogła tylko stać pod tym nieszczęsnym oknem i warczeć jak wystraszony kundel. Nie zdawała sobie sprawy z tego kto przed nią stoi. To był akt odwagi czy czystej głupoty?
- GośćGość
Re: Gabinety
Nie 08 Gru 2013, 21:08
W głowie Iscara szumiało jak po zbyt długiej libacji a obraz przed oczami z lekka się zamazywał.
Rozejrzał się po swoim gabinecie jakby był tu pierwszy raz. Wszystko było takie same, a jednak nie do końca. Nigdy nie wierzył w żadne czakry i przepływ energii poza własną maną. Lecz zderzenie z energią Kamaela w tak ciasnym pomieszczeniu jakim był jego gabinet, jednak coś odblokowało, lub dokładniej, złamało w ciele Isa.
Czuł jak każda część jego ciała chce skakać, wyrwać się i poczuć, że żyje.
Is odwrócił się plecami do zebranych i spojrzał na swe dłonie. Trzęsły się. Trzęsły się jak u staruszka zmęczonego życiem. Lecz nie były zmęczone, o nie.
Mourn zbyt długo hamował swe instynkty. Z czasem udało mu się je uśpić i zachowywać się niemal jak człowiek. Niemal, bo nigdy nim nie będzie.
Odwrócił się i przesunął wzrokiem po zebranych. Widział ich, lecz co to było za widzenie. Ludzkie oczy, taki upośledzony organ. Psycholog przejechał dłońmi po swej klatce i zamrugał szybko oczami zdziwiony. Miał wrażenie, że to nie jego ciało. Czuł, że coś uciska jego klatkę piersiową i nie pozwala mu oddychać. Dopiero po chwili gdy usłyszał słowa Ukye, zorientował się, że to on sam naciska na swa pierś. Szybko przestał i splótł trzęsące się palce za plecami, chcą ukryć to dziwne zjawisko. Lecz samo ukrycie dłoni było zbyteczne. Po jego całym ciele było widać, że coś jest nie tak. Kręcił się i ruszał głową na boki strzelając kośćmi.
Odleciał, i to bardzo, lecz wyrwał go z tego dosyć głośny huk. Uspokoił się i spojrzał zdziwiony na wywrócone biurko a potem na stojącą przed nim uczennice.
-T-tak...kaz-załem ci... - powiedział drżącym głosem i uniósł dłoń do twarzy. W środku swych ust, przejechał językiem po wydłużających się kłach i zagryzł wargę aż popłynęła krew.
Zabrał dłoń i spojrzał na swą krew. Było coraz gorzej. Całe ciało go mrowiło a w głowie szumiało coraz bardziej.
Nachylił się i podniósł biurko i krzesło po czym usiadł ukrywając twarz w dłoniach. Wyglądał w tej chwil na chorego lub załamanego. Cały się trząsł i zaczął cicho szlochać. ~Jestem taki głupi...koniec z tą maskaradą...~ wraz z tą myślą jego mana, dotychczas wzburzona, zmieniła się w prawdziwe tornado. Upływała z jego ciała w szaleńczym tempie i zderzała się ze wszystkim na swej drodze.
Niezdrowo jest trzymać coś w zamknięciu. Zwłaszcza, jeśli jest to nasza dusza i nasze prawdziwe Ja. Tłumione i wyciszane zbyt długo...
Rozejrzał się po swoim gabinecie jakby był tu pierwszy raz. Wszystko było takie same, a jednak nie do końca. Nigdy nie wierzył w żadne czakry i przepływ energii poza własną maną. Lecz zderzenie z energią Kamaela w tak ciasnym pomieszczeniu jakim był jego gabinet, jednak coś odblokowało, lub dokładniej, złamało w ciele Isa.
Czuł jak każda część jego ciała chce skakać, wyrwać się i poczuć, że żyje.
Is odwrócił się plecami do zebranych i spojrzał na swe dłonie. Trzęsły się. Trzęsły się jak u staruszka zmęczonego życiem. Lecz nie były zmęczone, o nie.
Mourn zbyt długo hamował swe instynkty. Z czasem udało mu się je uśpić i zachowywać się niemal jak człowiek. Niemal, bo nigdy nim nie będzie.
Odwrócił się i przesunął wzrokiem po zebranych. Widział ich, lecz co to było za widzenie. Ludzkie oczy, taki upośledzony organ. Psycholog przejechał dłońmi po swej klatce i zamrugał szybko oczami zdziwiony. Miał wrażenie, że to nie jego ciało. Czuł, że coś uciska jego klatkę piersiową i nie pozwala mu oddychać. Dopiero po chwili gdy usłyszał słowa Ukye, zorientował się, że to on sam naciska na swa pierś. Szybko przestał i splótł trzęsące się palce za plecami, chcą ukryć to dziwne zjawisko. Lecz samo ukrycie dłoni było zbyteczne. Po jego całym ciele było widać, że coś jest nie tak. Kręcił się i ruszał głową na boki strzelając kośćmi.
Odleciał, i to bardzo, lecz wyrwał go z tego dosyć głośny huk. Uspokoił się i spojrzał zdziwiony na wywrócone biurko a potem na stojącą przed nim uczennice.
-T-tak...kaz-załem ci... - powiedział drżącym głosem i uniósł dłoń do twarzy. W środku swych ust, przejechał językiem po wydłużających się kłach i zagryzł wargę aż popłynęła krew.
Zabrał dłoń i spojrzał na swą krew. Było coraz gorzej. Całe ciało go mrowiło a w głowie szumiało coraz bardziej.
Nachylił się i podniósł biurko i krzesło po czym usiadł ukrywając twarz w dłoniach. Wyglądał w tej chwil na chorego lub załamanego. Cały się trząsł i zaczął cicho szlochać. ~Jestem taki głupi...koniec z tą maskaradą...~ wraz z tą myślą jego mana, dotychczas wzburzona, zmieniła się w prawdziwe tornado. Upływała z jego ciała w szaleńczym tempie i zderzała się ze wszystkim na swej drodze.
Niezdrowo jest trzymać coś w zamknięciu. Zwłaszcza, jeśli jest to nasza dusza i nasze prawdziwe Ja. Tłumione i wyciszane zbyt długo...
Re: Gabinety
Nie 08 Gru 2013, 22:14
Dzieciarnia. Większość osób z tej tak zwanej uczelni nie była starsza niż dwieście lat. Same młokosy. Zaś ich idealną postacią była ta słodka parka stojąca właśnie przed Kamaelem. Ich emocje były aż nadto widoczne. Demonek i wilczek stali w jednym pokoju. Obok nich zaś Upadły i stary lisek. Brakowało tu jeszcze tylko jakiegoś aniołka i można by robić imprezę. Ich many wypełniały to pomieszczenie, że jeszcze chwila i coś by wybuchło. Wyczuwał to. Key najwidoczniej przeliczył się w swoich planach bo teraz biło od niego niezdecydowanie i dziwne obawy. Czuł, że to nie był zbyt dobry pomysł by tu wparować. No cóż miał szczęście, że trafił na Kamela, a nie na Asmodeusza, czy tez Samaela. Ci by go zabili bez pytania. Byli jednymi z nielicznych Upadłych, którzy w dalszym ciągu zabijali demony. Byli znani z tego. Demony nawet wyznaczyły nagrodę za ich głowy. Jednak jak na razie bez skutku. Podobno Asmodeusz wysłał głowy zabójców do piekła z karteczką „Następnym razem poproszę lepszych.” Kam nie wiedział, ile w tym prawdy. Lecz znając swojego oficera mógł się spodziewać podobnej akcji. No cóż. Ciężko zabić Pierwszego, nawet jeśli jest Upadłym. Na dodatek jeśli dojdzie do całości, że ten Upadły jest Aniołem Miecza, to nie warto liczyć na sukces.
Natomiast Wolf była bardzo ciekawą osóbką. Gniew był w niej mocny, lecz był jeszcze strach i odrzucenie. Oraz odczucie, że jest pomijana i niezauważana. Takie coś mogło bardzo niekorzystnie wpływać na jej psychikę. Pewnie dlatego na większość rzeczy reagowała agresją i odzywała się opryskliwie. W następnej chwili Pan Miecza był świadkiem jak dziewczyna odreagowała. Prostym kopnięciem przewróciła biurko Isa, zwalając wszystkie papiery. Niebieskooki spojrzał na nią uważnie. Jeśli ma się użerać z takimi dzieciuchami to ja ciebie. Ale cóż zrobić, nie może jej zabić. Nie może?
- Nie ładnie. – powiedział do Shiyu, uśmiechając się delikatnie. – Jak chcesz zrobić na kimś wrażenie, to trzeba wyrzucać rzeczy przez okno. Ale moim zdaniem to zabawy dla pięciolatków, a ty chyba jesteś już dorosła co nie?
Słowa skierowane do dziewczyny miały wprowadzić ją w zakłopotanie. Niech się zastanowi nad swoim postępowaniem. W końcu nie ma dwóch latek. Lecz to nie jego praca by uspokajać nadpobudliwą młodzież. Tym się powinien zająć Iscar. A cóż robił czcigodny pan Psycholog? O mało co nie dostał ślinotoku z podniecenia. Jego mana, aż wylewała się. Nie było to zbyt bezpieczne. Jeśli ten debil użyje pełni mocy to może roznieść gabinet. Kamowi nie chciało się za bardzo wchodzić na drugi poziom. Ba. jeśli Lis odkryje dziewięć ogonów, to nie obejdzie się bez zbroi.
- To chyba wszystko. Jeśli pan pozwoli panie Mourn, to odprowadzę naszych podopiecznych do klasy, a sam udam się do dyrektora w celu zapoznania się z moimi obowiązkami. – rzekł i podszedł do weterana, który ledwo się kontrolował. Udał, że coś patrzy przy jego aktach, a tak naprawdę warknął cicho. – Uspokój się.
Po chwili odwrócił się i do młodzieży.
- No to co. Możemy? – zapytał, po czym po chwili dodał. – A właśnie. Nie przedstawiłem się. Nazywam się Kamael Black. W skrócie Kam.
Wolał podać jakieś fałszywe nazwisko, byle nie dochodzili prawdy.
Natomiast Wolf była bardzo ciekawą osóbką. Gniew był w niej mocny, lecz był jeszcze strach i odrzucenie. Oraz odczucie, że jest pomijana i niezauważana. Takie coś mogło bardzo niekorzystnie wpływać na jej psychikę. Pewnie dlatego na większość rzeczy reagowała agresją i odzywała się opryskliwie. W następnej chwili Pan Miecza był świadkiem jak dziewczyna odreagowała. Prostym kopnięciem przewróciła biurko Isa, zwalając wszystkie papiery. Niebieskooki spojrzał na nią uważnie. Jeśli ma się użerać z takimi dzieciuchami to ja ciebie. Ale cóż zrobić, nie może jej zabić. Nie może?
- Nie ładnie. – powiedział do Shiyu, uśmiechając się delikatnie. – Jak chcesz zrobić na kimś wrażenie, to trzeba wyrzucać rzeczy przez okno. Ale moim zdaniem to zabawy dla pięciolatków, a ty chyba jesteś już dorosła co nie?
Słowa skierowane do dziewczyny miały wprowadzić ją w zakłopotanie. Niech się zastanowi nad swoim postępowaniem. W końcu nie ma dwóch latek. Lecz to nie jego praca by uspokajać nadpobudliwą młodzież. Tym się powinien zająć Iscar. A cóż robił czcigodny pan Psycholog? O mało co nie dostał ślinotoku z podniecenia. Jego mana, aż wylewała się. Nie było to zbyt bezpieczne. Jeśli ten debil użyje pełni mocy to może roznieść gabinet. Kamowi nie chciało się za bardzo wchodzić na drugi poziom. Ba. jeśli Lis odkryje dziewięć ogonów, to nie obejdzie się bez zbroi.
- To chyba wszystko. Jeśli pan pozwoli panie Mourn, to odprowadzę naszych podopiecznych do klasy, a sam udam się do dyrektora w celu zapoznania się z moimi obowiązkami. – rzekł i podszedł do weterana, który ledwo się kontrolował. Udał, że coś patrzy przy jego aktach, a tak naprawdę warknął cicho. – Uspokój się.
Po chwili odwrócił się i do młodzieży.
- No to co. Możemy? – zapytał, po czym po chwili dodał. – A właśnie. Nie przedstawiłem się. Nazywam się Kamael Black. W skrócie Kam.
Wolał podać jakieś fałszywe nazwisko, byle nie dochodzili prawdy.
Re: Gabinety
Pon 09 Gru 2013, 12:11
Dziwnie to się wszystko toczyło. Nazbyt spokojny Upadły, wściekły pan Mourn i zadziorna za ignorowanie Shiyu nie pasowali do siebie w tym momencie. Tym bardziej Ukye nie mógł wpasować się do towarzystwa, które skupiło się bardziej na sobie niż na demonie. Nie czuł się z tego powodu źle, gorzej że energia każdej z przebywających osób przyprawiała o ból głowy. Podniósł się nie tylko poziom Many w powietrzu, lecz także irytacji na wszystko co robiło się mniej zrozumiałe dla młodzieńca. Z pierwszej chwili myślał, że złość Psychologa spowodowana była wygryzieniem z posady przez... Kamael'a Black'a, o ile dobrze zapamiętał imię i nazwisko Błękitnookiego. Dowiedział się, że ma być nowym nauczycielem historii, więc cóż w tym mogło drażnić Is'a? Czyżby tak jak Ukye nie za bardzo przepadał za tą rasą, czy precyzyjniej - za tą osobą? W dodatku swoje pięć groszy wrzuciła Wilczyca, która z premedytacją kopnęła biurko służbowe i papiery wirowały przez chwilę w powietrzu, by wylądować całkowicie wymieszane na podłodze. Nie to, że mu to przeszkadzało, ale jeszcze mocniej wkurzał się Białowłosy, przez co atmosfera była naprawdę gęsta. Dało się ją przekroić nożem na kawałki.
I co dziwniejsze - im szybciej nauczyciel odkrywał swoje jestestwo, tym bardziej młody demon miał ochotę spróbować jego, na pewno przeklętej, duszy.
Ze stoickim spokojem Upadły oznajmił zakończenie wizyty i chęć odciągnięcia towarzystwa od pana Mourn'a. Ukye wpatrywał się jak w transie w jeszcze niewidoczną, lecz wyczuwalną metamorfozę Psychologa. Tyle many dawno nie wyczuwał w swoich kościach. Trochę współczuł weteranowi, że skrywał tak długo swoją prawdziwą tożsamość, a to z pewnością było to bolesne. Nie mniej jednak gdyby poznał prawdziwą osobę Psychologa, to może zmieniłby zdanie.
Nie ruszy się z miejsca, chyba że Nono ruszy się pierwsza w stronę wyjścia. W gruncie rzeczy miał ją ochraniać przed wpływami tych dwóch, podejrzanych typków, toteż nie zostawi koleżanki samej. Poza tym... Dlaczego miałby przegapić takie widowisko? I czym klasa może przebić w swoim repertuarze wystąpienie pana Mourn'a? I właściwie dlaczego ma słuchać kogoś, kto jeszcze oficjalnie nie stał się nauczycielem historii?
I co dziwniejsze - im szybciej nauczyciel odkrywał swoje jestestwo, tym bardziej młody demon miał ochotę spróbować jego, na pewno przeklętej, duszy.
Ze stoickim spokojem Upadły oznajmił zakończenie wizyty i chęć odciągnięcia towarzystwa od pana Mourn'a. Ukye wpatrywał się jak w transie w jeszcze niewidoczną, lecz wyczuwalną metamorfozę Psychologa. Tyle many dawno nie wyczuwał w swoich kościach. Trochę współczuł weteranowi, że skrywał tak długo swoją prawdziwą tożsamość, a to z pewnością było to bolesne. Nie mniej jednak gdyby poznał prawdziwą osobę Psychologa, to może zmieniłby zdanie.
Nie ruszy się z miejsca, chyba że Nono ruszy się pierwsza w stronę wyjścia. W gruncie rzeczy miał ją ochraniać przed wpływami tych dwóch, podejrzanych typków, toteż nie zostawi koleżanki samej. Poza tym... Dlaczego miałby przegapić takie widowisko? I czym klasa może przebić w swoim repertuarze wystąpienie pana Mourn'a? I właściwie dlaczego ma słuchać kogoś, kto jeszcze oficjalnie nie stał się nauczycielem historii?
Re: Gabinety
Pon 09 Gru 2013, 19:06
___ - Dyrektora nie ma. - Odpowiedziała krótko gdy tylko usłyszała o zamiarach nowego nauczyciela. Widziała wywieszkę na drzwiach, wyjechał w sprawach służbowych i wróci jutro. Mniej więcej tyle wyłapały jej oczy przed wparowaniem tutaj.
Dziewczyna stała, widząc zachowanie Pana Iscar'a zamilkła, przestając na chwilę warczeć. Na jej twarz wpełzło niesamowite zaskoczenie. Nie oberwała, nie dostała reprymendy za swoje złe zachowanie. Ojciec za karę zwykle kazał jej chodzić do Czarnego Lasu, bo mieszkali dość blisko niego. Miała tam spędzać całe noce by wrócić nad ranem skruszona. Ta kara, choć zła nie przynosiła żadnych skutków. A teraz co? Nic?
No, prawie nic. Nowy nauczyciel powiedział jaki jest jego pogląd na zachowanie Shiyu. Niby prychnęła od niechcenia odsuwając głowę na bok, lecz za chwilę obrzuciła niepewnym spojrzeniem bałagan jaki narobiła. Zaczęła walczyć z własnymi myślami. Powinna to posprzątać, lecz to nie byłoby w jej stylu zupełnie. Dlaczego miałaby to zrobić? Dlaczego do cholery ten cierpiący wyraz twarzy Mourn'a sprawiał, że w Nono odzywały się wątpliwości i... żal? Żałowała tego co zrobiła chyba pierwszy raz w swoim życiu, nawet pobicia przyjaciółki nie żałowała. Poczuła się dziwnie, gdyby ją skrzyczano, albo cokolwiek to by miała to w nosie, dlaczego tego nie zrobili?!
Dziewczyna zawarczała jeszcze raz. Machnęła ręką, przez co mały wazon, stojący na parapecie runął na podłogę rozsypując się w drobny mak. Tym razem na prawdę był to wypadek, ale miała nadzieję, że teraz się jej oberwie lecz... nic. Chyba widzieli, że tym razem to nie było zamierzone. Nie wiedziała co zrobić, nigdy nie była w takiej sytuacji, argh!
___ - Idźcie przodem, dojdę później do klasy. - powiedziała nagle po długiej walce ze swoim diabełkiem i aniołkiem, które wirowały jej nad głową (nie dosłownie). Po słowach jak gdyby nigdy nic podeszła do rozrzuconych papierów i ... zaczęła je zbierać. Schowała twarz za burzą gęstych włosów by nie mogli się na nią patrzeć, ani ona na nich. Ostatnio zbyt często pokazuje swoją słabą stronę.
Gdy ułożyła pokaźny stosik papierów, położyła je na biurku. Starała się je jakoś segregować "na oko" w pośpiechu. Czyste podania zbierała na jedną kupkę, a jakieś wypełnione papierzyska na drugą. Było tu tego sporo, a jeszcze czeka ją potem pozbieranie pozostałości z wazonu. Kto wie, może da się go jeszcze skleić jakimś superklejem?
Dziewczyna stała, widząc zachowanie Pana Iscar'a zamilkła, przestając na chwilę warczeć. Na jej twarz wpełzło niesamowite zaskoczenie. Nie oberwała, nie dostała reprymendy za swoje złe zachowanie. Ojciec za karę zwykle kazał jej chodzić do Czarnego Lasu, bo mieszkali dość blisko niego. Miała tam spędzać całe noce by wrócić nad ranem skruszona. Ta kara, choć zła nie przynosiła żadnych skutków. A teraz co? Nic?
No, prawie nic. Nowy nauczyciel powiedział jaki jest jego pogląd na zachowanie Shiyu. Niby prychnęła od niechcenia odsuwając głowę na bok, lecz za chwilę obrzuciła niepewnym spojrzeniem bałagan jaki narobiła. Zaczęła walczyć z własnymi myślami. Powinna to posprzątać, lecz to nie byłoby w jej stylu zupełnie. Dlaczego miałaby to zrobić? Dlaczego do cholery ten cierpiący wyraz twarzy Mourn'a sprawiał, że w Nono odzywały się wątpliwości i... żal? Żałowała tego co zrobiła chyba pierwszy raz w swoim życiu, nawet pobicia przyjaciółki nie żałowała. Poczuła się dziwnie, gdyby ją skrzyczano, albo cokolwiek to by miała to w nosie, dlaczego tego nie zrobili?!
Dziewczyna zawarczała jeszcze raz. Machnęła ręką, przez co mały wazon, stojący na parapecie runął na podłogę rozsypując się w drobny mak. Tym razem na prawdę był to wypadek, ale miała nadzieję, że teraz się jej oberwie lecz... nic. Chyba widzieli, że tym razem to nie było zamierzone. Nie wiedziała co zrobić, nigdy nie była w takiej sytuacji, argh!
___ - Idźcie przodem, dojdę później do klasy. - powiedziała nagle po długiej walce ze swoim diabełkiem i aniołkiem, które wirowały jej nad głową (nie dosłownie). Po słowach jak gdyby nigdy nic podeszła do rozrzuconych papierów i ... zaczęła je zbierać. Schowała twarz za burzą gęstych włosów by nie mogli się na nią patrzeć, ani ona na nich. Ostatnio zbyt często pokazuje swoją słabą stronę.
Gdy ułożyła pokaźny stosik papierów, położyła je na biurku. Starała się je jakoś segregować "na oko" w pośpiechu. Czyste podania zbierała na jedną kupkę, a jakieś wypełnione papierzyska na drugą. Było tu tego sporo, a jeszcze czeka ją potem pozbieranie pozostałości z wazonu. Kto wie, może da się go jeszcze skleić jakimś superklejem?
- GośćGość
Re: Gabinety
Pon 09 Gru 2013, 20:38
Szumienie w głowię przerodziło się w gargantuiczny rój owadów boleśnie napierający o wnętrze czaszki Iscara. Był tak silny, że przytłoczył wszystkie inne dźwięki w pokoju a wyimaginowany ból który wypełniał ciało Iscara, stał się zbyt silny. Znów odlatywał, tylko tym razem dużo mocniej.
Oderwał dłonie od twarzy i nagle, wszystko się zatrzymało i ucichło.
Psychika Isa przekroczyła tą granicę którą znają tylko narkomani biorący już każdy brudny syf jaki wpadnie im w ręce.
Białowłosy chciał przekręcić głowę na bok, lecz ciało odmówiło posłuszeństwa. Mógł tylko ruszać oczami. Spojrzał na swe dłonie i na osoby w pokoju. Wszystko było czarno-białe, kolory zupełnie zaniknęły. Wszystko także stało w miejscu. Demon...upadły...wilczyca...byli jak posągi bez życia.
Is spróbował wstać, lecz nie mógł. Czuł się jakby wielka siła wciskała go w ziemię i chciała przytrzymać na miejscu. Z trudem zaparł się dłońmi o blat i podniósł z wielkim wysiłkiem. Wiele go to kosztowało, lecz było niczym w porównaniu do tego co zamierzał zrobić teraz. Okno. chciał do niego podejść i je otworzyć by zaczerpnąć świeżego powietrza powietrza. Powinno go otrzeźwić. Zrobił krok. Potem kolejny. Każdy z nich był tytanicznym dla niego tytanicznym wysiłkiem.
Gdyby mógł, to by się skrzywił. Wszystko, każdy ruch i oddech sprawiał mu ból. Lecz gdy w końcu mu się udało dotrzeć do ściany i przekręcić gałkę okna, oddał się grawitacji i opadł wychylając się przez ramę. Oczekiwał wiatru, nie było go. Jedynie ledwie wyczuwalny wietrzyk musnął jego twarz.
Całe sytuacja, wszystko co wypełniało Iscara z wolna pochłaniało go. Białowłosy wiedział, że jeśli odda się temu uczuciu całkowicie to zrobi coś głupiego. I nie panowanie nad sobą to najmniejszy z problemów.
Podparł się jedną ręką o ramę okna i pozwolił swojemu ciału oprzeć się częściowo o ścianę.
Powoli stabilizował upływ swojej many wypuszczając przy tym ogony na wierzch. Gdyby pozwolił wyjść wszystkim na raz po tak długim czasie, sam by pewnie na tym ucierpiał. Lecz ograniczenie się do trzech lisich kit, było teraz satysfakcjonujące dla ciała i many Mourn'a.
Wszystko zaczęło wracać do normy. Koloru wróciły, lecz nie były takie jak wcześniej. Wszystko stało się ostrzejsze i wyraźniejsze. Is dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu prawdziwych zmysłów. Nawet nie zauważył kiedy jego uszy były na wierzchu.
Nagle poczuł, że coś w nim wzbiera. Coś było nie tak, zbliżało się. I chciało się wydostać...
Z perspektywy gości Iscara wyglądało to odrobinę inaczej. Pan Psycholog szlochał na krześle, po czym nagle oderwał ręce od twarzy i wstał od biurka zataczając się jak pijany. Z trudością doszedł do okna, cudem nie przewracając się po drodze. A gdy w końcu je otworzył, wychylił się na zewnątrz i zwieńczył wszystko dźwięcznym pawiem który wylądował na czyimś aucie rozbryzgując się wokoło.
Gdy Lis się wyprostował i odwrócił do zebranych, wyglądał inaczej. Jego oczy przybrały znacznie wyrazistszą barwę a tęczówki zmieniły się w cienkie kreski. Idąc dalej...paznokcie znacznie wydłużyły się, zmieniając się w małe szpony. Co zdziwiło także Isa, wydłużyły się jego włosy, sięgały teraz prawie do połowy pleców.
Otarł usta rękawem po czym ziewnął przeciągle. W jego ustach błysnęły kły.
-Zjadłbym ciastko... - powiedział i uśmiechnął się. Oglądał swoich gości z zaciekawieniem. Wyglądali teraz znacznie lepiej niż gdy patrzył na nich ludzkimi oczami.
Poruszył swymi trzema ogonami, jednym z nich przeciągając po swym policzku i uśmiechając się zalotnie...ciekawe tylko do kogo?
Oderwał dłonie od twarzy i nagle, wszystko się zatrzymało i ucichło.
Psychika Isa przekroczyła tą granicę którą znają tylko narkomani biorący już każdy brudny syf jaki wpadnie im w ręce.
Białowłosy chciał przekręcić głowę na bok, lecz ciało odmówiło posłuszeństwa. Mógł tylko ruszać oczami. Spojrzał na swe dłonie i na osoby w pokoju. Wszystko było czarno-białe, kolory zupełnie zaniknęły. Wszystko także stało w miejscu. Demon...upadły...wilczyca...byli jak posągi bez życia.
Is spróbował wstać, lecz nie mógł. Czuł się jakby wielka siła wciskała go w ziemię i chciała przytrzymać na miejscu. Z trudem zaparł się dłońmi o blat i podniósł z wielkim wysiłkiem. Wiele go to kosztowało, lecz było niczym w porównaniu do tego co zamierzał zrobić teraz. Okno. chciał do niego podejść i je otworzyć by zaczerpnąć świeżego powietrza powietrza. Powinno go otrzeźwić. Zrobił krok. Potem kolejny. Każdy z nich był tytanicznym dla niego tytanicznym wysiłkiem.
Gdyby mógł, to by się skrzywił. Wszystko, każdy ruch i oddech sprawiał mu ból. Lecz gdy w końcu mu się udało dotrzeć do ściany i przekręcić gałkę okna, oddał się grawitacji i opadł wychylając się przez ramę. Oczekiwał wiatru, nie było go. Jedynie ledwie wyczuwalny wietrzyk musnął jego twarz.
Całe sytuacja, wszystko co wypełniało Iscara z wolna pochłaniało go. Białowłosy wiedział, że jeśli odda się temu uczuciu całkowicie to zrobi coś głupiego. I nie panowanie nad sobą to najmniejszy z problemów.
Podparł się jedną ręką o ramę okna i pozwolił swojemu ciału oprzeć się częściowo o ścianę.
Powoli stabilizował upływ swojej many wypuszczając przy tym ogony na wierzch. Gdyby pozwolił wyjść wszystkim na raz po tak długim czasie, sam by pewnie na tym ucierpiał. Lecz ograniczenie się do trzech lisich kit, było teraz satysfakcjonujące dla ciała i many Mourn'a.
Wszystko zaczęło wracać do normy. Koloru wróciły, lecz nie były takie jak wcześniej. Wszystko stało się ostrzejsze i wyraźniejsze. Is dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu prawdziwych zmysłów. Nawet nie zauważył kiedy jego uszy były na wierzchu.
Nagle poczuł, że coś w nim wzbiera. Coś było nie tak, zbliżało się. I chciało się wydostać...
Z perspektywy gości Iscara wyglądało to odrobinę inaczej. Pan Psycholog szlochał na krześle, po czym nagle oderwał ręce od twarzy i wstał od biurka zataczając się jak pijany. Z trudością doszedł do okna, cudem nie przewracając się po drodze. A gdy w końcu je otworzył, wychylił się na zewnątrz i zwieńczył wszystko dźwięcznym pawiem który wylądował na czyimś aucie rozbryzgując się wokoło.
Gdy Lis się wyprostował i odwrócił do zebranych, wyglądał inaczej. Jego oczy przybrały znacznie wyrazistszą barwę a tęczówki zmieniły się w cienkie kreski. Idąc dalej...paznokcie znacznie wydłużyły się, zmieniając się w małe szpony. Co zdziwiło także Isa, wydłużyły się jego włosy, sięgały teraz prawie do połowy pleców.
Otarł usta rękawem po czym ziewnął przeciągle. W jego ustach błysnęły kły.
-Zjadłbym ciastko... - powiedział i uśmiechnął się. Oglądał swoich gości z zaciekawieniem. Wyglądali teraz znacznie lepiej niż gdy patrzył na nich ludzkimi oczami.
Poruszył swymi trzema ogonami, jednym z nich przeciągając po swym policzku i uśmiechając się zalotnie...ciekawe tylko do kogo?
Re: Gabinety
Wto 10 Gru 2013, 20:47
Upadły czuwał w dalszym ciągu. Energia znajdująca się w pomieszczeniu ledwo się tam trzymała. Demon był niezdecydowany i dość ostentacyjnie podchodził do zaistniałej sytuacji. Wilczyca w dalszym ciągu ukrywała swoje emocje. A Iscar. No cóż. Iscarowi mało żeby nie wybuchł z podniety. Dawno chyba nie czuł takiego nagromadzenia many w swoim otoczeniu. Świadczyły o tym drżące ręce oraz jakaś dziwna nadpobudliwość. Kamael wolał nie ryzykować ataku. Nie w tym towarzystwie. Nie bał się tego, że młodzi poznają jego pochodzenie. Demonek na pewno już wyczuł z kim ma do czynienia. Jednak nie to go martwiło. Jeśli Iscar zaatakowałby go mocą dziewięciu ogonów, to Kam nie miałby wyjścia. Musiałby pewnie uaktywnić drugi poziom. Szlag. Czy życie na tym zawszonym padole nie może być choć przez chwilę łatwe?
- Jak nie ma to sobie inaczej z tym poradzimy. – odparł Anioł Miecza. Już chciał wziąć jeden z leżących formularzy, gdy dostrzegł coś dziwnego. Mała wilczyca uklękła przy biurku i zaczęła zbierać dokumenty. Starała się układać je w odpowiednich kategoriach. W jej emocjach było coś dziwnego. Cały czas się zmieniały. Były jak flaga na wietrze. „Co z nią? W ciąży jest czy co?” pomyślał Upadły uśmiechając się delikatnie i obserwując zgrabny tyłek dziewczyny, który mu kręcił się przed oczami. Może praca w tej szkole nie będzie taka zła? Dokładnie. Do grzecznego aniołka, wąchającego kwiatki i latającego po łące w samej koszuli nocnej było mu zdecydowanie daleko. Kamael był żołnierzem. Stworzonym przez Najwyższego jako Elita, do rządzenia i ochronny młodego świata. Kochał oczywiście ludzi, których jego Pan stworzył jednak nie interesował się nimi zbytnio. On i jego ludzie mieli strzec pokoju i chronić ludzi przed atakami demonów. Zaś po Upadku to już raczej odstąpił od tego planu. Odseparował się od świata i żył tak jakby nie istniał.
-Bardzo ładnie. Ale uważaj trochę. Mogłaś się zranić tym wazonem. – powiedział do Shiyu i wziął jeden z czystych formularzy oraz długopis z biurka Isa. No cóż to trzeba wziąć się za wypełnianie. W międzyczasie obserwował zachowanie starego, wyleniałego lisa. Wyglądał jakby się spił tą całą maną w powietrzu. Powoli podszedł do okna i wyrzygał całe swoje śniadanie. Kam wytrzeszczył oczy, po czym zrobił face palma. Pięknie. Stary jak świat weteran wojny Aniołów i Demonów, właśnie zarzygał komuś furę. Na szczęście Pan Miecza zaparkował z innej strony swoje Porsche. W innym wypadku złapałby tego zwierzaka za wszarz i kazał wylizać samochód do czysta. Iscar miał szczęście. Niebieskooki westchnął i zaczął wypełniać formularz. Po kilku minutach papier już był wypełniony i leżał na biurku nieobecnego duchem staruszka.
- Jak znajdziesz jakieś to zjedz. Przybij pieczątki i zadzwoń. Masz tam mój numer. – powiedział chłodno po czym odwrócił się do dzieci.
- No cóż. Dziś same wrócicie do klasy. Może spotkamy się na zajęciach. Na razie. – powiedział, po czym delikatnie skinął głową młodej damie i młodemu pomiotowi szatana. Po chwili opuścił pomieszczenie i skierował się na dwór. Musiał oczyścić umysł.
z/t ->Boisko Szkolne.
- Jak nie ma to sobie inaczej z tym poradzimy. – odparł Anioł Miecza. Już chciał wziąć jeden z leżących formularzy, gdy dostrzegł coś dziwnego. Mała wilczyca uklękła przy biurku i zaczęła zbierać dokumenty. Starała się układać je w odpowiednich kategoriach. W jej emocjach było coś dziwnego. Cały czas się zmieniały. Były jak flaga na wietrze. „Co z nią? W ciąży jest czy co?” pomyślał Upadły uśmiechając się delikatnie i obserwując zgrabny tyłek dziewczyny, który mu kręcił się przed oczami. Może praca w tej szkole nie będzie taka zła? Dokładnie. Do grzecznego aniołka, wąchającego kwiatki i latającego po łące w samej koszuli nocnej było mu zdecydowanie daleko. Kamael był żołnierzem. Stworzonym przez Najwyższego jako Elita, do rządzenia i ochronny młodego świata. Kochał oczywiście ludzi, których jego Pan stworzył jednak nie interesował się nimi zbytnio. On i jego ludzie mieli strzec pokoju i chronić ludzi przed atakami demonów. Zaś po Upadku to już raczej odstąpił od tego planu. Odseparował się od świata i żył tak jakby nie istniał.
-Bardzo ładnie. Ale uważaj trochę. Mogłaś się zranić tym wazonem. – powiedział do Shiyu i wziął jeden z czystych formularzy oraz długopis z biurka Isa. No cóż to trzeba wziąć się za wypełnianie. W międzyczasie obserwował zachowanie starego, wyleniałego lisa. Wyglądał jakby się spił tą całą maną w powietrzu. Powoli podszedł do okna i wyrzygał całe swoje śniadanie. Kam wytrzeszczył oczy, po czym zrobił face palma. Pięknie. Stary jak świat weteran wojny Aniołów i Demonów, właśnie zarzygał komuś furę. Na szczęście Pan Miecza zaparkował z innej strony swoje Porsche. W innym wypadku złapałby tego zwierzaka za wszarz i kazał wylizać samochód do czysta. Iscar miał szczęście. Niebieskooki westchnął i zaczął wypełniać formularz. Po kilku minutach papier już był wypełniony i leżał na biurku nieobecnego duchem staruszka.
- Jak znajdziesz jakieś to zjedz. Przybij pieczątki i zadzwoń. Masz tam mój numer. – powiedział chłodno po czym odwrócił się do dzieci.
- No cóż. Dziś same wrócicie do klasy. Może spotkamy się na zajęciach. Na razie. – powiedział, po czym delikatnie skinął głową młodej damie i młodemu pomiotowi szatana. Po chwili opuścił pomieszczenie i skierował się na dwór. Musiał oczyścić umysł.
z/t ->Boisko Szkolne.
Re: Gabinety
Wto 10 Gru 2013, 21:16
Cóóóóż... spodziewał się najgorszych scenariuszy, które akurat nie były takie złe dla samego demona. Mógłby w końcu wykazać się w walce, a nie tylko lampić się na weteranów. Już Złotooka robiła więcej niż on! Zrobiła małe zamieszanie, o dziwo nie zadziałał ani jeden ani drugi pracownik uczelni. Znaczy prawienie morałów ze strony Kamael'a było, ale jako takiej interwencji - nie. Psycholog natomiast dostał fazy narkomana, aż trudno było odnieść wrażenie, że wszystko jest w porządku. Nie miał pojęcia co mu się działo, mana wariowała jak głupia, a koniec końców obiad i śniadanie pana Is'a wylądowały poza oknem. Sam profesor wisiał nad parapetem i wracał do normy. Powiedzmy, bo te trzy ogony wystrzelone niczym fajerwerki i długie włosy nie uszły uwadze Ukye. Przypominał coraz bardziej Pół-Zwierza, jednak aura wskazywała na kogoś innego.
Tylko kogo? Nie spotkał się z takim przypadkiem w swojej krótkiej karierze demona.
Tak czy inaczej, spokój Upadłego w dziwny sposób zadziałał także na młodzieńca, a ściślej w momencie, kiedy Psycholog zażądał ciastek. Chyba powinien wziąć sobie urlop. Taki dłuuuugi urlop...
Tymczasem Błękitnooki najwyraźniej odpuścił, chciał po prostu załatwić formalności i mieć to za sobą. Pożegnał się w eleganckim stylu, aczkolwiek jego myśl o tym, że Czarnowłosy dobrowolnie wróci do klasy mijała się z rozumowaniem młodzieńca.
>Tja...
Już widział siebie wracającego do klasy z przekleństwem dla demonów na czole. Skoro Shiyu chce tu zostać, nie będzie naciskać, już dość głupio wyglądał będąc obstawą dla Ogoniastej. Miał jednak cichą nadzieję, że nie będzie skarżyć się za to, że Ukye zostawił ją na pastwę głodnego na ciastka Psychologa. Może nie strąci kolejnego mebla albo wazonu albo nie zechce wyrwać jednego z trzech ogonów pana Is'a... a kto ją tam wie. Jak widać jest do wielu rzeczy zdolna, w tym w wymyślaniu pseudo-nazw dla małomównych typków. Skoro do tej pory radziła sobie sama, to czemu tym razem miałaby zawalić? To tylko wielotysięczny łowca demonów... eh. Jakby tak się głębiej nad tym zastanowić, dziwił się że Białowłosy nie zaatakował nikogo z obecnych. I dobrze, już miał na dziś dosyć obciachu.
Poprawił bandaż na czole przyciskając wstęgi do głowy i wiążąc w tyle kilka supłów, by nie opadła opaska na oczy. Spojrzał z ukosa na pozostałą dwójkę, by za chwilę ulotnić się za Aniołem Miecza z gabinetu.
Go home... go home...
[z tematu -> strych]
Tylko kogo? Nie spotkał się z takim przypadkiem w swojej krótkiej karierze demona.
Tak czy inaczej, spokój Upadłego w dziwny sposób zadziałał także na młodzieńca, a ściślej w momencie, kiedy Psycholog zażądał ciastek. Chyba powinien wziąć sobie urlop. Taki dłuuuugi urlop...
Tymczasem Błękitnooki najwyraźniej odpuścił, chciał po prostu załatwić formalności i mieć to za sobą. Pożegnał się w eleganckim stylu, aczkolwiek jego myśl o tym, że Czarnowłosy dobrowolnie wróci do klasy mijała się z rozumowaniem młodzieńca.
>Tja...
Już widział siebie wracającego do klasy z przekleństwem dla demonów na czole. Skoro Shiyu chce tu zostać, nie będzie naciskać, już dość głupio wyglądał będąc obstawą dla Ogoniastej. Miał jednak cichą nadzieję, że nie będzie skarżyć się za to, że Ukye zostawił ją na pastwę głodnego na ciastka Psychologa. Może nie strąci kolejnego mebla albo wazonu albo nie zechce wyrwać jednego z trzech ogonów pana Is'a... a kto ją tam wie. Jak widać jest do wielu rzeczy zdolna, w tym w wymyślaniu pseudo-nazw dla małomównych typków. Skoro do tej pory radziła sobie sama, to czemu tym razem miałaby zawalić? To tylko wielotysięczny łowca demonów... eh. Jakby tak się głębiej nad tym zastanowić, dziwił się że Białowłosy nie zaatakował nikogo z obecnych. I dobrze, już miał na dziś dosyć obciachu.
Poprawił bandaż na czole przyciskając wstęgi do głowy i wiążąc w tyle kilka supłów, by nie opadła opaska na oczy. Spojrzał z ukosa na pozostałą dwójkę, by za chwilę ulotnić się za Aniołem Miecza z gabinetu.
Go home... go home...
[z tematu -> strych]
Re: Gabinety
Wto 10 Gru 2013, 22:22
Dziewczyna dalej szurała po ziemi na czworakach zbierając papierki. Ostatnie, jakie przyszło jej zbierać to wyrwane kartki z zeszytu, z jakimiś bazgrołami. Nie przyglądała się, pewnie nawet i nie zrozumiałaby co jest tam powypisywane. Dostrzegła kątem oka jak to nowy nauczyciel się jej przypatruje. Nastroszyła ogon, ale trzymała tym razem nerwy na wodzy. Poczekała grzecznie, aż ten podejdzie do biurka i gdy już był blisko, skrycie nafajdała mu śliną na kawałek buta. To nie była zwykła ślina, oddała trochę swojego "wilczego zapachu", który działa na psopodobne istoty jak afrodyzjak. Chciałaby zobaczyć późniejsze akcje jak to psy będą chciały posuwać nogę psora. Masowo. Ha!
Odprowadziła wzrokiem Ukye, a potem zabrała się za sprzątnięcie kawałków potłuczonego wazonu. Zupełnie nie zauważała najaranego czymś Psychologa, była zajęta myśleniem jak skleić to zdzierstwo. Dopasowywała większe kawałki do siebie i szacowała czy ułożenie takich puzzli jest w ogóle możliwe. Gdy doszła do wniosku, że kawałków jest za dużo... sprzątnęła je ostrożnie i wyrzuciła do kosza. Stanęła w miejscu przyglądając się swojemu palcu, no. Wykrakał, przecięła się.
Wsunęła wskazujący palec do gęby próbując zlizać posokę i spojrzała na Pana Mourn'a. Chyba jeszcze nie do końca kontaktował, albo był czymś bardzo zajęty, dobra jej. Będzie mogła sobie wyjść nie słysząc durnych komentarzy za plecami. Powinna go jeszcze nafaszerować czymś słodkim by zasnął jak niemowlę. Wprawdzie, ciastek nie miała, ale zawsze trzyma w kieszeniach mordoklejki. Zaraz, zawsze?! Zupełnie zapomniała o nich gdy tak przymierała głodem, pewnie gdyby sobie w porę o nich przypomniała nie doszłoby do tego incydentu w klasie. Cholera, Nono!
Opuściła jedno ucho w dół wyciągając z kieszonki trzy cukierki po czym się cofnęła kilka kroków. Stanęła na parapecie. Jeszcze nie wychodziła. Pod nią powinna się znajdować biblioteka, ucieknie tam po prostu skacząc. Nie powinna się połamać.
Gdy wszystko wydawało się być w porządku westchnęła ciężko po czym chwytając się parapetu stanęła na rękach. Rozbujała się lekko i zamachnęła całym ciałem tak mocno by wylądować piętro niżej.
>> Z tematu, Biblioteka
Odprowadziła wzrokiem Ukye, a potem zabrała się za sprzątnięcie kawałków potłuczonego wazonu. Zupełnie nie zauważała najaranego czymś Psychologa, była zajęta myśleniem jak skleić to zdzierstwo. Dopasowywała większe kawałki do siebie i szacowała czy ułożenie takich puzzli jest w ogóle możliwe. Gdy doszła do wniosku, że kawałków jest za dużo... sprzątnęła je ostrożnie i wyrzuciła do kosza. Stanęła w miejscu przyglądając się swojemu palcu, no. Wykrakał, przecięła się.
Wsunęła wskazujący palec do gęby próbując zlizać posokę i spojrzała na Pana Mourn'a. Chyba jeszcze nie do końca kontaktował, albo był czymś bardzo zajęty, dobra jej. Będzie mogła sobie wyjść nie słysząc durnych komentarzy za plecami. Powinna go jeszcze nafaszerować czymś słodkim by zasnął jak niemowlę. Wprawdzie, ciastek nie miała, ale zawsze trzyma w kieszeniach mordoklejki. Zaraz, zawsze?! Zupełnie zapomniała o nich gdy tak przymierała głodem, pewnie gdyby sobie w porę o nich przypomniała nie doszłoby do tego incydentu w klasie. Cholera, Nono!
Opuściła jedno ucho w dół wyciągając z kieszonki trzy cukierki po czym się cofnęła kilka kroków. Stanęła na parapecie. Jeszcze nie wychodziła. Pod nią powinna się znajdować biblioteka, ucieknie tam po prostu skacząc. Nie powinna się połamać.
Gdy wszystko wydawało się być w porządku westchnęła ciężko po czym chwytając się parapetu stanęła na rękach. Rozbujała się lekko i zamachnęła całym ciałem tak mocno by wylądować piętro niżej.
>> Z tematu, Biblioteka
- GośćGość
Re: Gabinety
Pon 16 Gru 2013, 21:36
Specyficzny stan psychiki Iscara powoli mijał a jego mózg z wolna odtajał. Zaczęły nawet docierać do niego pewne sygnały o istotach w pokoju. Co prawda nie rozróżniał jeszcze twarzy a ich sylwetki były rozmazanymi fantomami, to widział, że się ruszają. Dwójka zniknęła za drzwiami a trzecia...cóż, także zniknęła, jakoś.
Lis podszedł powoli do lustra wiszącego na ścianie i spojrzał na siebie. Przyglądał się sobie dłuższą chwilę a cała radość która się w nim pojawiła, znikała. Z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej poważny, by potem zmienić się w przygnębionego.
Białowłosy westchnął i przejechał dłonią po twarzy. Meskalina się skończyła i upojenie maną także, pora wrócić do rzeczywistości.
Nie myśląc długo wyszedł ze swojego biura zabierając ze sobą torbę.
-Proszę przekazać Dyrektorowi, że potrzebuje nagłego urlopu. Sprawy rodzinne, zagrożenie życia. Wypadek. - powiedział na jednym wydechu nie patrząc nawet na sekretarkę która już wróciła - Jeśli Dyrektor się nie zgodzi na urlop. To trudno, nie ma mnie. - dodał, po czym skierował się w milczeniu do schodów. Zbiegł po nich szybko i ruszył do wyjścia z budynku szkoły. Wypalił się po tym spotkaniu? Być może. Czuł się jak wyczerpany po długiej umysłowej grze która nie dość, że nie przyniosła nagrody, to okazała się niemiłą farsą.
z/t
Lis podszedł powoli do lustra wiszącego na ścianie i spojrzał na siebie. Przyglądał się sobie dłuższą chwilę a cała radość która się w nim pojawiła, znikała. Z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej poważny, by potem zmienić się w przygnębionego.
Białowłosy westchnął i przejechał dłonią po twarzy. Meskalina się skończyła i upojenie maną także, pora wrócić do rzeczywistości.
Nie myśląc długo wyszedł ze swojego biura zabierając ze sobą torbę.
-Proszę przekazać Dyrektorowi, że potrzebuje nagłego urlopu. Sprawy rodzinne, zagrożenie życia. Wypadek. - powiedział na jednym wydechu nie patrząc nawet na sekretarkę która już wróciła - Jeśli Dyrektor się nie zgodzi na urlop. To trudno, nie ma mnie. - dodał, po czym skierował się w milczeniu do schodów. Zbiegł po nich szybko i ruszył do wyjścia z budynku szkoły. Wypalił się po tym spotkaniu? Być może. Czuł się jak wyczerpany po długiej umysłowej grze która nie dość, że nie przyniosła nagrody, to okazała się niemiłą farsą.
z/t
Re: Gabinety
Pią 03 Sty 2014, 21:57
Ruszył wolnym krokiem przez dziedziniec, i ponownie wszedł do szkoły. Nie miał zielonego pojęcia dlaczego znowu włazi w te mury. Może skoro już robił wykład temu demonowi, to trzeba sprawdzić jak tam prawdziwa posada. Na jego szczęście trwała lekcja więc nie musiał się bawić w przepychanie w tłumie dzieciaków. Na dodatek raczej nie wyglądał na typowego belfra. Czarna skórzana kurteczka, glany i ciemne jeansy, zaś na czarnej koszulce jakieś czachy, za bardzo nie pokazywały jaki to on nauczyciel. Jednak Kam nie martwił się. Przez te lata zdobył tyle wiedzy, że mógłby obdarować całą szkołę i jeszcze by mu zostało. Życie jest naprawdę ciekawe. Z Generała wojsk Calleum, został nauczycielem w mieście aniołów. Pięknie Kam, pięknie. Mod by się uśmiał jakby go widział.
Szybkim krokiem wszedł na piętro, gdzie jeszcze nie dawno ucinał sobie bardzo przyjemną rozmowę z Iscarem. Lecz teraz lisa nie było tutaj. No cóż. Przynajmniej nie będzie się musiał z nim użerać. Podszedł powolnym krokiem do ognistowłosej sekretarki. I po raz kolejny obdarzył ją swoim olśniewającym spojrzeniem.
- Witam ponownie panią. - powiedział kiwając głową kobiecie. - Chciałbym się dowiedzieć jak to jest z posadą nauczyciela historii. Bo pan Mourn mówił, że jest wakat, lecz chciałem się upewnić. A jeśli mógłbym porozmawiać z dyrektorem to byłbym w niebo wzięty.
Tak on się do nieba nadawał, jak Mef do baletu.
Occ:
Dyro, przybywaj,
Szybkim krokiem wszedł na piętro, gdzie jeszcze nie dawno ucinał sobie bardzo przyjemną rozmowę z Iscarem. Lecz teraz lisa nie było tutaj. No cóż. Przynajmniej nie będzie się musiał z nim użerać. Podszedł powolnym krokiem do ognistowłosej sekretarki. I po raz kolejny obdarzył ją swoim olśniewającym spojrzeniem.
- Witam ponownie panią. - powiedział kiwając głową kobiecie. - Chciałbym się dowiedzieć jak to jest z posadą nauczyciela historii. Bo pan Mourn mówił, że jest wakat, lecz chciałem się upewnić. A jeśli mógłbym porozmawiać z dyrektorem to byłbym w niebo wzięty.
Tak on się do nieba nadawał, jak Mef do baletu.
Occ:
Dyro, przybywaj,
Re: Gabinety
Pią 03 Sty 2014, 22:10
[You must be registered and logged in to see this image.] | - Ooooh ktoś do mnie? Jestem w samą porę! - nagle za plecami upadłego pojawił się mężczyzna, w długich blond włosach, pinglach na nosie i... nietypowym ubraniu. Nie był to garnitur godny dyrektora wielkiej szkoły lecz papucie, długi sweter oraz zielony koc na barkach. - Proszę proszę, akurat mam chwilę. - zaprosił mężczyznę do swojego gabinetu. Był wielki, biurko było wykonane z ciemnego drewna, a fotele były skórzane. Żyć nie umierać, nie dziwne, że Pan Dyrektor czuje się tu jak u siebie w domu. - O co chodzi? Może herbaty? Kawy? - Uśmiechnął się serdecznie upijając łyk czegoś gorącego z kubka. Rozsiadł się na obrotowym krześle po czym spojrzał uważnie na mężczyznę. |
Re: Gabinety
Pią 03 Sty 2014, 23:23
Kiedy tylko ciemnowłosy anioł skończył mówić, od razu usłyszał za swoimi plecami ciepły głos. Odwrócił się będąc gotowy na widok starszego mężczyzny z bródką, który na dodatek siwieje i ma całkiem duży brzuch. Lecz po raz kolejny tego dnia, Kam został zaskoczony. Dyrektor tej placówki zupełnie nie pasował do stereotypu. Nawet nie miał na sobie garnituru. Wygląd jak jakiś wujek, który zawsze pomoże ukochanemu siostrzeńcowi. Tak właśnie teraz patrzył na niebieskookiego zza swoich szkieł. "To będzie ciekawe." pomyślał Upadły i ruszył za blondynem do jego gabinetu. Kiedy już przekroczył próg, musiał przyznać mężczyźnie, że miał gust. Pomieszczenie było nad wyraz gustownie urządzone. Ciemne drewniane biurko i skórzane fotele. Klasa.
Był Generał wojsk Calleum usiadł na fotelu, który wskazał mu Dyrektor.
- Z chęcią. Poproszę kawę, jeśli to nie problem. - powiedział milusim głosem wojownik. Jak się bawić to się bawić. - Nazywam się Kamael Black. Przyjechałem do Shinseiny niedawno, gdyż skończyłem małą podróż dookoła wyspy. Dowiedziałem się w trakcie rozmowy z panem Iscarem Mourem, który nawiasem mówiąc jest bardzo sympatycznym człowiekiem, że macie państwo wolną posadę nauczyciela historii. Właśnie o tą posadę chciałbym się ubiegać.
Po tych słowach uśmiechnął się delikatnie, równocześnie skanując manę blondyna. Chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. Personalia były prawdziwe, gdyż już od kilku lat miał wyrobione dokumenty na to nazwisko. Pan Miecza był przygotowany.
Był Generał wojsk Calleum usiadł na fotelu, który wskazał mu Dyrektor.
- Z chęcią. Poproszę kawę, jeśli to nie problem. - powiedział milusim głosem wojownik. Jak się bawić to się bawić. - Nazywam się Kamael Black. Przyjechałem do Shinseiny niedawno, gdyż skończyłem małą podróż dookoła wyspy. Dowiedziałem się w trakcie rozmowy z panem Iscarem Mourem, który nawiasem mówiąc jest bardzo sympatycznym człowiekiem, że macie państwo wolną posadę nauczyciela historii. Właśnie o tą posadę chciałbym się ubiegać.
Po tych słowach uśmiechnął się delikatnie, równocześnie skanując manę blondyna. Chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. Personalia były prawdziwe, gdyż już od kilku lat miał wyrobione dokumenty na to nazwisko. Pan Miecza był przygotowany.
Re: Gabinety
Sob 04 Sty 2014, 14:45
[You must be registered and logged in to see this image.] | Gdy upadły wyraził chęć wypicia kawy, Dyrektor wcisnął przycisk na leżącym obok telefonie stacjonarnym po czym powiedział: - Pani Yukio, poproszę jedną kawę dla mojego gościa. - sekretarka przytaknęła, po czym przekazała wiadomość od Iscar'a Mourn'a. Informacja o niezapowiedzianym urlopie trochę zdenerwowała Dyrektora, lecz ten postarał się zbytnio tego nie ukazywać. Stwierdził, że później z nim pogada. - No więc... - zaczął, a wtedy drzwi się otworzyły, to była sekretarka z kawą. Położyła ją po czym wyszła. - Oczywiście, mamy wolną posadę nauczyciela historii, ale... czy ma Pan stosowne wykształcenie pedagogiczne? Historyczne? Cokolwiek? - uśmiechnął się przyjacielsko. Skanowanie aury dyrektora nie przyniosło takich skutków jakich pożądał Kamael bo... po prostu jakimś cudem ją ukrywał. Nie wydzielał zupełnie nic. Kim jest tajemniczy Dyrektor największej szkoły w Świętym Mieście? |
Re: Gabinety
Sob 04 Sty 2014, 20:14
Niebieskie oczy śledziły każdy ruch dyrektora. Nie czuł nic. Zupełnie nic. Pustka. Koleś był naprawdę niezły. Pod tą powłoczką dobrego wujka ukrywał się inteligentny osobnik. Ukrył swoją manę i teraz uśmiechał się do Kama. "Okej. Zagram w twoją grę dyrektorze." pomyślał wojownik. Pytanie skierowane w jego stronę zupełnie go nie zaskoczyło. Kwalifikacje? Jestem chrzanionym zabójcą demonów, dowódcą wojsk Calleum i Aniołów Zagłady. Może być? Raczej nie. Na szczęście Kamael miał jeszcze kilka asów w rękawie. Teraz nadszedł czas na wyciągnięcie jednego z nich.
- Wykształcenie? No cóż. - powiedział uśmiechając się rozbrajająco. - Napisałem doktorat z historii świata, oraz mam magistra prawa. Lecz to już tak z czystej nudy. Bardziej wolę historię.
Tia. Zrobione z czystej nudy. Kilka lat temu Kamael pomyślał sobie, że czego nie? Pójdzie do szkoły i coś się pouczy. Jednak nie dowiedział się zbyt wielu rzeczy na zajęciach historycznych. Bo czego miał się dowiedzieć? Że w setnym roku wojny wojska demonów sforsowały przełęcz w Górach Zachodnich? Przecież wiedział o tym. Czytał raport i musiał podzielić oddziały by im drogę zagrodzić. Nie da rady nauczyć historii kogoś, kto ją kształtował. Dlatego też ciemnowłosy rozpoczął drugi kierunek by się czymś zająć. To było trochę bardziej ciekawe. Jednak umiejętności dane mu przez Najwyższego sprawiały, że był jak inni aniołowie nad wyraz inteligentny. Spokojnie dostał magistra z obydwu kierunków, a rok później napisał pracę doktorską na temat postrzegania aniołów i demonów, na przestrzeni lat. Tia Doktor Kamael do usług.
- Pedagogiki nie skończyłem, ale raczej poradzę sobie z dzieciakami. Jeśli się ich odpowiednio zainteresuje, to nie ma obaw by coś zbroiły.
- Wykształcenie? No cóż. - powiedział uśmiechając się rozbrajająco. - Napisałem doktorat z historii świata, oraz mam magistra prawa. Lecz to już tak z czystej nudy. Bardziej wolę historię.
Tia. Zrobione z czystej nudy. Kilka lat temu Kamael pomyślał sobie, że czego nie? Pójdzie do szkoły i coś się pouczy. Jednak nie dowiedział się zbyt wielu rzeczy na zajęciach historycznych. Bo czego miał się dowiedzieć? Że w setnym roku wojny wojska demonów sforsowały przełęcz w Górach Zachodnich? Przecież wiedział o tym. Czytał raport i musiał podzielić oddziały by im drogę zagrodzić. Nie da rady nauczyć historii kogoś, kto ją kształtował. Dlatego też ciemnowłosy rozpoczął drugi kierunek by się czymś zająć. To było trochę bardziej ciekawe. Jednak umiejętności dane mu przez Najwyższego sprawiały, że był jak inni aniołowie nad wyraz inteligentny. Spokojnie dostał magistra z obydwu kierunków, a rok później napisał pracę doktorską na temat postrzegania aniołów i demonów, na przestrzeni lat. Tia Doktor Kamael do usług.
- Pedagogiki nie skończyłem, ale raczej poradzę sobie z dzieciakami. Jeśli się ich odpowiednio zainteresuje, to nie ma obaw by coś zbroiły.
Re: Gabinety
Pon 06 Sty 2014, 20:06
[You must be registered and logged in to see this image.] | - No taa... hmm, i co ja mam z Panem zrobić, Panie Black? - mężczyzna uśmiechnął się uprzejmie przykładając splecione ręce do brody. Upił kolejny łyk herbaty po czym wpadł na pewien pomysł - Wiem! Co Pan na to, by spróbować swoich sił w tej szkole jutro rano? Taki okres próbny, który będę obserwować z ukrycia. Gdybym siedział w klasie uczniowie byliby grzeczni jak aniołki, a nie chcemy sztucznej atmosfery, prawda? Trudno nad nimi zapanować, chcę zobaczyć jak sobie Pan poradzi w tej "dżungli". - wyciągnął z szufladki jakieś papiery, które wręczył mężczyźnie. To była czysta formalność. Wypełnić puste pola. - Przyniesie Pan to jutro zapisane i będzie wszystko załatwione. |
Re: Gabinety
Pon 06 Sty 2014, 21:57
Napił się łyka kawy i spojrzał ponownie na dyrektora. Najwidoczniej kompetencje Kamaela były wystarczające. Tia. Zobaczymy co z tego wyniknie.
- Postaram się panie dyrektorze. Do dzieciaków, trzeba mieć odpowiednią technikę. - powiedział uśmiechając się. Oczywiście pochlastanie gówniarzerii mieczem, albo zesłanie na nich koszmaru nie wchodziło w rachubę. Gdzie te czasy się podziały?
Generał wojsk Calleum wziął dokumentację od Dyrektora. Rzucił na nią pobieżnie okiem i wstał.
- Dziękuje panie Dyrektorze za szansę. Postaram się jej nie zmarnować. - rzekł po czym uścisnął dłoń mężczyzny i wyszedł. Zapowiada się ciekawie.
Occ:
z/t na chatę.
- Postaram się panie dyrektorze. Do dzieciaków, trzeba mieć odpowiednią technikę. - powiedział uśmiechając się. Oczywiście pochlastanie gówniarzerii mieczem, albo zesłanie na nich koszmaru nie wchodziło w rachubę. Gdzie te czasy się podziały?
Generał wojsk Calleum wziął dokumentację od Dyrektora. Rzucił na nią pobieżnie okiem i wstał.
- Dziękuje panie Dyrektorze za szansę. Postaram się jej nie zmarnować. - rzekł po czym uścisnął dłoń mężczyzny i wyszedł. Zapowiada się ciekawie.
Occ:
z/t na chatę.
Re: Gabinety
Czw 16 Sty 2014, 23:33
[You must be registered and logged in to see this image.] | Do gabinetu na moment wkroczyla różowłosa mijając Isa, ocierając się z nim ramieniem i rzucając mu dziwne spojrzenie. - Khhhhh. Kitsune. Rauu. Dla nauczycielki run i zaklęć lisi duch był czymś... pociągającym, ponieważ posiadał ogromną wiedzę, a to dla niej było bardzo ważne. W końcu Kitsune zrozumie Kitsune, chociaż nie była całkowicie tym czym był Is. Jej ojciec był Kitsune, a matka pół-lisem. Jej z lisa niewiele zostało, poza oczami, kolorem włosów i umiejętnością porozumiewania się z lisami. Dzięki swoim ambicjom zdołała opanować również języki innych psowatych. Nie jest w stanie im wydawać rozkazów jak lisom, ale potrafi z nimi się porozumieć. Stanęła w drzwiach: - Panie dyrektorze. Przeklęęty Jasmin znów spaliłł mi salęę. Mówiłłam, że chcęę zezwolenie na używanie Renovatio Spiritus przeciw uczniom! Ileżż można łłożyćć z budżetu? Później ich rozmowa odbyła się bez słowa, więc Is nie wiedział co ustalili. Po chwili pobiegła za nim i szła obok bez słowa... |
Is! Pisz. Gdziekolwiek poszedłeś. Trzeba Cię rozruszać.
Re: Gabinety
Sob 15 Lut 2014, 21:41
Wyszedł z klasy dość szybkim krokiem. Przez chwilę patrzył na to co wyczynia młoda wilczyca, lecz zaraz potem otrzeźwiał i wstał. Zamknął dziennik, skinął na młodego demona i opuścił pomieszczenie. Przemierzał korytarze próbując wyciszać moc pierścienia i własną manę. Czuł, że odkąd jego mała zabawka do niego wróciła, to jego mana zaczęła delikatnie mówiąc szaleć. Odzwyczaił się od tego artefaktu. Choć czy można się odzwyczaić od czegoś co jest jego częścią? Raczej nie. Spojrzał przelotnie na czerwony klejnot, który pulsował delikatnie. Kilku uczniów zatrzymało się, patrząc na pierścień nauczyciela. Czuli jakby ich wzywał, przyciągał. Chcieli go mieć. Niektórzy próbowali wyciągać dłonie, lecz kończyło się na tym, że ci co szli za nimi wpadali im na plecy i powstało kilka wywrotek. Anioł Zniszczenia nawet nie zwracał na nich uwagi. Szedł szybko, zaś jego aura mówiła by zejść mu z drogi. W końcu znalazł się przed rudowłosą sekretarką. Dał jej dziennik oraz powiedział, że jak przyjdzie Ukye, to ma go do niego wpuścić. Następnie ruszył do pokoju nauczycielskiego i zajął najdalsze biurko. Na jego szczęście nie było zbyt wielu nauczycieli jeszcze. Machinalnie wyciągnął paczkę papierosów, lecz ciche mruknięcie jakiejś starej kobiety stojącej po przeciwległej stronie pomieszczenia, zmusiło go do schowania. Kam spojrzał z pode łba na starą krowę i czekał na ucznia. Równocześnie zaniżał poziom mocy. Pierścień był na tyle silny, że w niepowołanych rękach mógł doprowadzić do koszmarnych rzeczy, przy których Hitlerowskie Niemcy to plac zabaw. Pan Miecza czasami się zastanawiał, czy moce pierścieni nie rzuciły się jego podwładnym i braciom na mózgi. No bo przecież nie ma innego logicznego wytłumaczenia na głupotę Asmodeusza, w niektórych przypadkach. Na wspomnienie swojego Oficera uśmiechnął się delikatnie, lecz w następnej sekundzie na jego twarzy ponownie zagościł obojętny wyraz. Do pomieszczenia właśnie wszedł Ukye. Były Generał wojsk Calleum czekał cierpliwie, aż demon stanie przed nim. Krótkim ruchem dłoni wskazał mu by usiadł. Jak ma z kimś rozmawiać, to zawsze na takim samym poziomie. No chyba, że torturuje. Wtedy poziom nie ma znaczenia, argumenty i informacje użyte w rozmowie.
- A więc panie Key. – zaczął powoli, kiedy dzieciak usiadł. – Pańskie oceny pozostawiają wiele do życzenia. Jeśli się to nie zmieni, będzie musiał pan powtarzać rok, a tego chyba pan nie chce. – rzekł chłodnym, wypranym z emocji głosem. Cały czas sondował manę starej baby, która się im przysłuchiwała. W końcu zadzwonił dzwonek, a nauczycielka wyszła z pomieszczenia. Zostali sami.
- No dobra, to się da załatwić. Teraz możemy pogadać wygodniej. Na początek, zauważyłem, że spodobał się panu mój pierścień. Proszę powiedzieć co pan o nim myśli. Podoba się panu obróbka, klejnot, moc? – powiedział niedbałym tonem kładąc dłonie na blacie. Niebieskie oczy były utkwione w młodym demonie. Dzieci. Same dzieci.
- A więc panie Key. – zaczął powoli, kiedy dzieciak usiadł. – Pańskie oceny pozostawiają wiele do życzenia. Jeśli się to nie zmieni, będzie musiał pan powtarzać rok, a tego chyba pan nie chce. – rzekł chłodnym, wypranym z emocji głosem. Cały czas sondował manę starej baby, która się im przysłuchiwała. W końcu zadzwonił dzwonek, a nauczycielka wyszła z pomieszczenia. Zostali sami.
- No dobra, to się da załatwić. Teraz możemy pogadać wygodniej. Na początek, zauważyłem, że spodobał się panu mój pierścień. Proszę powiedzieć co pan o nim myśli. Podoba się panu obróbka, klejnot, moc? – powiedział niedbałym tonem kładąc dłonie na blacie. Niebieskie oczy były utkwione w młodym demonie. Dzieci. Same dzieci.
Re: Gabinety
Sob 15 Lut 2014, 22:34
Cóż, nauczyciel miał chody całkiem dobre, a teraz dodatkowo wianuszek adoratorów pierścienia, którzy jak młodzieniec wyciągali ręce i nawet szarpali się o jak najbliższy dostęp do przedmiotu. Długowłosy starał się nie zgubić profesora z oczu, ale utrzymywał dystans, by nie wpadli na niego inni rozkręceni dziwną maną. Miał schowane ręce w kieszeniach płaszczu i równym krokiem podążał za Błękitnookim.
Wreszcie dotarł do pomieszczenia będącego szczupłym korytarzem, z nieszczupłą sekretarką, która wpuściła go bez szemrania do gabinetu historyka. Nie wahał się przy naciśnięciu klamki i lekkim pchnięciu drzwi. Zbliżył się przed biurko wykładowcy i stanął wyprostowany, pofatygował się nawet wyjąć ręce z płaszcza. Początkowo nie chciał zająć miejsca wskazanego przez Anioła, lecz najwyraźniej bez tego nie rozpoczną rozmowy. Zasiadł więc ostrożnie i nieco podejrzliwie zerkał na Czarnowłosego, który zaczął pierniczyć o ocenach. Wielkie mi halo, ale wystarczyło, by zniechęcić współlokatorkę pokoju i pozostawić ich sam na sam. Przeszli do konkretów, które padły z ust Kamaela. I tak, pierścień pojawił się na pierwszym planie zarówno w rozmowie jak i przed oczyma Fioletowookiego. Chwilę milczał, żeby przypomnieć sobie ten punkt krytyczny, który prawie go pociągnął ku wyrwaniu przedmiotu z palca nauczyciela.
>To coś więcej niż moc.
Oznajmił cichym, ale szczerym głosem, kiedy doszedł do takiego wniosku. Nie potrafił sprecyzować dlaczego działy się z nim takie rzeczy, lecz przypomniał sobie mijających go uczniów, którzy podobnie reagowali jak Ukye. Nie wszyscy, byli to w przewadze ci, którzy nie zaliczali się do grzecznych studentów - tak zaobserwował. Ale i tak miał wrażenie, iż to jemu należała się bliskość z tym przedmiotem, a nie tamtym. Tylko jemu ukazały się w głowie znaki świadczące o czymś więcej niż "spodobaniu się" biżuterii. Tylko on interpretował pierścień jako istotę żywą w martwym przedmiocie. Przede wszystkim bowiem, wobec artefaktu Kamaela, czuł...
>...jedność.
Mimowolnie skierował ślepia na dłonie położone na blacie tuż przed jego nosem. Naprawdę nie chciał tego robić, lecz to było silniejsze od niego. Przez ułamek sekundy w jego głowie przewinęły się wstęgi niezrozumiałych w dzisiejszym języku run, a demon aż zerwał się z krzesła i cofnął się o dwa kroki. Nie może dać się zmanipulować kolejnej sile, nie może! Przyszpilił dłonie do oparcia mebla i ściskał je wraz z kłami. Musiał się uspokoić... to tylko zabawka... tak, wmawiaj sobie bzdury... thy. Powoli wyrównał oddech, po czym rzucił przenikliwymi ślepiami w oczy rozmówcy. On musiał wiedzieć co się dzieje. Nie wziąłby go tutaj i nie ucinaliby pogawędki na ten temat. Chce również odnaleźć się w tej niezrozumiałej sytuacji.
Czy to możliwe, aby jeden przedmiot miał dwóch właścicieli? A jeśli nie, to dlaczego młodzieniec tak wyczuwał?
>Zna Pan prawdę o pierścieniu, dlaczego więc Pan chciał poznać moje zdanie?
Wreszcie dotarł do pomieszczenia będącego szczupłym korytarzem, z nieszczupłą sekretarką, która wpuściła go bez szemrania do gabinetu historyka. Nie wahał się przy naciśnięciu klamki i lekkim pchnięciu drzwi. Zbliżył się przed biurko wykładowcy i stanął wyprostowany, pofatygował się nawet wyjąć ręce z płaszcza. Początkowo nie chciał zająć miejsca wskazanego przez Anioła, lecz najwyraźniej bez tego nie rozpoczną rozmowy. Zasiadł więc ostrożnie i nieco podejrzliwie zerkał na Czarnowłosego, który zaczął pierniczyć o ocenach. Wielkie mi halo, ale wystarczyło, by zniechęcić współlokatorkę pokoju i pozostawić ich sam na sam. Przeszli do konkretów, które padły z ust Kamaela. I tak, pierścień pojawił się na pierwszym planie zarówno w rozmowie jak i przed oczyma Fioletowookiego. Chwilę milczał, żeby przypomnieć sobie ten punkt krytyczny, który prawie go pociągnął ku wyrwaniu przedmiotu z palca nauczyciela.
>To coś więcej niż moc.
Oznajmił cichym, ale szczerym głosem, kiedy doszedł do takiego wniosku. Nie potrafił sprecyzować dlaczego działy się z nim takie rzeczy, lecz przypomniał sobie mijających go uczniów, którzy podobnie reagowali jak Ukye. Nie wszyscy, byli to w przewadze ci, którzy nie zaliczali się do grzecznych studentów - tak zaobserwował. Ale i tak miał wrażenie, iż to jemu należała się bliskość z tym przedmiotem, a nie tamtym. Tylko jemu ukazały się w głowie znaki świadczące o czymś więcej niż "spodobaniu się" biżuterii. Tylko on interpretował pierścień jako istotę żywą w martwym przedmiocie. Przede wszystkim bowiem, wobec artefaktu Kamaela, czuł...
>...jedność.
Mimowolnie skierował ślepia na dłonie położone na blacie tuż przed jego nosem. Naprawdę nie chciał tego robić, lecz to było silniejsze od niego. Przez ułamek sekundy w jego głowie przewinęły się wstęgi niezrozumiałych w dzisiejszym języku run, a demon aż zerwał się z krzesła i cofnął się o dwa kroki. Nie może dać się zmanipulować kolejnej sile, nie może! Przyszpilił dłonie do oparcia mebla i ściskał je wraz z kłami. Musiał się uspokoić... to tylko zabawka... tak, wmawiaj sobie bzdury... thy. Powoli wyrównał oddech, po czym rzucił przenikliwymi ślepiami w oczy rozmówcy. On musiał wiedzieć co się dzieje. Nie wziąłby go tutaj i nie ucinaliby pogawędki na ten temat. Chce również odnaleźć się w tej niezrozumiałej sytuacji.
Czy to możliwe, aby jeden przedmiot miał dwóch właścicieli? A jeśli nie, to dlaczego młodzieniec tak wyczuwał?
>Zna Pan prawdę o pierścieniu, dlaczego więc Pan chciał poznać moje zdanie?
Re: Gabinety
Nie 16 Lut 2014, 21:58
Pan Miecza obserwował uważnie zachowanie młodego demona. Chciał przeprowadzić mały eksperyment, zaś Key nadawał się do tego celu idealnie. Poza tym, było w tym dzieciaku coś interesującego. Pomijając to, że sam Lucek zainteresował się nim. Gówniarzem, nie mającym na karku nawet połowy milenium. To już samo z siebie skłaniało do przemyśleń. A jak dodać do tego naturę Ukye to wychodzi nam bardzo ciekawa i interesująca postać. Kamael w swoim długim życiu spotkał wiele Demonów, Aniołów czy też Upadłych. Niektórzy byli warci zapamiętania, zaś inni stanowili tylko pył na postumencie świata. I teraz trzeba było sobie zadać pytanie. Którą z tych dwóch opcji był Key?
Niebieskie oczy spoczęły na młodzieńcu. Widać było, że jego fascynacja pierścieniem Anioła Zniszczenia była co najmniej duża. To jak patrzył się na klejnot, jak jego mana falowała. Jego myśli szalały.
- Taak. To coś więcej niż sama moc. – odpowiedział powoli wojownik, wpatrując się uważnie w swojego rozmówcę. Starał się zaniżać moc pierścienia swoja maną. Było to dość wyczerpujące zajęcie, lecz za kilka dni będzie to robił machinalnie. Jednak jak na razie musi się skupiać, by nie zrobić bałaganu. Pierścienie powstały u zarania dziejów. Stworzone w tym samym czasie co miecze Dwunastu i wraz z nimi im oddane. Każdy z pierścieni wybierał swojego właściciela. Nie można go było posiąść czy ujarzmić. Trzeba było być go godzien. Tak samo jak miecza. W rękach innych niż Pana miecza, broń stawała się ciężka nad wyraz, oraz traciła swoją moc. Ot zwykły kawał żelastwa. Dlatego tak ważne było kontrolowanie tych artefaktów. Jeśli Anioł Miecza nie zdołałby panować i być z nimi jednością, doszłoby do koszmarnych rzeczy. Jednak na szczęście dla świata Pierwotni byli na tyle silni, że dawali radę. Zaś miecze i ich pierścienie pomagały podczas Wielkiej Wojny.
Spojrzał lekko zdziwiony na reakcję ciemnowłosego, lecz natychmiast go zrozumiał. Bał się. Obawiał się, że moc może go pochłonąć. Tak, to mogło się stać. Dlatego też pierścień wrócił do Kama. Z wielką mocą, idzie wielka odpowiedzialność.
Uśmiechnął się lekko słysząc pytanie Ukye. Spodziewał się nawet takiego zapytania.
- Prawdę znam, gdyż należy on od zawsze do mnie. Nawet twój znajomy wie o nich. Wie czym są. Zaś co do Ciebie, to chciałem sprawdzić pewną teorię. Najwidoczniej masz w sobie coś, co sprawa, że biżuteria oddziałuje mocniej na ciebie. To jest dość ciekawe, lecz będę to musiał zbadać. Może masz zadatki na kogoś wielkiego. – powiedział lekko kręcąc pierścieniem, po czym spojrzał ponownie w oczy demona. – Jak chcesz coś wiedzieć to pytaj. Po to Cię ze sobą wziąłem.
Occ:
Ukye możesz zadać Kamowi jakieś pytanko. Odpowie
Niebieskie oczy spoczęły na młodzieńcu. Widać było, że jego fascynacja pierścieniem Anioła Zniszczenia była co najmniej duża. To jak patrzył się na klejnot, jak jego mana falowała. Jego myśli szalały.
- Taak. To coś więcej niż sama moc. – odpowiedział powoli wojownik, wpatrując się uważnie w swojego rozmówcę. Starał się zaniżać moc pierścienia swoja maną. Było to dość wyczerpujące zajęcie, lecz za kilka dni będzie to robił machinalnie. Jednak jak na razie musi się skupiać, by nie zrobić bałaganu. Pierścienie powstały u zarania dziejów. Stworzone w tym samym czasie co miecze Dwunastu i wraz z nimi im oddane. Każdy z pierścieni wybierał swojego właściciela. Nie można go było posiąść czy ujarzmić. Trzeba było być go godzien. Tak samo jak miecza. W rękach innych niż Pana miecza, broń stawała się ciężka nad wyraz, oraz traciła swoją moc. Ot zwykły kawał żelastwa. Dlatego tak ważne było kontrolowanie tych artefaktów. Jeśli Anioł Miecza nie zdołałby panować i być z nimi jednością, doszłoby do koszmarnych rzeczy. Jednak na szczęście dla świata Pierwotni byli na tyle silni, że dawali radę. Zaś miecze i ich pierścienie pomagały podczas Wielkiej Wojny.
Spojrzał lekko zdziwiony na reakcję ciemnowłosego, lecz natychmiast go zrozumiał. Bał się. Obawiał się, że moc może go pochłonąć. Tak, to mogło się stać. Dlatego też pierścień wrócił do Kama. Z wielką mocą, idzie wielka odpowiedzialność.
Uśmiechnął się lekko słysząc pytanie Ukye. Spodziewał się nawet takiego zapytania.
- Prawdę znam, gdyż należy on od zawsze do mnie. Nawet twój znajomy wie o nich. Wie czym są. Zaś co do Ciebie, to chciałem sprawdzić pewną teorię. Najwidoczniej masz w sobie coś, co sprawa, że biżuteria oddziałuje mocniej na ciebie. To jest dość ciekawe, lecz będę to musiał zbadać. Może masz zadatki na kogoś wielkiego. – powiedział lekko kręcąc pierścieniem, po czym spojrzał ponownie w oczy demona. – Jak chcesz coś wiedzieć to pytaj. Po to Cię ze sobą wziąłem.
Occ:
Ukye możesz zadać Kamowi jakieś pytanko. Odpowie
Re: Gabinety
Nie 16 Lut 2014, 22:40
Nieswojo się czuł, kiedy był obiektem doświadczalnym, lecz obecnie nie zwracał na ten aspekt zbyt wielkiej uwagi. Bardziej na słowa i lekkie ożywienie w posturze nauczyciela. Musiało go coś zaintrygować, a to nie lada wyzwanie dla tak doświadczonego Błękitnookiego. Nie, niespecjalnie Ukye dał do tego powód, to przez ten przedmiot z rubinem na środku. Dlaczego akurat Kamael musiał go posiadać, a nie on? Resztki takich myśli krążyły po głowie chłopaka, lecz jakoś zdołał się opanować i ochłonąć. Duża zasługa tkwiła w jego ogólnej dobrej kondycji, a nie tak jak jeszcze dzień przedtem. W dużej mierze zawdzięczał to właśnie rozmówcy i Ny-Nyś, która nie wiadomo gdzie udała się ze strychu. Był pewny, iż nie znajdowała się w jego "mieszkaniu", ponieważ miał bardzo wyczulone zmysły od przeklętego pierścienia i zdołał wyłapać nieobecność Małej Agentki. Oby tylko nic się jej nie stało. Wyglądała zdrowo i wydawała się dzielną dziewczynką, na pewno sobie poradzi.
Zaraz pozbierał roztrzaskane myśli i słuchał uważnie komentarze historyka. Trzeba było przyznać, iż był równie (jak nie bardziej) tajemniczy i ostrożny w słowach jak Fioletowooki. Ale nie dziwił mu się zbytnio - przed sobą miał przecież "zabawkę Ojca Chrzestnego". Jednak dziwił się, że nie brzydził się prowadzić konwersacji z takim osobnikiem jak młody. Bo kim mógłby być dla niego taki Ukye? Brudem pod paznokciem? Mimo wszystko nie chciał pokazywać po sobie ani trochę, iż nie warto było z nim uciąć pogawędkę.
>"Wie o nich"...
Zmrużył podejrzliwie dolne powieki powtarzając jedno ze stwierdzeń Anioła. Było ich więcej a nadal nie wie do czego służą; tylko Lucjan dysponował podobną wiedzą do Kamael'a, ale nie sądził, aby była mu wyjawiona prawda z ust Szatana.
>Jaka jest funkcja tych pierścieni? Na pewno nie taka, by wabić studentów na korytarzu.
Nie miał jakoś ochoty siadać, pozwolił sobie na oddalenie się na bezpieczną odległość od tego czegoś na palcu Anioła Miecza i na oparcie się o ścianę naprzeciwko biurka ze skrzyżowanymi rękoma na torsie. Nie uciął rozmowy umyślnie, po prostu myślał intensywnie nad tym co przekazał mu profesor, jednocześnie wielki wojownik z kilku tysiącleci. Chciał to wszystko poukładać i pojąć dlaczego coś co jest tak pradawne miało pewien związek z młodym demonem. Czyżby o to chodziło Lampce z tą niespodzianką? Póki co Zło milczało, młodzieniec wszak niedawno posilił się duszami kilkunastu fanatyków innego czarciego pomiotu. Zmarszczył nieco mocniej brwi i przytknął do ust dłoń formującą się w pięść, jakby chciał zaraz stłumić kaszel. Nie, po prostu tak mu się lepiej myślało. Obiecał sobie, że stanie po drugiej stronie frontu, lecz będzie to możliwe tylko i wyłącznie dzięki pełnemu obrazowi sytuacji, swoich możliwości i gotowości do walki czy innych niebezpieczeństw. Dlatego wszystko powinno być klarowne, aby nie pytać później, w mniej zręcznych momentach.
>I dlaczego dopiero teraz uzyskałeś dostęp do tego artefaktu? Ma to związek z wojną?
Zaraz pozbierał roztrzaskane myśli i słuchał uważnie komentarze historyka. Trzeba było przyznać, iż był równie (jak nie bardziej) tajemniczy i ostrożny w słowach jak Fioletowooki. Ale nie dziwił mu się zbytnio - przed sobą miał przecież "zabawkę Ojca Chrzestnego". Jednak dziwił się, że nie brzydził się prowadzić konwersacji z takim osobnikiem jak młody. Bo kim mógłby być dla niego taki Ukye? Brudem pod paznokciem? Mimo wszystko nie chciał pokazywać po sobie ani trochę, iż nie warto było z nim uciąć pogawędkę.
>"Wie o nich"...
Zmrużył podejrzliwie dolne powieki powtarzając jedno ze stwierdzeń Anioła. Było ich więcej a nadal nie wie do czego służą; tylko Lucjan dysponował podobną wiedzą do Kamael'a, ale nie sądził, aby była mu wyjawiona prawda z ust Szatana.
>Jaka jest funkcja tych pierścieni? Na pewno nie taka, by wabić studentów na korytarzu.
Nie miał jakoś ochoty siadać, pozwolił sobie na oddalenie się na bezpieczną odległość od tego czegoś na palcu Anioła Miecza i na oparcie się o ścianę naprzeciwko biurka ze skrzyżowanymi rękoma na torsie. Nie uciął rozmowy umyślnie, po prostu myślał intensywnie nad tym co przekazał mu profesor, jednocześnie wielki wojownik z kilku tysiącleci. Chciał to wszystko poukładać i pojąć dlaczego coś co jest tak pradawne miało pewien związek z młodym demonem. Czyżby o to chodziło Lampce z tą niespodzianką? Póki co Zło milczało, młodzieniec wszak niedawno posilił się duszami kilkunastu fanatyków innego czarciego pomiotu. Zmarszczył nieco mocniej brwi i przytknął do ust dłoń formującą się w pięść, jakby chciał zaraz stłumić kaszel. Nie, po prostu tak mu się lepiej myślało. Obiecał sobie, że stanie po drugiej stronie frontu, lecz będzie to możliwe tylko i wyłącznie dzięki pełnemu obrazowi sytuacji, swoich możliwości i gotowości do walki czy innych niebezpieczeństw. Dlatego wszystko powinno być klarowne, aby nie pytać później, w mniej zręcznych momentach.
>I dlaczego dopiero teraz uzyskałeś dostęp do tego artefaktu? Ma to związek z wojną?
Re: Gabinety
Pon 17 Lut 2014, 22:02
Emocje to bardzo ciekawa sprawa. Większość ludzi stara się je ukrywać. Kiedy jest dobrze to się cieszą, a jak jest źle to udają. Lecz kiedy nadchodzi samotność to łzy płyną policzkami. Usiłują zdusić je w sobie, bo przecież wiadomo, że emocje to słabość, zaś słabości nie wolno ukazywać, za żadną cenę. Dlatego też kiszą je w sobie aż wybuchną. Niektóre istoty są naprawdę bardzo dziwne.
Wojownik Cieni czuł emocje młodego demona bardzo wyraźnie. Były one chaotyczne, lecz nadzwyczaj silne. Wszystkie dotyczyły tylko jednego przedmiotu. Pierścienia z krwawym kamieniem, znajdującym się na serdecznym palcu prawej dłoni Generała wojsk Calleum. Chłopak starał się blokować moc, wypływającą ku niemu z pierścienia i o dziwo nawet mu się udawało. Lecz trzeba to kończyć, gdyż inaczej może stać się coś złego. Delikatnie zakręcił młynka palcami, i poczekał na pytanie od ucznia. Tym właśnie teraz był młodzik. Uczniakiem, któremu stary profesor miał uchylić rąbka historii. Światło wiedzy, miało paść na mrok ciemnoty. Lecz nie można dawkować go zbyt dużo. Kamael musiał w dalszym ciągu pamiętać o tym, że Ukye jest poddanym Lucka. W każdym momencie Niosący Światło może wrócić do ciała fioletowookiego.
- Funkcję? – powiedział chłodnym głosem Anioł Zniszczenia. – One nie mają, żadnej funkcji. One są, dają i odbierają moc. Po za tym katalizują moc swoich właścicieli. Zaś mój ma jeszcze inne zadania. Jest on symbolem mojej pozycji w Armii Aniołów, oraz ukazuje władzę nad Szarańczą.
Przeciągnął się delikatnie, po czym wstał i podszedł do okna. Spojrzał na bezkresne niebo, po czym rzucił okiem na uczniów na placu. Były to zwykłe ludzkie dzieciaki, których największym zmartwieniem było to czy dziewczyna pójdzie z nimi na randkę, matka nie da szlabanu za pałę ze sprawdzianu, czy też jak dostać pisemko dla dorosłych. Nie musieli się przejmować odwieczną walką, o utrzymaniu tego żałosnego świata w jako takich kawałkach. Nie musieli walczyć od setek lat z demonami, aniołami i innymi popaprańcami. Byli normalni. Kam czasami zastanawiał się jakby to były być zwykłym tworem Najwyższego. Lecz zaraz po tym przychodziła myśl, że zanudziłby się na śmierć. W końcu ktoś musi trzymać w ryzach pijanego Samaela, Asmodeusza i Abadona. Lilith sama sobie by nie poradziła.
Dobiegło do niego kolejne pytanie demonicznego dziecka. Chciał wiedzieć wszystko teraz, tu. Niestety Kam nie mógł mu wszystkiego powiedzieć, gdyż sam jeszcze nie był pewny wielu rzeczy. Pomimo trzech tysięcy lat pracy, w dalszym ciągu mieli dużo do zrobienia. A panoszące się wszędzie Anioły i Demony wcale mu nie pomagały. Pan Miecza mógł ufać, tylko nielicznym Aniołom znajdującym się w Calleum. Demonów nie znosił, a one nie znosiły jego. Lecz większość słabych pokrak albo się go bała, albo szybko rozstawała się z życiem. Coś za coś.
Odwrócił się powoli w stronę ciemnowłosego. Niebieskie oczy były teraz niczym dwa lodowce. Puste i zimne. Kosmiczny chłód.
- Uzyskałem dostęp? Mój drogi. On zawsze był ze mną. On i ja jesteśmy jednością. Został stworzony z mojej krwi i błogosławieństwa tego na górze. Był tylko ukryty, zaś teraz powrócił do mnie. A co do wojny to masz rację. Potrzebuję każdego swojego talentu, artefaktu czy kontaktu by myśleć o podjęciu działań. Jeśli Luc coś kombinuje, to trzeba się przygotować. – powiedział chłodno, po czym ruszył w stronę wyjścia. Po kilku krokach się odwrócił i spojrzał jeszcze na młodego demonka. – Na dziś tyle. Spróbuj przemyśleć to czego się dowiedziałeś. Może poczytaj jakieś książki. Historia jest kluczem do zrozumienia. Szczególnie polecam „Wojnę tysiąca.”, ciekawe dzieło historyczne o Wielkiej Wojnie. Nie jest, aż tak zakłamane jak inne. Do zobaczenia panie Key.
Powiedział te słowa i wyszedł z gabinetu, zostawiając syna piekieł sam na sam ze swoimi przemyśleniami.
Occ:
z/t miasta.
Wojownik Cieni czuł emocje młodego demona bardzo wyraźnie. Były one chaotyczne, lecz nadzwyczaj silne. Wszystkie dotyczyły tylko jednego przedmiotu. Pierścienia z krwawym kamieniem, znajdującym się na serdecznym palcu prawej dłoni Generała wojsk Calleum. Chłopak starał się blokować moc, wypływającą ku niemu z pierścienia i o dziwo nawet mu się udawało. Lecz trzeba to kończyć, gdyż inaczej może stać się coś złego. Delikatnie zakręcił młynka palcami, i poczekał na pytanie od ucznia. Tym właśnie teraz był młodzik. Uczniakiem, któremu stary profesor miał uchylić rąbka historii. Światło wiedzy, miało paść na mrok ciemnoty. Lecz nie można dawkować go zbyt dużo. Kamael musiał w dalszym ciągu pamiętać o tym, że Ukye jest poddanym Lucka. W każdym momencie Niosący Światło może wrócić do ciała fioletowookiego.
- Funkcję? – powiedział chłodnym głosem Anioł Zniszczenia. – One nie mają, żadnej funkcji. One są, dają i odbierają moc. Po za tym katalizują moc swoich właścicieli. Zaś mój ma jeszcze inne zadania. Jest on symbolem mojej pozycji w Armii Aniołów, oraz ukazuje władzę nad Szarańczą.
Przeciągnął się delikatnie, po czym wstał i podszedł do okna. Spojrzał na bezkresne niebo, po czym rzucił okiem na uczniów na placu. Były to zwykłe ludzkie dzieciaki, których największym zmartwieniem było to czy dziewczyna pójdzie z nimi na randkę, matka nie da szlabanu za pałę ze sprawdzianu, czy też jak dostać pisemko dla dorosłych. Nie musieli się przejmować odwieczną walką, o utrzymaniu tego żałosnego świata w jako takich kawałkach. Nie musieli walczyć od setek lat z demonami, aniołami i innymi popaprańcami. Byli normalni. Kam czasami zastanawiał się jakby to były być zwykłym tworem Najwyższego. Lecz zaraz po tym przychodziła myśl, że zanudziłby się na śmierć. W końcu ktoś musi trzymać w ryzach pijanego Samaela, Asmodeusza i Abadona. Lilith sama sobie by nie poradziła.
Dobiegło do niego kolejne pytanie demonicznego dziecka. Chciał wiedzieć wszystko teraz, tu. Niestety Kam nie mógł mu wszystkiego powiedzieć, gdyż sam jeszcze nie był pewny wielu rzeczy. Pomimo trzech tysięcy lat pracy, w dalszym ciągu mieli dużo do zrobienia. A panoszące się wszędzie Anioły i Demony wcale mu nie pomagały. Pan Miecza mógł ufać, tylko nielicznym Aniołom znajdującym się w Calleum. Demonów nie znosił, a one nie znosiły jego. Lecz większość słabych pokrak albo się go bała, albo szybko rozstawała się z życiem. Coś za coś.
Odwrócił się powoli w stronę ciemnowłosego. Niebieskie oczy były teraz niczym dwa lodowce. Puste i zimne. Kosmiczny chłód.
- Uzyskałem dostęp? Mój drogi. On zawsze był ze mną. On i ja jesteśmy jednością. Został stworzony z mojej krwi i błogosławieństwa tego na górze. Był tylko ukryty, zaś teraz powrócił do mnie. A co do wojny to masz rację. Potrzebuję każdego swojego talentu, artefaktu czy kontaktu by myśleć o podjęciu działań. Jeśli Luc coś kombinuje, to trzeba się przygotować. – powiedział chłodno, po czym ruszył w stronę wyjścia. Po kilku krokach się odwrócił i spojrzał jeszcze na młodego demonka. – Na dziś tyle. Spróbuj przemyśleć to czego się dowiedziałeś. Może poczytaj jakieś książki. Historia jest kluczem do zrozumienia. Szczególnie polecam „Wojnę tysiąca.”, ciekawe dzieło historyczne o Wielkiej Wojnie. Nie jest, aż tak zakłamane jak inne. Do zobaczenia panie Key.
Powiedział te słowa i wyszedł z gabinetu, zostawiając syna piekieł sam na sam ze swoimi przemyśleniami.
Occ:
z/t miasta.
Re: Gabinety
Wto 18 Lut 2014, 09:31
Nie odezwał się już ani jednym słowem, tylko pilnie słuchał każdej wypowiedzi Anioła Miecza. Biło od młodzieńca zaintrygowanie tym wszystkim, zwłaszcza wiadomość o tym, że to Kamael był przywódcą podczas ataku Szarańczy z wielu setek lat temu. Naprawdę przyjął na serio wiadomość o możliwym ataku Lucyfera na świat SeiShi. Nie chciał ani on, ani pan Black dopuścić do władzy Władcy Ciemności. Mieli ku temu różne powody, ale cel ten sam. I tylko współpraca mogłaby uciszyć szalone żądze Pana Piekieł.
Zamknęły się drzwi, a Ukye stał jeszcze chwilę pod ścianą trawiąc zdobyte informacje. Było ich całkiem dużo, i zastanawiał się jaką mocą dysponuje jego nauczyciel. Musiał być potężny, skoro pozwolił sobie na odebranie artefaktów na groźniejsze czasy, a mimo wszystko emanował silną maną. Skierował wzrok na okno, do którego podszedł i przysiadł na parapecie. Powinien sam rozwijać swoje umiejętności, lecz wiązało się to z dużą utratą energii, a co za tym idzie - będzie musiał ponownie zabijać, aby podreperować utracone moce. Może już nie mieć takiego szczęścia.
Przez głowę przebijał się szmer, który zacisnął się na jego czaszce. Zacisnął zęby i oponował z sobą aż do odejścia bólu. Ojciec Chrzestny znów dawał o sobie znać, lecz jeszcze nie potrafił przebić się przez barierę stworzonej z many swego pionka. Musi działać czym prędzej, a nie sterczeć bezczynnie.
Miał akurat dużo szczęścia, kiedy chcąc wyjść już z gabinetu ujrzał kątem oka wspomnianą, nie tak zakłamaną księgę historyczną. Leżała jak kilkadziesiąt innych w przyciasnym regale i świeciła niemal swoim przepasłym grzbietem. Widać było po niej ślady użytkowania, wręcz maltretowania jej stronic. Musiała być analizowana dość często, jak nie przez samego profesora to przez jakiegoś pasjonata. Podszedł wolnym krokiem i wyciągnął rękę po lekturę, aby wziąć ją pod ramię i wyjść z gabinetu wielce zamyślony. Kierując się mimowolnie do wyjścia i do jego szafki w przebieralni nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż już niedługo... rozpocznie się wojna, o których korzeniach niewiele wiedział. Koniecznie musi zapoznać się z genezą powstania podziału, nawet jeśli Kamael zdążył na pierwszym swym wykładzie opowiedzieć to i owo. Musiało kryć się za tym znacznie więcej, stąd postara się oswoić z literaturą w jak najbliższym czasie.
Oswoić... dziwne słowo, od razu skojarzył sobie z dwiema dziewczynami (nie, to nie miało zabrzmieć rasistowsko!), które były Pół-Zwierzętami. Nie dotarł do szatni, coś go powstrzymywało. A gdyby tak... nie, to zbyt ryzykowne. Nie mógł ich sam z siebie wkręcić w coś takiego. Ale mimo wszystko powinny były wiedzieć co się szykuje, i przygotować się. I wtedy przypomniał sobie wyczyn Shiyu przed jego nosem. O jej zwinności i adaptacji do sytuacji. Musiał ją odnaleźć i pogadać na poważnie, a nie pół słówkami. Nie była byle kim, już przekonał się o tym parokroć. Odwrócił się na pięcie i skręcił w lewo, a potem schodami w dół...
z/t -> Sala gimnastyczna
Zamknęły się drzwi, a Ukye stał jeszcze chwilę pod ścianą trawiąc zdobyte informacje. Było ich całkiem dużo, i zastanawiał się jaką mocą dysponuje jego nauczyciel. Musiał być potężny, skoro pozwolił sobie na odebranie artefaktów na groźniejsze czasy, a mimo wszystko emanował silną maną. Skierował wzrok na okno, do którego podszedł i przysiadł na parapecie. Powinien sam rozwijać swoje umiejętności, lecz wiązało się to z dużą utratą energii, a co za tym idzie - będzie musiał ponownie zabijać, aby podreperować utracone moce. Może już nie mieć takiego szczęścia.
Przez głowę przebijał się szmer, który zacisnął się na jego czaszce. Zacisnął zęby i oponował z sobą aż do odejścia bólu. Ojciec Chrzestny znów dawał o sobie znać, lecz jeszcze nie potrafił przebić się przez barierę stworzonej z many swego pionka. Musi działać czym prędzej, a nie sterczeć bezczynnie.
Miał akurat dużo szczęścia, kiedy chcąc wyjść już z gabinetu ujrzał kątem oka wspomnianą, nie tak zakłamaną księgę historyczną. Leżała jak kilkadziesiąt innych w przyciasnym regale i świeciła niemal swoim przepasłym grzbietem. Widać było po niej ślady użytkowania, wręcz maltretowania jej stronic. Musiała być analizowana dość często, jak nie przez samego profesora to przez jakiegoś pasjonata. Podszedł wolnym krokiem i wyciągnął rękę po lekturę, aby wziąć ją pod ramię i wyjść z gabinetu wielce zamyślony. Kierując się mimowolnie do wyjścia i do jego szafki w przebieralni nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż już niedługo... rozpocznie się wojna, o których korzeniach niewiele wiedział. Koniecznie musi zapoznać się z genezą powstania podziału, nawet jeśli Kamael zdążył na pierwszym swym wykładzie opowiedzieć to i owo. Musiało kryć się za tym znacznie więcej, stąd postara się oswoić z literaturą w jak najbliższym czasie.
Oswoić... dziwne słowo, od razu skojarzył sobie z dwiema dziewczynami (nie, to nie miało zabrzmieć rasistowsko!), które były Pół-Zwierzętami. Nie dotarł do szatni, coś go powstrzymywało. A gdyby tak... nie, to zbyt ryzykowne. Nie mógł ich sam z siebie wkręcić w coś takiego. Ale mimo wszystko powinny były wiedzieć co się szykuje, i przygotować się. I wtedy przypomniał sobie wyczyn Shiyu przed jego nosem. O jej zwinności i adaptacji do sytuacji. Musiał ją odnaleźć i pogadać na poważnie, a nie pół słówkami. Nie była byle kim, już przekonał się o tym parokroć. Odwrócił się na pięcie i skręcił w lewo, a potem schodami w dół...
z/t -> Sala gimnastyczna
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach