- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
vol 3.0
Sob 07 Sie 2021, 19:38
Została wezwana do pokoju dyrektora. Nie wiedziała dlaczego, ale wiedziała, że ten dyrek nie potrafił być... zły? Był przesłodziutki do porzygu, zawsze się uśmiechał do swoich uczniów... no i ten jego ubiór. Zawsze nosił się w tym zielonym ponczo, długim swetrze w khaki oraz puchowych kapciach. Bardzo czuł się w swojej Akademii jak u siebie w domu... no w sumie to był u siebie, cały ten kompleks należał do Niego. Podobno był najsilniejszym człowiekiem na świecie. Jakoś nikt tego nie sprawdzał, więc to nadal tylko plotka.
Zapukała, a po usłyszeniu zaproszenia uchyliła drzwi. Dyrektor siedział za potężnym mahoniowym biurkiem popijając sobie herbatkę, po zapachu malinową. Trochę poczuła się tym zażenowana, bo miała wrażenie, że wchodzi do czyjegoś prywatnego pokoju gdy ten miał zaraz iść spać. Była w sumie już dwudziesta, a za oknem od godziny szesnastej było już ciemno, zimno i zimowo. Dla ludzi to pora do spania, więc w sumie niewiele się pomyliła swoimi rozmyślaniami. Trwała już pierwsza lekcja dla nocnych istot.
- Wzywał Pan Dyrektor. - powiedziała po czym usiadła we wskazanym przez Dyrektora fotelu. Zaproponował napój, ale odmówiła skinieniem głowy. Co on...
- Co chcę od Ciebie moja droga? - jakby zgadł co właśnie pomyślała. Telepata? - A no bo... właśnie dostaliśmy nowego ucznia tak jakby z wymiany. - zakręcił się dookoła w swoim fotelu najwyraźniej ucieszony. - I postanowiłem... ! Będziesz się nim opiekować, będziesz jego S-E-N-P-A-I! - zaakcentował to jak zakochana nastolatka. Ugh.
- Że niby jak? - na jej twarzy pojawiła się emocja, zdziwienie. Za chwilę zmarszczyła oczy w gniewie i wstała by zacząć kierować się w stronę drzwi, dając tym do zrozumienia, że nie ma zamiaru wchodzić w takich układzik.
- ... rozumiem, że chcesz wrócić do ojca. - wzdychnął dyrektor, a następnie oparł głowę na jednej ręce, opartej o biurko. Amaya zatrzymała się trzymając już klamkę - Pamiętasz, że zgodziłem się kłamać Emeraldowi Miyamoto na Twój temat, że żyjesz tutaj w najwyższym standardzie, no nie? Jak tylko się dowie prawdy użyje wszelakich środków, żeby stąd wyrwać swoją ukochaną córuś, chyba się nie mylę? - uśmiechnął się najserdeczniej jak umiał, żmija. No, ale trzeba przyznać, że doskonale potrafił manipulować oraz był wytrwały. Nie sądziła, że kiedyś upomni się o dług jaki ma Amaya u niego.
- ... a więc kto to?
(ps, dyrek to Kaien Cross)
Zapukała, a po usłyszeniu zaproszenia uchyliła drzwi. Dyrektor siedział za potężnym mahoniowym biurkiem popijając sobie herbatkę, po zapachu malinową. Trochę poczuła się tym zażenowana, bo miała wrażenie, że wchodzi do czyjegoś prywatnego pokoju gdy ten miał zaraz iść spać. Była w sumie już dwudziesta, a za oknem od godziny szesnastej było już ciemno, zimno i zimowo. Dla ludzi to pora do spania, więc w sumie niewiele się pomyliła swoimi rozmyślaniami. Trwała już pierwsza lekcja dla nocnych istot.
- Wzywał Pan Dyrektor. - powiedziała po czym usiadła we wskazanym przez Dyrektora fotelu. Zaproponował napój, ale odmówiła skinieniem głowy. Co on...
- Co chcę od Ciebie moja droga? - jakby zgadł co właśnie pomyślała. Telepata? - A no bo... właśnie dostaliśmy nowego ucznia tak jakby z wymiany. - zakręcił się dookoła w swoim fotelu najwyraźniej ucieszony. - I postanowiłem... ! Będziesz się nim opiekować, będziesz jego S-E-N-P-A-I! - zaakcentował to jak zakochana nastolatka. Ugh.
- Że niby jak? - na jej twarzy pojawiła się emocja, zdziwienie. Za chwilę zmarszczyła oczy w gniewie i wstała by zacząć kierować się w stronę drzwi, dając tym do zrozumienia, że nie ma zamiaru wchodzić w takich układzik.
- ... rozumiem, że chcesz wrócić do ojca. - wzdychnął dyrektor, a następnie oparł głowę na jednej ręce, opartej o biurko. Amaya zatrzymała się trzymając już klamkę - Pamiętasz, że zgodziłem się kłamać Emeraldowi Miyamoto na Twój temat, że żyjesz tutaj w najwyższym standardzie, no nie? Jak tylko się dowie prawdy użyje wszelakich środków, żeby stąd wyrwać swoją ukochaną córuś, chyba się nie mylę? - uśmiechnął się najserdeczniej jak umiał, żmija. No, ale trzeba przyznać, że doskonale potrafił manipulować oraz był wytrwały. Nie sądziła, że kiedyś upomni się o dług jaki ma Amaya u niego.
- ... a więc kto to?
(ps, dyrek to Kaien Cross)
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Sob 07 Sie 2021, 22:00
Kaien nieco wyprostował się w fotelu, aby móc utkwić na moment oczy w przestrzeni tuż obok głowy dotychczasowej rozmówczyni. Skinął gestem ręki w ów stronę chcąc kogoś przywołać bliżej biurka. Przez dobre pół minuty próbował wydobyć onieśmieloną istotę z cienia, która tkwiła nieruchomo w najciemniejszym kącie gabinetu i słyszała całą rozmowę z nieznajomą dziewczyną. Cieniołak wolałby dalej być biernym obserwatorem zdarzeń, lecz nie takie były ustalenia tego spotkania. Wreszcie dyrektor widząc, że niemą prośbą nic nie zdziała, westchnął cicho i odezwał się dosadnie w eter:
- No podejdź do nas, chłopcze. Nie mamy całej nocy.
Dwie antenki na czubku głowy młodzieńca położyły się na plask, a lewa ręka drapała prawą na wysokości łokcia. Denerwował się już będąc sam na sam z dyrektorem, a co dopiero z jeszcze jedną osobą, która miała pilnować go podczas pobytu w placówce. Cóż, każde nowe doświadczenie niesie ze sobą ryzyko, ale nie mógł pozwolić sobie na nieposłuszeństwo wobec Szefa Akademii. Dlatego nareszcie przełamał się i wykonał bezdźwięcznie kilkanaście kroków, aby zrównać się z fotelem, na którym siedziała Czarnowłosa. Nie potrafił utrzymać kontaktu wzrokowego ani z Kaienem, ani z Amayą, choć korciło go, aby przyjrzeć się bliżej jego... mentorce? Pani? Na samo skojarzenie z byciem czyimś sługą cierpła mu czarna skóra, której nie zrzucił nawet w bladej poświacie tego pokoju.
Pan w sweterku pozwolił sobie na wygodniejsze rozłożenie się na fotelu, poprawieniu palcem okularków na nosie i upicie kilku łyków malinowej herbatki, nim przeszedł do sedna.
- Nie znam lepszej osoby, która mogłaby oszlifować ten czarny diament -uśmiechnął się szeroko na swój dowcip, w który wplątał konotacje rodzinne nowej senpai dla obecnego Bezimiennego, po czym widząc, że nikt nie zaśmiał się i nie podzielał humoru, wszedł w poważniejszy ton- Zapamiętaj chłopcze, od tej chwili aż do odwołania panna Amaya jest dla ciebie wzorem do naśladowania i masz jej słuchać tak jak mnie. Wybrałem zaś Ciebie, moja droga, bo jesteś rozsądną dziewczynką i wiem, że dasz mu najlepsze przykłady, a nie wrzucisz mu głupot do głowy. Oczywiście w razie problemów po jednej czy drugiej stronie, jestem gotów na rozmowę z delikwentem, aczkolwiek wolałbym nie słyszeć żadnych wzajemnych skarg. Nie chciałbym stawać Wam na przeszkodzie ku nowej przyszłości, zwłaszcza po otrzymaniu takiej szansy...
Mrokołak zadrżał mimowolnie na ciele, tętno przyspieszyło. Coś nie spodobało mu się w słowach dyrektora, ale zamiast powiedzieć co takiego, zdecydował się cofnąć dwa kroki w głąb gabinetu. Ta sytuacja go przerastała, jak i wyobrażenie, że jego los znów był w rękach kogoś obcego, kto mógłby go zranić dotkliwie jak jego Pan z przeszłości. A może chodziło o coś innego? Tak czy inaczej nim Kaien zdołał przywołać młodzieńca do porządku, to jego już nie było w pokoju. Dyrektor z wolna pokręcił głową z lekkiego rozczarowania postawą "ucznia z wymiany". Dobrze, że wiedział, gdzie ma swoje lokum. No jako Dyrektor to miał taki obowiązek, ale dzisiejszą młodzież trudno upilnować, by siedziała w jednym miejscu.
- I spłoszyła się ptaszyna, eh... Ale nie zrażaj się. Jest po prostu zagubiony. Mimo wszystko wierzę, że znajdziecie wspólny język, choć i tak nie pozostawiam Ci większego wyboru. Ty też będziesz miała okazję popracować nad sobą opiekując się nim, zobaczysz.
Poprawił papiery na biurku jakby nigdy nic, kiedy olśniło go w ostatnim momencie, gdy Krwiopijczyni także decydowała się na ewakuację. Już drugi raz ją powstrzymał, jakimś cudem.
- Zanim pożegnamy się, mam jeszcze trzy rzeczy co do pana uciekiniera. Po pierwsze: swoją zgubę znajdziesz w pokoiku akademickim w lewym skrzydle, pokój numer 54. Tu masz klucze zapasowe, na wypadek gdyby drzwi były zamknięte. Po drugie: zguba nie może wychodzić bez pozwolenia poza teren Akademii. Po trzecie: jak dowiesz się, jak się nazywa, to mi napisz SMSa. Ciągle widnieje w kartotece jako Trzykropek, a to tak trochę nieładnie wygląda w dzienniku... Jak masz jakieś pytania, to proszę, postaram się jeszcze pomóc.
***
Ten pokój był jego jedynym azylem od niecałej doby, a zdołał się przywiązać do tego miejsca do takiego stopnia, że prosto od gabinetu gnał przez ciemny korytarz właśnie tutaj. Zamknął drzwi z łoskotem za sobą i dopadł łóżko, na którym usiadł z zadyszką. Przyszpilił szczupłe palce w materac i nie puszczał. Dlaczego spanikował? To był impuls. Nie umiał tego racjonalnie wyjaśnić, szczerze to nawet nie próbował wyjaśnić. To miejsce było jego strefą komfortu, dopóki nie oswoi się z nową, jedyną szansą na odkupienie win. O ile zdoła przełamać swoją traumę i komukolwiek zaufać. A czy miał inny wybór? Tak jak wampirzyca został postawiony przed faktem dokonanym. Miał jej słuchać, a ona nauczać.
- No podejdź do nas, chłopcze. Nie mamy całej nocy.
Dwie antenki na czubku głowy młodzieńca położyły się na plask, a lewa ręka drapała prawą na wysokości łokcia. Denerwował się już będąc sam na sam z dyrektorem, a co dopiero z jeszcze jedną osobą, która miała pilnować go podczas pobytu w placówce. Cóż, każde nowe doświadczenie niesie ze sobą ryzyko, ale nie mógł pozwolić sobie na nieposłuszeństwo wobec Szefa Akademii. Dlatego nareszcie przełamał się i wykonał bezdźwięcznie kilkanaście kroków, aby zrównać się z fotelem, na którym siedziała Czarnowłosa. Nie potrafił utrzymać kontaktu wzrokowego ani z Kaienem, ani z Amayą, choć korciło go, aby przyjrzeć się bliżej jego... mentorce? Pani? Na samo skojarzenie z byciem czyimś sługą cierpła mu czarna skóra, której nie zrzucił nawet w bladej poświacie tego pokoju.
Pan w sweterku pozwolił sobie na wygodniejsze rozłożenie się na fotelu, poprawieniu palcem okularków na nosie i upicie kilku łyków malinowej herbatki, nim przeszedł do sedna.
- Nie znam lepszej osoby, która mogłaby oszlifować ten czarny diament -uśmiechnął się szeroko na swój dowcip, w który wplątał konotacje rodzinne nowej senpai dla obecnego Bezimiennego, po czym widząc, że nikt nie zaśmiał się i nie podzielał humoru, wszedł w poważniejszy ton- Zapamiętaj chłopcze, od tej chwili aż do odwołania panna Amaya jest dla ciebie wzorem do naśladowania i masz jej słuchać tak jak mnie. Wybrałem zaś Ciebie, moja droga, bo jesteś rozsądną dziewczynką i wiem, że dasz mu najlepsze przykłady, a nie wrzucisz mu głupot do głowy. Oczywiście w razie problemów po jednej czy drugiej stronie, jestem gotów na rozmowę z delikwentem, aczkolwiek wolałbym nie słyszeć żadnych wzajemnych skarg. Nie chciałbym stawać Wam na przeszkodzie ku nowej przyszłości, zwłaszcza po otrzymaniu takiej szansy...
Mrokołak zadrżał mimowolnie na ciele, tętno przyspieszyło. Coś nie spodobało mu się w słowach dyrektora, ale zamiast powiedzieć co takiego, zdecydował się cofnąć dwa kroki w głąb gabinetu. Ta sytuacja go przerastała, jak i wyobrażenie, że jego los znów był w rękach kogoś obcego, kto mógłby go zranić dotkliwie jak jego Pan z przeszłości. A może chodziło o coś innego? Tak czy inaczej nim Kaien zdołał przywołać młodzieńca do porządku, to jego już nie było w pokoju. Dyrektor z wolna pokręcił głową z lekkiego rozczarowania postawą "ucznia z wymiany". Dobrze, że wiedział, gdzie ma swoje lokum. No jako Dyrektor to miał taki obowiązek, ale dzisiejszą młodzież trudno upilnować, by siedziała w jednym miejscu.
- I spłoszyła się ptaszyna, eh... Ale nie zrażaj się. Jest po prostu zagubiony. Mimo wszystko wierzę, że znajdziecie wspólny język, choć i tak nie pozostawiam Ci większego wyboru. Ty też będziesz miała okazję popracować nad sobą opiekując się nim, zobaczysz.
Poprawił papiery na biurku jakby nigdy nic, kiedy olśniło go w ostatnim momencie, gdy Krwiopijczyni także decydowała się na ewakuację. Już drugi raz ją powstrzymał, jakimś cudem.
- Zanim pożegnamy się, mam jeszcze trzy rzeczy co do pana uciekiniera. Po pierwsze: swoją zgubę znajdziesz w pokoiku akademickim w lewym skrzydle, pokój numer 54. Tu masz klucze zapasowe, na wypadek gdyby drzwi były zamknięte. Po drugie: zguba nie może wychodzić bez pozwolenia poza teren Akademii. Po trzecie: jak dowiesz się, jak się nazywa, to mi napisz SMSa. Ciągle widnieje w kartotece jako Trzykropek, a to tak trochę nieładnie wygląda w dzienniku... Jak masz jakieś pytania, to proszę, postaram się jeszcze pomóc.
***
Ten pokój był jego jedynym azylem od niecałej doby, a zdołał się przywiązać do tego miejsca do takiego stopnia, że prosto od gabinetu gnał przez ciemny korytarz właśnie tutaj. Zamknął drzwi z łoskotem za sobą i dopadł łóżko, na którym usiadł z zadyszką. Przyszpilił szczupłe palce w materac i nie puszczał. Dlaczego spanikował? To był impuls. Nie umiał tego racjonalnie wyjaśnić, szczerze to nawet nie próbował wyjaśnić. To miejsce było jego strefą komfortu, dopóki nie oswoi się z nową, jedyną szansą na odkupienie win. O ile zdoła przełamać swoją traumę i komukolwiek zaufać. A czy miał inny wybór? Tak jak wampirzyca został postawiony przed faktem dokonanym. Miał jej słuchać, a ona nauczać.
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Sob 07 Sie 2021, 23:22
To żart. Żart, nie może być inaczej. Powtarzała sobie w głowie bez przerwy to jedno słowo, jakby chcąc by po tysięcznym wypowiedzeniu go okazało się być prawdą. Niestety, dyrek nie żartował, a żeby jej to udowodnić przywołał "ucznia z wymiany" do siebie. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy obserwowała nową osobę, której obecności w pokoju jak dotąd nie zauważyła. Czarodziej jakiś? Nie zna rasy, która opanowałaby skradanie się w ten sposób, nie zna też rasy, która tak wygląda jak on. Demon? Niee, one mają charakterystyczny zapach siarki we krwi, a ten nie wykazywał czegoś podobnego. Na Upadłego też raczej nie wygląda, pozostaje jej albo pół-zwierz (zważywszy na dziwne włosy, które przypominają uszy) oraz jakiś władca żywiołu. Stawia pół na pół, z monologu Dyrektora wywnioskowała tylko tyle, że sam nie ma zielonego pojęcia czym i kim jest nowy jegomość. Ta leniwa bułka zwaliła najwyraźniej brudną robotę dowiedzenia się kim jest chłopak na nią. Nic dziwnego, że nie chciał sam tego robić, ten najwyraźniej charakter miał jeszcze trudniejszy niż sama Amaya, bo właśnie dał nogę wystraszony. Ma coś na twarzy? Tylko twarz?
Chciałaby się dowiedzieć dużo więcej, ale przeczucie jej mówiło, że facet jej nie powie. Skąd go wytrzasnął? Jak się tutaj znalazł? Jest poszukiwanym przestępcą, którego Kaien zdecydował się chronić za murami szkoły? Pokiwała zrezygnowana głową chowając pół twarzy w delikatnej dłoni. Przyszła tutaj znaleźć spokój ducha, a najwyraźniej czeka ją niechciana przygoda. No, niech będzie.
- W takim razie wychodzę... - powiedziała w końcu na cały ten wywód Dyrektora, nie musiała nic więcej mówić, nie chciała nic więcej mówić. Generalnie są procedury wdrażania uczniów z wymiany, ale z ametystowym chłopakiem na pewno to nie wypali bo jakby to ująć... nie jest zbyt ucywilizowany, a przynajmniej tyle wywnioskowała z ich pierwszego i dziwnego spotkania. Powinna to robić rada uczniowska, a nie ona, psia mać.
Stanęła przed drzwiami z numerem, jaki podał Dyrektor. Westchnęła ciężko, a następnie zapukała. Zero odpowiedzi, zapukała raz jeszcze. Trzeci raz już nie miała zamiaru być grzeczną i po prostu nacisnęła klamkę, wchodząc do środka.
- Ametystowy chłopcze... - zawołała rozglądając się po ciemnym miejscu, świecąc szmaragdowymi oczami. Zupełnie niczego nie widziała więc zapaliła światło i dopiero wtedy dostrzegła postać chłopaka na materacu. Wyglądał jak zbite dziecko. Zamknęła drzwi i usiadła na krześle, jakieś półtora metra od Jikkena. Jej twarz nie wyrażała niczego, choć w środku była zgubiona bo nie miała pojęcia od czego zacząć. Najlepiej od czegoś prostego - Tutaj jesteś... jesteśmy na siebie skazani więc wypada się poznać. Nazywam się Amaya Emerald, należę do rasy wampirów. Ciebie jakoś wołają? - no proszę, to na razie najdłuższa jej interakcja międzyludzka od bardzo dawna. Idziemy na rekord.
Chciałaby się dowiedzieć dużo więcej, ale przeczucie jej mówiło, że facet jej nie powie. Skąd go wytrzasnął? Jak się tutaj znalazł? Jest poszukiwanym przestępcą, którego Kaien zdecydował się chronić za murami szkoły? Pokiwała zrezygnowana głową chowając pół twarzy w delikatnej dłoni. Przyszła tutaj znaleźć spokój ducha, a najwyraźniej czeka ją niechciana przygoda. No, niech będzie.
- W takim razie wychodzę... - powiedziała w końcu na cały ten wywód Dyrektora, nie musiała nic więcej mówić, nie chciała nic więcej mówić. Generalnie są procedury wdrażania uczniów z wymiany, ale z ametystowym chłopakiem na pewno to nie wypali bo jakby to ująć... nie jest zbyt ucywilizowany, a przynajmniej tyle wywnioskowała z ich pierwszego i dziwnego spotkania. Powinna to robić rada uczniowska, a nie ona, psia mać.
Stanęła przed drzwiami z numerem, jaki podał Dyrektor. Westchnęła ciężko, a następnie zapukała. Zero odpowiedzi, zapukała raz jeszcze. Trzeci raz już nie miała zamiaru być grzeczną i po prostu nacisnęła klamkę, wchodząc do środka.
- Ametystowy chłopcze... - zawołała rozglądając się po ciemnym miejscu, świecąc szmaragdowymi oczami. Zupełnie niczego nie widziała więc zapaliła światło i dopiero wtedy dostrzegła postać chłopaka na materacu. Wyglądał jak zbite dziecko. Zamknęła drzwi i usiadła na krześle, jakieś półtora metra od Jikkena. Jej twarz nie wyrażała niczego, choć w środku była zgubiona bo nie miała pojęcia od czego zacząć. Najlepiej od czegoś prostego - Tutaj jesteś... jesteśmy na siebie skazani więc wypada się poznać. Nazywam się Amaya Emerald, należę do rasy wampirów. Ciebie jakoś wołają? - no proszę, to na razie najdłuższa jej interakcja międzyludzka od bardzo dawna. Idziemy na rekord.
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Nie 08 Sie 2021, 11:02
W przeciwieństwie do dziewczyny, nie ośmielił się dobrze przyjrzeć swojej nowej mentorce. Jedynie wtedy, kiedy rozmawiała z Dyrektorem i jeszcze nie zasiadła na fotelu naprzeciw biurka zdołał dostrzec ukradkiem kruczo-czarne włosy sięgające ramion i dość jasną karnację skóry na smukłych palcach lekko wystających z mundurka szkolnego. Ale co innego już wtedy przykuło jego uwagę. Spokojna energia, która krążyła w jej ciele, miała coś w sobie zupełnie nieznajomego. Ludzkie many rozpoznawał aż za dobrze, to oni byli głównie ofiarami porwań jego i jego Pana. Ta zaś akcentowała się czymś trudnym do określenia. Tak jakby albo była przesączona krwią albo to on postradał zmysły przy tylu zniszczeniach i ostatniej wojnie między armią rodzeństwa Euge.
Zostawił jednak dalsze analizy drobnej persony, bowiem nie zdawał sobie sprawy, że to właśnie Amaya miała wskazać mu odpowiedni kierunek rozwoju.
Siedząc jak struty i jak kołek na łóżku zanurzony w dość ponurych myślach, nie usłyszał pierwszego pukania, ani drugiego. Dopiero obrócenie klamki sprawiło, że dwie antenki w tyle głowy uniosły się na baczność, choć sam młodzieniec ani nie drgnął. Jedynie mocniej wpił palce w materac dalej nie podnosząc wzroku na gościa. Ciągle unikał kontaktu wzrokowego. Był nawet blisko przełamania tej bariery, gdy usłyszał dziwne, nieznane mu określenie... ametystowy? Nie brzmiał ten epitet jakoś źle, lecz nie znał jego znaczenia, a urosła w nim tląca się małym ogniem ciekawość. Już miał nawet zapytać o genezę określenia, kiedy dziewczyna postanowiła zapalić światło w pokoju. Ledwo musnęły go refleksy od żarówki, a już poderwał spod siebie pościel i zakrył się nią gwałtownie dalej siedząc na materacu. Czerń zdążyła opuścić ciało Cieniołaka od pasa w dół, a także lewą część ciała. Wychudzona ręka trzymała kurczowo i blisko siebie rąbek pościeli, a spod fioletowej grzywki wreszcie dało się dostrzec właściwy (choć wciąż połowiczny) obrys twarzy i duże oczy o czerwonych bielmach. Stracił dużo na komforcie, a płochliwa pewność siebie, która już miała zadać pytanie Amayi ulotniła się jak dym. Cóż, skąd wampirzyca miała wiedzieć, że taka będzie reakcja?
O dziwo dziewczyna nie została przepłoszona z maluteńkiej oazy spokoju, chyba dlatego, że rozumiał swoje kiepskie położenie i fakt, że Zielonooka ma mieć pieczę nad nim. Kilka niezagojonych blizn na ramieniu i plecach przypominały mu doskonale, co było, kiedy nie posłuchał swego Pana. A ona ma być kimś w tym rodzaju, tak przynajmniej zrozumiał. Lepiej nie podpadać już pierwszego dnia swojej szefowej, zwłaszcza, że nie znał jej zwyczajów. Nawet jeśli panna Emerald nie do końca chciałaby być kojarzona jako Pani, to dla tego mało otwartego na świat i jego możliwości chłopaka będzie tak utożsamiana. Jikken nie umiał inaczej. W każdym razie już pierwsze pytanie wprowadziło go w srogie przygnębienie. Od początku swego istnienia chciał mieć jakieś miano, do dnia dzisiejszego nie doczekał się tego przywileju. Może nie zasługiwał?
- Imię... Pan nie dał.
Wreszcie powiedział z trudnościami te parę słów w stronę Pytającej, nie tylko dlatego, że było mu wstyd za brak mienia. Jak miał milczeć przez osiemnaście lat, nawet jak znał ludzką mowę, to niewyćwiczone struny głosowe sprawiały kłopoty. Aż przejechał dłonią z rękawiczką po szyi czując nieprzyjemne nadszarpnięcie nieużywanych mięśni. Jednocześnie odczuł ulgę, że mógł odezwać się i nie zostać za to ukaranym. Dalej nie podnosząc spojrzenia na rozmówczynię analizował krótko w głowie jej słowa. Chciała, aby się poznali, tak? Czyli... on też mógł zadać pytanie? Idąc tym tokiem rozumowania, niepewnie aczkolwiek odważył się postawić jedno. Co prawda dalej był ciekaw znaczenia Ametystowy, ale nie bardziej niż...
- Można spojrzeć na Panią Amaya Emerald?
Powtórzył nawet całe miano wampirzycy, dla utrwalenia. Gładko układały się te słowa na języku, także raczej nie będzie mieć problemów z wymową. Jeśli dostanie zgodę, to podniesie przekrwione oczy na wampirzycę i bardzo ostrożnie przebada wzrokiem całą sylwetkę oraz oblicze Czarnowłosej. Na odrobinę dłużej zatrzymał się na oczach Krwiopijczyni, które obecnie miały zieloną barwę. Jeszcze nie wiedział, że potrafią zmieniać kolor. Przy tych obserwacjach w ciszy dalej nie wyściubiał głowy i połowy sylwetki spod pierzyny mając wyraźnie wstręt do światła, nawet tej od lampy. Ponadto stał się czujniejszy, jakby czekając na rozkaz od rozmówczyni.
Zostawił jednak dalsze analizy drobnej persony, bowiem nie zdawał sobie sprawy, że to właśnie Amaya miała wskazać mu odpowiedni kierunek rozwoju.
Siedząc jak struty i jak kołek na łóżku zanurzony w dość ponurych myślach, nie usłyszał pierwszego pukania, ani drugiego. Dopiero obrócenie klamki sprawiło, że dwie antenki w tyle głowy uniosły się na baczność, choć sam młodzieniec ani nie drgnął. Jedynie mocniej wpił palce w materac dalej nie podnosząc wzroku na gościa. Ciągle unikał kontaktu wzrokowego. Był nawet blisko przełamania tej bariery, gdy usłyszał dziwne, nieznane mu określenie... ametystowy? Nie brzmiał ten epitet jakoś źle, lecz nie znał jego znaczenia, a urosła w nim tląca się małym ogniem ciekawość. Już miał nawet zapytać o genezę określenia, kiedy dziewczyna postanowiła zapalić światło w pokoju. Ledwo musnęły go refleksy od żarówki, a już poderwał spod siebie pościel i zakrył się nią gwałtownie dalej siedząc na materacu. Czerń zdążyła opuścić ciało Cieniołaka od pasa w dół, a także lewą część ciała. Wychudzona ręka trzymała kurczowo i blisko siebie rąbek pościeli, a spod fioletowej grzywki wreszcie dało się dostrzec właściwy (choć wciąż połowiczny) obrys twarzy i duże oczy o czerwonych bielmach. Stracił dużo na komforcie, a płochliwa pewność siebie, która już miała zadać pytanie Amayi ulotniła się jak dym. Cóż, skąd wampirzyca miała wiedzieć, że taka będzie reakcja?
O dziwo dziewczyna nie została przepłoszona z maluteńkiej oazy spokoju, chyba dlatego, że rozumiał swoje kiepskie położenie i fakt, że Zielonooka ma mieć pieczę nad nim. Kilka niezagojonych blizn na ramieniu i plecach przypominały mu doskonale, co było, kiedy nie posłuchał swego Pana. A ona ma być kimś w tym rodzaju, tak przynajmniej zrozumiał. Lepiej nie podpadać już pierwszego dnia swojej szefowej, zwłaszcza, że nie znał jej zwyczajów. Nawet jeśli panna Emerald nie do końca chciałaby być kojarzona jako Pani, to dla tego mało otwartego na świat i jego możliwości chłopaka będzie tak utożsamiana. Jikken nie umiał inaczej. W każdym razie już pierwsze pytanie wprowadziło go w srogie przygnębienie. Od początku swego istnienia chciał mieć jakieś miano, do dnia dzisiejszego nie doczekał się tego przywileju. Może nie zasługiwał?
- Imię... Pan nie dał.
Wreszcie powiedział z trudnościami te parę słów w stronę Pytającej, nie tylko dlatego, że było mu wstyd za brak mienia. Jak miał milczeć przez osiemnaście lat, nawet jak znał ludzką mowę, to niewyćwiczone struny głosowe sprawiały kłopoty. Aż przejechał dłonią z rękawiczką po szyi czując nieprzyjemne nadszarpnięcie nieużywanych mięśni. Jednocześnie odczuł ulgę, że mógł odezwać się i nie zostać za to ukaranym. Dalej nie podnosząc spojrzenia na rozmówczynię analizował krótko w głowie jej słowa. Chciała, aby się poznali, tak? Czyli... on też mógł zadać pytanie? Idąc tym tokiem rozumowania, niepewnie aczkolwiek odważył się postawić jedno. Co prawda dalej był ciekaw znaczenia Ametystowy, ale nie bardziej niż...
- Można spojrzeć na Panią Amaya Emerald?
Powtórzył nawet całe miano wampirzycy, dla utrwalenia. Gładko układały się te słowa na języku, także raczej nie będzie mieć problemów z wymową. Jeśli dostanie zgodę, to podniesie przekrwione oczy na wampirzycę i bardzo ostrożnie przebada wzrokiem całą sylwetkę oraz oblicze Czarnowłosej. Na odrobinę dłużej zatrzymał się na oczach Krwiopijczyni, które obecnie miały zieloną barwę. Jeszcze nie wiedział, że potrafią zmieniać kolor. Przy tych obserwacjach w ciszy dalej nie wyściubiał głowy i połowy sylwetki spod pierzyny mając wyraźnie wstręt do światła, nawet tej od lampy. Ponadto stał się czujniejszy, jakby czekając na rozkaz od rozmówczyni.
Jikken lubi tą wiadomość
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Nie 08 Sie 2021, 13:05
Nie ma imienia, jest trudny do rozmowy, płochliwy, nie lubi światła, ale najwyraźniej nie jest jeszcze w stanie rozpoznać światła dziennego od tego tu sztucznego, tak jej się wydawało. Jest całkowicie bezpieczne dla nocnych istot takich jak wszelkie demony, wampiry czy mroczne istoty. Przyglądała się chłopakowi, ale niewiele była w stanie dojrzeć. Na prawdę była ciekawa skąd Dyrektor go wytrzasnął, bo na razie to wyglądał jak trzymana od urodzenia w piwnicy ofiara jakiegoś psychopaty, ale może Amaya czyta zbyt wiele kryminałów, stąd te skojarzenia.
- W takim razie powinieneś sam sobie nadać jakieś imię. - powiedziała spokojnie prostując się. Zmrużyła lekko oczy, dodając sobie jeszcze trochę więcej chłodu w imidżu. Miała głęboką nadzieję, że Dyrektor doskonale zdaje sobie sprawę, że stawianie tak wystraszonej kontaktem z drugą osobą istoty z nią - zimną i nieprzyjazną wampirzycą - to głupi pomysł. To jak zostawić dziecko pod opiekę osoby, która tych dzieci nie znosi. Jedno będzie płakać, a drugie się denerwować. W sumie jak on to określił? Ma okazję popracować nad sobą? Ktoś o to w ogóle prosił? Nie przypomina sobie, aby kiedyś życzyła sobie, aby się zmienić. Chciała zmienić swoje życie, nie siebie - W każdym razie... - powiedziała spokojnie mimo kotłujących się w głowie stu myśli - Nie śpiesz się z tym imieniem, jak znajdziesz odpowiednie słowo to będziesz o tym wiedział. - padła prośba o spojrzenie na Amayę. Podniosła jedną brew, a następnie przechyliła lekko do przodu, ręce spoczywały złączone na udach. Twarz miała nie zmienioną, spokojną, opanowaną, mogącą doprowadzić do ryku niejednego smarkacza - ... w cywilizowanym świecie gdy się do kogoś mówi to należy na niego patrzeć. - to brzmiało jak groźba... ale nią nie było, ona po prostu nie potrafiła inaczej - Nie musisz prosić nikogo o pozwolenie. Tak nakazuje kultura, Ametystowy Chłopcze. Ludzie mogą być na Ciebie źli jeżeli tego nie będziesz robić. Poza tym jestem Amaya, nie Pani. Jesteśmy w tym samym wieku. Chyba. - wstała, a następnie wolnym krokiem podeszła do jednego z okien. Wytłumaczyła krótko chłopakowi, że jak się ogarnie to oprowadzi go po szkole, a następnie powiedziała, że daje mu na to jakieś czterdzieści minut. Powinni idealnie wcelować się w dzwonek wołający uczniów na lekcje, więc nie narazi chłopaka na spotkanie z gromadą ciekawskich oczu i będzie mogła na spokojnie pokazać każdy kąt, od stołówki po toalety. Postanowiła, że zacznie od tego, jakoś oswoi go z otoczeniem, aby nie czuł się osaczony, wytłumaczy jak działa ten nocny system. Potem wróci na jakieś trzy lekcje, nadrobi zaległości i powinien nastać nowy dzień. Teraz tylko trzymać się planu.
- W takim razie powinieneś sam sobie nadać jakieś imię. - powiedziała spokojnie prostując się. Zmrużyła lekko oczy, dodając sobie jeszcze trochę więcej chłodu w imidżu. Miała głęboką nadzieję, że Dyrektor doskonale zdaje sobie sprawę, że stawianie tak wystraszonej kontaktem z drugą osobą istoty z nią - zimną i nieprzyjazną wampirzycą - to głupi pomysł. To jak zostawić dziecko pod opiekę osoby, która tych dzieci nie znosi. Jedno będzie płakać, a drugie się denerwować. W sumie jak on to określił? Ma okazję popracować nad sobą? Ktoś o to w ogóle prosił? Nie przypomina sobie, aby kiedyś życzyła sobie, aby się zmienić. Chciała zmienić swoje życie, nie siebie - W każdym razie... - powiedziała spokojnie mimo kotłujących się w głowie stu myśli - Nie śpiesz się z tym imieniem, jak znajdziesz odpowiednie słowo to będziesz o tym wiedział. - padła prośba o spojrzenie na Amayę. Podniosła jedną brew, a następnie przechyliła lekko do przodu, ręce spoczywały złączone na udach. Twarz miała nie zmienioną, spokojną, opanowaną, mogącą doprowadzić do ryku niejednego smarkacza - ... w cywilizowanym świecie gdy się do kogoś mówi to należy na niego patrzeć. - to brzmiało jak groźba... ale nią nie było, ona po prostu nie potrafiła inaczej - Nie musisz prosić nikogo o pozwolenie. Tak nakazuje kultura, Ametystowy Chłopcze. Ludzie mogą być na Ciebie źli jeżeli tego nie będziesz robić. Poza tym jestem Amaya, nie Pani. Jesteśmy w tym samym wieku. Chyba. - wstała, a następnie wolnym krokiem podeszła do jednego z okien. Wytłumaczyła krótko chłopakowi, że jak się ogarnie to oprowadzi go po szkole, a następnie powiedziała, że daje mu na to jakieś czterdzieści minut. Powinni idealnie wcelować się w dzwonek wołający uczniów na lekcje, więc nie narazi chłopaka na spotkanie z gromadą ciekawskich oczu i będzie mogła na spokojnie pokazać każdy kąt, od stołówki po toalety. Postanowiła, że zacznie od tego, jakoś oswoi go z otoczeniem, aby nie czuł się osaczony, wytłumaczy jak działa ten nocny system. Potem wróci na jakieś trzy lekcje, nadrobi zaległości i powinien nastać nowy dzień. Teraz tylko trzymać się planu.
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Nie 08 Sie 2021, 15:22
Chwila moment... To tak można? Samemu nadać sobie imię? Nawet jeśli nie byłoby to w pełni legalne, to brzmi jak plan. Jest to rozsądniejsze rozwiązanie niż nie mieć w ogóle miana, jak do tej pory. Ta dziewczyna ma głowę na karku, w dodatku ani nie wyśmiała go, ani nie krzywdziła. Owszem, zwróciła uwagę, lecz bez bata na plecach czy mordobicia to wystarczająca nauka dla powoli rozluźniającego się młodzieńca. Amaya co prawda nie wykazywała żadnych emocji, wręcz jej lodowata stoickość mroziła krew w żyłach, nie mniej taki stan rzeczy nie przeszkadzał mu. Pod tym względem nie zachowywał się jak dziecko, które wybucha płaczem na sam widok groźnego spojrzenia. To pierwszy ślad, że w pewien sposób był ukierunkowany, ale niekoniecznie z zachowaniem norm humanitarnych. Nos detektywa wampirzycy okazał się trafiony także co do kontaktów z drugimi osobami.
Wpatrywał się coraz śmielej w rozmówczynię i chłonął każde jej słowo. Nie ruszał się z miejsca wciąż opatulony pościelą, próbując przyswoić nową wiedzę. Zdarzało mu się uciekać wzrokiem na bok, to przez przyzwyczajenie. O dziwo nawet zdążył wtrącić jedno zdanie, w miarę naturalnym tonem.
- Mam dwadzieścia lat.
Wolał doprecyzować, bo nie wiedział, czy to dużo czy mało i czy rzeczywiście to tyle samo co Zielonooka. W każdym razie dała mu czas przed kolejnym etapem, który miał nastąpić za czterdzieści minut. Skinął głową, że zrozumiał i odprowadził wampirzycę wzrokiem aż do drzwi. Chwilkę jeszcze siedział pod przykrywką dumając nad tym, czy da radę sprostać zamierzeniom dziewczyny. Ten budynek wydawał się być równie wielki jak pałac dawnego Pana, ale w dodatku pełnym żywych istot. Wirowały różnorakie many dookoła, o różnych odcieniach i intensywności. Lepiej przekonał się o tym, gdy po czterdziestu minutach przyszła po niego Amaya i mieli wyruszyć na wycieczkę. Mieli, lecz Cieniołak trochę oporował przy drzwiach do swojego pokoju, by postawić dalsze kroki w stronę korytarza. Dopiero po zapewnieniach, że nie będą nikogo spotykać (a przynajmniej taka była nadzieja wampirzycy), Jikken wychylił się zza drzwi i przestąpił próg, by stanąć po ciemniejszej stronie korytarza. Ale i tak irytowały go zapalone lampy zawieszone na ścianach. O głowę wyższy chłopak szedł tuż za wampirzycą, co chwilę obracając głową dookoła, jakby był na wycieczce w zoo. W przeszłości nie miał okazji do pilnych badań wnętrza posiadłości Euge, tylko wykonywał rozkazy. Co jakiś czas zatrzymywał się: a to dotykał palcami ram obrazów, a to klepał stopą po miękkim dywanie lub parkiecie, a to gładził poręcz balustrady schodząc po schodach.
Gdy zatrzymali się przy opustoszałej stołówce, nagle Emerald zorientowała się, że jej podopieczny... zawieruszył się. Ściślej zauważył jakiegoś spóźnionego ucznia i na jego widok czmychnął do cienia Krwiopijczyni. Prawie identycznie przyległ do jej stóp i uformował się w podobną posturę, tylko zdradziły go dwie antenki, które rzutowały w cieniu koleżanki. Jak się nadąsał, kiedy został namierzony! Uparciuch nie chciał opuścić innego wymiaru, by jak przyzwoity uczeń iść normalnie z Amayą. Śmiał nawet postawić warunek!
- Wyjdę stąd, jak mi powiesz, co to znaczy "ametystowy".
Ot, najwyraźniej był tak z siebie dumny, że znalazł prawie idealną kryjówkę, że nastrój zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni po znalezieniu Cieniołaka i teraz nawet lekko postawił się dziewczynie!
- Co to za miejsce?
Zapytał dalej z pułapu podłogi jakby nigdy nic. Reakcja na stres bywa różna.
Wpatrywał się coraz śmielej w rozmówczynię i chłonął każde jej słowo. Nie ruszał się z miejsca wciąż opatulony pościelą, próbując przyswoić nową wiedzę. Zdarzało mu się uciekać wzrokiem na bok, to przez przyzwyczajenie. O dziwo nawet zdążył wtrącić jedno zdanie, w miarę naturalnym tonem.
- Mam dwadzieścia lat.
Wolał doprecyzować, bo nie wiedział, czy to dużo czy mało i czy rzeczywiście to tyle samo co Zielonooka. W każdym razie dała mu czas przed kolejnym etapem, który miał nastąpić za czterdzieści minut. Skinął głową, że zrozumiał i odprowadził wampirzycę wzrokiem aż do drzwi. Chwilkę jeszcze siedział pod przykrywką dumając nad tym, czy da radę sprostać zamierzeniom dziewczyny. Ten budynek wydawał się być równie wielki jak pałac dawnego Pana, ale w dodatku pełnym żywych istot. Wirowały różnorakie many dookoła, o różnych odcieniach i intensywności. Lepiej przekonał się o tym, gdy po czterdziestu minutach przyszła po niego Amaya i mieli wyruszyć na wycieczkę. Mieli, lecz Cieniołak trochę oporował przy drzwiach do swojego pokoju, by postawić dalsze kroki w stronę korytarza. Dopiero po zapewnieniach, że nie będą nikogo spotykać (a przynajmniej taka była nadzieja wampirzycy), Jikken wychylił się zza drzwi i przestąpił próg, by stanąć po ciemniejszej stronie korytarza. Ale i tak irytowały go zapalone lampy zawieszone na ścianach. O głowę wyższy chłopak szedł tuż za wampirzycą, co chwilę obracając głową dookoła, jakby był na wycieczce w zoo. W przeszłości nie miał okazji do pilnych badań wnętrza posiadłości Euge, tylko wykonywał rozkazy. Co jakiś czas zatrzymywał się: a to dotykał palcami ram obrazów, a to klepał stopą po miękkim dywanie lub parkiecie, a to gładził poręcz balustrady schodząc po schodach.
Gdy zatrzymali się przy opustoszałej stołówce, nagle Emerald zorientowała się, że jej podopieczny... zawieruszył się. Ściślej zauważył jakiegoś spóźnionego ucznia i na jego widok czmychnął do cienia Krwiopijczyni. Prawie identycznie przyległ do jej stóp i uformował się w podobną posturę, tylko zdradziły go dwie antenki, które rzutowały w cieniu koleżanki. Jak się nadąsał, kiedy został namierzony! Uparciuch nie chciał opuścić innego wymiaru, by jak przyzwoity uczeń iść normalnie z Amayą. Śmiał nawet postawić warunek!
- Wyjdę stąd, jak mi powiesz, co to znaczy "ametystowy".
Ot, najwyraźniej był tak z siebie dumny, że znalazł prawie idealną kryjówkę, że nastrój zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni po znalezieniu Cieniołaka i teraz nawet lekko postawił się dziewczynie!
- Co to za miejsce?
Zapytał dalej z pułapu podłogi jakby nigdy nic. Reakcja na stres bywa różna.
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Nie 08 Sie 2021, 17:46
Uśmiechnęła się w duchu, na twarzy wciąż mając zimny wyraz. Jest jednak nadzieja, że wszystko przyjdzie jej o wiele łatwiej niż myślała i czarne chmury nad głową można rozgonić. Uczył się szybko, adaptował się. Nie stał uparcie w swojej strefie komfortu.
Wyszła, udając się prosto do swojego pokoju, a tam przegrzebała jedną ze swoich walizek, wyrzucając z niej swoje ubrania. Ogólnie to jej pokój był w dużym nieładzie, jakby ktoś tutaj próbował coś posprzątać, ale mu niezbyt to wychodziło. Nic dziwnego, skoro przez całe jej życie nie musiała się przejmować sprzątaniem po sobie bo zawsze były od tego jakieś osoby. Ma dwie lewe ręce do niemal wszystkiego, stara się sięgać po książki, zaglądać w internet po porady, ale za każdym razem jak wpisuje frazy podobne do "jak złożyć ubranie" to czuje zażenowanie i koniec końców woli nieudolnie próbować sama. Dobrze, że nie musi martwić się robieniem sobie jedzenia bo od tego ma stołówki szkolne... inaczej cały internat poszedłby z dymem przy pierwszej próbie zagrzania wody na herbatę.
Wzięła kilka potrzebnych drobiazgów, które mieściły się w kieszeniach jej spódniczki, a następnie poczekawszy do konkretnej godziny - ruszyła po chłopaka. Wyjść z nim z pokoju to było nie lada wyzwanie. Jakby na niego tupnąć to by się schował i nie wychodził przez resztę dnia, dlatego po prostu w milczeniu czekała, aż wygra swoją walkę ze samym sobą. Pokazała mu gdzie w internacie może wziąć prysznic, gdzie załatwić swoje potrzeby, gdzie uprać ubrania, a potem przeszli korytarzem do części szkolnej. Najpierw szafki na prywatne rzeczy, toalety, a następnie biblioteka (swoją drogą przeogromna na dwa piętra, zakochanych w czytaniu wprawiała w niezwykłe osłupienie), wytłumaczyła mu, że w tym miejscu może znaleźć odpowiedzi na przeróżne pytania, wystarczy, że znajdzie sobie odpowiednią książkę i ją przeczyta. W następnej kolejności zmierzali do stołówki, a potem miała zamiar pokazać boi...
No nie.
Stanęła, odwróciła się. Nie było go. Spojrzała w dół. Schował się w jej cieniu, a to ciekawa umiejętność. Nie przypomina sobie, aby jakiś uczeń tej szkoły potrafił coś podobnego. Ich umiejętności są testowane, w końcu to nie jest taka już zwykła szkoła, więc widziała kto jakie ma moce.
Drgnęły jej powieki słysząc żądania. No cóż. Charakterny.
- Dobrze. - rzuciła, a następnie podeszła do lady, za którą stała jedna starowinka. Pokazała do niej palcami liczbę trzy, a następnie dwa. Ta jakby zdziwiona szukała drugiej osoby, ale nie żeby bardziej ją to interesowało wydała jej dwa dania. Wzięła jeszcze sok pomarańczowy oraz sok... krwisty dla siebie. Ustawiła wszystko na stoliku, który był dobrze ukryty, niezbyt rzucający się w oczy - To stołówka, tutaj jemy trzy razy dziennie. - usiadła na swoim miejscu, a następnie wyciągnęła z kieszeni owalny przedmiot o nieregularnym kształcie. Był fioletowy - To jest ametyst. Kamień półszlachetny. Masz włosy w podobnym kolorze więc skoro nie masz jeszcze imienia postanowiłam Cię tak nazywać jak ten kamień. - zboczenie rodzinne... mało kto u nich używa nazw kolorów, na wszystko mówi się kamieniami, więc i przesiąkło to i do niej. - Możesz go zatrzymać, ale jak nie będziesz więcej uciekać. Jedz. - sięgnęła po swój "soczek", wbiła słomkę i zaczęła pić. Danie, jakie zamówiła na śniadanie dla nocnych istot to jajka sadzone z bekonem, a do tej grzanki do przegryzienia. To swojego rodzaju test, aby zobaczyć co on jada. Gdy skończą, pójdą ubrać szaliki, a potem udadzą się na boisko oraz przyszkolny park. Tu będzie dobrym pomysłem pokazać granice, za które Dyrektor kazał mu nie wykraczać.
Wyszła, udając się prosto do swojego pokoju, a tam przegrzebała jedną ze swoich walizek, wyrzucając z niej swoje ubrania. Ogólnie to jej pokój był w dużym nieładzie, jakby ktoś tutaj próbował coś posprzątać, ale mu niezbyt to wychodziło. Nic dziwnego, skoro przez całe jej życie nie musiała się przejmować sprzątaniem po sobie bo zawsze były od tego jakieś osoby. Ma dwie lewe ręce do niemal wszystkiego, stara się sięgać po książki, zaglądać w internet po porady, ale za każdym razem jak wpisuje frazy podobne do "jak złożyć ubranie" to czuje zażenowanie i koniec końców woli nieudolnie próbować sama. Dobrze, że nie musi martwić się robieniem sobie jedzenia bo od tego ma stołówki szkolne... inaczej cały internat poszedłby z dymem przy pierwszej próbie zagrzania wody na herbatę.
Wzięła kilka potrzebnych drobiazgów, które mieściły się w kieszeniach jej spódniczki, a następnie poczekawszy do konkretnej godziny - ruszyła po chłopaka. Wyjść z nim z pokoju to było nie lada wyzwanie. Jakby na niego tupnąć to by się schował i nie wychodził przez resztę dnia, dlatego po prostu w milczeniu czekała, aż wygra swoją walkę ze samym sobą. Pokazała mu gdzie w internacie może wziąć prysznic, gdzie załatwić swoje potrzeby, gdzie uprać ubrania, a potem przeszli korytarzem do części szkolnej. Najpierw szafki na prywatne rzeczy, toalety, a następnie biblioteka (swoją drogą przeogromna na dwa piętra, zakochanych w czytaniu wprawiała w niezwykłe osłupienie), wytłumaczyła mu, że w tym miejscu może znaleźć odpowiedzi na przeróżne pytania, wystarczy, że znajdzie sobie odpowiednią książkę i ją przeczyta. W następnej kolejności zmierzali do stołówki, a potem miała zamiar pokazać boi...
No nie.
Stanęła, odwróciła się. Nie było go. Spojrzała w dół. Schował się w jej cieniu, a to ciekawa umiejętność. Nie przypomina sobie, aby jakiś uczeń tej szkoły potrafił coś podobnego. Ich umiejętności są testowane, w końcu to nie jest taka już zwykła szkoła, więc widziała kto jakie ma moce.
Drgnęły jej powieki słysząc żądania. No cóż. Charakterny.
- Dobrze. - rzuciła, a następnie podeszła do lady, za którą stała jedna starowinka. Pokazała do niej palcami liczbę trzy, a następnie dwa. Ta jakby zdziwiona szukała drugiej osoby, ale nie żeby bardziej ją to interesowało wydała jej dwa dania. Wzięła jeszcze sok pomarańczowy oraz sok... krwisty dla siebie. Ustawiła wszystko na stoliku, który był dobrze ukryty, niezbyt rzucający się w oczy - To stołówka, tutaj jemy trzy razy dziennie. - usiadła na swoim miejscu, a następnie wyciągnęła z kieszeni owalny przedmiot o nieregularnym kształcie. Był fioletowy - To jest ametyst. Kamień półszlachetny. Masz włosy w podobnym kolorze więc skoro nie masz jeszcze imienia postanowiłam Cię tak nazywać jak ten kamień. - zboczenie rodzinne... mało kto u nich używa nazw kolorów, na wszystko mówi się kamieniami, więc i przesiąkło to i do niej. - Możesz go zatrzymać, ale jak nie będziesz więcej uciekać. Jedz. - sięgnęła po swój "soczek", wbiła słomkę i zaczęła pić. Danie, jakie zamówiła na śniadanie dla nocnych istot to jajka sadzone z bekonem, a do tej grzanki do przegryzienia. To swojego rodzaju test, aby zobaczyć co on jada. Gdy skończą, pójdą ubrać szaliki, a potem udadzą się na boisko oraz przyszkolny park. Tu będzie dobrym pomysłem pokazać granice, za które Dyrektor kazał mu nie wykraczać.
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Pon 09 Sie 2021, 12:08
Lepszy burdel w pokoju niż nieporządek w głowie. Bałaganem w pokoiku Amaya na pewno nie miała jak się chwalić, ale za to porządkiem w organizacji i planowaniu. Czy to wyuczona czynność przy analizie setek (jak już nie tysięcy) kryminałów czy naturalny dar - pomoże jej to bardziej niż posprzątany pokój. Może w codzienności doskwierać potykanie się o stertę ubrań, lecz takie potknięcia są bardziej znośne niż te na tle społecznym. W zasadzie dziewczyna nie emanowała gorącą empatią do kolegi, nie mniej nic dziwnego. Zetknęli się ze sobą jakoś dwie godziny temu, a chłopak nie należał do gwiazd socjometrycznych. Płochliwość i niezrozumienie większości zasad różniących się od dotychczasowych nie stawiała młodzieńca wysoko w oczach rozważnej i skrytej wampirzycy. Nadrabiał dobrymi chęciami, którymi podobno jest piekło wybrukowane.
Pierwszym miejscem do pokazania (oprócz korytarza, na który to Mrokołak wlazł z trudem) podstawowe pomieszczenia do higieny ciała i ubrań. Do tej pory nie miał takich potrzeb, gdyż żył w głębinach morskich i był wciąż mokry, dlatego potrzebował długiego testowania kurków od baterii przy umywalkach, przy prysznicu, a nawet parę razy spuszczał wodę przy pomocy przycisków, które pokazywała mu Krwiopijczyni. Z niepokojem przyglądał się suszarce, którą niechcący uruchomił, a hałas i podmuch gorąca na twarz zjeżyły mu włosy na głowie, aż wypuścił z rąk i odskoczył daleko w tył. Tu dało się zauważyć, że młodzieniec poza szybkością jest nieźle wyćwiczony, bowiem bez trudu wykonał przy odskoku salto i miękko wylądował na obu nogach. Wyraźnie jego Pan miał wobec niego bardziej bojowe zadania niżeli przysposobienie do życia we społeczeństwie.
Późniejsze oprowadzanie przez szatnie z szafkami oraz bibliotekę było dużo spokojniejsze i mniej strachliwe niż łazienki. Jak mijali kolejne regały, w których Czarnowłosa widziała skarbnicę wiedzy, Jikken także upodobał sobie to miejsce za dodatkową cechę - mnóstwo ciemnych kątów i kącików. Będzie mógł tu odpoczywać i uczyć się jednocześnie. Jeszcze na wieść, że trzeba być w tym miejscu cicho... istny raj na ziemi!
Przy stołówce znów obleciał go tchórz, kiedy niespodziewanie natknęli się na kogoś w biegu na zajęcia. Ale zimna krew Emerald nie pozwalała się ani poddawać, ani całkowicie dać się podporządkować jakimś bzdurnym warunkom na kontynuowania wycieczki. Znaleźli kompromis: chłopak nie musiał osobiście odbierać posiłku od ŻYWEJ ISTOTY przy ladzie i dowiedział się znaczenia słowa "Ametyst", a on wylazł z cienia dziewczyny i zajął miejsce na skraju krzesła niepewnie czując się ponownie w tymże wymiarze. Koleżanka nawet przekazała mu kamień, który faktycznie był tego samego koloru co jego włosy. Pochwycił bardzo ostrożnie i delikatnie w palce obserwując jego refleksy i cienie.
- Ametyst... -powiedział cicho lecz słyszalnie, ale z takim tonem, jakby zastanawiał się, czy tak mógłby mieć na imię, po czym zreflektował się i przesunął kamyk w stronę Amayi (niechętnie bo bardzo ładny i wpadł mu w oko) bo raczej nie uda się mu spełnić warunku, jaki przedstawiła mu towarzyszka- ... nie mogę tego obiecać. Jeszcze nie.
Tu po raz pierwszy uśmiechnął się na sekundkę pokazując białe, proste zęby ledwie spod wąskich warg. Czyżby poczuł się na tyle dobrze, że mógł wykonać lekką ekspresję na twarzy? Chyba tak, choć zaraz mieli przejść do posiłku, a on nie jadł nigdy czegoś takiego. Nawet nie umiał poprawnie skorzystać ze sztućców, a co dopiero wziąć kęs. Z patyczkami też miał problem, skończyło się na nabijaniu co stabilniejszych kawałków mięsa i warzyw. Widać, że starał się kombinować, żeby spróbować, lecz kiedy wpakował trochę do ust i starał się naśladować koleżankę... jakoś przełknął, ale to nie było to. Mocno zbladł na twarzy, jakby zrobiło mu się niedobrze, aż wtedy olśniło go! A co, jeśli by zdjął same cienie z tych posiłków? Kiedyś jadał tak podobnie, ale obdzierał z cieni ofiary porwań i pożerał ich złe emocje. Spróbował i tutaj podobnej sztuczki. Ziemniaki i warzywa są raczej ubogie w emocje, toteż skupił się na samych cieniach. Udało mu się palcami oderwać kilka otoczek z ziemniaków, mięsa, a nawet ze szklanki soku. O dziwo posiłki faktycznie nie posiadały już cieni, nie mniej zmieniały swój koloryt na albo bardzo blady albo prawie szary. Jikken i tak wydawał się być nie do końca zadowolony ze swojego efektu. Może poprzednie próby poturbowały jego żołądek nieprzyzwyczajony do takich dań? Nic nie rzekł na przygotowane menu, tylko wstał od stołu i odszedł bez słowa od stołu. A potem zrobił kilka kolejnych kroków, aż dał dyla. Dokąd? Z odgłosów nieopodal dało się wywnioskować, że musiał pilnie opróżnić żołądek i jakoś stanąć na nogi. Na szczęście wampirzyca nie musiała latać za nim w kółko, wrócił sam do Przewodniczki.
Wyszli na świeże powietrze po zapewnieniu komfortu cieplnego. Co prawda nie miał przy sobie dodatkowych ubrań jak Emerald, lecz wykreował je z cienia. Owinął się cienistym szalikiem papugując znów koleżankę i szedł za nią jak cień na boisko. Duża otwarta przestrzeń, mnóstwo świeżego powietrza. Chłonął widoki już lekko otrząśnięty po rewelacjach żołądkowych. Idąc za wampirzycą mógł pilniej obserwować jej sylwetkę i wreszcie trochę pomyśleć o kimś więcej niż o sobie. Bo chodzą tak ciągle ze sobą, w zasadzie był ciągnięty na rozkaz Kaiena, ale mogła przecież odmówić, albo być mniej przyjazna. A ona poświęciła mu swój czas. Równie cenny lub cenniejszy niż ametyst. Tak mało wiedział o dziewczynie, która pokazała mu nowy start w życiu, że aż chciał coś zmienić w tym zakresie.
- Amaya...? -zaczął jak zwykle niepewnie zwalniając kroki- Czy... czy... -cholera, tylko o co zapytać najpierw?- Czy... czy Ty też miałaś problemy, żeby... żeby dopasować się tutaj?
Nie umiał rozmawiać w sposób naturalny, to już wcześniej dało się stwierdzić. Nie szło mu dobrze, nawet jego antenki na głowie oklapły okazując zażenowanie swoim właścicielem. Znów zaczął nerwowo trzymać się ręki na wysokości łokcia i drapać czarny nalot, który niebawem zakrył całą jego skórę chroniąc Cieniołaka przed zwykłym oświetleniem w parku. Aż musiał sobie usiąść, na ziemi, po turecku. Tyle tego dzisiaj wszystkiego przyszło mu poznawać, że zmęczył się. Oby Krwiopijczyni nie miała mu za złe odpoczynek.
Pierwszym miejscem do pokazania (oprócz korytarza, na który to Mrokołak wlazł z trudem) podstawowe pomieszczenia do higieny ciała i ubrań. Do tej pory nie miał takich potrzeb, gdyż żył w głębinach morskich i był wciąż mokry, dlatego potrzebował długiego testowania kurków od baterii przy umywalkach, przy prysznicu, a nawet parę razy spuszczał wodę przy pomocy przycisków, które pokazywała mu Krwiopijczyni. Z niepokojem przyglądał się suszarce, którą niechcący uruchomił, a hałas i podmuch gorąca na twarz zjeżyły mu włosy na głowie, aż wypuścił z rąk i odskoczył daleko w tył. Tu dało się zauważyć, że młodzieniec poza szybkością jest nieźle wyćwiczony, bowiem bez trudu wykonał przy odskoku salto i miękko wylądował na obu nogach. Wyraźnie jego Pan miał wobec niego bardziej bojowe zadania niżeli przysposobienie do życia we społeczeństwie.
Późniejsze oprowadzanie przez szatnie z szafkami oraz bibliotekę było dużo spokojniejsze i mniej strachliwe niż łazienki. Jak mijali kolejne regały, w których Czarnowłosa widziała skarbnicę wiedzy, Jikken także upodobał sobie to miejsce za dodatkową cechę - mnóstwo ciemnych kątów i kącików. Będzie mógł tu odpoczywać i uczyć się jednocześnie. Jeszcze na wieść, że trzeba być w tym miejscu cicho... istny raj na ziemi!
Przy stołówce znów obleciał go tchórz, kiedy niespodziewanie natknęli się na kogoś w biegu na zajęcia. Ale zimna krew Emerald nie pozwalała się ani poddawać, ani całkowicie dać się podporządkować jakimś bzdurnym warunkom na kontynuowania wycieczki. Znaleźli kompromis: chłopak nie musiał osobiście odbierać posiłku od ŻYWEJ ISTOTY przy ladzie i dowiedział się znaczenia słowa "Ametyst", a on wylazł z cienia dziewczyny i zajął miejsce na skraju krzesła niepewnie czując się ponownie w tymże wymiarze. Koleżanka nawet przekazała mu kamień, który faktycznie był tego samego koloru co jego włosy. Pochwycił bardzo ostrożnie i delikatnie w palce obserwując jego refleksy i cienie.
- Ametyst... -powiedział cicho lecz słyszalnie, ale z takim tonem, jakby zastanawiał się, czy tak mógłby mieć na imię, po czym zreflektował się i przesunął kamyk w stronę Amayi (niechętnie bo bardzo ładny i wpadł mu w oko) bo raczej nie uda się mu spełnić warunku, jaki przedstawiła mu towarzyszka- ... nie mogę tego obiecać. Jeszcze nie.
Tu po raz pierwszy uśmiechnął się na sekundkę pokazując białe, proste zęby ledwie spod wąskich warg. Czyżby poczuł się na tyle dobrze, że mógł wykonać lekką ekspresję na twarzy? Chyba tak, choć zaraz mieli przejść do posiłku, a on nie jadł nigdy czegoś takiego. Nawet nie umiał poprawnie skorzystać ze sztućców, a co dopiero wziąć kęs. Z patyczkami też miał problem, skończyło się na nabijaniu co stabilniejszych kawałków mięsa i warzyw. Widać, że starał się kombinować, żeby spróbować, lecz kiedy wpakował trochę do ust i starał się naśladować koleżankę... jakoś przełknął, ale to nie było to. Mocno zbladł na twarzy, jakby zrobiło mu się niedobrze, aż wtedy olśniło go! A co, jeśli by zdjął same cienie z tych posiłków? Kiedyś jadał tak podobnie, ale obdzierał z cieni ofiary porwań i pożerał ich złe emocje. Spróbował i tutaj podobnej sztuczki. Ziemniaki i warzywa są raczej ubogie w emocje, toteż skupił się na samych cieniach. Udało mu się palcami oderwać kilka otoczek z ziemniaków, mięsa, a nawet ze szklanki soku. O dziwo posiłki faktycznie nie posiadały już cieni, nie mniej zmieniały swój koloryt na albo bardzo blady albo prawie szary. Jikken i tak wydawał się być nie do końca zadowolony ze swojego efektu. Może poprzednie próby poturbowały jego żołądek nieprzyzwyczajony do takich dań? Nic nie rzekł na przygotowane menu, tylko wstał od stołu i odszedł bez słowa od stołu. A potem zrobił kilka kolejnych kroków, aż dał dyla. Dokąd? Z odgłosów nieopodal dało się wywnioskować, że musiał pilnie opróżnić żołądek i jakoś stanąć na nogi. Na szczęście wampirzyca nie musiała latać za nim w kółko, wrócił sam do Przewodniczki.
Wyszli na świeże powietrze po zapewnieniu komfortu cieplnego. Co prawda nie miał przy sobie dodatkowych ubrań jak Emerald, lecz wykreował je z cienia. Owinął się cienistym szalikiem papugując znów koleżankę i szedł za nią jak cień na boisko. Duża otwarta przestrzeń, mnóstwo świeżego powietrza. Chłonął widoki już lekko otrząśnięty po rewelacjach żołądkowych. Idąc za wampirzycą mógł pilniej obserwować jej sylwetkę i wreszcie trochę pomyśleć o kimś więcej niż o sobie. Bo chodzą tak ciągle ze sobą, w zasadzie był ciągnięty na rozkaz Kaiena, ale mogła przecież odmówić, albo być mniej przyjazna. A ona poświęciła mu swój czas. Równie cenny lub cenniejszy niż ametyst. Tak mało wiedział o dziewczynie, która pokazała mu nowy start w życiu, że aż chciał coś zmienić w tym zakresie.
- Amaya...? -zaczął jak zwykle niepewnie zwalniając kroki- Czy... czy... -cholera, tylko o co zapytać najpierw?- Czy... czy Ty też miałaś problemy, żeby... żeby dopasować się tutaj?
Nie umiał rozmawiać w sposób naturalny, to już wcześniej dało się stwierdzić. Nie szło mu dobrze, nawet jego antenki na głowie oklapły okazując zażenowanie swoim właścicielem. Znów zaczął nerwowo trzymać się ręki na wysokości łokcia i drapać czarny nalot, który niebawem zakrył całą jego skórę chroniąc Cieniołaka przed zwykłym oświetleniem w parku. Aż musiał sobie usiąść, na ziemi, po turecku. Tyle tego dzisiaj wszystkiego przyszło mu poznawać, że zmęczył się. Oby Krwiopijczyni nie miała mu za złe odpoczynek.
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Pon 09 Sie 2021, 16:37
Dobra, może sobie zanotować kolejne rzeczy odnośnie chłopaka. Nie zgadza się na wszystko. Nie do końca wchodzi mu 'ludzkie' żarcie, na swój dziwny sposób jednak je konsumuje. Najwyraźniej sam do końca nie wie jak działa jego organizm więc nic dziwnego, że i Amaya nie ma pojęcia. Trochę na nim eksperymentuje, to fakt, ale nie widzi na razie innego sposobu na poznanie go jak testowanie chłopaka w różnych sytuacjach. Ona jest obserwatorem.
- Huuh...? - mruknęła z zaciekawieniem patrząc na posiłek chłopaka, który wyglądał teraz jak błąd w matrixie. W czasie gdy Jikken zniknął, ona zdążyła wszystko zjeść oraz posprzątać po sobie. Siedziała przy stole grzecznie, czekając, aż ten wróci, by kontynuować oprowadzanie po tym ogromnym miejscu. Gdy byli już na części zewnętrznej wskazała gdzie znajduje się kompleks sportowy oraz krótko opisała w co się mniej-więcej gra na fizycznych zajęciach. Co roku organizowana też jest swego rodzaju olimpiada - biegi sztafetowe, skoki, piłka i inne typowo szkolne rzeczy, oczywiście dostosowane do nietypowych umiejętności uczniów. Kojarzycie zawody Quidditcha z Harrego Pottera? Władcy powietrza urządzili sobie coś podobnego, ku uciesze gawiedzi. Nie latają jednak na miotłach, a na deskach. To się jej nawet podobało, żałowała tylko, że nie jest to przeznaczone dla wszystkich. Wampiry specjalizują się w biegach na dystans, skrzydlate potwory w akrobacjach powietrznych, wodne w wodnych - po prostu bajkowy świat i każdy znajdzie coś dla siebie. Najbardziej wyczekiwane dni w roku każdego w tej szkole. Najbliższe wiosną. Chciałaby to opisać chłopakowi dokładnie tak jak przed chwilą sobie w myślach, ale trochę to uszczupliła ze słów. W jej stylu.
Idąc do kolejnego punktu wycieczki, chłopak postanowił sam w końcu coś powiedzieć, a raczej zapytać się. Amaya szła wolno, a po chwili się zatrzymała, najwyraźniej zdziwiona pytaniem. Milczała dłuższą chwilę, jedna z lamp oświetlających drogi świeciła tak, że oświetlało tylko jej czubek głowy. Odwróciła lekko głowę w stronę chłopaka, ukazując swoje świecące w ciemności szmaragdowe oczy.
- Tak. - odpowiedziała krótko, mocno jednak akcentując to, że nie bardzo jest to dla niej przyjemny temat do rozmowy - Niewiele się zmieniło - dlatego nie ma pojęcia dlaczego dyrektor wybrał akurat ją. Już ta poryta anielica z ich klasy byłaby do tego lepiej stworzona. Świętoszka z dobrą duszą, chcąca naprawić wszystko i wszystkich, a szczególnie dusze nocy, dlatego zdecydowała się uczęszczać do zajęć nocnych. Do tej pory pamięta jak uparcie chodziła za Amayą przez trzy miesiące mając nadzieję, że nawróci krwiopijcę. Okropieństwo.
Spojrzała w górę, zaczął padać pierwszy w tym roku śnieg. To zawsze był piękny widok, to się nigdy nie znudzi.
- Co tu robisz? Skąd się wziąłeś? Sam dyrektor Cię tu ściągnął? Jesteś jego jakimś eksperymentem? - w końcu okazała jakiś cień zainteresowania. Na głos. Szczerze to nie zdziwiłaby się gdyby faktycznie był szczurem laboratoryjnym Dyrka.
- Huuh...? - mruknęła z zaciekawieniem patrząc na posiłek chłopaka, który wyglądał teraz jak błąd w matrixie. W czasie gdy Jikken zniknął, ona zdążyła wszystko zjeść oraz posprzątać po sobie. Siedziała przy stole grzecznie, czekając, aż ten wróci, by kontynuować oprowadzanie po tym ogromnym miejscu. Gdy byli już na części zewnętrznej wskazała gdzie znajduje się kompleks sportowy oraz krótko opisała w co się mniej-więcej gra na fizycznych zajęciach. Co roku organizowana też jest swego rodzaju olimpiada - biegi sztafetowe, skoki, piłka i inne typowo szkolne rzeczy, oczywiście dostosowane do nietypowych umiejętności uczniów. Kojarzycie zawody Quidditcha z Harrego Pottera? Władcy powietrza urządzili sobie coś podobnego, ku uciesze gawiedzi. Nie latają jednak na miotłach, a na deskach. To się jej nawet podobało, żałowała tylko, że nie jest to przeznaczone dla wszystkich. Wampiry specjalizują się w biegach na dystans, skrzydlate potwory w akrobacjach powietrznych, wodne w wodnych - po prostu bajkowy świat i każdy znajdzie coś dla siebie. Najbardziej wyczekiwane dni w roku każdego w tej szkole. Najbliższe wiosną. Chciałaby to opisać chłopakowi dokładnie tak jak przed chwilą sobie w myślach, ale trochę to uszczupliła ze słów. W jej stylu.
Idąc do kolejnego punktu wycieczki, chłopak postanowił sam w końcu coś powiedzieć, a raczej zapytać się. Amaya szła wolno, a po chwili się zatrzymała, najwyraźniej zdziwiona pytaniem. Milczała dłuższą chwilę, jedna z lamp oświetlających drogi świeciła tak, że oświetlało tylko jej czubek głowy. Odwróciła lekko głowę w stronę chłopaka, ukazując swoje świecące w ciemności szmaragdowe oczy.
- Tak. - odpowiedziała krótko, mocno jednak akcentując to, że nie bardzo jest to dla niej przyjemny temat do rozmowy - Niewiele się zmieniło - dlatego nie ma pojęcia dlaczego dyrektor wybrał akurat ją. Już ta poryta anielica z ich klasy byłaby do tego lepiej stworzona. Świętoszka z dobrą duszą, chcąca naprawić wszystko i wszystkich, a szczególnie dusze nocy, dlatego zdecydowała się uczęszczać do zajęć nocnych. Do tej pory pamięta jak uparcie chodziła za Amayą przez trzy miesiące mając nadzieję, że nawróci krwiopijcę. Okropieństwo.
Spojrzała w górę, zaczął padać pierwszy w tym roku śnieg. To zawsze był piękny widok, to się nigdy nie znudzi.
- Co tu robisz? Skąd się wziąłeś? Sam dyrektor Cię tu ściągnął? Jesteś jego jakimś eksperymentem? - w końcu okazała jakiś cień zainteresowania. Na głos. Szczerze to nie zdziwiłaby się gdyby faktycznie był szczurem laboratoryjnym Dyrka.
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Pon 09 Sie 2021, 18:49
Gdyby udało mu się zaadoptować do warunków szkolnych, mógłby chętnie uczestniczyć w zajęciach fizycznych. Rywalizacja w powietrzu mogłaby być wyzwaniem, zaś w wodnych dyscyplinach, w tym w nurkowaniu, mógłby być równie dobry do władca wody. Życie w ogromnych głębinach robiło swoje. To już drugie miejsce, po bibliotece, które przypadło mu do gustu, ale obawiał się, że zmieni się to wszystko, kiedy będzie zmuszony zmierzyć się z innymi osobami, nie tylko Emerald. Już i tak z nią miał pod górkę przez swoją płochliwość, co dopiero rywalizacja z innymi. Kto wie, jak to wszystko się potoczy.
Zielonooka (właściwie przez krótką chwilę Szkarłatnooka) aż za bardzo dała znać, że nie trafił z pytaniem. Prawie go zmroziła wzrokiem, a może to ona przyczyniła się do spadającego śniegu? Nie wiedział, jakimi dysponuje siłami. Już sam fakt, że piła coś, co pachniało żelazem i miał kolor krwi dawało do myślenia. Nie znał się na panujących na ziemi rasach, porywał tylko ludzi i słabsze jednostki, które nie mogły bronić się przed Mrokołakiem. Sam nie wiedział czy powinien dalej zadawać pytania, jeśli za każdym razem miałby otrzymywać ciosy lodem. Może to kwestia słabego doboru słów? Albo że jednak zaczynała mieć dość niańczenia Jikkena, który mimo starań nie nadążał za planem dziewczyny? Chyba skończy się na tym, że będzie w milczeniu spełniać jej polecenia, aczkolwiek miał wrażenie, że nawet taka a nie inna wymiana zdań wyjdzie im obu na lepsze.
Czyżby?
Postanowił naśladować dalej dziewczynę i też zadarł głowę do góry, kiedy poczuł na nosie pierwszy płatek śniegu. Widywał już zimę na lądzie, lecz nigdy nie miał czasu na podziwianie jego waloru, tak jak teraz wampirzyca. Teraz też nie będzie mieć okazji na zbyt wiele. Wzrok z szarego nieba przeniósł na rozmówczynię, która również uderzyła w czuły punkt swoimi pytaniami. Do tego stopnia, że przez moment nie wiedział co powiedzieć i zbierał myśli, aby powiedzieć cokolwiek, co wie. Tamte czasy były zupełnie inne od dzisiejszego, a przepełniały całą dotychczasową egzystencję. Jak się później okazało czynił źle. Ale z jego punktu widzenia było to codziennością, normą. Trudno wykorzenić będzie nawyki czy praktyki z dawnych lat.
- Nie wiem zbyt wiele -a to ci nowość!- Nie wiem, kto mnie tu przysłał, ale nie znałem wcześniej Dyrektora. Jeszcze parę dni temu żyłem w wodzie i służyłem Panu Euge, Władcy Głębin. To on mnie stworzył... eksperyment... tak... tak mówił... Jikken... ha... -zmienił na moment tok rozumowania i wypowiedź- Wreszcie znalazłem swoje imię. Jikken. Tak... pasuje...
Aż poderwał się na nogi i wyprostował. Nareszcie przestał być Bezimiennym. Jak to dobrze, że Amaya dała mu pomysł, aby sam siebie nazwał. Może powinien jakoś odwdzięczyć się za pomoc? Chociażby odpowiadając na niewygodne pytania jakoś dokładniej? Co mógł mówić, a co nie? Chwila, moment, coś mu świtało w coraz bardziej obolałej głowie. Spojrzał czujnie na Emerald i zaczął mówić powoli, ważąc każde słowo jakie wypowiadał.
- Ostrzegano, że nie powinienem mówić o przeszłości. Że mam wszystko zostawić, w tym swego Pana, i zacząć od nowa, a jedynie pamiętać, by nie robić tego samego. To jest trudne, nic nie jest takie same jak dawniej... jest zupełnie inne. Aghr!
Zdawał sobie sprawy ze zbyt małego zasobu słownictwa, zbyt mało oczywistości, lecz obawiał się nie tylko o swoje, ale i o życie Czarnowłosej. Czy taka wiedza nie będzie obciążeniem w ich relacji. Jeśli miała być mu Przodowniczką, nie mógł pozwolić sobie na zniechęcenie do siebie. Jednocześnie czuł, jak cień spod jego stóp wije się coraz ciaśniej wokół jego sylwetki i przylegał jeszcze szczelniej ciała. Nawet myśli zaczynał mieć coraz mroczniejsze, w tym nakłaniające do złamania tutejszego prawa.
- Jest jeszcze jedna możliwość, Amaya... -wskazał ręką w bok od siebie, za park- Możemy uciec stąd i robić to, co nam się podoba. Wystarczy przejść przez te mury.
Uśmiechnął się zawadiacko wśród swej ogólnej czerni i nawet zrobił kilka kroków w stronę ogrodzenia dla podparcia swojej propozycji. Zabrzmiał w tej chwili zarówno groźnie, jak i naiwnie, wręcz dziecinnie. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że za tymi murami czekają istoty, które wiele zrobią, by złapać i zgładzić tych, którzy odstają od reszty. Miał zbyt małe doświadczenie spoza swojej małej, złowieszczej i morskiej ojczyzny, by wiedzieć, że nie bez powodu został wtedy schwytany i rozdzielony od jego Pana. Że to ich działania były spoza normy, wręcz katastrofalne.
Zielonooka (właściwie przez krótką chwilę Szkarłatnooka) aż za bardzo dała znać, że nie trafił z pytaniem. Prawie go zmroziła wzrokiem, a może to ona przyczyniła się do spadającego śniegu? Nie wiedział, jakimi dysponuje siłami. Już sam fakt, że piła coś, co pachniało żelazem i miał kolor krwi dawało do myślenia. Nie znał się na panujących na ziemi rasach, porywał tylko ludzi i słabsze jednostki, które nie mogły bronić się przed Mrokołakiem. Sam nie wiedział czy powinien dalej zadawać pytania, jeśli za każdym razem miałby otrzymywać ciosy lodem. Może to kwestia słabego doboru słów? Albo że jednak zaczynała mieć dość niańczenia Jikkena, który mimo starań nie nadążał za planem dziewczyny? Chyba skończy się na tym, że będzie w milczeniu spełniać jej polecenia, aczkolwiek miał wrażenie, że nawet taka a nie inna wymiana zdań wyjdzie im obu na lepsze.
Czyżby?
Postanowił naśladować dalej dziewczynę i też zadarł głowę do góry, kiedy poczuł na nosie pierwszy płatek śniegu. Widywał już zimę na lądzie, lecz nigdy nie miał czasu na podziwianie jego waloru, tak jak teraz wampirzyca. Teraz też nie będzie mieć okazji na zbyt wiele. Wzrok z szarego nieba przeniósł na rozmówczynię, która również uderzyła w czuły punkt swoimi pytaniami. Do tego stopnia, że przez moment nie wiedział co powiedzieć i zbierał myśli, aby powiedzieć cokolwiek, co wie. Tamte czasy były zupełnie inne od dzisiejszego, a przepełniały całą dotychczasową egzystencję. Jak się później okazało czynił źle. Ale z jego punktu widzenia było to codziennością, normą. Trudno wykorzenić będzie nawyki czy praktyki z dawnych lat.
- Nie wiem zbyt wiele -a to ci nowość!- Nie wiem, kto mnie tu przysłał, ale nie znałem wcześniej Dyrektora. Jeszcze parę dni temu żyłem w wodzie i służyłem Panu Euge, Władcy Głębin. To on mnie stworzył... eksperyment... tak... tak mówił... Jikken... ha... -zmienił na moment tok rozumowania i wypowiedź- Wreszcie znalazłem swoje imię. Jikken. Tak... pasuje...
Aż poderwał się na nogi i wyprostował. Nareszcie przestał być Bezimiennym. Jak to dobrze, że Amaya dała mu pomysł, aby sam siebie nazwał. Może powinien jakoś odwdzięczyć się za pomoc? Chociażby odpowiadając na niewygodne pytania jakoś dokładniej? Co mógł mówić, a co nie? Chwila, moment, coś mu świtało w coraz bardziej obolałej głowie. Spojrzał czujnie na Emerald i zaczął mówić powoli, ważąc każde słowo jakie wypowiadał.
- Ostrzegano, że nie powinienem mówić o przeszłości. Że mam wszystko zostawić, w tym swego Pana, i zacząć od nowa, a jedynie pamiętać, by nie robić tego samego. To jest trudne, nic nie jest takie same jak dawniej... jest zupełnie inne. Aghr!
Zdawał sobie sprawy ze zbyt małego zasobu słownictwa, zbyt mało oczywistości, lecz obawiał się nie tylko o swoje, ale i o życie Czarnowłosej. Czy taka wiedza nie będzie obciążeniem w ich relacji. Jeśli miała być mu Przodowniczką, nie mógł pozwolić sobie na zniechęcenie do siebie. Jednocześnie czuł, jak cień spod jego stóp wije się coraz ciaśniej wokół jego sylwetki i przylegał jeszcze szczelniej ciała. Nawet myśli zaczynał mieć coraz mroczniejsze, w tym nakłaniające do złamania tutejszego prawa.
- Jest jeszcze jedna możliwość, Amaya... -wskazał ręką w bok od siebie, za park- Możemy uciec stąd i robić to, co nam się podoba. Wystarczy przejść przez te mury.
Uśmiechnął się zawadiacko wśród swej ogólnej czerni i nawet zrobił kilka kroków w stronę ogrodzenia dla podparcia swojej propozycji. Zabrzmiał w tej chwili zarówno groźnie, jak i naiwnie, wręcz dziecinnie. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że za tymi murami czekają istoty, które wiele zrobią, by złapać i zgładzić tych, którzy odstają od reszty. Miał zbyt małe doświadczenie spoza swojej małej, złowieszczej i morskiej ojczyzny, by wiedzieć, że nie bez powodu został wtedy schwytany i rozdzielony od jego Pana. Że to ich działania były spoza normy, wręcz katastrofalne.
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Pią 20 Sie 2021, 23:23
Otworzyła nieco szerzej swoje wąskie oczy. Chłopak powiedział jej dużo więcej niż chciała wiedzieć, nastawiała się raczej na lakoniczną wypowiedź. Historia o podwodnym miejscu, w którym się znajdował była wprost nieprawdopodobna. Nie znała żadnego podwodnego miasta, ale kojarzy z książek legendy o takowych miejscach. Tylko, że to były legendy i bajki opowiadane dzieciom. Zaintrygowało ją to. Zachciała dowiedzieć się więcej od Jikkena - bo tak postanowił zacząć siebie nazywać. Szybko poszło mu znalezienie sobie imienia.
- Jikken. - powtórzyła na głos jego imię - Jeżeli Twoja przeszłość jest bolesna, odrzuć ją. Liczy się to co jest teraz i to co będzie. - w porzucaniu przeszłości Amaya była dobra. W końcu odcięła się od pępowiny ojca i zaczęła całkiem nowe życie, na własną rękę.
Ametystowy chłopak jakby stając się na chwilę kimś innym zaproponował Amayi ucieczkę z tego miejsca, aby robić to, co im w duszy gra. Zaśmiała się duchu, lecz na twarzy pojawiło się tylko lekkie zdziwienie w postaci uniesionej brwi.
- Po pierwsze... ja już robię co chcę. Żyję tak jak chciałam żyć. Po drugie, musisz się najpierw nauczyć tego świata zanim ruszysz w głąb. Ta szkoła to idealne miejsce na to. Po trzecie... - schyliła się i chwyciła kamień wielkości orzecha ziemnego. Obróciła go w palcach i po krótkiej chwili skupienia natchnęła go maną, przez co zaczął jakby płonąć leniwym ogniem w kolorze szmaragdu, jak jej oczy. Wzięła zamach niczym profesjonalny miotacz, a następnie cisnęła pociskiem nad mur, który wcześniej wskazywał Jikken. Zamiast przelecieć nad nim, odbił się od niewidzialnej bariery, która na chwilę w tym miejscu rozjaśniła się falą. Zaraz po tym dyrektor przykleił się do swojego okna w gabinecie, chcąc wywęszyć jaki to bandzior narusza jego magię.
Nie ucieknie od tak. Nie, żeby tutaj byli więźniami, po prostu wejście oraz wyjście z tego miejsca jest... przy bramach. Tam nałożona jest specjalna magia, która ma na celu monitorowanie każdej many jaka wchodzi lub wychodzi. Każdy uczeń jest zarejestrowany, gdy zostanie namierzona obca energia... wkraczają nauczyciele. Nie są byle czym, tak samo jak cała reszta szkoły. To miejsce jest ma najwyższy poziom bezpieczeństwa. Nic dziwnego, same szychy tu siedzą. Niech no Jikken pozna paru nauczycieli, wtedy zrozumie.
Wytłumaczyła działanie bariery swojemu podopiecznemu, nie chciała, żeby pomyślał, że jest tutaj więźniem i go nie wypuszczą. Następnie wyciągnęła z kieszeni spódniczki telefon, napisała do dyrektora obiecanego sms'a zawierającego imię chłopaka oraz wytłumaczenie ataku na barierę.
- Pokazałam Ci już wszystko. - powiedziała chowając urządzenie – Jutro mamy dzień wolny, jeżeli zechcesz to jutro pokażę Ci jak wygląda miasto. Teraz możesz wracać do swojego pokoju. Jutro o tej samej porze, pod bramą wschodnią. – jakby nigdy nic odwróciła się od chłopaka i zaczęła kierować się w stronę akademików.
- Jikken. - powtórzyła na głos jego imię - Jeżeli Twoja przeszłość jest bolesna, odrzuć ją. Liczy się to co jest teraz i to co będzie. - w porzucaniu przeszłości Amaya była dobra. W końcu odcięła się od pępowiny ojca i zaczęła całkiem nowe życie, na własną rękę.
Ametystowy chłopak jakby stając się na chwilę kimś innym zaproponował Amayi ucieczkę z tego miejsca, aby robić to, co im w duszy gra. Zaśmiała się duchu, lecz na twarzy pojawiło się tylko lekkie zdziwienie w postaci uniesionej brwi.
- Po pierwsze... ja już robię co chcę. Żyję tak jak chciałam żyć. Po drugie, musisz się najpierw nauczyć tego świata zanim ruszysz w głąb. Ta szkoła to idealne miejsce na to. Po trzecie... - schyliła się i chwyciła kamień wielkości orzecha ziemnego. Obróciła go w palcach i po krótkiej chwili skupienia natchnęła go maną, przez co zaczął jakby płonąć leniwym ogniem w kolorze szmaragdu, jak jej oczy. Wzięła zamach niczym profesjonalny miotacz, a następnie cisnęła pociskiem nad mur, który wcześniej wskazywał Jikken. Zamiast przelecieć nad nim, odbił się od niewidzialnej bariery, która na chwilę w tym miejscu rozjaśniła się falą. Zaraz po tym dyrektor przykleił się do swojego okna w gabinecie, chcąc wywęszyć jaki to bandzior narusza jego magię.
Nie ucieknie od tak. Nie, żeby tutaj byli więźniami, po prostu wejście oraz wyjście z tego miejsca jest... przy bramach. Tam nałożona jest specjalna magia, która ma na celu monitorowanie każdej many jaka wchodzi lub wychodzi. Każdy uczeń jest zarejestrowany, gdy zostanie namierzona obca energia... wkraczają nauczyciele. Nie są byle czym, tak samo jak cała reszta szkoły. To miejsce jest ma najwyższy poziom bezpieczeństwa. Nic dziwnego, same szychy tu siedzą. Niech no Jikken pozna paru nauczycieli, wtedy zrozumie.
Wytłumaczyła działanie bariery swojemu podopiecznemu, nie chciała, żeby pomyślał, że jest tutaj więźniem i go nie wypuszczą. Następnie wyciągnęła z kieszeni spódniczki telefon, napisała do dyrektora obiecanego sms'a zawierającego imię chłopaka oraz wytłumaczenie ataku na barierę.
- Pokazałam Ci już wszystko. - powiedziała chowając urządzenie – Jutro mamy dzień wolny, jeżeli zechcesz to jutro pokażę Ci jak wygląda miasto. Teraz możesz wracać do swojego pokoju. Jutro o tej samej porze, pod bramą wschodnią. – jakby nigdy nic odwróciła się od chłopaka i zaczęła kierować się w stronę akademików.
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Sob 21 Sie 2021, 14:49
Niesamowite uczucie słysząc swoje imię po raz pierwszy, i to z ust kogoś, kto towarzyszył mu na nowej drodze życia. Trafił się Amayi nie lada zaszczyt w oczach młodzieńca, co pewnie nie miało większego znaczenia dla samej dziewczyny. Wpatrywał się w nią uważnie i z iskierkami ekscytacji w oczach. No pewnie, że chciał żyć tym co tu i teraz i być może w przyszłości! Może niekoniecznie wie, jak to zrealizować, ale z pomocą panny Emerald nauczy się. Tylko czy akurat muszą to być te budynki i te mury? Czy tam po drugiej stronie nie byłoby lepiej? Miewał chwile takie jak ta, że otaczająca ciemność czy mrok miał większą władzę nad nim, jakby to ona go kontrolowała, a nie na odwrót. Jakby ojciec Mrok i matka Ciemność chcieli albo pochwycić swego syna do Królestwa Czerni, aby już nie wracał do tego ziemskiego wymiaru, albo sprawić, by istniał tylko jeden świat. Tym bardziej miał wtedy problem zrozumieć, do którego świata należy tak naprawdę. Którymi zasadami się kierować, i jak dokładnie wyglądają te zasady. Wampirzyca starała się przybliżyć nową perspektywę bycia tutaj. Ona sama chciała zostać na tej uczelni, bo oferowała coś, czego nie miała w poprzednim życiu. Samodzielność. Mogła realizować swoje plany i marzenia, a nie zapracowanego tatuśka otoczonego kamieniami szlachetnymi i tymi połowicznie. Już miała solidną podstawę i wiedzę, jak poruszać się w tym środowisku, jak przygotować się do dorosłego życia. Sam sposób oprowadzania po obiekcie i wskazywanie zalet, nawet półsłówkiem wspominając, przybliżała Ametystowemu świat, który był dla niego obcy. I którego na pewno nie docenił w tej formie, w jakiej przedstawiła go Amaya, gdyby jakimś cudem zwiał stąd i działał sam. Nie, on na samodzielność nie jest ani trochę gotowy, zważywszy na skręcony bat wiszący nad jego głową przez całą swoją egzystencję.
Patrzył zdumiony na to, co zrobiła dziewczyna z orzechem ubarwionym jej maną koloru szmaragdu i jaki przyniósł to efekt. Bariera na kilka sekund uaktywniła się i przykuła sporą uwagę Jikkena. Z wyjaśnień wywnioskował, że to specjalna ochrona, aby uniknąć krzywdy na uczniach i na nauczycielach przed wrogiem. Czyli... w zasadzie... tutaj mógł poczuć się bezpiecznie. Czyli tak jak tego potrzebował w tej chwili najbardziej. Stał jak wryty uświadamiając sobie wreszcie, że szkoła to nie tylko pokoje, łazienka, biblioteka, jadalnia czy uczniowie i nauczyciele, ale to także azyl, oaza.
Być może też dla takich jak on.
Czerń z wolna odrywała się od chłopaka pozwalając mu chłonąć nową wiedzę i poczucie dumy, że wreszcie więcej rozumie znaczenie tego miejsca. Gdy Amaya wspomniała o tym, że jutro wybiorą się na miasto, to już nie był tak pewny swej woli ucieczki stąd jak jeszcze moment temu. Ale z drugiej strony... może w mieście też będzie coś podobnego? W ogóle powinien zaznajomić się z terminologią. A najbardziej trzymać sztamę z tą osobą, która do tej pory prowadziła go za rękę, a już mieli się rozstawać. Ocknął się dopiero po paru sekundach, że koleżanka już idzie do siebie.
- Z-Zaczekaj!
Zawołał w stronę dziewczyny, podbiegając do niej w kilkunastu krokach, bo zdołała oddalić się na parę metrów. Już nie był taki szybki jak na początku wycieczki. Jego organizm potrzebował odpoczynku i regeneracji, wbrew pozorom życie na lądzie różniło się znacząco od tego pod wodą. W każdym razie zaświtała mu myśl, że skoro są wokół szkoły postawione bariery, to mają chronić nie tylko uczniów od ingerencji na świat poza murami, ale i odwrotnie. Jego dość płochliwa natura kazała mu szukać wszelkich alternatyw, które pozwalałyby mu uratować życie. A gdzie teraz, zważając na okoliczności, mógłby poszukać pomocy jak nie u swojej Opiekunki?
- Jeśli nie miałabyś nic przeciwko... to czy możesz wskazać, gdzie jest Twój pokój? W razie, gdybym nie czuł się bezpiecznie u siebie.
W zależności od decyzji Amayi albo odprowadziłby koleżankę idąc za nią jak cień aż do jej pokoju, albo ich drogi rozeszłyby się już w parku przy boisku. Na jakiś czas odpoczną od siebie, Jikken naprawdę nauczył się wiele dzięki wampirzycy, aczkolwiek nie zdawał sobie sprawy, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej wiedzy, jaką powinien posiąść. W dodatku oswajał się z uczelnią tylko z Emerald, bez ingerencji osób trzecich. Jak korytarze i sale zapełnią się od uczniów różnych ras i charakterów, może nie być tak spokojnie. Wróciwszy do swojego pokoju od razu grzmotnął się na łóżku, lecz nie zasnął od razu. To był dzień pełen wrażeń, a na pewno dzięki Czarnowłosej mógł poznać tą lepszą stronę tutejszej codzienności. A przynajmniej przydatne lokalizacje. Jeśli wszyscy byliby tacy jak Amaya, nie bałby się tak bardzo, choć i ona ma w sobie coś, od czego robi się gęsia skórka na ciele. Ta skrytość i lakoniczność sprawia wrażenie chłodnej postawy, albo takiej, że już wszystko w życiu się widziało i nie dało się zaskoczyć niczym nowym. Obstawia to drugie. Mimo wszystko zdołał stworzyć delikatną nić z osobą, która wprowadziła go do nowego życia. "To brzmi obiecująco" - tak sobie wmawiał dla poprawy humoru, który odupadł z powodu małej energii, lekkiego głodu i wszędobylskiego mroku, który otulił go do snu.
Spał niemal dwadzieścia dwie godziny, nie umiał dobrze wyczuć biologicznego zegara, który tykał teraz w otoczeniu pozbawionym wody. A właśnie, zauważył, że czarna otoczka na jego ciele była bardzo sucha. Odłupywała się jak zaschnięta ziemia, a wręcz pyliła przy zetknięciu. To znaczyło, że musiał nawodnić ciało i skórę. Wykopał się spod czarnej kołdry i przed wizytą umówioną przy branie z Amayą zdecydował się na porządną kąpiel pod prysznicem. Będzie musiał zapytać się, czy jest możliwe wstawienie do jego pokoju wanny albo beczki z wodą, w której mógłby namoczyć ciało w każdym momencie, bez konieczności dzielenia się łazienką z innymi uczniami. Na ten moment jednak musiał zabrać się i udać do wskazanej poprzedniego dnia wspólnej łazienki i wziąć kąpiel.
Na szczęście, kiedy wszedł do łazienki - upewniając się parę razy, że nikogo nie ma - zlokalizował jedną z wielu kabin, zrzucił z siebie cienistą powłokę, odkręcił potrzebne kurki i z dyszy nad sobą lała się woda gęstym strumieniem. O tak, tego potrzebował. Aż zmrużył ciężkie powieki od zbyt długiego snu i namaczał ciało samą wodą. Za parę minut niepewnie sięgnął po środki czystości, o których także wspominała dziewczyna i ostrożnie namydlał się tu i ówdzie. Nawet przyjemne uczucie będąc wypachnionym rześkimi kosmetykami. Kiedy zabierał się już za suszenie włosów (na małym biegu, bo jeszcze nie przywykł do hałasu wydobywającego się z dyfuzora), nagle usłyszał trzask otwieranych drzwi, a potem jakiegoś kolesia, który został na siłę wepchnięty do środka i spadł na tyłek. Za nim w drzwiach pojawiły się jeszcze dwie sylwetki uczniów. Jikken w panice odskoczył od suszarki w najciemniejszy kąt i czerwonymi ślepiami i z sercem pod gardłem obserwował, co się dzieje. Padły wtedy słowa tego popchniętego na posadzkę:
- Zostaw mnie, mówiłem, że nic nie wiem!
- Kłamiesz...
- Przysięgam, że nie wiem, o czym mówisz! Zostaw mnie, słyszysz?!
Gostek, który stał z drugim w drzwiach, wszedł w głąb łazienki trzymając telefon komórkowy w ręce i nagrywając tego na ziemi, który słaniał się rękoma przed filmowaniem. Dla kogoś, kto nie zna się na trendach ani na technologii, ta scena nie wyglądała jak ustawka do Tik-Toka, tylko jak celowe znęcanie się przy użyciu dziwnego sprzętu mieszczącego się zaledwie w jednej ręce. Aż mignęły Mrokołakowi przed oczami podobne sceny, tym razem nie wyreżyserowane i które odczuł na własnej skórze. Ile to razy pan Euge wymyślał narzędzia specjalnie po to, by ukarać Cieniołaka i sprawdzić, jaki wzór na ciele zostawi po zadanym nim ciosie. Wszystko działo się za szybko, a w spontanicznym akcie sprzeciwienia się przemocy niewiele myśląc wskoczył między potencjalną ofiarą a pozornym katem. Jeszcze szybciej wytrącił szybkim ruchem telefon z ręki oprawcy, który spadł na kafelki i niefortunnie upadł tak, że nie tylko pękła w nim szybka, ale wyłączył się całkowicie. Ku rozpaczy i furii nagrywającego, który chyba nie do końca wyszedł z roli, i teraz naprawdę zaatakował, tym razem Jikkena pięścią w brzuch. Aż złożyło Ametystowego chłopca w połowie i zamroczyło, a tamten wykorzystując swoją przewagę, rzucił chuderlakiem w podłogę. Chłopak jęknął z bólu próbując wstać. Nic z tego, został sparaliżowany strachem i kolejnym ciosem. Napastnik wyczuł lęk, który zadziałał jak czerwona płachta na byka.
- Co ty odwalasz, jełopie?! Masz mi odkupić nowy telefon, słyszysz?!
Mówiąc to jeszcze dwa lub trzy razy kopnął skulonego Cieniołaka w brzuch i głowę. Towarzysze zamiast spróbować uspokoić i oderwać agresora od poturbowanego młodzieńca, poczuli podskok adrenaliny i wyższość nad samotnikiem, więc dołączyli się do mało humanitarnej rozrywki. Ametystowy zdołał jedynie skryć twarz w dłoniach, ale i tak raz czy dwa oberwał w szczękę. W powietrzu czuć było specyficzny metaliczny aromat, w tym przypadku krew z Jikkena miała barwę czarną, a smak miał podobny do świeżej mięty. Raz po raz pojawiało się więcej plamek z tejże substancji na posadzce. Nie było dobrze. Wreszcie przełamał się i pod groźbą konsekwencji z użycia many, ostatkiem sił wykorzystał swoje umiejętności w dwóch celach. Po pierwsze: ożywił cienie całej trójki i telepatycznie rozkazał im pochwycić swoich właścicieli za nogi, aby odciągnąć ich od poturbowanego. Wyszło to na tyle dobrze, że wszyscy runęli na podłogę i przez chwilę spuścili oczy z Mrokołaka nie wiedząc, co się dzieje. Po drugie: Ametystowy znajdował się akurat w takim miejscu, że udało mu się schować w cieniu grzejnika wiszącego obok, toteż wyglądało to tak dla postronnych, jakby rozpłynął się w powietrzu. Agresorzy wnet skierowali wzrok w miejscu, gdzie powinna leżeć ofiara, lecz prócz kilku kałuż jej krwi nie widzieli jej w całości.
- Cholera, gdzie on zwiał?
Powiedział lider paczki i nakazał przeszukać kabiny, samemu zaglądając do kabiny z toaletą. Kiedy nie mogli namierzyć chłopaka, wybiegli z łazienki, a Jikken wrócił do tego wymiaru ledwie żywy. Do bólu cielesnego i widoku własnej krwi był już przyzwyczajony, ale najbardziej poturbowana była jego psychika. Do tego stopnia, że mimo jakiś tam możliwości fizycznych, by poderwać się na nogi i iść do swojego pokoju albo wezwać pomoc, zblokowało go na tyle, że podczołgał się jedynie do jednej z kabin i skulił się w najciemniejszym jej kącie. Nasłuchiwał, czy agresorzy nie wracają, bo po śladzie rozmazanej krwi jaka ciągnęła się od grzejnika do kabiny łatwo namierzą go. Wrócą po niego, byli w amoku i na pewno chcieliby zobaczyć, jak ich nierówny przeciwnik traci przytomność. Nie da im takiej satysfakcji. Dyszał szybko, krótko, miał problem z normalnym oddychaniem. To z nerwów i poturbowanych wnętrzności. To rozluźniał to zaciskał pięść, którą dociskał do brzucha, który burczał z głodu. Powinien był pożreć ich cienie, ale... ale nie chciał ściągać jeszcze większych kłopotów. Na siebie i na Amayę. I tak wywalą go stąd, bo jak przyjdzie do osądu, to mu nie uwierzą, że bronił się. Ich usprawiedliwią, że Jikken sprowokował. Jedno słowo przeciwko trzem nie ma takiej mocy. Coraz to czarniejsze myśli dusiły młodzieńca i kusiły, by zemścić się na tamtych. Skończyło się na tym, że lekko zmrużył powieki i starał się unormować oddech. Antenki na głowie z lekka też zaczynały opadać. Nie, musi zachować czujność, na wypadek, gdyby tamci wrócili.
Miał za naradą wampirzycy odrzucić przeszłość na rzecz teraźniejszości i przyszłości, ale wracały wspomnienia i traumy jak bumerang. To trudniejsze niż uważał jeszcze dobę temu.
Patrzył zdumiony na to, co zrobiła dziewczyna z orzechem ubarwionym jej maną koloru szmaragdu i jaki przyniósł to efekt. Bariera na kilka sekund uaktywniła się i przykuła sporą uwagę Jikkena. Z wyjaśnień wywnioskował, że to specjalna ochrona, aby uniknąć krzywdy na uczniach i na nauczycielach przed wrogiem. Czyli... w zasadzie... tutaj mógł poczuć się bezpiecznie. Czyli tak jak tego potrzebował w tej chwili najbardziej. Stał jak wryty uświadamiając sobie wreszcie, że szkoła to nie tylko pokoje, łazienka, biblioteka, jadalnia czy uczniowie i nauczyciele, ale to także azyl, oaza.
Być może też dla takich jak on.
Czerń z wolna odrywała się od chłopaka pozwalając mu chłonąć nową wiedzę i poczucie dumy, że wreszcie więcej rozumie znaczenie tego miejsca. Gdy Amaya wspomniała o tym, że jutro wybiorą się na miasto, to już nie był tak pewny swej woli ucieczki stąd jak jeszcze moment temu. Ale z drugiej strony... może w mieście też będzie coś podobnego? W ogóle powinien zaznajomić się z terminologią. A najbardziej trzymać sztamę z tą osobą, która do tej pory prowadziła go za rękę, a już mieli się rozstawać. Ocknął się dopiero po paru sekundach, że koleżanka już idzie do siebie.
- Z-Zaczekaj!
Zawołał w stronę dziewczyny, podbiegając do niej w kilkunastu krokach, bo zdołała oddalić się na parę metrów. Już nie był taki szybki jak na początku wycieczki. Jego organizm potrzebował odpoczynku i regeneracji, wbrew pozorom życie na lądzie różniło się znacząco od tego pod wodą. W każdym razie zaświtała mu myśl, że skoro są wokół szkoły postawione bariery, to mają chronić nie tylko uczniów od ingerencji na świat poza murami, ale i odwrotnie. Jego dość płochliwa natura kazała mu szukać wszelkich alternatyw, które pozwalałyby mu uratować życie. A gdzie teraz, zważając na okoliczności, mógłby poszukać pomocy jak nie u swojej Opiekunki?
- Jeśli nie miałabyś nic przeciwko... to czy możesz wskazać, gdzie jest Twój pokój? W razie, gdybym nie czuł się bezpiecznie u siebie.
W zależności od decyzji Amayi albo odprowadziłby koleżankę idąc za nią jak cień aż do jej pokoju, albo ich drogi rozeszłyby się już w parku przy boisku. Na jakiś czas odpoczną od siebie, Jikken naprawdę nauczył się wiele dzięki wampirzycy, aczkolwiek nie zdawał sobie sprawy, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej wiedzy, jaką powinien posiąść. W dodatku oswajał się z uczelnią tylko z Emerald, bez ingerencji osób trzecich. Jak korytarze i sale zapełnią się od uczniów różnych ras i charakterów, może nie być tak spokojnie. Wróciwszy do swojego pokoju od razu grzmotnął się na łóżku, lecz nie zasnął od razu. To był dzień pełen wrażeń, a na pewno dzięki Czarnowłosej mógł poznać tą lepszą stronę tutejszej codzienności. A przynajmniej przydatne lokalizacje. Jeśli wszyscy byliby tacy jak Amaya, nie bałby się tak bardzo, choć i ona ma w sobie coś, od czego robi się gęsia skórka na ciele. Ta skrytość i lakoniczność sprawia wrażenie chłodnej postawy, albo takiej, że już wszystko w życiu się widziało i nie dało się zaskoczyć niczym nowym. Obstawia to drugie. Mimo wszystko zdołał stworzyć delikatną nić z osobą, która wprowadziła go do nowego życia. "To brzmi obiecująco" - tak sobie wmawiał dla poprawy humoru, który odupadł z powodu małej energii, lekkiego głodu i wszędobylskiego mroku, który otulił go do snu.
Spał niemal dwadzieścia dwie godziny, nie umiał dobrze wyczuć biologicznego zegara, który tykał teraz w otoczeniu pozbawionym wody. A właśnie, zauważył, że czarna otoczka na jego ciele była bardzo sucha. Odłupywała się jak zaschnięta ziemia, a wręcz pyliła przy zetknięciu. To znaczyło, że musiał nawodnić ciało i skórę. Wykopał się spod czarnej kołdry i przed wizytą umówioną przy branie z Amayą zdecydował się na porządną kąpiel pod prysznicem. Będzie musiał zapytać się, czy jest możliwe wstawienie do jego pokoju wanny albo beczki z wodą, w której mógłby namoczyć ciało w każdym momencie, bez konieczności dzielenia się łazienką z innymi uczniami. Na ten moment jednak musiał zabrać się i udać do wskazanej poprzedniego dnia wspólnej łazienki i wziąć kąpiel.
Na szczęście, kiedy wszedł do łazienki - upewniając się parę razy, że nikogo nie ma - zlokalizował jedną z wielu kabin, zrzucił z siebie cienistą powłokę, odkręcił potrzebne kurki i z dyszy nad sobą lała się woda gęstym strumieniem. O tak, tego potrzebował. Aż zmrużył ciężkie powieki od zbyt długiego snu i namaczał ciało samą wodą. Za parę minut niepewnie sięgnął po środki czystości, o których także wspominała dziewczyna i ostrożnie namydlał się tu i ówdzie. Nawet przyjemne uczucie będąc wypachnionym rześkimi kosmetykami. Kiedy zabierał się już za suszenie włosów (na małym biegu, bo jeszcze nie przywykł do hałasu wydobywającego się z dyfuzora), nagle usłyszał trzask otwieranych drzwi, a potem jakiegoś kolesia, który został na siłę wepchnięty do środka i spadł na tyłek. Za nim w drzwiach pojawiły się jeszcze dwie sylwetki uczniów. Jikken w panice odskoczył od suszarki w najciemniejszy kąt i czerwonymi ślepiami i z sercem pod gardłem obserwował, co się dzieje. Padły wtedy słowa tego popchniętego na posadzkę:
- Zostaw mnie, mówiłem, że nic nie wiem!
- Kłamiesz...
- Przysięgam, że nie wiem, o czym mówisz! Zostaw mnie, słyszysz?!
Gostek, który stał z drugim w drzwiach, wszedł w głąb łazienki trzymając telefon komórkowy w ręce i nagrywając tego na ziemi, który słaniał się rękoma przed filmowaniem. Dla kogoś, kto nie zna się na trendach ani na technologii, ta scena nie wyglądała jak ustawka do Tik-Toka, tylko jak celowe znęcanie się przy użyciu dziwnego sprzętu mieszczącego się zaledwie w jednej ręce. Aż mignęły Mrokołakowi przed oczami podobne sceny, tym razem nie wyreżyserowane i które odczuł na własnej skórze. Ile to razy pan Euge wymyślał narzędzia specjalnie po to, by ukarać Cieniołaka i sprawdzić, jaki wzór na ciele zostawi po zadanym nim ciosie. Wszystko działo się za szybko, a w spontanicznym akcie sprzeciwienia się przemocy niewiele myśląc wskoczył między potencjalną ofiarą a pozornym katem. Jeszcze szybciej wytrącił szybkim ruchem telefon z ręki oprawcy, który spadł na kafelki i niefortunnie upadł tak, że nie tylko pękła w nim szybka, ale wyłączył się całkowicie. Ku rozpaczy i furii nagrywającego, który chyba nie do końca wyszedł z roli, i teraz naprawdę zaatakował, tym razem Jikkena pięścią w brzuch. Aż złożyło Ametystowego chłopca w połowie i zamroczyło, a tamten wykorzystując swoją przewagę, rzucił chuderlakiem w podłogę. Chłopak jęknął z bólu próbując wstać. Nic z tego, został sparaliżowany strachem i kolejnym ciosem. Napastnik wyczuł lęk, który zadziałał jak czerwona płachta na byka.
- Co ty odwalasz, jełopie?! Masz mi odkupić nowy telefon, słyszysz?!
Mówiąc to jeszcze dwa lub trzy razy kopnął skulonego Cieniołaka w brzuch i głowę. Towarzysze zamiast spróbować uspokoić i oderwać agresora od poturbowanego młodzieńca, poczuli podskok adrenaliny i wyższość nad samotnikiem, więc dołączyli się do mało humanitarnej rozrywki. Ametystowy zdołał jedynie skryć twarz w dłoniach, ale i tak raz czy dwa oberwał w szczękę. W powietrzu czuć było specyficzny metaliczny aromat, w tym przypadku krew z Jikkena miała barwę czarną, a smak miał podobny do świeżej mięty. Raz po raz pojawiało się więcej plamek z tejże substancji na posadzce. Nie było dobrze. Wreszcie przełamał się i pod groźbą konsekwencji z użycia many, ostatkiem sił wykorzystał swoje umiejętności w dwóch celach. Po pierwsze: ożywił cienie całej trójki i telepatycznie rozkazał im pochwycić swoich właścicieli za nogi, aby odciągnąć ich od poturbowanego. Wyszło to na tyle dobrze, że wszyscy runęli na podłogę i przez chwilę spuścili oczy z Mrokołaka nie wiedząc, co się dzieje. Po drugie: Ametystowy znajdował się akurat w takim miejscu, że udało mu się schować w cieniu grzejnika wiszącego obok, toteż wyglądało to tak dla postronnych, jakby rozpłynął się w powietrzu. Agresorzy wnet skierowali wzrok w miejscu, gdzie powinna leżeć ofiara, lecz prócz kilku kałuż jej krwi nie widzieli jej w całości.
- Cholera, gdzie on zwiał?
Powiedział lider paczki i nakazał przeszukać kabiny, samemu zaglądając do kabiny z toaletą. Kiedy nie mogli namierzyć chłopaka, wybiegli z łazienki, a Jikken wrócił do tego wymiaru ledwie żywy. Do bólu cielesnego i widoku własnej krwi był już przyzwyczajony, ale najbardziej poturbowana była jego psychika. Do tego stopnia, że mimo jakiś tam możliwości fizycznych, by poderwać się na nogi i iść do swojego pokoju albo wezwać pomoc, zblokowało go na tyle, że podczołgał się jedynie do jednej z kabin i skulił się w najciemniejszym jej kącie. Nasłuchiwał, czy agresorzy nie wracają, bo po śladzie rozmazanej krwi jaka ciągnęła się od grzejnika do kabiny łatwo namierzą go. Wrócą po niego, byli w amoku i na pewno chcieliby zobaczyć, jak ich nierówny przeciwnik traci przytomność. Nie da im takiej satysfakcji. Dyszał szybko, krótko, miał problem z normalnym oddychaniem. To z nerwów i poturbowanych wnętrzności. To rozluźniał to zaciskał pięść, którą dociskał do brzucha, który burczał z głodu. Powinien był pożreć ich cienie, ale... ale nie chciał ściągać jeszcze większych kłopotów. Na siebie i na Amayę. I tak wywalą go stąd, bo jak przyjdzie do osądu, to mu nie uwierzą, że bronił się. Ich usprawiedliwią, że Jikken sprowokował. Jedno słowo przeciwko trzem nie ma takiej mocy. Coraz to czarniejsze myśli dusiły młodzieńca i kusiły, by zemścić się na tamtych. Skończyło się na tym, że lekko zmrużył powieki i starał się unormować oddech. Antenki na głowie z lekka też zaczynały opadać. Nie, musi zachować czujność, na wypadek, gdyby tamci wrócili.
Miał za naradą wampirzycy odrzucić przeszłość na rzecz teraźniejszości i przyszłości, ale wracały wspomnienia i traumy jak bumerang. To trudniejsze niż uważał jeszcze dobę temu.
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Sob 21 Sie 2021, 19:57
Na prośbę o pokazanie położenia swojego pokoju przytaknęła, w zasadzie tak będzie logicznie, bo jakby czegoś potrzebował to przynajmniej będzie wiedział gdzie powinien szukać. Jednakowoż był to inny budynek, sąsiadujący z budynkiem dziewcząt. Ostrzegła jeszcze, żeby nie dał się złapać w razie czego gdyby się zakradał do jej pokoju bo w zasadzie chłopaki nie mogą kręcić się po internacie dziewcząt oraz odwrotnie. Nauczyciele mocno tego przestrzegają.
Numerem jej pokoju był 195, nawet pokazała chłopakowi konkretne drzwi, korzystając z okazji, że dzienna część uczniów jeszcze śpi, a nocna jest na zajęciach. Gdy się rozeszli, weszła do swojego pokoju, aby chwycić kilka książek po czym udała się na resztę zajęć. Musi złapać któregoś z nauczycieli, aby dali jej notatki z opuszczonych zajęć. Nie chciałaby pogorszyć swoich ocen, bo wtedy nie będzie mogła wykonać swojego planu. Obecnie dodatkowo uczęszcza na zajęcia medyczne. Wampiry są znane z tego, że są dobrymi lekarzami. Nic dziwnego, bo wystarczy kropla krwi pacjenta i są w stanie na miejscu określić do dolega choremu. Najlepsi nawet potrafią wyczuć po przepływie krwi raka, zatory czy choroby autoimmunologiczne. Do tego na razie dąży, chce być jednym z tych najlepszych lekarzy... ale na razie nie jest pewna czy da radę. Uczy się pilnie, ale to nie wystarczy. Kluczem są tutaj też... znajomości. Ta, to kamień, którego nie jest jeszcze w stanie przeskoczyć.
Zdążyła na ostatnie zajęcia tego dnia, więc usadowiła się na swoim miejscu w sali. Oparła głowę o dłoń i westchnęła delikatnie. Ciężki dzień, a zapowiadają się jeszcze cięższe, bo na prawdę nie miała pojęcia jak się zabrać do Jikkena. Niby już zaczęła, ale na pewno nie robiła tego poprawnie, wiele rzeczy mogłaby zmienić. Przydałby się jej... usłyszała jak dwie dziewczyny przed nią rozmawiały ze sobą. No tak, jedna z nich - tsuinzu - uczyła się psychologii. Chciała poznać lepiej swoją drugą połowę jaźni, więc postanowiła uczęszczać dodatkowo na zajęcia, które jej w tym pomogą. Z tego co zapamiętała kiedyś, bo może nie jest czynnym uczestnikiem rozmów, ale dużo słucha i zapamiętuje. Dziewczyna o dwukolorowych włosach (czerń i zieleń) najwyraźniej poczuła na sobie wzrok Amayi bo spojrzała w jej stronę, a po chwili odwróciła wzrok speszona. Jednak po kilku sekundach, jakby walcząc ze sobą w myślach wróciła wzrokiem do wampirzycy;
- Amaya, prawda? - chwila przerwy, na którą właścicielka imienia kiwnęła głową - Potrzebujesz czegoś? - jakby czytała w jej myślach. Już chciała coś odpowiedzieć, jednak do sali wszedł nauczyciel informując wszystkich, że powinni już zakończyć rozmówki i skupić się na zajęciach. Nie udało się jej porozmawiać, jednak postanowiła wykorzystać okazję i napisała do przyszłej psycholożki karteczkę nakreślając krótko swój problem. Pominęła większość mniej istotnych rzeczy jak kim jest Jikken oraz kto jej to zlecił, chciała tylko rady dotyczącej jak powinna zachowywać się w stosunku do osoby o takim typie osobowości. Otrzymała odpowiedź.
Na drugi, wolny od zajęć dzień stała już pod bramą o umówionej godzinie. Ziewnęła leniwie. Pół czasu przeznaczonego na sen zmarnowała na ogarnianie swojego bałaganu w pokoju, więc była lekko nie wyspana. Ubrana była w czarne legginsy, musztardowe trapery, jeansową kurtkę z białym kołnierzykiem oraz szary szalik. Czekała na Jikkena, stukając butem o chodnik, lekko oprószony śniegiem, najwyraźniej z poirytowania czekaniem. Wtedy też kątem oka dostrzegła biegnącą trójkę uczniów, z czego na dwóch wyczuła ze sporej odległości krew o dziwnym zapachu. Zmarszczyła brwi, a następnie wyciągnęła z kieszeni swój telefon, pisząc na szybko smsa po czym podbiegła do podejrzanych chwytając jednego za kołnierz, przez co wydał z siebie dziwny dźwięk jakby cofania się zawartości żołądka. Niezadowolony z zatrzymania dał znak swoim kolegom, że potrzebuje wsparcia, ale było za późno. Został sam na sam z Amayą, która na spokojnie zapytała przed czym tak uciekają oraz do kogo należy krew, którą ma na butach. Ten chaotycznie zaczął coś mówić o całej sytuacji tak bardzo, że ta po prostu przestała go słuchać i pobiegła w stronę, którą wskazał. Napisała drugiego sms'a. Na miejscu była już osoba, z którą była w kontakcie - a dokładniej po prostu Dyrektor, w towarzystwie innego nauczyciela - Naberiusa Kalego, demon o dość mrocznym i zmęczonym wiekiem imidżu gościa w średnim wieku, ale dobrej osobowości.
- Dobra robota Panno Amayo, przekaż Panu Kalego resztę, a potem idziemy do mojego gabinetu. I bez złości. - powiedział to, bo na twarzy Amayi widniało o dziwo zdenerwowanie, czego dobrym podkreśleniem były błyszczące się szkarłatne oczy. Nie zmieniły się nawet gdy siedziała już w gabinecie w pozycji zamkniętej postawy ciała. Demoniczny nauczyciel po informacji o tym kto jest sprawcą ataku na Jikkena postanowił znaleźć oraz ukarać gagatków, a sam poszkodowany teraz leżał na kanapie w pokoju obok gabinetu, w całkowitej ciemności, aby pomóc mu dojść do siebie. Chciała powiedzieć wiele, ale nie mogła, choćby chciała.
- Nie obwiniaj siebie. Nie kazałem Ci przecież mieć go na oku całą dobę, takie kwiatki jak tamci nie są tu częste. Już zapewnię na specjalnym apelu, że to się nie powtórzy. - no ta, z pewnością tamci już nie są uczniami tej szkoły, ale to marne pocieszenie, bo teraz resocjalizacja Jikkena może być jeszcze trudniejsza niż teraz, skoro tak się zraził przy pierwszym kontakcie z obcymi ludźmi. Wypad na miasto może w tej chwili odpadać, ale jak inaczej ma mu pokazać, że nie wszyscy tacy są? Oczy znów zabłysły, była zła, wkurzona. Emocje. Dużo ich.
Numerem jej pokoju był 195, nawet pokazała chłopakowi konkretne drzwi, korzystając z okazji, że dzienna część uczniów jeszcze śpi, a nocna jest na zajęciach. Gdy się rozeszli, weszła do swojego pokoju, aby chwycić kilka książek po czym udała się na resztę zajęć. Musi złapać któregoś z nauczycieli, aby dali jej notatki z opuszczonych zajęć. Nie chciałaby pogorszyć swoich ocen, bo wtedy nie będzie mogła wykonać swojego planu. Obecnie dodatkowo uczęszcza na zajęcia medyczne. Wampiry są znane z tego, że są dobrymi lekarzami. Nic dziwnego, bo wystarczy kropla krwi pacjenta i są w stanie na miejscu określić do dolega choremu. Najlepsi nawet potrafią wyczuć po przepływie krwi raka, zatory czy choroby autoimmunologiczne. Do tego na razie dąży, chce być jednym z tych najlepszych lekarzy... ale na razie nie jest pewna czy da radę. Uczy się pilnie, ale to nie wystarczy. Kluczem są tutaj też... znajomości. Ta, to kamień, którego nie jest jeszcze w stanie przeskoczyć.
Zdążyła na ostatnie zajęcia tego dnia, więc usadowiła się na swoim miejscu w sali. Oparła głowę o dłoń i westchnęła delikatnie. Ciężki dzień, a zapowiadają się jeszcze cięższe, bo na prawdę nie miała pojęcia jak się zabrać do Jikkena. Niby już zaczęła, ale na pewno nie robiła tego poprawnie, wiele rzeczy mogłaby zmienić. Przydałby się jej... usłyszała jak dwie dziewczyny przed nią rozmawiały ze sobą. No tak, jedna z nich - tsuinzu - uczyła się psychologii. Chciała poznać lepiej swoją drugą połowę jaźni, więc postanowiła uczęszczać dodatkowo na zajęcia, które jej w tym pomogą. Z tego co zapamiętała kiedyś, bo może nie jest czynnym uczestnikiem rozmów, ale dużo słucha i zapamiętuje. Dziewczyna o dwukolorowych włosach (czerń i zieleń) najwyraźniej poczuła na sobie wzrok Amayi bo spojrzała w jej stronę, a po chwili odwróciła wzrok speszona. Jednak po kilku sekundach, jakby walcząc ze sobą w myślach wróciła wzrokiem do wampirzycy;
- Amaya, prawda? - chwila przerwy, na którą właścicielka imienia kiwnęła głową - Potrzebujesz czegoś? - jakby czytała w jej myślach. Już chciała coś odpowiedzieć, jednak do sali wszedł nauczyciel informując wszystkich, że powinni już zakończyć rozmówki i skupić się na zajęciach. Nie udało się jej porozmawiać, jednak postanowiła wykorzystać okazję i napisała do przyszłej psycholożki karteczkę nakreślając krótko swój problem. Pominęła większość mniej istotnych rzeczy jak kim jest Jikken oraz kto jej to zlecił, chciała tylko rady dotyczącej jak powinna zachowywać się w stosunku do osoby o takim typie osobowości. Otrzymała odpowiedź.
Na drugi, wolny od zajęć dzień stała już pod bramą o umówionej godzinie. Ziewnęła leniwie. Pół czasu przeznaczonego na sen zmarnowała na ogarnianie swojego bałaganu w pokoju, więc była lekko nie wyspana. Ubrana była w czarne legginsy, musztardowe trapery, jeansową kurtkę z białym kołnierzykiem oraz szary szalik. Czekała na Jikkena, stukając butem o chodnik, lekko oprószony śniegiem, najwyraźniej z poirytowania czekaniem. Wtedy też kątem oka dostrzegła biegnącą trójkę uczniów, z czego na dwóch wyczuła ze sporej odległości krew o dziwnym zapachu. Zmarszczyła brwi, a następnie wyciągnęła z kieszeni swój telefon, pisząc na szybko smsa po czym podbiegła do podejrzanych chwytając jednego za kołnierz, przez co wydał z siebie dziwny dźwięk jakby cofania się zawartości żołądka. Niezadowolony z zatrzymania dał znak swoim kolegom, że potrzebuje wsparcia, ale było za późno. Został sam na sam z Amayą, która na spokojnie zapytała przed czym tak uciekają oraz do kogo należy krew, którą ma na butach. Ten chaotycznie zaczął coś mówić o całej sytuacji tak bardzo, że ta po prostu przestała go słuchać i pobiegła w stronę, którą wskazał. Napisała drugiego sms'a. Na miejscu była już osoba, z którą była w kontakcie - a dokładniej po prostu Dyrektor, w towarzystwie innego nauczyciela - Naberiusa Kalego, demon o dość mrocznym i zmęczonym wiekiem imidżu gościa w średnim wieku, ale dobrej osobowości.
- Dobra robota Panno Amayo, przekaż Panu Kalego resztę, a potem idziemy do mojego gabinetu. I bez złości. - powiedział to, bo na twarzy Amayi widniało o dziwo zdenerwowanie, czego dobrym podkreśleniem były błyszczące się szkarłatne oczy. Nie zmieniły się nawet gdy siedziała już w gabinecie w pozycji zamkniętej postawy ciała. Demoniczny nauczyciel po informacji o tym kto jest sprawcą ataku na Jikkena postanowił znaleźć oraz ukarać gagatków, a sam poszkodowany teraz leżał na kanapie w pokoju obok gabinetu, w całkowitej ciemności, aby pomóc mu dojść do siebie. Chciała powiedzieć wiele, ale nie mogła, choćby chciała.
- Nie obwiniaj siebie. Nie kazałem Ci przecież mieć go na oku całą dobę, takie kwiatki jak tamci nie są tu częste. Już zapewnię na specjalnym apelu, że to się nie powtórzy. - no ta, z pewnością tamci już nie są uczniami tej szkoły, ale to marne pocieszenie, bo teraz resocjalizacja Jikkena może być jeszcze trudniejsza niż teraz, skoro tak się zraził przy pierwszym kontakcie z obcymi ludźmi. Wypad na miasto może w tej chwili odpadać, ale jak inaczej ma mu pokazać, że nie wszyscy tacy są? Oczy znów zabłysły, była zła, wkurzona. Emocje. Dużo ich.
- Kalego:
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Sob 21 Sie 2021, 22:43
Urwał mu się film na parę minut, w momencie gdy spanikowany w łazience usłyszał czyjeś kroki i obawiając się, że to tamci wrócili. Przywarł mocno do ściany plecami i znów oddychał jak szalony, lecz rozbiegany wzrok wychwycił trzy sylwetki. Dwie znane i jedna nie. Jak tylko udało mu się upewnić, że nie miał urojeń i jest koleżanka tutaj, wtedy odpłynął i dał się mimowolnie przetransportować do pokoju przyległego do gabinetu Kaiena. Całe szczęście, że tonął w mroku. Ocknął się z nagła, jakby zdał sobie sprawę, że nie powinien padać nieprzytomny, tylko czuwać. Obolałe ciało nie pozwoliło mu na wstawanie, lecz dostrzegł na sobie bandaże, które w dwóch miejscach już zaczynały przesiąkać krwią. Nie miał zbyt wiele mocy, ale udało mu się podźwignąć do siadu na kanapie, wykreować z cienia podobne bandaże i starał się je zawinąć wokół ciała, ale nie umiał. Czarne wstęgi pospadały na podłogę, a Jikkenowi zakręciło się w głowie i znów położył się na meblu. Nie powinien przez jakiś czas korzystać ze swoich umiejętności, dopóki nie wróci do sił. Drżenie ciała i wielki niepokój nie mogły ustąpić. Leżąc na boku ujął rękoma skulone nogi i objął nimi je na wysokości kolan, a później bujał się myśląc, że jakoś lepiej zniesie to wszystko i szybko przeminie. Nie myśleć o przeszłości... nie myśleć o przeszłości... Jutro będzie lepiej... pocieszał się w myślach bijącymi się z tymi ponurymi i przepełnionymi lękami.
- Amaya... -szeptał do siebie to imię jak mantrę, która miała odgonić wszystko złe, co do spotkało- Amaya... Amaya...
Gdzieś ją czuł nieopodal, chyba stąd wypowiadał jej imię nie zdając sobie z tego w pełni sprawę. Była dla niego w tym momencie jedynym wytrychem do zamku tego niedostępnego dla niego świata. Głosik ucichł, szybki oddech uspokajał się. Zawsze pozostaje jeszcze jedna możliwość, ale zaczynał podziwiać ten świat. Jego złożoność, strukturę, przede wszystkim spotkał na swej drodze w końcu osobę, która nie skrzywdziła go. Dyrektor też wydawał się być w porządku, lecz nie ufał mu ani w połowie jak wampirzycy. Co nie znaczy, że zawierzył w niej całkowitą ufność, po prostu kogokolwiek zdołał przyswoić, że wie co robi. Emerald w tej chwili też nie miała się najlepiej, zdołał wyłapać w powietrzu jej rozgniewany nastrój. Zaraz... moment... Jikkenowi aż rozpaliły się ślepia. Tak, to były złe emocje, którymi mógł zaspokoić głód. Dawno nie korzystał z takiej możliwości pożywienia się, nie mniej nie zapomniał, jak to się robi. Szkoda, że nie potrafił zjadać własnych emocji, ale mniejsza. Czas działać. Po raz drugi postarał się dźwignąć do pozycji siedzącej i nadstawił antenki na głowie. Ich wierzchołki skierował dosłownie na dziewczynę za ścianą. Ze względu na dzielącą ich odległość i nienajlepszą kondycję Cieniołaka transfer pożywienia będzie trwał parę minut, jednak będzie to warte wysiłku. Cały magnes na zło skierował na siebie, aby odciągnąć negatywne emocje z Czarnowłosej na siebie. Transakcja przebiegła pomyślnie dla obu stron. Wampirzyca z chwili na chwilę była coraz mniej spięta i zła (raczej nie dzięki rozmowie z Kaienem i Kalego), a chłopak nabierał sił. Niestety regeneracja ran na ciele nie przebiegnie tak szybko, zwłaszcza tej cieknącej i zabandażowanej na brzuchu. Przycisnął obie ręce do brzucha i zaciskał palcami, żeby jakoś zatamować krwawienie. Chyba jeden z napastników miał sztylet ze srebrem, skoro nie chciała się zamykać rana. Na nowo zaczął się stresować i drżeć. Nie czuł się komfortowo ze świadomością, że nic na to nie zdziała.
- Amaya...
Zacięła mu się płyta z tym szeptaniem, ale żadne inne słowo nie dawało się ułożyć na trzęsącym się języku. Palce czerniały od przeciekającej szmatki, bezradnie dociskał dalej. Nie mniej nie śmiał podnieść wyżej głosu z obawy, żeby nie przywołać kogoś innego. Jak chociażby tamtą trójkę napastników.
- Amaya... -szeptał do siebie to imię jak mantrę, która miała odgonić wszystko złe, co do spotkało- Amaya... Amaya...
Gdzieś ją czuł nieopodal, chyba stąd wypowiadał jej imię nie zdając sobie z tego w pełni sprawę. Była dla niego w tym momencie jedynym wytrychem do zamku tego niedostępnego dla niego świata. Głosik ucichł, szybki oddech uspokajał się. Zawsze pozostaje jeszcze jedna możliwość, ale zaczynał podziwiać ten świat. Jego złożoność, strukturę, przede wszystkim spotkał na swej drodze w końcu osobę, która nie skrzywdziła go. Dyrektor też wydawał się być w porządku, lecz nie ufał mu ani w połowie jak wampirzycy. Co nie znaczy, że zawierzył w niej całkowitą ufność, po prostu kogokolwiek zdołał przyswoić, że wie co robi. Emerald w tej chwili też nie miała się najlepiej, zdołał wyłapać w powietrzu jej rozgniewany nastrój. Zaraz... moment... Jikkenowi aż rozpaliły się ślepia. Tak, to były złe emocje, którymi mógł zaspokoić głód. Dawno nie korzystał z takiej możliwości pożywienia się, nie mniej nie zapomniał, jak to się robi. Szkoda, że nie potrafił zjadać własnych emocji, ale mniejsza. Czas działać. Po raz drugi postarał się dźwignąć do pozycji siedzącej i nadstawił antenki na głowie. Ich wierzchołki skierował dosłownie na dziewczynę za ścianą. Ze względu na dzielącą ich odległość i nienajlepszą kondycję Cieniołaka transfer pożywienia będzie trwał parę minut, jednak będzie to warte wysiłku. Cały magnes na zło skierował na siebie, aby odciągnąć negatywne emocje z Czarnowłosej na siebie. Transakcja przebiegła pomyślnie dla obu stron. Wampirzyca z chwili na chwilę była coraz mniej spięta i zła (raczej nie dzięki rozmowie z Kaienem i Kalego), a chłopak nabierał sił. Niestety regeneracja ran na ciele nie przebiegnie tak szybko, zwłaszcza tej cieknącej i zabandażowanej na brzuchu. Przycisnął obie ręce do brzucha i zaciskał palcami, żeby jakoś zatamować krwawienie. Chyba jeden z napastników miał sztylet ze srebrem, skoro nie chciała się zamykać rana. Na nowo zaczął się stresować i drżeć. Nie czuł się komfortowo ze świadomością, że nic na to nie zdziała.
- Amaya...
Zacięła mu się płyta z tym szeptaniem, ale żadne inne słowo nie dawało się ułożyć na trzęsącym się języku. Palce czerniały od przeciekającej szmatki, bezradnie dociskał dalej. Nie mniej nie śmiał podnieść wyżej głosu z obawy, żeby nie przywołać kogoś innego. Jak chociażby tamtą trójkę napastników.
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Sob 21 Sie 2021, 23:39
- A lecząca? - wypowiedziała nagle Amaya - Przyjdzie pielęgniarka? - zamruczała z gniewem w głosie, jednak przeplatało się to z jej charakterystycznym spokojem.
- Za niedługo. - odpowiedział dyrektor, najwyraźniej wyłapując, że jego pokrętny humor nie pomoże dziewczynie. Rzadko kto ma okazję do tego, aby zobaczyć Kaiena jako poważnego osobnika. Zawsze się wygłupiał i śmieszkował, w zasadzie to potrzeba nawet takich ludzi. Siedzieli więc w kompletnej ciszy przez kilkanaście następnych minut, w tym czasie jakby za sprawą lekarstw uspokajających, cale napięcie zaczęło spływać z wampirzycy. Oczy wróciły do normalnego koloru, a zmarszczenie na czole zniknęło. Nie drżały jej ręce, mogła się rozluźnić. Nie rozumiała za bardzo tego, przecież nie wypiła nic tutaj odkąd przyszli do gabinetu, to Dyrektor jak zawsze siorbie swoją herbatę w eleganckiej filiżance.
Spojrzała w stronę pokoju, w którym leżał chłopak, zmrużyła oczy i wzięła głęboki wdech. Wtedy też do gabinetu przyszła pielęgniarka, doświadczona władczyni ziemi, znająca magię leczącą. Amaya wstała i zaszła jej drogę po czym krótko wytłumaczyła, że dla bezpieczeństwa to ona powinna pierwsza wejść do pokoju. Nacisnęła klamkę i delikatnie uchyliła drzwi:
- To ja. - dała znać o swojej obecności, a następnie nastawiła światło na kilka procent jasności, wchodząc do środka - Przyprowadzę osobę, która uleczy Twoje rany. Nie będzie Cię wtedy boleć. - oddychała powoli, spokojnie, a gdy wyczuła odpowiedni moment, dała znać pielęgniarce, że może wejść. Sama nie opuszczała pomieszczenia, stała jakoś pół metra od kanapy, a przy okazji bacznie obserwowała poczynania kobiety. W końcu nauka poprzez obserwację to też nauka.
- To Ty wyciągnąłeś mój gniew? - zapytała, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę, aby Jikken nie czuł zbyt dużego stresu obecnością obcej osoby. Miała wrażenie, że to do tego pokoju odeszły jej negatywne emocje. Ciężko jednak określić to jasno samymi słowami.
- Za niedługo. - odpowiedział dyrektor, najwyraźniej wyłapując, że jego pokrętny humor nie pomoże dziewczynie. Rzadko kto ma okazję do tego, aby zobaczyć Kaiena jako poważnego osobnika. Zawsze się wygłupiał i śmieszkował, w zasadzie to potrzeba nawet takich ludzi. Siedzieli więc w kompletnej ciszy przez kilkanaście następnych minut, w tym czasie jakby za sprawą lekarstw uspokajających, cale napięcie zaczęło spływać z wampirzycy. Oczy wróciły do normalnego koloru, a zmarszczenie na czole zniknęło. Nie drżały jej ręce, mogła się rozluźnić. Nie rozumiała za bardzo tego, przecież nie wypiła nic tutaj odkąd przyszli do gabinetu, to Dyrektor jak zawsze siorbie swoją herbatę w eleganckiej filiżance.
Spojrzała w stronę pokoju, w którym leżał chłopak, zmrużyła oczy i wzięła głęboki wdech. Wtedy też do gabinetu przyszła pielęgniarka, doświadczona władczyni ziemi, znająca magię leczącą. Amaya wstała i zaszła jej drogę po czym krótko wytłumaczyła, że dla bezpieczeństwa to ona powinna pierwsza wejść do pokoju. Nacisnęła klamkę i delikatnie uchyliła drzwi:
- To ja. - dała znać o swojej obecności, a następnie nastawiła światło na kilka procent jasności, wchodząc do środka - Przyprowadzę osobę, która uleczy Twoje rany. Nie będzie Cię wtedy boleć. - oddychała powoli, spokojnie, a gdy wyczuła odpowiedni moment, dała znać pielęgniarce, że może wejść. Sama nie opuszczała pomieszczenia, stała jakoś pół metra od kanapy, a przy okazji bacznie obserwowała poczynania kobiety. W końcu nauka poprzez obserwację to też nauka.
- To Ty wyciągnąłeś mój gniew? - zapytała, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę, aby Jikken nie czuł zbyt dużego stresu obecnością obcej osoby. Miała wrażenie, że to do tego pokoju odeszły jej negatywne emocje. Ciężko jednak określić to jasno samymi słowami.
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Nie 22 Sie 2021, 10:55
Krew dalej ciekła i jej zapach zaczynał przesiąkać mocniej w powietrzu. Na całe szczęście w tym samym momencie uchyliły się drzwi i weszła do środka znajoma i przychylna mu wampirzyca, na którą spojrzał bardzo ostrożnie i niepewnie. W pierwszym odruchu zakrył mocniej brzuch, chcąc zamaskować źródło wycieku posoki od wzroku koleżanki. Taka typowa reakcja obronna zranionego osobnika. Mimo wszystko cieszył się w duchu, że jest tutaj i że nie gniewa się na niego, że nie pojawił się przy bramie jak umawiali się. Znaczy tego wprost nie powiedziała, może gniewała się, ale nie pokazywała tego po sobie. Niestety w tym szczęściu pojawił się pierwiastek niezbyt dobry dla kogoś, kto bał się kogokolwiek obcego. Pielęgniarka. W pierwszym odruchu położył antenki po sobie i uciekł wzrokiem na bok próbując przetrawić informację, że miała mu pomóc. No tak, jak przy oprowadzaniu Amaya zaprowadziła kolegę pod drzwi gabinetu lekarskiego, to wspominała, że pracuje tam osoba, która ukoi ból. Przy tej wypowiedzi też to potwierdziła. Nie sądził, że okłamywała go tu i wtedy, ale naprawdę obawiał się wizyty pielęgniarki. Ostatecznie, kiedy przeszył go znów ból w okolicy brzucha, skinął niemrawo głową, że zgadza się.
Gdy wyczuł inną aurę wchodzącą wraz z Emerald do pokoju, na nowo trząsł się cały z góry do dołu i z dołu do góry. Nawet ukradkiem spojrzał na pielęgniarkę, ale nie utrzymał zbyt długiego kontaktu. Też były problemy, aby odsłonił nieznajomej zranione miejsce, bo silnie przyciskał do niego ręce, aż po łokcie brudząc się posoką. Dopiero kolejne zapewnienia wampirzycy skłoniły chłopaka do posłuszeństwa i zjechał rękami wzdłuż ciała. Widok nie należał do przyjemnych, przy nerwowym uciskaniu krwotoku Jikken wcisnął odłamek ostrza sztyletu głębiej niż znajdował się pierwotnie i pogorszył sprawę. Pielęgniarka od razu wzięła się do pracy i wpierw magią odrobinę znieczuliła te okolice ciała chłopaka, by następnie móc ostrożnie specjalistycznym sprzętem chirurgicznym podobnym do pęsety pochwycić ciało obce ze srebra i wydobyć na zewnątrz. Odłamek był ze srebra, miał może niecały centymetr długości, ale sam surowiec dla większości uczniów tejże szkoły był szkodliwy, a co dopiero tkwiący w ciele przez jakiś czas.
Dobrze, że wampirzyca odwróciła uwagę młodzieńca od całego zabiegu pytając się o coś niezwiązanego z jego stanem zdrowia. Co prawda z początku Ametystowy nie odpowiadał na pytanie Czarnowłosej, ale wreszcie skinął głową niepewnie patrząc się na Emerald. Nie wiedział, czy nie będzie mieć mu tego za złe, ale naprawdę był już głodny. Do tego stopnia, że już z desperacji szykował się na zdjęcie cienia z poduszki i pożarcie, którą miał pod głową podczas odpoczynku. Odczuwając ulgę po wyjęciu ciała obcego wysilił się wreszcie na słowa.
- To moja wina... że miałaś zły humor... -mówił szeptem siląc się przy każdym słowie jakby podnosił ciężary- ... powinienem zapytać czy mogę... przepraszam... przepraszam za wszystko... wybacz mi... wybacz mi Panie...
Spuścił głowę i gwałtownie brudnymi dłońmi chwycił się za antenki na głowie szarpiąc je, przy tym zaczął się kiwać do przodu i do tyłu, a ciało na nowo przywlekło się w czarną, smolistą powłokę. Coś musiało mu się przypomnieć z przeszłości, skoro nawet wspomniał o swoim twórcy, tak jakby i jego musiał kiedyś błagać o przebaczenie. Nie był to miły widok, ale... to też pokazywało, że Cieniołak odrobinkę otworzył się przed dziewczyną o szmaragdowym spojrzeniu.
Pielęgniarka skinieniem głowy dała znać Amayi, że będzie czekać na zewnątrz, bo przy ranie wszystko już zdziałała. Wymieniony opatrunek już nie był brudzony przez krew, a ciało także zszyte zostało rozpuszczalnymi nićmi. Niestety na uraz psychiczny potrzeba kogoś, komu pacjent ufa nawet w najmniejszym stopniu, a przez całą tu obecność czuła się jak wróg publiczny. Nie przeszkadzało jej to, ale martwiła się tak po prostu. Gdy wyszła z pokoju podzieliła się uwagami z Dyrektorem i obecnym nauczycielem.
- Stracił dużo krwi, ale jego stan zdrowia jest stabilny. Powinien udać się do psychologa lub psychiatry, ma silne zaburzenia emocjonalne.
Kazała im też przekazać te informacje wampirzycy, ale także w jakimś stopniu odciążyć ją od obowiązku pilnowania ucznia, żeby nie zaniedbywała swoich zajęć mając na głowie Jikkena. Ale potwierdziła przypuszczenie Kaiena, że tylko panna Emerald nadaje się do komunikowania się z chłopcem i że pacjent nie powinien przez minimum dwa dni opuszczać swojego pokoju, by zasklepiły się rany. Pożegnała się i wyszła dalej pełnić swoje obowiązki.
Gdy wyczuł inną aurę wchodzącą wraz z Emerald do pokoju, na nowo trząsł się cały z góry do dołu i z dołu do góry. Nawet ukradkiem spojrzał na pielęgniarkę, ale nie utrzymał zbyt długiego kontaktu. Też były problemy, aby odsłonił nieznajomej zranione miejsce, bo silnie przyciskał do niego ręce, aż po łokcie brudząc się posoką. Dopiero kolejne zapewnienia wampirzycy skłoniły chłopaka do posłuszeństwa i zjechał rękami wzdłuż ciała. Widok nie należał do przyjemnych, przy nerwowym uciskaniu krwotoku Jikken wcisnął odłamek ostrza sztyletu głębiej niż znajdował się pierwotnie i pogorszył sprawę. Pielęgniarka od razu wzięła się do pracy i wpierw magią odrobinę znieczuliła te okolice ciała chłopaka, by następnie móc ostrożnie specjalistycznym sprzętem chirurgicznym podobnym do pęsety pochwycić ciało obce ze srebra i wydobyć na zewnątrz. Odłamek był ze srebra, miał może niecały centymetr długości, ale sam surowiec dla większości uczniów tejże szkoły był szkodliwy, a co dopiero tkwiący w ciele przez jakiś czas.
Dobrze, że wampirzyca odwróciła uwagę młodzieńca od całego zabiegu pytając się o coś niezwiązanego z jego stanem zdrowia. Co prawda z początku Ametystowy nie odpowiadał na pytanie Czarnowłosej, ale wreszcie skinął głową niepewnie patrząc się na Emerald. Nie wiedział, czy nie będzie mieć mu tego za złe, ale naprawdę był już głodny. Do tego stopnia, że już z desperacji szykował się na zdjęcie cienia z poduszki i pożarcie, którą miał pod głową podczas odpoczynku. Odczuwając ulgę po wyjęciu ciała obcego wysilił się wreszcie na słowa.
- To moja wina... że miałaś zły humor... -mówił szeptem siląc się przy każdym słowie jakby podnosił ciężary- ... powinienem zapytać czy mogę... przepraszam... przepraszam za wszystko... wybacz mi... wybacz mi Panie...
Spuścił głowę i gwałtownie brudnymi dłońmi chwycił się za antenki na głowie szarpiąc je, przy tym zaczął się kiwać do przodu i do tyłu, a ciało na nowo przywlekło się w czarną, smolistą powłokę. Coś musiało mu się przypomnieć z przeszłości, skoro nawet wspomniał o swoim twórcy, tak jakby i jego musiał kiedyś błagać o przebaczenie. Nie był to miły widok, ale... to też pokazywało, że Cieniołak odrobinkę otworzył się przed dziewczyną o szmaragdowym spojrzeniu.
Pielęgniarka skinieniem głowy dała znać Amayi, że będzie czekać na zewnątrz, bo przy ranie wszystko już zdziałała. Wymieniony opatrunek już nie był brudzony przez krew, a ciało także zszyte zostało rozpuszczalnymi nićmi. Niestety na uraz psychiczny potrzeba kogoś, komu pacjent ufa nawet w najmniejszym stopniu, a przez całą tu obecność czuła się jak wróg publiczny. Nie przeszkadzało jej to, ale martwiła się tak po prostu. Gdy wyszła z pokoju podzieliła się uwagami z Dyrektorem i obecnym nauczycielem.
- Stracił dużo krwi, ale jego stan zdrowia jest stabilny. Powinien udać się do psychologa lub psychiatry, ma silne zaburzenia emocjonalne.
Kazała im też przekazać te informacje wampirzycy, ale także w jakimś stopniu odciążyć ją od obowiązku pilnowania ucznia, żeby nie zaniedbywała swoich zajęć mając na głowie Jikkena. Ale potwierdziła przypuszczenie Kaiena, że tylko panna Emerald nadaje się do komunikowania się z chłopcem i że pacjent nie powinien przez minimum dwa dni opuszczać swojego pokoju, by zasklepiły się rany. Pożegnała się i wyszła dalej pełnić swoje obowiązki.
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Nie 22 Sie 2021, 16:16
Sprawa nie wyglądała na prostą. Amaya może nie dać sobie sama rady, w obecnym stanie chłopaka nie wystarczy jej ogólnodostępna wiedza. Powinna być w ciągłym kontakcie z koleżanką z zajęć, ona może być w stanie jej pomóc. Taką przynajmniej miała nadzieję. Będzie musiała trochę zmienić swoje zachowanie, jeżeli chce tutaj cokolwiek zdziałać. Tylko nasuwa się tutaj też drugie pytanie. Czy ona chce?
Tak prawdę mówiąc, zostałą przecież wciągnięta w to wszystko podstępem, po prostu jest winna przysługę Dyrektorowi za krycie. Nie robi tego bo chce, robi to bo musi - a przynajmniej miała takie podejście na samym początku tej dziwnej znajomości. Po spędzeniu wczorajszego dnia w towarzystwie Jikkena zaczęła czuć coś więcej, pewnego rodzaju przywiązanie się. Coś jak relacja lekarz - długoletni pacjent. Poczuła swego rodzaju chęć wypełnienia swojej misji, aby tego chłopaka wyprostować i przystosować. Nie ważne jak trudne i czasochłonne to będzie.
- Mówiłam Ci, nie jestem Pa... - już chciała go skarcić, ale zatrzymała się - To nie Twoja wina, tylko tych wymoczków. Oni mnie zdenerwowali. - wyprostowała pewną kwestię. Nie miała za co się gniewać akurat na Jikkena, bo wszystko co się wydarzyło nie było jego winą - Później wytłumaczysz mi co się tam stało, odpocznij. - już miała wychodzić, gdy pielęgniarka skończyła swoją robotę, ale jeszcze cofnęła się, by zostawić na stole kawowym kamień, który już wcześniej chłopak miał okazję zobaczyć, bo próbowała mu go dać. Jakoś tak, niech będzie to swego rodzaju amulet na czas ozdrowienia fizycznego.
Korzystając z czasu wolnego postanowiła nadrobić zaległości oraz trochę wybiec przed materiał, żeby potem znów nie musieć zarywać czasu na sen jak ostatnio. Gdy się nie wysypia to nikt się nie chce do niej zbliżać jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Postanowiła zrobić sobie dłuższą przerwę pod koniec nocy i udać się do pokoju Jikkena, aby zobaczyć czy z nim wszystko w porządku. Po drodze kupiła kilka przysmaków z automatu, ale wciąż nie wiedziała na jakiej zasadzie chłopak się pożywia, więc wzięła przeróżne rzeczy. Pakowane truskawki, kawa mrożona, cola, batoniki energetyczne, czekoladę. Dodatkowo ze swojego pokoju przyniosła książki, głównie krótkie bajki i legendy wyspy. Powinien się nauczyć hisotrii tego miejsca, bo pewnie jeszcze jej nie poznał. Wszystko to ostrożnie zostawiła w pokoju Ametystowego, upewniając się też, że jest i jest z nim ok. Nie chciała jeszcze męczyć go psychicznie, dlatego nie przedłużała swojej wizyty i wyszła. Następnej nocy - z soboty na niedzielę, dla nocnych uczniów to jest ostatni dzień wolny, bo naukę zaczynają od niedzieli wieczorem i kończą piątkiem rano - udała się na miasto, aby kupić kilka rzeczy do swojej mini-lodówki w pokoju. Przechadzała się pustymi alejkami, dążąc do celu jakim jest mały sklep niedaleko za rogiem, aż za jedną z nich, w opuszczonym starym domu usłyszała hałas. Przystanłęa, wsłuchując się. Znała te głosy, to te chłystki, które zaatakowały Jikkena, najwyraźniej teraz gorąco przeżywali to, że zostali wyrzuceni ze szkoły i najwyraźniej nie widzieli żadnej winy w swoim zachowaniu, bo szukali winnego w samym chłopaku oraz... w Amayi. No w końcu to ona ich rozpoznała, więc nic dziwnego.
Uśmiechnęła się delikatnie, złośliwie. Wtedy ten najwyższy, który do tej pory stał plecami do okna, odwrócił się i zauważył wampirzycę. Wilkołak. Istna padlina, śmierdział mokrym psem. Zaalarmował resztę grupy po czym szybko zeszli w dół. Niewzruszona szmaragdowooka stała tam gdzie stała, w czasie gdy pół-zwierz - chyba ich "mózg" grupy - podszedł do niej na odległość niemalże centymetrów. Schylił się, spojrzał jej w oczy i tak przez chwilę walczyli samym wzrokiem.
- Za długi jęzor masz. - powiedział w końcu i pochwycił ręką jej twarz. Nadal zero reakcji ze strony wampirzycy, co chyba tylko zezłościło typa, bo ścisnął ją mocniej.
- Jakaś dziwna jest - skomentował drugi, jakiś wampir niższy. Żadna szlachetna krew. Trzeci, zwykły człowiek już był nieco odważniejszy, bo postanowił podejść do Amayi od tyłu i wykręcić jej ręce. Zawarczała w końcu, na co ten pierwszy po prostu wymierzył jej policzek w twarz, zostawiając czerwony ślad. No... dobra. Chłystki postanowiły, że skoro ją znaleźli to dokładnie ją ukarają w ich pokrętny sposób i gdy już się do tego zabierali nagle zamarli w bezruchu. Wtedy Amaya zwinnie i lekko cofnęła się o kilka kroków, stając najwyraźniej zadowolona z siebie. Oczy świeciły szkarłatnie, uniosła rękę ku górze, na co Ci jęknęłi z bólu, po czym zrobili się niebiescy na twarzach, próbując złapać powietrze, które w tej właśnie chwili Amaya im zabierała. Zatrzymała im krążenie, ale tylko na kilka sekund, bo gdyby to przedłużyła to by po prostu umarli, a morderczynią nie chciała być. Puściła ich, padli nieprzytomni. Pozwoliła sobie jeszcze, aby po kolei ich bezceremonialnie skopać po żebrach i zabrać to co mieli w portfelach. Nie czuła wyrzutów sumienia, oni mieli w planach zrobić z nią gorsze rzeczy. Poszła do sklepu, kupiła co miała zamiar, a dodatkowo jakieś smakołyki, aby sobie umilić dzień. Na ślad na twarzy kupiła maść oraz duży bandaż. Gdy wracała, to zauważyła, że ktoś już zadzwonił po pogotowie dla bandytów.
Pod koniec nocy znów odwiedziła Jikkena. Chciała ustalić jak się czuje, oraz czy będzie już w stanie kontynuować... to co robią.
Tak prawdę mówiąc, zostałą przecież wciągnięta w to wszystko podstępem, po prostu jest winna przysługę Dyrektorowi za krycie. Nie robi tego bo chce, robi to bo musi - a przynajmniej miała takie podejście na samym początku tej dziwnej znajomości. Po spędzeniu wczorajszego dnia w towarzystwie Jikkena zaczęła czuć coś więcej, pewnego rodzaju przywiązanie się. Coś jak relacja lekarz - długoletni pacjent. Poczuła swego rodzaju chęć wypełnienia swojej misji, aby tego chłopaka wyprostować i przystosować. Nie ważne jak trudne i czasochłonne to będzie.
- Mówiłam Ci, nie jestem Pa... - już chciała go skarcić, ale zatrzymała się - To nie Twoja wina, tylko tych wymoczków. Oni mnie zdenerwowali. - wyprostowała pewną kwestię. Nie miała za co się gniewać akurat na Jikkena, bo wszystko co się wydarzyło nie było jego winą - Później wytłumaczysz mi co się tam stało, odpocznij. - już miała wychodzić, gdy pielęgniarka skończyła swoją robotę, ale jeszcze cofnęła się, by zostawić na stole kawowym kamień, który już wcześniej chłopak miał okazję zobaczyć, bo próbowała mu go dać. Jakoś tak, niech będzie to swego rodzaju amulet na czas ozdrowienia fizycznego.
Korzystając z czasu wolnego postanowiła nadrobić zaległości oraz trochę wybiec przed materiał, żeby potem znów nie musieć zarywać czasu na sen jak ostatnio. Gdy się nie wysypia to nikt się nie chce do niej zbliżać jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Postanowiła zrobić sobie dłuższą przerwę pod koniec nocy i udać się do pokoju Jikkena, aby zobaczyć czy z nim wszystko w porządku. Po drodze kupiła kilka przysmaków z automatu, ale wciąż nie wiedziała na jakiej zasadzie chłopak się pożywia, więc wzięła przeróżne rzeczy. Pakowane truskawki, kawa mrożona, cola, batoniki energetyczne, czekoladę. Dodatkowo ze swojego pokoju przyniosła książki, głównie krótkie bajki i legendy wyspy. Powinien się nauczyć hisotrii tego miejsca, bo pewnie jeszcze jej nie poznał. Wszystko to ostrożnie zostawiła w pokoju Ametystowego, upewniając się też, że jest i jest z nim ok. Nie chciała jeszcze męczyć go psychicznie, dlatego nie przedłużała swojej wizyty i wyszła. Następnej nocy - z soboty na niedzielę, dla nocnych uczniów to jest ostatni dzień wolny, bo naukę zaczynają od niedzieli wieczorem i kończą piątkiem rano - udała się na miasto, aby kupić kilka rzeczy do swojej mini-lodówki w pokoju. Przechadzała się pustymi alejkami, dążąc do celu jakim jest mały sklep niedaleko za rogiem, aż za jedną z nich, w opuszczonym starym domu usłyszała hałas. Przystanłęa, wsłuchując się. Znała te głosy, to te chłystki, które zaatakowały Jikkena, najwyraźniej teraz gorąco przeżywali to, że zostali wyrzuceni ze szkoły i najwyraźniej nie widzieli żadnej winy w swoim zachowaniu, bo szukali winnego w samym chłopaku oraz... w Amayi. No w końcu to ona ich rozpoznała, więc nic dziwnego.
Uśmiechnęła się delikatnie, złośliwie. Wtedy ten najwyższy, który do tej pory stał plecami do okna, odwrócił się i zauważył wampirzycę. Wilkołak. Istna padlina, śmierdział mokrym psem. Zaalarmował resztę grupy po czym szybko zeszli w dół. Niewzruszona szmaragdowooka stała tam gdzie stała, w czasie gdy pół-zwierz - chyba ich "mózg" grupy - podszedł do niej na odległość niemalże centymetrów. Schylił się, spojrzał jej w oczy i tak przez chwilę walczyli samym wzrokiem.
- Za długi jęzor masz. - powiedział w końcu i pochwycił ręką jej twarz. Nadal zero reakcji ze strony wampirzycy, co chyba tylko zezłościło typa, bo ścisnął ją mocniej.
- Jakaś dziwna jest - skomentował drugi, jakiś wampir niższy. Żadna szlachetna krew. Trzeci, zwykły człowiek już był nieco odważniejszy, bo postanowił podejść do Amayi od tyłu i wykręcić jej ręce. Zawarczała w końcu, na co ten pierwszy po prostu wymierzył jej policzek w twarz, zostawiając czerwony ślad. No... dobra. Chłystki postanowiły, że skoro ją znaleźli to dokładnie ją ukarają w ich pokrętny sposób i gdy już się do tego zabierali nagle zamarli w bezruchu. Wtedy Amaya zwinnie i lekko cofnęła się o kilka kroków, stając najwyraźniej zadowolona z siebie. Oczy świeciły szkarłatnie, uniosła rękę ku górze, na co Ci jęknęłi z bólu, po czym zrobili się niebiescy na twarzach, próbując złapać powietrze, które w tej właśnie chwili Amaya im zabierała. Zatrzymała im krążenie, ale tylko na kilka sekund, bo gdyby to przedłużyła to by po prostu umarli, a morderczynią nie chciała być. Puściła ich, padli nieprzytomni. Pozwoliła sobie jeszcze, aby po kolei ich bezceremonialnie skopać po żebrach i zabrać to co mieli w portfelach. Nie czuła wyrzutów sumienia, oni mieli w planach zrobić z nią gorsze rzeczy. Poszła do sklepu, kupiła co miała zamiar, a dodatkowo jakieś smakołyki, aby sobie umilić dzień. Na ślad na twarzy kupiła maść oraz duży bandaż. Gdy wracała, to zauważyła, że ktoś już zadzwonił po pogotowie dla bandytów.
Pod koniec nocy znów odwiedziła Jikkena. Chciała ustalić jak się czuje, oraz czy będzie już w stanie kontynuować... to co robią.
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Nie 22 Sie 2021, 19:01
Jak to? Amaya nie gniewała się na niego? Usłyszawszy te słowa odsunął drżące dłonie od urywanych uszu i podniósł czerwone ślepia na dziewczynę niedowierzając. Ale przecież wpakował ją w kłopoty, bo musiała przychodzić do Dyrektora, a on tego sobie nie życzył. Na pewno nie dzień po przymusowym sparowaniu. Tak jak w przypadku dziewczyny obowiązek posłuszeństwa stał się poleganiem na jej wiedzy i przywiązaniem połączonym ze stoickim spokojem i stabilnością. A sam fakt, że wampirzyca nie zostawiła go mimo wszystkiego... ile w tym była przysługa wobec Kaiena, a ile jej decyzja, trudno stwierdzić, nie mniej nie dało się wyczytać niechęci ze strony uczennicy. Na słowa o odpoczynku skinął głową i niemal od razu zjechał plecami z oparcia kanapy na jej siedziska, by ułożyć się na meblu i prawie od razu zasnąć. Prawie, bo kątem oka zauważył, jak koleżanka zostawiła na stoliku obok kamień. Ten sam, który pokazała mu na stołówce. Ostrożnie sięgnął ręką po podarunek i kurczowo przytulił go do torsu. Poczuł się na tyle bezpiecznie dzięki dziewczynie, że nie przeszkodziło mu, iż zasnął nie w swoim pokoju.
Kiedy otworzył oczy, był już w swoim pokoju, a w zaciśniętej dłoni dalej tkwił kamień. Od teraz stał się dla niego nie tylko cenną pamiątką od Amayi, ale symbolem dla nowego życia. Amulet na przyszłość. Chciał mieć go zawsze przy sobie, dlatego przytwierdził go do prawej dłoni po zewnętrznej stronie, którą zakrył fioletową rękawiczką. Powoli próbował wstawać z łóżka i odbyć parę kroków, lecz ścisk bólu przeszywał go po dwóch krokach i lądował na kolanach na ziemi. Musiał jeszcze poczekać na pełną aktywność.
Nie nudził się dzięki swojej Mentorce, która przyniosła mu różne posiłki i książki. Nie był rozmowny, lecz dało się wyczytać z jego postawy, że stan zdrowia poprawiał się i cieszył się na każdą wizytę dziewczyny. Czasami mogła odnieść wrażenie, że Jikken chciał się o coś ją zapytać, lecz za każdym razem peszył się i próbował jeść przynoszone różności. Ciągle pożywiał się cieniami produktów niż nimi samymi, jednak wydawało się, że zaspokajało to jego głód. Resztki składował w jednym miejscu, starał się dbać o swój pokój i trzymać w czystości. Amaya pod tym względem mogłaby kiedyś zaprosić go do siebie, by pomógł w segregacji. Kiedy wampirzyca wracała do swoich obowiązków, młodzieniec czytał uważnie przyniesione książki nie myśląc o bólu. Już następnego dnia mógł ostrożnie chodzić po swoich kątach, ale i tak preferował lekturę, zwłaszcza tę baśniową. Może nie czytał tak szybko, by pochłaniać jedną za drugą jak mol książkowy, nie mniej sprawiały mu przyjemność. Nie wiedzieć jednak kiedy zasnął nad jedną z nich. Jakoś dwie godziny później usłyszał czyjeś kroki i rozmowę za ścianą, która rozbudziła go. Wpierw antenki wychwyciły pierwsze słowa:
- Mark, zaczekaj na mnie, jeszcze dziesięć minut do dzwonka!
Jeszcze nie słyszał tak blisko pokoju obcych głosów. Z początku miał dać nura pod kołdrę i przeczekać jak pójdą sobie, ale z drugiej strony... dzieliła ich ściana, nie widzieli się nawzajem. Po cichu podszedł do wspomnianej przegrody i przytknął głowę nasłuchując o czym rozmawiali.
- Kurde nie mam zadania z biologii, masz może jakieś notatki? Bo jak pani Ofelia znów przyłapie, że nie odrobiłem, to już na bank każe zrobić karną rozprawkę...
- Coś tam mam... czemu tak zlewasz panią Ofelię?
Jikken siedział cicho i dalej podsłuchiwał, też próbując się oswoić z bliskością many innych osobników. Wszak kiedyś będzie musiał wyjść z tego pokoju. Im wcześniej zdoła zintegrować się z innymi osobami, tym mniej będzie mieć czasu na myślenie o przeszłości. Panna Emerald pochwaliłaby go za taki plan.
- Masz jeszcze pięć minut, spróbuj zmieniać słowa chociaż...
- E tam, nie skapnie się... słuchaj, a słyszałeś, że wyrzucono w końcu gang Kła?
- Coś obiło mi się o uszy, ale wiesz za co?
- Podobno kogoś pobili, ale ktoś mi mówił, że sami zachowywali się tak, jakby zaatakowała ich jakaś bestia. Ile w tym prawdy to nie wiem, może chcieli uciec, żeby znów wywinąć się?
- Hm... prędzej to drugie, do tej pory nikt nie postawił im się. Mogę założyć się, że ich starzy będą wkurzeni na maksa.
- No... Jeszcze słyszałem, że była tam na miejscu Amaya, wiesz która, i... o nie, już dzwonek!
I pobiegli w swoją stronę zostawiając Cieniołaka samego na sam z tymi słowami. Bezwiednie powędrowała dłoń na brzuch na wspomnienie o tamtym zdarzeniu z łazienki. Ah, przecież miał opowiedzieć o tym co zaszło Amayi. Zupełnie o tym zapomniał, a lada chwila wróci z zajęć. Właściwie... już przyszła. Odruchowo najpierw musiała spojrzeć na łóżko myśląc, że tam zastanie lokatora. A on był tuż obok drzwi przyparty do ściany. Kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się, chłopak odsunął się o krok, bo był odrobinę za blisko niej. Wyglądał prawie jak zdrowy, choć jakby też wystraszony. Czy wampirzyca słyszała, o czym rozmawiali tamci uczniowie? Dosłownie minutę po nich zjawiła się pod drzwiami Ametystowego. Nie, dosyć uciekania, nie bez powodu otrzymał kamień od mentorki. Trzeba było to jakoś wyjaśnić.
- Miałem powiedzieć Ci, co zaszło tam w łazience.
Zrobił kilka kroków w stronę kanapy i usiadł na niej z wolna opowiadając, jak do tego doszło, że doszło do pobicia. Nie pominął ani jednego elementu, by brzmieć jak najbardziej wiarygodnie, lecz przerwał w momencie, kiedy skończył zdanie: "... wtedy cała trójka rzuciła się na mnie." Nie dopowiedział więc, jak to się stało, że wyrwał im się, to była jeszcze dla niego za świeża sprawa. Nie mniej zauważył, że wampirzyca wyglądała jakoś inaczej. Tak, ten ślad na twarzy... resztka many, jaka została na policzku, wydawała się znajoma. Ostrożnie podniósł rękę, aby palcem wskazać oblicze dziewczyny.
- Co... co Ci się stało w twarz? Ktoś Cię skrzywdził...? Czy to...?
Czyżby interesował go lub wprawiał w zmartwienie stan zdrowia Amayi? Na to wyglądało, że okazywał współczucie, lecz był bezradny. Nie wiedział, jak sam od siebie mógłby ulżyć dziewczynie i w jakim jest stanie. Nie rozróżniał bólu innych i ich natężenie dla organizmu. Mógł jedynie spróbować zrobić to samo, co jeszcze dwa dni temu Czarnowłosa dla niego.
- M-może, może powinnaś odpocząć? Albo zawołać pielęgniarkę? Żeby nie bolało.
Nawet stanął na baczność gotów pobiec za fachową pomocą. Wystarczyło słowo, a byłby w stanie przełamać lęk i przebiec po korytarzach do gabinetu lekarskiego. Nikt nie miał prawa zranić jego mentorki!
Kiedy otworzył oczy, był już w swoim pokoju, a w zaciśniętej dłoni dalej tkwił kamień. Od teraz stał się dla niego nie tylko cenną pamiątką od Amayi, ale symbolem dla nowego życia. Amulet na przyszłość. Chciał mieć go zawsze przy sobie, dlatego przytwierdził go do prawej dłoni po zewnętrznej stronie, którą zakrył fioletową rękawiczką. Powoli próbował wstawać z łóżka i odbyć parę kroków, lecz ścisk bólu przeszywał go po dwóch krokach i lądował na kolanach na ziemi. Musiał jeszcze poczekać na pełną aktywność.
Nie nudził się dzięki swojej Mentorce, która przyniosła mu różne posiłki i książki. Nie był rozmowny, lecz dało się wyczytać z jego postawy, że stan zdrowia poprawiał się i cieszył się na każdą wizytę dziewczyny. Czasami mogła odnieść wrażenie, że Jikken chciał się o coś ją zapytać, lecz za każdym razem peszył się i próbował jeść przynoszone różności. Ciągle pożywiał się cieniami produktów niż nimi samymi, jednak wydawało się, że zaspokajało to jego głód. Resztki składował w jednym miejscu, starał się dbać o swój pokój i trzymać w czystości. Amaya pod tym względem mogłaby kiedyś zaprosić go do siebie, by pomógł w segregacji. Kiedy wampirzyca wracała do swoich obowiązków, młodzieniec czytał uważnie przyniesione książki nie myśląc o bólu. Już następnego dnia mógł ostrożnie chodzić po swoich kątach, ale i tak preferował lekturę, zwłaszcza tę baśniową. Może nie czytał tak szybko, by pochłaniać jedną za drugą jak mol książkowy, nie mniej sprawiały mu przyjemność. Nie wiedzieć jednak kiedy zasnął nad jedną z nich. Jakoś dwie godziny później usłyszał czyjeś kroki i rozmowę za ścianą, która rozbudziła go. Wpierw antenki wychwyciły pierwsze słowa:
- Mark, zaczekaj na mnie, jeszcze dziesięć minut do dzwonka!
Jeszcze nie słyszał tak blisko pokoju obcych głosów. Z początku miał dać nura pod kołdrę i przeczekać jak pójdą sobie, ale z drugiej strony... dzieliła ich ściana, nie widzieli się nawzajem. Po cichu podszedł do wspomnianej przegrody i przytknął głowę nasłuchując o czym rozmawiali.
- Kurde nie mam zadania z biologii, masz może jakieś notatki? Bo jak pani Ofelia znów przyłapie, że nie odrobiłem, to już na bank każe zrobić karną rozprawkę...
- Coś tam mam... czemu tak zlewasz panią Ofelię?
Jikken siedział cicho i dalej podsłuchiwał, też próbując się oswoić z bliskością many innych osobników. Wszak kiedyś będzie musiał wyjść z tego pokoju. Im wcześniej zdoła zintegrować się z innymi osobami, tym mniej będzie mieć czasu na myślenie o przeszłości. Panna Emerald pochwaliłaby go za taki plan.
- Masz jeszcze pięć minut, spróbuj zmieniać słowa chociaż...
- E tam, nie skapnie się... słuchaj, a słyszałeś, że wyrzucono w końcu gang Kła?
- Coś obiło mi się o uszy, ale wiesz za co?
- Podobno kogoś pobili, ale ktoś mi mówił, że sami zachowywali się tak, jakby zaatakowała ich jakaś bestia. Ile w tym prawdy to nie wiem, może chcieli uciec, żeby znów wywinąć się?
- Hm... prędzej to drugie, do tej pory nikt nie postawił im się. Mogę założyć się, że ich starzy będą wkurzeni na maksa.
- No... Jeszcze słyszałem, że była tam na miejscu Amaya, wiesz która, i... o nie, już dzwonek!
I pobiegli w swoją stronę zostawiając Cieniołaka samego na sam z tymi słowami. Bezwiednie powędrowała dłoń na brzuch na wspomnienie o tamtym zdarzeniu z łazienki. Ah, przecież miał opowiedzieć o tym co zaszło Amayi. Zupełnie o tym zapomniał, a lada chwila wróci z zajęć. Właściwie... już przyszła. Odruchowo najpierw musiała spojrzeć na łóżko myśląc, że tam zastanie lokatora. A on był tuż obok drzwi przyparty do ściany. Kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się, chłopak odsunął się o krok, bo był odrobinę za blisko niej. Wyglądał prawie jak zdrowy, choć jakby też wystraszony. Czy wampirzyca słyszała, o czym rozmawiali tamci uczniowie? Dosłownie minutę po nich zjawiła się pod drzwiami Ametystowego. Nie, dosyć uciekania, nie bez powodu otrzymał kamień od mentorki. Trzeba było to jakoś wyjaśnić.
- Miałem powiedzieć Ci, co zaszło tam w łazience.
Zrobił kilka kroków w stronę kanapy i usiadł na niej z wolna opowiadając, jak do tego doszło, że doszło do pobicia. Nie pominął ani jednego elementu, by brzmieć jak najbardziej wiarygodnie, lecz przerwał w momencie, kiedy skończył zdanie: "... wtedy cała trójka rzuciła się na mnie." Nie dopowiedział więc, jak to się stało, że wyrwał im się, to była jeszcze dla niego za świeża sprawa. Nie mniej zauważył, że wampirzyca wyglądała jakoś inaczej. Tak, ten ślad na twarzy... resztka many, jaka została na policzku, wydawała się znajoma. Ostrożnie podniósł rękę, aby palcem wskazać oblicze dziewczyny.
- Co... co Ci się stało w twarz? Ktoś Cię skrzywdził...? Czy to...?
Czyżby interesował go lub wprawiał w zmartwienie stan zdrowia Amayi? Na to wyglądało, że okazywał współczucie, lecz był bezradny. Nie wiedział, jak sam od siebie mógłby ulżyć dziewczynie i w jakim jest stanie. Nie rozróżniał bólu innych i ich natężenie dla organizmu. Mógł jedynie spróbować zrobić to samo, co jeszcze dwa dni temu Czarnowłosa dla niego.
- M-może, może powinnaś odpocząć? Albo zawołać pielęgniarkę? Żeby nie bolało.
Nawet stanął na baczność gotów pobiec za fachową pomocą. Wystarczyło słowo, a byłby w stanie przełamać lęk i przebiec po korytarzach do gabinetu lekarskiego. Nikt nie miał prawa zranić jego mentorki!
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Pon 23 Sie 2021, 20:28
Mimo, że zdziwił ją zarówno widok pustego pokoju, jak również chwilę później bliski kontakt z Jikkenem, który dziwnym trafem był zaraz przy drzwiach w pokrętnej pozycji - to Amaya nawet powieką nie drgnęła. To zadziwiające, pewnie nawet gdyby była teraz twarzą w twarz z obrzydliwym zombie czy zjawą z koszmarów to miałaby taki sam wyraz na licu jak teraz. To może być też trochę niepokojące, ale to robota dla jakiegoś wykwalifikowanego psychologa, aby zdiagnozować wampirzycę.
Usiedli na kanapie i chłopak zaczął opowiadać jak wyglądała cała ta akcja sprzed dwóch dni. Było zupełnie tak jak sądziła, znała tamtą grupę jeszcze przed tym co zrobili. W zasadzie to mało kto ich nie znał, bo przecież nie jedną akcję już mieli za uszami, tylko nie było jeszcze nikogo kto mógłby utrzeć im nosa. Smutne tylko jest to, że musiało dojść do tragedii, aby w końcu zostało coś z tym zrobione. Wierzyła w niewinność Jikkena od samego początku, po prostu musiało to zostać w końcu powiedziane na głos. Taką też wersję przekaże Dyrektorowi w wolnej chwili, bo została o to poproszona. Normalnie zrobił sobie z niej gołębia pocztowego. Jeżeli chodzi o rozmowę przed pokojem, owszem, słyszała ją, bo nawet specjalnie stała za rogiem, nasłuchując. Niewiele była w stanie z niej wyciągnąć, ale nie byłaby zdziwiona gdyby mówiono o niej w negatywny sposób. Nie wyrobiła sobie dobrej opinii wśród rówieśników, więc na pewno będą gadać. Ludzie zawsze gadają, lubią plotki oraz gorące tematy. To się nie zmieni. Nie lubi wysuwać się ze swojego cienia, ale gdy to przemielą to po jakimś czasie wszystko ucichnie i zostanie zapomniane. Jak wszystko.
- Nie spodziewałam się niczego innego. - skomentowała całą wypowiedź Jikkena. Dla jego dobra nie chciała jakoś dążyć dalej tego tematu, nie było to potrzebne, będzie lepiej czuł się psychicznie. Potem padło pytanie o jej ranę na policzku. No, uderzenie było na tyle silne, że miała ślad jak po oparzeniu. Trzeba było przyznać, że siła zwierzołaków była fascynująca oraz przerażająca. Najgorzej z pół-niedźwiedziami. W dawnych czasach byli używani jako tanki, potrafili machnięciem łapy oderwać przeciwnikowi głowę. Oh, jak o tym kiedyś mieli lekcję, to pamięta jakie ciarki ją przeszły. No, ale... zabawnie zareagował, jakby to była rana śmiertelna lub co najmniej krytyczna. Chyba jednak przekonał się też co do pielęgniarki, bo o niej również wspomniał - To... jakiś robal. Już nie będzie sprawiać problemów. Nie boli, ale spokojnie, na wampirach rany leczą się szybko. Wystarczy, że wypiję trochę krwi. - wygadana się zrobiła ostatnio, nie ma co. A co do krwi, to oczywiście chodzi o tą ogólnodostępną, jeszcze nigdy w życiu nie zaatakowała innej żywej istoty, aby wypić jej krew. To było takie... staromodne. W czasach, gdy pożywienie można kupić w automatach atak na kogoś to czyste, niczym logicznym nie poparte przestępstwo. Chociaż mówi się, że taka krew z żywej osoby potrafi dać niezłego kopa w siłę - Tej krwi. - sprostowała jeszcze wyciągając z kieszeni mały kartonik z krwią.
Nachyliła się, nadal siedząc:
- Nauczyłeś się czegoś z książek? - spojrzała w stronę małego stosiku. Najwyraźniej były ruszane - Chyba już czujesz się lepiej - dało się zobaczyć drgnięcie kącików ust w górę. Uśmiech? Nieee, to nie jest podobne do Amayi. Starała się jakoś przybrać "wesoły wyraz twarzy, aby nie zrazić pacjenta", ale chyba marnie jej to szło... daleka droga przed nią, dzieci już by uciekały z płaczem.
Usiedli na kanapie i chłopak zaczął opowiadać jak wyglądała cała ta akcja sprzed dwóch dni. Było zupełnie tak jak sądziła, znała tamtą grupę jeszcze przed tym co zrobili. W zasadzie to mało kto ich nie znał, bo przecież nie jedną akcję już mieli za uszami, tylko nie było jeszcze nikogo kto mógłby utrzeć im nosa. Smutne tylko jest to, że musiało dojść do tragedii, aby w końcu zostało coś z tym zrobione. Wierzyła w niewinność Jikkena od samego początku, po prostu musiało to zostać w końcu powiedziane na głos. Taką też wersję przekaże Dyrektorowi w wolnej chwili, bo została o to poproszona. Normalnie zrobił sobie z niej gołębia pocztowego. Jeżeli chodzi o rozmowę przed pokojem, owszem, słyszała ją, bo nawet specjalnie stała za rogiem, nasłuchując. Niewiele była w stanie z niej wyciągnąć, ale nie byłaby zdziwiona gdyby mówiono o niej w negatywny sposób. Nie wyrobiła sobie dobrej opinii wśród rówieśników, więc na pewno będą gadać. Ludzie zawsze gadają, lubią plotki oraz gorące tematy. To się nie zmieni. Nie lubi wysuwać się ze swojego cienia, ale gdy to przemielą to po jakimś czasie wszystko ucichnie i zostanie zapomniane. Jak wszystko.
- Nie spodziewałam się niczego innego. - skomentowała całą wypowiedź Jikkena. Dla jego dobra nie chciała jakoś dążyć dalej tego tematu, nie było to potrzebne, będzie lepiej czuł się psychicznie. Potem padło pytanie o jej ranę na policzku. No, uderzenie było na tyle silne, że miała ślad jak po oparzeniu. Trzeba było przyznać, że siła zwierzołaków była fascynująca oraz przerażająca. Najgorzej z pół-niedźwiedziami. W dawnych czasach byli używani jako tanki, potrafili machnięciem łapy oderwać przeciwnikowi głowę. Oh, jak o tym kiedyś mieli lekcję, to pamięta jakie ciarki ją przeszły. No, ale... zabawnie zareagował, jakby to była rana śmiertelna lub co najmniej krytyczna. Chyba jednak przekonał się też co do pielęgniarki, bo o niej również wspomniał - To... jakiś robal. Już nie będzie sprawiać problemów. Nie boli, ale spokojnie, na wampirach rany leczą się szybko. Wystarczy, że wypiję trochę krwi. - wygadana się zrobiła ostatnio, nie ma co. A co do krwi, to oczywiście chodzi o tą ogólnodostępną, jeszcze nigdy w życiu nie zaatakowała innej żywej istoty, aby wypić jej krew. To było takie... staromodne. W czasach, gdy pożywienie można kupić w automatach atak na kogoś to czyste, niczym logicznym nie poparte przestępstwo. Chociaż mówi się, że taka krew z żywej osoby potrafi dać niezłego kopa w siłę - Tej krwi. - sprostowała jeszcze wyciągając z kieszeni mały kartonik z krwią.
Nachyliła się, nadal siedząc:
- Nauczyłeś się czegoś z książek? - spojrzała w stronę małego stosiku. Najwyraźniej były ruszane - Chyba już czujesz się lepiej - dało się zobaczyć drgnięcie kącików ust w górę. Uśmiech? Nieee, to nie jest podobne do Amayi. Starała się jakoś przybrać "wesoły wyraz twarzy, aby nie zrazić pacjenta", ale chyba marnie jej to szło... daleka droga przed nią, dzieci już by uciekały z płaczem.
Jikken lubi tą wiadomość
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Pon 23 Sie 2021, 22:40
W myślach podziękował Zielonookiej, że oszczędziła mu dalszych szczegółów. Został w psychice uraz, ale z czasem zelżeje. Najważniejsze, aby mieć czym się zająć, a pochłanianie książek czy cieni z jedzenia zajmowały mu jakiś czas. Dziewczyna natomiast była tak odporna i niewzruszona, że zaczynał zastanawiać się, czy to jest prawdziwa osoba czy tylko jakieś uzewnętrznione urojenie. Do tej pory nie próbował dotknąć koleżanki, także dalej nie jest w stu procentach pewny. W każdym razie ktoś także niedowierzał, skoro zostawił taki ślad na gładkiej twarzy. Akurat pojęcie robala zna, i na pewno to nie była żadna larwa a ktoś o dużej sile. Skoro jednak powiedziała, że nie będzie się ten ktoś naprzykrzał z jednej strony cieszył się, z drugiej kminił, czy aby na pewno chce wiedzieć, skąd taka pewność. Chyba że... to lodowe spojrzenie! Tak, to mogło rozwiązać zagadkę!
- Aaahaaa... wtedy na stołówce też piłaś krew?
I stało się jasne. Wampiry to osobniki żywiące się krwią. To stąd ten zapach tak podobny do jego własnej krwi. Znów czegoś się nauczył! A propo, panna Emerald nie na darmo przynosiła lektury. Chciała wiedzieć, czy jej podopieczny korzystał z bazy o świecie czy tylko zmieniał położenie książek budując z nich na przykład piramidkę. Cóż, chęci miał spore, nie mniej realizacja trochę dawała w kość.
- Trochę -przyznał się bez bicia średnio zadowolony z tempa przyswajania wiedzy- Dużo, bardzo dużo wydarzeń, ale na razie wszystko dotyczyło życia tu, na lądzie. Nie wszystko zrozumiałem, może później będzie też o bitwach na oceanach...?
Miał taką cichą nadzieję, bowiem znał lepiej środowisko wodne i być może zdoła bardziej okiełznać jego historię. Niby powinien porzucić przeszłość, lecz sam fakt narodzenia się z głębin zobowiązywał do nostalgii za tymże niedostępnym miejscem. Z drugiej strony poprzez opowieści o wydarzeniach na ziemi mógł lepiej wczuć się w nowy świat, w którym teraz bierze udział. Czy to dobrze, czy źle, że nie wrócił do głębokich wód - nie miało już tak wielkiego znaczenia. Tutaj ma przynajmniej kogoś, z kim mógł podzielić się swoimi przemyśleniami i, niestety, także kłopotami. Właśnie na pytanie problematycznego zdrowia skinął głową, że lepiej, nie mniej zdawał się być jeszcze szczuplejszy niż przy pierwszym spotkaniu. Przejście na wegetariańskie cienie przynosiło swoje skutki, choć po części musiał zjeść go stres. W każdym razie nie chwieje się, to dobry znak.
Jako, że naśladował Amayę w wielu czynnościach, to także zapytał o jej zdrowie, choć tutaj wdarł się pewien szczegół - uczynił to naturalnie, jakby odruchowo. Wlepił oczy w milisekundowy grymas podobny do uśmiechu i nieco nachylając się ku dziewczynie zapytał:
- Na pewno nie potrzebujesz pielęgniarki? To chociaż napij się troszkę krwi.
Wskazał palcem na wyjęty kartonik z zawartością. Rzadko kiedy słyszy się taki zwrot w stronę wampira ze strony potencjalnego dawcy posoki. Dodatkowo Jikken nawet wykazał odrobinę troski, której ostatnimi czasy, o ile w ogóle, nie otrzymywała Emerald od swojego ojca. Zdjął wreszcie wścibskie spojrzenie z rozmówczyni i nieco zdystansował się, jakby badał granice swojego komfortu podczas konfrontacji słownej. Akurat dialog, i to dłuższy, nie leżał w jego naturze. W sumie tak samo jak w wampirzycy, a jednak rozwiązał się im język. Niczym na terapii.
- Mieszkałaś kiedyś w mieście? -poprawił wąski tyłek na kanapie i skierował się tułowiem do rozmówczyni- Nie zawsze mieszkałaś w szkole.
Taka prosta logika, lecz skuteczna. Jak dotąd za mało znał sformułowań na inne miejsca na ziemi, jak wsie, prowincje, osiedla, centra, przedmieścia, dom, willa, szałas, lepianka etc. Gdzieś widział te słowa w książkach, lecz nie potrafił odczytać z nich znaczenia. Czasem coś z kontekstu dało się wywnioskować, a czasem coś przedstawiono rycinami, ale nie zawsze. A jak już, to dopowiadał sobie wyobrażeniem z opisu. O ile zrozumiał, co w sobie zawiera.
- Pytam, bo chciałaś zabrać mnie do miasta. Jakbyś je znała dobrze.
- Aaahaaa... wtedy na stołówce też piłaś krew?
I stało się jasne. Wampiry to osobniki żywiące się krwią. To stąd ten zapach tak podobny do jego własnej krwi. Znów czegoś się nauczył! A propo, panna Emerald nie na darmo przynosiła lektury. Chciała wiedzieć, czy jej podopieczny korzystał z bazy o świecie czy tylko zmieniał położenie książek budując z nich na przykład piramidkę. Cóż, chęci miał spore, nie mniej realizacja trochę dawała w kość.
- Trochę -przyznał się bez bicia średnio zadowolony z tempa przyswajania wiedzy- Dużo, bardzo dużo wydarzeń, ale na razie wszystko dotyczyło życia tu, na lądzie. Nie wszystko zrozumiałem, może później będzie też o bitwach na oceanach...?
Miał taką cichą nadzieję, bowiem znał lepiej środowisko wodne i być może zdoła bardziej okiełznać jego historię. Niby powinien porzucić przeszłość, lecz sam fakt narodzenia się z głębin zobowiązywał do nostalgii za tymże niedostępnym miejscem. Z drugiej strony poprzez opowieści o wydarzeniach na ziemi mógł lepiej wczuć się w nowy świat, w którym teraz bierze udział. Czy to dobrze, czy źle, że nie wrócił do głębokich wód - nie miało już tak wielkiego znaczenia. Tutaj ma przynajmniej kogoś, z kim mógł podzielić się swoimi przemyśleniami i, niestety, także kłopotami. Właśnie na pytanie problematycznego zdrowia skinął głową, że lepiej, nie mniej zdawał się być jeszcze szczuplejszy niż przy pierwszym spotkaniu. Przejście na wegetariańskie cienie przynosiło swoje skutki, choć po części musiał zjeść go stres. W każdym razie nie chwieje się, to dobry znak.
Jako, że naśladował Amayę w wielu czynnościach, to także zapytał o jej zdrowie, choć tutaj wdarł się pewien szczegół - uczynił to naturalnie, jakby odruchowo. Wlepił oczy w milisekundowy grymas podobny do uśmiechu i nieco nachylając się ku dziewczynie zapytał:
- Na pewno nie potrzebujesz pielęgniarki? To chociaż napij się troszkę krwi.
Wskazał palcem na wyjęty kartonik z zawartością. Rzadko kiedy słyszy się taki zwrot w stronę wampira ze strony potencjalnego dawcy posoki. Dodatkowo Jikken nawet wykazał odrobinę troski, której ostatnimi czasy, o ile w ogóle, nie otrzymywała Emerald od swojego ojca. Zdjął wreszcie wścibskie spojrzenie z rozmówczyni i nieco zdystansował się, jakby badał granice swojego komfortu podczas konfrontacji słownej. Akurat dialog, i to dłuższy, nie leżał w jego naturze. W sumie tak samo jak w wampirzycy, a jednak rozwiązał się im język. Niczym na terapii.
- Mieszkałaś kiedyś w mieście? -poprawił wąski tyłek na kanapie i skierował się tułowiem do rozmówczyni- Nie zawsze mieszkałaś w szkole.
Taka prosta logika, lecz skuteczna. Jak dotąd za mało znał sformułowań na inne miejsca na ziemi, jak wsie, prowincje, osiedla, centra, przedmieścia, dom, willa, szałas, lepianka etc. Gdzieś widział te słowa w książkach, lecz nie potrafił odczytać z nich znaczenia. Czasem coś z kontekstu dało się wywnioskować, a czasem coś przedstawiono rycinami, ale nie zawsze. A jak już, to dopowiadał sobie wyobrażeniem z opisu. O ile zrozumiał, co w sobie zawiera.
- Pytam, bo chciałaś zabrać mnie do miasta. Jakbyś je znała dobrze.
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Sob 28 Sie 2021, 13:44
Jikken znów wspomniał o życiu w oceanie, co wydawało się być dla niej dziwne. Każda książka, którą przeczytała mówiła o Wielkiej Wojnie, Królestwie w zaświatach oraz padole Władcy Demonów, nie było nawet wzmianki o zamieszkałym miejscu pod wodą. Nie zdziwiłaby się gdyby były na tym świecie historie nie opowiedziane. W końcu żyją na bardzo dziwnej planecie. Była ciekawa czy jest jakiś inny świat, wolny od magii...
- Historia wyspy skupia się głównie na wyspie. Nie są mi znane, żadne legendy o tym co było pod nią... w oceanie. Może Historyk będzie wiedział więcej, w końcu żyje długo. - miała na myśli Profesora Kalego, ale nie była pewna czy Jikken był świadomy jego obecności tamtego dnia.
Pokręciła głową potwierdzając to, że nie potrzebuje pielęgniarki, a następnie wbiła słomkę w kartonik i zaczęła sączyć. Samoregeneracja zaczęła pracować, do południa nie powinno być śladu po ranie na policzku.
- Nie mieszkałam. - powiedziala, ale po minie chłopaka wywnioskowała, że to nie wystarczy, aby zaspokoić jego ciekawość. Odstawiła kartonik, a następnie oparła głowę o dłoń, przechylając lekko - Mój rodzinny dom jest na obrzeżach miasta, nie wychodziłam do niego za często. Dopiero od kiedy chodzę do tej szkoły robię to częściej - ale nadal jest wiele miejsc, do których nie miała jeszcze okazji zawitać. To dość spora metropolia, więc nic dziwnego. Można mieszkać tutaj całe życie i się zagubić w nieznanych alejkach. - Poza tym, mam do wykonania zadanie... domowe. Mogę je wykonać tylko w jednym miejscu. - wyciągnęła z kieszeni kartkę. Ta, chciała wykorzystać trochę Jikkena, a przy okazji przetestować jego moc w praktyce, może to głupie, ale samo zadanie nie jest jakieś niebezpieczne. Według zlecenia, jest to wykopanie ze starego domu... ducha. Wytłumaczyła wszystko chłopakowi. Otrzymują przeróżne zadania ze szkoły, w ramach dodatkowych ocen. Muszą czasami ubić mniejszego demona, znaleźć kota starej babci, albo właśnie wygonić ducha, który z jakiegoś powodu został uwiązany z jednym miejscem i nie może udać się do zaświatów, aby się odrodzić. Szkoła zarabia, a uczniowe nie dość, że otrzymują dodatkowe oceny, to mogą przetestować swoje umiejętności.
Dopiła sok, a następnie w końcu wstała. Przekazała Jikkenowi, że udaje się na trening i jeżeli chce, to może iść wraz z nią, aby rozprostować trochę swoje kości. Wyuczyła się kiedyś sztuk walki, ale żeby utrzymać formę musi poświęcać się treningowi. Stara się też opanować przy okazji nową technikę, która doszlifowana może być bardzo pomocna. Wampiry potrafią posługiwać się telekinezą, ale nie jest to moc, potrafiąca przenosić góry. Amaya chce to zmienić. Już udaje się jej unosić dużo większy ciężar niż zwykły potwór jej rasy... może jest bliska przełomu.
- Historia wyspy skupia się głównie na wyspie. Nie są mi znane, żadne legendy o tym co było pod nią... w oceanie. Może Historyk będzie wiedział więcej, w końcu żyje długo. - miała na myśli Profesora Kalego, ale nie była pewna czy Jikken był świadomy jego obecności tamtego dnia.
Pokręciła głową potwierdzając to, że nie potrzebuje pielęgniarki, a następnie wbiła słomkę w kartonik i zaczęła sączyć. Samoregeneracja zaczęła pracować, do południa nie powinno być śladu po ranie na policzku.
- Nie mieszkałam. - powiedziala, ale po minie chłopaka wywnioskowała, że to nie wystarczy, aby zaspokoić jego ciekawość. Odstawiła kartonik, a następnie oparła głowę o dłoń, przechylając lekko - Mój rodzinny dom jest na obrzeżach miasta, nie wychodziłam do niego za często. Dopiero od kiedy chodzę do tej szkoły robię to częściej - ale nadal jest wiele miejsc, do których nie miała jeszcze okazji zawitać. To dość spora metropolia, więc nic dziwnego. Można mieszkać tutaj całe życie i się zagubić w nieznanych alejkach. - Poza tym, mam do wykonania zadanie... domowe. Mogę je wykonać tylko w jednym miejscu. - wyciągnęła z kieszeni kartkę. Ta, chciała wykorzystać trochę Jikkena, a przy okazji przetestować jego moc w praktyce, może to głupie, ale samo zadanie nie jest jakieś niebezpieczne. Według zlecenia, jest to wykopanie ze starego domu... ducha. Wytłumaczyła wszystko chłopakowi. Otrzymują przeróżne zadania ze szkoły, w ramach dodatkowych ocen. Muszą czasami ubić mniejszego demona, znaleźć kota starej babci, albo właśnie wygonić ducha, który z jakiegoś powodu został uwiązany z jednym miejscem i nie może udać się do zaświatów, aby się odrodzić. Szkoła zarabia, a uczniowe nie dość, że otrzymują dodatkowe oceny, to mogą przetestować swoje umiejętności.
Dopiła sok, a następnie w końcu wstała. Przekazała Jikkenowi, że udaje się na trening i jeżeli chce, to może iść wraz z nią, aby rozprostować trochę swoje kości. Wyuczyła się kiedyś sztuk walki, ale żeby utrzymać formę musi poświęcać się treningowi. Stara się też opanować przy okazji nową technikę, która doszlifowana może być bardzo pomocna. Wampiry potrafią posługiwać się telekinezą, ale nie jest to moc, potrafiąca przenosić góry. Amaya chce to zmienić. Już udaje się jej unosić dużo większy ciężar niż zwykły potwór jej rasy... może jest bliska przełomu.
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Sob 28 Sie 2021, 17:57
Historię piszą zwycięzcy, tak mówi przysłowie. Może celowo nie umieszczano żadnych retrospekcji z dziejów głębin morskich uważając je za coś złego, ale jednocześnie nie tak efektownego jak Piekło i Niebo, aby grozić nim czy dawać za zły przykład. Może nie chcą upamiętniać porwań, transformacji istot lądowych w morskie, czy bratobójstwa? To niesamowicie potężna kara być całkowicie zapomnianym i pominiętym przez losy Wyspy SeiShi. Jikken po części brał udział w tychże wydarzeniach, lecz nie czuł się dobrze wyciągać na światło dzienne (bo jest Cieniołakiem hehe) druzgocących faktów. A na pewno działo się jeszcze wiele przed istnieniem chłopaka, a nawet niedobrego władcy Euge.
- Historyk...
Powtórzył niepewnie, jakby obawiając się, że ktoś może znać przeszłość młodzieńca. Amaya nieraz mówiła, że powinien zostawić przeszłość za sobą, lecz jeśli na nowo coś z przeszłości zaćmi przyszłość, nie byłby zadowolony najłagodniej mówiąc. Byłby potworem, albo nikim, albo jeszcze kimś gorszym w oczach koleżanki. Nawet gorszym od całego gangu Kła razem wzięci. Ścierpła mu nieco skóra na karku, który aż musiał rozmasować czarną, drżącą ręką.
Całe szczęście, że rozmowa przeszła na temat miasta i tego, że Emerald nie mieszkała w nim bezpośrednio, a na obrzeżach. Czy to znaczyło, że coś nabroiła ona i jej rodzinach, że nie mogli znaleźć się w centrum, czy nie chcieli tam być? W jego środowisku Pałac był centrem, obrzeża zamieszkiwały istoty gorszego gatunku lub służba. Wyjątkiem był Jikken, który został w pałacu u boku Pana Euge, jak jakaś mroczna zabawka do mordowania, która nie mogła wpaść w ręce wrogów - w tym rodzeństwa walczącego o przejęcie wód głębinowych. Szkoda, że nie udała im się ta sztuka. W każdym razie ... określenie "dom rodzinny" brzmiał z jednej strony przyjemnie dla uszu, lecz z drugiej... na myśl, że jego jedyną "rodziną" po tej stronie wymiaru był Pan... Na nowo zamyślił się, gdy dziewczyna podzieliła się z nim informacją, że oprócz uczęszczania na zajęcia wykonują małe misje, aż ożywił się znacznie rozpraszając przykre myśli. Serio? On też może pomóc? Nadstawił pilnie antenek i przytaknął energicznie głową.
- Masz pomysł, jak wygonić tego ducha z domu?
Lepiej, żeby Wampirzyca w tej chwili nie pytała Ametystowego, jak on załatwiłby tą sprawę, bo nie byłoby to zbyt humanitarne z jej punktu widzenia. Musiał dopiero uczyć się nowych dróg w rozwiązywaniu problemów, a nie poprzez przemoc, jaką nakazywał mu pod groźbą śmierci jego Pan. Cóż, najpierw trening, a to faktycznie będzie pouczające doznanie dla obu stron. Wszak nie znał więcej umiejętności Amayi jak zamrażanie wzrokiem i spijanie krwi dla posilenia. Oj będzie na pewno zdziwiony innymi zdolnościami Szmaragdookiej.
Udał się niemal od razu za dziewczyną do parku. Za jakiś czas będzie poranek, ale powinni zdążyć poćwiczyć. Miejsce też dobre, sporo miejsca i rześkie powietrze. Z początku przyglądał się jedynie dziewczynie stojąc z boku, jakby hamował się, czy powinien pobudzić organizm do walki. Przynajmniej on także będzie szlifować swoje możliwości, ale także koncentrować się na tym, by moc nie wymknęła się spod kontroli. Zdecydował się zacząć od rozgrzewki. Skłony od tułowia w górę, skręty, zginanie nóg, podskoki - wszystko szło gładko, podejrzanie za gładko. A to dopiero początek. Rzucił rozświetlonym spojrzeniem na Amayę i uśmiechnął się zawadiacko pokazując bialutkie zęby. Ona już była w trakcie ćwiczeń, kiedy niespodziewanie tuż przed jej nosem spod nóg wyrósł Jikken, który zmienił swoje ciało w dziwny sposób. Z ramion, pleców, boków i kończyn wystrzelił cieniste pnącza z czarnymi kolcami. Potem kolejne i kolejne, jakby chcąc zamknąć dziewczynę w kręgu z pnączami. Jego dotychczasowa sylwetka zaniknęła na rzecz cienistego kokonu, w którym chciał zamknąć koleżankę. Swoista cienista bańka miała średnicę do pięciu metrów. Jak ktoś miał klaustrofobię, mógł spokojnie w tych warunkach popaść w panikę. Na domiar złego chłopak postanowił przetestować szybkość dziewczyny wystrzeliwując z pnączy wspomniane kolce niczym shirukeny w jej kierunku. Nie robił tego jednak w tak strasznym tempie jak to miał w zwyczaju przy zabijaniu. Tu był także jego test, na ile może wytrzymać, nim wpadnie w amok. A warto wspomnieć, że w zamknięciu nie jest zwykły człowiek a wampir, także nie wiedział, na ile poradzi sobie Czarnulka w tych warunkach. Na pewno lepiej niż zwykły śmiertelnik. W powietrzu zaś mana Jikkena zdawała się być wszędzie w kokonie, w dodatku przesycona dziwną ekscytacją i wigorem.
- Historyk...
Powtórzył niepewnie, jakby obawiając się, że ktoś może znać przeszłość młodzieńca. Amaya nieraz mówiła, że powinien zostawić przeszłość za sobą, lecz jeśli na nowo coś z przeszłości zaćmi przyszłość, nie byłby zadowolony najłagodniej mówiąc. Byłby potworem, albo nikim, albo jeszcze kimś gorszym w oczach koleżanki. Nawet gorszym od całego gangu Kła razem wzięci. Ścierpła mu nieco skóra na karku, który aż musiał rozmasować czarną, drżącą ręką.
Całe szczęście, że rozmowa przeszła na temat miasta i tego, że Emerald nie mieszkała w nim bezpośrednio, a na obrzeżach. Czy to znaczyło, że coś nabroiła ona i jej rodzinach, że nie mogli znaleźć się w centrum, czy nie chcieli tam być? W jego środowisku Pałac był centrem, obrzeża zamieszkiwały istoty gorszego gatunku lub służba. Wyjątkiem był Jikken, który został w pałacu u boku Pana Euge, jak jakaś mroczna zabawka do mordowania, która nie mogła wpaść w ręce wrogów - w tym rodzeństwa walczącego o przejęcie wód głębinowych. Szkoda, że nie udała im się ta sztuka. W każdym razie ... określenie "dom rodzinny" brzmiał z jednej strony przyjemnie dla uszu, lecz z drugiej... na myśl, że jego jedyną "rodziną" po tej stronie wymiaru był Pan... Na nowo zamyślił się, gdy dziewczyna podzieliła się z nim informacją, że oprócz uczęszczania na zajęcia wykonują małe misje, aż ożywił się znacznie rozpraszając przykre myśli. Serio? On też może pomóc? Nadstawił pilnie antenek i przytaknął energicznie głową.
- Masz pomysł, jak wygonić tego ducha z domu?
Lepiej, żeby Wampirzyca w tej chwili nie pytała Ametystowego, jak on załatwiłby tą sprawę, bo nie byłoby to zbyt humanitarne z jej punktu widzenia. Musiał dopiero uczyć się nowych dróg w rozwiązywaniu problemów, a nie poprzez przemoc, jaką nakazywał mu pod groźbą śmierci jego Pan. Cóż, najpierw trening, a to faktycznie będzie pouczające doznanie dla obu stron. Wszak nie znał więcej umiejętności Amayi jak zamrażanie wzrokiem i spijanie krwi dla posilenia. Oj będzie na pewno zdziwiony innymi zdolnościami Szmaragdookiej.
Udał się niemal od razu za dziewczyną do parku. Za jakiś czas będzie poranek, ale powinni zdążyć poćwiczyć. Miejsce też dobre, sporo miejsca i rześkie powietrze. Z początku przyglądał się jedynie dziewczynie stojąc z boku, jakby hamował się, czy powinien pobudzić organizm do walki. Przynajmniej on także będzie szlifować swoje możliwości, ale także koncentrować się na tym, by moc nie wymknęła się spod kontroli. Zdecydował się zacząć od rozgrzewki. Skłony od tułowia w górę, skręty, zginanie nóg, podskoki - wszystko szło gładko, podejrzanie za gładko. A to dopiero początek. Rzucił rozświetlonym spojrzeniem na Amayę i uśmiechnął się zawadiacko pokazując bialutkie zęby. Ona już była w trakcie ćwiczeń, kiedy niespodziewanie tuż przed jej nosem spod nóg wyrósł Jikken, który zmienił swoje ciało w dziwny sposób. Z ramion, pleców, boków i kończyn wystrzelił cieniste pnącza z czarnymi kolcami. Potem kolejne i kolejne, jakby chcąc zamknąć dziewczynę w kręgu z pnączami. Jego dotychczasowa sylwetka zaniknęła na rzecz cienistego kokonu, w którym chciał zamknąć koleżankę. Swoista cienista bańka miała średnicę do pięciu metrów. Jak ktoś miał klaustrofobię, mógł spokojnie w tych warunkach popaść w panikę. Na domiar złego chłopak postanowił przetestować szybkość dziewczyny wystrzeliwując z pnączy wspomniane kolce niczym shirukeny w jej kierunku. Nie robił tego jednak w tak strasznym tempie jak to miał w zwyczaju przy zabijaniu. Tu był także jego test, na ile może wytrzymać, nim wpadnie w amok. A warto wspomnieć, że w zamknięciu nie jest zwykły człowiek a wampir, także nie wiedział, na ile poradzi sobie Czarnulka w tych warunkach. Na pewno lepiej niż zwykły śmiertelnik. W powietrzu zaś mana Jikkena zdawała się być wszędzie w kokonie, w dodatku przesycona dziwną ekscytacją i wigorem.
- Emerald
- Liczba Postów : 13
POSTAĆ:
HP:
(100/100)
Mana:
(100/100)
Strój: Czarno-biały strój szkolny
Re: vol 3.0
Sob 04 Wrz 2021, 19:30
Chrząknęła kilka razy, a na jej twarzy zdało się zauważyć lekki uśmiech. Tak, najwyraźniej miała jakiś tam plan na tego ducha i chętnie chciała się nim podzielić.
- Według zlecenia dom ma prawie sto lat, pusty był od dziesięciu, po tym jak ostatni właściciel zmarł, a duch agresywnie reaguje na każdego kto wchodzi. Pewnie nie będzie mile nastawiony i do nas, więc musimy uważać. Książki mówią, że gdy dusza nie chce opuścić Seishi i iść w Zaświaty, to najwyraźniej ma tutaj niedokończone sprawy. Jeżeli da się je za niego wykonać to dobrze, gorzej jak nie. Wtedy wykonuje się egzorcyzm, czyli trzeba wyrzucić ducha z domu siłą. Problem w tym... - podrapała się po szyi, robiąc lekko kwaśną minę - ... że źle wykonany egzorcyzm może zamienić duszę w agresywnego demona. Takiego bezmyślnego, najgorszego. Ja nigdy egzorcyzmu nie wykonywałam, mimo, że wiem jak to zrobić. Mam nadzieję, że dogadamy się z duchem i będziemy w stanie mu pomóc, aby nie musieć egzorcyzmować. Możemy również poprosić jakiegoś anioła... ale ciężko tu o nich. - najwyraźniej dziewczyna nie bardzo chciała prosić aniołów o pomoc. Raz, że nie ma ich za wielu w szkole, a dwa, że są dość ciężkimi towarzyszami dla ras takich jak wampiry. Wiesz, wykluczają się naturalnie. No, to się rozgadała.
Jikken postanowił, że dołączy do wampirzycy w treningu. Cieszyła się, bo chciała też poznać trochę chłopaka od strony bojowej, wiedzieć jak walczy oraz co potrafi. Już miała kończyć rozgrzewkę ciała, gdy nagle fioletowy pojawił się przed nią, wręcz wyrastając z ziemi jak cień. Ze zdumieniem obserwowała każdy kawałek tej dziwnej przemiany, która zdawała się zamykać Amayę w pewnego rodzaju kokonie. Mrugnęła, a wtedy jej dotychczas szmaragdowe oczy zamieniły się w szkarłatne i świecące w tej ciemności, jaka ją otoczyła. Widziała wszystko wyraźnie, jak za dnia, dlatego ominięcie lecących w nią obiektów nie było problemem. Skupiła się, a wtedy czarna masa przypominająca płomienie otoczyła jej ciało, tworząc aurę. Była to jej Forma Bojowa, ale jeszcze mocno nie wykształcona. Do perfekcyjności było jej daleko, bardzo daleko. Wyciągnęła rękę w stronę miejsca gdzie znajdowały się nogi Jikkena, a następnie używając telekinezy zniekształciła teren pod nim. Każdy kawałek kamienia znajdujący się w podłożu wystrzelił teraz jak pocisk. Jeżeli uwolniło to ją z kokona, wtedy zwinym saltem odskoczyła do tyłu i stworzyła klaśnięciem dłoni jednego mrocznego wilka. Tak jak jej forma bojowa, wykonany był z czarnego ognia, a oczy świeciły krwisto. Zawarczał groźnie.
- Więc jesteśmy trochę podobni. - pogłaskała stworzenie - Oboje jesteśmy stworzeni z mroku. Wampiry są podobno dziećmi cienia... - posłała delikatny uśmiech. Jej skóra w świetle księżyca, który był prawie w pełni wydawała się być jeszcze bardziej blada i przeźroczysta.
- Według zlecenia dom ma prawie sto lat, pusty był od dziesięciu, po tym jak ostatni właściciel zmarł, a duch agresywnie reaguje na każdego kto wchodzi. Pewnie nie będzie mile nastawiony i do nas, więc musimy uważać. Książki mówią, że gdy dusza nie chce opuścić Seishi i iść w Zaświaty, to najwyraźniej ma tutaj niedokończone sprawy. Jeżeli da się je za niego wykonać to dobrze, gorzej jak nie. Wtedy wykonuje się egzorcyzm, czyli trzeba wyrzucić ducha z domu siłą. Problem w tym... - podrapała się po szyi, robiąc lekko kwaśną minę - ... że źle wykonany egzorcyzm może zamienić duszę w agresywnego demona. Takiego bezmyślnego, najgorszego. Ja nigdy egzorcyzmu nie wykonywałam, mimo, że wiem jak to zrobić. Mam nadzieję, że dogadamy się z duchem i będziemy w stanie mu pomóc, aby nie musieć egzorcyzmować. Możemy również poprosić jakiegoś anioła... ale ciężko tu o nich. - najwyraźniej dziewczyna nie bardzo chciała prosić aniołów o pomoc. Raz, że nie ma ich za wielu w szkole, a dwa, że są dość ciężkimi towarzyszami dla ras takich jak wampiry. Wiesz, wykluczają się naturalnie. No, to się rozgadała.
Jikken postanowił, że dołączy do wampirzycy w treningu. Cieszyła się, bo chciała też poznać trochę chłopaka od strony bojowej, wiedzieć jak walczy oraz co potrafi. Już miała kończyć rozgrzewkę ciała, gdy nagle fioletowy pojawił się przed nią, wręcz wyrastając z ziemi jak cień. Ze zdumieniem obserwowała każdy kawałek tej dziwnej przemiany, która zdawała się zamykać Amayę w pewnego rodzaju kokonie. Mrugnęła, a wtedy jej dotychczas szmaragdowe oczy zamieniły się w szkarłatne i świecące w tej ciemności, jaka ją otoczyła. Widziała wszystko wyraźnie, jak za dnia, dlatego ominięcie lecących w nią obiektów nie było problemem. Skupiła się, a wtedy czarna masa przypominająca płomienie otoczyła jej ciało, tworząc aurę. Była to jej Forma Bojowa, ale jeszcze mocno nie wykształcona. Do perfekcyjności było jej daleko, bardzo daleko. Wyciągnęła rękę w stronę miejsca gdzie znajdowały się nogi Jikkena, a następnie używając telekinezy zniekształciła teren pod nim. Każdy kawałek kamienia znajdujący się w podłożu wystrzelił teraz jak pocisk. Jeżeli uwolniło to ją z kokona, wtedy zwinym saltem odskoczyła do tyłu i stworzyła klaśnięciem dłoni jednego mrocznego wilka. Tak jak jej forma bojowa, wykonany był z czarnego ognia, a oczy świeciły krwisto. Zawarczał groźnie.
- Więc jesteśmy trochę podobni. - pogłaskała stworzenie - Oboje jesteśmy stworzeni z mroku. Wampiry są podobno dziećmi cienia... - posłała delikatny uśmiech. Jej skóra w świetle księżyca, który był prawie w pełni wydawała się być jeszcze bardziej blada i przeźroczysta.
- Jikken
- Liczba Postów : 14
POSTAĆ:
HP:
(50/50)
Mana:
(150/150)
Strój: Nosi dopasowany bezrękawnik koloru czarnego z białym paskiem w czarne prążki przypominające jego własne, proste i białe uzębienie. Na prawą dłoń ubiera fioletową rękawiczkę. Spodnie są luźne, lekko bufiaste jak alladynki, ciemnofioletowe. Buty nie mają twardych podeszw, aby nie zgrzytały przy chodzeniu, nie mniej są wytrzymałe i dopasowane do stóp.
Re: vol 3.0
Sob 09 Paź 2021, 11:24
Słuchał uważnie, w jaki sposób albo ułaskawić ducha, by trafił tam gdzie jego miejsce, albo jak go zniszczyć już wtedy, gdy nie będzie innego wyjścia. Które z tych opcji wykonają? Amaya była przygotowana na oba scenariusze, co obszernie wyjaśniła chłopakowi, który nieco speszył się szeroką wiedzą koleżanki. On by pewnie od razu przystąpił do wypędzenia siłą, lecz naraziłby się bardziej na uszczerbek na zdrowiu czy nawet życiu. W takim razie niech wampirzyca zdecyduje i będzie mózgiem misji, on zaś będzie jej asystować najlepiej jak potrafi.
- No dobra... -wreszcie odzyskał na tyle odwagi, by dodać coś od siebie- ...jako, że to dla mnie zupełna nowość, Ty będziesz mówić, co mamy robić. Chyba damy radę.
Czyli w zasadzie zrzucił odpowiedzialność, ale i ewentualne zwycięstwo, na barki wampirzycy. Raczej musiała się tego spodziewać, skoro i tak miała na głowie naukę Cieniołaka. Ważne, że chciał stanąć po tej stronie, co dziewczyna, a nie przeciwko niej. Zdołał się przywiązać do narzuconego przez Kaiena towarzystwa wampirzycy, nie zamierzał póki co rezygnować z danej mu szansy.
Namiastkę wolności odzyskał w treningowej walce z panną Emerald. Mógł sam zdecydować, jak zaskoczyć wampirzycę, jak nieco wybić ją z rytmu przybierając zupełnie inny kształt swego ciała. Z kolei i dziewczyna nie próżnowała i skutecznie omijała jego wystrzeliwane kolce. Szmaragdowe oczy Amayi widziały każdy detal dziwnego kokonu od środka i dostrzegła też nieszczęsne stopy młodzieńca. Jak wystrzeliła kamieniami od spodu, to musiał przerwać szyk i rozpuścić kokon, aby samemu uniknąć jak najwięcej kamieni. Ze względu jednak na rozmiar pułapki z cienia, oberwał tu i ówdzie, więc na nowo skoncentrował się na uformowaniu ludzkiej postaci. Koleżanka zaś tworzyła wokół siebie aurę, z której wytworzyła posłusznego jej wilka. Jak się okazuje, wampiry także korzystają z mocy ciemności, co wyraźnie odczuwał Jikken. Jako mocno związany z tym żywiołem poświata dziewczyny działała na niego niezwykle drażniąco. Właśnie dlatego, że była tego samego żywiołu co jego organizm. Jakby wykradła sporą część mroku z Królestwa Ciemności i ujarzmiła na swój cel. I jak tu poniekąd walczyć z samym sobą, albo z bliskim rodzeństwem? On to mrok, aura wampirzycy to mrok, wilk stworzony na jej rozkaz to mrok. Niby to tylko trening, ale... musiał na to spojrzeć z innej strony. Amaya swoje przywiązanie do mroku okazuje tylko w energii, ale nie jest nią w całości jak on. I jemu rozpaliły się ślepia na czerwono, gdy dokładnie wpatrywał się w przeciwniczkę o coraz to bledszym odcieniu skóry przyciągającym blask Księżyca.
- Masz rację, ale nie do końca.
Sam nie umiał tego dokładnie określić, gdzie leżała różnica między nimi, więc zdecydował się to zademonstrować, aby Czarnowłosa zrozumiała punkt widzenia Jikkena. Ponownie zdeformował się, lecz tylko dokładając sobie trzy pary wstęg wyrastających z jego pleców, więc przypominał nieco pająka. Miały to być dodatkowe pary kończyn do atakowania zarówno wilka posłusznego dziewczynie, jak i ją samą. Zaczął biec w stronę przeciwników ciskając ostro zakończonymi wstęgami niczym harpunami. Gdy chybiał, cofał na nowo wstęgę ku sobie i wystrzeliwał ją jeszcze raz. Musiał mieć oczy dookoła głowy, bowiem miał aż dwie pary czujnych spojrzeń rywali. Ciskał wstęgami w stronę nóg i tułowia oponentów, a swoimi normalnymi rękoma próbował jeszcze tworzyć niewielkie cieniste pociski i ciskać nimi w najbardziej korzystnym momencie.
- No dobra... -wreszcie odzyskał na tyle odwagi, by dodać coś od siebie- ...jako, że to dla mnie zupełna nowość, Ty będziesz mówić, co mamy robić. Chyba damy radę.
Czyli w zasadzie zrzucił odpowiedzialność, ale i ewentualne zwycięstwo, na barki wampirzycy. Raczej musiała się tego spodziewać, skoro i tak miała na głowie naukę Cieniołaka. Ważne, że chciał stanąć po tej stronie, co dziewczyna, a nie przeciwko niej. Zdołał się przywiązać do narzuconego przez Kaiena towarzystwa wampirzycy, nie zamierzał póki co rezygnować z danej mu szansy.
Namiastkę wolności odzyskał w treningowej walce z panną Emerald. Mógł sam zdecydować, jak zaskoczyć wampirzycę, jak nieco wybić ją z rytmu przybierając zupełnie inny kształt swego ciała. Z kolei i dziewczyna nie próżnowała i skutecznie omijała jego wystrzeliwane kolce. Szmaragdowe oczy Amayi widziały każdy detal dziwnego kokonu od środka i dostrzegła też nieszczęsne stopy młodzieńca. Jak wystrzeliła kamieniami od spodu, to musiał przerwać szyk i rozpuścić kokon, aby samemu uniknąć jak najwięcej kamieni. Ze względu jednak na rozmiar pułapki z cienia, oberwał tu i ówdzie, więc na nowo skoncentrował się na uformowaniu ludzkiej postaci. Koleżanka zaś tworzyła wokół siebie aurę, z której wytworzyła posłusznego jej wilka. Jak się okazuje, wampiry także korzystają z mocy ciemności, co wyraźnie odczuwał Jikken. Jako mocno związany z tym żywiołem poświata dziewczyny działała na niego niezwykle drażniąco. Właśnie dlatego, że była tego samego żywiołu co jego organizm. Jakby wykradła sporą część mroku z Królestwa Ciemności i ujarzmiła na swój cel. I jak tu poniekąd walczyć z samym sobą, albo z bliskim rodzeństwem? On to mrok, aura wampirzycy to mrok, wilk stworzony na jej rozkaz to mrok. Niby to tylko trening, ale... musiał na to spojrzeć z innej strony. Amaya swoje przywiązanie do mroku okazuje tylko w energii, ale nie jest nią w całości jak on. I jemu rozpaliły się ślepia na czerwono, gdy dokładnie wpatrywał się w przeciwniczkę o coraz to bledszym odcieniu skóry przyciągającym blask Księżyca.
- Masz rację, ale nie do końca.
Sam nie umiał tego dokładnie określić, gdzie leżała różnica między nimi, więc zdecydował się to zademonstrować, aby Czarnowłosa zrozumiała punkt widzenia Jikkena. Ponownie zdeformował się, lecz tylko dokładając sobie trzy pary wstęg wyrastających z jego pleców, więc przypominał nieco pająka. Miały to być dodatkowe pary kończyn do atakowania zarówno wilka posłusznego dziewczynie, jak i ją samą. Zaczął biec w stronę przeciwników ciskając ostro zakończonymi wstęgami niczym harpunami. Gdy chybiał, cofał na nowo wstęgę ku sobie i wystrzeliwał ją jeszcze raz. Musiał mieć oczy dookoła głowy, bowiem miał aż dwie pary czujnych spojrzeń rywali. Ciskał wstęgami w stronę nóg i tułowia oponentów, a swoimi normalnymi rękoma próbował jeszcze tworzyć niewielkie cieniste pociski i ciskać nimi w najbardziej korzystnym momencie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach