SeiShi
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Go down
Ny-Ny
Ny-Ny
Liczba Postów : 89

POSTAĆ:
HP:
Strych Internatu - Page 2 9tkhzk250/250Strych Internatu - Page 2 R0te38  (250/250)
Mana:
Strych Internatu - Page 2 Left_bar_bleue270/270Strych Internatu - Page 2 Empty_bar_bleue  (270/270)
Strój: Za duża, czarna, stara bluza.
https://seishipbf.forumpolish.com/t475-ny-ny

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Sob 24 Maj 2014, 21:28
Mała, skoczna jaszczurka, zawsze oddawała się instynktowi w opiekę, a ten mało kiedy ją zawiódł. Teraz zaś przychodził czas straszniejszy, czas próby. Nie wie kto jest wrogiem… Zawsze wiedziała kogo ugryźć, komu wydrapać oczy, przed kim się chować. Nie-Ukye miał być tylko częścią tego zamieszania. Kim teraz ma być wróg? Przed kim uciekać, w kogo wbić pazury, w jaki sposób stwierdzić, że ten to ten, a ta to ta?
To nie były pytania, tylko wątpliwości i niemy, skołowany instynkt nie potrafił powiedzieć Ny-Ny jasno co się stanie. Przyszłość nie była w końcu rzeczą, o którą by się martwiła, ale teraz zaczynały pojawiać się sugestie, że coś ponad chwilę obecną istnieje.
Zwróciła głowę w stronę demona czując jak ją obejmuje i bezwiednie oplotła jego szyję drobnymi ramionami. Ukye zawsze był dobry dla Ny-Ny i ona również się do niego przywiązała. Myśl, że coś mogłoby mu się stać przyprawiało ją o to dziwne, nieznany dotąd rodzaj smutku. Czuła, że drży nieznacznie i pojęła, że demon też się boi. Strach jest czasem dobrym doradcą. Podpowiada co zrobić by przeżyć. Ale zagrożenie dalej pozostawało niesprecyzowane, więc mogła tylko czekać do nadejścia tego feralnego dnia…
Przez chwilę wspierała głowę o jego ramię, prawie jak wtedy, gdy usypiał ją iluzyjną kołysanką. To nie był jednak czas na spanie, chociaż słońce chyliło się ku zachodowi. Nie czuła ani odrobiny senności, a prostując się ujrzała zaniepokojenie w fioletowych oczach. Więcej nie płakała, ale łzy które pozostały na powiekach Ukye starł, jak nieznaczny pyłek kurzu, jakich wiele na strychu.
Czując jego dłoń na włosach zamknęła oczy, pozwalając na to głaskanie. Chciała powiedzieć Ny-Ny nie wie, ale nie potrafiła zaprzeczyć jego słowom. Dla niej brzmiało to tak, jakby ciemnowłosy znał jakąś niespotykaną tajemnicę, dla niej niedostępną. Nigdy nie pojmie niektórych rzeczy, prawda, jednak niektórzy nie pojmą tego, co ona rozumie. Jej więź z naturą, instynktem, zdolnościami przetrwania była godna uwagi, chociaż dla wielu wciąż pozostawała wybrykiem natury. Dziwadłem  nawet jak na swoją rasę, zdziczałym, nieucywilizowanym gadem. To jej nie przeszkadzało w życiu, jednak czasem czuła się nieswojo. Myślała, ze przez dziwne łuski na twarzy tak się na nią dziwnie patrzą, tak ją odganiają, ale to raczej zachowanie dziewczynki budziło kontrowersje.
Oparła się plecami o parapet, wpatrując w pazurzaste stopy i pochylając burą głowę. Ukye stał obok, zamyślony, przyglądając się ludziom na zewnątrz. Odkąd znalazła schronienie na tym strychu wiedziała, że czasem jest niespokojny – sądziła z początku, że to przez wtargnięcie na jego terytorium. Teraz wyczuwała, że Ukye jest zły i jednocześnie obawia się Nie-Ukye. Nie-Ukye to ie-Ukye. Ukye to Ukye. Dla niej było to oczywiste, chociaż tego ‘złego’ nie widziała na oczu ani nie czuła jego zapachu. Doszła melancholia w oczekiwaniu na… Na to.
Wysunęła odruchowo język, wyczuwając nikłą wilgoć łez, zapach pierza oraz wypowiedzianych słów. Ogon poruszył się ospale, jakby powaga sytuacji ciążyła kończynom Ny-Ny. Czy naprawdę tak intensywnie próbowała to zrozumieć, że rozbolała ją głowa? Iskra strzeliła wewnątrz czaszki, powodując wrażenie ukłucia igłą za skronią. Oczywiście minęło od razu, wyłącznie potarła łuskę na policzku, słysząc delikatny szelest martwej skóry.
Gdzieś tam, daleko, na drugim końcu miasta pewien mężczyzna uśmiechnął się.
Słowa Ukye zostały wypowiedziane w innym tonie i Ny-Ny odwróciła na niego pytające spojrzenie. Spacer kojarzył się jej z bieganiem po lesie za domem, a plaża…
- Pla.. Plaża? – przekręciła główkę na bok. – Ny-Ny nie wie co to… Plaża. – powtórzyła. Słowo może gdzieś słyszała, ale co to jest za rzecz nie miała pojęcia. Coś jak las? Pole pełne gryzoni?
Jaszczurza panna rzuciła okiem za szybę, na chylące się szybko słońce. Dotknęła policzka i białawej łuski. W takim świetle nawet jej szare oczy były przymglone – gady zrzucają nawet warstwę z powiek, a pomimo ludzkiego wyglądu twarzy, taka cienka powłoczka pokrywała szare gałki oczne dziewczynki.
- Ny-Ny zrzuca skórę. – uniosła dłoń pełną popękanych łusek przed twarz demona, ale była za niska i po prostu wyciągnęła ją w powietrze. – Za jasno. Ny-Ny straci skórę i nie będzie mogła drapać… – dodała ciszej, zdradzając swoją największą obawę.
W końcu nie można rzucać się na kogoś, gdy ma się pazury miękkie jak masło… Chyba instynktownie wróciła na strych. Gdy zrzuci skórę, potrzebuje spokoju, by przeczekać aż łuski stwardnieją. Do tego potrzebowała miejsca, by się skryć, by czuć się w miarę… Bezpiecznie.
Dotknęła płatka na środku lewej ręki, a ten delikatnie i bezboleśnie się odgiął.
Już niedługo.
Ukye
Ukye
Liczba Postów : 237

POSTAĆ:
HP:
Strych Internatu - Page 2 9tkhzk300/300Strych Internatu - Page 2 R0te38  (300/300)
Mana:
Strych Internatu - Page 2 Left_bar_bleue300/300Strych Internatu - Page 2 Empty_bar_bleue  (300/300)
Strój: Czarny płaszcz (który przemienia w czarne błoniaste skrzydła), czarne przedramienniki, czarne spodnie, stalowe okucia tu i ówdzie, wysokie czarne buty. Obecnie także bandaże na ciele.
https://seishipbf.forumpolish.com/t383-karta-postaci-ukye

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Nie 25 Maj 2014, 13:14
Nie wyglądała na przestraszoną, kiedy ją przytulił do siebie. Mogło to świadczyć o tym, że nie napawało ją to wstrętem, ani nie miała urazu w psychice od czegoś takiego. Bardziej martwiła się o zasygnalizowane sprawy, które miały spaść na SeiShi. Do tego stopnia, że nawet przez chwilę zmarszczyła brwi intensywnie nad czymś myśląc. Tak przynajmniej zdawało się chłopakowi, nie mógł przypuszczać, że źródło krótkotrwałego bólu tkwiło w czaszce dziewczynki z innego powodu. Oh, gdyby wiedział... damn, przy niej zrobił się nad wyraz miły, co wcale nie było takie złe, co niecodzienne i trudne do oswojenia. Musiała mieć w sobie coś takiego, co zmiękczyło jego dotąd kamienne serce.
Tak czy inaczej propozycja o plażę nie padła tak zupełnym przypadkiem. Rzeczywiście, posiłkował się panoramą za oknem, tylko że sam pomysł zrodził się w jego łepetynie. Trochę zaskoczyła go nowina, że Mała Agentka nie wiedziała co to za miejsce, które wyznaczył. Przekrzywił głowę na drugą stronę pocierając palec o brodę.
>Zatem Ny-Ny dowie się, co to plaża.
Może nie znała tylko nazwy? To wielce prawdopodobne. Ludzkie terminy nie zawsze są adekwatne do miejsca przebywania. Hah, zabawne - przecież od zarania dziejów wiele rzeczy po prostu było i tylko człowiek mógł lub zechciał je określić jakimś mianem, by rozróżnić jedno od drugiego i tak dalej. Niektóre weszły natychmiast do użycia, niektóre nie. Ny-Ny miała też problem z faktem samego wyjścia na zewnątrz. Wyjaśniła to bardzo obrazowo, bo na sobie. No tak, spiekota słońca mogła poważnie jej zaszkodzić, w sumie Fioletowookiemu też - ubieranie się na czarno przyciąga promienie słoneczne jak magnez.
>Rozumiem... -spoglądał z miną myśliciela na łuszczącą się skórkę na rączce dziewczynki- W takim razie poczekamy aż się ściemni.
Od tego momentu dał dziewczynce dał pełną swobodę ruchu i nie przeszkadzał jej w niczym. Mogła robić co chce (w tym szperać w każdym zakamarku gdyby chciała), już nie krępował ją ani przytulaniem, ani trudnymi rozmowami. Po prostu pozostawił samej sobie, tylko może jeszcze raz zrobił i jej i sobie herbatę z cukrem, by napoić się przed podróżą. Plaża sąsiaduje ze słoną wodą, której się nie spożywa, a nie miał termosu, by przetransportować na zaś coś do picia. Nawet zwykłej butelki. Ukye nie miał dużych oszczędności, które w większości były skradzionymi pieniędzmi czy oporządzeniami do poddasza. Przygotowywał jednak skórzany (nie, nie z gadziej skóry) tobołek, do którego wpakował skrawki materiału po poduszkach, igłę i nicie, trochę także pierza. Miał zamiar zreperować chociaż jedną poduszkę na czas snu, ale jak wyjdzie - to się okaże na miejscu. Było na tyle jeszcze wcześnie, że resztę czasu do zmroku spędził na oglądaniu zachodu słońca. Zupełnie pochłonięty widokiem nie słyszał nawet własnych myśli, tylko patrzył się przed siebie tkwiąc nieruchomo w okiennicy.
Kiedy już było ciemno, a ostatnie promienie słońca zginęły za linią horyzontu, chłopak oderwał się od parapetu i zbliżył się do współlokatorki. Będąc tuż przed nią kucnął na jedno kolano przy podłodze, ale nie dlatego, że zasłabł, ale aby zrobić więcej miejsca dla skrzydeł, które wraz z fioletowymi drobinkami many wystrzeliły z jego pleców. Zioła od Małej Gadzinki okazały się naprawdę niesamowitym zastępstwem pożeranych dusz. Energia aż kipiała z niego, chociaż wiedząc jaki to cenny surowiec, korzystał z niego rozważnie. Stalowy warkocz spłynął mu z barków na ziemię robiąc przy tym charakterystyczny dźwięk obijanych o siebie ogniw łańcucha. Skronie wieńczyły dziesięciocentymetrowe rogi z lekko zarysowanymi wgłębieniami od run. Wciąż pozostawał przy swoich zmysłach, nawet jeśli na twarzy widniała powaga. Kwestia skupienia, ot co. Czarne, wielkie i błoniaste skrzydła niepewnie falowały dopiero co wybudzone do działania. Nawet nie musiał mówić Krótkowłosej co powinna zrobić, zwłaszcza że sama domyśliła się dlaczego Ukye akurat klęczał tuż przed nią. Gdy tylko znalazła się za demonem, ten podsunął dłonią ozdobioną pazurami jej ciałko do swoich pleców, by trzymała się pewnie. Mieli stąd odfrunąć, przydałoby się więc mocno przywrzeć do pleców młodzieńca, aby nie spaść w trakcie lotu, czy nawet samego podrywania się do niego. Wkrótce po wgramoleniu się na barki Ukye, chłopak przewiesił wcześniej przygotowany tobołek, otworzył lufcik od okna, przeszedł na dach zamykając okiennicę i rozłożywszy na maksymalną rozpiętość skrzydła poderwał się niemal bezszelestnie z dachu unosząc się jak najszybciej do chmur. Ale będąc już poza zasięgiem wzroku kogokolwiek z dołu, już nie spieszył się tak bardzo. Widzieli przed sobą tarczę Księżyca, chociaż co jakiś czas zostawał zasłonięty warstwami chmur, które mijali. Leciał z gracją, elegancją, bez żadnego wysiłku, jakby był ptakiem a nie demonem. Owszem, to był dotychczasowy sposób na oszukanie samego siebie - lot dawał mu namiastkę wolności, której nigdy nie posiadał. Skrzydła co jakiś czas unosiły się lub opadały, aby wyrównać lot, albo dodać werwy w mocy, albo dla akrobatycznych sztuczek jak swobodne pętelki, skosy, pionowy lot w górę i dużo krótszy lot pionowy w dół. Chciał trochę sprawić radości Ny-Ny za to, że zepsuł jej humor po świetnej zabawie poduszkami. Przecież nie z jej winy ma przetoczyć się Piekło na Ziemi, a już pokazywała swoją postawą zmartwienie. Jest jeszcze młoda (chociaż nie znał jej konkretnego wieku - tak z aparycji wydawała mu się małoletnią), ciekawska świata, niech nie przestaje podziwiać otaczającej rzeczywistości z powodu nieokreślonej datą przyszłości.
Mimo wszystko lecieli w stronę plaży, ale nie spieszyli się aż tak bardzo. Ukye na swój sposób - poprzez akrobacje i sam lot - wyrażał satysfakcję z możliwości odetchnięcia od ciężkich spraw, i to jeszcze w takim miłym, nieokiełznanym przez ludzką rękę, towarzystwie.

zt x2 -> plaża, pisz pierwsza Ny-Ny ^ ^
Ukye
Ukye
Liczba Postów : 237

POSTAĆ:
HP:
Strych Internatu - Page 2 9tkhzk300/300Strych Internatu - Page 2 R0te38  (300/300)
Mana:
Strych Internatu - Page 2 Left_bar_bleue300/300Strych Internatu - Page 2 Empty_bar_bleue  (300/300)
Strój: Czarny płaszcz (który przemienia w czarne błoniaste skrzydła), czarne przedramienniki, czarne spodnie, stalowe okucia tu i ówdzie, wysokie czarne buty. Obecnie także bandaże na ciele.
https://seishipbf.forumpolish.com/t383-karta-postaci-ukye

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Sob 07 Cze 2014, 14:24
Niestety wycieczka trwała dość krótko, bo tylko jedną noc. Miał nadzieję, że także w kolejną udadzą się w ciekawe miejsce, tylko tym razem będąc w stanie zrobić coś więcej niż przyprowadzić Ny-Ny. Tak czy siak teraz oboje byli znużeni - Mała Agentka spała w jego objęciach, a on odczuwał powinność snu. Pierwsze co zrobił to położył dziewczynkę na łóżku wręczając jej "poduszkę", która swoim wyglądem przypominała szarego szczurka (tak, przerobił dość znacznie poduszkę w maskotkę), a także ubrania obok. Jak tylko wróci do swojej sylwetki zapewne będzie chciała się przebrać. Zdjął też jej ostrożne bandaże, ale przerwał, gdy dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, iż ktoś na nich czekał na strychu.
>Jak się czujesz, Synu?
Gwałtownie odwrócił się w kierunku głosu, który wydobywał się zza sterty kartonu. Pod nimi nadal trwała plama po ataku aniołów i Tsuinzu na cmentarzu wydobywająca się wtedy z niemal każdego centymetra sześciennego jego ciała. Rysowały się nikłe linie kreślące kontury wysokiego mężczyzny o nienagannym ubiorze. Nic więcej. Mimo wszystko rozpoznawał w nim tego, którego z całego serca nienawidził. Zrobił ku niemu dwa kroki, by rozłożyć skrzydła chroniąc Ny-Ny przed Złem. Niespodziewany gość tylko rozbawił się tym widokiem - przecież demon dla niego był słabiakiem.
>Widzę, że jesteś w doskonałej formie. Brakuje Ci tylko przewodnika, który wskazałby jedyną i słuszną drogę. Oto jestem Twoją drogą, Synu.
Młodzieniec stał nadal w tym samym miejscu i nie raczył podchodzić bliżej. Trwał w pogotowiu. Starał się oczyścić umysł ze wszelkich złych bodźców, bo wiedział, że to one łechcą ego Pana Ciemności. Na pewno mniej tolerował spokój ze strony Fioletowookiego, który rzekł chłodno, a pewnie:
>Nie, nie jesteś i nie będziesz moją drogą.
Nie pozwolił mu dojrzeć ani cienia wątpliwości w swoim tonie. Rozmówca nie przejął się tym tak bardzo, zwłaszcza kiedy tylko swoją aurą "podciął" nogi demonowi, by padł przed nim na twarz. Ta sama energia przyszpiliła go do podłogi i pozbawiała tchu.
>Spójrz prawdzie w oczy. Tylko przy mnie urośniesz w potęgę, o jakiej Ci się nigdy nie śniło. Musisz jednak przygotować się na ten dar. Inaczej ta moc rozkruszy Twe ciało w drobny mak. Pójdź za mną, a zyskasz... wolność.
Ukye w tej chwili otworzył szerzej oczy i lekko uniósł głowę ku górze marszcząc brwi. Znał tą gadkę, już raz został nią omotany. Już raz niby zyskał wolność, a zginął, bo stracił skrupuły i mordując wiele setek tysięcy istnień dostał wyrok od samego Archanioła. Nie chciał przez to samo przechodzić. W jednej chwili taki gniew zrodził się w jego duszy, taka nienawiść do Lucyfera, że ten aż uśmiechnął się szeroko. Jednak demon to demon - pokłady zła nie giną, a gorycz po kropelce rozrasta się w ciele Grzesznika. Żadna spowiedź nie wymaże win Ukye, ani krwi z jego rąk, którą mordował niewinnych w przeszłości i bardziej winnych w teraźniejszości. Nawet dobre uczynki nie poprawią tego stanu rzeczy.
W końcu nie wytrzymał i krzyknął z agresją w głosie:
>Idź precz, Szatanie!
Nie powinien wypowiadać słów, które są domeną księży czy egzorcystów, i to do swojego Ojca Chrzestnego. Wypowiadając cytaty z Biblii, i to jeszcze słowa Jezusa Chrystusa, ranił swoje ciało od wewnątrz. Z kącików ust spłynęła mu gęsta struga czarnej krwi. Wykaszlał posokę z płuc na podłogę, a Lucyfer tylko zaśmiał się cicho. Zagrywka się nie udała, Eminencja czy jej wpływ nie ustępował. odszedł, ale stał nadal w jednym miejscu i obserwował jak Ukye stara się wstać. Co dziwne - skrzydła ani rogi nie rozkruszyły się, tkwiły nadal na swoich miejscach, ba nawet pojawiły się runy. Wtedy zdołał się podnieść tylko do klęku przy podłodze nie wstając wyżej niż z poziomu podłogi, nawet żyły na dłoniach i na odkrytych częściach twarzy napęczniały od krwi z wysiłku. Dzięki ziołom od Ny-Ny, jej obecności i myśli o swoich znajomych nie chciał się poddać... nie mógł tego zrobić, zawiódłby ich i samego siebie!
Ny-Ny
Ny-Ny
Liczba Postów : 89

POSTAĆ:
HP:
Strych Internatu - Page 2 9tkhzk250/250Strych Internatu - Page 2 R0te38  (250/250)
Mana:
Strych Internatu - Page 2 Left_bar_bleue270/270Strych Internatu - Page 2 Empty_bar_bleue  (270/270)
Strój: Za duża, czarna, stara bluza.
https://seishipbf.forumpolish.com/t475-ny-ny

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Sob 07 Cze 2014, 22:50
Zrzucenie skóry było zbyt męczące nawet jak dla niej, tak więc Ny-Ny spała jak cegła. Nie czuła, jak demon ją podnosi, tym bardziej przegapiła drogę powrotną, wciąż śpiąc w najlepsze. Była kompletnie nieświadoma tego, że wrócili na strych i jaszczurka została położona na jedynym w pomieszczeniu łóżku. Pewnie spałaby tak do rana odzyskując energię, jednakże…
Jednak coś wkradało się do snu.
Lepka czerń, pożerająca światło, zapychając wszystkie kąty smutkiem i strachem. Nie widziała tego, co się dzieje na strychu, jednakże… Czuła to. Łuski ścierpły i groźba niebezpieczeństwa wypływająca ze złej aury kazała się jej obudzić. Wysyczała coś cicho przez sen, zacisnęła powieki, jednak całkowicie ze snu wyrwał ją trzask ciała upadającego na skrzypiącą podłogę.
W jednej chwili jaszczurka leżała na łóżku, w drugiej poderwała się na pościeli, wbijając miękkie pazury w kołdrę. Oj, zły moment wybrał ojciec chrzestny Ukye… Ny-Ny odwróciła gadzią mordkę w jego kierunku, a szare oczy zapaliły się jak diody, a źrenice zostały dwoma małym kreskami. Syknęła nawet cicho, ale nikła postać obcego mężczyzny nie zwróciła na nią większej uwagi, ba, była skupiona na demonie przyszpilonym do desek. Ny-Ny najeżyła się, wyczuwając mocniej niż kiedykolwiek plugawą, opychającą aurę Nie-Ukye, która szarpała strachem każdą komórkę ciała. Zwierzęcy instynkt samozachowawczy kazał jej uciekać. Łuski miała miękkie, z pazurów nie będzie pożytku, a kłami nic nie zdziała. Niemniej, nie zamierzała ustąpić.
Zerwała się z łóżka tak gwałtownie, że wplątała w górkę ubrań obok siebie i głową wleciała w poszarzałą koszulkę. Z niej już wysunęła się bardziej ludzka głowa i Ny-Ny jednym skokiem znalazła się obok Ukye. Przykucnęła obok, unosząc jedną rękę na wysokość twarzy powalonego chłopaka w obronnym geście. Zapach krwi podziałał jak płachta na byka. Wyszczerzyła zęby sycząc gardłowo, a oczy świeciły się krwistą czerwienią.
Do tej pory Ukye i Nie-Ukye dzielili jedno ciało, a tutaj pierwszy raz w życiu Ny-Ny widziała echo drugiej postaci, w dodatku takiej, która ją przerażała i na domiar złego krzywdziła demona. Dziewczynka drżała z przerażenia a jednocześnie z…
Naprawdę? Wojna miała być niebezpieczeństwem. Nie-Ukye był niebezpieczeństwem. Rachunek był prosty. Dodając do tego pragnienie, by przestał ranić Ukye, by go nie bolało, dziewczynka obnażyła krwi jak dzikie zwierzę szykujące się do ataku. Prychnęła ostro i strzeliła ogonem jak z bicza, nie spuszczając szeroko otwartych oczu z władcy czeluści piekielnych.
- Sio! Ssskha! Zostaw Ukye! Sio! – syknęła ostro.
Bała się, jednak teraz udzieliła się jej całkiem ludzka emocja, jaką była… Złość. Tak, Ny-Nyś była jak rozdrażnione zwierzę, a przyczyną tego był właśnie Lucyfer. Ta złość różniła się od pospolitego uczucia jaki doświadczają inni, w jej przypadku zwyczajnie była jak pies, stojący w obronie drugiego, zaatakowanego kundla. Matka atakuje w obronie własnego dziecka, samiec nie da skrzywdzić partnerki, tak to działa. Ny-Ny przywiązała się do Ukye na tyle, by ta więź działała na tej samej zasadzie.
Kiepskie porównanie… Przecież dziewczynka była tylko małą jaszczurką. Nie mogła jednak znieść widoku cierpiącego demona, a zapach krwi i jego ból tylko potęgował barwę w jej oczach. Syczała nieustannie gotowa rzucić się na postać przed sobą, zapominając o własnym stanie.
Syknęła cicho, zwracając się do przyjaciela.
- Ukye… Ny-Ny ma gryźć?
Ukye
Ukye
Liczba Postów : 237

POSTAĆ:
HP:
Strych Internatu - Page 2 9tkhzk300/300Strych Internatu - Page 2 R0te38  (300/300)
Mana:
Strych Internatu - Page 2 Left_bar_bleue300/300Strych Internatu - Page 2 Empty_bar_bleue  (300/300)
Strój: Czarny płaszcz (który przemienia w czarne błoniaste skrzydła), czarne przedramienniki, czarne spodnie, stalowe okucia tu i ówdzie, wysokie czarne buty. Obecnie także bandaże na ciele.
https://seishipbf.forumpolish.com/t383-karta-postaci-ukye

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Pon 09 Cze 2014, 14:33
Niedobrze, wszystko przebiegało w złym kierunku. Jeśli skupiłby się tylko na nim, a nie na Ny-Ny, to byłoby pół biedy. Pech chciał, że nie tylko on był celem, w dodatku żeński odpowiednik przyszłej ofiary Lucyfera chciał chronić Ukye. Mała Agentka wstrząsnęła młodym demonem swoją odważną postawą, ale nie miała atrybutów do walki. Wszystko było zbyt świeże, żeby cokolwiek zdziałać, w dodatku nie miała do czynienia z kimś, kto posiadał sumienie czy pohamowania moralne. Mimo wszystko gotowa do walki czekała tylko na znak od Czarnowłosego. Ten prędko rzekł bardzo niewiele:
>N-...
Nie skończył nawet sylaby, gdyż niesamowita siła ścisnęła jego gardło i dusiła młodzieńca. Ponownie jego ciało wgniotło się w podłogę i nie mógł drgnąć ani jednym mięśniem. Nie mógł zaczerpnąć tchu, kiedy na pierwszy plan wkroczył Sami-Wiecie-Kto i trzymając dłonie przy szyi poprawiał sobie krawat. Ogólnie nie przejmował się za bardzo niczyją reakcją, a chęcią zabawienia się nawet w najprostszy sposób. Było między tymi dzieciakami za wiele czułości, przyjaźni... czyli miał pełne pole do popisu. Jak już ruszył się zza biurka w Piekle mógł pozwolić sobie na więcej niż odwiedziny.
>Chyba chciał powiedzieć: "Nic nie wskórasz", a może "Nie masz szans". Tak czy inaczej, byłaby to pierwsza mądra sentencja z jego ust.
Zrobił trzy kroki ku dziewczynce z ogonem, a jego kontury świeciły się w tym samym kolorze co ślepia młodzieńca leżącego na ziemi. Ten drugi szamotał się ile mógł, by tylko odgrodzić drogę między Złem Wcielonym a Krwistooką. Za te próby wydostania się z jego wpływów dostał Ukye kolejną dawkę bólu, jaką było ciśnięcie nim w kartony z olbrzymią nocą tak, że złamane deski przebiły mu w dwóch miejscach ciało. Podduszany wciąż nie mógł wydobyć z siebie ani pół słowa, ani pół krzyku tym bardziej.
A dostojny Lucyfer, o bardzo spokojnym, chociaż niewyraźnym w szczegółach obliczu, tak samo zwalił dziewczynkę z nóg, przy czym nadepnął stopą na jej głowę i przycisnął do podłogi.
>Chciałabyś mu pomóc, prawda? Kłami? Wypadłyby Ci przy pierwszym kęsie. Pazurami? Złamałabyś tylko palce, przez co nie mogłabyś skutecznie polować później na jedzenie. I po co to wszystko? Dla jednego demona? Nie tędy droga, koleżanko. W dodatku niegrzecznie wpychać się w nie swoje sprawy...
Nagle mogła poczuć na swoich rękach i nogach coś niewidzialnego, a tak ciężkiego, że chrupały kości. Ta siła rozciągała nogi i ręce Ny-Ny w przeciwne strony jakby chcąc rozerwać Małą Agentkę w połowie. Wciąż również dociskał nogą jej skroń do skrzypiącego parkietu najwyraźniej mając w tym jakąś rozrywkę. Robił sobie co chciał z dwojgiem nastoletnich osób. Jego brat nie byłby z niego zadowolony, ale nigdy nie był. Zresztą Kamael to Kamael - nim zajmie się później. Obecnie rozgrzewał się po pobudce. Taki ranek idealnie nadawał się do gnębienia istot, które nie powinny mieć w sobie tyle dobroci.
Ukye starał się jak mógł bronić siebie czy współlokatorkę przed nieprzewidywalnymi ruchami swojego dawnego mentora, lecz bez rezultatów. Obrywał na lewo i prawo, aż Lucyfer z rozpędu zrobił najgorszą z możliwych rzeczy. Najwyraźniej nudząc się od braku powonienia śmierci najpierw jedną ręką chwycił młodzieńca za gardło, by telekinezą wydobyć ze sterty kartonów ostry kawałek drewna i przebić nim na wylot klatkę piersiową demona. Praktycznie przedziurawił serce całą powierzchnią kłody. Fioletowooki padł prawie martwy pod nogami Ojca Chrzestnego i Ny-Ny. Zapachniało mocno wonią śmierci, do której zbliżał się Ukye. Podobny los czekał Pół-Zwierzę, którego dusił rozpaloną do czerwoności czeluści piekielnych ręką. Żywy płomień wyżerał jej skórę, a uścisk miażdżył krtań. Gdy omdlewający demon to dostrzegł ostatnim przytomnym tchnieniem wpadł w przerażającą furię.
Jego mana wypchnęła z torsu kawał kłody, żeby mógł skutecznie dopaść zwyrodnialca. Tak w nim płonęła krew, że chyba adrenalina sprawiła, iż otworzył istny strumień czarnej magii, z której czerpał garściami, by tylko ukatrupić stręczyciela Ogoniastej. Ruszył tak szybko, że nie było widać momentu przemieszczenia, a tylko gotowy fakt dokonany.
>GHRAA!!!
Przez ciało Lucyfera przeszło pięć szram tak głębokich, że przecinały kości, mięśnie jak nóż w roztopione masło. Pazury Cerbera stosował dawno, w latach świetności demonów, kiedy to zło triumfowało. O dziwo nie trysła krew - Pan Ciemności posłużył się splugawioną duszą, by móc dręczyć zarówno demona jak i Pół-Zwierza. Dotąd dostojna sylwetka bliżej nierozpoznawalnego z wyglądu osobnika rozmywała się na boki, lecz nigdzie nie uciekała. Czekała na to, co zaplanował i co miało się ziścić. Ta sama szponiasta ręka młodzieńca przyciągnęła bliżej siebie duszę, która zaczynała dematerializować się na miliony cząsteczek, które wchłaniał rozjuszony demon. Mana Ukye tonęła w gniewie, czerni - innej od tej, którą posiadał Lucyfer. Skóra chłopaka sczerniała w kilku miejscach, najbardziej było widać przy świetlistych znakach, które kontrastowały z odmienioną barwą.
Ojciec Chrzestny uśmiechnął się krzywo i nim rozpłynął się na dobre rzekł wesoło, a także z dumą:
>Brawo, Synu.
Jeszcze przez kilka sekund Ukye stał tam gdzie przeciwnik i dyszał jak wściekłe zwierzę. Dopiero z czasem doszedł do przykrych wniosków. Przez spontaniczność i zaślepienie gniewem wchłonął moc swojego Arcywroga. Za późno się zorientował, teraz nie wiedział w jakie wpakował się w porządne tarapaty, ale nie mógł znieść widoku krzywdzenia i mącenia w głowie przyjaciółki. Obiecał ją chronić. Niestety, przy nim nie była, nie jest i nie będzie bezpieczna. Mimo, iż teraz udało mu się odsunąć zagrożenie, to nie pozbył się go na stałe. Marny z niego ochroniarz. Stał zdyszany nad Jaszczurką i spoglądał na nią z poważną miną. Nie może przy nim zostać, najlepiej jakby zamieszkała do czasu wojny z Shiyu. Nie mógł dopuścić do kolejnego tego typu zdarzenia, a tym bardziej nie w mieście pełnego istnień.
Zachwiał się i klęknął na jedno kolano przed Ny-Ny lekko podkurczając skrzydła. Tamował jedną szponiastą ręką krwawiący tors, a drugą sięgnął po materiał. Z kącika ust także spływała gęsta, czarna posoka, ale nie dbał o swoje zdrowie. Nie siebie chciał podkurować w tej chwili. Miał o wiele większe zmartwienie przed sobą. Ostrożnie podniósł podkrążone oczy na dziewczynkę, której nie zdołał ochronić przed cierpieniem. Otworzył szerzej oczy z niedowierzaniem nad okrucieństwem jakie dokonał Lucyfer. Bezwzględny typ.
Co on Ci zrobił, Ny-Nyś... tyle pomyślał, nie mógł z siebie nic wydusić.
Zadrżała mu ręka z kawałkiem płótna ze swojej koszuli, którą chciał ostudzić niemal zwęgloną łuskę Ny-Ny na szyi. Nieśmiało spuścił wzrok także na siniaki na jej kostkach i nadgarstkach, a potem na podłogę. Obwiniał siebie za jej rany, za jej ból. Gdyby zdołał ją ochronić... ale wciąż był za słaby. Dał się tak łatwo sprowokować. Czasu nie cofnie, musi siebie i innych bardziej pilnować. Splunął na bok kolejną dawkę posoki i próbował wstać, lecz nie zdołał. Cholernie dużo energii zużył, by przeciwstawić się wpływom Lucyfera, który bawił się nimi jak lalkami. Rosły w nim obawy o przyszłość, i chyba to był drugi powód wizyty Ojca Chrzestnego na poddaszu.
Skóra demona nie wracała do normy, w dodatku jego spojrzenie stopniowo przysłaniały lusterka, jakby tracił kontakt z rzeczywistością. Fatalny moment na utratę trzeźwości umysłu. Trzeba było poinformować resztę ekipy o tym zdarzeniu.
A może nie powinien nic mówić, żeby ich nie narażać na to samo, na co naraził Ny-Nyś?

Ooc: nauka techniki Pazury Cerbera
Ny-Ny
Ny-Ny
Liczba Postów : 89

POSTAĆ:
HP:
Strych Internatu - Page 2 9tkhzk250/250Strych Internatu - Page 2 R0te38  (250/250)
Mana:
Strych Internatu - Page 2 Left_bar_bleue270/270Strych Internatu - Page 2 Empty_bar_bleue  (270/270)
Strój: Za duża, czarna, stara bluza.
https://seishipbf.forumpolish.com/t475-ny-ny

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Pią 13 Cze 2014, 13:55
Ny-Ny była zła. Przejawiało się to dygotaniem, obnażonymi kłami i czerwonym jak rozpalony pręt oczyma. Chciała gryźć, chciała drapać, przegonić intruza, ale przeliczyła siły na zamiary… Aura Lucyfera była przytłaczająca, tak bliski z nią kontakt wręcz bolał. Instynkt mówił Uciekaj!, głowa wrzeszczała Wiej!, każda komórka ciała w panice darła się Ratuj się!.
Tylko serce mówiło Stój.
Widząc, jak Ukye został posłany w kartony chciała się rzucić w jego stronę, jednak została ogłuszona. Ledwie oderwała stopy od podłogi niezwykła siła rzuciła ją o deski i Ny-Ny syknęła wściekle, próbując się wyrwać. W powietrzu czuła zapach krwi i niemocy. Pan Piekła zrobił sobie z jej głowy wycieraczkę do butów, zahaczając o małe rogi na głowię. Parsknęła wyrywając mu się, ani na moment nie przestając strzelać ogonem, w nadziei, że zostawi pamiątkę w postaci pręgi. Pazury były zbyt świeże, ale i tak wbijała je w stopę na swojej skroni. Może przy dłuższym drapaniu w końcu poważniej by go zraniła, jednak jej dłonie i nogi raptownie przestały jej słuchać. Rozciągnęły się na wszystkie strony, ba, nie przestawały ciągnąć… Dziewczynka syczała z bólu i strachu, nie mogąc przezwyciężyć, wyrwać z mocy oprawcy. Ta siła była niematerialna – wiedziała kto zadaje ataki, ale nie widziała jak, nie mogła uciec przed zranieniem, tym bardziej, gdy drań trzymał ją w garści.
Rozciąganie znudziło się najwyraźniej Lucyferowi. Ny-Ny z trudem kontaktowała, głowę miała ciężką jak ołowiany blok, niemniej nie przestawała się opierać, choć był to opór daremny. Nie-Ukye wbił ją w szał, amok, który dopada zwierzęta w panice, gdy chcą zginąć walczyć. Może nie zdałaby sobie nawet sprawy, gdyby oderwał jej głowę z ramion, jednak coś innego wyłączyło ten stan. Głuchy łoskot oraz jeszcze silniejsza fala zapachu czarnej krwi, życia, które odchodzi na drugą stronę. Rozmyty, krwisty wzrok ujrzał postać zwaloną tuż obok. Pod nimi demon umierał, a Ny-Ny w pierwszym odruchu wyciągała rękę by go dotknąć, złapać za rękaw… Cokolwiek…
- Uk…
Silny, wrzący uścisk zawarł się kleszczami na jej gardle. Buchnęła krwista para. Ny-Ny nie potrafiła syknąć, wrzasnąć, ogień zatańczył na łuskach. Poczuła żelazisty smak krwi w gardle, przed oczami zrobiło się jej czerwono, a potem coraz ciemniej… Nie-Ukye znów ją dusił, ale teraz to bolało bardziej, dotkliwiej. Walczyła, wbijając dłonie w łapę zaciskającą się na gardle, ale sił ubywało jej w zastraszającym tempie.
Wrzask. Uderzenie, gdy ledwo przytomna osunęła się na podłogę. Zapach furii, czarnej, mrocznej, ale nie należała ona do wroga… Nie przerażała ją w ten zły sposób. Potem mana Nie-Ukye rozmyła się, znikła, odeszła… Byli już bezpieczni… Na pewno?
Bolało ją gardło, usta wypełnił smak krwi. Szyja piekła niemiłosiernie, pewnie oparzenia się zagoją, ale do następnej zmiany łuski będą widoczne znamiona. Kończyny miała dziwne otępiałe, w dodatku ten drań nadepnął jej na ogon! Nikt nie rusza ogona Ny-Ny… Leżała dobrą chwilę z półotwartymi oczami, spod rzęs wpatrując się w sufit. Oddychała cichutko, ale chrapliwie. Czuła, że obok jest Ukye, że pachnie krwią, smutkiem i żalem…
Była wycieńczona, ale zdołała przewrócić się na bok. Demon klęczał przy niej, cały w czarnej posoce, trzymając w dłoniach pasy materiału. Z jego piersi, ust wciąż płynęła czerń, ale żył… Chociaż oboje cudem wywinęli się śmierci. Ny-Ny uniosła się chwiejnie na łokciu i na wpół przysunęła, wpół przyczołgała, kładąc mu głowę na kolanie. Tam nie starczyło już sił na cokolwiek, ramiona opadły bezwolnie. Leżała jak kukiełka oddychając ciężko. Z policzkiem wspartym o zakrwawiony materiał spodni wpatrywała się gdzieś pustym wzrokiem przed siebie.
- Uk… Ukye… – wycharczała niemo, krew zabarwiła cienkie kły. – Ny-Ny nie udało… Ny-Ny… Nie… Ugryzła.
Nie straciła przytomności. Dopadło ją otępienie, ciało bolało tak bardzo, że praktycznie niczego już nie czuła. Mogłaby coś dodać, uścisnąć dłoń demona, powiedzieć co innego…
Na to nie było sił.
Ukye
Ukye
Liczba Postów : 237

POSTAĆ:
HP:
Strych Internatu - Page 2 9tkhzk300/300Strych Internatu - Page 2 R0te38  (300/300)
Mana:
Strych Internatu - Page 2 Left_bar_bleue300/300Strych Internatu - Page 2 Empty_bar_bleue  (300/300)
Strój: Czarny płaszcz (który przemienia w czarne błoniaste skrzydła), czarne przedramienniki, czarne spodnie, stalowe okucia tu i ówdzie, wysokie czarne buty. Obecnie także bandaże na ciele.
https://seishipbf.forumpolish.com/t383-karta-postaci-ukye

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Pią 13 Cze 2014, 15:30
Co przykładał skrawek szmatki do torsu - przenikał natychmiast czernią gryzącą nozdrza.
Oprzytomniały mu zmysły, gdy poczuł na swoim kolanie główkę przyjaciółki. Zdawało się, że rozumieli się bez słów, a mimo to każdy z nich silił się na gesty przepraszające, iż jeden drugiemu nie zdołał pomóc. Ny-Ny jeszcze mogła mieć pretensje do demona, ale młodzieniec do niej... nigdy. Dlatego jej sposób i wykonanie wypowiedzi na brudnych spodniach chłopaka uśpił na kilkadziesiąt sekund ból. Właśnie tymi prostymi słowami dała kolejne świadectwo, iż stoi po jego stronie, że chciała mu pomóc, tak jak i on chciał pomóc jej. Byli jednak za słabi na wygraną.
Ostrożnie pochwycił rękoma drobne ciało Ny-Ny i oparł jej potylicę o ramię, przy tym podciągając ją bliżej siebie. Na jej widok bardziej mu krwawiło serce (i to dosłownie), toteż nie mógł jej tak pozostawić z wyrzutami sumienia. Ona działała tak jak tylko potrafiła, jej duch walki był mocniejszy od jego. Podziwiał ją za to, jednocześnie było mu wstyd, iż to ona uczyła go determinacji, a nie na odwrót.
Najpierw przyłożył dwa palce do jej warg, żeby nie mówiła więcej - przecież musiało ją to boleć przy wypowiadaniu słów - późnej zszedł tylko palcami do szyi, bo tutaj była najdokuczliwsza (jego zdaniem) rana. Tam też zdecydował się wspomóc swoją Maną.
>Amica Vires.
Wypowiedział formułę, która miała za zadanie uleczyć towarzyszkę. Z początku wydawało się, iż jego energia stymulowała poprawę, ale jak szybko się poderwała do kuracji, tak teraz szybko zaniknęła. Demon bardziej się zgiął w kręgosłupie - ubyło z niego dodatkowe porcje magii. Skoncentrował się na problemie i rzekł już mniej płynnie:
>Amica... Vires.
Ponowna próba przyniosła na ułamki sekund pożądany rezultat, lecz tylko na tyle. Przy tych słowach gęściejsza krew zatkała mu krtań, dlatego musiał wykrztusić ją na podłogę. Już mroczki przed oczyma zwiastowały przekroczenie wszelkich granic przytomności, a mimo to podjął trzecią próbę patrząc się wprost na dziewczynkę. Naprzemiennie swoim jak i nie swoim spojrzeniem.
Już strasznie słabym głosem niemal wyszeptał jeszcze raz czarodziejskie słowa:
>A...mi...ca... Vi...res...
Dłoń, którą przyłożył materiał do szyi dziewczynki, już nie przesyłała więcej leczniczej many. Ani troszkę. A tak bardzo pragnął uleczyć Ny-Nyś. Żeby chociaż ona nie cierpiała, bo nie potrafił uleczyć samego siebie. Taka specyfika tego zaklęcia - wszak "amica" znaczy po łacinie "przyjaciel" lub "przyjaciółka". Many brakowało, nadwyrężył siły przy próbach wydostania się spod czarów Lucyfer, teraz przenikała go pustka, której zazwyczaj nie było. Organizm dość szybko zorientował się o co chodzi, gdyż demońskie geny dały o sobie znać bardzo prędko.
Jeden impuls z uszkodzonego serca otworzyło mu zupełnie inną perspektywę na rzeczywistość.
Źrenice i blask w oczach ustąpił rozświetlonymi, fioletowymi blaszkami. Słyszał, czuł i widział dookoła setki tysięcy dusz, nawet jeśli były na drugim końcu wyspy. Młodzieniec w pierwszych sekundach rozglądał się gorączkowo co się dzieje. To czego doświadczał, przytłoczyło go i spotęgowało strach, szybko więc zmrużył powieki i trzymał się mocno jedynej istoty, która była żywa w tym świecie. Nawet okrył ich swoimi poszarpanymi, dziurawymi skrzydłami w geście ochronnym. Ramieniem obejmował towarzyszkę niedoli i wciąż trzymał jej główkę na swoim bicepsie. Oddychał nierówno, z kącika ust sączyła się smolista posoka, która wraz z tą z torsu odejmowała już i tak wątłych sił młodzieńcowi. Musi wysilić swoje szare komórki, żeby wymyślić jakiś ratunek dla nich. Wezwać pomoc... ale Kamael i Shiyu walczyli ze sobą gdzieś daleko poza granicami miasta. Nie doleci tam, nie było szans, jak nawet podnieść się z klęczek nie potrafił. Chociaż żeby Ny-Nyś znalazła bezpieczne miejsce, gdzie ktoś zająłby się jej okrutnymi ranami i dał schronienie do czasu bitwy. Drżąca dłoń trzymająca dotąd skrawek materiału na szyi Pół-Jaszczurki musiała wrócić na tors, gdyż nie chciała zaschnąć, tylko ciekła dalej z wnętrzności. Drugą ręką podpierał głowę dziewczynki, a resztę tułowia na swoich kolanach.
Także miał w rękach świeżą dostawę energii.
Nie, nie zrobi tego! Dziewczynka jest jego częścią świata, do którego chciałby należeć w całości! Za bardzo się do niej przywiązał, za bardzo polubił by taka myśl mordercza miałaby szansę powodzenia. Skulony z małoletnią z jaszczurzym ogonem więdnął z sił, nie puszczał jej trzymając szponiastymi palcami przy sobie. Nie pozwoli już jej być skrzywdzoną przez złowieszczy los, ani tym bardziej przez siebie samego! Padli oboje na podłogę, gdzie Ukye użyczył swojego ramienia, by Ny-Ny nie obiła sobie i tak obolałej główki, a jedno ze skrzydeł służyło im za marny baldachim. Wolał nie otwierać oczu, by nie przestraszyć jeszcze bardziej bliskiej przyjaciółki. Ona i tak wiedziała o wiele więcej niż większość istot. Zwierzęcy instynkt nie zawiódł jej, odkąd ją znał. Była mądrą osóbką, musiała tylko umieć wykorzystać atuty. Migało mu w umyśle jak potraktowała Lucyfera, nawet będąc wyposażoną w miękkie pazury, lecz strasznie się naraziła tym samym. Mimo wszystko był z niej dumny - przeżyć spotkanie z Panem Ciemności to nie lada sztuka. Co prawda wiedział, że tylko "bawił się z nimi", jednak Ny-Ny poznała wroga. Oby tylko zdołała przeżyć do przybycia znajomych. Bo on siebie w tym momencie przekreślił. Będzie walczyć, lecz jego pewność siebie, jeśli jakaś była przedtem, zmalała do niemal zera. Skoro nie uratuje siebie, to niech chociaż wesprze dziewczynkę. Ostatni raz odjął swoją brudną od posoki, szponiastą dłoń z torsu. Bardzo powoli przeniosła się na jej serce, przy którym położył opuszki swoich zakrwawionych palców. Jeszcze raz wysilił się na powtórzenie zbawiennych słów:
>Amica... Vires...
Nic, zupełne nic. Tam też już została dłoń, gdy stracił przytomność. Zbyt wiele od siebie wymagał, przecież był tylko nędznym demonkiem, szkodnikiem, Grzesznikiem, który zdołał pokochać dzielone z przyjaciółmi życie. Właśnie dlatego tym bardziej mu zależało na egzystencji bez bólu i cierpienia, zwłaszcza tych najbliższych, których dotąd nie miał.
Ny-Ny
Ny-Ny
Liczba Postów : 89

POSTAĆ:
HP:
Strych Internatu - Page 2 9tkhzk250/250Strych Internatu - Page 2 R0te38  (250/250)
Mana:
Strych Internatu - Page 2 Left_bar_bleue270/270Strych Internatu - Page 2 Empty_bar_bleue  (270/270)
Strój: Za duża, czarna, stara bluza.
https://seishipbf.forumpolish.com/t475-ny-ny

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Wto 17 Cze 2014, 17:48
Bardzo chciało się jej spać.
Zamknęłaby oczy, osunęła w objęcia Morfeusza a gdy się ocknie część ran zasklepiła by się, ciało by tak nie bolało. Teraz jednak nie miała na to najmniejszej ochoty – organizm domagał się odpoczynku, ale jaźń nie. Ny-Ny czuła gdzieś głęboko w sobie mały kolec. Żalu i złości wobec Nie-Ukye, za to, co zrobił. Na jej ubraniu i skórze pojawiły się plamy czarnej krwi demona, gdy ten ostrożnie podniósł ją i objął. Zmiana położenia sprawiła, że zakręciło się jej w głowię a w oczach błysnęła czerwień. Kolor nie wściekłości, a bólu.
- Ny…
Czując jak chłopak dotyka jej ust zrozumiała przesłanie. Gardło i tak dawało się we znaki do tego stopnia, że nie była w stanie szeptać. Gorąca obręcz na szyi piekła, nie była w stanie nawet syczeć, by wyrazić swoje zaniepokojenie. Resztka many Ukye połaskotała jej gardło, ale nic więcej nie poczuła. Była zaś świadoma tego, że wypowiadając dziwne słowa, chce… Chciał jej jakoś pomóc. Bywa, że zwierzęta nie znają zamiarów ludzi, którzy faktycznie chcą im ulżyć w cierpieniu i uciekają. W tym przypadku było odwrotnie. Wiedziała dokładnie co chciał zrobić młody demon. To samo, co Kamael, gdy pomagał wcześniej Ukye, Łapie, Kłowi i jej.
Ale to było złe. Ukye słabł, Ukye bolało, energia i mana uciekały z jego ciała w zastraszającym tempie, jakby czarna krew zabierała ze sobą wszelakie siły życiowe.
Objął ją mocno, przyciskając splamioną posoką głowę dziewczynki do ramienia. Drżał… Wyczuła strach, chociaż niczego nie widziała. Władcy Piekielnego tu nie było, a demon się bał, pomimo bólu coś się w nim miotało. Ny-Ny uniosła zaniepokojona wzrok, chcąc rozejrzeć się po strychu, jakby obawiając się, że coś umknęło jej spojrzeniu, lecz widok zasłoniły czarne skrzydła. Ukye zachwiał się i z klęczek osunął się na podłogę, wciąż mocno ściskając dziewczynkę.
Więzi… Swój swojego nie zostawi.
Ny-Ny wpatrywała się w Ukye intensywnie, z lękiem. On wiedział i obawiał się czegoś, o czym ona nie miała pojęcia, mniejsza o obecne rany. Tak jak z koncepcją wojny, tutaj jakieś hasło umykało dziewczynce i nie potrafiła domyślić się o coś chodzi. Gdziekolwiek szła, cokolwiek robiła, gryzła, drapała, polowała i udawało się jej przeżyć. Teraz to przestało być takie proste.
Złapała lepkie od czarnej krwi palce nad swoim bijącym głucho sercem. Ze strachu łzy spłynęły po łuskowatych policzkach. Demonowi głowa opadła na brudne deski i zemdlał, pozostawiając dziewczynkę samą na strychu.
Lęk dodał sił.
Dźwignęła się na łokciu ściskając dłoń demona i potrząsnęła nim ostrożnie.
- Ukye? Ukye? - nie odpowiadał. Wszystko przesiąkło krwią. - Ukye! – usiadła przy nim, zapominając o zmęczeniu i bólu zmiażdżonego gardła. Odruchowo przetarła krew z kącika ust, przyglądając się demonowi.
Ukye boli, Ny-Ny boli, ale to Ukye… To Ukye umiera.
- Kam… Nono…
Nikogo tu nie było. Nie przyjdą, są za daleko… A tymczasem Nie-Ukye  atakuje z drugiej strony, czyli zamiast pojawiać się w ciele Ukye, pojawił się obok niego, jako oddzielny byt. Wróci? Nie, to nie było ważne. Ważny był strach i mdlący, słodki, odpychający zapach krwi.
Ny-Ny położyła obie dłonie na piersi demona, czując jak przez palce przepływa czarna, śliska posoka. Tamowanie krwotoku nie zda się na nic, chłopak nikł w oczach. Kto by uczył zwierzę pierwszej pomocy? No nie, również w podręcznikach nie ma nic o dziesięciocentymetrowej dziurze w piersi. Zacisnęła kły i pokręciła głową, jakby odpychała od siebie tę straszną świadomość.
- Amica Vires! – krzyknęła pierwsze słowa, które przyszły jej do głowy.
Nic się nie stało. Zaczęła drżeć. Chciała, czego dziewczynka chciała… Ukye nie miał zginąć. To był cel, prawda, Ukye nie-boli. Skupiła się na tym, na tej jednej myśli, by nie było więcej krwi, by zniknęły rany, by odeszła agonia i cierpienie.
- Amica Vires! – ktoś wbił jej paznokcie w krtań, krwawa ślina wypełniła gardło.
W koniuszkach palców pojawiło się ciepło i zabawne swędzenie. Czerń buchała z rany, ale jakby mniej intensywnej. Ny-Ny odrobinę zakręciło się w głowie, ale zignorowała to.
Ukye nie boli. Ukye nie boli. Ukye nie boli. Ukye nie boli. Ukye nie boli. Ukye nie boli. Ukye nie boli. Ukye nie boli.
- Amica Vires!
Dłonie miała gorące, pulsowała w nich mana wnikając w ciało demona, z całych sił pragnąc go uleczyć. Trochę pary pofrunęło smużką pod dach strychu. Zamknęła powieki nie wiedząc, jaki efekt uzyskała. Nie chciała odejmować palców od rany, bojąc się, że znów poleci krew… Chwila…
Nie czuła rany, jedynie mokrą od posoki skórę.
Dziewczynka odsunęła się zaskoczona, nie widząc, co się stało. Udało się? Ukye nie boli? Wzrok się jej rozmył i ciężko odchorowywała całkowite pozbycie się many. Wyraz twarzy miała otępiały, ale nie żałowała. Jej rany nie były śmiertelne, wydobrzeje, to w końcu nie ona traciła życie na starych, skrzypiących deskach strychu…
Głowę miała ciężką i ‘tępą’, jak po nokaucie. Zabawnie ciążyła jej na ramionach, tak jak kiedyś, gdy spadła z drzewa i mocno uderzyła się w skroń. Wtedy źle mierzyła odległość i świat tracił ostrość, stawał się dziwnie miękki i odległy. Ny-Ny kiedyś dała nura w rzekę, uciekając przed lwem górskim – wrażenie było podobne – jakby była pod wodą.
Wywróciła szarymi oczyma, wsparła czoło o bok demona i wyczerpana zasnęła, zdaje się natychmiast.

OOC
Nauka Amica Vires
270 MP Ny-Ny ---> 200 HP i 70 MP Ukye
Ukye
Ukye
Liczba Postów : 237

POSTAĆ:
HP:
Strych Internatu - Page 2 9tkhzk300/300Strych Internatu - Page 2 R0te38  (300/300)
Mana:
Strych Internatu - Page 2 Left_bar_bleue300/300Strych Internatu - Page 2 Empty_bar_bleue  (300/300)
Strój: Czarny płaszcz (który przemienia w czarne błoniaste skrzydła), czarne przedramienniki, czarne spodnie, stalowe okucia tu i ówdzie, wysokie czarne buty. Obecnie także bandaże na ciele.
https://seishipbf.forumpolish.com/t383-karta-postaci-ukye

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Sro 18 Cze 2014, 12:15
Czy już po wszystkim? Czy już nie zdoła wyrwać się szponom Otchłani będącym przedłużeniem ręki Lucyfera? O dziwo wszystko czuł, ból nie odpuszczał nawet we śnie. Czyli jeszcze oddycha, czyli jeszcze egzystuje. Ale jak to możliwe? Przecież był wrakiem, przebitym na wylot demonem, nie mógł od tak mieć skądś sił. W pewnym momencie burzliwego, pełnego sprzeczności snu z rzeczywistym bólem połaskotały go ciepłe, słodkie płomyki many, które zechciały napełnić jego ciało energią. Skostniałe członki drgnęły, mógł w końcu odetchnąć pełną piersią wypluwając po raz ostatni zgromadzoną wcześniej w płucach krew. Jakim cudem przetrwał agonię?
Wystarczyło przyjrzeć się na lewo od siebie, by znać odpowiedź.
Los chciał inaczej, a szczególnie Ny-Ny, która zdołała przelać w młodzieńcu swoją leczniczą manę sama przy tym tracąc przytomność. Od razu zamglony wzrok młodzieńca ożywił się, z niedowierzaniem przesunął dłoń na tors, później znów spojrzał na Wybawczynię. Zadrżały mu nieco oczy z przejęcia, naprawdę jej się udało uleczyć demona. A on co? Nie zdołał ukoić jej cierpienia, tylko dołożył nowe.
Westchnął cicho pod nosem na widok rozmazującej mu się przed ślepiami dziewczynki. Była w niego wtulona, emanowała odrobinką ciepła, a więc żyła. Ta odrobinka ciepła mogła być niepokojąca - naprawdę musiała do cna wykrzesać z siebie moc, żeby przyjść z pomocą do umierającego demona. Już drugi raz ratowała go od niechybnej śmierci. Nigdy nie spłaci swojego długu zaciągniętego u Małej Agentki, co nie oznacza, iż nie będzie próbować. Na pewno nie zostawi jej bez opieki.

***

Już dwie godziny później sceneria zmieniła się pod pewnymi względami. Ny-Ny była szczelnie opatulona kocem, głowę opierała o puchatą poduszkę w kształcie myszki, a jej ciało w miejscach uszkodzonych były starannie obwiązane czystym bandażem. Tylko jej skóra była brudna, lecz nie chciał przestraszyć dziewczynki wilgotną cieczą. Pamiętał z pobytu na plaży, że piasek to jej żywioł, a nie woda. Na ranie na szyi pod bandażem znajdowała się zmielona papka ziołowa mająca na celu ukojenie bólu podczas snu. Sypiała na podłodze, tam gdzie ostatnio widziała demona.
Młodzieniec w drugim kącie pokoju kąpał się w małej misce z wodą, która poszarzała od posoki i brudu. Trudno to nazwać kąpielą, lecz wystarczyło. Ukye w ogóle wyglądał na wychudzonego, wystawały mu gdzieniegdzie kości i żebra, mimo wszystko zachowywał się w porządku. Co prawda z flegmatyzmem nakładał bandaże na siebie, jednak taki miał zwyczaj. Przynajmniej nigdy nie musiał poprawiać splotu, chyba że wtedy, gdy przesiąka krwią. Skończył już oplatanie torsu, który wymagał dwóch rolek materiału, ale cieszył się, że w ogóle żyje. Co prawda rany zniknęły jak ręką odjął, jednak musiał mieć się na baczności, gdyż w tych miejscach skóra była cienka, dopiero co zrośnięta magią. Poza tym maskował sobie blizny wypalone wcześniej na ramionach, a te przy wargach zakrył golfem z podkoszulka maskując skórę przed światem zewnętrznym. Tylko duże fioletowe oczy z widocznymi źrenicami nie zostały zakryte, i to one spoglądały raz za czasu na Ny-Ny. Demon stawiał ciche, niestabilne kroki wzdłuż ścian, o które się opierał przedramieniem i tak przemieszczał się wolniutko, po cichutku. Też cicho usiadł przy dziewczynce, na którą starał się nie patrzeć przenikliwym spojrzeniem, aby nie zbudzić jej ze snu. Tak na dobrą sprawę nie powinno ich tu być - cały strych został zdemolowany, skrwawiony, słyszał gdzieś na zewnątrz jakieś głosy oburzonych uczniów narzekających na hałas z góry. A może to lęk wyolbrzymiał sytuację? Tak czy siak lokum nie nadaje się do użytku - już nic nie zostało z ręcznie zrobionego aneksu kuchennego, łóżka i większości kartonów. Tak jakby przelatywała tędy trąba powietrzna.
Tuż po przebudzeniu, to jest godziny takiego solidnego, ale zbyt krótkiego snu, zdecydował się przygotować ich do ewakuacji. Miał przy sobie tobołek z kilkoma drobiazgami (w tym dwa kubki, kilka saszetek z ziołami, ciuch na przebranie i... tyle), lecz i tak najważniejszy element przeprowadzki leżał pod jego stopami zwinięty w kocyk. Ostrożnie schylił się po ostatni "bagaż" i wziął go w ramiona, żeby tym razem wyjść przez okno i zostawić to zdewastowane, jednakże ciche miejsce losowi. Gdyby miał czas, posprzątałby tu chociaż, lecz spieszył się, nim większość uczniów wróci z uczelni do internatu. Zwłaszcza, że będzie musiał wyjść na światło dzienne ze skrzydłami, których nie mógł zniwelować.

[z tematu x2 - pokój Shiyu]
Sponsored content

Strych Internatu - Page 2 Empty Re: Strych Internatu

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach