Plac Główny
- Tu stał niegdyś pomnik Sir Percedala, Zbawcy Świata, Pierwszego Anioła, który zstąpił z Niebios, by uratować Ludzkość poprzez Śmierć. Bo nic tak nie cieszy tłumów, jak Upadek Herosa...
Poza tym, jedynym, wartym odwiedzenia miejscem jest arena, na której regularnie odbywają się walki na pięści. Nad nią wisi dziwne urządzenie, jakby głowa z niezliczoną ilością oczu, pewnie dzięki niemu nikt nie oszukuje podczas pojedynków.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Shiyu... lub Nono nie widziała żywej duszy od lat. Nie wiedziała nawet ile czasu upłynęło od tego cholernego dnia, w którym to wszystko się zaczęło. Napotykała jedynie potwory, które tak samo głodne jak ona, atakowały ją.
Czy jest tu ktoś jeszcze? Żyje? Czy istnieje ktokolwiek, kto dałby radę pokonać Władcę Demonów skoro nawet Najwyższy poległ?
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Oraz ten gorzki, metaliczny, śmierdzący zapach jak Nie-Ukye. Był wszędzie i było go stanowczo za dużo... Ny-Ny zmarszczyła nos, gdy do jej nozdrzy doleciał inny zapach. Odruchowo wysunęła z warg rozwidlony język a jej ślepia otworzyły się nagle, błyszcząc szarością i nadzieją... Nono? Bezszelestnie dziewczynka wysunęła się ze swojej nory, wychodząc z gniazda i na czworakach wyglądając zza wyłamanych drzwi. Nie zmieniła się za bardzo przez te wszystkie lata – Ny-Ny nie urosła ani o centymetr. Włosy, gdy zaczęły włazić jej do oczu, odcinała kawałkiem szkła. Na sobie miała ten sam strój co zawsze – tylko poszarzały i niemal rozpadający się ze starości. Szare łuski na jej ciele pozostały takie jakie były – zdobiły je teraz dodatkowo różnorakie szramy i blizny, w paru miejscach twarde płytki odprysły od jej ciała. Na niemal ludzkiej skórze kilka śladów po starych potyczkach rysowały cienkie linie... A tak, wypisz wymaluj, Ny-Ny była taka sama. Z wyglądu i z mentalności również...
Bowiem bardzo ostrożnie wysunęła się zza drzwi, wysuwając lekko język przed siebie, jakby chcąc złapać każdą inną woń, która mogłaby zakłócić ten względny spokój. Dziewczynka zmarszczyła brwi, przypadając do ziemi i szybko, bezszelestnie pobiegła w stronę postumentu na którym stał kiedyś pomnik. Wdrapała się na niego sprawnie, przylegając do płaskiej powierzchni jak jaszczurka i zastygła w bezruchu. Kaptur opadł jej na oczy, ale czerwone ślepia wbiły się w wilka wyczekująco... Woń była taka sama... Pod warstwą futra, zapachu śmierci, spalenizny i zgnilizny wciąż czuła wyraźny zapach wilczycy, której jestestwo nie zostało jeszcze wyparte przez wszechogarniający świat smród.
- Nono..? - zapytała zachrypniętym głosem dziewczynka. Nie używała zbyt często strun głosowych - częściej mówiła do siebie niż do innych żywych istot, więc to imię z trudem padło z jej ust, jakby musiała sobie najpierw przypomnieć jak się mówi.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Wtem, jej wilcze uszy poruszyły się. Usłyszała jakiś... dźwięk, nie... to był głos, bardzo cichy i zachrypnięty. Odwróciła się powoli w stronę, z której dochodził tajemniczy głos, szukając właściciela. Tu można było dostrzec, że oczy wilczycy nie były takie same jak kiedyś. Nie było widać w nich człowieka, nie było tego mądrego błysku, a zwykły zwierzęcy wyraz. Pełne zezwierzęcenie przemawiało przez całe wilcze cielsko.
Jest. Tam, na ruinach posągu. Co to? To się rusza, to jest żywe. Jedzenie? Skoro się jeszcze rusza, to w takim razie musi być świeżym mięskiem. Tego szukała.
- Grrrraa... - wydobył się pomruk. Otworzyła paszczę, z której wyleciał potok śliny. Zwierzę było głodne, jeżeli Ny-Ny pozostało jeszcze trochę instynktu samozachowawczego to powinna w tej chwili zacząć uciekać. Za późno z resztą. Wilk zawarczał jeszcze raz po czym rzucił się w szaleńczy pościg za swoją zwierzyną.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Przez kilka minut rozpaczliwie próbowała ją zgubić – klucząc między powalonymi ścianami, przebiegając pod przewróconymi deskami i wyschniętymi pniami. Wilk pędził na oślep, nic nie robiąc sobie z przeszkód... A Ny-Ny szukała możliwości by wdrapać się jak najszybciej na jakiś wysoki punkt, tak, by znaleźć się z dala od zasięgu kłów i pazurów Nono... Aż w końcu się udało! Nie było to idealne miejsce ani punkt widokowy, ale przestraszona i zdeterminowana jaszczurka drapiąc pazurami o metalu, wdrapała się na uliczną latarnie i przycupnęła na samej jej górze, obejmując wszystkimi kończynami zbitą świetlówkę. Wyglądała jak mała, wymęczona przez lata kukiełka, którą ktoś postawił na patyku... Sycząc wniebogłosy, Ny-Ny patrzyła w dół, na krążącego pod nią wilka... Na głodną Nono... Wsunęła ostrożnie jedną z dłoni do kieszeni bluzy i nagle obok wilczycy pacnął martwy szczur. A po chwili drugi.
- Nono je! Nono nie je Ny-Ny! - krzyknęła dziewczynka znacząco, choć zaraz jej głos utonął w cichym kaszlu. Pogładziła się szybko po gardle i spojrzała w dół. - Ny-Ny też głodna... - syknęła cichutko pod nosem, nie mając co prawda żadnego żalu, gdy oddała swój prowiant na czarną godzinę wilczycy. Stado trzyma się razem! A przynajmniej powinno...
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Jakiś czas temu jeszcze walczył u boku Kamaela i jego Niezawistnej Bandy Upadłych Aniołów, lecz z czasem i on stał się dla nich zagrożeniem. Nawet niekoniecznie bezpośrednio - jego obecność ściągała inne splugawione diabły, które atakowały oddział Historyka i nie dawały ani chwili wytchnienia. Wolał ściągnąć uwagę swych pobratymców tylko na siebie niż znów stracić kogoś, kto widział w Ukye kogoś więcej niż demona. Mimo kategorycznych sprzeciwów i upartości Kamaela, pewnego razu nie wytrzymał psychicznie i oddalił się wraz z goniącą go świtą żołnierzy Lucyfera. Wtedy też po raz pierwszy dokonał masakry, podczas której zabił dziesiątki mięs armatnich. Tak, ten niewyobrażalny dotąd gniew miał być katalizatorem do dalszej izolacji od tych, na kim mu zależało.
Nękany psychicznie przez swego Ojca Chrzestnego był na skraju przepaści. Może gdyby poddał się wreszcie, to do miast wróciłby spokój? Wiele myśli, często bardzo sprzecznych, przetaczały się przez rogatą głowę, z której już nie wyrywał diabelskich atrybutów. Koniecznie musiał znaleźć pożywienie, a w obecnych czasach, kiedy niemal populacja spadła do zera, znalezienie żywych istot nieskojarzonych z Lucyferem i jego świtą graniczyło z cudem. A jednak...
W mieście Kazan, które zmieniło się nie do poznania, o prawo do życia walczyły dwa osobniki. W zasadzie jeden walczył, drugi bronił się przed agresorem. Wir potyczki nęcił i kusił zmysły Czarnowłosego, który zniżył lot znad grafitowych, ciężkich chmur. Dopiero kiedy znalazł się dostatecznie blisko, fioletowe lustra w ślepiach nabrały źrenic i blasku. Rozpoznał oba źródła, oba mu niegdyś bliskie, a teraz zdawały się wręcz nierealne. Jak to się stało, że rozdzielili się i każdy z nich popadł w degradację? Mieli trzymać się razem, ćwiczyć, pokonać Lucyfera. A teraz każdy z nich klepie biedę na swój sposób. Jedyne, co ich łączyło, jedyny wspólny mianownik to głód. Do tego stopnia, że nie było się pewnym finału.
Demon wylądował na grzbiecie Wilczycy obejmując jej kark swoimi ramionami pokrytymi połyskującymi runami i starając się odsunąć bydle od Ny-Ny sterczącej na szczycie latarni. To nie lada wyzwanie, Zmiennokształtna miała potężne cielsko i jeszcze więcej sił, zwłaszcza gdy była napędzana głodem. Kiedy nie mógł jej utrzymać w ryzach, kiedy zrzuciła go z grzbietu na wszędobylski piach, obnażył swoje kły i zamachnął się ręką, żeby rzucić Pajęczą Sieć na Nono. Witki oplotły puszystą sierść dziewczyny i ograniczały znacząco ruchy. Demon ostrożnie podźwignął się z kurzu i zbliżył się ku Skrępowanej. Prawą dłoń zamienił w ostrze, przy tym uwolnił pokład smolistej many, która na wylot przeszywała ciało Ukye jak i zarażała otoczenie swym gryzącym odcieniem. Trochę wyglądał tak, jakby chciał upolować Nono, by ją zjeść. W tej postaci była znacznie większa i mogła bardziej zaspokoić głód niż chuderlawa, drobna Jaszczurza Panienka.
>Uciekaj, Ny-Ny.
Krystaliczny głos pozbawiony emocji przedarł ciszę, a wraz z nim fioletowe spojrzenie mężczyzny ze stalowym warkoczem, który czujnie spoglądał na drapieżnika. Lada moment może uwolnić się z pułapki, a co gorsza... zupełnie nie wiedział, jak dotrzeć do Błękitnookiej bestii. Czy nie było za późno? Jej też wszędobylskie wpływy Lucyfera pomieszały w głowie, skaziły duszę? Ukye stał teraz między Wilkiem a latarnią z wyciągniętym przed siebie ostrzem z własnej prawicy. Czego powinien się spodziewać?
Re: Plac Główny
Jego buty pokrywał kurz oraz, który opanował całe Kazen, a krople krwi spływały po jego mieczu. Tłusty demon, który jeszcze kilka chwil temu cieszył się ze swojego życia teraz uciekał przed nim mocno brocząc krwią. Nie wiedział, że znalazł się w śmiertelnym potrzasku, z którego już nie ma wyjścia. Ta alejka będzie jego grobem. Na nic nie zdały się także prośby o łaskę czy próby przekupstwa. Czasy na rozmowę i negocjacje odeszły dawno temu. Jedyne co pozostało to śmierć i ogień.
Kiedy głowa demona spadła na ziemię to do jego zmysłów dotarły trzy emanacje mocy. Dobrze mu znane, których nie czuł od lat. Delikatnie go to zadziwiło, że jeszcze żyją. Jeśli z Keyem spędził jeszcze jakiś czas to tamtej dwójki nie widział odkąd to wszystko pierdolnęło. One też się zmieniły. Ich energia zdziczała, a ta należąca do Wolf przypominała zwierzę. Resztki człowieczeństwa o ile jeszcze w niej jakieś tkwiły z pewnością były na wyczerpaniu. Przez chwilę chciał odjeść, ale nie mógł. To on zawalił i to do niego należało posprzątanie tego bałaganu. Nawet jeśli im nie pomógł wcześniej, to teraz może oddać dziewczynie ostatnią posługę. Uwolnić ją od tego stanu.
Scena, która ukazała się jego oczom, była równie niezwykła co zabawna. Mała jaszczurza dziewczyna starała się uniknąć zeżarcia przez wygłodniałego wilka, a młody demon bawił się w rycerza w lśniącej zbroi. Było to tak durnowate, że przez chwilę usta Kamaela wykrzywiły się w uśmiechu. Była to jednak tylko chwila.
- Proszę się odsunąć panie Key. Skrócę jej cierpienia. – powiedział Kamael na tyle głośno, że wszyscy obecni na placu go usłyszeli. Zmienił się przez te lata. Nie przypominał już tego miłego historyka, którego mogli poznać. Teraz był tym kim stworzył go Najwyższy. Aniołem zniszczenia. Ubrany całkowicie na czarno, z płaszczem poplamionym krwią. Zarówno demonów jak i innych istot. Jego włosy były zdecydowanie dłuższe niż powinny, a na twarzy widniał zarost. Oczy były podkrążone i pozbawione jakiegokolwiek ciepła. Przypominały puste dziury. Dodatkową nowością byłą paskudna blizna, która przecinała jego policzek od prawego oka, aż do ust. Na ciele przybyło wiele dodatkowych blizn, a także oparzenie, które ciągnęło się aż na bok jego szyi. Widać, że te lata również i na nim odcisnęły swoje piętno.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Już otwierała paszczę by ugryźć lampę, aż nagle ktoś niezwykle odważny postanowił skoczyć jej na kark. Niemalże natychmiast zaczęła się miotać jak byk na rodeo chcąc zrzucić z siebie obcego demona.
- Obcy...? - w jej umyśle pojawiła się na chwilę iskierka. Malutka iskierka, która spowodowała, że w oczach bestii na chwilę pojawił się ludzki błysk. Niestety tylko na chwilę, bo przeciwnik postanowił oplątać jej ciało lepką, ale dość silną nicią. Była na tyle silna, a Nono już na tyle osłabiona, że jeden ruch wystarczył, by wilk runął z wielkim impetem na piach, przy okazji taranując lampę, na której znajdowała się Ny-Ny. Ziemia się zatrzęsła, tumany kurzu uniosły w górę zasłaniając jej wzrok. Zaczęło w jej uszach piszczeć, a oczy zaszły lekką mgłą. Kurz opadł, ukazując Nono w nieco mniejszej, ale nadal wilczej formie. Straciła może z połowę swojej masy. Najwyraźniej jej mana zaczęła się wyczerpywać. Nic dziwnego, chodziła w tej formie już kilka tygodni, powoli tracąc zmysły. Ten moment to był chyba jej punkt kulminacyjny.
Mimo lekkiego otumanienia dostrzegła, że pojawił się jeszcze jeden obcy.
- Obcy...? - znowu iskra, chwila błysku. Otworzyła szerzej oczy patrząc na nowo przybyłego osobnika, który urodą oraz strojem nie ustępował ulicznemu kloszardowi. Wilk najwyraźniej poczuł w tym momencie strach czując, że jest na przegranej pozycji. Te dwie istoty emanowały chęcią mordu. Mordu na niej. To było całkowicie zrozumiane, szczególnie w tym świecie.
Zaczęła się wierzgać, warczeć, lecz siły zaczęły uciekać coraz szybciej co mocno wpływało na jej wygląd zewnętrzny. Kurczyła się, a sieci zaciskały coraz bardziej, była teraz bardzo łatwym kąskiem dla wygłodniałych bestii. Zatrzymała się, zaczęła ciężko dyszeć. Jej wzrok latał, to na Kamaela, a to na Ukye. Dobiją ją jak rannego konia czy...?
Kurczyła się... kurczyła się. Była teraz wzrostu małego kundla...
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
- Ssskhaaa! - syknęła gwałtownie, w zapadłej, chochlikowatej twarzyczce oczy zdawały się jeszcze większe niż zazwyczaj. - Ssio! Sio! - warknęła dziewczynka w stronę Nie-Ukye, wzdrygając się gwałtownie, a tu nagle wilczyca uderzyła z całych w sił w lampę, której pordzewiały metal wygiął się i przewalił... Ratując się przed niechybnym uderzeniem o ziemię, Ny-Ny wybiła się zwinnie, łapiąc się pazurami za krzywą rynnę zniszczonego budynku obok. Ostre paznokcie zgrzytnęły o metal tak mocno, że wywołały kilka iskier, a jaszczurka zaraz zanurkowała w kłąb dymu, chowając się pod stertą śmieci. Nie dane było jej tam siedzieć długo, bo zaraz kolejna energia wtargnęła na scenę... Czyżby..? Stara woń pachnąca kurzem, zmęczeniem i krwią, ogromną ilością zwietrzałej, ale i świeżej posoki. Dziewczynka podskoczyła widząc Kamaela, który zbliżał się w stronę Nono... Jaszczurka napięła się, czując, jakg głód zostaje wyparty przez strach i zmęczenie. Wilczyca opadła z sił. Bała się... A Nie-Ukye i Kam kierowali się w jej stronę z chłodną, skoncentrowaną intencją rozlania krwi. Nie wyczuwała ich głodu, nie wyczuwała ich przyjemności po prostu... Chcieli ją zabić. Stanowiła zagrożenie, to jasne, ale w tej chwili Nono zmniejszyła się do rozmiarów rachitycznego szczeniaka, który z trudem stał na swoich łapach... I choć wszystko Ny-Ny mówiło, że takie są prawa natury, jej zwierzęcej natury...
Skoczyła do przodu jak sprężyna, szybciej niż pozostała dwójka i pierwsza dopadła wilczka. Hamując gwałtownie, pazury wryły się w ziemie, wzbudzając kolejną chmurę kurzu, a Ny-Ny stanęła na czworakach nad Nono, zasłaniając ją własnym ciałem. Przypadła nisko do ziemi, uginając przedramiona i prezentując ostre, jaszczurze paznokcie. Jedną ręką złapała za wilcze futro, przysuwając dziewczynę w tej formie do chudej piersi protekcjonalnie, prostując nogi, jakby prężyła się do skoku. Przez chwilę próbowała przegryźć pajęcze nitki Nie-Ukye, ale nie na wiele się to zdało. Ogon poruszał się niespokojnie na boki, gotowy strzelić jak bicz w każdego, kto podszedł bliżej. Starała się instynktownie zaprezentować jak o wiele większa i bardziej niebezpieczna istota niż ta, którą w rzeczywistości była... W świecie zwierząt dość znana zagrywka, ale Ny-Ny o tym nie wiedziała. Syknęła ostro strosząc łuski.
- Ssskha! Sio! - warknęła w ich stronę, nie wycofując się w miejsca w którym stała, zupełnie jakby wbiła się w ziemię... I zupełnie jakby to nie ją Nono chwilę temu chciała pożreć. Cóż... Z tak drobnym zwierzątkiem Ny-Ny powinna sobie poradzić, choć nie przyszło jej to oczywiście do głowy. Ciekawe czy ktoś z nich pomyślał, że jej zachowanie jest inspirowane pragnieniem zjedzenia wilczka czy faktycznie, nie chciała dać jej im skrzywdzić... - Ssskha! Kam sio! Nie-Ukye sio! - syczała przerażona, ale równie zdeterminowana, mała jaszczurka, dając znać, że jak coś, to rzuci się im do gardła...
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Wszyscy tracili nadzieję, siły. Została tylko pustka i głód. Jakże więc dobrze było dostrzec znajome aury, choć każda z nich zdeformowana w tych trudnych czasach. Demon wręcz ożył, bowiem miał naoczny dowód, jak manipulacje Lucyfera nie pokrywają się z rzeczywistością. Wiele dni, tygodni i miesięcy tłukł mu do głowy, że jego stado przepadło, że prędzej czy później i Ukye dołączy do nich, ale będąc wiernym Lucyferowi. Niby nie było już innej alternatywy, lecz obecność dwóch dziewczyn z genami zwierząt przewróciła logikę Ojca Chrzestnego. Na jak długo? I czy rzeczywiście mylił się?
Ny-Ny nie mogła wiedzieć, jak bardzo Ukye zdegradował się w manie, jak mocno dał się wciągnąć w duszny, demoniczny świat. Grzesznik chylący się ku kresowi nie mógł spodobać się Jaszczurzej Dziewczynce, która nie rozpoznawała w nim kolegę ze strychu, współlokatora, członka stada. W dodatku jego wygląd i miecz z przekształconego ramienia zmierzony w stronę zamkniętej w pułapce z sieci Nono nie współgrał z tym słabym, wiecznie śpiącym młodzieńcem o spokojnym usposobieniu. Ha, był skrajnie wycieńczony nawet teraz, tylko psychicznie - ile by dał, by móc spokojnie zasnąć na dłużej niż parę minut. Zawsze ściągał na siebie inne demony, nękał go pośrednio Lucyfer, żeby wreszcie poddał się i dołączył do świty. Przynosił wstyd dla piekielnej rasy za upór wobec pobratymców, których zabijał, nie mniej cel uświęcał środki. Dni Ukye były policzone, a takie jak to spotkanie mogło jedynie odroczyć wyrok wiszący nad rogatą głową.
Wilczyca także nie ufała zamiarom, szamotała się i walczyła zaciekle, kiedy jeszcze nie zrzuciła go ze grzbietu. Rosłe zwierzę instynktownie wyczuwało w nim zło, nic więcej. Umysł mógł być omotany chęcią przetrwania niżeli wspólną przeszłością. Warkoty i przenikliwe spojrzenia z błękitnych ślepi nie zwiastowały zmiany nastawienia. Widać, że i ją los nie oszczędził, tak jak Ny-Ny bardziej ufała zwierzęcej formie niż ludzkiej, bo dla ludzkości nie było szans przetrwania. Pewnie nie raz musiała zagryzać przeciwników, którzy rośli jak grzyby po deszczu, za każdym krokiem, za każdym wdechem przez wilgotne wilcze nozdrza. Zresztą teraz też musiała wziąć Ukye za przeciwnika, bowiem do tej pory każdy ruch o tym świadczył. To dlaczego zamiast zamachnąć się mieczem i zabić Wilczycę, stał przed nią i wpatrywał się tępo? Nie tylko chciał odseparować ją od Ny-Ny, żeby nie pozabijały się, ale... ale jej widok... to przerażenie w oczach zupełnie nie pasowało do Shiyu, jaką znał. Do tej zadziornej, silnej, niedającej się przegadać dziewczyny, za którą tęsknił.
Niewiele więcej uczynił, kiedy nadleciała ostatnia znana mu bliżej osobistość. Nie, nie Lucyfer, choć wiekowo mogli być podobni do siebie. I chyba nie tylko w tym. Żądza odegrania się za zło, jakie rozniósł Lucyfer było nie do zniesienia dla wiekowego Upadłego Anioła. Musiał czuć się paskudnie wziąwszy na siebie zbyt wielką odpowiedzialność za powodzenie w misji zgładzenia Lampy, która zagrała mu na nosie i mało co wskazywało, aby ziściło się marzenie Historyka. Nawet przez chwilę podążał za jego naukami, za jego taktyką w walce, za jego planami, dopóki nie uświadomił sobie, że ściągał na niego jeszcze więcej zła, i na jego kompanów. Niby mogli poczuć się we swoim żywiole, ale nieustanna walka przez pełne cztery lata wyniszczyć mogła każdego. Niewyspanie, głód, zmęczenie, rany, brak bezpieczeństwa. To wszystko musiało odbić swoje piętno nawet na kimś tak niezłomnym jak Kamael. Czuć było w nim taki pokład nienawiści, jakby od zawsze tym żył. Próbował przy młokosach nie dawać po sobie znać, jak bardzo wkurwiony był na Lucyfera, lecz Key wiedział. Pewnie widok młodego demona jeszcze tylko potęgował pragnienie zabicia jego wuja. Cóż... resztki rozsądku kołatającego w obolałej głowie dały o sobie znać i nie zbliżył się do Shiyu. Co prawda nie do końca wiedział, czego spodziewać się po ukróceniu cierpienia, lecz czuwał. Nie spuszczał broni, ale tkwił nieruchomo.
W końcu Blondynka w kapturze nie wytrzymała i widząc co się dzieje, doskoczyła do... kurczącej się wilczycy? Czyżby...? Te słowa... "Obcy"... "Nie-Ukye"... zwierzęca solidarność wzięła górę i nakreśliły pozycję Ukye nie uwzględniając go w stadzie. Obie się bały, obie były przerażone, ale i chętne przerwania tętnicy, kiedy tylko któryś z panów podejdzie bliżej. Demon milczał, a jego umęczone oblicze z głębokimi worami pod ślepiami wyrażało głęboki smutek. Ból. Tak bardzo chciałby wrócić do nich. Przeżyć to, co dawniej. Pić sok pomarańczowy, jeść kanapki z szynką i bić się poduszkami po ciele. Żyć beztrosko. Przede wszystkim - być przy dziewczynach. Być ich podporą i odwrotnie. Mieć jakiś punkt zaczepienia w egzystencji, w tym głupim uporze przed Lucyferem.
>Ny-Ny... Shiyu...
Niemal bezgłośnie wypowiedział ich imiona. Ksa, Ukye nie mógł tu długo zostać, lecz gdzieś tam w głębi siebie cieszył się, że chociaż one mają szansę ocaleć. Nie mniej nie będzie to zasługa demona, a tego pana po prawej swojej stronie. O ile zgodzi się.
>Panie Black... póki nie są demonami, nie są wrogami.
Była to swego rodzaju prośba, aby wziął je pod swoją pieczę. Lepiej tak niż oddać je Lucyferowi poprzez śmierć niewinnych. Nie mogły zasilić jego armii! Nigdy by tego sobie nie darował.
Wnet zadarł głowę ku górze i rozpiął skrzydła. Już nadlatywały splugawione istoty. Ukye jeszcze był w stanie spowolnić pogoń za swoim stadem, lecz to Kamael powinien zorganizować jak najszybciej ucieczkę. Byleby z dziewczynami. Zdeformował drugą rękę w miecz i ruszył naprzeciw pierwszym śmiałkom, którzy zechcieli przerwać moment spotkania po latach. Pełny gniewu, ale z maluteńką iskiereczką nadziei, która zaczęła się tlić, jak tylko dowiedział się, że jego znajomi żyją.
Nono likes this post
Re: Plac Główny
- Z drogi. – powiedział tonem równie lodowatym, co najniższe poziomy Pandemonu. Anioł Zniszczenia zaczynał się gotować o czym świadczyła jego mana. Czy ona naprawdę myślała, że potrzebuje podchodzić blisko? Zwierzę nawet z ludzkimi genami dalej będzie zwierzęciem. Kam spojrzał na Keya, któremu najwidoczniej przypomniało się jako było miło i fajnie cztery lata temu. Uwaga ważna nowina. To już się skończyło. Koniec imprezy dziękuję dobranoc.
- Nie tylko demony są po stronie zła Key. Powinieneś sobie to dawno uświadomić. Każdy ma w sobie zło, które ten dupek wykorzysta. – powiedział, a jego miecz zalśnił na fioletowo. Podniósł ostrze jak wiele razy przez te lata i każdy kto miał odrobinę oleju w głowie wiedział, że Upadły przygotowuje się do egzekucji.
- W tym wypadku jednak demony są wrogami, a ja nie znoszę jak mi się przeszkadza! – warknął, a następnie wypuścił potężną falę mocy w stronę nadlatujących bestii. Żałosne. Przylecieli tutaj, aby znaleźć śmierć. Skoro jednak tego pragnęli, to niech tak będzie.
Nono and Ukye like this post
Re: Plac Główny
Kiedy... kiedy taka się stała? Kiedy jej umysł zaczął działać zero-jedynkowo? Jej zwierzęca połowa ciała zaczęła brać nad nią górę, jakby to było zupełnie normalne. To możliwe. Niewiele wiadomo na temat tych wszystkich odmieńców z wysp. Zawsze byli mniejszością, więc przez wiele wieków byli traktowani przez ludzi z góry, jak zagrożenie. Przecież największy odsetek niewolników niegdyś był właśnie w pół-zwierzach, żadna inna rasa nie dawała tak sobą pomiatać. Czasami byli traktowani gorzej niż same zwierzęta... Nic dziwnego. Ludzie się boją wszystkiego co inne. Boją się czegoś, co może ich zranić. Wilkołaki, kotołaki, minotaury – to wszystko wygląda strasznie.
W każdym razie wilcze dziecko mimo swojego stanu i wymęczenia brakiem many, miało oczy szeroko otwarte. Wciąż bił od nich strach, a jednocześnie agresja. Również w objęciach Ny-Ny, szarpała się, szamotała i gryzła swoją wybawicielkę po rękach. Jej zęby jednak już nie były tak ostre jak przed chwilą, więc to raczej było dla jaszczurzycy jak zadziorne szczypanie. Jej umysł zaczął się rozjaśniać. Mgła zezwierzęcenia zaczęła powoli ustępować, a wspomnienia wracać. Nagle przestała gryźć dziewczynę, podniosła swój łepek by jakoś być w stanie spojrzeć jej w oczy.
- Ty jesteś... - wyrwało się jej nagle. Ukye? Czy ona właśne powiedziała... Ukye? Znała przecież to imię. Znała bardzo dobrze, choć nie wiedziała jeszcze w tym momencie skąd. Ta twarz jaszczurzycy, to imię chłopaka, te niebieskie oczy tego faceta o starannie ukrytej zaniedbanej, ale anielskiej urodzie. Wybryki Nono i aktywność wszystkich tutaj zaczęła ściągać demony.
- SHIYU! - krzyknął wilczek z całych sił, tak, aby usłyszał ją też ulatujący w górę Ukye - JESTEM SHIYU! - nagle wyrwała się z objęć Ny-Ny dostając jakiejś nagłej dawki mocy. Nie da się. Nie da się tak łatwo pożreć jakiemuś cholernemu zezwierzęceniu! Ona nie jest bestią, nie jest Postrachem.
W czasie lotu, do ciała małego wilczka znikąd nadleciały niebieskie płomienie. Najwyraźniej była to mana. Często zjadała manę swoich wilczych przyjaciół, ich jedynych nie miała za pożywienie, jedynie za zbiorniki zastępcze. Z płomieni wyłoniła się... Shiyu w swojej ludzkiej formie z uszami. Zestarzała się. Chyba jako jedyna z tego towarzystwa padła ofiarą dziadka czasu. Sylwetka małej, drobnej dziewczynki teraz była mocno kobieca i dojrzała. Może przesadzam, była po prostu młodą dorosłą z większym biustem niż za dzieciaka.
- Nauczyciel nie powinien zabijać swoich uczniów. - powiedziała wrednie do Kamaela stając na ziemi. Cóż. Była naga, ale strategiczne miejsca były zakryte językami niebieskiego ognia. Widać było masę blizn na jej ciele. Wiele przeszła. Jak każdy tutaj chyba. Odwróciła głowę w stronę Ny-Ny - Dziękuję... miło Cię znów widzieć. - uśmiechnęła się ciepło, zamachując się puszystą kitą po czym wzrok skierowała na demony, z którymi walczył już Ukye i Kamael. Postanowiła pomóc, choć many nazbierała tylko garstkę, więc w wilka się już nie zamieni. Wystawiła rękę przed siebie, tworząc w dłoni kulę niebieskiej energii. Wykrzyczała zaklęcie - Industria Spera!
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
- Ny-Ny. To Ny-Ny. - wskazała na siebie machinalnie dziewczynka, zerkając na zwierzaka czujnie. Przestał tak się bać, w jego manie zawirowała szczera ciekawość, wyczekiwanie wręcz... Nono wyrwała się tak gwałtownie, że choć protekcjonalnie chciała ją przytrzymać, nie dała rady, bo umknęła pod jej ramieniem krzycząc głośno. Buchnęły niebieskie płomienie i jaszczurka wycofała się odruchowo, przypadając ponownie do brudnej ziemi i przekrzywiając głowę w bok. - Shi-yu..? - teraz Ny-Ny wybałuszyła wściekle czerwone oczy, nie rozumiejąc tego kompletnie. - Nono, nie Shiyu. - powiedziała ze znawstwem. Fakt, przy ich pierwszym spotkaniu wilcza dziewczyna przedstawiła się swoim przezwiskiem, fakt, że Ny-Ny słyszała jak inni używali miana „Shiyu”, jakoś do niej nie dotarło, że to też miano niebieskookiej... Czy to było ważne? - Nono! - pachniała, wyglądała i emanowała tym samym co Nono jaką Ny-Ny znała – no i nie była przesiąknięta chęcią zjedzenia jej na obiad! Jej intencje były już czyste, więc swego rodzaju żal i niepokój już ją opuścił. Dziewczynka poruszyła się lekko na czterech kończynach jakby z ekscytacją uginając nogi i ramiona, ale zaraz zmarszczyła nos i syknęła głośno widząc walczące demony. Nie, nie, nie! Ny-Ny nie walczyła. Ny-Ny uciekała... Tak przeżyła te wszystkie lata. Nagle jej mana, którą nieostrożnie uwolniła, całkowicie znikła, zamaskowana jej pragnieniem wtopienia się w posadzkę i zniknięcia całkowicie. Przylgnęła do ziemi, czołgając się w stronę postumentu, patrząc w górę na demony masakrowane przez Nie-Ukye oraz Kama – w wielkich oczach odbijały się ognie oraz blaski ataków...
Uciekłaby. Tak zawsze to robiła – gdy była zmuszona do walki, jaszczurka robiła co mogła i do tej pory jakoś udawało się jej wymsknąć śmierci. Częściej się kryła, bezszelestnie przemykając przez zaułki, żyjąc gdzie się dało, jedząc co popadnie... Instynkt jej nie zawiódł, podpowiadając co ma robić. A teraz..? Teraz kazał również podwinąć ogon i umknąć daleko, ale pojawiły się nowe, sprzeczne uczucia. Był tu Nie-Ukye, ale Nie-Ukye nie atakował jej ani Nono ani Kama... No i była tu Nono! Członek stada! Jaszczurka wdrapała się na zniszczony postument gdzie kiedyś stał posąg i przycupnęła na nim bojowo. Ukye kiedyś powiedział, że pokaże jej co ma gryźć i co drapać... Dziewczynka łypnęła czerwonymi oczami na Kama, wciąż w pamięci mając to, że próbował zabić Nono i ją przy okazji, po czym spojrzała na wilczycę. Z jej rąk raz po raz wylatywały kule energii... Ny-Ny zerknęła na swoje pazury...
I zrobiła z nich doskonały użytek. Gdy tylko znokautowane ciosami znanej jej trójki, demony zaczęły spadać na ziemię, wybiła się z postumentu w górę, zwinnie odbijając się od jednego ciała do drugiego. Dała upust swoim najbardziej wojowniczym, instynktom, wbijała zęby i pazury w ich gardła i szyje... Nie był to miło widok, ale co w tych czasach nim było? Ny-Ny szybko zrobiła się brudna od czerwonej i czarnej posoki.
Nono and Ukye like this post
Re: Plac Główny
Nic nie odpowiedział na słowa Kamaela. Może miał rację, żeby nie dawać nikomu kolejnej szansy na zbawienie, ale czy pan Black był zupełnie nieomylny? Każdy w mniejszym lub większym stopniu był Grzesznikiem, to w takim razie każdego trzeba uśmiercić? Wraz ze zgonem Najwyższego zmieniły się reguły gry. Byli całkowicie zdani na siebie, na zupełnie nierównych warunkach. A nad placem jawiły się sylwetki piekielnych pomiotów, które chciały uszczknąć odrobiny dusz żyjących. Ukye znał ten głód aż za dobrze, w zasadzie to on w pierwszej chwili pragnął pochłonąć dusze odnalezionych. Walczył więc nie tylko z pobratymcami, lecz z własną naturą.
Wzbijając się w górę usłyszał krzyk, znany mu głos i jego tempr. Shiyu odzyskała władzę nad swoim umysłem, choć gdyby nie interwencja Jaszczurzej Dziewczynki, mogła nie mieć na to szansy. Tak, to wołanie (szkoda, że nie widział nagiej Nono... hehehe) zmotywowało Rogatego do śmiertelnego złojenia tyłków demonów. Co więcej okazało się, że towarzysze nie uciekli, wręcz zażarcie włączyli się do siekaniny. Pierwsze pięć sylwetek rzuciło się na nadlatującego na nich czarnowłosego, który zamachnął się przemienionymi kończynami upodabniającego go do modliszki i przeciął jednego wroga na pół. Drugi intruz już miał demona na szpicu swego ostrza, kiedy to jego ciało zostało przebite na wylot błękitną kulą. W zasadzie tego zabiła na miejscu, a trzeci z oderwanym skrzydłem awaryjne lądował i padł ofiarą zębów i pazurów Ny-Ny, która doskonale odnalazła się we swojej roli. Z pozostałą dwójką rozprawił się weteran wojenny, który nie dawał im nawet pola do popisu tylko pozbawił nędznego żywota.
A to był dopiero początek.
Mimo udanego pierwszego starcia za pierwszą piątką diabłów jawiły się kolejne. I kolejne. I kolejne. Nie było ani chwili wytchnienia ani miejsca na błędy, ale z całej czwórki to Ukye był najsłabszy. Tak jak wspomniano, zaburzenia psychiczne wynikające z opierania się przed własnymi instynktami było cholernie męczące. Może nie było tego widać na pierwszy rzut oka, kiedy to nabijał lub przecinał na pół oponentów w powietrzu, lecz jego mana zdradzała bliski upadek. Milczącego Rogacza spowijała czerniejąca aura, która do tej pory była w przewadze fioletowa. Ściśle przylegała do jego ciała niczym pancerz. Raz za razem, gdy tylko było to możliwe, przejeżdżał ostrzem po swoim ciele próbując zrzucić klejącą się upiorną moc, nie mniej natrętne głodne demony nie odpoczywały. Wreszcie nie wytrzymał i z jednego przeciwnika dosłownie wyssał grzeszną duszę, byleby zebrać siły na ostatni akt, który będzie mógł być destrukcyjny nie tylko dla upiorów, ale i dla samego siebie.
Byleby jego stado ocalało.
Odrzucił od siebie trupa, z którego wyrwał duszę i nagle napiął mocniej ciało przy tym rozłożył błoniaste skrzydła w całej rozpiętości. Poświata ciemności nie mogła odkleić się od niego, wpychała się w niego przez usta, nozdrza, oczy i uszy. Zostało mu tylko jedno. Zacisnął rozrośnięte kły i swymi myślami przywołał zaklęcie Pieczęci Belzebuba. Dziwny symbol mignął w ułamku sekundy pod stopami Nono i Ny-Ny, ale to w stronę wrogów mknęły więzy wylęgnięte spod skażonej mocą Ukye ziemi. Jak tylko stykały się z demonami, te dosłownie traciły przytomność i umierały. Macki wysysały z nich dusze karmiąc tego, który sprowadził nowe przekleństwo na plac niegdyś pięknego miasta. Póki mógł, to kierował te macki na hordy demonów, nie mniej jeśli reszta nie zwinie się stąd w miarę szybko, to i ich dusze mogą paść ofiarą. Po co tak ryzykował? Nieskończona armia demonów mogła przecież zabić całą czwórkę niemego sojuszu, a tak to przynajmniej da im czas na odwrót. Na zebranie sił. Na obmyślenie taktyki. On, jako demon, na wiele im się nie zda. Będzie ile mógł opierać się wpływom Lucyfera, lecz jego energia prędko wypełniała ciało i umysł krnąbrnego młodzieńca.
Re: Plac Główny
- Wytocz mi proces. – powiedział Kamael lądując wokół młodej ekshibicjonistki. Krew demonów ściekała po jego ostrzu, a także płaszczu, jednak nie przejmował się tym. Rzucił okiem na formę dziewczyny po czterech latach. Zmieniła się fizycznie, lecz czy mentalnie? Prawdopodobnie w dalszym ciągu była tą samą nieznośną dziewuchą. Najbardziej z tego otoczenia zmienił się Key i nie tylko fizycznie, ale również mentalnie, choć młody demon nie chciał tego przyznać. Jednak musiał mu przyznać jedno. W dalszym ciągu dbał o te bachory. Kam może i był starym dziadem, ale potrafił docenić gest.
- Idziemy. – powiedział, a następnie spojrzał na dziewczyny. Musi użyć bardziej zrozumiałych słów, zważywszy na ich trudności z przyswajaniem bardziej złożonych komend. – Key daje nasz szansę na odwrót. Jeśli nie chcecie zginąć i wpędzić go w depresję to idziecie ze mną. Inaczej życzę szczęścia. – powiedział Kam. Wóz albo przewóz. Ich życie leżało teraz w ich dłoniach. Niech podejmą decyzję.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
- Nie ma czasu do stracenia, ale to Ty idziesz za mną. - odpowiedziała Kamaelowi zaskakująco szybko. W zasadzie powiedział na głos to, co sobie przed chwilą myślała. Może przed chwilą zachowywała się jak dzikus, ale przez te lata codziennej walki o życie jej charakter bardzo się zmienił. Była... jakby to powiedzieć, cyniczna. Zaczęła traktować życie jak grę i żart. W końcu, trochę nim teraz było, albo do tej pory. Nie miała nikogo, kogo chciała lub mogłaby chronić. Wilcza rodzina dawała sobie i radę bez niej, nie była im potrzebna, demony atakowały tylko nie wiedzieć czemu ludzi i odmieńców. Zadarła głowę ku górze:
- Ukye! Będziemy na północy! Nie waż mi się tylko umierać! - powiedziała głośno, a następnie spojrzała w stronę jaszczurzej wojowniczki. Doskoczyła do niej i biorąc ją pod pachę jak laleczkę, pomknęła we wcześniej ustalonym kierunku. Pomykała jak sarenka disneya, zwinnie skacząc i pokonując przeszkody, które w zasadzie sama sobie zrobiła w wilczej formie. Gdy znaleźli się w miejscu, gdzie stały mieszkalne bloki, przestała biec. Spojrzała na historyka przelotnie, dając mu do zrozumienia, żeby od tego momentu trochę uważał. Zostawiła jeszcze przy wejściu mały, niebieski płomyczek. Skierowali się w stronę piwnic, a następnie zeszli po długich i zimnych schodach. Po drodze Shiyu dezaktywowała kilka czyhających tutaj na nieproszonych gości pułapek. Były to głównie ostre siekiery, topory i noże. Skoro miał tu jeszcze przyjść Ukye, to nie chciała by miał taką niespodziankę na dzień dobry. Mógłby zdecydowanie poczuć się... niechciany tutaj.
Przeszli kamiennym korytarzem do samego końca, aż trafili pod dość spore, chyba kradzione z jakiegoś banku, metalowe drzwi. Wilczyca odstawiła w końcu Ny-Ny, po czym z wielkim trudem otworzyła 'wrota' do jej małego królestwa. To była... po prostu umeblowana piwnica. Wybrała trzy boxy, zrobiła sobie z tego małe mieszkanko. Miała nawet boiler, który nagrzewał jej wodę, używała akumulatorów samochodowych. Było ich tu mnóstwo. Wodociągi nie działały, ale niedaleko stąd była rzeka. Długo z tym walczyła, ale kopiąc pod postacią wilka, udało się jej zmanipulować rurami i... tadam! Ma jakoś wodę. Czasem tylko zatyka się jakimś śmieciem i trzeba iść naprawić. Jedyne z czym sobie nie radziła to jedzenie. Wszystkie najbliższe tu sklepy zostały już dawno splądrowane, za późno tutaj przywędrowała z Shinseiny.
- Progi skromne, ale lepsze to niż plac z demonami. - mruknęła, podchodząc do starej skrzyni. Wyciągnęła z niej ubrania: rękawiczki, bluzę, szorty, rajstopy oraz szal. Wszystko prócz błękitnego jak jej ogień szalika było czarne lub szare. Ostatnio nie ubierała się zbyt często. Często przez formę wilka gubi po prostu ubrania więc decydowała, że lepiej było łazić nago, zamiast ciągle szukać nowych szmatek.
- Ah... ostatecznie nic nie zjadłam. - zaburczało jej w brzuchu. Wtedy te szczury rzucone przez Ny-Ny chyba jej umknęły . - W tamtą stronę jest łazienka, jakby ktoś się chciał doprowadzić do ładu. Nawet się ogolicie... - tu zerknęła na nieokiełznaną brodę Kamaela. Usiadła na materacu, a następnie wyciągnęła spod poduszki dwa kawałki suszonej wołowiny. Jedną rzuciła jaszczurzej dziewczynie, a drugą zaczęła leniwie żuć. Jej oczy, uspokojone przestały świecić błękitem. Zabłysły teraz ciepłym, bursztynowym kolorem - Widziałam anioła. On nie upadł.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Wielkimi oczami, czujnie i pilnie przyglądała się całej drodze, choć nie przeszkadzało się to w pewnym kręceniu... A na widok wielkich, głębokich schodów w dół, Ny-Ny dostała małego ataku paniki, jakimś cudem przekręcając się w uścisku wilczycy i chowając głowę za jej plecami. Przypominało jej to coś... Nie pamiętała co, ale po drżeniu i cichym, przestraszonym syczeniu jasne było, że nic przyjemnego. Dała się zaprowadzić na dół i ledwie wilczyca ją puściła, Ny-Ny wycofała się w róg piwnicy chochlikowatymi, czerwonymi oczami przyglądając się wszystkiemu naokoło. Wysunęła język łapiąc każdy zapach – wilgoci, lekkiej duchoty, zwierzęcej sierści i krwi. Cóż, jeśli o posokę mowa, to rękawy aż do łokci lepiły się od tej właśnie cieczy... Pazury i palce miała od niej również mokre, nie mówiąc o drastycznej plamie z krwi na brodzie, gdy z kącików spływała czarna i czerwona krew. Uspokajała się za to powoli, najpierw siedząc w kucki cała napięta, po czym z wolna cały bojowy stres z dziewczynki schodziło. Kilka razy wzdrygała się, jakby nie wiadomo czemu i powoli, badawczym krokiem, na czworakach zaczęła obchodzić lokum Nono. Wąchała wszystko – podłogę i ściany, zbadała skrzynię, wspięła się nawet na sufit, wczepiając się w niego pazurami i badając jego wygląd, aż upewniła się, że jest bezpieczne. Na końcu zeskoczyła w dół i spojrzała na pasek wysuszonego mięsa, jaki rzuciła jej wilczyca. Podeszła do niego ostrożnie, nachylając się i obwądrągąc, po czym łapczywie złapała w ostre jak igiełki kły i pożarła prawie nie gryząc. Na słowa Nono o jedzeniu, odruchowo chciała wsunąć dłonie w kieszenie bluzy, ale znalazła tam tylko trochę pasków materiałów i scyzoryk. Szczury oddała wilczycy, gdy ta zagoniła ją na latarnie... Syknęła cicho, żałośnie. Dziewczynka nie lubiła marnować jedzenia, a teraz trudno byłoby znaleźć dwa zdechłe szczurki pod górką cielsk demonów...
Do reszty jej słów jakoś nie przykuwała uwagi, zwłaszcza do łazienki. Nie używała wody – to było widać i krótko mówiąc, czuć... Była mokra jedynie wtedy, gdy złapał ją deszcz. Ba, nawet bluza jaką miała na sobie to była stara bluza Nono, podarowana jej jeszcze w akademiku. Bluzka pod spodem nie przetrwała próby czasu, za to skądś Ny-Ny zarąbała krótkie spodenki, w których wygryzła dziurę na ogon. I choć zdawało się, że dziewczynka niewiele się zmieniła, to jednak jej biologia uległa drobnej zmianie – co widać było głównie po jej nogach. Kostki, stawy skokowe wydłużyły się nieco, przypominały dalej bardziej ludzką stopę niż zwierzęcą, ale różnica była zauważalna... No i Ny-Ny wykształciła trzecią powiekę – przezroczystą, cienką błonę, dzięki której mogła spać z oczami szeroko otwartymi – bardzo przydatne w tych czasach... A tak? Tak poza tymi drobnostkami, wyglądała identycznie, nie urosła ani o centymetr, jej ciało nie wydoroślało, wciąż tkwiąc w androgenicznej, dziecięcej formie.
Po przekąsce, na czworakach dziewczynka podeszła do Nono. Wspięła się na bok materaca, kucając i wlepiając w nią nieruchome, czerwone oczyska. Kaptur spadł jej z głowy, ukazując rozczochrane, cienkie włosy i umorusaną twarzyczkę ze śladami krwi tu i ówdzie, oraz tą samą nieregularną konfiguracją łusek jak wcześniej. Wysunęła wolno rozwidlony język i posmakowała powietrze wokół wilczycy. Futro. Spokój. Krew. Nono... Nachylając się w jej stronę zaczęła węszyć, jakby dogłębnie sprawdzając czy ma przed sobą tę osobę, o jakiej myśli. Obeszła dziewczynę dokoła, przeskakując przez jej kolana, czasem zastygając na chwilę jakby się namyślała. Raz nawet włożyła swój nos do jej ucha, a po dwóch „kółkach” naokoło Nono, usiadła z powrotem w tym samym miejscu co wcześniej. Ślepia Ny-Ny pozostały czerwone, choć straciły swoją żarówiastą ostrość, świadczącą o jej wzburzonych emocjach, ale nie straciła ich do końca...
- Nono. Tam Nie-Ukye. - powiedziała wilczycy i wskazała dłonią w stronę miejsca walki, gdzie pozostawili demona. Na twarzy Ny-Ny wymalowana była konsternacja i zmartwienie, gdy przechyliła głowę w bok i zapytała. - Gdzie Ukye? - jej głos był cichy, zachrypnięty. Jej postrzeganie było zbyt mocno sklasyfikowane pod czarno-białym kątem. Pamiętała smolistą, dławiącą manę Nie-Ukye ze strychu, która pojawiała się zawsze, gdy atakował demona albo dziewczynkę... Ale wtedy, choć ona dominowała, Ny-Ny czuła jeszcze obecność Ukye, na tyle by wiedzieć, że te dwie moce pojawiają się w jednym ciele... A potem Nie-Ukye pojawił się jako druga osoba, która niemal ich pozabijała. Pamiętając to i nie mogąc wyczuć w tamtym ciele nic ze starego przyjaciela, Ny-Ny była przekonana, że mieli przed sobą tamtego przeciwnika... Nie-Ukye. Ukye nie było, dlatego się zmartwiła... Może nie żył..? Dużo istot nie żyło... Rin nie żyła. Mnich nie żył. Ziemniak nie żył... Ukochana jaszczureczka Ny-Ny została zdeptana przez jednego z demonów z trzy lata temu. Sądziła, że Nono i Kam nie żyli, a oto byli, więc, może... Może Ukye żyje? Machnęła ogonem z nadzieją i łypnęła ślepiami na mężczyznę. - Kam wie? Gdzie Ukye? - zwróciła się teraz do niego, zaczynając kołysać się delikatnie na boku na krawędzi materaca.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Hordy demonów pojawiały się zewsząd. Niebo czerniało od ich skrzydeł i napełniało się hałasem szelestu przy zniżaniu lotu, skowytów i jęków. Tak, te demony zrodziły się w większości z ludzi, którzy upadli, nim runęły miasta. Nie miały własnej woli, ani wyższych ambicji. Choć Świeżaki miały za zadanie pokonać żyjących, to na ten moment tylko zmęczyli ich. Ich liczebność miała skruszać odwagę śmiałków, którzy stawiali czoła Władcy Demonów. Miała także mieszać w ich głowach, że nie było ratunku. Ale mięso armatnie wcale nie było jedynym oddziałem Lucyfera. Skoro ilość już nie robiła wrażenia, trzeba było postawić na jakość. Albo na podstęp.
Macki wchłaniały dusze kolejnych oponentów, którzy śmieli zadzierać ze stadem. Key zatracił się w rosnącej mocy ciemności, lecz musiał być jakiś koszt uwolnienia pieczęci Belzebuba. Połać ziemi poruszana maną demona pękała w coraz kolejnych miejscach poszerzając zasięg czaru na kolejne ary. Ostatni raz zdołał spojrzeć w dół, kiedy Wilczyca zawołała demona po imieniu. Miał dołączyć do nich. Miał przetrwać. Tylko na ten moment skrzyżowały się ich spojrzenia, co mogło nieco zdezorientować Nono. Nie widziała w oczach Ukye niczego, co by wskazywało, że zrozumiał przekaz. Albo że w ogóle dotarły do niego słowa Błękitnookiej. Coś go więziło i ograniczało komunikację, mimo wszystko intensywnie wpatrywał się w Shiyu próbując uchwycić z nią kontakt. Jaszczurza Dziewczynka przeczuwała, że zło rozpanoszyło się aż za bardzo w ciele demona. Tak, zdecydowanie zatracił wiele z ludzkich odruchów, choć nigdy nie był człowiekiem.
Siejąc spustoszenie wśród swoich nie zauważył momentu, kiedy energie całej trójki poza demonami zniknęły z zasięgu Pieczęci. Zamarł w bezruchu. Czyżby... nie zdążyli? Tu krył się podstęp wtłaczany na siłę przez moc Lucyfera do jego mózgu. Podpowiadał: Zabiłeś ich. Trudno, ostrzegałeś. A teraz nie opieraj się, tylko dołącz do nowego stada. Przecież jesteś jednym z nas. Brodząc w jego manie był bardzo podatny na jego wpływ, nie mniej Ukye dalej wysyłał kolejne pnącza uśmiercające nadlatujące pomioty. Jakby odruchowo, mechanicznie. Nie dawał wiary, że stado, do którego kiedyś należał, miało przestać istnieć. Wiedział, że wszelkie sojusze z demonami są powiązane kłamstwem, gniewem i sztucznością. Czemu wtedy, kiedy umarł po raz pierwszy, nie podano mu pomocnej ręki? Dopiero teraz? Zaraz zalewały jego rogatą głowę kolejne żmijowate słowa, przekręcające postrzeganie młodego demona.
Przed swoimi ślepiami zauważył inną sylwetkę niż wszystkie poprzednie. Unikał skutecznie macek, które albo przeskakiwał, albo ucinał swoim mieczem. Przeciwnikiem okazał się jeden z wyżej posadowionych diabłów w szeregach Władcy Ciemności. Nacierał na Ukye, który musiał podjąć z nim bezpośrednią walkę. Iskry lecące ze ścierania się dwóch ostrzy sypały się na lewo i prawo, w dodatku tłuszcza czarcich pomiotów, która ocalała, także rzuciła się na młodzieńca. Jakaś niesamowita furia wstąpiła w czarnowłosego, kiedy raz po raz jego ataki nie mogły sięgnąć postawionego wyżej w hierarchii oponenta. Co gorsza, tamten był zdecydowanie silniejszy i szybszy, co dość szybko odczuwał na swojej skórze. Do tego stopnia, że rozerwał mu mieczem jedno skrzydło i przyciskając go swoim cielskiem zmusił Ukye do awaryjnego lądowania. Nieznany mu z imienia przeciwnik uśmiechał się krzywo i chwyciwszy chłopaka za gardło podduszał i stabilizował wyrywającego się demona.
- Jesteś sześćdziesiątym dziewiątym synem Belzebuba. -Odezwał triumfator zgniatając mu coraz mocniej tchawicę- Zajmij należne ci miejsce wśród armii, albo giń jak szczur! CHWAŁA LUCYFEROWI!
Gdyby nie przemawiał tak długo i spuścił gardy, to zauważyłby, że w ustach Keya głębiła się smolista mana. Wyrzucił ją w ostatniej chwili w postaci Oddechu Lucyfera, który przy tak bliskim kontakcie i ogromnej furii Rogatego spopieliły mu głowę na pył. Reszta ciała bez głowy opadła bezwiednie pod wpływem grawitacji i uwolniła chwilowego więźnia z chwytu. Kiedy reszta stworzeń zauważyła, że ich mocniejszy dowódca przestał istnieć, zaczęły uciekać w popłochu. Coś nie dawało Ukye spokoju. Dziwne, że tak silny przeciwnik tak szybko został zabity. Jeszcze dziwniejsze, że jego skrzydło wcale nie miało śladów po rozszarpaniu. Ksa, czy to działo się wszystko naprawdę? Dlaczego nie umiał już rozróżnić fikcji od rzeczywistości? Czarna energia odcinała wszelkie bodźce do rozróżnienia prawdy od fałszu. Już wpadł w pułapkę Lucyfera? A co, jeśli walczył z Kamaelem, a widział go jako przeciwnika?
Ukye!
Otworzył szerzej puste oczy. To był inny głos niż ten, który ciągle truje mu dupę. Kobiecy głos należał do Shiyu.
Nie waż mi się tylko umierać!
Odbijały się lekkim echem w jego głowie, rozglądał się dookoła ruin. Setki ciał leżało wśród zgliszczy, lecz nie dostrzegł Nono.
Nie-Ukye sio!
Piskliwy głosik także należał do znajomej dziewczynki. Gdzie ona jest? Tam gdzie Nono? Czemu nikogo nie widział, ani nie czuł?
Nie tylko demony są po stronie zła Key.
Tak, rozpoznawał ten głos. Kamael musiał również być w pobliżu. Podźwignął się na nogi i nierówno oddychał. Nie, oni musieli żyć! Moment, ta energia... bardzo niewyraźna, ale dla kogoś, kto znał ów manę i potrafił wytropić... błękitny płomyczek był tuż tuż. Rozwinął na nowo skrzydła i ruszył czym prędzej, póki nie miał zbędnego towarzystwa na karku. Leciał między blokowiskami, szczątkami niegdyś wielkich i wspaniałych budowli. Zniżył lot i ostatnią setkę metrów przemierzył na nogach. Rozglądał się czujnie, na ile pozwalały mu szalejące zmysły, żeby nikt go nie śledził. Musiał przede wszystkim wyciszyć manę, żeby znów nie namierzyli go. Podszedł wreszcie do błękitnego płomyczka, który ujął w dwa palce z pazurami. Tak, to energia Shiyu. Zaraz wchłonął do siebie cząstkę zaciskając płomyczek w pięści i wszedł ostrożnie do piwnicy bloku. Nie wiedział, czego spodziewać się po tej kryjówce, i czy w ogóle powinien dołączać do reszty. Nie ufał sobie, to jak oni mieli mu zaufać? Zszedł powoli po schodach w stronę korytarza, którego ostatecznie nie pokonał. Wzmogło go zmęczenie w połowie drogi ku stalowym drzwiom. Dlatego po chwili ustały kroki wydobywające się z korytarza. Kucnął przy podłodze nie mogąc dłużej oprzeć się pokusie drzemki. Wiedział, że nie zaśnie na dłużej niż parę minut, ale potrzebował tego. Opatulił się skrzydłami jak kocem i uciął komara, zanim chociaż upewnił się, że stado jest całe. Nie, nie musiał się upewniać. Czuł ich nieopodal wyraźnie.
I ich smaczne dusze.
Re: Plac Główny
- Wszystko lepsze niż demony. – rzekł Kam po raz pierwszy od momentu wycofania się, kiedy usiadł na jakiejś kanapie. Ta zapadła się pod nim, ale nie zwrócił na to uwagi. Dokładnie obserwował dziewczyny, jakby próbując dostrzec w nich zmiany. Fizyczne dało radę zauważyć, zaś jemu chodziło o te związane z ich maną. Były ciemniejsze. Bardziej dzikie. Jak wszystkiego co aktualnie stąpało po tym przegranym świecie.
- Miło z twojej strony. – odparł mężczyzna, nie mając ochoty wdawać się w słowną potyczkę. Nie było sensu. Kiedy dziewczyny żuły wołowinę, to on wyciągnął piersiówkę z kieszeni i wziął łyka. Nie był to jednak alkohol jak mogłoby się wydawać. Było to coś o wiele bardziej paskudnego. Lekarstwo, które pomagało mu na to paskudne oparzenie. Szeol się nie cacka.
- Brawo dla ciebie. Teraz pewnie został karmą dla demonów. Większość tych idiotów nie potrafi walczyć. To co było w nas najlepszego zostało utracone. – powiedział mężczyzna, a następnie wbił swój wzrok w jaszczurzą dziewczynę. Lilith zastanawiała się co z nią się stało. Los płata durne figle. – Niedaleko. Wróci, kiedy upora się z problemami.
Jeśli problemami można nazwać próby przejęcia świadomości przez lorda ciemności to z pewnością dobrze to ujął. Nie miał sił, ani ochoty wyjaśniać jej całej złożoności problemów Keya, gdyż byłaby to tylko strata czasu i energii.
- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem panno Wolf. Nie sądziłem, że dasz radę przeżyć w takim burdelu, a tu proszę. Jednak życie jest pełne niespodzianek. – rzekł Kamael, a Shiyu miała teraz doskonały widok na jego twarz, która w tym świetle wyglądała jeszcze gorzej.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
- Nie rozumiesz! - wyskoczyła nagle, a przez chwilę jej oczy zabłysły na niebiesko. Wzięła głęboki wdech, a następnie pogłaskała małą jaszczurzycę po nieładzie na głowie. Mogła ją wystraszyć. Pewnie jeszcze nie ufa w pełni Nono, a takim zachowaniem nie zasłuży sobie - Sami nas tego uczyliście, wpajaliście nam od pokoleń. Anioł nie może istnieć bez Najwyższego. Jak Najwyższy przestaje istnieć, to przestaje istnieć razem z nim Jego Królestwo i wszystko co z nim związane. Czyli skoro widziałam anioła, skoro mi się nie przewidziało... to...!? - pauza, zapowietrzyła się, a następnie pokazała zęby w grymasie niezadowolenia - Gdzie ta k urwa się podziewa?! - w jej głosie zabrzmiała gorycz. Spojrzała w stronę Kama, jej wzrok nie zmienił się - Wiesz? I tak nie mamy na tym świecie już nic do stracenia, lepsze to niż siedzenie w piwnicy jak zaszczuty kundel czy błąkanie się jak pierdolone goryle.
Wtem, do jej nosa doszedł dziwny zapach, a raczej można rzecz niezbyt przyjemny odór czegoś starego, zwietrzałego. Krew też była. To Ukye! Udało mu się tutaj dotrzeć, co za szczęście. Najwyraźniej jest w spoczynku, więc niech lepiej sobie odpocznie, zanim będą motać mu głowę. Pewnie jak wszyscy tutaj, wiele przeżył. Uchyliła jedynie ciężkie drzwi, by w razie czego demon po dźwiękach i zapachach dotarł do celu.
Zmierzwiła swoje kudły, dopiero teraz dotarło do niej w jakim jest stanie. Ostatnio niezbyt dbała o higienę, a teraz w dodatku nałożyła na siebie czyste ubrania. Podeszła do wielkiej, drewnianej misy, do której zaczęła nalewać wodę. Dało się poczuć lekki zapach niezbyt świeżej wody, ale po wrzuceniu jakiegoś mydełka o zapachu lasu - "ultra męski zapach" - stało się to w miarę znośne. Spojrzała wtem na Ny-Ny. Dało się w jej oczach dojrzeć ten błysk, który symbolizował wpadnięcie na niecny plan. Jej też przydałaby się mała kąpiel.
- Bądź miły i nie podglądaj. - zrzuciła z siebie dopiero co nałożone ubrania, a następnie powoli weszła do wody. Zanurzyła się od razu po samą brodę. Znów spojrzała na Ny-Ny, strzygąc uszami - Ny-Ny? Może dołączysz? Fajnie tu. Jak dasz się namówić to dam Ci nagrodę.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Ostra woń jodły, sprawiła, że jaszczurka gwałtownie kichnęła i potrząsnęła głową skołowana. Potarła energicznie twarzyczkę, rozsmarowując na niej kurz i sprawdzając, czy jej zmysł powonienia na pewno dobrze działa. Rozejrzała się bacznie i spojrzała na Nono zanurzoną w misce z wodą, przekrzywiając nieco głowę. Woda... Dlaczego tak mocno śmierdzi? Ny-Ny wzdrygnęła się i tak jak to robią psowate, uniosła nogę, drapiąc się pazurzastą stopą za uchem i za rogiem, skrytym pod włosami. Potrząsnęła głowa bardziej sama do siebie niż w odmowie na propozycje Nono. Dziewczynka nie lubiła wody i nie rozumiała jak można się w niej tak moczyć. Była taka... Mokra! Widać to było po stanie jej ciała i ubrania – ślady krwi i kurzu zostały tam gdzie były, a bluza trzymała się faktycznie na samym brudzie – miejscami była przez nią aż sztywna. Higenia nie była priorytetem. Prawda, że Ny-Ny potrafiła zadbać o swoje rany i wylizać je albo umyć, ale nie tyczyło się to cudzej krwi czy sytuacji, które kazały jej ryć pazurami w ziemi. Zmarszczyła nosek wydychając powietrze. Propozycja nagrody i zaproszenie do drewnianej wanny wcale nie wzbudziły w niej zainteresowania, więc zeszła z materaca, tym razem podchodząc na czworakach do kanapy na której siedział Kam. Przycupnęła z trzy metry od niego, wlepiając w mężczyznę czerwone oczyska. Pachniał krwią i starością bardziej niż kiedykolwiek i nie tyczyło się to tylko jego many... I tak po chwili milczenia, odezwała się w końcu, powoli wypowiadając każde chrapliwe słowo.
- To Nie-Ukye. - dziewczynka wskazała gestem dłoni schody, gdzie drzemał demon, którego do tej pory nie mogła zidentyfikować jako swojego przyjaciela. Ciągle coś jej przeszkadzało... Głos, wygląd były podobne, ale ta mana, ta przeklęta, dławiąca mana zbyt różniła się od tego co zapamiętała... Więc Ukye nie mógł być „niedaleko”, skoro go nie czuła, a pod bokiem była tylko jego zła wersja, która próbowała zabić i ją i jej demonicznego przyjaciela. Ny-Ny chciała by Kam rozwinął myśl i wyjaśnił jej to, co powiedział wcześniej, dlatego wbiła w niego wyczekujące spojrzenie. Wiedział więcej od niej, także... - Ssss... Kam wie gdzie Ukye? Ukye. Uuu-kyyye. - powiedziała bardzo wolno i pokręciła głową. - Nie Nie-Ukye. Ukye! - podkreśliła z mocą i syknęła na ostatek, tylko podkreślając komicznie powagę swoich słów, podczas gdy ogon stukał o posadzkę piwnicy.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Teraz też nie obudził się sam z siebie.
To dlatego, że w ustach miał świeży zapach krwi, który należał do czarnowłosego. Trudno było mu ustalić, co się takiego stało, bowiem po otworzeniu powiek świat widział zupełnie inaczej niż do tej pory. Wszystko tonęło w czerni, choć wyróżniały się dwa punkty. Jeden pod sobą, w postaci dwudziestu ośmiu punkcików emanujących energią Ukye. Były to stare, jeszcze ludzkie zęby. Musiał je wypluć przez sen, kiedy wyrżnęły się zupełnie nowe kły, każdy wyłaniał się z dziąseł na wysokość dwóch centymetrów. Wreszcie domyślił się, co zaszło, kiedy oblizał kły z posoki. Bardziej obawiał się tego, że stracił zmysł widzenia, a przynajmniej w takich ludzkich kategoriach. Ciągle pozostawał drugi punkt, który był znacznie żywszy, bo dodatkowo wzmocniony zapachem znajomych. Wahał się. Powrót na powierzchnię może oznaczać jego śmierć, ale czy powinien narażać innych idąc do nich w tym stanie? To pewnie była kolejna sztuczka Lampy, która zacisnęła również łapę na jego gardle i tchawicy w ten sposób, że nawet nie mógł nikogo zawołać czy ostrzec. Przy próbach odezwania się były jedynie nieprzyjemne w odbiorze charczenia podobne do tych czarcich pomiotów, które jeszcze przed chwilą zabijał wraz z Kamaelem, Shiyu i Ny-Ny. Nie pomagały też słowa pokusy we łbie, że wszystko zmieni się na lepsze i odzyska kontrolę nad ciałem, jeśli tylko zabije swoich przyjaciół. Nie wierzył w te bzdury, nie mniej nie miał wyjścia. Musiał jakoś zaalarmować przyjaciół, że być może to jest ich ostatnie spotkanie, zanim będą musieli go zabić. Może i powinien był zostać na swoim miejscu, ale z drugiej strony liczyła się każda minuta i jeśli Ukye zdoła przyjść do trójki bohaterów o własnych siłach z własnym sposobem, to przynajmniej będą mogli rzucić się pierwsi na demona, a nie on na nich.
Podźwignął się z podłogi i podpierając się ręką ściany szedł jak niewidomy. Ostrożnie, lecz z pewną dozą pośpiechu, musiał dotrzeć do kryjówki Shiyu, zanim będzie za późno i oszaleje do reszty. Nawalanka we łbie, niemożność poprawnego widzenia i niepewność każdej chwili musiała ustąpić uporowi, z jakim Ukye stawiał kroki ku bazie. Idąc tak na prawdopodobnie własną egzekucję rozpamiętywał to, co zostało mu jeszcze we wspomnieniach. Pierwsze spotkanie Kamaela w biurze dyrektora. Pierwsze spotkanie Ny-Nyś na strychu. Pierwsze spotkanie Nono w klasie. Każde inne, ale każde zostawiło jakiś ślad.
Upadły Anioł zawsze budził w demonie swego rodzaju respekt, ale i niepewność, czy w ogóle powinien mu ufać. Doświadczenie i twardy charakter pomogły w szkoleniu rogatego ucznia na tyle, że doczekał tej chwili. Był mu poniekąd wdzięczny, że odłożył na bok uprzedzenia i zechciał nawet wcielić go do swojej małej armii. W tych czasach liczył się każdy człowiek, lecz pan Black mógł narazić swój wizerunek zapraszając Ukye do siebie. Tym bardziej jest przykro, że mimo wspaniałych rad i niejednokrotnej akcji z demonami nie udało mu się zagrzać na długo miejsca w szeregu. Wszystko przez to, że Lucyfer umyślił zawzięcie się na syna Belzebuba i ściągnięcie na niego znacznej części posiadanej armii z piekła rodem. Może powinien mieć więcej odwagi, by zostać, może nie stoczyłby się tak w dół i nie dałby się zindoktrynować.
Tak, zdecydowanie odważna była cała trójka siedząca w piwnicy, ale pamiętał szczególnie, kiedy dawno temu odkrył pod łóżkiem obecność nieproszonego gościa w kapturku. Dziewczynka zdołała nawet uciszyć swoją zwierzęcą naturę i zaufała demonowi na tyle, gdy ten poprosił ją o zostanie z nim na jakiś czas. Demon zawsze cierpiał na samotność, lecz wychodził z założenia, że tak musi być. Jaszczurza koleżanka pokazała, że mylił się. Wspólne biesiadowanie przy oknie na parapecie było tym momentem, kiedy kogokolwiek miał tak blisko siebie i ten ktoś nie drżał ze strachu, a nawet uśmiechał się w towarzystwie Ukye. Ba, Ny-Nyś nawet zasnęła na nim wtulona do brzucha. Przemawiała w niej dziecięca niewinność, choć zarówno różki na główce, długi łuskowaty ogon czy pazurki i kły mogły być ostrymi narzędziami do zabijania - jak w obecnych czasach.
Jeszcze jedno łączyło te trzy osoby. Każdej z nich coś obiecał. Kamaelowi, że wzmocni się na tyle, by obronić się przed wpływami Lucyfera. Ny-Ny, że da jej namiastkę normalności jednocześnie wskazując osoby, które ma gryźć i zadrapywać. A Shiyu... cóż, z Wilczycą było jeszcze inaczej niż z poprzednią dwójką. Była tak naprawdę pierwszą osobą, którą spotkał i zdecydował wprowadzić jej barwny koloryt do swego ponurego świata. Kto by przypuszczał, że znajdzie wspólny język z buńczuczną samotniczką, która gnębiona przez innych uczniów nawet nie szukała specjalnie znajomości. Pokrewieństwo dusz i sytuacji zbliżyła ich do siebie na tyle, by mogli sobie zaufać i razem ćwiczyć przed nadchodzącym złem. Podczas jednej z walk wpadli na Władcę Wody, który zamieszał jeszcze bardziej w ich życiorysie. W zakręconych okolicznościach przez krótki moment byli ze sobą jeszcze bliżej niż on z Ny-Nyś. Nie zapomniał tej chwili, choć wiedział, jak prędko pochłaniał Władca ciemności pozostałe skrawki wspomnień. To też zapewne niebawem przepadnie, jak i ten, w którym trzymał szczenię Shiyu w rękach, albo kiedy chciał coś powiedzieć dziewczynie, tylko nie odważył się.
Tak, obiecał sobie, że wreszcie, po tylu latach, powie Wilczycy co miał na myśli i czemu zaniechał w tamtym momencie. Niestety jak do tej pory żadnej z powyższych obietnic nie spełnił i nic nie zapowiadało, że zmieni się to w najbliższym czasie. Idąc coraz ciężej wreszcie miał framugę otwartych drzwi w zasięgu ręki. Musiał jednak przystopować, bowiem do harmideru w uszach przyłączyły się wizje, które bombardowały jego łeb. Były tak żywe, tak realistycznie pokazane, że już nie wiedział czy to dzieje się naprawdę, dopóki nie zaczerpnął nozdrzami powietrza. Nie, nie było tu trupów jego bliskich... Nie, to nie on ich zabił... Oni tu byli, tuż za rogiem, żywi! Dobrze się spisali! Jeszcze jeden krok, no dalej! Pochwycił czarnymi szponami brzeg otworu, które wbiły się mocniej w ścianę i odrobinę skruszyły mur. Wreszcie demon wyłonił się z korytarza stając we drzwiach. I co widział przed sobą?
Nie dość, że nie mógł dostrzec dokładnie wyglądu przyjaciół, to nawet pokłady ich many były zaburzane przez słabnący umysł młodzieńca. Jakieś dziwne refleksy podobne do diabelskich oczu i czarne plamki przysłaniały ich wierniejsze wizerunki. Stał jak wryty, z rozbieganym, zupełnie pozbawionych świateł i źrenic spojrzeniem nie dane mu było widzieć, czy aby na pewno wszystko było z nimi w porządku. Czy to nie jakaś iluzja czy inna fatamorgana. Jedyne, co mógł jeszcze zrobić, to bardzo ostrożnie skierował rękę na swoją szyję. Tylko tak mógł zakomunikować, że nie jest w stanie mówić. Zresztą... mogli się domyśleć chociażby po gęstych, zaschniętych strugach krwi na wargach i brodzie Ukye, że coś było z nim nie w porządku. Demon nie podszedł bliżej, właściwie siłował się, żeby tego nie robić. Żeby być jak najdalej, gdyby Lucyfer już całkiem złamał ducha czarnowłosego i podda się.
Takishita likes this post
Re: Plac Główny
- W takim razie i ja i moi pobratymcy powinniśmy zniknąć, lecz tak się nie stało. Moc Aniołów pochodzi od Najwyższego. Kiedy on zniknął, to i ona zniknęła. Tym samym utracili wszystko. Mnie to nie dotyczy. Najwyższy odciął mnie od swojej mocy milenia temu. Wszystko co posiadam to moja własna moc i zdolności. – powiedział Kam. Niestety dla świata również Lampa posiadał wszystkie swoje dary, który zdobył u zarania dziejów. Walka z pierwszymi zawsze była najgorsza. Dziewczyna tego nie wiedziała, ale jeśli chciała położyć Lucyfera to będzie musiała liczyć się z tym, że może kosztować to jej życie. Jednakże jeśli dojdzie do tego momentu to pan Piekieł z pewnością będzie o wiele prostszym przeciwnikiem. Kamael zamierzał urwać ten rogaty łeb, nawet jeśli będzie wiązało się to z uderzeniem w Otchłań. Wolf jednak miała dość życia jak zaszczuty kundel.
- Widzę, że twoja wola walki nie osłabła. Dobrze. – powiedział, a następnie pochylił się. – Powiem ci coś dziewczyno i słuchaj mnie uważnie. Jeśli szczęście ci dopomoże to staniesz naprzeciwko Lucyfera. Jeśli ja go nie wykończę to pozostawiam go tobie. Pamiętaj tylko o jednym. Zabicie jednego z Pierwszych wiąże się z ryzykiem. Stawiasz własne życie na szali i mówię ci to szczerze. Nie jest to walka, którą przeżyję. Jeśli mam jednak iść do Otchłani to biorę go ze sobą. Pytanie czy jesteś też gotowa na taki krok. Dla dobra świata poświęcić siebie?
To było proste pytanie, lecz odpowiedź na nie była najtrudniejsza. Łatwo odbierać innym życie prawda? Lecz czy jest się gotowym, aby oddać swoje dla większej sprawy? Szczególnie jeśli się ma jeszcze wiele lat przed sobą? To jest decyzja, którą panna Wolf będzie musiała podjąć nim dojdzie do ostatecznego pojedynku. Na razie jednak niech odpoczywa i zbiera siły. Chociaż publiczny striptiz i kąpiel przed innymi nie było tym co miał na myśli to może i lepiej dla niej. Ona zaś musiał dalej wykładać, gdyż na konsultacje przybyła kolejna studentka.
- Cholera. Jak ja mam ci to wytłumaczyć? – powiedział Kamael bardziej do siebie niż do Ny-Ny. Gdyby dziewczyna rozumiała co się do niej mówi to byłoby łatwo, ale ona nie była jak normalne osoby. Musiał użyć jakichś lepszych słów. Jak najprostszych.
- Ukye i Nie-Ukye to ta sama osoba, lecz z różną maną. On walczy, aby nie przegrać ze złym panem. Chce być z wami, lecz toczy trudny bój. Daj mu czas, a na pewno … - powiedział i zatrzymał się. No właśnie. Co na pewno? Lampa da mu spokój. To było tak groteskowe, że aż śmieszne. Zwłaszcza, że mana Keya zbliżała się do nich, a była równie gęsta i mroczna co demonów na placu. Może jeszcze nie emanował rządzą mordu, ale zbliżał się do tego kroku.
- Za mnie. – powiedział wstając. Spojrzał na drzwi, a w jego dłoni pojawiło się ostrze. Czekał. Po krótkiej chwili pojawił się w drzwiach Key. Wyglądał jeszcze gorzej niż wcześniej, a jego mana cuchnęła. Czyżby to była końcówka dla niego?
- Słyszysz mnie Key? Rozumiesz mnie? Czy już rozmawiam z tobą Lucie? Jak jesteś taki pewny siebie to stań naprzeciwko mnie, a nie wysyłaj chłopaka. Jeśli myślisz, że nie zawaham się go zabić to grubo się mylisz. – powiedział Upadły Anioł i podniósł broń. Jeśli dojdzie do walki będzie musiał to zrobić szybko i bezboleśnie. Proste cięcie. Sekundy zaczynały się ślimaczyć.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Zmrużyła oczy, a następnie pośpiesznie umyła swoje wiecznie w jej charakterystycznym nieładzie włosy oraz wilcze uszy. Ogonem również się zajęła, a następnie wyskoczyła z drewnianej wanny, owijając się kawałkiem zużytej zasłony, która robiła za ręcznik.
- Słuchaj Kamael, ja... - już miała zacząć swój wywód dotyczący poprzedniej rozmowy, ale uwaga wszystkich została skupiona na Ukye, który postanowił wkroczyć po krótkiej drzemce na korytarzu. Było z nim coś mocno nie tak, ale Shiyu nie do końca była w stanie pojąć co. To był Ukye, ale jednocześnie było w nim coś obcego. Nieobecny, gasnący wzrok, postawa symbolizująca, że jeszcze chwila, a faktycznie przed nimi będzie stał Nie-Ukye.
Złotooka zacisnęła mocno zęby. Cholera, dopiero ich odnalazła, a już miała kogoś stracić? Nie ma mowy. Kamael, schowaj broń na Najwyższego! To nie pomoże! Można w tym momencie nazwać Nono głupią, lekkomyślną lub szaloną, ale to była jedyna rzecz jaka przyszła jej do głowy. Tak wiele wydarzyło się przez te lata, umysły wszystkich na pewno zmieniły się bezpowrotnie. No, prawie wszystkich.
- Ny-ny. - powiedziała nagle, chwytając małą jaszczurzycę za bluzę, która kiedyś należała do Nono, aż dziw brał, że jeszcze była w jednym, choć mocno zużytym kawałku. Cisnęła dziewczynką prosto do drewnianej bali z wodą, przy okazji pozbywając się z niej starego ciucha, siedliska bakterii. Pojawił się błękitny ogień, który w mig spopielił śmierdzącą bluzę, aż zupełne nic z niej nie zostało. Nic straconego, na krześle wisi dokładne taka sama, ale zdecydowanie bardziej... znośna dla otoczenia i nosów. Może ten krok był dość drastyczny, ale wilczyca była pewna, że Ny-ny wyczuje, że w jej gestach nie było nic agresywnego, ani nasyconego chęcią mordu. Jeden problem wydawał się być z głowy. Teraz drugi.
Powoli skierowała swoje kroki w stronę demona, jak treser podchodzący do dzikiego zwierzęcia. Utrzymywała kontakt wzrokowy, nie ukazując strachu. Śmieszne, bo wewnątrz była przerażona, ale... kiedy nie była ostatnio? Codziennie się bała, codziennie lała ze strachu o swoje życie. Ciężko to wytłumaczyć, ale jednocześnie była pełna odwagi i lęku.
"Jestem odważny kiedy trzeba. Odwaga to nie jest narażanie się bez potrzeby. Nawet Król czasem się boi."
Będąc pół kroku przed Ukye, wyprostowała się, a następnie objęła demona. Wzięła głęboki wdech, wydech, ułożyła podbródek na braku chłopaka, a ręce na plecach. Wydzielała przyjemne ciepło, miły zapach. Musiało to podziałać, bo inaczej są głęboko w dupie.
- Ukye. Wróć. Już jest dobrze, jesteś bezpieczny, nic Ci nie grozi. - kątem oka spojrzała na broń Upadłego.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Także osoba, która do nich się zbliżała sprawiła, że gwałtownie zmieniła pozycję, przypadając płasko do podłogi i na czterech kończynach, powoli przesunęła się w tył. Czuć był czarną krew. Gęsty, znajomy, duszący odór złej many wypełnił piwnicę, a Ny-Ny wlepiła oczy w nadchodzącą postać. Była ona... Słaba. Na pewien sposób... Coś się jej nie zgadzało. Nie-Ukye zdawał się być na pograniczu omdlenia, a jednocześnie, choć nie wyczuwała w nim pragnienia krwi ani walki, jaszczurce cierpły łuski, gdy czuła go w swoim niepokoju. Kam powiedział, że Nie-Ukye to Ukye... Syknęła cicho, próbując sobie przypomnieć podobną sytuację. Na strychu, na tamtym strychu, gdy zimowe, wilgotne, mroźne powietrze malowało wzory na szybach. Co wtedy Ukye robił..? Co się działo, przez co Nie-Ukye już nie było..? Wykrzywiła usta i wywaliła rozwidlony jęzor, gorączkowo próbując sobie coś przypomnieć... Coś w sylwetce i w wyglądzie demona jej ot tym przypominało...
- Ss..? - Za nim jednak zdążyła pojąć co jej własna pamięć próbuje dziewczynce powiedzieć, coś złapało ją za przepastny materiał bluzy. Zaskoczony jaszczurka zawisła na chwilę w za dużym ubraniu jak siatka kartofli i ani się spostrzegła, została pozbawiona stroju. Bluza, porwane spodenki oraz kawałki starych bandaży zostały zrzucone z jej ciała jak stara skóra i dopiero wtedy Ny-Ny wpadła w panikę. Nie mogła niby wiedzieć co szykuje dla niej wilczyca... A jednak instynkt miała bardzo wyostrzony. Zaczęła się miotać i syczeć jak wściekłe kocie, ba, nawet trafiła Nono swoim ogonem w biodro, gdy strzeliła nim jak z bicza. Ciśnięta w powietrze, pięknym łukiem i z cudnym chlupotem, dziewczynka wpadła do balii z wodą i ledwie się z niej zanurzyła, wyprysnęła z niej w towarzystwie setek kropelek wody. - Ssskha! Ssss! SSSKHA! - Prychając i otrzepując się po kąpieli jak pies, Ny-Ny prezentowała sobą obraz zabawnej paniki. W ślepym pędzie potknęła się o materac i zrobiła fikołka, przewracając przy okazji jakiś stołek, nim dała nura za kanapę. Wyjrzała zza niej czujnie, łypiąc na Nono z wyrzutem. Choć minę miała jak zdradzony, oburzony pies i kręciła się po piwnicy szukając kryjówki, to nie ukryła swojego stanu. Wychudzone ciałko wieńczyły blizny, ślady walk i ucieczek. Zaczęła się trząść z powodu chłodu piwnicy i bycia przemoczoną od koniuszka ogona po czubek głowy. Łuski miejscami były sine od starych ciosów, gdzie indziej odpadły od uderzeń. Trochę ich przybyło, zasłoniły co bardziej prywatne miejsca pancerzem... Ba, kostki jej nóg zmieniły trochę kształt, były bardziej zwierzęce niż ludzkie. Anatomia to jedno, umysł to drugie, choć i jedno i drugie na wieczność miało postać nietypowej fuzji, coś się może, odrobinkę, przez te lata zmieniło... Ny-Ny machnęła językiem i odgarnęła z twarzy mokre kosmyki, drapiąc się po wyrostkach na głowie, skrytych pod stogiem czegoś, co wyglądało jak wilgotny stóg siania.
I właśnie wtedy nastąpił moment olśnienia.
- Gryźć. - powiedziała nagle głośno dziewczynka, wlepiając czerwone spojrzenie w Ukye, którego obejmowała właśnie Nono. Wskazała na niego palcem, na pewien sposób zaaferowana swoim odkryciem. - Gryźć Nie-Ukye! - syknęła zdecydowanie.
Szkoda tylko, że jej słownik przez ostatnie lata tragicznie się zmniejszył i nie mogła przypomnieć sobie reszty potrzebnych słów.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Zbliżyła się o krok, potem o drugi, Ukye w pierwszym momencie cofnął się o jeden wgłąb korytarza. Tak bardzo nie chciał nikogo skrzywdzić, że wymusił na organizmie krok wstecz. Wilczyca nie zniechęciła się, parła na czarnowłosego, aż objęła go ramionami. Jak dobrego kumpla. Jak przyjaciela. Tak jakby nie widziała przed sobą czarciego pomiotu, który lada chwila mógłby oderwać jej głowę. Położyła głowę na jego barku i prosiła, aby wrócił do nich. Rogacz stał jak słup soli, choć rzęziło w jego płucach dość słyszalnie od nierównego, nerwowego oddechu. Shiyu naprawdę nie bała się o swoje życie? Może wzięła do serca lekcję od Kamaela, którą wyłożył przed momentem, a która dotyczyła poświęcenia? Nie, nie warto umierać za Ukye, za demona, za takiego słabeusza niemogącego wyrwać się z łap Lampy. Będąc tak blisko Ogoniasta czuła drżenie na ciele młodzieńca. Strach? Wzruszenie? Konwulsje? Ciężko było stwierdzić, kiedy nie dało się porozumieć z niegdysiejszym kolegą. Jej ciepło mocno kontrastowało z chłodem podobnym do lodowca, który dawno nie zaznał spokoju. Ani na moment. Ale on to jedno, liczyło się bezpieczeństwo dla tych, dla których jeszcze była nadzieja.
O dziwo nawet Ny-Ny nie skreślała Ukye, choć na pewno trudno było jej pojąć, że gdzieś pod tą szkaradną kukłą w rękach Władcy Demonów tkwił znajomy ze strychu. Dzięki podpowiedzi nauczyciela udało jej się odtworzyć wspomnienia i przyporządkować do stanu rzeczywistego. Nie do końca kompletnie, lecz bardzo spostrzegawcze. Jaszczurza dziewczynka chciała za wszelką cenę przegonić Nie-Ukye, a wiedziała że pomogą jej w tym zęby. Kiedyś widziała, jaki można z nich zrobić użytek, i choć nieco zbita z tropu niechcianą kąpielą ona także chciała przyczynić się do uwolnienia kolegi z władzy Ojca Chrzestnego. Sama doskonale pamiętała, jak to jest być w niewoli osoby najbliższej, która wcale nie była opiekuńcza i troskliwa. Wręcz przeciwnie, pchała w dalszą gehennę, aby przetestować wytrzymałość. W każdym razie brakowało jej jeszcze jednego elementu, słabego punktu w ciele Nie-Ukye, które mogłaby gryźć z powodzeniem.
Parę sekund później sytuacja miała się pogorszyć, bowiem nie o taki tok spotkania ubiegał Lucyfer. Chciał widzieć w ocalonych gniew, strach, wreszcie żeby rzucili się na demona i chcieli zabić, aby dać kolejne propagandowe powody, dla których trzeba było uprzedzić ich zamiary. Musiał więc podkręcić śrubkę, by wyjść na swoje, czy to Ukye wytrzyma czy nie. Zgrzyt pękającej czaszki rozległ się tuż nad uszami demona. Jego pokaźne rogi zaczęły dalej rozrastać się, co sprawiało mnóstwo bólu. Nawet nie musiał krzyczeć, żeby widzieć i odbierać jego cierpienie. Najbliżej zdarzeń była Shiyu, na której ramię spłynęła struga krwi z podstawy rosnącego rogu demona. I która to na swoich plecach poczuła przyszpilające palce chłopaka, który w akcie desperacji niespodziewanie objął Wilczycę ku sobie. Był coraz słabszy, nawet jak walczył do ostatka, żeby nie uwolnić swojego gniewu i frustracji na przyjaciół. Z samokontrolą szło coraz gorzej - szeroko rozwarta paszcza kłapała raz po raz nad uszami Nono na oślep, powoli zaczynał się wyrywać i szamotać z chwytu Shiyu, nawet jego uścisk na plecach dziewczyny rozluźniał się. Rogi krwawiły i przysyłały coraz to mocniejsze rozkazy do wypełnienia. Zabić ich. Zabić ich. Zabić ich.
Re: Plac Główny
- Nigdy nie spodziewałem się, że kiedyś do tego dojdzie. Brawo dzieciaki. Brawo Lampa. – powiedział Kamael i podniósł miecz, lecz uderzenie nie nastąpiło. Zamiast tego sztych jego czarnego miecza uderzył o podłoże, a sam Anioł Zniszczenia przyklęknął. Z jego ust popłynęła modlitwa. Coś, czego nikt od przeszło kilku tysięcy lat nie słyszał w jego wykonaniu. Jednak tylko jedna osoba w tym pomieszczeniu rozumiała, co on mówi. Te słowa, ta mowa. Były dawno zapomniane. Nawet przez Anioły. W końcu to te słowa nadały im istnienie, a sam Najwyższy zakazał im tego używać. Skoro jednak on już odszedł to przecież Kamael nie zostanie po raz drugi zrzucony. No, bo przez kogo. Na początku było słowo. Słowo stało się ciałem, a potem zamieszkało między nami. Słowo tworzyło oraz niszczyło. Słowo było w każdym z nich.
Dookoła Kama w miarę wypowiadania kolejnych słów pojawiały się nowe kręgi, z różnymi językami. Starożytnych, Aniołów, Demonów, Ludzi. Cała mowa sprowadzała się do jednego. Pierwszego słowa. Anioł Zniszczenia spodziewał się, że użyje tego w ostatnim pojedynku swojego życia. Może i się nie mylił. Tym jednak razem nie myślał o śmierci, bólu i cierpieniu. Tym razem był tym jakim został stworzony. Jeśli jego dawny brat był tym, który miał nieść światło. To on miał szukać Najwyższego. I możliwe, że znalazł go. Jego cząstkę. Nie miał zamiaru pozwolić, aby mrok ją pochłonął.
- Jestem tu, aby służyć. Ja go szukam i oświadczam, iż go odnalazłem, Me imię "…" , stworzony przez Najwyższego. Niech rozpocznie się oczyszczenie. Amen. – powiedział i kiedy ostatnie słowa wybrzmiały, rozpoczął się czas Białego Światła. Świetliste promień wystrzelił z miecza Anioła prosto w ciało demona przeszywając zarówno jego jak i Shiyu. Panna Wolf nie czuła żadnego bólu. Jedynie przyjemne ciepło, które wlewało w nią, jak i NyNy otuchę oraz wiarę. Sam Key również mógł to odczuć. Czuł też dyskomfort oraz ból i strach. Te dwie ostatnie nie należały jednak do niego. Były przeznaczone dla jego ojca chrzestnego. Tym razem światło walczyło z mrokiem. Słowo przeciwko Mrocznemu Podszeptowi. Ich moc była równa, lecz to od Keya zależało, która strona wygra tę batalię. Tutaj nie było żadnych kompromisów. Przegrana oznaczała całkowitą porażkę jednej strony. Jeśli Key naprawdę chciał uwolnić się od wszystkiego, o czym mówił to w tym momencie ma doskonałą okazję.
- Twoja decyzja Ukye. – powiedział Kam. To była walka chłopaka.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Wił się jak piskorz w ramionach Wilczycy, która uparcie nie pozwalała na ucieczkę czy gwałtowny ruch Opętanego. Szarpanina mogła nadwyrężać mięśnie dziewczyny, lecz mimo to jakimś cudem potrafiła utrzymać chłopaka na miejscu. Nie było to też łatwe z innego powodu - przykry widok kogoś, na kim komuś zależy; jego upadek i zmiany ku gorszemu; bezsilność w wyrwaniu się z Czarnej Many mógł boleć. Niektórzy mogliby już w tym miejscu zrezygnować, przekreślić szanse na ozdrowienie i przywrócenie zmysłów znajomego, bowiem odnosiło się wrażenie, że zmiany były już nieodwracalne. Rogi skąpane we krwi górowały nad puchnącym łbem Ukye, którego oczy choć za mgłą były przeraźliwie złowieszcze. Ostatnie widoczne miejsca ze szarawą skórą demona pokrywały setki czarnych żył pompujących kolejne dawki trucizny, tłoczone od podstaw rogów ku reszcie ciała. Warkoty z gardła ani trochę nie przypominały ludzkich, nawet nie zwierzęcych odgłosów.
Wtedy stało się coś dziwnego. Pierwsze słowa modlitwy z ust Kamaela uciszyły na moment demona, który wybuchnął zagłuszającym rykiem po zrozumieniu treści. Nie mógł tego słuchać, krwawiły mu uszy od Świętych Słów, które zaczęły powolutku przenikać do omamionego i strutego Czarnymi Szeptami umysłu czarnowłosego. Ale sama modlitwa nie była w stanie zniszczyć kreatury Lampy. Promień z miecza Upadłego Anioła przeszył ciała młodych ocalonych przed Zagładą. Dla dobrych osób przynosił spokój, ukojenie, lekkość bytu, nie mniej dla Grzeszników - zniszczenie. Tak silna broń wymierzona w ciało Ukye powinna skutecznie przegonić Lucyfera w cztery wiatry. Dziad jednak zakorzenił się w czarnowłosym tak głęboko i w wielu aspektach, że praktycznie stali się jednością. Dwie kontrastujące ze sobą siły wzmagały się w jednym ciele. Niczym Rak i Chemioterapia. Ogień i Woda. Piekło i Niebo. Trzeba było walczyć jednocześnie na dwóch frontach - wyrwać się siłom nieczystym i nie polec we światłości. Owszem, Światło zduszało Mrok, ale pozostawiało bardzo niewiele sił na odnalezienie się w Chaosie.
I nagle padło imię demona z ust Kamaela. Nie przezwisko, a jego prawdziwe miano.
Nieustanny ryk podobny do konania zapełnił po raz któryś ciasne pomieszczenie. Pancerz wykuty w Dnie Piekieł pękał tu i ówdzie, lecz rogi tkwiły wciąż na swoim miejscu. W odkrytych fragmentach popękanej zbroi widać było skórę Ukye pokrytą fioletowymi runami, dość charakterystycznymi dla akurat tego demona. Zebrał ile zostało mu sił i próbował wyprzeć ze swojej many wpływ Lucyfera. W przeciwnym wypadku zostanie pożarta przez Światło. Z dziur w pancerzu ulatniał się dym, lodowaty jak ciekły azot, w kolorze czerni. Najwięcej w miejscu promienia Światła od oręża pana Blacka. Sytuacja nie była stabilna, dało się wyczuć, że Lucyfer przyłożył więcej jadu do łba podopiecznego. Ubodła Pana Ciemności moc, jaką władał Kamael. Chciał go upokorzyć za wszelką cenę, nawet zabijając własnego pionka. Byleby być tym wygranym. Z logicznego punktu widzenia miał sześćdziesiąt sześć procent szans na sukces. Warunkiem dla wygranej Upadłego Anioła było oczyszczenie z wpływów Lampy, a dla Lucyfera aż dwie opcje - przejęcie go na swoją stronę lub śmierć.
Na kilka chwil wpływ Lucyfera osłabł na tyle, że Ukye nie tylko przestał wiercić się i wyć, ale i zachwiał się w stronę Nono. Nierówny oddech dmuchał na oblicze Wilczycy, a zamglone oczy zdawały się wpatrywać w jej złote ślepia. Chyba... chyba czuł jej obecność. Być może ten sam promień, który przeszył jego ciało i który przeszył także dziewczynę, pomógł stworzyć połączenie, most. Choć nie widział jej, ani nie słyszał przez obolałe i krwawiące uszy, wiedział że stał przed nią. Tak bardzo, bardzo było mu źle, że nie miał wystarczająco sił na walkę z wrogiem dla całej czwórki, lecz to przed Shiyu było mu najbardziej wstyd. A ona była nieugięta, uparta, stanowcza. Tak blisko... na wyciągnięcie ręki. Mimo wszechobecnego bólu pragnął jeszcze ostatni raz zetknąć palce z jej ciepłą skronią, ciepłym policzkiem. Ostrożnie przejechał drżącymi palcami po lewej stronie oblicza, a ślad zakończył na kości od brody. Tak bardzo się bał, chyba na równi z Lucyferem, że to będą ostatnie sekundy. Coś przeczuwał albo usłyszał we głowie, co znów zachwiało demonem i...
Nienaturalnie wykrzywił się w kręgosłupie ku tyłowi, ryknął przeraźliwie i upadł na kolana. Tylko rozłożone skrzydła na boki uchroniły Ukye przed upadkiem na plecy. Światło wypaliło w nim tyle many i tyle życia, że ledwo utrzymał przytomność. Jednocześnie Pan Ciemności nie dopuszczał, aby choć odrobina energii Ukye pozostała w nim oczyszczona. Skoro do końca swego życia nie zamierzał dołączyć do Armii Lampy, ani nie był w stanie uśmiercić Kamaela, Ny-Ny i Shiyu, to niech ginie.
Re: Plac Główny
W każdym razie, stała. Trzymała się kurczowo demona, mocno, chyba nawet używając do tego odrobiny swojej wilczej siły. Miała zamknięte mocno oczy, zaciśnięte zębiska z lekko wystającymi kłami. Choć bała się jak diabli (he), to siła woli była znacznie silniejsza, nie chciała odejść. Wydawała się nawet nie reagować na to co działo się wokół. Można by uznać, że była posągiem, który złapał ofiarę i na tym zakończyło się jego zadanie. Błagała w myślach, aby się to wszystko już zakończyło, aby Ukye był już Ukye, aby ten świat wrócił do tej cholernej normalności. Miała ochotę skopać dupsko każdemu, kogo napotka byleby już było normalnie.
To co zrobił Kamael, spowodowało lekkie pogorszenie sytuacji Nono, ale wierzyła, że na dłuższą metę miało to na celu... jej polepszenie? W fali, jaka ją ogarnęła było czuć coś dobrego, przyjemnego. Niestety nie można tego było powiedzieć o demonie. Ryk mocno bił w jej wilcze uszy, które działały jak wzmocnione antenki. Poczuła jak coś w nich pęka, a chwilę później ogłuchła. To takie uczucie jak efekty specjalne w filmach akcji, gdy obok żołnierza wybucha granat. Pisk w jej głowie narastał, a zdezorientowany mózg już nie wiedział co robić w tej sytuacji, więc chyba postanowił zrobić odwrót. Otępiały wzrok - zaczął stawać się ognisto-niebieski - przez chwilę spoczął na demonie. Zwrócił się do niej, znaczy nie słowami. Zauważył jej obecność, ale niestety akurat w momencie, gdy Shiyu była coraz dalej. Nie cieleśnie, umysłem. Po prostu gruchnęła na ziemię, tuż przed tym jak demon też opadł. Zdążyła tylko wyciągnąć dłoń ku Ny-Ny. Jakoś jej instynkt podpowiedział w ostatniej chwili, że po pomoc powinna zwrócić się do osoby z jej 'podrasy'.
Coś dziwnego stało się z jej duszą. Nie było to w żaden sposób odczuwalne z zewnątrz. To było coś dużo głębszego, duchownego. Nikt wcześniej nie próbował kierować Białego Światła w demona, przy którym znajdował się pół-zwierz prawda? Nawet zapewne Kamael nie zdawał sobie sprawy z tego, co może za sobą nieść coś takiego, w końcu ta technika ma działać i działa tylko na demony. Szkoda tylko, że teraz przyszłość dziewczyny maluje się w jeszcze większym bólu i cierpieniu bo... ekhm właśnie mentalnie zjadła trochę demona.
Nadal jej piszczało w uszach, nie słyszała zupełnie nic innego. Podniosła się na tyle, by oprzeć dłoniami o podłogę, zaczęła rozglądać nieobecnym jak po zakrapianej imprezie wzrokiem. Cholera... chyba na chwilę straciła słuch.
- Z...zaraza... - wymamrotała
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
I faktycznie, trudno było nazwać to inaczej. Demon trząsł się i miotał, Nono trzymała go z całych sił, choć oboje wyraźnie słabli. Przestraszona, zaniepokojona tym Ny-Ny uderzyła ogonem o ziemię i syknęła cicho, obnażające ostre kły. To co się działo przed nią... Dotkliwie czuła manę, wszystkimi swoimi zmysłami rejestrując walkę ciepłej energii Kama, dobrej, pachnącej wilczym futrem many Nono oraz mglistej mocy Ukye, które na pewien sposób zmagały się z duszącą, jadowitą, plugawą ciemnością... Gęstą i parną, wściekłą! Ta mana była rozsierdzona, była zła, zwierzęce przerażenie ogarnęło dziewczynkę, drżał każdy mięsień jej ciała... Nie odpuszczała, mimo to! Sama była zła! Na Nie-Ukye! Za to, że zabrał Ukye! Za to, że chce skrzywdzić Kama i Nono! Uderzyła mocniej ogonem o ziemię, jakby dając upust swojemu niezadowoleniu, zbierając siły oraz czekając na odpowiedni moment by samej zaatakować. Przycupnęła, napinając mięśnie nóg... Była głośno, było okropnie. Wrzaski i piski bombardowały bębenki jaszczurki, choć nie zasłoniła uszu dłońmi. Wbiła pazury w tył mebla, chcąc w każdej chwili wybić się w górę... A potem wszystko trochę ucichło. Wzdrygnęła się, gdy wilczyca padła na ziemię. Spojrzała wielkimi, czujnymi, krwistymi ślepiami na Nono, której ciemne futro zbladło i zbielało... Dziewczyna wyciągnęła do niej ręką i cały instynkt Ny-Ny nagle wrzasnął, że to ten moment. Gryźć! Gryźć i nie puszczać, gryźć!
- Ssskha! - wdrapała się na oparcie kanapy i dała wielkiego susa w stronę leżących na posadzce postaci. Długie pazury zastukały o zimną podłogę piwnicy, gdy Ny-Ny momentalnie przykucnęła przed nienaturalnie wygiętym Ukye. Nono była słaba, ale jej energia dalej była mocna, nie umierała – natomiast mana Ukye w tej gęstej, smrodliwej sadzawce z każdą chwilą nikła coraz bardziej. Chłopak tkwił na kolanach, przechylając plecy w tył, jego oczy zdawały się nie widzieć świata przed sobą... Ale czuła go! Czuła Ukye w głębi złej many Nie-Ukye i na niego nieszczęście, przypomniała sobie, co należy w takich chwilach robić. Pamiętała dobrze, pewną scenę ze strychu... Bezceremonialnie, bez żadnego oporu, mała jaszczurka złapała za lodowatą głowę demona, nic nie robiąc sobie z mrożącego jej łuski dymu albo potencjalnej możliwości stracenia życia. Przycupnęła bokiem do nieszczęśnika, przyciskają jego skroń do swojego przeraźliwie chudego obojczyka. Jedną dłonią złapała za lewy, dalszy przerośnięty róg, zaskakująco mocno unieruchamiając w ten sposób obolałą makówkę. Drugą, pazurzastą dłonią chwyciła silnie za środek bliższego siebie rogu, odsuwając na boki ciemne włosy chłopaka i otworzyła szeroko usta, prezentując swoje, godne najwyższej pochwały uzębienie...
Nie-Ukye kiedyś powiedział jej, że nie ma co go gryźć.
Mówił, że wylecą jej wszystkie kły i straci pazury na jego złym ciele... Tylko, to było dawno temu. Ny-Ny miała cztery lata, podczas których jej drobne, ale twarde i ostre zębiska przesiąkły demoniczną posoką. Raz straciła kilka zębów, prawda, ale odrosły o wiele mocniejsze. Pazury wbijała w ciała większych od siebie - w demony - jeśli tylko wymagało to jej przeżycia. Miała wprawę. Walcząc o życie uodporniła się naturalnie na pewne rzeczy... Czy to ich czarna, trująca posoka, kamienne kości, toksyczne ciało... Wiele jest odmian tych istot, a walczyła z tyloma, aż trudno zliczyć. W ten sposób na mroczną, gęstą manę zyskała coś w rodzaju odporności. Niekompletnej, drażniło ją to, budził nudności, ale jej organizm zwalczał pewne rzeczy o wiele skuteczniej niż przed laty.. Jej instynkt był ostrzejszy, silniejszy niż kiedykolwiek. Ciało Ny-Ny, choć przeraźliwie zabiedzone latami walki o przetrwanie, kryło w sobie siłę nieproporcjonalną do jej mizernej postaci. Może i nie urosła ani o centymetr, jednak pewne zmiany zaszły na o wiele głębszej płaszczyźnie... A teraz miała przed sobą osłabionego wewnętrzną walką demona, zranionego światłem Kama i ingerencją Nie-Ukye. Umierał. Nie-Ukye teraz ranił Ukye, jego mana nikła jak parująca woda i to się dziewczynce bardzo nie podobało.
Kiedyś umówiła się z Ukye, że ten będzie wskazywał jej rzeczy, które ma gryźć... Cóż. Tym razem sama zdecydowała, co będzie gryźć!
Nachyliła głowę, zaciskając szczęki przy grubej podstawie rogów Ukye. Były zimne, lodowate wręcz. Aż ścierpł jej język, smakowało to gorzką krwią i złą maną, sam kontakt fizyczny wysyłał w jej ciało pierwsze wrażenia dotkliwego bólu... Ny-Ny zmarszczyła brwi, sycząc zaciekle. Zaparła się, trzymając głowę demona mocniej, pazurami stóp wydrapując linie w posadzce piwnicy. Nie odpuszczała, o nie. Teraz jej instynkt kazał dla odmiany puścić rogi i odskoczyć jak najdalej, bo bliżej czuła destruktywną falę mocy Nie-Ukye, zwłaszcza będąc tak blisko czegoś, co wysyłało swoje złe wpływy wprost do głowy demona... Nie puściła. Przykleiła się do niego, zaciskając coraz mocniej szczęki, pracując zębiskami by zrobić w ich strukturzę wyrwę, wygryźć kawałek twardej tkanki, zeskrobać kilka centymetrów wpływów Nie-Ukye. Czuła smak metalicznej posoki oraz nagle obcy a jednocześnie dziwnie znajomy, posmak popiołu.
Trach.
Coś zaczynało pękać.
I to nie było coś, co należało do Ny-Ny...
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
- Trzymaj się mocno NyNy. To będzie prawdziwa jazda. Sariel. Tamriel. Uriel. Wzniesienie!
Inkantacja ta wraz z podniesieniem miecze do góry zmieniła technikę, a prawdę mówiąc wzmocniła ją. Na Ukye oraz gryzącą go po rogach NyNy spadł prawdziwy słup światła, który działał z jeszcze większą mocą, równocześnie szybciej męcząc Kama. Tym razem cała energia uderzała w ciało jak i duszę młodego demona.
- Wytrzymaj dzieciaku. Dasz radę. – mówił cicho Kam. Teraz albo nigdy.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Wszystko byłoby inaczej, gdyby nie dziwaczna koalicja zgromadziła się i sprzeciwiała woli Pana Ciemności! Zadziwiające, jak wielka potrafi być determinacja tych, którzy wymykają się przed Lucyferem i zaskakują. W tym mało pozytywnym sensie. Przeliczył się, że oponenci przegrają, porzucą Ukye na pastwę śmierci i że zło w pełni zatriumfuje na planecie. Jeszcze to nie był moment, w którym mógł być pewnym swojej dominacji. Jak bardzo Kamael i dwie zwierzo-ludzkie dziewczyny pokrzyżowały jego ambitne plany. Duma bolała, ale bardziej cierpiała jego moc, która unicestwiała się w promieniach zesłanych przez Upadłego. Jeszcze łudził się, że jego rogaty uczeń pęknie i rozniesie towarzystwo za jednym zamachem szponiastej łapy. Co innego zaczynało kruszyć się. Rogi. Tracił swój bezpośredni wpływ na młodzieńca i mógł jedynie pokładać nadzieje, że przesłany jad okaże się na tyle skuteczny, że śmiertelny dla nieposłusznego czarta. Nie wygrał tego pojedynku z niegdysiejszym bratem, a przecież miał stosunkowo większe szanse na powodzenie. Mógł dopatrywać się zwycięstwa w śmierci Ukye, co byłoby połowicznym sukcesem. Wszak miał dla niego inne zadanie niż jednoczenie się z wrogami.
Co dla Lucyfera było jedynie utratą laufra na szachownicy, to dla czarnowłosego znaczyło walkę o życie.
Leżał bezwładnie na plecach. Wypalone żywym światłem mięśnie nie reagowały na komendy. Zszargane nerwy i psychika, wybrakowane ciało, mnóstwo krwi dookoła, ślepota - to i tak niezły wynik jak na kogoś, kto teoretycznie nie powinien przetrwać starcia z taką mocą. Może udało im się wyrwać chłopaka ze szponów Lucyfera, ale ogromnym kosztem - zarówno swoim, jak i jego zdrowia. Gdyby w tej chwili miał trzeźwe myślenie, na sto procent obwiniałby się za to, że każdą tutaj obecną osobę naraził na wpływ Władcy Demonów. Kamael pozbawił siebie many, która mogła przydać się nawet niebawem; Ny-Ny straciła chwilowo czucie w zębach i pazurach od niepojętnego chłodu, czyli przy możliwym ataku nie miałaby szansy ocenić swojego uścisku szczęk czy zadrapania; dusza Nono została skażona być może niewielką zadrą, lecz sam po sobie wiedział, że takiej szansy Pan Ciemności nie przepuści i na bank zamiesza w tej pokręconej grupie wsparcia. Ostatniego bastionu przed Lucyferem. Wyżarte światłem oczy Keya przysłaniały z wolna sine powieki. Nie mógł tracić przytomności, bowiem nie miał pewności, że to przeżyje. Jego oczyszczona energia była tak mała, że ledwie niedostrzegalna. Niebieski płomyk skradziony sprzed wejścia do piwnicy, który tlił się w otwartej dłoni Ukye, był większy niż jego własna moc. Mógłby wchłonąć manę Shiyu dla własnego ratunku, ale po pierwsze i tak taka ilość nic nie wniesie, a po drugie chodziło tu o zasady - nigdy nie chciał i nie zamierzał zjadać dusz przyjaciół. Danego sobie słowa dotrzymał.
Kolejne płaty skóry i ciała spopielały się i rozwiewały z sekundy na sekundę. Aż dziw bierze, że jeszcze przed chwilą ten demon był taki silny, groźny i niebezpieczny. Mógł wybrać drogę wskazaną przez Lucyfera i posiadać te trzy cechy dalej, postanowił jednak dzięki wsparciu przyjaciół walczyć o swoje prawdziwe życie.
Re: Plac Główny
Skupiła swój błękitny wzrok na otoczeniu, trafiła akurat na moment, w którym rozwścieczona Ny-Ny odgryzała róg Ukye, a Kamael uderzył kolejną wiązką światła, tak bardzo znienawidzonego przez Lucyfera. Najwyraźniej to podziałało, bo rogi ustąpiły wielkiej sile, a sam Lucek postanowił zdezerterować, poddając tą walkę. Uciekł tchórz, planować swój kolejny atak. Toż to drań! Nie zdążyła go o nic wypytać, choć wątpi by ktoś taki puścił parę z pyska co do miejsca pobytu Najwyższego. No właśnie... Najwyższy. Muszą go znaleźć, odbić i uwolnić, gdziekolwiek się znajduje.
Demon upadł. Zaczął się rozpadać. Wilczyca otworzyła szeroko oczy, a źrenice zmniejszyły się do rozmiarów małych kropek. Nie, nie, nie! Ogromny strach, jakaś ciężka kula padła na jej serce. Czy on...?
- Kamael! - wrzasnęła nagle, a następnie podniosła się na równe nogi, by szybko znaleźć się tuż przy Ukye. - Ulecz go! No już! - nie myślała racjonalnie w tym momencie, raczej bardzo chaotycznie. Jedyne co jej teraz plątało się po jej siwej czuprynie to to, że nie chciała stracić Keya. Nie chciała znów zostać sama, gdy w końcu udało się jej po takim czasie - po tylu latach - odnaleźć żywą duszę, znajomą duszę. Przez tyle wiosen, zim myślała, że została ostatnią żyjącą istotą, każdy dzień był dla niej tak samo szary i bez sensu, wiele razy myślała o tym, aby ukrócić swoje cierpienia, ale nie mogła. Nie była, a zarazem była tchórzem. Gdy w końcu pojawiło się jakieś światło... cień nadziei, miała to teraz tak po prostu utracić? Znowu? - Amica Vires! - krzyknęła w końcu, a jej ciało rozbłysło. Olała Kamaela? W sumie i tak by go nie usłyszała. Języki niebieskiego ognia objęły jej ciało, a z drżących dłoni zaczęła wydobywać się wiązka leczącej energii. Słabo u niej było z tą techniką, zazwyczaj leczyła tylko siebie, nigdy innej osoby. Nie ważne, wolała tak zadziałać niż nie zadziałać wcale.
Dziewczyna tak bardzo była przejęta tym co się dzieje z innymi, że zupełnie nie zauważyła co się zadziało z nią. Nie mówię tu tylko i wyłącznie o jej sierści, która wyblakła jak u kogoś, kogo się nieźle nastraszyło. Na to jeszcze przyjdzie pora, a reakcja Nono nie będzie zapewne zbyt radosna, bo kochała swoje kruczoczarne włosy oraz ogon. Jako wilk była groźna, ledwo było ją widać w zacienionych miejscach, pełniło to rolę kamuflażu w tym ciemnym świecie. No, a teraz? Teraz będzie ją widać z daleka!
To pytanie jest teraz bardzo ważne. Którą część demona wchłonęła? Ukye czy Lucyfera?
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Nie puściła i tak. Nie mogła, nie mogła... Wściekle czerwone spojrzenie wbijało się gdzieś w eter, zmarszczona, wykrzywiona twarzyczka bardziej niż kiedykolwiek przypominała rozsierdzonego chochlika. Warkot narastał w miarę jak rosło uczucie bólu i niezadowolenia. Nie puściła! Ba, tak zażarta w swoim akcie była dziewczynka, że nie zauważyła słupa światła, który rozświetlił piwnicę. Z jej ust wydobył się przez zaciśnięte na rogu zębiska, niski, gardłowy, ostry syk. Oczywiście, że Ny-Ny widziała blask, źrenice zwęziły się w dwie, ciemne kreski – ale je świadomość zapętliła się na jednym. Na pozbyciu się Nie-Ukye, wyłamaniu rogu, który powoli zaczynał pękać, zalewając jej usta smakiem krwi i prochu. Do tego mdłego smaku doszedł smak jej własnej posoki. Pod naporem zębisk Ny-Ny w końcu trzasnęła twarda płytka. Z suchym, przerażająco nieprzyjemnym dla ucho chrobotem, wgryzła się mocniej i mocniej... Pierwsza warstwa smolistego rogu, potem druga, jeszcze jeden kawałek, aż nagle...
Odgryzła ten głupi róg.
Wypadł z jej obolałych szczęk, ale nim spadł na posadzkę, rozpadł się w proch. Ny-Ny pluła rozsierdzona na bok krwią i pyłem, potrząsając głową jakby chciała się obudzić z długiego snu. Wargi, policzki oraz wnętrze ust miała suche, popękane jakby od mrozu, w kilku miejscach krwawiły, ale nie robiła sobie z tego wiele. Język bolał, jakby co nieco odmrożony. Zamrugała kilka razy i spojrzała na głowę Ukye, akurat w tej chwili, gdy drugi róg całkowicie zniknął, rozpływając się w pylistą mgłę. Otworzyła szerzej oczy, doskakując do głowy demona i kładąc zakrwawione dłonie na jego czarnych włosach. Szukała gorączkowo na czaszce jakichś śladów rogów, możdżenia, który świadczyłby o tym, że poroże mogło odrosnąć... Ale niczego takiego nie znalazła. Natomiast pod naporem jej palców skóra Ukye była jakaś taka miękka... Gdy wrócił węch, otumaniony wonią krwi i smrodu, poczuła wszechogarniający zapach pyłu. Mana Ukye znikała. Bardzo szybko malała... Nie było już w niej Nie-Ukye! Nie było tego niedobrego, złego uczucia, które jak cień krążyło nad nimi... Jaszczurka zaczęła trząść się na boki i to nie tylko z powodu zimna. Widząc jak Nono dobiega do nich i przyklęka przy Ukye, odruchowo dziewczynka zrobiła krok w tył, wycofując się, przejęta zaaferowaniem wilczycy... Wysunęła obolały język by posmakować unoszącej się w powietrzu many i przycupnęła nad głową demona, kładąc dłonie na jego głowie, w miejscu, w jakim kiedyś znajdowały się rogi. Jej oszronione pazury i łuskowate palce zabłysły delikatnie pomarańczową energią. Amica Vires. Nie wymówiła nazwy zaklęcia, bo nie potrzebowała tego do jego aktywacji – choć z gardła Ny-Ny cały czas wydobywał się czujny, niezadowolony syk. Pomagała Nono uleczyć Ukye, nie szczędząc na to swojej many i zdrowia. I cały czas trzymała czujnie ręce na zakrwawionych dziurach w czaszce demona, jakby badając, co podczas leczenia się z nimi stanie.
Jeśli tylko spróbują odrosnąć, znowu je odgryzie.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Kiedy Shiyu poderwała się i kazała mu jeszcze bawić się w lekarza, uśmiechnął się słabo. Ona naprawdę uważała, że on może wszystko. Urocze. Ciemnowłosy jednak wyciągnął dłoń w stronę Ukye i wypowiedział cicho zaklęcie. Resztki jego many ruszyły w stronę istoty młodego demona, aby przynajmniej trochę zaleczyć rany, których autorem był upadły anioł.
Po tej czynności Kam padł na plecy. Jego miecz rozpłynął się w powietrzu, a on sam nie miał siły, aby poruszyć się choćby o milimetr. Brak many, brak czegokolwiek. Oddychał ciężko, ale z poczuciem spełnionego obowiązku. Niech Keyem zajmie się teraz jego przyszła dziewczyna. Kamael musiał odpocząć. Jego umysł nie rejestrował już praktycznie niczego.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
I tak nigdy nie zdoła im się odwdzięczyć za to, co dla niego zrobili.
Wyłapywał i zatrzymywał w sobie tyle many, ile spływało z Amica Vires. Trzy źródła, każde inne na swój sposób, a sycące i ratujące życie, skutecznie przyczyniały się do łatania dziur na ciele, mozolnego odzyskiwania władzy w kończynach, a przede wszystkim uzupełnianiu własnej mocy po olbrzymiej pustce, którą jeszcze kilka chwil temu zapełniały po brzegi wpływy Lucyfera. Oblepiony posoką, kurzem i popiołem, ale coraz żywszy, nabierał na temperaturze ciała. Baaardzo powoli, lecz zbliżała się do tej ludzkiej, a wraz z tym procesem - dotąd mleczne spojrzenie oślepione blaskiem Światła nabierało dawnych malinowo-fioletowych barw. Wracały też inne zmysły: słuch; powonienie stłumione wszędobylskim zapachem krwi i brudu; czucie ruchu powietrza na skórze i dotyk rąk otaczających go osób; oraz mowa na razie pod postacią niezrozumiałych mruknięć. Trawiły jego ciało jeszcze zimne poty i dreszcze, nie mniej to nic w porównaniu z tym, że prawie zginął.
W głowie nieco huczało, przynajmniej nie od propagandy Ojca Chrzestnego. Nie mógł określić, co się z nim wewnętrznie działo. Nigdy nie czuł czegoś takiego, i to w takim stężeniu. Nie chodziło tu tylko o manę, jaka go napełniała i rozgrzewała, ale o motyw i o to, że... że przyjaciele nie odstąpili od niego na krok. Byli przy nim, na wykończeniu, dla niego. Ah... szczerze to nie pojmował i wolał skupić się na szybszej regeneracji ciała. Wreszcie po czterech latach mógł na moment zmrużyć powieki i tak jak mówiła przedtem Shiyu - poczuć się bezpiecznie. Nie zmarnuje otrzymanej mu szansy, nawet jeśli miałby zginąć już niebawem. Ale tylko w obronie swojego stada.
Na krótką chwilę przed zapadnięciem w sen, zdołał ledwo poruszać wargami i prawie bezdźwięcznie wyszeptać:
- Dzię...ku...ję...
Samo słowo nie nakarmi głodnych kumpli, ani nie sprawi, że będą silniejsi czy mniej zmęczeni, lecz nie miał nic więcej na tę chwilę. W zasadzie... miał tylko ich. Małe, zwariowane, różnorodne stado. Nic więcej nie wykrzesał ze swojej huczącej głowy, bo zapadł w upragniony sen.
Udało się uratować demona od śmierci, nie mniej musi upłynąć trochę czasu, nim wróci do normalnego funkcjonowania.
Re: Plac Główny
- C...C-CO TO MA BYĆ?! - krzyknęła, a następnie rzuciła się do połamanego na trzy części lustra. Jej mina mówiła wiele. Co to jest? Jest duchem? Umarła? Nie, przecież może się uszczypnąć i boli. Kiedy to się stało? Zaraz. To musi być to. To musi być robota... - Kamael draniu... - powiedziała przez zęby, żyłka pojawiła się na jej skroni. Jej piękne włosy, jej prześliczne kruczoczarne futro! Jej skarb! Zniszczony! Jest teraz siwa jak staruszka! Ciekawe czy ten cholerny anioł o tym wiedział gdy celował w jej stronę wiązkę światła. Musiał wiedzieć! Musiał! Teraz zemsta!
Odór dochodzący do jej nosa był coraz bardziej nieznośny. Kamael śmierdział jak menel, Ukye też nie był z resztą lepszy, a Ny-Ny tylko zamoczyła, choć lepsze to niż nic. Jako pół-zwierz, który bardzo polega na swoim nosie, nie mogła dopuścić do sytuacji, w której jej broń jest bezużyteczna. Cóż. Największe śmierdzele w tym pomieszczeniu były teraz bezbronne, więc nie będą też pyskowali. Musi ich umyć, czy im się to podobało czy nie.
- Ny-Ny. Pomożesz mi? Trzeba im pomóc. - zwróciła wzrok ku jaszczurzycy. Wtedy do niej dotarło, że zabrała jej przed całą tą zabawą w egzorcyzm ubranie i ta łazi nago. Mrugnęła dwa razy złotymi patrzałkami, a następnie rzuciła w jej stronę bluzę, która wciąż czekała na krześle - Ubierz się proszę. Będzie Ci zimno i się przeziębisz. - cholera, zabrzmiała jak własna matka. Dobra.
Zakasała rękawy. No, tak trochę, bo w zasadzie miała na sobie jedynie ręcznik z kąpieli. Razem zataszczyły chłopaków pod łóżko, gdzie uprzednio Nono zrobiła prowizoryczne spanko z pianek do treningu. Dalszych opisów wam oszczędzę, a to co wilczyca w tym czasie zobaczyła niech pozostaje w domniemaniu czytających. Miała czyste intencje, rozebrać, umyć i dać coś świeżego, a stare wpieprzyć do misy z wodą i pachnącym płynem. Walić was chłopaki, to ostatni raz.
Po wszystkim dziewczyna sama się ubrała w swoje ciuchy i usiadła na materacu, który znajdował się za głowami śpiących. Oparła się o ścianę, zrobiła kilka wdechów oraz wydechów... i sama zasnęła. To był nad wyraz męczący dzień, zaraza.
- Spoiler:
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Dziewczynka usiadła za głową chłopaka, przykucając i uniosła spojrzenie wysoko, bacznie przyglądając się otoczeniu. Wyglądała... Jak coś co czołga się nienaturalnie po ścianach co występowało w starych, azjatyckich horrorach. Umazała się ciemną posoką oraz swoją krwią. Tam gdzie dym oszronił jej ciało, skóra się zaczerwieniła jak przy odmrożeniu, łuski dziwnie odcinały się na spuchniętej, ludzkiej powłoce. Palce miała zaczerwienione, a choć zimno nie zrobiło krzywdy pazurom, to zaczynała dygotać. Technicznie była stałocieplna, tylko jej temperatura ciała była bardzo niska w porównaniu do innych stałocieplnych istota. Nic dziwnego, że trzęsła się lekko, kiwając na boki. Najgorzej wyglądała jej twarz, bo lodowate zimno rogu i krwi pozbawiło czucia jej język i usta. Wargi popękały jak od mrozu, skóra łuszczyła się płatkami, a choć rozwidlony język jakoś specjalnie nie ucierpiał, był tak drętwy, że miała wrażenie, że trzyma w ustach kawałek drewna. Mimo to wydała z siebie choćby jęku bólu. Ignorując krzyk Shiyu, o której stan nie musiała się martwić, Ny-Ny łypnęła czerwonymi ślepiami w stronę Kama i szybko posmakowała powietrze. Nie pachniał krwią, przynajmniej nie własną – czuć było od mężczyzny wonią pyłu, starych, spróchniałych kości, kurzu i posoki, mnóstwa różnej posoki – ale ten zapach nie był świeży. Doszła do wniosku, że Kam nie jest ranny, tylko regeneruje energię, śpiąc, tak jak Ukye. Jaszczurka spojrzała na jedyną przytomną osobę w tym towarzystwie i przemówiła.
- Nie ma Nie-Ukye. - oznajmiła zwracając się do Nono rzecz oczywistą, z pewną drobną nutą satysfakcji, ale i zdecydowania. Pewności. Nie było już wroga, mogli odsapnąć, choć nie wolno tracić czujności... Na prośbę o pomoc, Ny-Ny spojrzała na wilczycę uważnie, nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi. Byli w bezpiecznym miejscu, co trzeba jeszcze zrobić... Bluzę przyjęła bez sprzeciwu, choć gdy ta wylądowała na podłodze, dziewczynka patrzyła na nią przez krótką chwilę, jakby widziała rzecz zwaną ubraniem po raz pierwszy w życiu. Niezgrabnie nałożyła ją na siebie, ale nie obyło się bez asysty Nono. Najpierw trafiając głowę w rękaw i sycząc niezadowolona Ny-Ny padła na podłogę, tarzając się by uwolnić się z bluzy, przez co jeszcze bardziej się w nią zaplątała. Straciła pewne bardziej ludzkie zdolności – poprzedniego ubrania od miesięcy nie zdejmowała, więc jakoś umknęło jej to, że można je ściągnąć ze swojego grzbietu i założyć na nowo... I gdyby nie wilczyca, w pragnieniu wyzwolenia się, rozdrapała by materiał bez wahania. W końcu, mniej-więcej ubrana, pomogła przesunąć nieprzytomnych na materac i profilaktycznie odsunęła się kawałek, by być z dala od tego całego zamieszania w wodą i pachnącym mydłem. Nono ich umyła – a co jeśli znowu wrzuciłaby Ny-Ny do tej bani z wodą, jeśli tylko podeszłaby bliżej..? Nie zamierzała ryzykować, więc póki co odsunęła się. Dreszcze powoli ustały i gruba bluza zaczynała grzać, ale instynktownie szukała jakiegoś zakamarka by się skryć, zwłaszcza, że sama nie była w najlepszej kondycji. Była ranna, zmęczona i pozbawiona większości many, w takiej chwili potrzebowała zakopać się gdzieś w bezpiecznym miejscu... Materac był zajęty – ale była kanapa! Nie, by zamierzała spać na niej, nie...
Ny-Ny na czworakach wpełzła za nią, badając palcami tył oparcia. Duży, rozklekotany mebel był całkiem solidny, ale wiele już widział. Puknęła palcem w drewnianą sklejkę okrytą ciemnym materiałem, który widział wiele i wbiła tam pazury, robiąc pokaźną dziurę. Do jej nosa przypłynął zapach kurzu i zatęchłych materiałów, jakiegoś starego koca i rozerwanej poduszki... Idealnie. Jaszczurka zaczęła pracować, poszerzając dziurę, aż była w stanie włożyć do środka swoją głowę i wpełznąć do środka, zwijając się w kłębek, ale... Coś ją tknęło. Wdrapała się na oparcie kanapy, przycupnęła tam, patrząc w stronę reszty. Kam i Ukye spali, wymęczeni walką z Nie-Ukye, Nono siedziała za nimi i również zasnęła... Nie. Tak nie może być, ssskha!
Bezszelestnie zeskoczyła na chłodną posadzkę majtając ogonem. Jej wzrok omiótł całą piwnicę, od góry do dołu, aż zatrzymał się na ciężkich, topornych drzwiach, przez które wszedł do nich Nie-Ukye. Dziewczynka zmarszczyła brwi. Wejście było uchylone. Wyprostowała się i wyszła z pomieszczenia, próbując zamknąć drzwi za sobą. Nie wyszło jej – pomimo siły, jaką miała w wątłym ciele, osłabienie nie było jej przyjacielem. Zdołała je tylko przymknąć, by wyglądały jak zamknięte. Tak... To na razie wystarczyło. Nie było jej piwnicy, ale to jej nie przeszkadzało. Usiadła na pierwszym schodku, patrząc czerwonymi ślepiami czujnie w głąb korytarza, którym przeszli tutaj z powierzchni, wypatrując niebezpieczeństwa albo intruzów.
Stado odpoczywa, stado śpi.
Ktoś musi ich pilnować.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Mimo, że był w stanie krytycznym, ale stabilnym, to nie zaznał tyle snu, ile powinien. Ukye starał się spożytkować moc w czasie teraźniejszym na zagojenie się ran, toteż musiał w pewien sposób czuwać nad przepływem energii. Miał zamknięte oczy i spokojniejszy oddech, jednak niemrawo otworzył oczy, kiedy czuł na sobie dłonie Shiyu. Jej bliskość. Jej biel włosów i sierści. Jej zmęczenie. Dzielnie towarzyszyła jej Ny-Nyś. Zlodowaciała. Poraniona. Także zmęczona. Obie przeniosły dwóch facetów do czyściejszego zakamarka piwnicy, a już samodzielnie Wilczyca szorowała ich ciała i zmieniała im ubrania. Kamael leżał w bezruchu zupełnie wypompowany z many i wigoru. Musiał wypalić z siebie wszystko, by rozwalić Nie-Ukye. Co chwilę mrużył ciężkie powieki, lecz był na tyle przytomny, iż połączył wszystkie fakty. To przez słabość demona wszyscy ucierpieli. Koniec z byciem słabym!
Ha, ale jak to zrobić, kiedy ledwo mógł myśleć? Już nie mówiąc o poruszaniu się? Stopniowo, z minuty na minutę, tak gospodarował oszczędnie i we wszystkich aspektach otrzymaną moc, że po dwóch godzinach demon już był w stanie podnieść się w tułowiu i usiąść, choć jeszcze drżały mu ręce podpierające ciało i przyspieszyło tętno. W oczach Czarnowłosego wrócił zapomniany koloryt, nieco wyblakły od braku werwy. Nie mógł już dłużej spać, za dużo spraw kołatało mu w głowie. Za duże wyrzuty sumienia. Za dużo wszystkiego. Ostrożnie skierował wzrok na śpiącego Upadłego, który nie miał takiego wsparcia Amica Vires jak Ukye, a mimo to szybciej rozrastała się w nim mana. Czyżby otworzył w sobie jakieś powiększone limity? Nigdy nie wiadomo. Nieopodal dostrzegł również odpoczywającą Wilczycę, która oparta o ścianę zbierała siły po nierównej walce z pionkiem Lucyfera. To do niej chciał w pierwszej kolejności zbliżyć się, lecz nogi odmawiały posłuszeństwa. Zdrętwiałe nie mogły poruszyć się. Czuł wszystko od pasa w górę, więc spoważniał i uparł się, aby jednak jakoś podpełznąć do Nono. Dosłownie czołgając się na brzuchu niczym wąż zajął miejsce tuż obok. Uspokoił swój oddech, żeby nie zbudzić zmysłów Wilczycy. Chciał... tylko przyjrzeć się jej z bliska zdrowymi oczami. Tylko... ostrożnie strącić paluszkiem niesforny kosmyk na czole dziewczyny, który przesłaniał jej twarzyczkę. Tylko... nachylić się ku niej ze zmrużonymi powiekami, posłuchać nieznanej mu intuicji i zetknąć niezwykle delikatnie lodowate usta z jej czółkiem. Dosłownie na sekundę. Niech śpi i nabiera sił.
Demon odsunął się w mig prawie bezszelestnie i skierował swoje... pełzanie w stronę ostatniej mu znanej członkini stada, która objęła wartę, kiedy inni spali. Pewnie od jakiegoś czasu słyszała szmery i dostrzegła wybudzonego, nie do końca sprawnego kolegę, ale kiedy znalazł się tuż obok niej dalej włócząc nogi za sobą i przysiadł obok, mogła mieć pewność, że Ukye czuje się lepiej. Że to na pewno on. Był z niej bardzo dumny, postąpiła bardzo dzielnie, nawet jeśli mogła przypłacić to własnym zdrowiem i życiem. Jak każdy tutaj. Po minucie ciszy wreszcie uspokoił oddech na tyle, by skoncentrować się na towarzyszce i wreszcie coś rzec ku niej.
- Ny-Nyś... Nie chciałem Cię skrzywdzić.
Wyszeptał cicho spoglądając na towarzyszkę, nawet ostrożnie podnosząc jej jedną rączkę i głaszcząc kciukiem jej przemarznięte paluszki. Nie odważył się jej przytulić, choć miał taką tęsknotę. W jednym momencie jego pewność siebie malała i skurczyła się do tego stopnia, że nawet puścił dłoń dziewczynki. Podciągnął rękoma nieposłuszne nogi tak, aby mieć je zgięte w kolanach i uda blisko torsu. Kątem oka dostrzegł trochę gąbki i kawałeczek materiału z kanapy na bluzie kumpelki, które skojarzył z wyrytą jamą w meblu. Cóż, niech skorzysta ze swojego dzieła, póki może.
- Zdrzemnij się w swoim gniazdku... teraz ja popilnuję.
Nie podnosił głosu, bo i tak nie miałby na to kondycji. Poza tym nie zamierzał budzić reszty, choć jego pełzanie przez pół pomieszczenia mogło zostać dostrzeżone lub usłyszane. Eh, po prostu... nie mógł już spać. Inna sprawa, że gryzło go sumienie na tyle mocno, że prawie wytrzeźwiał z trybu wiecznego śpiocha. Jak trochę zajmie się wartą, może przestanie łapać i przetwarzać wirujące myśli we łbie.
Re: Plac Główny
Kam nawet nie czuł jak dziewczyny go przeciągają i dokonują na nim umycia. Miały szczęście, że był totalnie nieprzytomny, gdyż z pewnością powiedziałby im do słuchu, choćby miał wykorzystać do poruszania się swoją własną krew. Upiekło im się tym razem, lecz niech nie liczą na kolejny taki cud. Wkurzony Kamael może być gorszy niż wściekły Lucyfer. Tak więc lepiej nie powtarzać tego czynu, jeśli nie chcą otrzymać wykładu i kilku guzów na głowie.
- Ugh. – jęknął ciemnowłosy powoli się budząc do życia. Nie miał pojęcia jak wiele godzin upłynęło odkąd padł, ale z pewnością nie była to mała ilość. Czuł, że poziom jego many w dalszym ciągu nie był wystarczający do tego, aby walczyć, lecz wystarczył na ponowne uruchomienie systemu i przebudzenie go z tej jakże nieprzyjemnej drzemki. Większość ciała bolała go przy najmniejszym ruchu. Cholera, nawet mruganie sprawiało, że chciał się zabić. Doskonale wiedział, że niedługo to minie, lecz do tej pory będzie niezwykle burkliwy, poirytowany i wkurzony. Zupełnie jak kobieta na super okresie.
- Czy ktoś zapisał numery tej jazdy co się po mnie przejechała? – zapytał słabo, kiedy powoli z grymasem na twarzy podniósł się do pozycji pół siedzącej. Całe szczęście, że ktoś położył go obok ściany, ponieważ mógł się oprzeć. Oddychał ciężko i już czuł się koszmarnie zmęczony po tych naprawdę małych ruchach. Był jeszcze słaby, ale przynajmniej wróciła mu świadomość. Jak widział nie tylko jemu.
- Widzę, że z tobą lepiej. – wychrypiał Upadły Anioł i nawet zdobył się na uśmiech, choć chwilę później tego pożałował. Serio? Czego to musiało tak boleć. Stary specjalnie zaprojektował „Słowo” w ten sposób. Pieprzony psychol.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Gdy tego letniego popołudnia niebo zalało się krwistą czerwienią, a do umysłów wszystkich żyjących i nie żyjących wtedy mieszkańców wyspy wkradł się odrażający głos Władcy Demonów...
Po tych słowach z ziemi zaczęły wychodzić potwory, demony, istoty przesiąknięte chęcią mordu i zła. Shiyu znajdowała się wtedy na dachu szkoły w Shinseinie, nasłuchując z daleka wrzasków mordowanych ludzi. Wtedy to był dla niej szok, widząc ogrom sprawy i swoje nikłe szanse, jej jedyną myślą była ucieczka. Jak najdalej, jak najszybciej. Tak też zrobiła, jednak w tym momencie szczęście jej nie dopisywało, bo już na pierwszym zakręcie dopadł ją jeden ze sług Lucyfera, a potem zbiegło się ich więcej. Wtedy... przyszedł ktoś. Do tej pory nie za bardzo pamięta kim była ta osoba. Zapamiętała wtedy jedynie wysoką osobę o szerokich ramionach oraz długich, białych włosach. Nie przedstawił się, nie znała go chyba. Ta scena jest zamazana. Dlaczego? Jedyne co potem pamięta to to, że obudziła się w zimnym, ciemnym pomieszczeniu z paskudną raną na głowie. Wtedy świat już nie wyglądał tak jak kiedyś, to był ostatni raz gdy widziała promień słońca. Była na odludziu, w środku lasu, w czymś co miało być chyba punktem teleportacyjnym, a raczej tyle wywnioskowała z runów jakie znajdowały się w tej małej ceglanej klitce pod ziemią. Nie znając swojego położenia, sytuacji, ani nawet dnia... ruszyła przed siebie. Kurs był na Kazan, chciała odnaleźć swoją rodzinę... niestety. Nikogo nie znalazła. Przez lata.
Śpiąca na materacu Shiyu zaczęła marszczyć brwi oraz poruszać uszami, najwyraźniej sen nie był spokojny. Wciąż noc w noc śniły się jej TE słowa, TEN dzień, jak nakręcony film. Otworzyła oczy z ciężkim oddechem z płuc. Ukye. Gdzie Ukye?
- Kama... Panie Black. - zrehabilitowała się szybko. - CO SIĘ STAŁO Z MOIMI WŁOSAMI?! - krzyknęła nagle i podniosła się na równe nogi, stając nad swoim dawnym nauczycielem. Chciała jakiegoś wytłumaczenia, może przepisu jak to odkręcić.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Parę miesiecy... Tylko tyle dostała od losu, gdy została uwolniona przez KonKura ze swojego magicznego więzienia. Tylko parę miesięcy spokoju i szczęścia. A potem? Znów trafiła do piekła. I to gorszego, niż dawne królestwo Lucyfera. Bo gdy ten śmieć rządził w świecie demonów, mógł torturować tylko grzeszników. A teraz? Był wolny, a ulice wielu miast spłynęły krwią niewinnych. Na początku Miris była zdezorientowana i wystraszona. Po odzyskaniu wolności, dużo czasu zajęło jej wrócenie do w miarę dobrej formy. Jednak potem, gdy doszło do masowej rzezi nadal była za słaba, by walczyć z większością sług Lucyfera. I choć bardzo się starała, to musiała liczyć na innych. Mimo to spróbowała odszukać anielicę, którą poznała na cmentarzu w Oroce, nie wierząc, że po upadku Najwyższego, wszystkie anioły spotkał straszny koniec. Polubiła tą małą i chciała wykorzystać odwróconą zasadę kontraktu demonów, by przekazać jej swoją energię... By dziewczyna nadal żyła... Nie udało się. Nigdzie nie było po niej nawet śladu. KonKuro też nagle zniknął. I wtedy, gdy myślała, że już wszystko stracone, gdy chciała odebrać sobie życie, dostała wiadomość od głowy rodziny Toru. To był ten sam mężczyzna, który chciał zdobyć jej miecz, dał na nią zlecenie łowczyni głów, a na koniec zaprosił na rozmowę do swojej willi. W tamtym czasie nie skorzystała z zaproszenia, bojąc się tego mężczyzny, lecz po przejęciu władzy przez Lucyfera, strach przed tym człowiekiem przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Nawet, gdyby postanowił zabić Miris, miała to gdzieś. Straciła wszelkie chęci do życia. Dziwiła sie tylko, jakim cudem Toru nie został zabity przez demony. Czyżby posiadał jakąś potężną moc? No cóż, nigdy się tego nie dowiedziała, nawet przez te 4 lata, które z nim spędziła. W zamian za schronienie, mężczyzna zmusił ją do zawarcia kontraktu, na mocy którego musiała być mu posłuszna i wykonywać jego rozkazy. Na szczęście tylko kontrakt był wymuszony, rozkazy wypełniała z własnej woli, bo dotyczyły głównie ochrony tych, których Toru zdołał ocalić. Były biznesnen nawet jakimś cudem każdego dnia zdobywał świeże pożywienie dla swoich podopiecznych. Nikomu nie wyjawił jak to robił, ale faktem było, że tylko dzięki niemu ci ludzie nie umarli z głodu. Choć Miris w pewnym czasie zaczęła podejrzewać, że to zasługa jakichś artefaktów. Nie było już taką wielką tajemnicą, że Toru lubił zbierać dziwne i tajemnicze rzeczy. Jednak gdy tylko poruszała ten temat w rozmowie, mężczyzna powoływał się na moc kontraktu i wywoływał u Miris ból w całym ciele. Była to "kara za nieposłuszeństwo". Więc w końcu przestała o to pytać. Przestała pytać o cokolwiek i przez kolejne miesiące wykonywała rozkazy Toru w milczeniu. Wówczas ocalałe dzieci, choć początkowo strasznie się jej bały, bo była demonem, ostatecznie przestały odczuwać strach i zaczęły żartować, że jest marionetką. Nie przeszkadzało jej to. Już nic jej nie przeszkadzało. To, co się z nią działo, stało się jej obojętne. Nawet gdyby została schwytana przez stwory Lucyfera i skazana na tortury, było jej to obojętne. Gdyby nie ból, to nawet cieszyła by się z takiego obrotu spraw, bo to oznaczało by, że skończą się jej męki. Przez te 4 lata nie skończyła ze sobą tylko dzięki Toru. Dał jej cel.
Aż pewnego dnia Toru wysłał ją na misję w terenie. Zdobył informacje, że w innym mieście jest więcej ocalałych. Miris miała ich znaleźć i przyprowadzić do swego pana, zanim dopadną ich inne demony. Wyszła więc w podróż, przywołując skrzydła, które nauczyła się przywoływać dopiero nie dawno i używając techniki wyczuwania, starała się zlokalizować istoty żywe. Demony służące Lucyferowi musiały chyba zapomnieć o tej technice i dzięki temu nie odnalazły ocalałych. Ale ona używała jej bardzo często, licząc na to, że w końcu wyczuje kogoś znajomego. Niestety, choć po długiej podróży, w końcu udało jej się wyczuć żywe istoty, to jednak stwierdziła, że to nie byli jej przyjaciele. Co gorsza... Był wśród nich jeden demon! Czyżby się spóźniła? Oby nie... Z szaleńczo bijącym sercem, w demonicznej postaci pobiegła w kierunku miejsca, w którym wyczuwała te istoty. Gdy w końcu dostała się do środka i zeszła do ich kryjówki... Zatkało ją. W pomieszczeniu była czwórka osób, w tym chłopak z cmentarza. A była przekonana, że demoniczny palant z Oroki został zabity przez upadłą anielicę. Widocznie udało mu się jakimś cudem pozostać przy życiu. Wiec, co teraz? Czy nadal był psem Lucyfera i planował zabić ocalałych, czy jednak przejrzał na oczy i nie będzie musiała z nim walczyć?
- Zabawka Lucyfera, nie przy swoim panu? To ciekawe...- wymruczała pod nosem, podchodząc bliżej. Było to co prawda bardzo głupie posunięcie, ale od pewnego czasu miała problemy z instynktem samozachowawczym. Nie myślała o tym, że demon lub jego towarzysze mogą ją w tym momencie zaatakować. Zamiast na siebie uważać, nadal powoli się do nich zbliżała i po posłaniu demonowi wrogiego spojrzenia, zaczęła wyjmować ze swohej torby torebeczki z kanapkami. Dostała je od służącej Toru, w razie gdyby odszukane osoby były bardzo głodne. Taki drobny posiłek, by mieli siły na drogę do siedziby Toru.
- Witajcie! Mój pan przysyła pozdrowienia i proponuje ochronę. Mamy dach nad głową i jedzenie. Jednak nie pytajcie jakim cudem budynku nie zaatakowały jeszcze demony... Nikt tego nie wie, poza panem Toru- odrzekła, wyciągając dłonie z prowiantem w kierunku pozostałych trzech osób.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Koniuszek ogona drgnął, gdy Ny-Ny usłyszała szelest wewnątrz piwnicy. Odgłos przesuwania czegoś ciężkiego, cichy jęk starych materacy, szmer, dźwięk tarcia o podłogę... Nie zareagowała inaczej, ale zapach oraz delikatna, drgająca acz osłabiona mana mówiły jej jasno, że oto pierwszy przebudził się demon. Uparcie tkwiła na posterunku, nie zwracając uwagi na długie minuty, które zajęły Ukya obejście, czy też raczej, obczołganie całej piwnicy, aż dotarł do punktu obserwacyjnego dziewczynki. Trzeba przyznać, że zachowywała się jak pierwszorzędny strażnik, nie pozwalając się rozproszyć żadnym dźwiękiem. Nie zerknął nawet na niego, z prostej przyczyny – był dalej osłabiony. I to było dla niej idealnym wyjaśnieniem, choć nie wyczuła ani nuty zapachu Nie-Ukye. Ny-Ny nie ruszyła się, gdy dotknął jej dłoni, nie wykazała większego zainteresowania, gdy zasugerował, żeby poszła odpocząć – nie. Po woni posoki, po zapachu osłabienia, poczucia winy i konfliktu, wiedziała, że chłopak był dalej skrajnie wyczerpany. Czuła to i nie zamierzała w żaden sposób zejść z warty. Nie powierza się rannym zadania bronienia stada! Choć Ukye powiedział, że teraz on popilnuje, jaszczurka świadoma jego stanu nie zamierzała na to przystawać. Może zaczynała nieco drżeć z chłodu, to jednak nie przesunęła się ani o centymetr, każdym zmysłem wypatrując niebezpieczeństwa... Do czasu. Mrugnęła, czując jak mana Kama wiruje. Choć nie był mniej wymęczony od demona, jego energia była silniejsza i pewniejsza siebie, a wyglądało na to, że za jakiś czas się wybudzi... To samo Nono. Chyba poruszyła się niespokojnie w swoim śnie... Drobne, pokryte łuskami uszka Ny-Ny nie mogły same się poruszać jak wilcze, ale była w stanie wyłapać te wonie i dźwięki, co ją trochę uspokoiło. Powoli się budzili, więc nie było takiej potrzeby, by ich strzec... Nie, by zamierzała zejść z warty, ale trochę dziewczynka się rozluźniła. Musiało to wyglądać, jakby przez dłuuugi czas ignorowała siedzącego obok demona, nim w końcu powoli odetchnęła i zwróciła w jego stronę głowę, przypatrując mu się pilnie.
Przez te lata wzrok Ny-Ny prawie nigdy nie wracał do jej podstawowej, szarej barwy. Zawsze była pobudzona, niespokojna, nawet we śnie gotowa zerwać się do walki, jeśli tylko będzie taka potrzeba. Dlatego jej oczy niezmiennie straszyły czerwonym kolorytem. Straciła trochę człowieczeństwa, sporo ze swojej ludzkiej, dziecięcej ciekawości – zastąpiła je ostrożność, nieufność i dystans... Ufała bardziej swojemu instynktowi niż ludzkiej inteligencji, to nigdy jej nie zawiodło. Ale teraz, na czterech kończynach, po dłuższej chwili wlepiania w demona wzroku, jaszczurka skierowała się w jego stronę. Trochę nieśmiało, jakby badała grunt, na to, na co może sobie pozwolić... Ukye siedział nieopodal, obejmując nogi szczupłymi ramionami, osłabiony i świeżo po pozbyciu się tej śmierdzącej many z ciała – Ny-Ny na czworakach podeszła bliżej, przyglądając mu się badawczo i wyciągając język, by posmakować powietrze. Hmm... Ukye. Ukye. Nie dbając o przestrzeń osobistą przyjaciela, przysunęła swoją chochlikowatą twarzyczkę blisko jego twarzy, a potem ramienia demona, obchodząc go ostrożnie. Musnęła go łuskowatym ogonem albo niechcący otarła o jego plecy chudym łokciem... Jakby oswajała się jeszcze raz z jego obecnością, badając co, czy też raczej, kogo ma przed sobą. Uczyła się na nowo jego woni, smaku powietrza, wyglądu, przypominając sobie wszystko. No, prawie wszystko. Odgrzebała stare wspomnienia spod warstwy nagromadzonych dni, które zlały się w jedno, tworząc nieskończoną niemal rutynę w tych złych czasach... Po kilku takich ostrożnych okrążeniach, dziewczynka bezczelnie wsunęła głowę pod jego lewą pachę, łaskocząc szarymi włosami o ramię. Oparła głowę o wychudzoną pierś i widoczne pod skórą żebra, jakby czegoś nasłuchiwała... Ny-Ny zaraz odsunęła się, tylko po to by wsunąć nos pod włosy na karku Ukye i otrzeć chropowatym policzkiem o linię kręgosłupa. Wycofała się, przycupnęła obok, biorąc dłoń demona w swoje o wiele mniejsze, pazurzaste rączki. Przyglądała się jej, wyginając palce, popukała lekko w płytkę paznokcia, a potem straciła zainteresowanie ręką, wdrapując się na ramię chłopaka. Palce wsunęła w szarawe kudły, badając miejsca, gdzie niedawno tkwiły jeszcze rogi – ale napotkała tylko gładką skórę oraz wyrastające z niej długie włosy... Tak, tak właśnie miało być. Wlazła prawie na niego, przechylając się przez jego drugie ramię i poklepując lekko plecy, jakby oglądając ślady po straconych skrzydłach i szukała po nich śladu.
Właśnie wtedy w korytarzu prowadzącym do piwnicy pojawiła się inna obecność. Ktoś inny. Ktoś obcy. Obecność nieznanej Ny-Ny istoty, zupełnie nowej, kompletnie niezidentyfikowanej... Wzbudziła wszystkie czerwone lampki instynktu, wywołując bezwiedne reakcje samoobronną. Jej mana, woń zwietrzałej siarki charakterystyczna była dla demonów, ale wmieszał się w to zapach kwiatów oraz mokrego, zwierzęcego futra... Dziwna to była energia. Niemniej, intencje dziewczynka wyczuła mieszane – niepewność, może i lęk, trochę zawodu, coś dobrego, coś nieprzyjemnego... Gdy pojawiła się przed nimi drobna, różowowłosa postać, Ny-Ny zareagowała instynktownie, nie czekając na innych – niemniej, siły intruza nie zdawały się być aż tak duże. Za nimi znajdowali się jeszcze Kam i Nono, ale to wcale nie znaczyło, że jaszczurka będzie dalej tkwić jak kołek, dając rannym walczyć. Momentalnie poderwała się, podskoczyła i stając bokiem do dziewczyny, sycząc głośno. Zaskakująco niski, gardłowy syk zaalarmował obecnych. Przeniosła ciężar drobnego ciałka na swoje nogi, uginając je lekko, by móc w każdej chwili skoczyć i wydrapać jej oczy, ale zamiast tego, dosłownie przykleiła się do Ukye. Był w tej chwili najsłabszy... A choć nie zrozumiała sensu komentarza obcej, wyczuła niechęć w jej tonie i to ją zaalarmowało. Jaszczurka objęła jedną ręką głowę osłabionego demona, przyciskając ją do wytartego materiału bluzy, drugą trzymała uniesioną w górze, ostrymi pazurami skierowanymi w nieznajomą. Zmarszczyła brwi i nos, obnażając tym samym ostre, długie jak igły zębiska. Sprawiło to niestety, że powoli zasklepiające się rany na jej wargach znów pękły i zaczęła się z nich sączyć krew, co tylko dodało jej bardziej upiornego wyglądu. Zaprezentowała pazury, a łuski na ciele Ny-Ny uniosły się nieco, jakby stając dęba – przypominała w tej chwili jaszczurkę molocha, naszpikowaną ostrymi płytkami naskórka. Wrogie spojrzenie, jakim demonica obrzuciła Ukye spotkało się z jej gorejącym, czerwonym wzrokiem oraz głośnym, protekcjonalnym sykiem.
- SSSKHA! - wycedziła przez zęby dziewczynka, nie spuszczając oczu z intruza, nawet nie racząc spojrzeć na jedzenie trzymane w jej dłoni. Jej intencje nie były zbyt przyjazne w kierunku Ukye, a to nastroiło jaszczurkę defensywnie – zagroziła jednemu członkowi stada, co będzie z resztą? Ukradkiem zerknęła w stronę Kama i Nono, niepewna, czy to ich nie spróbuje zaatakować pierwsza. Drapieżnik z reguły wybiera najsłabszą istotę by ją zaatakować, a pozostali mieli jeszcze w sobie siły... Czuła się za nich odpowiedzialna, to w końcu ona stała na straży! Ny-Ny syczała, gotowa na najmniejszy nawet gest sugerujący zadanie krzywdy, rzucić się intruzowi do gardła. - SIO! - rzuciła nagle zaskakująco ostrym, przenikliwym głosem. - Ssstado Ny-Ny! ZOSTAW! - krzyknęła, a w jej gardle narodził się wibrujący, ostry syk, który z każdą chwilą się nasilał. Drżała teraz nie tylko ze strachu, ale z trzymania na wodzy pierwotnego instynktu, który naprawdę sugerował jej z całą swoją mocą obronę poprzez atak...
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Dlatego chciał przejąć wartę, nawet taką na zasadzie wypatrzenia wroga i zaalarmowanie reszty. Jakkolwiek przyczynić się do poprawy sytuacji. Nie mniej nie przypuszczał, że nie zostanie dopuszczony do obrony przez najmniejszą z nich istotkę. Ba, wręcz został totalnie zignorowany i jakby wcale nie brany pod uwagę, że mógłby zastąpić czujną strażniczkę z długim ogonem. Zabrakło mu śmiałości, żeby starać się jeszcze bardziej przepraszać towarzyszkę, ale nie odchodził. Siedział przy Blondynce i ukradkiem przyglądał się jej. Musiała wziąć do serca strzeżenie stada, albo tak... właściwie w jej przypadku był to odruch stadny wywołany genami. Tylko jakie normalne stado składało się z dwóch zmiennokształtnych, upadłego anioła i demona? Musiały w te relacje ingerować także ludzkie czynniki.
Już pogodził się z tym, że w milczeniu przesiedzi z Jaszczurką wartę, kiedy wyraźnie spięta strażniczka słyszała przebudzających się członków rodziny i rozluźniła się. Naprężone ciałko wiotczało, akceptowała obecność demona obok siebie. W międzyczasie nie dało się nie słyszeć krzyku Shiyu na pana Blacka o kolor włosów, nawet skręcił w tamtą stronę głowę i skrzyżowały się spojrzenia zarówno z Upadłym jak i z Wilczycą. Całe szczęście, że wybudzili się żywsi, może nadąsani czy rozdrażnieni, ale zdrowsi. Czarnowłosy też czuł różnicę między tym co teraz a agonią, z której został wyrwany. Stado ożywało. Zaraz jednak z powrotem skierował wzrok na ciemny korytarz pachnący krwią jeszcze Lucyfera. W zasadzie to była jego krew, kiedy wypluł swoje ludzkie zęby. Mniejsza. Chciał na coś przydać się, stąd skupił się znów na warcie, ale nie na długo. Ny-Nyś zdecydowała się na inne obserwacje. Być może chciała upewnić się ile jest Ukye w Ukye, stąd wnikliwie zaglądała mu w oczy, wdrapywała się na ramię czy pod pachę. Te gesty z jednej strony dziwiły, jak i uspokajały demona, który przy nadarzającej się okazji podrapał ją po główce czy chwilkę przy sobie zatrzymał słabymi rękoma. Sam miał okazję sprawdzić, czy wszystko było w porządku z kompanką. Prócz obniżonej temperatury ciała, odmrożeń i krwawego śladu na bluzce na boku... chyba była cała. Wreszcie przerwał milczenie po tylu wnikliwych badaniach ze strony dziewczynki i swoich, po czym cicho wyszeptał:
- Już dobrze, Ny-Nyś... -o ile się dało to przyciągnął ją ku sobie ramieniem i spojrzał w jej wielkie oczyska- ...za jakiś czas... będziemy mogli... iść razem... na polowanie... na szczurki...
Chciał podnieść towarzyszkę na duchu, lecz nie mógł powiedzieć płynnie całego zdania, coś go przytykało. Wyostrzone powonienie many dawało o sobie znać w tak wątłym ciele. Wyczuł tą esencję w powietrzu, od której został dopiero co uwolniony, aż zbladł na twarzy i próbował zmobilizować się do wstania na nogi. Nic z tego. Chyba trafił na zły moment jednoczenia się po czterech latach z przyjaciółeczką ze strychu, kiedy pojawiła się dziwnie znana energia. Tylko skąd... skąd pamięta? Oczywiście. Kojarzył demonicę o różowych włosach, która zjawiła się przed nimi. Jej szept o zabawce Lucyfera sprawił, że zacisnął dłonie w pięści i od tamtego momentu nie spuszczał z niej swego wzroku. Była dość pewna siebie, skoro weszła do piwnicy tak po prostu. Była dość pewna także w osądzaniu innych, w tym Ukye. Fakt, okoliczności ich pierwszego spotkania mogły dać do zrozumienia, że był pod silnym wpływem Władcy Ciemności, że zaatakował buntowniczkę. Wiele czynników nałożyło się na taki zbieg zdarzeń i nie pomylił się, kiedy wtedy starał się zapamiętać, kto zadał mu poważne, bo prawie śmiertelne rany. Już miał coś krzyknąć, kiedy słowa ugrzęzły mu w gardle, a w jego obronie stanęła dzielna Ny-Ny. Zasłoniła go swoim ciałkiem i zaalarmowała resztę. Ksa, był naprawdę za słaby na jakąkolwiek reakcję.
Chociaż... niekoniecznie.
Naprawdę nie ufał kobiecie, a dla zwiększenia bezpieczeństwa swych kompanów skierował drżącą dłoń w stronę Miris i owlókł jej ciało Pajęczą Siecią. Żeby nie podchodziła dalej, ani nie zamierzała wykonywać jakiś sztuczek. Dało się wyczuć panikę w działaniach demona, być może miało to związek ze wspomnieniem, albo niemożnością innego zablokowania - jakby nie spojrzeć - intruza. Albo działanie rannego zwierza. Jakoś nie mógł dać wiary we schron, albo nie chciał ze względu na przeszłość. Wyciągnięta dłoń za moment bezwiednie opadła na podłogę, a oddech pogorszył się. Może nie powinien był nadwyrężać sił, lecz za późno. To on ściąga na wszystkich kłopoty. Przyciąga demony. Taka jego klątwa.
Ooc: fabularnie zatrzymanie Miris w miejscu przy pomocy Pajęczej Sieci
Miris likes this post
Re: Plac Główny
Stado jak te dzieciaki lubiły nazywać tą grupkę powoli budziło się do życia. Key siedział sobie z NyNy i gawędził z nią, tudzież próbował przeprosić. Kam nie słyszał za dobrze, gdyż jeszcze nie wyłapywał większości rzeczy. Dopiero po chwili zrozumiał, że Nono się do niego zwraca. Musiał zamrugać kilka razy, aby skupić się na dziewczynie. Kurna, naprawdę trzeba zaczął ćwiczyć, bo kolejny raz go zabije. Prawdę mówiąc to był też pierwszy od bardzo dawna raz kiedy użył tak olbrzymiej dawki mocy.
- Wystarczy Kamael. Nie jestem już waszym nauczycielem. – powiedział i zacisnął zęby, kiedy dziewczyna podniosła nieznacznie głos. Dla niego było to jak wycie syren przy uchu. Udało mu się jednak jakoś skupić i teraz widział dokładnie jaki skutek miała technika na dziewczynę. Gdyby nie jego stan to zapewne zaśmiałby się gromko, gdyż Shiyu wyglądała przeuroczo. Aż chciało się takiego kłębuszka pogłaskać po główce. Trzeba było jednak być poważnym, bo dziewczyna wyglądała na bardzo zmartwioną i z pewnością taka była. Niecodziennie obrywa się antyczną techniką i zmienia barwę swoich włosów.
- Szczerze nie mam pojęcia. – powiedział Kam, gdyż pierwszy raz widział taką reakcję. Prawdę mówiąc nikt nigdy nie był pewny co się stanie po użyciu tak starej i potężnej mocy. Niech się cieszy, że jej skrzydła nie wyrosły. – Myślę, że Światło mogło wypalić ciemną barwę w twoich włosach i w futrze. Jednak z racji, iż nie dotyczyło to zła, a barwy to zapewne twój kochany kolor wróci. Za kilka dni lub tygodni. Tego jednak nie jestem pewien.
Ciężko było określić skutki oraz zmiany w tak rzadkich przypadkach. Nikt nigdy nie myślał o użyciu Słowa w taki sposób jak dokonał tego Kamael, tak więc ciężko było powiedzieć coś ze stu procentową pewnością. Jedynym wyjściem dla nich było czekanie i obserwowanie. Kam potrzebował też ciszy i spokoju, lecz najwidoczniej los nie chciał, aby chłop sobie na stare lata odpoczął.
Wyczuł ją szybciej niż się pojawiła. Co jak co, ale w tym świecie mało kto ukryje się przed Upadłym kiedy ten chce kogoś znaleźć. Musiałby być to ktoś na naprawdę wysokim poziomie, a takich ze świecą szukać. Jednak jedna rzecz, którą zrobiła młoda demonica sprawiła, że Kam przegrał. Wyciągnęła kanapki i chciała ich poczęstować oraz oferowała ochronę. To było za wiele dla Upadłego.
- Ja nie mogę. – powiedział Kam i zaczął się śmiać. Czysty śmiech, którego nie mógł powstrzymać. – Kurna. Nie wytrzymam. Moje żebra. Boże. Shiyu trzymaj mnie, bo umrę. – mówił Kam ze łzami w oczach pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu, trzymając się za żebra. Chciał przestać, ale nie mógł, gdyż ta sytuacja była tak surrealistyczna, iż bardziej już nie mogła być.
- Dobra jestem pewien, że to sen, halucynacja albo inne gówno. To się nie dzieje naprawdę. Co ty jesteś? Demoniczna opiekunka i poszukiwaczka zbłąkanych dusz? Chyba cię Najwyższy źle przypisał. Ała. – Kam powoli się uspokajał, ale jego klatka piersiowa płonęła. Musiał jednak dziewczynie oddać, iż poprawiła mu humor. Brawa dla niej. Mogła poczuć się zapewne urażona, ale inni już wiedzieli, że taki był Kama urok.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
- Co teraz... ? - powiedziała, ale tak jakby do siebie. Co mają teraz zrobić? Jedyne miejsce, jakie jej przychodziło do głowy, które jest najbliższe zaświatom to Shinseina. To chyba najpierw tam się powinni udać, na pewno są tam teleportery, takie jak w miejscu, w którym się obudziła tamtego dnia. Możliwe, że Kam będzie wiedział jak go użyć, możliwe, że to jest ich jedyny trop. Tylko pytanie, czy chęć uratowania tego świata chodzi tylko po glowie Nono?
Do jej nosa doszedł nagle obcy zapach. Zapach zdecydowanie należał do demona. Nie trzeba było długo czekać, osoba, która wydzielała ten zapach pojawiła się. Shiyu się zdumiała. Miała wrażenie, jakby miała przed sobą coś innego niż demona, ale jej nos nigdy jeszcze jej nie oszukał. Dziewczę wyglądało tak jakoś niewinnie, zachowywała się też zupełnie inaczej. Pan? Zdecydowanie się jej to nie podobało.
Ny-Ny już prawie skakała do gardła nowemu gościowi, Kamael oszalał, a Ukye jeszcze nie był w stanie ustać na własnych nogach. Powinien leżeć tam gdzie leżał, a nie się jeszcze gdzieś szlaja!
- Zabawne, że mówi to demon. - mruknęła na jej słowa skierowane do Ukye. Nie powiedziała tego głośno, ale zamiast tego podbiegła na sam przód swojego Stada, już w drodze było widać jej przemianę. Nabrała masy, zęby wystawały nienaturalnie z paszczy, a na czoło weszło kilka większych zmarszczek, ukazujących wściekłość. Będąc kilka kroków przed demonicą, była już w pełni przemieniona w wilka, tym razem zważywszy na ograniczoną ilość miejsca w piwnicy - normalnej wielkości. Nie wyglądała jednak tak samo jak zawsze do tej pory. Jej białe futro przebłyskiwało ku dołowi na błękit oraz ciemny granat. Błyszczała, wyglądała jak nocne niebo z księżycem w pełni. Niebieskie oczy zabłysły wraz z wyszczerzonymi zębiskami. Czekała na odpowiedzi na pytania jakimi zalał ją Kamael.
Ciężko było by ktokolwiek z tej grupy zaufał komuś obcemu. Nie tu, nie w tym świecie, nie teraz.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
- To wspaniałe, że bronisz przyjaciół... Widzę, że ostatnie wydarzenia zdołały cię zmienić na lepsze... Cieszy mnie to... Amica Vires!- odparła, kierując swój wzrok prosto na demona. Widziała, że chłopak jest w kiepskim stanie i chciała mu pomóc, zapominając o dawnych sporach. Nawet, jeśli przez to ryzykowała, że ten spróbuję ją zabić. Zasłużył na wsparcie samą swoją postawą, którą uświadomił Miris, że nie jest już pod wpływem Lucyfera. Przynajmniej nie w tej chwili.
- Mój pan, Toru utworzył schron w dawnym mieście aniołów. Swoimi umiejętnościami i z pomocą swoich sług ochrania tam wszystkich ocalałych. Niedawno jeden z jego zwiadowców doniósł mu, że mieszkańcy posiadłości to nie jedyni, którzy przeżyli. Wysłał mnie, bym was odszukała i sprowadziła do Shinseiny. Jeśli nie chcecie przyjąć pomocy, uprzejmie was proszę o pisemną odmowę. Nie zamierzam zaciągać was tam siłą. Jednak jeśli wrócę do posiadłości bez was i bez waszej odmowy, pan Toru nie będzie zadowolony... Wyśle do was kogoś innego- próbowała im wyjaśnić sytuację, by zrozumieli, że nie ma złych zamiarów. Dziwiła się trochę, czemu Toru chciał ich u siebie, skoro i tak miał już sporo gęb do wyżywienia, ale nie zamierzała protestować. Sama też chciała pomóc temu... Stadu. Szkoda by było, gdyby zginęli. Zwłaszcza jaszczurka. Po chwili zwróciła się do upadłego anioła.
- Widziałam kiedyś pana w mieście. KonKuro mówił, że jest pan nauczycielem... A raczej był. Przed zwycięstwem Lucka, chciałam się nawet u pana uczyć. Moja wiedza o świecie była trochę... Przestarzała. W mieczu trydno się uczyć- zażartowała, choć na jej twarzy nie było widać tej wesołości. Nadal była trochę pochmurna przez swoje problemy psychiczne. Jednak pragnęła, by pozostali czuli się w jej towarzystwie swobodnie. Choć nie musiała się zbytnio starać w przypadku byłego psora. Facet już tarzał się ze śmiechu.
- Amica Vires- powtórzyła zaklęcie, by tym razem pomóc upadłemu, który najwidoczniej pomimo dobrego nastroju, cierpiał. Gdy tylko to zrobiła, nagle poczuła się słabo. Zbyt częste używanie tego zaklęcia pozbawiało ją energii. Lecz nie martwiła się tym. Jeśli członkowie grupy będą chcieli ją zabić, to nawet z zapasem energii raczej nie miałaby z nimi szans. Bo choć byli osłabieni, to prawdą było powiedzenie "w kupie siła". Kupy nikt nie ruszy.
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
- Ssss... - syczała cichutko. Demonica stała jak kamień. Nie próbowała się wycofać ani nie parła na przód, za to spojrzała na nią przyjaźnie – choć bez skutku. Ny-Ny zareagowała na to jedynie podejrzliwym sykiem, bardziej prezentując zahartowane w boju pazury. Dziwne... Też nie doczekała się odpowiedzi na to zachowanie. To było dla niej niezrozumiałe... Wkraczając na obce terytorium albo walczy się z tym, do kogo ono należy, albo wycofuje się, jeśli stało się to przypadkiem. Ona natomiast nie drgnęła i to nie tylko z powodu swojej decyzji. Różowowłosa została opleciona czymś, co wyrosło niespodziewanie jak spod ziemi, a wyczuwając w tym manę Ukye, dziewczynka zrobiła wielkie oczy. Dopiero teraz spostrzegła wysuniętą w górę, drżącą dłoń demona i cienkie, pajęcze nitki. - Ukye, nie! - syknęła, tym razem karcąco i delikatnie pacnęła w przegub jego ramienia, dbając o to, by nie drasnąć go pazurami. Co on sobie myślał! Ny-Ny zmarszczyła brwi. Był przecież ranny! Jeśli dojdzie co do czego, powinien zbierać energię na ucieczkę, nie do walki... Przez moment na nieludzkiej, czujnej, zwierzęcej twarzy dziewczynki, pojawiło się zaskakująco dziecięce nadąsanie. Choć było tylko iskierką emocji w świdrującym, czerwonym spojrzeniu, niezmiennie, jednak było, acz zaraz zdławiła je powaga sytuacji... Bo co dalej? Czekała na reakcje pozostałych, choć doczekała się trochę innych rzeczy, niż mogła się z początku spodziewać.
Trochę burzyło to porządek w jej myślach.
Śmiech Kama nie tylko u dziewczyny wywołał konsternację. Ny-Ny zdziwiona mrugnęła, bacznie zerkając na upadłego, jakby sądziła, że może przypadkiem się przesłyszała. Pociągnęła cicho nosem i znów wbiła pilny wzrok w różowowłosą. Zmiana nastroju Kama nie miała nic wspólnego z wyczuciem zagrożenia – jego postawa, jego mana jawnie mówiły, że czegoś takiego tu po prostu nie ma. Nie był zaalarmowany nagłą obecnością intruza – było może, w jego energii kilka iskierek irytacji, ale nic więcej, co kazałoby dziewczynce mieć wszystkie nerwy i zmysły na wodzy. To było na pewien sposób uspokajające, mówiące, że obca nie zagrozi im w żaden sposób. Jego zmiana nastroju podkreślała, że sytuacja nie jest tak poważna... Lecz tylko on takie zdanie prezentował, w dodatku kłóciło się ono ze zwierzęcym instynktem. Nono poderwała się, podbiegając do intruza, jawnie ostrzegając demonicę o konsekwencji jej następnego ruchu. Wilk. W oczach Ny-Ny wilczyca była kimś w rodzaju przewodnika stada – jeśli ona podejmuje się działania, to znak, że zdejmuje po części obowiązki stada z ramion innych... Jak na przykład obrona czy poszukiwanie pożywienia. Jednakże... Nono była zła. Cichy, niemy niemal warkot i wyszczerzony kły podkreślały nieufność, jaką darzyli nowoprzybyłą. Widząc, że Nono się tym zajęła, jaszczurka mogła się uspokoić, mając świadomość, że ich obroni... Jednak jednocześnie wzrosło jej podejrzenie. Dziewczynka stała dzielnie przy Ukye, dla podkreślenia swojej gotowości do walki, uderzyła kilka razy bojowo o posadzkę piwnicy. Mocny trzask, jak uderzenie bicza, rozszedł się wokoło... Łypnęła czerwonym okiem, gdy padło zaklęcie uzdrawiające – znała je, a i owszem, choć nie rozumiała, dlaczego demonica używa go akurat na Ukye, a potem na Kamie. Wysunęła język. Obca mana przestała być na pewien sposób zirytowana czy podejrzliwa... Ny-Ny znów zmarszczyła brwi. Co to mogło znaczyć... Bardzo powoli wypuściła głowę i szyję chłopaka ze swojego objęcia. Dalej stała obok Ukye, blisko, nie kryjąc protekcjonalnych intencji. Zwiesiła nieco głowę, patrząc spod łba na różowowłosą, a czerwone oczy jarzyły się jak światła przeciwmgielne w półmroku piwnicy. Na razie instynkt każący skakać jej do gardła, wyciszył się... Bo jej energia przestała być, może nie wroga, ale podejrzliwie uprzedzona co do demona oraz pozostałych. Nie życzyła im źle i dziewczynka swoim zwierzęcym zmysłem potrafiła to wyczuć – to jej po części wystarczyło.
Nie odsunęła się o centymetr od demona, za to przycupnęła obok czujnie. Wycofała się z bojowej pozycji, ale mięśnie dalej miała napięte, gotowe do skoku - nie miała pewności, że to koniec. Rozwidlonym językiem zlizała krew z warg i brody, jaka pojawiła się, gdy pękły na wpół zagojone rany na jej ustach. Przez kręgosłup przebiegł dreszcz, łuski uspokoiły się na jej ciele, przylegając ściśle do skóry. Ny-Ny pociągnęła nosem i jakby nigdy nic, uniosła lewe ramię na poziom swojej głowy. Za duży rękaw zsunął się za łokieć, ukazując pazurzastą dłoń oraz nieregularne plamy łusek na jej wychudzonej ręce. W kilku zaczerwienionych miejscach schodziła skóra po odmrożeniu, tam gdzie miała kontakt z czarnym dymem Nie-Ukye. Dziewczynka zajęła się jej czyszczeniem na jedyny przez siebie znany sposób – językiem. Łypała oczywiście przy tej czynności co jakiś czas w stronę pozostałych, oczekując zmiany atmosfery albo jakiegoś innego znaku, który jawnie każe zrobić jej jedno... Gryźć!
Ukye likes this post
Re: Plac Główny
Z kolei Shiyu zajęła pozycję na samym przodzie w myślach zapewne karcąc jednego i drugiego kolegę za zachowanie. Ukye za wyczołganie się z miejsca wypoczynku i narażanie się na ewentualny atak obcej, a pana Blacka za brak zachowanie powagi. Nie, nie tędy krążyły myśli Wilczycy, była mocno zdeterminowana i nastawiona na obronę. Jej dotąd czarne futro lśniło bielą i błękitem, mięśnie napięte uwidoczniały sprawną sylwetkę wytrenowaną przez te wszystkie lata zagrożenia. Co więcej była skupiona na osobniczce z zewnątrz, która za wszelką cenę chciała zaprowadzić ich do swego pana, jak to ujęła. Może nie do końca za wszelką, ale dążyła do takiego obiegu spraw. Z całej piątki to Różowowłosa była najzdrowsza, być może ktoś był z nią poza budynkiem i czekają na nich z zasadzką, nie mniej to co zrobiła, a mianowicie przesłała swoją energię jemu i Kamaelowi. Po kiego czorta? Upadłemu to prędzej, ale... Grzesznikowi? Chciała wkupić się w jego łaski? Po co, skoro był najsłabszym ogniwem w stadzie i miał najmniej do powiedzenia? Żeby przemilczał sprawę z przeszłości? Nie jego tu rola wyjmować brudy na wierzch, jednak jeśli dzięki tym informacjom mógłby uratować kogoś ze stada, nie zawahałby się tak jak teraz. Dzięki Amica Vires zyskał czucie w kończynach, lecz i tak nie wstawał, chyba Jaszczurka z Nono zabiłyby go na miejscu za taką próbę. Musiał więc z pozycji siedzącej wyciągnąć jak najwięcej informacji od demonicy. Póki co ładnie odpowiadała na pytania.
- Ten Twój Pan... Toru... -z trudem, ale jakoś przełamał chrypę w gardle, przy tym przyglądał się uważnie zachowaniu nieznajomej- ...skoro wiedział o nas wcześniej, to dlaczego dopiero teraz posłał Ciebie po nas? Coś tu nie pasuje... zwłaszcza stwierdzenie, że jak nie Ty nas zaprowadzisz, to ktoś inny... Jakbyśmy nie mieli wyboru.
Nie ufał dziewczynie, ale w ogóle z zaufaniem było u niego ciężko. Bardzo długo oswajał się z myślami, że miał na świecie dla kogo żyć prócz siebie, a co dopiero kolejna osoba, która nie dość, że mogła być służką Lucyfera pod przykrywką, to jeszcze była demonem. Demonom nie można od tak wierzyć. Niestety jego przyjaciele nie wiedzieli o wszystkim, co dotyczyło Ukye, a on sam nie zamierzał się chwalić czynami haniebnymi, które mogłyby go wykluczyć z tej małej rodzinki, jaką stworzyli. Kiedyś wszystko opowie, lecz obecnie nie był na to gotów. Poniekąd Miris już zdradziła, że chłopak dość często był pod wpływem Władcy Ciemności. Nie bez powodu.
- Na pewno musimy się naradzić, zanim podejmiemy decyzję. Bez udziału osób trzecich.
Skoro już nie miała na sobie ani krzty pajęczyn, Miris mogła oddalić się, o ile zechce posłuchać młodszego, bardziej gniewnego pobratymca. Gorzej jak przy niej będą musieli debatować, o ile też było nad czym. Z punktu widzenia Ukye wyjście stąd w tym stanie mijało się z celem - byliby łatwym łupem dla krążących dookoła demonów. A czy w ogóle demon powinien dołączać do większej społeczności? Znów z jego punktu widzenia - nie. Nie zasługuje na to. Poza tym on nie żywił się ludzkim czy zwierzęcym pożywieniem, a duszami. Prędzej czy później może dojść do tragedii na własnym podwórku i wtedy mógłby pogrążyć całe stado. Ale jako całość... może byliby bezpieczniejsi? Cóż, dziewczynie wspomniał, że będą debatować, aczkolwiek demon zwiesił się i bił z myślami. Cholera, a co jeśli zostaną tutaj i ponownie przyjdzie po niego Ojciec Chrzestny? Wiedział, że prędzej czy później upomni się o Ukye. Za wiele w niego zainwestował, a teraz mógł być jeszcze pod wrażeniem, że nie zginął od Światła Kamaela.
Kiedy Shiyu wróciła do swojej postaci, a przynajmniej do takiej, w której miała możliwość toczenia dialogu, demon powiedział krótko przymykając podkrążone oczy:
- Zdaję się na Waszą decyzję...
Dużo mu brakowało do pełni zdrowia, w dodatku przytłoczyły go znów myśli, w tym te związane z Lucyferem i z posiłkiem. Co do pierwszego - na pewno nie chciał być ich kulą u nogi. Nie chciał spowalniać ich ruchów. Ale nie chciał ich stracić. Co do drugiego - przecież nie przełknie kanapek.
Re: Plac Główny
- Taak? I kim jest ten Toru? Demonem? Upadłym? Aniołem? Człowiekiem? – rzucił Kam, uśmiechając się ironicznie. Czy ona naprawdę myślała, że jakiś drąg go nastraszy? Już widział jak przychodzą po niego i próbują go zabrać gdzieś gdzie nie chce. Oj lepiej wtedy nie stać obok Kama, który z pewnością byłby wkurzony. No, ale dzieciaki chciały obgadać tę propozycję, więc proszę bardzo.
- Bardzo wygodna taktyka. – powiedział Kam i ponownie się uśmiechnął. Humor go nie opuszczał, choć nikt nie wiedział jakiego rodzaju będzie kolejny żarcik z jego ust.
- Z mojej strony nie ufam temu Toru, ale możemy zobaczyć co oferuje. Ostatecznie powiemy, żeby się wypchał i odejdziemy. Wybaczcie, ale nie lubię jak jakiś ciul z przerostem ambicji mi rozkazuje. – rzekł Kam i oparł się ponownie o ścianę. Odzyskiwanie many jest czasochłonne i niestety w jego przypadku dość męczące.
Ukye likes this post
|
|