Strona 2 z 2 • 1, 2
Re: Plac Główny
Sro 23 Wrz 2020, 18:32
Chyba na prawdę Shiyu była w tym momencie jedyną osobą w tym stadzie, która musiała zadecydować. Walka odpadała, z resztą ta demonica chyba też nie była do niej chętna. Na szczęście. Jej słowa niepokoiły. Cały ten Toru był cholernie podejrzany, zachowywał się jak mafiozo, który jak czegoś chce, to i tak to dostanie. Jak nie ona to ktoś inny się tu pofatyguje? Zanim by to się stało to dawno by się stąd zmyli, ale skoro ich droga ma prowadzić do Shinseiny to byliby głupi, gdyby nie chcieli dodatkowego kompana do ewentualnej samoobrony. Demonów nie było dużo poza miastami, ale były. Im więcej ich tym zawsze lepiej.
Jej warkot ustał. Wilk zamknął na chwilę oczy, po czym dziewczyna zaczęła powoli wracać do swojej dawnej postaci. Śmieszne jest to, że tym razem miała na sobie z powrotem swoje ubrania, a nie tak jak zawsze - stawała goła i wesoła. Zdarzało się to, nie co prawda często, ale zdarzały się jej takie genialne przebłyski cudu. Dziewczyna wzięła głęboki wdech w piersi, a następnie otworzyła złote już oczy. Przeszyła nimi dziewczynę przed nią. Były jakieś półtora metra od siebie, Nono przewyższała ją o uszy. Przez chwilę wilczyca miała wrażenie jakby stała przed... kotem. Pieski nie lubią kotków. Jakoś nie mogła zaufać tej ładnej buźce...
Wysłuchała Kamaela. Myśleli podobnie oraz mieli podobne zdanie, to dobrze.
- Nie przedstawiłaś się nawet. - powiedziała nagle spokojnym, niskim głosem - Jak widzisz nikt z nas nie jest w dobrym stanie, aby teraz wyruszyć w podróż na drugi koniec wyspy. Dwóch z nas nie jest w stanie nawet ustać na nogach. Daj nam tydzień, musimy wypocząć, zdobyć jedzenie, ubrania, a najważniejsze to przegadać to wszystko w naszej grupie. Nie ufamy Tobie, ani Twojemu Panu, mam nadzieję, że jest to jasne. - trochę opuściła głowę, ale nie wzrok. - A teraz sio.
Miała w głowie dwa plany. Uciekają za trzy dni sami w stronę Shinseiny, nie dbając o prowiant, zanim ktokolwiek się zorientuje. Cholera wie czy to dziewcze jest tutaj samo, to by wymagało cudu przedrzeć się przez te hordy demonów w pojedynkę. Oczywiście istnieją techniki mogące ukrywać swoją obecność... albo po prostu demon demonowi śmierdzi. Drugi plan zakłada, że idą do tego Toru razem z różowowłosą, a potem zastanawiają się co dalej, poznając więcej szczegółów na jego temat. W każdym razie cel podróży jest ten sam. Ehh, trzeba rozpisać sobie plusy i minusy. Nie wiedzą jak wielką bandę ma ten cały gość, mogą mieć święte miasto pod swoim butem, więc nawet jak uciekną dziewczynie to mogą zostać i tak złapani w mieście.
ooc; nie będziemy przecież czekać tygodnia, ani pisać między sobą bez Miris. Proponuję mały skip czasowy zaczynając od Ny-Ny lub Ukye.
Jej warkot ustał. Wilk zamknął na chwilę oczy, po czym dziewczyna zaczęła powoli wracać do swojej dawnej postaci. Śmieszne jest to, że tym razem miała na sobie z powrotem swoje ubrania, a nie tak jak zawsze - stawała goła i wesoła. Zdarzało się to, nie co prawda często, ale zdarzały się jej takie genialne przebłyski cudu. Dziewczyna wzięła głęboki wdech w piersi, a następnie otworzyła złote już oczy. Przeszyła nimi dziewczynę przed nią. Były jakieś półtora metra od siebie, Nono przewyższała ją o uszy. Przez chwilę wilczyca miała wrażenie jakby stała przed... kotem. Pieski nie lubią kotków. Jakoś nie mogła zaufać tej ładnej buźce...
Wysłuchała Kamaela. Myśleli podobnie oraz mieli podobne zdanie, to dobrze.
- Nie przedstawiłaś się nawet. - powiedziała nagle spokojnym, niskim głosem - Jak widzisz nikt z nas nie jest w dobrym stanie, aby teraz wyruszyć w podróż na drugi koniec wyspy. Dwóch z nas nie jest w stanie nawet ustać na nogach. Daj nam tydzień, musimy wypocząć, zdobyć jedzenie, ubrania, a najważniejsze to przegadać to wszystko w naszej grupie. Nie ufamy Tobie, ani Twojemu Panu, mam nadzieję, że jest to jasne. - trochę opuściła głowę, ale nie wzrok. - A teraz sio.
Miała w głowie dwa plany. Uciekają za trzy dni sami w stronę Shinseiny, nie dbając o prowiant, zanim ktokolwiek się zorientuje. Cholera wie czy to dziewcze jest tutaj samo, to by wymagało cudu przedrzeć się przez te hordy demonów w pojedynkę. Oczywiście istnieją techniki mogące ukrywać swoją obecność... albo po prostu demon demonowi śmierdzi. Drugi plan zakłada, że idą do tego Toru razem z różowowłosą, a potem zastanawiają się co dalej, poznając więcej szczegółów na jego temat. W każdym razie cel podróży jest ten sam. Ehh, trzeba rozpisać sobie plusy i minusy. Nie wiedzą jak wielką bandę ma ten cały gość, mogą mieć święte miasto pod swoim butem, więc nawet jak uciekną dziewczynie to mogą zostać i tak złapani w mieście.
ooc; nie będziemy przecież czekać tygodnia, ani pisać między sobą bez Miris. Proponuję mały skip czasowy zaczynając od Ny-Ny lub Ukye.
Ukye lubi tą wiadomość
Re: Plac Główny
Sro 23 Wrz 2020, 19:05
Na początku twierdziła, że to dobrze, że zachowują ostrożność i nie ufają jej. Lecz pytania, które jej później zadali pokazały, że nie tylko byli nieufni i ostrożni. Oni wręcz bali się, że coś może im się stać z winy demonicy. Mimo, że prawie wszyscy mieszkańcy Shinseiny wiedzieli, kim jest Toru. Był jednym z najsłynniejszych i najbogatszych mieszkańców miasta aniołów i inni musieli się z nim liczyć. Może... Może bali się, że przeszedł na stronę Lucyfera? Nie... Gdyby tak było, to upadły anioł nie zadawałby takich pytań, jakby był na tym świecie od wczoraj. Bo oczywistym było, że Toru to człowiek, mimo iż posiadł moc zebranych przed laty artefaktów. Czyżby biznesmen został przez te cztery lata zapomniany? To by było ciekawe. Musiała wspomnieć o tym swojemu panu po powrocie.
- Jestem Miris. I gdybym chciała wam zrobić krzywdę, a co dopiero zabić, nie bawiłabym się w żadne gierki, tylko od razu ruszyła do ataku. Nie przyszłabym też sama i nie traciłabym energii, by wam pomóc, zmniejszając w ten sposób swoje szanse na obronę w razie waszego ataku- odparła, odwracając wzrok w stronę Ukye. Demon wyglądał, jakby bardzo jej nie ufał i bał się, że Miris może skrzywdzić jego stado. Choć w tym momencie to jego powinni bać się najbardziej. Ranny, głodny, osłabiony demon łatwo traci nad sobą kontrolę i zaczyna myśleć tylko o jedzeniu. A chyba wszyscy wiedzieli, czym żywią się demony... Nie wszystkie, ale jednak...
- Do niczego was nie zmuszam. Możecie napisać mi na kartce odmowę przyjęcia pomocy. Wtedy odejdę i nigdy więcej mnie nie zobaczycie... Chyba, że dotrzecie do Shinseiny, wtedy pewnie znów się spotkamy. Pisemna odmowa sprawi, że pan Toru nikogo też już do was nie wyśle. Zrobi to jedynie, gdy wrócę do niego bez was i bez waszej odmowy. A czemu on w ogóle chce was u siebie? Tego i ja nie wiem... Najwidoczniej obawia się, że nie dacie sobie dłużej rady sami. Zwłaszcza, że wasz przyjaciel głoduje...- kontynuowała, wskazując otwartą dłonią, demonicznego chłopaka. Nie chciała do niego podchodzić, bo to zdenerwowało by jego jaszczurzą towarzyszkę, ale gdyby udało jej się zbliżyć do niego, to chętnie podzieliłaby się z nim sposobem, jak może się posilić, bez krzywdzenia innych. Niestety nie mogła zdradzić tej techniki na głos, bo to tylko uświadomiło by innych, że dziewczyna faktycznie nie jest zbyt potężna i mogą ją razem łatwo zabić. Dawno się nie posilała. Ale... Jaka to była technika? Ano, jedzenie uczuć i emocji innych istot. Zwłaszcza tych negatywnych jak złość, smutek, zazdrość i strach. Karmienie się uczuciami sprawiało, że demon nie czuł głodu, ale też nie był tak silny jak po zjedzeniu duszy. Emocje były jak kanapka z masłemi i plasterkiem sera. Dusza natomiast była pełnym obiadem. Można było uzyskać dużo energii z uczuć i emocji, ale potrzebna była silna fala. Na przykład czyjś pogrzeb.
- Nikt do was wcześniej nie przyszedł, bo nie mamy swoich zwiadowców wszędzie. Gdyby nie przypadek, nie byłoby mnie tu. Nikt by o was nie wiedział. A odpowiadając, na Twoje pytanie upadły aniele, mój pan jest człowiekiem. Biznesmenem z Shinseiny, kolekcjonerem artefaktów i innych, magicznych dóbr- Satakashiro Toru. Wydał mi rozkaz, bym zaproponowała wam pomoc, choć wiedział, że możecie mnie zabić. W sumie, to nigdy go nie obchodziłam. Gdyby nie to, że jestem mu potrzebna, już dawno by mnie zabił... Więc zawarliśmy kontrakt i od czterech lat mu służę.. A teraz was zostawię. Poczekam pół godziny na końcu korytarza. Proszę was, byście przez ten czas podjęli decyzję i albo zdecydowali, że za tydzień mogę po was wrócić, albo dajcie mi podpisaną odmowę zakończyła swój wywód i tak jak powiedziała, ruszyła w kierunku wyjścia. Przed odejściem zostawiła im kanapki, pustą kartkę i długopis. Po czym przybrała postać demona, czyli humanoidalnego, czarnego kota i zniknęła w ciemnościach.
- Jestem Miris. I gdybym chciała wam zrobić krzywdę, a co dopiero zabić, nie bawiłabym się w żadne gierki, tylko od razu ruszyła do ataku. Nie przyszłabym też sama i nie traciłabym energii, by wam pomóc, zmniejszając w ten sposób swoje szanse na obronę w razie waszego ataku- odparła, odwracając wzrok w stronę Ukye. Demon wyglądał, jakby bardzo jej nie ufał i bał się, że Miris może skrzywdzić jego stado. Choć w tym momencie to jego powinni bać się najbardziej. Ranny, głodny, osłabiony demon łatwo traci nad sobą kontrolę i zaczyna myśleć tylko o jedzeniu. A chyba wszyscy wiedzieli, czym żywią się demony... Nie wszystkie, ale jednak...
- Do niczego was nie zmuszam. Możecie napisać mi na kartce odmowę przyjęcia pomocy. Wtedy odejdę i nigdy więcej mnie nie zobaczycie... Chyba, że dotrzecie do Shinseiny, wtedy pewnie znów się spotkamy. Pisemna odmowa sprawi, że pan Toru nikogo też już do was nie wyśle. Zrobi to jedynie, gdy wrócę do niego bez was i bez waszej odmowy. A czemu on w ogóle chce was u siebie? Tego i ja nie wiem... Najwidoczniej obawia się, że nie dacie sobie dłużej rady sami. Zwłaszcza, że wasz przyjaciel głoduje...- kontynuowała, wskazując otwartą dłonią, demonicznego chłopaka. Nie chciała do niego podchodzić, bo to zdenerwowało by jego jaszczurzą towarzyszkę, ale gdyby udało jej się zbliżyć do niego, to chętnie podzieliłaby się z nim sposobem, jak może się posilić, bez krzywdzenia innych. Niestety nie mogła zdradzić tej techniki na głos, bo to tylko uświadomiło by innych, że dziewczyna faktycznie nie jest zbyt potężna i mogą ją razem łatwo zabić. Dawno się nie posilała. Ale... Jaka to była technika? Ano, jedzenie uczuć i emocji innych istot. Zwłaszcza tych negatywnych jak złość, smutek, zazdrość i strach. Karmienie się uczuciami sprawiało, że demon nie czuł głodu, ale też nie był tak silny jak po zjedzeniu duszy. Emocje były jak kanapka z masłemi i plasterkiem sera. Dusza natomiast była pełnym obiadem. Można było uzyskać dużo energii z uczuć i emocji, ale potrzebna była silna fala. Na przykład czyjś pogrzeb.
- Nikt do was wcześniej nie przyszedł, bo nie mamy swoich zwiadowców wszędzie. Gdyby nie przypadek, nie byłoby mnie tu. Nikt by o was nie wiedział. A odpowiadając, na Twoje pytanie upadły aniele, mój pan jest człowiekiem. Biznesmenem z Shinseiny, kolekcjonerem artefaktów i innych, magicznych dóbr- Satakashiro Toru. Wydał mi rozkaz, bym zaproponowała wam pomoc, choć wiedział, że możecie mnie zabić. W sumie, to nigdy go nie obchodziłam. Gdyby nie to, że jestem mu potrzebna, już dawno by mnie zabił... Więc zawarliśmy kontrakt i od czterech lat mu służę.. A teraz was zostawię. Poczekam pół godziny na końcu korytarza. Proszę was, byście przez ten czas podjęli decyzję i albo zdecydowali, że za tydzień mogę po was wrócić, albo dajcie mi podpisaną odmowę zakończyła swój wywód i tak jak powiedziała, ruszyła w kierunku wyjścia. Przed odejściem zostawiła im kanapki, pustą kartkę i długopis. Po czym przybrała postać demona, czyli humanoidalnego, czarnego kota i zniknęła w ciemnościach.
Ukye lubi tą wiadomość
Re: Plac Główny
Nie 27 Wrz 2020, 20:45
Nastrój trochę opadł, gdy doszło do namiastki porozumienia. Zupełnie jakby gęste powietrze w piwnicy opadło, zostawiając dziwny chłód... Chłód. Brr. Wzdrygnęła się lekko, czyszcząc ranę na przedramieniu i zmarszczyła nos, ukazując przy tym ostre ząbki. Cała część polegająca na rozmowach, dyskusjach i debatowaniu, praktycznie nie dotyczyła Ny-Ny. Z prostej przyczyny – niewiele z tego rozumiała. Sens działania jej logiki nie wychodził aż tak daleko w przyszłość, będąc dla niej swego rodzaju abstrakcją. Jej świadomość w dużej mierze żyła w „tu i teraz”, więc snucie planów niejako jej nie dotyczyło. Potrafiła złapać szczura na później, ale wymyślenie algorytmu działania w przypadku zgubienia stada było trochę nie na jej głowę... Z rozmów wyłapała tylko tyle, że różowowłosa chce, by gdzieś z nią poszli, co było nie do pomyślenia w tej chwili. Stado potrzebowała odpoczynku. Nikt tak nie wpadał do obcego gniazda chcąc, by ich mieszkańcy za nim podążali... Dziewczyna nie potrzebowała pomocy, nie była ranna, nie uciekała przed innymi demonami – może wtedy sytuacja byłaby trochę inna. A tak? Ny-Ny przechyliła raz głowę to w lewo, to w prawo, przyglądając się bacznie scence rozgrywającej się przed nią. Zmieniła ramię, łypiąc wściekle czerwonymi oczyskami przed siebie i oczyściła ranę na przegubie drugiej dłoni. Mimowolnie wzdrygała się, jakby zimno wgryzło się w jej ciało i nie odpuszczało. Czuła, że powinna się przespać, wślizgnąć w dziurę w kanapie i zregenerować siły, lecz w tej chwili nie mogła. Na początek pilnowała Stada, a teraz... Teraz też jakoś nie czułaby się komfortowo, zostawiając wszystkich w tej atmosferze. Choć nie rozumiała co się dzieje, czuła dobrze, że coś się dzieje.
- Miris. - powiedziała nagle Ny-Ny, gdy demonica się przedstawiła, ucząc się nowego słowa. Od dawna za dużo nie mówiła, dlatego przez chwilę jej dziecięcy, syczący głosik zabrzmiał dziwnie ciężko. Odchrząknęła, oblizała rozwidlonym językiem wargi, nim znów je otworzyła. - Miii-Ris. Miris. - wysunęła dłoń i pazurem wskazała demonicę, powtarzając jej imię, czekając, aż wdrukuje się w jej głowę. Zgięła palec i wskazała na siebie. - To Ny-Ny. Nyyy-Nyyy. Ny-Ny. - przemówiła powoli, jakby ucząc nieznajomą swojego imienia, choć nie znaczyło to, że zapomniała o ostrożności. Nagminnie powtarzała imiona nowo poznanych osób, by je dobrze zapamiętać i widać odruch ten zadziałał bez pudła, choćby i po czteroletniej przerwie. Dziewczynka mrugnęła, unosząc jakby psim zwyczajem lewą nogę i podrapała się tamtymi pazurami po głowie, sycząc cicho. Następnie usiadła prosto, czujnie odprowadzając wzrokiem demonicę, która zmieniła swoją formę. Woń many o zapachu kociej sierści stała się nagle bardziej intensywna. Ny-Ny kichnęła cienko, potrząsnęła mocno głową i przez dłuższy moment patrzyła w miejsce, w którym zniknęła demonica. Jej energia oddaliła się na tyle, że napięcie zniknęło z drobnych ramion i chochlikowatej twarzyczki. Dziewczynka delikatnie zwiesiła głowę, kiwając się na boki, po czym najzwyczajniej w życiu ziewnęła. Spać. Potrzebny był jej sen.
Ukye, Kam, Nono czuli się już lepiej. Byli pobudzeni podejrzliwością, co poniekąd udzielało się dziewczynce... Stanęła na dwóch nogach, ogon kreślił leniwe ósemki za nią – jakby nigdy nic, stanęła za demonem, wkładając chude dłonie pod jego ramiona i pociągnęła go w stronę środka piwnicy. I jeszcze raz. Nie miał co siedzieć w drzwiach, żadne z ich dwojga nie miało już żadnego powodu tam siedzieć. Sapnęła przy tej dziwnej czynności cicho, przesuwając chłopaka aż pod kanapę, gdzie oparła jego plecy o spłowiały, stary materiał. Przekaz był prosty – nie siedź sam w wejściu. Ich warta się skończyła. Następnie Ny-Ny wdrapała się na oparcie mebla, unosząc czujnie głowę. Zerknęła na Kama, opartego o ścianę, potem na stojącą na środku Nono – w jej oczach przekaz był jasny. Skoro przejęli inicjatywę w rozmowie z obcym, przejęli i wartę oraz strzeżenie Stada. Dlatego syknęła cichutko i nim się ktokolwiek spostrzegł, wpełzła do dziury na plecach kanapy. Otwór był mały, ale drobne ciałko wślizgnęło się tam bez trudu. Chwilę, jak kot, mościła sobie gniazdo z waty, starej poduszki i wypełnienia kołdry, po czym zakopała się w tym aż po czubek nosa. Z kawałków gąbki wystawał tylko koniuszek ogona oraz jedno, półprzymknięte czerwone oko, chwilę bacznie badające otoczenie... Aż w końcu Ny-Ny zamknęła powieki, ufając swojemu Stadu, że teraz jej kolej na odpoczynek.
- Miris. - powiedziała nagle Ny-Ny, gdy demonica się przedstawiła, ucząc się nowego słowa. Od dawna za dużo nie mówiła, dlatego przez chwilę jej dziecięcy, syczący głosik zabrzmiał dziwnie ciężko. Odchrząknęła, oblizała rozwidlonym językiem wargi, nim znów je otworzyła. - Miii-Ris. Miris. - wysunęła dłoń i pazurem wskazała demonicę, powtarzając jej imię, czekając, aż wdrukuje się w jej głowę. Zgięła palec i wskazała na siebie. - To Ny-Ny. Nyyy-Nyyy. Ny-Ny. - przemówiła powoli, jakby ucząc nieznajomą swojego imienia, choć nie znaczyło to, że zapomniała o ostrożności. Nagminnie powtarzała imiona nowo poznanych osób, by je dobrze zapamiętać i widać odruch ten zadziałał bez pudła, choćby i po czteroletniej przerwie. Dziewczynka mrugnęła, unosząc jakby psim zwyczajem lewą nogę i podrapała się tamtymi pazurami po głowie, sycząc cicho. Następnie usiadła prosto, czujnie odprowadzając wzrokiem demonicę, która zmieniła swoją formę. Woń many o zapachu kociej sierści stała się nagle bardziej intensywna. Ny-Ny kichnęła cienko, potrząsnęła mocno głową i przez dłuższy moment patrzyła w miejsce, w którym zniknęła demonica. Jej energia oddaliła się na tyle, że napięcie zniknęło z drobnych ramion i chochlikowatej twarzyczki. Dziewczynka delikatnie zwiesiła głowę, kiwając się na boki, po czym najzwyczajniej w życiu ziewnęła. Spać. Potrzebny był jej sen.
Ukye, Kam, Nono czuli się już lepiej. Byli pobudzeni podejrzliwością, co poniekąd udzielało się dziewczynce... Stanęła na dwóch nogach, ogon kreślił leniwe ósemki za nią – jakby nigdy nic, stanęła za demonem, wkładając chude dłonie pod jego ramiona i pociągnęła go w stronę środka piwnicy. I jeszcze raz. Nie miał co siedzieć w drzwiach, żadne z ich dwojga nie miało już żadnego powodu tam siedzieć. Sapnęła przy tej dziwnej czynności cicho, przesuwając chłopaka aż pod kanapę, gdzie oparła jego plecy o spłowiały, stary materiał. Przekaz był prosty – nie siedź sam w wejściu. Ich warta się skończyła. Następnie Ny-Ny wdrapała się na oparcie mebla, unosząc czujnie głowę. Zerknęła na Kama, opartego o ścianę, potem na stojącą na środku Nono – w jej oczach przekaz był jasny. Skoro przejęli inicjatywę w rozmowie z obcym, przejęli i wartę oraz strzeżenie Stada. Dlatego syknęła cichutko i nim się ktokolwiek spostrzegł, wpełzła do dziury na plecach kanapy. Otwór był mały, ale drobne ciałko wślizgnęło się tam bez trudu. Chwilę, jak kot, mościła sobie gniazdo z waty, starej poduszki i wypełnienia kołdry, po czym zakopała się w tym aż po czubek nosa. Z kawałków gąbki wystawał tylko koniuszek ogona oraz jedno, półprzymknięte czerwone oko, chwilę bacznie badające otoczenie... Aż w końcu Ny-Ny zamknęła powieki, ufając swojemu Stadu, że teraz jej kolej na odpoczynek.
Ukye lubi tą wiadomość
Re: Plac Główny
Nie 27 Wrz 2020, 22:11
Kamael jako pierwszy dość szybko ocenił siłę nieznajomej, choć nie znał jej możliwości. Może dlatego było mu bardziej do śmiechu niżeli do złości, bo nie ufał na równi z pozostałymi członkami stada. Może dlatego, że faktycznie dopiero co przepędzili cząstkę Lucyfera z ciała Opętanego, nie mniej nie wolno było spuszczać gardy. Kto wie, czy Miris - bo tak przedstawiła się Różowowłosa po słowach Shiyu - nie była bliżej powiązana z Władcą Ciemności. Jeśli nie... miała ogromne szczęście albo zdolności, by móc uwolnić się spod jego jarzma. W każdym razie wraz z Wilczycą doszli do wniosku, że dopiero za tydzień będą w stanie stąd ruszyć. Tak jak wspomniał krótko Ukye, on nie zabierał głosu. Ny-Ny z kolei zdawała się nie rozumieć w tych kategoriach co reszta, nie mniej czuwała do końca. Hah, nawet po rozmowie z demonicą, podpisaniu papierów z ustaleniami i odejściu Miris, Jaszczurka zaciągnęła demona do środka jak worek ziemniaków. Z jednej strony było to uwłaczające dumie, z drugiej miłe. Zwłaszcza, że obecność demonicy i jej słowa sprawiły, że młodzieniec nie czuł się pewnie w grupie. Wytknęła prawdę - głodował, lecz nie zmusi przyjaciół, by ofiarowali mu swoje dusze. Ani nie mieli sił, żeby kogokolwiek powalić i przyprowadzić do demona, żeby ten mógł wyssać życiodajną energię. Tylko Kamael z ich grupy wiedział na sto procent, czym pożywiał się Ukye, lecz inni mogli podejrzewać. Jak kiedyś Shiyu wykładała chłopakowi naukę pisania, to ten tylko zaproponował jej herbatę z lodówki, a przyniesione przez dziewczynę origini nie odżywiało chłopaka. Wręcz nie miało dla niego smaku, bowiem nie mógł określić jego waloru. Innym razem Ny-Ny widziała, jak demon przyniósł zdechłe szczurki, które zupełnie inaczej smakowały niż zabite w naturalny sposób. Tak czy siak nie potwierdził ani nie zaprzeczył słowom demonicy. Nawet, jeśli był głodny, to jeszcze był w stanie się kontrolować.
No, na swój sposób.
Gdyby nie to, że byli w miarę bezpiecznym schronie, to nie mógłby przeznaczyć CAŁEJ DOBY na sen. Dosłownie niedługo po zniknięciu Miris i zaciągnięciu go pod kanapę przez Blondyneczkę, niestety nie mógł zaoferować swego wsparcia w warcie. Wzmógł go tak długi i twardy sen, że można było na niego krzyczeć, tarmosić za ubranie, czy znów przesunąć w inne miejsce, a on i tak nie wybudzał się. To, że demon lubił spać to akurat wszyscy wiedzieli, nie mniej jego stan wskazywał, że szukał w ten sposób drogi do szybszej regeneracji. Jego mana kręciła się w nim wolno, powolutku rozchodziła się do kończyn i z powrotem. Najważniejsze, że nie dało się wyczuć w nim obecności Lucyfera, choć we śnie musiał mu stawić czoła. Wtedy na skroniach pojawiał się zimny pot, nie mniej dość szybko udawało mu się przegonić złe mary. Światłość jeszcze dawała się we znaki Lampie.
Kiedy otworzył wreszcie powieki w milczeniu spoglądał na otoczenie i na osoby. Kto spał, kto czuwał, kto co robił. Nieco odrętwiały poprawił oparcie pleców i próbował rozgrzać nogi. Musiał przecież chodzić, inaczej będzie tylko obciążeniem dla grupy. Starannie i nieco szybko rozmasowywał sobie uda i łydki, próbował nogi zginać w kolanach, innymi słowy rozpoczął wzmożoną rehabilitację. Zaledwie dwie godziny później już próbował wstawać, lecz bez skutku. Zaraz dolne kończyny składały się do siadu pozbawione sił. Próbował i próbował, z godziny na godzinę umiał stać dłużej na trzęsących się nogach, aż znów musiał odpocząć. Żmudny proces nie przebiegał po myśli chłopaka, któremu było cholernie wstyd za swój stan, dlatego też nie wołał pomocy. Już za dużo im był dłużny. Trzeciego dnia zdołał uczynić postęp - wolno ale mógł przemieszczać się z kąta w kąt. Przy okazji przeszukiwał piwnicę, aby znaleźć pewne elementy do niespodzianki. Udało mu się pozbierać to i owo, później usiąść w kącie i łączyć w całość. Miał przy sobie kanapkę od Miris, właściwie jej ćwiartkę - resztę dał wcześniej stadu. Zachowana część miała być przynętą. Skonstruował prowizoryczne naczynie do łapania szczurów bez ich zabijania. Musiał załapać beczkę kawałkiem blachy i całość związać parokrotnie sznurami i innymi linkami, a szpary między blachą a beczką zapchać znalezionymi maziami. Wieko beczki zawęził tak, aby gryzoń mógł wejść do środka, lecz nie mógł wydostać się na zewnątrz. Tak przynajmniej zakładał plan. Zostawił na dnie beczki jedzenie, odstawił czwartego dnia naczynie do bardziej zacisznego miejsca i co parę godzin sprawdzał rezultat. Bez skutku.
Bezskutecznie były też próby wyciągnięcia demona z piwnicy w celu szukania ubrań i rzeczy do przetrwania. Mimo, że czwartego dnia już był na chodzie, to psychicznie nie był gotów na możliwe spotkanie z pobratymcami. Wolał przyjmować więcej wart dla ich tymczasowego lokum niżeli iść na poszukiwania. Niestety też głód zaczynał mu bardziej doskwierać, a takie wyprawy wydawały mu się bardziej energochłonne. Z drugiej strony nie powinien był tak egoistycznie zachowywać się - dali mu życie, powinien współpracować. Tak naprawdę przez te siedem dni życia pod jednym dachem coraz bardziej utwierdzał się w zdaniu, że nie pasuje do reszty, że jest zbyt wycofany społecznie na wspólną egzystencję. Jednocześnie coraz bardziej przywiązywał się do ich towarzystwa i nie wyobrażał sobie, żeby ich zostawić albo rozdzielać się. Dlatego dopiero szóstego dnia dał się namówić na wyjście z ukrycia i pomoc w gromadzeniu zapasów.
Tak jak wspomniano, przez cały ten czas przygotowań Ukye trzymał się raczej na uboczu i nie wchodził w dyskusje, chyba że pytali się go o coś konkretnego. Nawet podczas wspólnej warty milczał jak grób zupełnie nie mogąc otworzyć się na swoich znajomych. Podejmował zdawkowe rozmowy tylko wtedy, gdy ktoś zaczynał mówić. Gdyby ktoś go zapytał o Lucyfera czy o tym, jak się czuł będąc ubezwłasnowolniony, to dostrzegłby tylko spięcie nerwów i mięśni, ale ani słowa o tym. Nie było mu łatwo o tym myśleć, a co dopiero rozmawiać nawet na luźno. To wszystko siedziało w nim głęboko i nie chciało puścić. Można było to nazwać traumą albo niekończącym się przekleństwem swej natury.
Na chwilę przed spotkaniem z Miris i opuszczeniem lokum miał całe zabandażowane ciało, a kilka godzin przed medytował. Musiał upewnić się, że jego mana nie ściągnie na nich wszystkich hordy armii Lucyfera. Z tego wszystkiego zapomniał też sprawdzić, czy udało mu się wreszcie złapać jakiegoś szczura w beczce, ale skoro przez te kilka dni nie wpadła ani jedna sztuka, to i tak nie było wielkich szans na powodzenie. Co prawda liczył, że wpadnie chociaż jedna sztuka, nie mniej rzeczywistość zrewidowała jego wyobrażenia. Do samego końca wahał się nad decyzją opuszczenia piwnic, do których zdążył przywyknąć, nie mniej trzeba było patrzeć dalej. Okolica była już dokładnie splądrowana i na dłuższą metę musieliby i tak uciekać. W każdym razie teraz miał przy sobie trzy torby i jeden duży plecak, który założy na plecy już przy wymarszu. W większości były tam rzeczy jego towarzyszy, ale spakował też zapasowe ubranie na zmianę i... małe pudełeczko z drobiazgiem, które trzymał w kieszeni płaszcza. Podczas ostatniego przeczesywania gruzowisk natknął się na mieszkanie pewnej rodziny, gdzie znalazł złoty naszyjnik z błękitnym wisiorkiem w kształcie głowy wilka. To znalezisko tak mocno poruszyło, że zdecydował się niezwłocznie zabrać biżuterię i w bardziej dogodnej chwili przekazać Nono. Na razie wszyscy myślami byli w niebezpiecznej drodze i w posiadłości Toru, także nie było sensu rozpraszania uwagi takim drobiazgiem.
Demon mocno denerwował się wyprawą, choć starał się tego nie pokazywać po sobie. Denerwował się też tym, że jak udadzą się na miejsce, to może nie wytrzymać z głodu i zaatakuje któregoś z tamtejszych mieszkańców i postawi w złym świetle całą grupę. Musiał trzymać fason, w najgorszym razie zaszyje się w jakimś odludnym miejscu i póki będzie mieć świadomość zakuje się w łańcuchy. Nie bez powodu leżały wspomniane grube ogniwa nieopodal bagaży, choć grupa mogła pomyśleć, że to na wypadek ataku czarcich pomiotów podczas wyprawy. Lepiej, żeby tak myśleli.
No, na swój sposób.
Gdyby nie to, że byli w miarę bezpiecznym schronie, to nie mógłby przeznaczyć CAŁEJ DOBY na sen. Dosłownie niedługo po zniknięciu Miris i zaciągnięciu go pod kanapę przez Blondyneczkę, niestety nie mógł zaoferować swego wsparcia w warcie. Wzmógł go tak długi i twardy sen, że można było na niego krzyczeć, tarmosić za ubranie, czy znów przesunąć w inne miejsce, a on i tak nie wybudzał się. To, że demon lubił spać to akurat wszyscy wiedzieli, nie mniej jego stan wskazywał, że szukał w ten sposób drogi do szybszej regeneracji. Jego mana kręciła się w nim wolno, powolutku rozchodziła się do kończyn i z powrotem. Najważniejsze, że nie dało się wyczuć w nim obecności Lucyfera, choć we śnie musiał mu stawić czoła. Wtedy na skroniach pojawiał się zimny pot, nie mniej dość szybko udawało mu się przegonić złe mary. Światłość jeszcze dawała się we znaki Lampie.
Kiedy otworzył wreszcie powieki w milczeniu spoglądał na otoczenie i na osoby. Kto spał, kto czuwał, kto co robił. Nieco odrętwiały poprawił oparcie pleców i próbował rozgrzać nogi. Musiał przecież chodzić, inaczej będzie tylko obciążeniem dla grupy. Starannie i nieco szybko rozmasowywał sobie uda i łydki, próbował nogi zginać w kolanach, innymi słowy rozpoczął wzmożoną rehabilitację. Zaledwie dwie godziny później już próbował wstawać, lecz bez skutku. Zaraz dolne kończyny składały się do siadu pozbawione sił. Próbował i próbował, z godziny na godzinę umiał stać dłużej na trzęsących się nogach, aż znów musiał odpocząć. Żmudny proces nie przebiegał po myśli chłopaka, któremu było cholernie wstyd za swój stan, dlatego też nie wołał pomocy. Już za dużo im był dłużny. Trzeciego dnia zdołał uczynić postęp - wolno ale mógł przemieszczać się z kąta w kąt. Przy okazji przeszukiwał piwnicę, aby znaleźć pewne elementy do niespodzianki. Udało mu się pozbierać to i owo, później usiąść w kącie i łączyć w całość. Miał przy sobie kanapkę od Miris, właściwie jej ćwiartkę - resztę dał wcześniej stadu. Zachowana część miała być przynętą. Skonstruował prowizoryczne naczynie do łapania szczurów bez ich zabijania. Musiał załapać beczkę kawałkiem blachy i całość związać parokrotnie sznurami i innymi linkami, a szpary między blachą a beczką zapchać znalezionymi maziami. Wieko beczki zawęził tak, aby gryzoń mógł wejść do środka, lecz nie mógł wydostać się na zewnątrz. Tak przynajmniej zakładał plan. Zostawił na dnie beczki jedzenie, odstawił czwartego dnia naczynie do bardziej zacisznego miejsca i co parę godzin sprawdzał rezultat. Bez skutku.
Bezskutecznie były też próby wyciągnięcia demona z piwnicy w celu szukania ubrań i rzeczy do przetrwania. Mimo, że czwartego dnia już był na chodzie, to psychicznie nie był gotów na możliwe spotkanie z pobratymcami. Wolał przyjmować więcej wart dla ich tymczasowego lokum niżeli iść na poszukiwania. Niestety też głód zaczynał mu bardziej doskwierać, a takie wyprawy wydawały mu się bardziej energochłonne. Z drugiej strony nie powinien był tak egoistycznie zachowywać się - dali mu życie, powinien współpracować. Tak naprawdę przez te siedem dni życia pod jednym dachem coraz bardziej utwierdzał się w zdaniu, że nie pasuje do reszty, że jest zbyt wycofany społecznie na wspólną egzystencję. Jednocześnie coraz bardziej przywiązywał się do ich towarzystwa i nie wyobrażał sobie, żeby ich zostawić albo rozdzielać się. Dlatego dopiero szóstego dnia dał się namówić na wyjście z ukrycia i pomoc w gromadzeniu zapasów.
Tak jak wspomniano, przez cały ten czas przygotowań Ukye trzymał się raczej na uboczu i nie wchodził w dyskusje, chyba że pytali się go o coś konkretnego. Nawet podczas wspólnej warty milczał jak grób zupełnie nie mogąc otworzyć się na swoich znajomych. Podejmował zdawkowe rozmowy tylko wtedy, gdy ktoś zaczynał mówić. Gdyby ktoś go zapytał o Lucyfera czy o tym, jak się czuł będąc ubezwłasnowolniony, to dostrzegłby tylko spięcie nerwów i mięśni, ale ani słowa o tym. Nie było mu łatwo o tym myśleć, a co dopiero rozmawiać nawet na luźno. To wszystko siedziało w nim głęboko i nie chciało puścić. Można było to nazwać traumą albo niekończącym się przekleństwem swej natury.
Na chwilę przed spotkaniem z Miris i opuszczeniem lokum miał całe zabandażowane ciało, a kilka godzin przed medytował. Musiał upewnić się, że jego mana nie ściągnie na nich wszystkich hordy armii Lucyfera. Z tego wszystkiego zapomniał też sprawdzić, czy udało mu się wreszcie złapać jakiegoś szczura w beczce, ale skoro przez te kilka dni nie wpadła ani jedna sztuka, to i tak nie było wielkich szans na powodzenie. Co prawda liczył, że wpadnie chociaż jedna sztuka, nie mniej rzeczywistość zrewidowała jego wyobrażenia. Do samego końca wahał się nad decyzją opuszczenia piwnic, do których zdążył przywyknąć, nie mniej trzeba było patrzeć dalej. Okolica była już dokładnie splądrowana i na dłuższą metę musieliby i tak uciekać. W każdym razie teraz miał przy sobie trzy torby i jeden duży plecak, który założy na plecy już przy wymarszu. W większości były tam rzeczy jego towarzyszy, ale spakował też zapasowe ubranie na zmianę i... małe pudełeczko z drobiazgiem, które trzymał w kieszeni płaszcza. Podczas ostatniego przeczesywania gruzowisk natknął się na mieszkanie pewnej rodziny, gdzie znalazł złoty naszyjnik z błękitnym wisiorkiem w kształcie głowy wilka. To znalezisko tak mocno poruszyło, że zdecydował się niezwłocznie zabrać biżuterię i w bardziej dogodnej chwili przekazać Nono. Na razie wszyscy myślami byli w niebezpiecznej drodze i w posiadłości Toru, także nie było sensu rozpraszania uwagi takim drobiazgiem.
Demon mocno denerwował się wyprawą, choć starał się tego nie pokazywać po sobie. Denerwował się też tym, że jak udadzą się na miejsce, to może nie wytrzymać z głodu i zaatakuje któregoś z tamtejszych mieszkańców i postawi w złym świetle całą grupę. Musiał trzymać fason, w najgorszym razie zaszyje się w jakimś odludnym miejscu i póki będzie mieć świadomość zakuje się w łańcuchy. Nie bez powodu leżały wspomniane grube ogniwa nieopodal bagaży, choć grupa mogła pomyśleć, że to na wypadek ataku czarcich pomiotów podczas wyprawy. Lepiej, żeby tak myśleli.
Re: Plac Główny
Pon 05 Paź 2020, 22:06
___Kamael podniósł wyżej brew, kiedy usłyszał wypowiedź młodej demonicy. Miała olbrzymie szczęście, iż miał całkiem niezły humor, a jego poziom many w dalszym stopniu nie był wystarczający. Inaczej odczułaby już swoją impertynencję. Może i być sobie sługusem jakiegoś bogatego człeczyny, lecz w dalszym ciągu była zwykłym bachorem.
- Gdybyś chciała nas zabić to ściąłbym cię w momencie twojego wejścia do tego pomieszczenia. Wiem kiedy ktoś przejawia żądze krwi, a wy aż śmierdzicie uczuciami oraz swoimi emocjami, których nie potraficie ukryć. – powiedział Kamael, a jego niebieskie oczy delikatnie zapłonęły. Nie musieli się jednak martwić. Takie szczegóły potrafią wyczuć bardzo stare i doświadczone osoby. Jeśli więc nie trafią na kogoś pokroju Pierwotnych to nie muszą się obawiać. Podrzędne demony jakich pełno na tym zasranym świecie wyczuwają jedynie dusze, a i tak z tym mają spory problem. Można powiedzieć, że jeśli wie się jak ukryć swoją egzystencję to można poruszać się w miarę swobodnie. Jednak tekst o pisaniu odmowy sprawił, że Kam znów się zaśmiał. Teraz jednak był to śmiech znacznie bardziej wyzywający.
- Ujmę to tak dziewczyno. Nie piszę żadnych odmów czy zgód. To nie czas na takie bzdury, a tym bardziej zawieranie kontraktów. Oj tak. Podpis można w dzisiejszych czasach wykorzystać w naprawdę paskudnych celach. Wystarczy wiedzieć jak, a twój pan i władca z pewnością co nieco wie. – powiedział Kamael, a jego oczy niebezpiecznie błyskały. Pomimo braku większej ilości many w dalszym ciągu dawał do zrozumienia, że nie jest byle kmiotem, którym można się bawić. Niech dziewczyna uświadomi to sobie jak najszybciej inaczej może dojść do nieprzyjemnego porozumienia. W tych czasach osoby pokroju Kama miały naprawdę niski limit cierpliwości. Trzeba postawić granicę. – Jeśli zaś twój pan będzie chciał nas prześladować to niech weźmie pod uwagę to, że pewnego dnia może spodziewać się odwetu. Taka rada od starszego pana.
Niebieski ogień w oczach Kama nieznacznie zelżał. Powiedział co uważał za słuszne, a jak dziewczyneczka się obrazi to proszę bardzo. Był łowcą i nie bał się starć, a raczej wątpił by jakiś człowiek był groźniejszy od hord Piekieł, które na nich zapewne czekają jeśli będą chcieli dorwać Lucyfera i urwać mu ten rogaty łeb. Taki był ostateczny cel Kamaela. Wiedział, że wszystko sprowadzało się do tego czy Lampa przeżyje czy też nie. Tak więc brał uwagę to, że będzie musiał się poświęcić. Jeśli jednak tym samym zapewni przyszłość tym bachorom, to będzie to dobra wymiana.
___Tydzień. Krótki jak i długi okres czasu. Zależy jak na to spojrzeć. Można było zrobić niezwykle wiele w tym czasie, ale Kam wolał poświęcić go na pełne zregenerowanie swojej mocy. Pod koniec wyznaczonego terminu czuł się znacznie lepiej, ale do osiągnięcia pełni mocy będzie potrzebował jeszcze trochę czasu. Faktem było jednak to, że odrobina spokoju i odpoczynku potrafiły zdziałać cuda. Regenerował się znacznie szybciej, dzięki czemu już po dwóch dniach mógł spokojnie chodzić bez tego wkurzajacego bólu całego ciała. W ramach rehabilitacji udawał się w raz z dzieciakami na wypady w poszukiwaniu zapasów oraz ciuchów, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż jeśli będą chcieli podjąć walkę na poważnie to trzeba będzie ich wyposażyć w coś bardziej wytrzymałego oraz zabójczego. Kam usilnie starał się też namierzyć many osób, które mogłyby się mu przydać, choć dranie potrafili się maskować równie dobrze jak on. Jednak nie było pośpiechu. Znajdzie ich, a wtedy będzie można myśleć nad kolejnymi krokami.
___W końcu nadszedł czas wyruszenia w drogę. Kamael już w odświeżonym wyglądzie, w nowym ciemnym stroju był gotowy do drogi. Wysokie glany, w które wpuszczone były czarne jeansy. Ciemna koszulka jakiegoś zespołu metalowego znajdowała się pod cudem ocalałą skórzaną kurtką, na to wszystko miał założony ciemny znoszony płaszcz, który skutecznie go chronił. Poparzenie na twarzy powoli schodziło, choć teraz było o wiele lepiej widocznie od kiedy Anioł się ogolił. Włosów nie tykał, tylko związał je w koński ogon. Wyglądał o wiele lepiej niż tydzień temu i z pewnością nikt nie zarzuci mu, iż wygląda jak kloszard. Jego pierścień jak zwykle zdobił jego prawicę, zaś miecz ze zbroją były w gotowości. Tak więc ich podróż zaczynała się na nowo.
- Gdybyś chciała nas zabić to ściąłbym cię w momencie twojego wejścia do tego pomieszczenia. Wiem kiedy ktoś przejawia żądze krwi, a wy aż śmierdzicie uczuciami oraz swoimi emocjami, których nie potraficie ukryć. – powiedział Kamael, a jego niebieskie oczy delikatnie zapłonęły. Nie musieli się jednak martwić. Takie szczegóły potrafią wyczuć bardzo stare i doświadczone osoby. Jeśli więc nie trafią na kogoś pokroju Pierwotnych to nie muszą się obawiać. Podrzędne demony jakich pełno na tym zasranym świecie wyczuwają jedynie dusze, a i tak z tym mają spory problem. Można powiedzieć, że jeśli wie się jak ukryć swoją egzystencję to można poruszać się w miarę swobodnie. Jednak tekst o pisaniu odmowy sprawił, że Kam znów się zaśmiał. Teraz jednak był to śmiech znacznie bardziej wyzywający.
- Ujmę to tak dziewczyno. Nie piszę żadnych odmów czy zgód. To nie czas na takie bzdury, a tym bardziej zawieranie kontraktów. Oj tak. Podpis można w dzisiejszych czasach wykorzystać w naprawdę paskudnych celach. Wystarczy wiedzieć jak, a twój pan i władca z pewnością co nieco wie. – powiedział Kamael, a jego oczy niebezpiecznie błyskały. Pomimo braku większej ilości many w dalszym ciągu dawał do zrozumienia, że nie jest byle kmiotem, którym można się bawić. Niech dziewczyna uświadomi to sobie jak najszybciej inaczej może dojść do nieprzyjemnego porozumienia. W tych czasach osoby pokroju Kama miały naprawdę niski limit cierpliwości. Trzeba postawić granicę. – Jeśli zaś twój pan będzie chciał nas prześladować to niech weźmie pod uwagę to, że pewnego dnia może spodziewać się odwetu. Taka rada od starszego pana.
Niebieski ogień w oczach Kama nieznacznie zelżał. Powiedział co uważał za słuszne, a jak dziewczyneczka się obrazi to proszę bardzo. Był łowcą i nie bał się starć, a raczej wątpił by jakiś człowiek był groźniejszy od hord Piekieł, które na nich zapewne czekają jeśli będą chcieli dorwać Lucyfera i urwać mu ten rogaty łeb. Taki był ostateczny cel Kamaela. Wiedział, że wszystko sprowadzało się do tego czy Lampa przeżyje czy też nie. Tak więc brał uwagę to, że będzie musiał się poświęcić. Jeśli jednak tym samym zapewni przyszłość tym bachorom, to będzie to dobra wymiana.
___Tydzień. Krótki jak i długi okres czasu. Zależy jak na to spojrzeć. Można było zrobić niezwykle wiele w tym czasie, ale Kam wolał poświęcić go na pełne zregenerowanie swojej mocy. Pod koniec wyznaczonego terminu czuł się znacznie lepiej, ale do osiągnięcia pełni mocy będzie potrzebował jeszcze trochę czasu. Faktem było jednak to, że odrobina spokoju i odpoczynku potrafiły zdziałać cuda. Regenerował się znacznie szybciej, dzięki czemu już po dwóch dniach mógł spokojnie chodzić bez tego wkurzajacego bólu całego ciała. W ramach rehabilitacji udawał się w raz z dzieciakami na wypady w poszukiwaniu zapasów oraz ciuchów, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż jeśli będą chcieli podjąć walkę na poważnie to trzeba będzie ich wyposażyć w coś bardziej wytrzymałego oraz zabójczego. Kam usilnie starał się też namierzyć many osób, które mogłyby się mu przydać, choć dranie potrafili się maskować równie dobrze jak on. Jednak nie było pośpiechu. Znajdzie ich, a wtedy będzie można myśleć nad kolejnymi krokami.
___W końcu nadszedł czas wyruszenia w drogę. Kamael już w odświeżonym wyglądzie, w nowym ciemnym stroju był gotowy do drogi. Wysokie glany, w które wpuszczone były czarne jeansy. Ciemna koszulka jakiegoś zespołu metalowego znajdowała się pod cudem ocalałą skórzaną kurtką, na to wszystko miał założony ciemny znoszony płaszcz, który skutecznie go chronił. Poparzenie na twarzy powoli schodziło, choć teraz było o wiele lepiej widocznie od kiedy Anioł się ogolił. Włosów nie tykał, tylko związał je w koński ogon. Wyglądał o wiele lepiej niż tydzień temu i z pewnością nikt nie zarzuci mu, iż wygląda jak kloszard. Jego pierścień jak zwykle zdobił jego prawicę, zaś miecz ze zbroją były w gotowości. Tak więc ich podróż zaczynała się na nowo.
Ukye lubi tą wiadomość
Re: Plac Główny
Sob 10 Paź 2020, 18:46
Udało się. Uniknęli na razie bitki, a przynajmniej na ten tydzień. Zyskali czas, który będzie trzeba bardzo dobrze wykorzystać. Dyskusja między nimi zakończyła się tym, że decydują się iść do Toru. To śmieszne, ale dopiero pełne imię oraz nazwisko gościa sprawiło, że w głowie dziewczyny zaświeciła się żarówka. Przecież Sakatashiro Toru to ten grubiutki i wąsaty multimiliarder z Shinseiny. To smutne, ale pewnie udało mu się przeżyć tylko dlatego, że miał pieniądze. Świat nie jest sprawiedliwy, każdy o tym teraz wie, ale... to powodowało, że gniew rósł w Nono. Urósł bardziej, gdy przypomniała sobie gruzy swojego rodzinnego domu. Nie miała wtedy odwagi, by przekopać się, aby znaleźć chociaż kości zmarłej rodziny. Między innymi dlatego koczuje teraz w Kazan. To była tej jej wewnętrzna walka, chciała pogrzebać rodzinę, ale bała się okropnie tego widoku. Dlatego cholera ją wzięła gdy dowiedziała się, że ten gościu żyje bo miał KASĘ. Tylko, że teraz kasa nic nie znaczy, teraz liczą się pierwotne instynkty. Mięśnie i siła. Ciekawe jak teraz wygląda tam życie.
Przez pierwsze dwa dni ze względu na marny stan dwójki towarzyszy to Nono pełniła rolę Alfy. Ukye uparcie nie chciał wychodzić na zewnątrz - rozumiała, a Kamael nawet nie mógł gdyby chciał. Akcja wyrzuciła z niego masę energii, zapewne przeżył tylko dlatego, że wszyscy wokół dzielili się nią z nim w regularnych odstępach czasu. Gdy spali, Shiyu wychodziła w towarzystwie Ny-Ny i jej nosa, aby szukać jedzenia. Wilczyca była okropnie wybredna i upierała się, aby nie wrzucać w ich menu szczurów. Jakoś nie mogła się do nich przekonać, mimo upływu lat. Jadła je jedynie w formie wilka gdy chwilami z głodu traciła świadomość. W każdym razie mając przy sobie Ny-Ny były na plus, mogły iść znacznie dalej, miały więcej siły bojowej oraz ogólnie było jakoś raźniej. Dwa dni z rzędu polowania były marne - jakieś bażanty, jajka, wychudzone króliki. Dopiero czwartego dnia miały ogromne szczęście gdy znalazły soczystego dzika. Shiyu musiała się nieźle kontrolować by nie połknąć go w całości, ale jej kondycja psychiczna była już znacznie lepsza od tej kilka dni temu, więc dała radę. Mieli z tego drania wiele radości. Poza potrawką, ususzyli jeszcze sporą część mięsa na drogę, by mieć czym zająć żołądki. Z lepszym humorem, drużyna mogła się teraz skupić na znalezieniu nowych ubrań. Z tym na całe szczęście nie było w ogóle problemu, jedzenie znikało lub psuło się szybko, a ubrań nikt na tym świecie już nie potrzebował, więc znajdowały się tam gdzie były jeszcze kilka lat temu - po prostu w sklepach. Zawsze można było wejść, wziąć co się tylko chciało i tak nawet codziennie. Byli gotowi.
Ostatniej nocy wilczyca nie mogła zasnąć, próbowała nawet formę wilka i tulenia się do innych jak szczeniak, ale ostatecznie jakoś o piątej nad ranem stwierdziła, że po prostu wyjdzie się przejść. Nogi poniosły ją na obrzeża miasta, nad ruiny jej domu, które były porośnięte już mchem oraz trawą. Stała, z połową twarzy schowaną pod niebieskim szalikiem. To było pożegnanie oraz przeprosiny. Mamo, tato, siostry oraz bracia... nie dałam rady, wybaczcie mi.
I odeszła, świeciło już słońce, więc reszta powinna być już gotowa do drogi. Przed nimi ponad tysiąc kilometrów oraz na oko dziesięć dni drogi.
> możemy iść w inny temat Miris
ps; https://pics.tinypic.pl/i/01015/x5pmrsfi7wnp.png
Przez pierwsze dwa dni ze względu na marny stan dwójki towarzyszy to Nono pełniła rolę Alfy. Ukye uparcie nie chciał wychodzić na zewnątrz - rozumiała, a Kamael nawet nie mógł gdyby chciał. Akcja wyrzuciła z niego masę energii, zapewne przeżył tylko dlatego, że wszyscy wokół dzielili się nią z nim w regularnych odstępach czasu. Gdy spali, Shiyu wychodziła w towarzystwie Ny-Ny i jej nosa, aby szukać jedzenia. Wilczyca była okropnie wybredna i upierała się, aby nie wrzucać w ich menu szczurów. Jakoś nie mogła się do nich przekonać, mimo upływu lat. Jadła je jedynie w formie wilka gdy chwilami z głodu traciła świadomość. W każdym razie mając przy sobie Ny-Ny były na plus, mogły iść znacznie dalej, miały więcej siły bojowej oraz ogólnie było jakoś raźniej. Dwa dni z rzędu polowania były marne - jakieś bażanty, jajka, wychudzone króliki. Dopiero czwartego dnia miały ogromne szczęście gdy znalazły soczystego dzika. Shiyu musiała się nieźle kontrolować by nie połknąć go w całości, ale jej kondycja psychiczna była już znacznie lepsza od tej kilka dni temu, więc dała radę. Mieli z tego drania wiele radości. Poza potrawką, ususzyli jeszcze sporą część mięsa na drogę, by mieć czym zająć żołądki. Z lepszym humorem, drużyna mogła się teraz skupić na znalezieniu nowych ubrań. Z tym na całe szczęście nie było w ogóle problemu, jedzenie znikało lub psuło się szybko, a ubrań nikt na tym świecie już nie potrzebował, więc znajdowały się tam gdzie były jeszcze kilka lat temu - po prostu w sklepach. Zawsze można było wejść, wziąć co się tylko chciało i tak nawet codziennie. Byli gotowi.
Ostatniej nocy wilczyca nie mogła zasnąć, próbowała nawet formę wilka i tulenia się do innych jak szczeniak, ale ostatecznie jakoś o piątej nad ranem stwierdziła, że po prostu wyjdzie się przejść. Nogi poniosły ją na obrzeża miasta, nad ruiny jej domu, które były porośnięte już mchem oraz trawą. Stała, z połową twarzy schowaną pod niebieskim szalikiem. To było pożegnanie oraz przeprosiny. Mamo, tato, siostry oraz bracia... nie dałam rady, wybaczcie mi.
I odeszła, świeciło już słońce, więc reszta powinna być już gotowa do drogi. Przed nimi ponad tysiąc kilometrów oraz na oko dziesięć dni drogi.
> możemy iść w inny temat Miris
ps; https://pics.tinypic.pl/i/01015/x5pmrsfi7wnp.png
Ukye lubi tą wiadomość
Re: Plac Główny
Nie 11 Paź 2020, 04:25
Kontynuujemy tu: https://seishipbf.forumpolish.com/t316-polanka#4587
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach