Góry
Sob 23 Paź 2010, 12:11
Śnieżne góry , jeśli ktoś nie jest doskonały we wspinaniu niech lepiej nie podchodzi tu. Nie hałasować!! Lawiny spadają.
Re: Góry
Sro 23 Maj 2012, 15:46
First Music Theme -> In the Train Episode
W pociągu było bardzo tłoczno. Takie wrażenie odniósł na samym początku, ale nie zdawał sobie sprawy, że ten pociąg ma wydzielone aż 3 wagony specjalnie dla Gubernatora. Aż trzy z pięciu długich wagonów. Pociąg po paru minutach wyruszył. Czuć było leciutkie szarpnięcie przy ruszaniu, ale w tym tłumie kilka osób się przewróciło. Można się tego było spodziewać. W końcu wiele osób nie miał się czego złapać, więc nawet nie było dziwne, że polecieli na twarz. Pierwszy wagon, w którym się znalazł był więc prawie pełny. Ciężko było się poruszać, ale dotarł w końcu do drzwi prowadzących do następnego przedziału. Liczył, że w ten sposób dojdzie do przedziału gubernatora. Drzwi były jednak zablokowane.
- Przepraszam bardzo. Dlaczego te drzwi są zablokowane?
- Prawdopodobnie wagon dalej jest gubernator.
Skrzywił głowę i chwilę patrzył przez szybę i dopiero teraz zauważył, że w tamtym wagonie jest zaledwie pięć osób - strażnicy z bronią, a poza nimi żadnego zwykłego człowieka. Oprócz tego jakieś walizki, nesesery i dziwne urządzenia elektryczne. Jedną z osób w tamtym wagonie był osobnik, którego pobił przy murze posiadłości Velasqueza. Wtedy było ich dwóch ale jednego nie było. Może był w innym przedziale. Ten był cały zabandażowany - głowa, ręce, szyja. Pewnie sporo złamań lub też pociął się na krzewie róży w którym wylądował. Zaczął się śmiać, nie tylko z powodu tamtego faceta, bo taki osiłek z taką ilością ran wyglądał komiczne. Śmiał się też z powodu ludzi, którzy pozwolili na to żeby ktoś ich ścisnął jak sardynki. Robił to na tyle głośno, że zwróciło na niego uwagę pół wagonu.
- Dlaczego tutaj jest taki ścisk jak tam jest tyle wolnych miejsc. Daliście się zapuszkować jak sardynki. Czy nie płaciliście za bilety?
Tymi słowami wywołał burzliwą dyskusję, a ludzie go wyklinali. Sama dyskusja i wyzwiska w krótkim czasie przerodziła się w gorliwą kłótnię w całym przedziale, aż w końcu tłum ludzi w tym wagonie zaczął się buntować. Ludzie krzyczeli na jednego z konduktorów, aby otworzył drzwi, bo tak nie może być. Z kolei Takishita przyciśnięty do szyby wpatrywał się na obitego mężczyznę. Ci zwrócili uwagę w stronę drzwi już jakiś czas temu, słysząc krzyk wielu ludzi, ale nie sądzili, że ludzie się buntują przeciwko nieuczciwej polityce. Widać, że gubernator nie wykupił biletów na jeden wagon, a na dwa lub trzy. Przez to zarządał sobie tego, żeby w tych wagonach był tylko on i jego świta. Konduktor próbował wytłumaczyć, że to nie tak i że spotkanie tam jest, bardzo ważne dla rozwoju miasta i tak dalej.
Część ludzi się uspokoiła, ale to nie zmieniło nic u młodszych i porywczych, którzy nie wierzyli w te kłamstwa. Ludzie od zawsze podejrzewali, że gubernator zbił kasę na ciemnych interesach, fałszerstwach i złym traktowaniu innych ludzi, ale nikt nie miał jasnych dowodów. Nie było bezpośrednich przesłanek. Policja wszczynała dochodzenie parę razy na wniosek wielu ludzi, ale nie było odpowiednich nakazów. Gubernator miał w swoich rękach prawników, sędziów i ludzi w zarządach. Dawał im niezłe łapówki, a te dowody znajdowały się między innymi w walizkach.
W końcu ten pokiereszowany, pobandażowany strażnik zdał sobie sprawę na kogo patrzy. Twarz Takishity zapamiętał bez większego problemu, bo nie zapomina się twarzy swoich oprawców. Odsunął się pod okno. Niemal próbował przejść przez ściany przedziału żeby się ulotnić i nie oberwać po raz kolejny. Wydzierał się jak głupi. Tak to wyglądało z perspektywy Takishity. W tamtym wagonie natomiast to wyglądało tak:
- Cholera! To on. To ten mnie pobił! To ten sam gnojek. Nie! Nie! Niech się nie zbliża!
Strażnicy wstali i spojrzeli przez szybę. Widzieli jedynie chłopaka, który nie wyglądał na silnego. Tak to jest jak ktoś stwarza pozory. Takishita jest fantastycznym figurantem. Podrapał się po głowie i zastanowił jak wejść do nich, nie niszcząc nic, szczególnie, że było tu pełno ludzi. Jedynie przyszło mu do głowy wyjście przez okno i wbicie się przez szyby w tamtym wagonie. Postanowił spróbować jeszcze prowokacji. Takie osiłki jak te zawsze dawały się łatwo sprowokować. Tak więc zaczął wystawiać do nich język i robić dziwne miny. Ten jeden cały czas coś krzyczał, a krzyczał:
- Zastrzelcie go. Wyrzućcie przez okno!
Dwóch z nich podeszło do drzwi. Przez chwilę tak stali, aż w końcu byli gotowi nacisnąć przycisk do otwierania drzwi. Z drugiej strony to by nic nie dało, bo drzwi były podwójne, a te z wagonu w którym był Takishita były zamknięte. Jeden z nich sięgał po krótkofalówkę. Takishita dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nie załatwi sprawy zbyt cicho jeżeli ich szef zostanie powiadomiony o tym wszystkim. Bez względu na wszystko musiał działać teraz bardzo szybko. Złapał się górnych ram i przeleciał do okna. Otworzył je, a śnieg i mróz zaczęły bardzo szybko wpadać. Ściana pod kierunek jazdy była w kilka sekund cała ośnieżona.
- Zamknijcie za mną. - krzyknął Takishita. Wychylił połowę ciała i wystrzelił ręką z całej siły. Złapał się za wystający element i przyciągnął. Leciał dość szybko, w pewnym momencie zrobił zamach nogą i wbił ją w szybę, a następnie puścił rękę, a dzięki temu że jedną nogą już był w wagonie nie miał problemu z dostawieniem tam reszty ciała. Używając niedawno opanowanej techniki błyskawicznego poruszania się zniszczył krótkofalówkę, powalił dwóch osiłków przy drzwiach, a pozostałych niedługo potem. Zostawił tylko tego jednego, który już był cały w bandażach i siniakach.
- To co. Tutaj macie złoto?
- O... oo... o czym Ty mó... mó... mówisz?
- To idziemy do Twojego szefa.
Złapał gościa z kołnierz i zaczął za sobą ciągnąć. Tymczasem konduktor przecisnął się pod drzwi żeby zobaczyć co wyprawia Takishita. Widząc rozróbę otworzył drzwi natychmiastowo i przeszedł do wagonu. Takishita w tym samym momencie rzucił ochroniarzem w drzwi do kolejnego wagonu. Ten przeleciał przez nie i spadł razem z nimi. Władca ognia przeszedł spokojnym krokiem zaciskając pieści do następnego wagonu. Z kolei jak chłopak opuszczał wagon to do niego wszedł już konduktor, a za nim tłum ludzi, którzy z ogromnym zdziwieniem obserwowali całą tę sytuację.
- Co jest? Jak pilnujecie złota i umów!
Ludzie słysząc to zaczęli biegać po wagonie. Niektórzy znaleźli zamknięte walizki, inni szkatułki. Wszyscy byli w amoku i zaczęli rozwalać walizki, żeby dostać ich zawartość. W walizkach były umowy i jakieś papiery.
W tym samym czasie Takishita stał przed trzema osiłkami, ale ktoś z tyłu powiedział żeby się odsunęli.
- Zajmę się nim osobiście. - powiedział chłodny głos. Facet rozłożył ręce na boki, a nad nimi zaczęły tworzyć się małe tornada, po chwili zamieniły się w wiry wodne. Takishita trafił na jednego z nielicznych władców w Seishi, który opanował dwa żywioły. Podczas ruszania ktoś w wagonie mówił o pewnym człowieku z zachodu, który ponoć jest władcą wody, który był w stanie opanować dodatkowo żywioł ziemi i dzięki temu potrafi tworzyć błotne lawiny, kontrolować rośliny. Wtedy pomyślał o dziewczynie którą spotkał, ale gdyby ona władała wodą, to raczej miałby przekichane. Może po prostu nie zdążyła pokazać drugiej natury. Ten osobnik najpierw stworzył tornada, a dopiero później pojawiła się woda. Bez wątpienia trafił na władcę powietrza. Ale z wodą nie będzie mieć łatwo. Strażnicy już stali pod ścianami, a gubernator na drugim końcu wagonu. Teraz stali naprzeciwko siebie Takishita i ten dziwny typek.
Pierwszy zaczął tamten. Zrobił zamach rękami, a tornada powędrowały w kierunku Takishity, który zrobił unik dzięki swojej szybkości. Jednak ten facet potrafił doskonale kierować swoimi atakami. Takishita zaczął wyprowadzać pojedyncze ciosy, ale nie trafiał, ponieważ podmuchy uniemożliwiały odpowiednie trafienie tego dziwnego przeciwnika.
- Grasz nieuczciwie.
- Nie wiesz z kim zadzierasz władco ognia! Jestem Melhior Baltazar. Władca powietrza i wody. Nie masz ze mną szans.
Przez praktycznie kilka minut walka wyglądała tak samo. Takishita ciągle robił uniki, a przeciwnik nieustannie kierował za nim swoje wodne tornada. W końcu władca ognia zwrócił uwagę na to, że jego przeciwnik trzyma go na dystans. To oznaczało tylko jedno. Ten gość jest nie tylko wolny, ale pewnie i słaby jak Ci ochroniarze. Jego jedyną mocą są dwa żywioły, które bez wątpienia opanował do perfekcji. Taką miał taktykę. Chciał zamęczyć Takishitę, który w istocie był coraz wolniejszy. Nie mógł tak dalej przeciągać walki. Zaczął naprężać ręce i nogi, aby nakręcić swoją krew, aż w końcu zaczęła się gotować i jego ciało parowało. Temperatura w wagonie nieco się zwiększyła. Takishita coraz bardziej się nakręcał, aż w pewnym momencie stanął. Temperatura wokół niego gwałtownie wzrosła, a wodne tornada nieuchronnie zmierzały ku niemu. Przeciwnik nie przewidział tylko jednej rzeczy. Tak mała ilość wody wobec tak wysokiej temperatury nie miała szans. Wyparowała w oka mgnieniu, a podmuchy doprowadziły do tego, że wokół Takishity pojawił się ogień. Chłopak wiedział, że stwarza w ten sposób niebezpieczeństwo dla ludzi, a słysząc słowa z wagonu, z którego przyszedł:
- Gubernator jest oszustem. Te papiery pokazują to. Trzeba z tym iść na policję. - mógł spokojnie opuścić już pociąg, bo taki miał właśnie cel. Zdemaskować go i pokazać dowody jego winy. Nie spodziewał się, że misja będzie tak łatwa. Wszystko było na miejscu, a przynajmniej część dowodów. Tego czego tu nie znaleziono musiało znajdować się w rezydencji, a mając już to co mieli w tej chwili mogło im pozwolić na zinwigilowanie wszystkiego. Gubernator był umoczony po pachy, a w dodatku jego najlepszy ochroniarz i ten, który wykonywał dla niego zlecenia miał problemy z prostym władcą ognia.
Teraz tylko Takishita musiał zadbać o bezpieczeństwo ludzi. Tak więc pobiegł w kierunku władcy żywiołów i wymierzył nogą.
- Gomu Gomu no Stampo.
Kopnął przeciwnika tak, że przebił się przez ścianę wagonu, a następnie sam wyskoczył za nim.
Bez wątpienia ten wagon będzie wymagać remontu, bo z dwóch stron jest zniszczony, a w dodatku szybko zrobiło się zimno i nasypało śniegu. Ludzie przypilnowali, aby gubernator ze swoimi osiłkami został w tym przedziale do następnej stacji i marzł.
Natomiast Takishita cały płonął. Był to prawdziwy ogień, nad którym jednak nie był w stanie zapanować. Dodatkowo naramiennik, który otrzymał sprawiał, że ten ogień był większy. Wylatując z pociągu, leciał w dół. Dobre pięćdziesiąt metrów. Wylądował tuż obok przeciwnika, który jak się domyślał mógł zabić już jednego władcę ognia, który był silny, więc dla Takishity było to ogromne wyzwanie. Szczególnie, że ogień znowu przygasł, bo wylądował w grubej warstwie śniegu, która co prawda stopiła się wokół, że powstała niewielka okrągła arena, ale ten śnieg przygasił też i temperaturę władcy ognia. W dodatku przez to przypadkowe zajście wokół było teraz wiele kałuż. Teraz dopiero jego przeciwnik będzie niebezpieczny. Musiał więc zakończyć walkę bardzo szybko, a szczególnie w bezpośrednim starciu. Zaczął biec, chociaż przychodziło mu to z trudem. Chłód znacznie go osłabił, ale nie tylko jego. Przeciwnik wyglądał na nieco odrętwiałego. Wyraźnie panowanie nad żywiołem wody staje się w tej chwili minusem. Próbował wytworzyć tornada i nie miał z tym problemu, ale próba dodania wody sprawiła, że jego ręce pokryła gruba warstwa lodu.
Bez rąk też potrafił działać. Co raz wypowiadał różne słowa:
- Podmuch. - a Takishita został odbity przez ścianę powietrza i wbił się w warstwę śniegu. Śnieg mu przeszkadzał, ale na szczęście kałuże zamarzły. Jego przeciwnik stracił możliwość zapanowania nad żywiołem wody w tych warunkach, ale zyskał dużą przewagę w żywiole powietrza, bo wiatr co raz powiewał, a chłodne powietrze źle wpływało na Takishitę. Wcześniej jakoś nie miał problemów z tym, ale teraz warunki mu nie sprzyjały. Spojrzał w kierunku góry. Tam wieje jeszcze mocniej i jest jeszcze zimniej. Jeżeli nie poradzi sobie w tych warunkach i nie pokona tego gościa to tam nigdy się nie dostanie. Co jest zresztą logiczne, bo jak przegra to zginie. Z drugiej strony jeżeli zwycięży, a nie będzie mieć sił to na górę też nie wejdzie i znajdzie tej jaskini. A jeszcze musi właśnie znaleźć tę dziwną i tajemniczą jaskinię.
- Powietrzne szpilki.
Ten cios z kolei był niemal gwoździem do trumny. Skupione w odpowiedni sposób powietrze wytworzyło szpilki, które porozcinały skórę na ciele władcy ognia. Nie mogło obyć się bez krzyku, bo ból był niesamowity. Było tak zimno, że krew niemal od razu zastygała i samo zastyganie przynosiło drugie tyle bólu. Najgorzej, że nie był w stanie podejść bliżej. Mimo ogromnego zmęczenia fizycznego odczuwał wciąż ogromne pokłady mocy wewnątrz siebie.
Music Theme -> The fight and fire Episode
_______ {Przypomniał sobie jeszcze raz naukę Ukye, który instruował go o manie. Potem Takishita był w stanie wykorzystać manę do wytworzenia bariery, jaką robił okularnik. No właśnie. Jeszcze ta osoba, którą musi zniszczyć. Podpadł mu, ale też nie jest pewien komu powinien zaufać. Karin także mogła go okłamać, a jeżeli ona jest władczynią ognia to musi przewyższyć ją kilkakrotnie, a nie zrobi tego bez panowania nad żywiołem, a ciągle jest tak blisko tego wszystkiego. Ma ten żywioł na wyciągnięcie ręki i przypomniał sobie o kapeluszu. Wtedy spalił się w locie. Myślał czasami, że to od ognia z ogniska albo od żaru, który wtedy wytwarzał, ale czuł w ręce niesamowitą ulgę. Czuł niezwykły spokój wpatrując się w ogień i nabrał w tej chwili ogromnej ochoto po raz kolejny ujrzeć i dotknąć ogień. Oczami wyobraźni widział tlące się ogniki, które uspokajały go, a spokój przynosił mu dodatkową energię.
- Powietrzny Shuriken. - a przeciwnik rzucił wirem, który uderzył Takishitę w brzuch i rozdarł mu koszulkę i zranił cały brzuch. Pojawiły się dwa duże rozcięcia na jego ciele. Musiał stawić czoła władcy o potężnej manie, ale sam wcale nie miał mniejszej. Uświadomił sobie, że wykorzystanie many musi być prostsze niż mu się wydaje. Przeciwnik zasługiwał jednak trochę na litość. Taki wniosek wysnuł na samym początku, ale zanim zdecyduje się uwolnić całą swoją moc to jeszcze się upewni, żeby nie zabić osobnika, który zasługuje na to by żyć.
- Czy zabiłeś kogoś?
- A jak myślisz?! Wirujący sztylet. - a zaraz po tym w stronę Takishity leciał zaostrzony kształt powietrza, który rozcinał sypiący z nieba śnieg. Tylko dzięki temu widać było ten kształt. Leciał prosto w szyję chłopaka, ale tuż przed nim ten sztylet spłonął. Po prostu zniknął, nie dotarł do celu, bo spłonął jakby zderzył się ze ścianą. Niesamowicie gorącą ścianą.
- Co do...? Zginiesz jak robak. Uderzenie huraganu!
Tym razem przeciwnik wytoczył tak potężną broń, że aż opadł na kolana. Przez chwilę nic się nie działo.
- Zabiłeś bez powodu? Niewinne osoby też?!
- Ty będziesz kolejną.
Takishita się wzburzył. Wiedział już, że nie powinien mieć litości. Bez wątpienia ten władca żywiołu miał wiele na sumieniu. Nawet nie obchodziło go teraz czy zabijał wyłącznie dobrych, czy może też i tych złych. Gdyby miał to być rozrachunek grzechów to pewnie ten Baltazar nawet mają po równo dobrych i złych czynów. Suma byłaby negatywna, bo waga tych złych byłaby dużo większa. Nie jemu jednak rozliczać, ale nie ma powodu przed wzbranianiem się. Szczególnie, że Takishita poczuł iż przeciwnik wypowiadając uderzenie huraganu użył potężnej ilości many, a siły samego władcy znacznie zmalały. Przez ułamek sekundy zrobiło się całkowicie cicho. Takishita wiedział, że to jest cisza przed burzą i uderzenie które nadejdzie może go zabić, a teraz jedynym wyjściem z tej sytuacji jest to na co się zbierał od paru minut.
Takishita stał tam wśród tumanów pyłu i zgliszcz. Wokół niego wirowały niewielkie ogniste spirale, teraz niemal połowa ciała była spowita płomieniami, które powoli przygaszały. Użył sporej ilości many, ale wciąż to nie było wszystko co mógł pokazać. Jego przeciwnik leżał teraz ponad pięćdziesiąt metrów dalej. Cały spopielony i wyglądało na to że martwy. Gdzie niegdzie jeszcze paliła się ziemia i drzewa. Siła rażenia była bardzo duża. Inaczej nie byłby w stanie wykrzesać z siebie ognia gdyby nie wyrzucenie jego dużej ilości na raz. Powoli ogień na jego ciele malał, aż w końcu ukazała się cała jego sylwetka. Był parę centymetrów wyższy i lepiej umięśniony. Wyzwolenie tegoż żywioły dokonało w nim przemian. Wydawał się nieco starszy. O dwa, a może trzy lata. Jeszcze sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Jego siła była nieco większa, a wraz z ogniem uzyskuje także większą szybkość.
Podszedł do przeciwnika. Nie wyczuwał żadnych sił życiowych. Załatwił go na amen, ale sam czuł się trochę słabo. Many miał jeszcze w zanadrzu całkiem sporo, ale zmęczenie fizyczny było spore. Teraz jednak musiał udać się do jaskini, bo znowu zaczynało być chłodniej. Przez jeszcze pewien czas padał deszcz, bo powietrze wciąż było bardzo gorące, ale jednak było zbyt zimno, więc i temperatura spadała bardzo szybko. Musiał więc znaleźć jaskinie w której bez wątpienia znajdzie schronienie i wypełni całą swoją misję. Nie mógł jeszcze nic dostrzec w dalszej odległości, ponieważ kurz krążył po tym obszarze, a dalej sypał gęsty śnieg. Widoczność więc była bardzo niska.
Wiedział, na podstawię kartki którą otrzymał, że jaskinia jest wysoko. Najpierw próbował odnaleźć kierunek na podstawie wcześniej zapamiętanych punktów w Chiru. W końcu wiedział, gdzie mniej więcej jest. Ruszył w stronę gór. Wyszedł poza obszar spalonej ziemi i stąpał jeszcze po twardej zmarźlinie na której śniegu nie było, bo cały został zdmuchnięty przez falę uderzeniową, która przeszła po wybuchu. W końcu musiał wejść w grubszy śnieg i przedzierać się przez niego. Musiał postawić jednak na swoją manę. Teraz już nie miał problemu przed wytworzeniem ognia. Nie musiał nawet wypowiadać słowa, żeby płomienie pojawiły się. Teraz mógł stworzyć zwykły żar poprzez mały płomień, a dzięki temu nie obciążał znacznie ciała jak poprzez napędzanie krwi. Uśmiechnął się w duchu. Dużo zyskał na tym. Szedł tak z wysuniętą do przodu ręką, która paliła się jak pochodnia. Do tego także nogi i dzięki temu szedł przez śnieg jak normalną drogą. Po paru kilometrach doszedł do niewielkiej wioski. Było tam osiem domów. Postanowił odpocząć i poprosić o wyleczenie ran. Miał nadzieję, że trafi na miłym ludzi. Zapukał do pierwszego domu, ale nikt nie otwierał. Później do drugiego i kolejnych. Nikt nie otwierał. Zastanawiał się nad wyważeniem drzwi i wejściem, bo być może nikt tu już nie mieszka. Dopiero tuż przez podjęciem ostatecznej decyzji wyczuł niewielką siłę w jednym z domków i ujrzał dym z komina innego domu. Podszedł jeszcze raz i zapukał. Czekał chwilę, ale dalej nikt nie otwierał. Podszedł do okna i zaczął się przyglądać. Aż szyba przed nim pękła i kula przeleciała przez jego głowę. Tym razem nie działała gumowość. Szczególnie, że na takim mrozie guma stawała się twarda, ale miał świetny instykt i ognień panował coraz lepiej. Kula zaczęła się spalać jeszcze przed nim, ale przeleciała przez jego ciało, a raczej ogień, gdyż ta część głowy zamieniła się na chwilę w ogień. Dzięki temu uniknął obrażeń.
- El diablo! - darł się ktoś w środku, a zaraz po tym kolejny huk. Bang, bang. Kolejne kule przelatywały przez niego.
- Hej! Jestem przyjacielem! - Nie zdążył się dłużej tłumaczyć gdyż zemdlał.
Nie wiedział ile godzin mogło minąć, ale obudził się o poranku, bo słońce świeciło mu jasno w oczy. Było bardzo zimno, ale jednak był owinięty kocem. Zwisał w pewnym sensie, zakuty na zewnątrz. Nogi miał luźno. Wisiał dobre trzy metry nad ziemią. Pewnie tak, żeby nie mogły go zjeść zwierzęta. Był niesamowicie głodny. Trochę bolało go żebro, ale poza tym czuł, że ma coś na swoich ranach. Najwidoczniej mieszkańcy tej wioski opatrzyli go, ale nie byli zbyt ufni więc uwięzili na zewnątrz. Dziwne traktowanie przybyszy. W końcu otworzył szerzej oczy i rozglądnął się. Na zewnątrz nie było nikogo, ale w jednym z domków przy oknie siedział starszy mężczyzna ze spluwą na kolanach i przysypiał. Gdyby chciał to stopiłby te łańcuchy i się uwolnił, ale postanowił podejść do mieszkańców pokojowo. Chce wiedzieć co wywołuje u nich taką nieufność i zachowanie. Po paru minutach facet przy oknie zauważył, że Takishita jest już przytomny. Wstał i poszedł gdzieś w głąb domu, a po kolejnych paru minutach wyszedł z dwójką innych mężczyzn. Jeden miał siekierę, a drugi gaśnicę. Dopiero ten drugi go przeraził. Z tych wszystkich rzeczy najmniej się bał prostego przyrządu gaśniczego. Mężczyźni mówili w dziwnym i niezrozumiałym dla niego języku. Chyba sami się tego domyślili, bo w końcu zapytali, że potrafił odpowiedzieć.
- Czym jesteś?
- Podróżnikiem.
- Wrrr... Nie kpij z nas! Paliłeś się, a nie byłeś poparzony.
- Ahh... To? Jestem władcą ognia. Podróżowałem z Chiro. Zmierzam w góry po pewną rzecz.
- Łżesz! Po co przyszedłeś do naszej wioski. Miałeś rany cięte na całym ciele, przyszedłeś z kierunku w którym coś wybuchło. Tydzień temu to sprawdzaliśmy. Z tamtego kierunku jest ślad.
- Wari. Moja wina. Pierwszy raz użyłem ognia i mi się wybuchło, ale już panuję nad tym. - wtedy zamienił ręce w ogień i uwolnił się z łańcuchów. Wylądował tuż przed nimi, ukłonił się i wyszczerzył zęby.
- Chciałem tylko odpocząć, coś zjeść i ruszać dalej. Dziękuje za opatrzenie mnie i okrycie tym płaszczem.
Mężczyźni odsunęli się i stali z trzęsącymi się rękoma. Takishita lekko rękami pokazywał, aby opuścili broń.
- Spokojnie. Nie będę was niepokoić. Czy coś tu się stało?.
- Tutaj? Nic.
- Yokatta. Więc macie coś do jedzenia?
- NIE! To małą wioska i mamy skromne zapasy.
Takishita poprzeciągał się trochę i zrobił parę podskoków w miejscu. Potem odwrócił się i pobiegł w las. Zapamiętał przy okazji manę ludzi z tej wioski. Ruszył, aby zapolować. Nie był pewien czy o tej porze coś znajdzie w tym miejscu. Starał się wybadać manę zwierzaków. Przez wiele kilometrów nic nie wyczuwał, aż znalazł się przed niską jaskinią. W niej znajdowało się kilka słabych energii. Wszedł i ujrzał kilkoro niedźwiedzi. Jeden z facetów z wioski miał na sobie niedźwiedzią skórę. Pomyślał, że może tym się żywią, więc złapał jednego z nich, ale potem puścił. Był samiec, samica i dwa małe. Nie powinien rozdzielać rodziny. Zostawi niedźwiedzia na ostatek, jeżeli nic innego nie znajdzie. W końcu udało mu się trafić na grupkę dzików. Złapał dwa dorodne i grube dziki. Zabił je szybko, żeby długo nie cierpiały. Mógł wrócić do wioski. Na miejscu nie było znowu nikogo.
- Wróciłem.
Wtem wyszło dwóch, ale innych mężczyzn. Stali na ganku jednego z domu. Chwilę wpatrywali się w niego, aż krzyknęli z ogromną radością. Zdziwił się ich reakcją, bo wcześniej ludzie zachowywali się wobec niego niemiło, a teraz taki entuzjazm.
- Tatoooo!!! To on! Mówię Ci po raz drugi, że to ten bohater z Chiru.
Pojawili się też mężczyźni, którzy wcześniej w niego mierzyli ze strzelby jak i z gaśnicy. Patrzyli się na rozentuzjazmowanych chłopaków, którzy teraz skakali wokół niego, aż podeszli do dzików.
- Wooooooooowuuuw. Sam je upolowałeś? Niesamowite.
- Odsuńcie się od niego.
- Upolowałem jedzenie. Jeden będzie dla was, a tego sam bym zjadł.
- Dla nas?
- To on. Takishita.
- Znamy się?
- To Ty, prawda? - zapytał jeden z nich pokazując gazetę ze zdjęciem bohatera z dzielnicy Deep Snow w Chiru. Inni popatrzyli na gazetę i jeszcze raz na Takishitę. Bez wątpienia na pierwszy rzut oka nie poznali go, gdyż przez opanowanie ognia zmienił się nieznacznie jego wygląd. Dopiero po dokładnym przyglądnięciu się i porównaniu zdjęć mężczyźni zauważyli podobieństwo i przepraszali go w ukłonach.
Tego samego wieczoru uczta były przygotowana. Dwa duże dziki przygotowała jedna z gospodyń i przysiedli wszyscy do jednego stołu w domu jak się później okazało władcy lodu. Człowiek ten miał już 106 lat i znacznie mniejsze siły niż lata temu, ale wyglądał całkiem nieźle, jak pięćdziesięciolatek. W końcu się najadł i wyspał w wygodnym łóżku. Następnego dnia z samego rana pożegnał się z mieszkańcami i podziękował za wspólną ucztę. Musiał ruszać dalej. Miał pewną misję do wykonania. Tak też minęły dwa tygodnie od jego wyprawy z miasta Chiru. Przez ponad tydzień był nieprzytomny, ale nic przez ten czas nie stracił.
Podczas uczty władca lodu wskazał mu drogę do jaskini, której szukał. Miał więc teraz zadanie nieco ułatwione, choć po drodze może spotkać groźne zwierzęta. Najgroźniejszymi mogą być białe króliki. Króliki w tych górach są wyjątkowo groźne, ponieważ nie lubią trawy jak ich krewniacy. Te króliki uwielbiają mięso. Atakują ludzi i poruszają się w wielkich stadach. Jeżeli człowiek trafi na stado dwudziestu królików to może nie wyjść z tego cało. Jednak on jako władca ognia zaśmiał się. Pociekła mu ślinka na wieść o możliwości skonsumowania stada królików. Miał wręcz nadzieję, że będzie mieć tą przyjemność.
Droga wskazana przez władcę lodu Markosa, była bardzo łatwa. Ścieżka prowadziła bardzo wysoko. Miała się kończyć na 3 kilometry od jaskini. W końcu i doszedł do końca ścieżki, wiedział więc, że już jest blisko swego celu podróży. Niestety nie spotkał posiłku. Pozostała część drogi była trudna, gdyż ciężko było przeprawić się przez zaspy śniegu, a Markos ostrzegł go przed używaniem żywiołu. Mógłby wywołać potężną lawinę z której nie wyszedłby cało. Po prostu zbyt duża ilość śniegu by go przysypała. Tak więc męczył się wyjątkowo długo. W pewnym momencie poczuł, że coś go gryzie w nogę. Potem w rękę, aż ujrzał wystające uszy. Nie pomyślał, że te króliki będą pod śniegiem. Teraz zrozumiał dlaczego są takie groźne. Nie mógł używać ognia. A przynajmniej nie powinien, ale z drugiej strony jak się nie będzie bronić to go zjedzą cholerne króliki. Tak więc przyspieszył i w końcu dotarł przed jaskinie. Teraz już siedziało na nim około dziesięciu królików. Wszedł do jaskini i dopiero teraz użył ognia, a następnie wyłapał te zwierzaki zanim uciekły. Przypiekał je przez kilka minut i zjadł.
- Ale to było dobre. - poklepał parę razy po brzuchu i stanął znowu na nogi.
Wtedy skapnął się, że to nie ta jaskinia. Nie widział nigdzie miejsca, gdzie mógłby kupić czosnkowe kluski. Niemal by zapomniał o tym drobnym fakcie. Wyjrzał z tej jaskini i rozglądnął się po okolicy. Ujrzał nieco wyżej kolejną jaskinie, a przy niej były dwa domki.
- Gomu Gomu no Pistolet. - wystrzelił ręką w kierunku jednego z domków i złapał się belki na ganku, a następnie przyciągnął. W ten sposób zamiast męczyć się kolejne dwie godziny z wchodzeniem pod górę przez zaspy śniegu pokonał tę drogę w dwie sekundy. Potem sobie pomyślał jaki jest głupi, bo mógł przecież pokonać tę drogę dużo szybciej od samego początku. Stał teraz na ganku i ujrzał szyld. "Sklep przy Jaskini". Niezbyt błyskotliwa nazwa. Nawet on sam wymyśliłby coś dużo ciekawszego. Wszedł do środka, przy wejściu zabrzęczał dzwonek i zaraz do Takishity doskoczył ogromny pies - bernardyn. Strasznie go obślinił.
- Już dobrze, dobrze piesku.
- Lucyfer! Do nogi. - zagrzmiał głos, a za ladą siedział mężczyzna o kruczoczarnych włosach i strasznie przenikliwych włosach. - Taaak. Spodziewałem się, że w końcu się ktoś tu zjawi. Długo nie było żadnego śmiałka. Witam przy Jaskini demonów. Co Cię tu sprowadza.
- Przyszedłem kupić kluski czosnkowe i...
- Hahaha. A więc przysłał Cię ten stary pryk. Nieźle sobie z Ciebie zażartował... ale chwila. Ten naramiennik! A to czart! Co masz mu przynieść?
Takishita wyciągnął papier, trochę nadpalony, ale zachowały się najważniejsze informacje. Mężczyzna aż przycisnął kartkę do twarzy. Nie dowierzał chyba temu co widzi.
- O mój szatanie! Jeżeli on Ci każe to przynieść to albo jesteś głupi albo potężny! Masz Ty większy diable niż ja i idź mi precz po tę rzecz. Masz kluski za darmo! Nie Cię piorun razi.
Zachowanie mężczyzny wydawało się nadzwyczaj dziwne, ale Takishita miał szczęście do takich osobników. Wzruszył ramionami i wyszedł. Drugi domek miał szyld: "Dom Diabła". Bardzo ciekawa nazwa. Czas go jednak gonił, a stracił już prawie trzy tygodnie. Wszedł do jaskini. Było w niej bardzo ciemno. Była niezwykle pozakręcana przez co światło już po drugim zakręcie znikało. Musiał więc zapalić mały płomyczek żeby nie chodzić po omacku. Minął złoty słup, srebrny łuk i jakiś wielki topór. Już taką broń gdzieś widział. Zresztą ten łuk też widział na obrazku. Nie widział jednak przedmiotu, który spełniał wymagania z kartki. Jaskinia wydawała się ciągnąć bez końca, a przed sobą słyszał szepty. Po bodajże piętnastym zakręcie, a pewnym tego nie był, bo było ich naprawdę dużo znalazł się przed dziwnym jegomościem. W tej części jaskini znajdowały się normalne, elektryczne latarnie. Gdyby nie płonęła jego ręka i rozświetlała jaskini to pewnie zauważyłby, że się jasno robi. Gość ten miał potężną zbroję, ale dwa krótkie miecze. Wyglądał śmiesznie.
- Cześć. Nie wiesz gdzie znajdę ostrze wbite w ścianę ze złotą rękojeścią?
- Buahahahahahahahahaha. Za to, że mnie rozśmieszyłeś wskażę Ci to miejsce. Chodź za mną karzełku.
Władca ognia aż się przewrócił po tych kpinach. Lekka zniewaga, ale ją sam zlekceważył. Szedł za wielkim stworem. Tutaj jaskinia rozchodziła się w trzy miejsca. Sam by nie wiedział gdzie iść dalej, ale wielkolud poszedł w środek. Szli prosto między latarniami aż doszli w ślepy zaułek, ale w ścianie był przedmiot który szukał Takishita.
- Jestem Zanzoken. Strażnik trzech bram. Zwykle walczę z podróżnikami, ale bywają oni dużo silniejsi od Ciebie. Nie wiem jak doszedłeś tak daleko, ale rozbawiłeś mnie, a nikomu to się nie udało. Proszę. Próbuj wyciągnąć.
Music Theme -> Taking of the weapon Episode
Władca ognia podszedł do skały i złapał rękojeść. Rozpoczął próby wyciągania, ale nie udawało się. Męczył się bardzo długo, próbował używać własnej siły, ale nic z tego. Broń ani drgnęła. Skała w dodatku wydawała się być bardzo solidna.
- Nawet ja tego nie wyciągnę. Jeszcze nikt mnie nie pokonał!
Wielkolud cały czas się przechwalał i wyśmiewał z Takishity. Ten wiedział, że jeżeli już wyciągnie tę poszukiwaną broń, to wielkolud nie tylko przestanie się śmiać z niego, ale będzie się go bać. Nie działała siła więc postanowił użyć żywiołu i stopić skałę. Miał nadzieję, że nie stopi miecza, bo wtedy pewnie ten olbrzym da mu popalić w inny sposób. Tak więc zaparł się stopami i postarał się wytworzyć ogień w nogach. Dawał gazu ile się da, ale skała nie topiła się nic, a nic.
- Wielu różnych władców żywiołów próbowało tak zrobić, ale żadnemu się nie udało. Ta skała jest niezwykle silna. Ta broń należała do władcy lawy, który ponoć przypiekł ten granit lawą, dzięki temu jest nieludzko silna.
Faktycznie wydobycie tego orężu było ciężkie. Odsunął się i chwilę tak stał opierając się o ścianę. Tupał nogą, ale nie mógł nic wymyślić. Spojrzał na wielkoluda.
- Kim w ogóle jesteś?.
Ten omal się nie przewrócił. Tupnął mocno nogą i zaczął mu grozić pięścią.
- Czy w ogóle mnie słuchałeś? Chcesz dostać?
Takishita podszedł jeszcze raz do miecza. Tym razem jednak przez próbą ściągnął naramiennik. Strażnik przyglądał się przedmiotowi. Nie znał go, bo przedmiot nie leżał tak daleko. Strażnik już od wieków pilnował tego miejsca. Taka misja tego demona, który został uwiązany do jednego miejsca. Nie wiedział też, że tym co nie pozwalało mu przekroczyć pewnej granicy był ten złoty oręż. Władca ognia odwrócił się od miecza i zaczął biec w przeciwnym kierunku, do samego rozgałęzienia.
- Hej, czekaj. Uciekasz? Hahahahaha.
Plan Takishita jednak miał. W pewnym momencie biegu rozciągnął swoją rękę ku rękojeści, a drugą zaparł na ścianie. Następnie nogi wyrzucił w stronę broni i zaparł na ścianie. Uderzając nimi w ścianę, spowodował niewielkie trzęsienie, zaparł się mocniej i zaczął mocno ciągnąć. Rozpalił jeszcze raz płomienie na nogach. Potem zaczął przyciągać resztę swojego ciała do ręki którą się trzymał daleko na rozgałęzieniu. W końcu coś drgnęło. Poleciał jeden kamyk.
- Bakana.
Broń drgała w skale. Aż w pewnym momencie wyszła odrazu cała, a on wraz z nią wystrzelił jak z procy i uderzył w ścianę przy rozgałęzieniu. Wstał, otrząsnął włosy z piachu i pyłu, a potem ubranie. Sięgnął po broń, ale ujrzał coś zupełnie innego niż mu się wydawało. Ten przedmiot wyglądał inaczej jak był w skale, a teraz wyglądał jak patyk. Miał co prawda złotą rękojeść, ale wyglądał tak zwykle. Jak laska dla starca. Złapał za ten kij i ukazało się ostrze. Jakby wyrzeźbione z tego drewna.
- Sugei.
- Bakemono. Czym Ty jesteś? Nie jesteś władcą ognia?
- Jestem. - uśmiechnął się Takishita. - Okej. Mam to po o przyszedłem. Mogę iść.
- Czekaj. Jak się nazywasz?
- Takishita.
- Zapamiętam Twe imię chłopcze.
Mógł teraz iść ze zdobyczą do starca. Zastanawiał się co może ten staruch z tym czymś zrobić i czy to jest faktycznie broń, czy kij do podpierania. Demon szedł tuż za nim, aż w pewnym momencie przystanął. Takishita minął zakręt i się zatrzymał.
- Po co tu w ogóle stoisz?
- Nie mogę przejść tego zakrętu.
- Próbowałeś?
- Wiele razy, ale zaprzestałem, bo po wiekach prób nie ma sensu dalej próbować. Jak przechodzę pewien obszar to zamieniam się w królika.
- Haha. Takiego białego, jak te przed jaskinią?
- Tak. To są demony, które zbuntowały się i nie bronią ważnych artefaktów. Wszyscy strażnicy przede mną musieli zamienić się w króliki. Dziewięciu strażników za mną także.
- A może już się nie zamienisz? Chodź. Takishita złapał demona za kołnierz i zaczął ciągnąć. Ten zapierał się, ale w końcu przeszli przez zakręt. Demon zaczął jęczeń i krzyczeć, ale kiedy minęli kolejne dwa zakręty zauważył, że nic mu się nie dzieje. Wtedy przestał się zapierać. Przystanął i oglądał swoje ciało. Było dalej takie same. Przez chwilę jeszcze stał z niedowierzania. W końcu zaakceptował to i zaczął iść za władcą ognia.
- Teraz rozumiem. To ten miecz. Mógł trzymać moją duszę. Im trudniej jest wyciągnąć broń ze skały tym potężniejsza dusza, którą musi trzymać duża siła. Dziękuje Ci wielki władco ognia.
- Hehe. Daj spokój. Teraz możesz robić co chcesz.
- Będę Ci towarzyszyć przez pewien czas jeżeli nie masz nic przeciwko. Dawno nie byłem na powierzchni.
- Hehe. Daj spokój. Teraz możesz robić co chcesz.
- Będę Ci towarzyszyć przez pewien czas jeżeli nie masz nic przeciwko. Dawno nie byłem na powierzchni.
- Subarashi. Możesz iść ze mną Zanzoken.
- Więc jednak słuchałeś co mówiłem!? - wydarł się w tym momencie demon.
W końcu wyszli obaj z jaskini. Minęli budynek, Takishita wziął jeszcze kluski czosnkowe i mogli ruszyć do Chiru. Demon z kolei jeszcze wstąpił do domu diabła i wyszedł z dwoma deskami.
- Załóż to na nogi. Będzie niezła jazda. - poczekał aż władca ognia zrobi to co mu polecił, a potem zanim sam założył deskę na nogi to podskoczył do góry i tupnął obiema nogami tak mocno, że powstał niewielki wstrząs, który sprawił, że z góry zaczął zsuwać się śnieg. Ponieważ byli blisko szczytu to nie miało ich co przysypać, ale Zanzoken zrobił to po to, żeby mogli zsunąć się na lawinie. Machnął ręką w kierunku Takishity i skoczył z deską na śnieg i zaczął zjeżdżać w dół. Takishita zrobił to samo. Niemal przewrócił się, ale po chwili był w stanie utrzymać równowagę. W miarę dobrze balansował ciałem, a jak był bliski upadku to wspomagał się płomieniami. Przypomniała mu się deska Karin. Ona latała w powietrzu, a on w tej chwili sunął na drewnianej desce po śniegu. Dzięki płomieniom był w stanie jechał prawie tak dobrze jak demon. Ten jednak nie jechał prosto jak Takishita, a robił masę zakrętów. Jeździł jak prawdziwy profesjonalista. W ten sposób zjechali w ciągu zaledwie dwóch godzin na sam dół i w dodatku byli u podnóża góry, zaledwie dziesięć kilometrów od miasta. Oczywiście demon wyhamował jak prawdziwy mistrz, ale Takishita wylądował deską na drzewie. Złamał deskę i drzewo. Sam sobie nic nie zrobił, bo tuż przed uderzeniem zamienił się w płomień, przeleciał przez wspomniane drzewo i przejechał jeszcze stopami po śniegu niemal jakby na łyżwach jeździł.
- Sogoi. Nie wiedziałem, że można aż tak szybko pokonać taki dystans tak łatwo.
- Bakayarou! Zniszczyłeś taką dobrą deskę.
- Warii. Pierwszy raz na takim czymś jechałem.
- Ah. Nie wiedziałeś jak wyhamować.
Takishita przez chwilę jeszcze obserwował dziwny kij, później spojrzał ku górze. Nie widział jaskini z której przywędrowali, ale dystans na pewno był spory. Lawiny przykryła wiele drzew. Wiedział, że wioska którą spotkał znajdowała się bardziej na wschód więc był bezpieczna, a do torów ta lawina nie dotarła. W dodatku widać było, że zabezpieczyli tory przed lawiną tunelem z plastiku lub też szkła. Duży plus dla architektów.
Myśli jego powędrowały też na ogień, nad którym teraz panował. Zamieniając się w ogień nie spalał swojego ubrania, ani rzeczy, które nosił. W jakiś sposób zamieniał je także w ogień. Przeznaczy dużo czasu na zapanowanie do perfekcji nad swoim żywiołem. Tymczasem pójdzie do centrum handlowego spotkać się ponownie ze staruszkiem w sklepie. Zdobył to co trzeba, zostawił naramiennik, więc misję wykonał. Czas teraz na nagrodę.
z/t do Centrum Handlowe w centrum Chiru
OCC: Opis za 3 tygodnie nieobecności.
Od 3.05 do 6.05 - pierwszy tydzień i 1/2 do levelu 11
Od 7.05 do 13.05 - drugi tydzień i level 11
Od 14.05 do 20.05 - trzeci tydzień i 1/2 do levelu 12
Dziś 23.05, jeszcze napiszę ze dwa, trzy posty w tym tygodniu i potem znowu mnie nie będzie przez pewien czas.
Ubiegam się o
W pociągu było bardzo tłoczno. Takie wrażenie odniósł na samym początku, ale nie zdawał sobie sprawy, że ten pociąg ma wydzielone aż 3 wagony specjalnie dla Gubernatora. Aż trzy z pięciu długich wagonów. Pociąg po paru minutach wyruszył. Czuć było leciutkie szarpnięcie przy ruszaniu, ale w tym tłumie kilka osób się przewróciło. Można się tego było spodziewać. W końcu wiele osób nie miał się czego złapać, więc nawet nie było dziwne, że polecieli na twarz. Pierwszy wagon, w którym się znalazł był więc prawie pełny. Ciężko było się poruszać, ale dotarł w końcu do drzwi prowadzących do następnego przedziału. Liczył, że w ten sposób dojdzie do przedziału gubernatora. Drzwi były jednak zablokowane.
- Przepraszam bardzo. Dlaczego te drzwi są zablokowane?
- Prawdopodobnie wagon dalej jest gubernator.
Skrzywił głowę i chwilę patrzył przez szybę i dopiero teraz zauważył, że w tamtym wagonie jest zaledwie pięć osób - strażnicy z bronią, a poza nimi żadnego zwykłego człowieka. Oprócz tego jakieś walizki, nesesery i dziwne urządzenia elektryczne. Jedną z osób w tamtym wagonie był osobnik, którego pobił przy murze posiadłości Velasqueza. Wtedy było ich dwóch ale jednego nie było. Może był w innym przedziale. Ten był cały zabandażowany - głowa, ręce, szyja. Pewnie sporo złamań lub też pociął się na krzewie róży w którym wylądował. Zaczął się śmiać, nie tylko z powodu tamtego faceta, bo taki osiłek z taką ilością ran wyglądał komiczne. Śmiał się też z powodu ludzi, którzy pozwolili na to żeby ktoś ich ścisnął jak sardynki. Robił to na tyle głośno, że zwróciło na niego uwagę pół wagonu.
- Dlaczego tutaj jest taki ścisk jak tam jest tyle wolnych miejsc. Daliście się zapuszkować jak sardynki. Czy nie płaciliście za bilety?
Tymi słowami wywołał burzliwą dyskusję, a ludzie go wyklinali. Sama dyskusja i wyzwiska w krótkim czasie przerodziła się w gorliwą kłótnię w całym przedziale, aż w końcu tłum ludzi w tym wagonie zaczął się buntować. Ludzie krzyczeli na jednego z konduktorów, aby otworzył drzwi, bo tak nie może być. Z kolei Takishita przyciśnięty do szyby wpatrywał się na obitego mężczyznę. Ci zwrócili uwagę w stronę drzwi już jakiś czas temu, słysząc krzyk wielu ludzi, ale nie sądzili, że ludzie się buntują przeciwko nieuczciwej polityce. Widać, że gubernator nie wykupił biletów na jeden wagon, a na dwa lub trzy. Przez to zarządał sobie tego, żeby w tych wagonach był tylko on i jego świta. Konduktor próbował wytłumaczyć, że to nie tak i że spotkanie tam jest, bardzo ważne dla rozwoju miasta i tak dalej.
Część ludzi się uspokoiła, ale to nie zmieniło nic u młodszych i porywczych, którzy nie wierzyli w te kłamstwa. Ludzie od zawsze podejrzewali, że gubernator zbił kasę na ciemnych interesach, fałszerstwach i złym traktowaniu innych ludzi, ale nikt nie miał jasnych dowodów. Nie było bezpośrednich przesłanek. Policja wszczynała dochodzenie parę razy na wniosek wielu ludzi, ale nie było odpowiednich nakazów. Gubernator miał w swoich rękach prawników, sędziów i ludzi w zarządach. Dawał im niezłe łapówki, a te dowody znajdowały się między innymi w walizkach.
W końcu ten pokiereszowany, pobandażowany strażnik zdał sobie sprawę na kogo patrzy. Twarz Takishity zapamiętał bez większego problemu, bo nie zapomina się twarzy swoich oprawców. Odsunął się pod okno. Niemal próbował przejść przez ściany przedziału żeby się ulotnić i nie oberwać po raz kolejny. Wydzierał się jak głupi. Tak to wyglądało z perspektywy Takishity. W tamtym wagonie natomiast to wyglądało tak:
- Cholera! To on. To ten mnie pobił! To ten sam gnojek. Nie! Nie! Niech się nie zbliża!
Strażnicy wstali i spojrzeli przez szybę. Widzieli jedynie chłopaka, który nie wyglądał na silnego. Tak to jest jak ktoś stwarza pozory. Takishita jest fantastycznym figurantem. Podrapał się po głowie i zastanowił jak wejść do nich, nie niszcząc nic, szczególnie, że było tu pełno ludzi. Jedynie przyszło mu do głowy wyjście przez okno i wbicie się przez szyby w tamtym wagonie. Postanowił spróbować jeszcze prowokacji. Takie osiłki jak te zawsze dawały się łatwo sprowokować. Tak więc zaczął wystawiać do nich język i robić dziwne miny. Ten jeden cały czas coś krzyczał, a krzyczał:
- Zastrzelcie go. Wyrzućcie przez okno!
Dwóch z nich podeszło do drzwi. Przez chwilę tak stali, aż w końcu byli gotowi nacisnąć przycisk do otwierania drzwi. Z drugiej strony to by nic nie dało, bo drzwi były podwójne, a te z wagonu w którym był Takishita były zamknięte. Jeden z nich sięgał po krótkofalówkę. Takishita dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nie załatwi sprawy zbyt cicho jeżeli ich szef zostanie powiadomiony o tym wszystkim. Bez względu na wszystko musiał działać teraz bardzo szybko. Złapał się górnych ram i przeleciał do okna. Otworzył je, a śnieg i mróz zaczęły bardzo szybko wpadać. Ściana pod kierunek jazdy była w kilka sekund cała ośnieżona.
- Zamknijcie za mną. - krzyknął Takishita. Wychylił połowę ciała i wystrzelił ręką z całej siły. Złapał się za wystający element i przyciągnął. Leciał dość szybko, w pewnym momencie zrobił zamach nogą i wbił ją w szybę, a następnie puścił rękę, a dzięki temu że jedną nogą już był w wagonie nie miał problemu z dostawieniem tam reszty ciała. Używając niedawno opanowanej techniki błyskawicznego poruszania się zniszczył krótkofalówkę, powalił dwóch osiłków przy drzwiach, a pozostałych niedługo potem. Zostawił tylko tego jednego, który już był cały w bandażach i siniakach.
- To co. Tutaj macie złoto?
- O... oo... o czym Ty mó... mó... mówisz?
- To idziemy do Twojego szefa.
Złapał gościa z kołnierz i zaczął za sobą ciągnąć. Tymczasem konduktor przecisnął się pod drzwi żeby zobaczyć co wyprawia Takishita. Widząc rozróbę otworzył drzwi natychmiastowo i przeszedł do wagonu. Takishita w tym samym momencie rzucił ochroniarzem w drzwi do kolejnego wagonu. Ten przeleciał przez nie i spadł razem z nimi. Władca ognia przeszedł spokojnym krokiem zaciskając pieści do następnego wagonu. Z kolei jak chłopak opuszczał wagon to do niego wszedł już konduktor, a za nim tłum ludzi, którzy z ogromnym zdziwieniem obserwowali całą tę sytuację.
- Co jest? Jak pilnujecie złota i umów!
Ludzie słysząc to zaczęli biegać po wagonie. Niektórzy znaleźli zamknięte walizki, inni szkatułki. Wszyscy byli w amoku i zaczęli rozwalać walizki, żeby dostać ich zawartość. W walizkach były umowy i jakieś papiery.
W tym samym czasie Takishita stał przed trzema osiłkami, ale ktoś z tyłu powiedział żeby się odsunęli.
- Zajmę się nim osobiście. - powiedział chłodny głos. Facet rozłożył ręce na boki, a nad nimi zaczęły tworzyć się małe tornada, po chwili zamieniły się w wiry wodne. Takishita trafił na jednego z nielicznych władców w Seishi, który opanował dwa żywioły. Podczas ruszania ktoś w wagonie mówił o pewnym człowieku z zachodu, który ponoć jest władcą wody, który był w stanie opanować dodatkowo żywioł ziemi i dzięki temu potrafi tworzyć błotne lawiny, kontrolować rośliny. Wtedy pomyślał o dziewczynie którą spotkał, ale gdyby ona władała wodą, to raczej miałby przekichane. Może po prostu nie zdążyła pokazać drugiej natury. Ten osobnik najpierw stworzył tornada, a dopiero później pojawiła się woda. Bez wątpienia trafił na władcę powietrza. Ale z wodą nie będzie mieć łatwo. Strażnicy już stali pod ścianami, a gubernator na drugim końcu wagonu. Teraz stali naprzeciwko siebie Takishita i ten dziwny typek.
Pierwszy zaczął tamten. Zrobił zamach rękami, a tornada powędrowały w kierunku Takishity, który zrobił unik dzięki swojej szybkości. Jednak ten facet potrafił doskonale kierować swoimi atakami. Takishita zaczął wyprowadzać pojedyncze ciosy, ale nie trafiał, ponieważ podmuchy uniemożliwiały odpowiednie trafienie tego dziwnego przeciwnika.
- Grasz nieuczciwie.
- Nie wiesz z kim zadzierasz władco ognia! Jestem Melhior Baltazar. Władca powietrza i wody. Nie masz ze mną szans.
Przez praktycznie kilka minut walka wyglądała tak samo. Takishita ciągle robił uniki, a przeciwnik nieustannie kierował za nim swoje wodne tornada. W końcu władca ognia zwrócił uwagę na to, że jego przeciwnik trzyma go na dystans. To oznaczało tylko jedno. Ten gość jest nie tylko wolny, ale pewnie i słaby jak Ci ochroniarze. Jego jedyną mocą są dwa żywioły, które bez wątpienia opanował do perfekcji. Taką miał taktykę. Chciał zamęczyć Takishitę, który w istocie był coraz wolniejszy. Nie mógł tak dalej przeciągać walki. Zaczął naprężać ręce i nogi, aby nakręcić swoją krew, aż w końcu zaczęła się gotować i jego ciało parowało. Temperatura w wagonie nieco się zwiększyła. Takishita coraz bardziej się nakręcał, aż w pewnym momencie stanął. Temperatura wokół niego gwałtownie wzrosła, a wodne tornada nieuchronnie zmierzały ku niemu. Przeciwnik nie przewidział tylko jednej rzeczy. Tak mała ilość wody wobec tak wysokiej temperatury nie miała szans. Wyparowała w oka mgnieniu, a podmuchy doprowadziły do tego, że wokół Takishity pojawił się ogień. Chłopak wiedział, że stwarza w ten sposób niebezpieczeństwo dla ludzi, a słysząc słowa z wagonu, z którego przyszedł:
- Gubernator jest oszustem. Te papiery pokazują to. Trzeba z tym iść na policję. - mógł spokojnie opuścić już pociąg, bo taki miał właśnie cel. Zdemaskować go i pokazać dowody jego winy. Nie spodziewał się, że misja będzie tak łatwa. Wszystko było na miejscu, a przynajmniej część dowodów. Tego czego tu nie znaleziono musiało znajdować się w rezydencji, a mając już to co mieli w tej chwili mogło im pozwolić na zinwigilowanie wszystkiego. Gubernator był umoczony po pachy, a w dodatku jego najlepszy ochroniarz i ten, który wykonywał dla niego zlecenia miał problemy z prostym władcą ognia.
Teraz tylko Takishita musiał zadbać o bezpieczeństwo ludzi. Tak więc pobiegł w kierunku władcy żywiołów i wymierzył nogą.
- Gomu Gomu no Stampo.
Kopnął przeciwnika tak, że przebił się przez ścianę wagonu, a następnie sam wyskoczył za nim.
Bez wątpienia ten wagon będzie wymagać remontu, bo z dwóch stron jest zniszczony, a w dodatku szybko zrobiło się zimno i nasypało śniegu. Ludzie przypilnowali, aby gubernator ze swoimi osiłkami został w tym przedziale do następnej stacji i marzł.
Natomiast Takishita cały płonął. Był to prawdziwy ogień, nad którym jednak nie był w stanie zapanować. Dodatkowo naramiennik, który otrzymał sprawiał, że ten ogień był większy. Wylatując z pociągu, leciał w dół. Dobre pięćdziesiąt metrów. Wylądował tuż obok przeciwnika, który jak się domyślał mógł zabić już jednego władcę ognia, który był silny, więc dla Takishity było to ogromne wyzwanie. Szczególnie, że ogień znowu przygasł, bo wylądował w grubej warstwie śniegu, która co prawda stopiła się wokół, że powstała niewielka okrągła arena, ale ten śnieg przygasił też i temperaturę władcy ognia. W dodatku przez to przypadkowe zajście wokół było teraz wiele kałuż. Teraz dopiero jego przeciwnik będzie niebezpieczny. Musiał więc zakończyć walkę bardzo szybko, a szczególnie w bezpośrednim starciu. Zaczął biec, chociaż przychodziło mu to z trudem. Chłód znacznie go osłabił, ale nie tylko jego. Przeciwnik wyglądał na nieco odrętwiałego. Wyraźnie panowanie nad żywiołem wody staje się w tej chwili minusem. Próbował wytworzyć tornada i nie miał z tym problemu, ale próba dodania wody sprawiła, że jego ręce pokryła gruba warstwa lodu.
Bez rąk też potrafił działać. Co raz wypowiadał różne słowa:
- Podmuch. - a Takishita został odbity przez ścianę powietrza i wbił się w warstwę śniegu. Śnieg mu przeszkadzał, ale na szczęście kałuże zamarzły. Jego przeciwnik stracił możliwość zapanowania nad żywiołem wody w tych warunkach, ale zyskał dużą przewagę w żywiole powietrza, bo wiatr co raz powiewał, a chłodne powietrze źle wpływało na Takishitę. Wcześniej jakoś nie miał problemów z tym, ale teraz warunki mu nie sprzyjały. Spojrzał w kierunku góry. Tam wieje jeszcze mocniej i jest jeszcze zimniej. Jeżeli nie poradzi sobie w tych warunkach i nie pokona tego gościa to tam nigdy się nie dostanie. Co jest zresztą logiczne, bo jak przegra to zginie. Z drugiej strony jeżeli zwycięży, a nie będzie mieć sił to na górę też nie wejdzie i znajdzie tej jaskini. A jeszcze musi właśnie znaleźć tę dziwną i tajemniczą jaskinię.
- Powietrzne szpilki.
Ten cios z kolei był niemal gwoździem do trumny. Skupione w odpowiedni sposób powietrze wytworzyło szpilki, które porozcinały skórę na ciele władcy ognia. Nie mogło obyć się bez krzyku, bo ból był niesamowity. Było tak zimno, że krew niemal od razu zastygała i samo zastyganie przynosiło drugie tyle bólu. Najgorzej, że nie był w stanie podejść bliżej. Mimo ogromnego zmęczenia fizycznego odczuwał wciąż ogromne pokłady mocy wewnątrz siebie.
Music Theme -> The fight and fire Episode
_______ {Przypomniał sobie jeszcze raz naukę Ukye, który instruował go o manie. Potem Takishita był w stanie wykorzystać manę do wytworzenia bariery, jaką robił okularnik. No właśnie. Jeszcze ta osoba, którą musi zniszczyć. Podpadł mu, ale też nie jest pewien komu powinien zaufać. Karin także mogła go okłamać, a jeżeli ona jest władczynią ognia to musi przewyższyć ją kilkakrotnie, a nie zrobi tego bez panowania nad żywiołem, a ciągle jest tak blisko tego wszystkiego. Ma ten żywioł na wyciągnięcie ręki i przypomniał sobie o kapeluszu. Wtedy spalił się w locie. Myślał czasami, że to od ognia z ogniska albo od żaru, który wtedy wytwarzał, ale czuł w ręce niesamowitą ulgę. Czuł niezwykły spokój wpatrując się w ogień i nabrał w tej chwili ogromnej ochoto po raz kolejny ujrzeć i dotknąć ogień. Oczami wyobraźni widział tlące się ogniki, które uspokajały go, a spokój przynosił mu dodatkową energię.
- Powietrzny Shuriken. - a przeciwnik rzucił wirem, który uderzył Takishitę w brzuch i rozdarł mu koszulkę i zranił cały brzuch. Pojawiły się dwa duże rozcięcia na jego ciele. Musiał stawić czoła władcy o potężnej manie, ale sam wcale nie miał mniejszej. Uświadomił sobie, że wykorzystanie many musi być prostsze niż mu się wydaje. Przeciwnik zasługiwał jednak trochę na litość. Taki wniosek wysnuł na samym początku, ale zanim zdecyduje się uwolnić całą swoją moc to jeszcze się upewni, żeby nie zabić osobnika, który zasługuje na to by żyć.
- Czy zabiłeś kogoś?
- A jak myślisz?! Wirujący sztylet. - a zaraz po tym w stronę Takishity leciał zaostrzony kształt powietrza, który rozcinał sypiący z nieba śnieg. Tylko dzięki temu widać było ten kształt. Leciał prosto w szyję chłopaka, ale tuż przed nim ten sztylet spłonął. Po prostu zniknął, nie dotarł do celu, bo spłonął jakby zderzył się ze ścianą. Niesamowicie gorącą ścianą.
- Co do...? Zginiesz jak robak. Uderzenie huraganu!
Tym razem przeciwnik wytoczył tak potężną broń, że aż opadł na kolana. Przez chwilę nic się nie działo.
- Zabiłeś bez powodu? Niewinne osoby też?!
- Ty będziesz kolejną.
Takishita się wzburzył. Wiedział już, że nie powinien mieć litości. Bez wątpienia ten władca żywiołu miał wiele na sumieniu. Nawet nie obchodziło go teraz czy zabijał wyłącznie dobrych, czy może też i tych złych. Gdyby miał to być rozrachunek grzechów to pewnie ten Baltazar nawet mają po równo dobrych i złych czynów. Suma byłaby negatywna, bo waga tych złych byłaby dużo większa. Nie jemu jednak rozliczać, ale nie ma powodu przed wzbranianiem się. Szczególnie, że Takishita poczuł iż przeciwnik wypowiadając uderzenie huraganu użył potężnej ilości many, a siły samego władcy znacznie zmalały. Przez ułamek sekundy zrobiło się całkowicie cicho. Takishita wiedział, że to jest cisza przed burzą i uderzenie które nadejdzie może go zabić, a teraz jedynym wyjściem z tej sytuacji jest to na co się zbierał od paru minut.
- Gear... Third. - wypowiedział to wyraźnie, a miał w swoim głosie coś tak strasznego, że jego przeciwnik patrzył z przerażeniem. Czuł grozę tych słów. Mimo, że nie wiedział jeszcze co się stanie to w swojej podświadomości musiał poczuć, że przegrał, że wzburzył niepotrzebnie okrutny żywioł. Może to było doświadczenie starego wojownika, może zwykłe przeczucie, ale jego żywot w ciągu kilku sekund się zakończy. Być może nawet w ułamku bo siła tego uderzenia jest tak potężna, że w promieniu stumetrów nie pozostanie nic oprócz Takishity. I tuż po ostatniej sylabie wypowiadanych przez Takishitę słów pojawiły się spiralne płomienie wokół jego ciała, a następnie część jego ciała płonęła się, aż w pewnej chwili 1/3 jego ciała stanowiły płomienie. Było jednak także słychać potężny gwizd. Technika władcy powietrza miała ogromną wadę. Działa z opóźnieniem zbyt duży opóźnieniem. Zanim ten huragan uderzył to Takishita był spowity już płomieniami, aż w końcu nadeszła fala powietrza z góry. Potężny huragan przycisnął Takishitę, ale nie na tyle, żeby wyrządzić mu szkody, bo wtedy właśnie zakończył wypowiadanie tych słów i wtedy już nie spiralne płomienie, ale potężny ognisty wybuch spowił spory obszar na ziemi i nad nią. Pojawił się wysoki na ponad 100 metrów słup ognia. Samo powietrze paliło się. Łuna widoczna na bardzo dużym obszarze i fala uderzeniowa, która rozeszła się jeszcze na obszarze kilometra. Drzewa ugięły się, a te mniejsze krzewy wyrwało z korzeniami. Temperatura na tym obszarze gwałtownie wzrosła. Nie pozostało nic śniegu i sporą jego ilość wywiało dalej. A sam miejsce wybuchu wyglądało teraz jak po uderzeniu meteorytu. Kurz unosił się jeszcze przez chwilę, niebo przez moment było czarne. |
Podszedł do przeciwnika. Nie wyczuwał żadnych sił życiowych. Załatwił go na amen, ale sam czuł się trochę słabo. Many miał jeszcze w zanadrzu całkiem sporo, ale zmęczenie fizyczny było spore. Teraz jednak musiał udać się do jaskini, bo znowu zaczynało być chłodniej. Przez jeszcze pewien czas padał deszcz, bo powietrze wciąż było bardzo gorące, ale jednak było zbyt zimno, więc i temperatura spadała bardzo szybko. Musiał więc znaleźć jaskinie w której bez wątpienia znajdzie schronienie i wypełni całą swoją misję. Nie mógł jeszcze nic dostrzec w dalszej odległości, ponieważ kurz krążył po tym obszarze, a dalej sypał gęsty śnieg. Widoczność więc była bardzo niska.
Wiedział, na podstawię kartki którą otrzymał, że jaskinia jest wysoko. Najpierw próbował odnaleźć kierunek na podstawie wcześniej zapamiętanych punktów w Chiru. W końcu wiedział, gdzie mniej więcej jest. Ruszył w stronę gór. Wyszedł poza obszar spalonej ziemi i stąpał jeszcze po twardej zmarźlinie na której śniegu nie było, bo cały został zdmuchnięty przez falę uderzeniową, która przeszła po wybuchu. W końcu musiał wejść w grubszy śnieg i przedzierać się przez niego. Musiał postawić jednak na swoją manę. Teraz już nie miał problemu przed wytworzeniem ognia. Nie musiał nawet wypowiadać słowa, żeby płomienie pojawiły się. Teraz mógł stworzyć zwykły żar poprzez mały płomień, a dzięki temu nie obciążał znacznie ciała jak poprzez napędzanie krwi. Uśmiechnął się w duchu. Dużo zyskał na tym. Szedł tak z wysuniętą do przodu ręką, która paliła się jak pochodnia. Do tego także nogi i dzięki temu szedł przez śnieg jak normalną drogą. Po paru kilometrach doszedł do niewielkiej wioski. Było tam osiem domów. Postanowił odpocząć i poprosić o wyleczenie ran. Miał nadzieję, że trafi na miłym ludzi. Zapukał do pierwszego domu, ale nikt nie otwierał. Później do drugiego i kolejnych. Nikt nie otwierał. Zastanawiał się nad wyważeniem drzwi i wejściem, bo być może nikt tu już nie mieszka. Dopiero tuż przez podjęciem ostatecznej decyzji wyczuł niewielką siłę w jednym z domków i ujrzał dym z komina innego domu. Podszedł jeszcze raz i zapukał. Czekał chwilę, ale dalej nikt nie otwierał. Podszedł do okna i zaczął się przyglądać. Aż szyba przed nim pękła i kula przeleciała przez jego głowę. Tym razem nie działała gumowość. Szczególnie, że na takim mrozie guma stawała się twarda, ale miał świetny instykt i ognień panował coraz lepiej. Kula zaczęła się spalać jeszcze przed nim, ale przeleciała przez jego ciało, a raczej ogień, gdyż ta część głowy zamieniła się na chwilę w ogień. Dzięki temu uniknął obrażeń.
- El diablo! - darł się ktoś w środku, a zaraz po tym kolejny huk. Bang, bang. Kolejne kule przelatywały przez niego.
- Hej! Jestem przyjacielem! - Nie zdążył się dłużej tłumaczyć gdyż zemdlał.
Nie wiedział ile godzin mogło minąć, ale obudził się o poranku, bo słońce świeciło mu jasno w oczy. Było bardzo zimno, ale jednak był owinięty kocem. Zwisał w pewnym sensie, zakuty na zewnątrz. Nogi miał luźno. Wisiał dobre trzy metry nad ziemią. Pewnie tak, żeby nie mogły go zjeść zwierzęta. Był niesamowicie głodny. Trochę bolało go żebro, ale poza tym czuł, że ma coś na swoich ranach. Najwidoczniej mieszkańcy tej wioski opatrzyli go, ale nie byli zbyt ufni więc uwięzili na zewnątrz. Dziwne traktowanie przybyszy. W końcu otworzył szerzej oczy i rozglądnął się. Na zewnątrz nie było nikogo, ale w jednym z domków przy oknie siedział starszy mężczyzna ze spluwą na kolanach i przysypiał. Gdyby chciał to stopiłby te łańcuchy i się uwolnił, ale postanowił podejść do mieszkańców pokojowo. Chce wiedzieć co wywołuje u nich taką nieufność i zachowanie. Po paru minutach facet przy oknie zauważył, że Takishita jest już przytomny. Wstał i poszedł gdzieś w głąb domu, a po kolejnych paru minutach wyszedł z dwójką innych mężczyzn. Jeden miał siekierę, a drugi gaśnicę. Dopiero ten drugi go przeraził. Z tych wszystkich rzeczy najmniej się bał prostego przyrządu gaśniczego. Mężczyźni mówili w dziwnym i niezrozumiałym dla niego języku. Chyba sami się tego domyślili, bo w końcu zapytali, że potrafił odpowiedzieć.
- Czym jesteś?
- Podróżnikiem.
- Wrrr... Nie kpij z nas! Paliłeś się, a nie byłeś poparzony.
- Ahh... To? Jestem władcą ognia. Podróżowałem z Chiro. Zmierzam w góry po pewną rzecz.
- Łżesz! Po co przyszedłeś do naszej wioski. Miałeś rany cięte na całym ciele, przyszedłeś z kierunku w którym coś wybuchło. Tydzień temu to sprawdzaliśmy. Z tamtego kierunku jest ślad.
- Wari. Moja wina. Pierwszy raz użyłem ognia i mi się wybuchło, ale już panuję nad tym. - wtedy zamienił ręce w ogień i uwolnił się z łańcuchów. Wylądował tuż przed nimi, ukłonił się i wyszczerzył zęby.
- Chciałem tylko odpocząć, coś zjeść i ruszać dalej. Dziękuje za opatrzenie mnie i okrycie tym płaszczem.
Mężczyźni odsunęli się i stali z trzęsącymi się rękoma. Takishita lekko rękami pokazywał, aby opuścili broń.
- Spokojnie. Nie będę was niepokoić. Czy coś tu się stało?.
- Tutaj? Nic.
- Yokatta. Więc macie coś do jedzenia?
- NIE! To małą wioska i mamy skromne zapasy.
Takishita poprzeciągał się trochę i zrobił parę podskoków w miejscu. Potem odwrócił się i pobiegł w las. Zapamiętał przy okazji manę ludzi z tej wioski. Ruszył, aby zapolować. Nie był pewien czy o tej porze coś znajdzie w tym miejscu. Starał się wybadać manę zwierzaków. Przez wiele kilometrów nic nie wyczuwał, aż znalazł się przed niską jaskinią. W niej znajdowało się kilka słabych energii. Wszedł i ujrzał kilkoro niedźwiedzi. Jeden z facetów z wioski miał na sobie niedźwiedzią skórę. Pomyślał, że może tym się żywią, więc złapał jednego z nich, ale potem puścił. Był samiec, samica i dwa małe. Nie powinien rozdzielać rodziny. Zostawi niedźwiedzia na ostatek, jeżeli nic innego nie znajdzie. W końcu udało mu się trafić na grupkę dzików. Złapał dwa dorodne i grube dziki. Zabił je szybko, żeby długo nie cierpiały. Mógł wrócić do wioski. Na miejscu nie było znowu nikogo.
- Wróciłem.
Wtem wyszło dwóch, ale innych mężczyzn. Stali na ganku jednego z domu. Chwilę wpatrywali się w niego, aż krzyknęli z ogromną radością. Zdziwił się ich reakcją, bo wcześniej ludzie zachowywali się wobec niego niemiło, a teraz taki entuzjazm.
- Tatoooo!!! To on! Mówię Ci po raz drugi, że to ten bohater z Chiru.
Pojawili się też mężczyźni, którzy wcześniej w niego mierzyli ze strzelby jak i z gaśnicy. Patrzyli się na rozentuzjazmowanych chłopaków, którzy teraz skakali wokół niego, aż podeszli do dzików.
- Wooooooooowuuuw. Sam je upolowałeś? Niesamowite.
- Odsuńcie się od niego.
- Upolowałem jedzenie. Jeden będzie dla was, a tego sam bym zjadł.
- Dla nas?
- To on. Takishita.
- Znamy się?
- To Ty, prawda? - zapytał jeden z nich pokazując gazetę ze zdjęciem bohatera z dzielnicy Deep Snow w Chiru. Inni popatrzyli na gazetę i jeszcze raz na Takishitę. Bez wątpienia na pierwszy rzut oka nie poznali go, gdyż przez opanowanie ognia zmienił się nieznacznie jego wygląd. Dopiero po dokładnym przyglądnięciu się i porównaniu zdjęć mężczyźni zauważyli podobieństwo i przepraszali go w ukłonach.
Tego samego wieczoru uczta były przygotowana. Dwa duże dziki przygotowała jedna z gospodyń i przysiedli wszyscy do jednego stołu w domu jak się później okazało władcy lodu. Człowiek ten miał już 106 lat i znacznie mniejsze siły niż lata temu, ale wyglądał całkiem nieźle, jak pięćdziesięciolatek. W końcu się najadł i wyspał w wygodnym łóżku. Następnego dnia z samego rana pożegnał się z mieszkańcami i podziękował za wspólną ucztę. Musiał ruszać dalej. Miał pewną misję do wykonania. Tak też minęły dwa tygodnie od jego wyprawy z miasta Chiru. Przez ponad tydzień był nieprzytomny, ale nic przez ten czas nie stracił.
Podczas uczty władca lodu wskazał mu drogę do jaskini, której szukał. Miał więc teraz zadanie nieco ułatwione, choć po drodze może spotkać groźne zwierzęta. Najgroźniejszymi mogą być białe króliki. Króliki w tych górach są wyjątkowo groźne, ponieważ nie lubią trawy jak ich krewniacy. Te króliki uwielbiają mięso. Atakują ludzi i poruszają się w wielkich stadach. Jeżeli człowiek trafi na stado dwudziestu królików to może nie wyjść z tego cało. Jednak on jako władca ognia zaśmiał się. Pociekła mu ślinka na wieść o możliwości skonsumowania stada królików. Miał wręcz nadzieję, że będzie mieć tą przyjemność.
Droga wskazana przez władcę lodu Markosa, była bardzo łatwa. Ścieżka prowadziła bardzo wysoko. Miała się kończyć na 3 kilometry od jaskini. W końcu i doszedł do końca ścieżki, wiedział więc, że już jest blisko swego celu podróży. Niestety nie spotkał posiłku. Pozostała część drogi była trudna, gdyż ciężko było przeprawić się przez zaspy śniegu, a Markos ostrzegł go przed używaniem żywiołu. Mógłby wywołać potężną lawinę z której nie wyszedłby cało. Po prostu zbyt duża ilość śniegu by go przysypała. Tak więc męczył się wyjątkowo długo. W pewnym momencie poczuł, że coś go gryzie w nogę. Potem w rękę, aż ujrzał wystające uszy. Nie pomyślał, że te króliki będą pod śniegiem. Teraz zrozumiał dlaczego są takie groźne. Nie mógł używać ognia. A przynajmniej nie powinien, ale z drugiej strony jak się nie będzie bronić to go zjedzą cholerne króliki. Tak więc przyspieszył i w końcu dotarł przed jaskinie. Teraz już siedziało na nim około dziesięciu królików. Wszedł do jaskini i dopiero teraz użył ognia, a następnie wyłapał te zwierzaki zanim uciekły. Przypiekał je przez kilka minut i zjadł.
- Ale to było dobre. - poklepał parę razy po brzuchu i stanął znowu na nogi.
Wtedy skapnął się, że to nie ta jaskinia. Nie widział nigdzie miejsca, gdzie mógłby kupić czosnkowe kluski. Niemal by zapomniał o tym drobnym fakcie. Wyjrzał z tej jaskini i rozglądnął się po okolicy. Ujrzał nieco wyżej kolejną jaskinie, a przy niej były dwa domki.
- Gomu Gomu no Pistolet. - wystrzelił ręką w kierunku jednego z domków i złapał się belki na ganku, a następnie przyciągnął. W ten sposób zamiast męczyć się kolejne dwie godziny z wchodzeniem pod górę przez zaspy śniegu pokonał tę drogę w dwie sekundy. Potem sobie pomyślał jaki jest głupi, bo mógł przecież pokonać tę drogę dużo szybciej od samego początku. Stał teraz na ganku i ujrzał szyld. "Sklep przy Jaskini". Niezbyt błyskotliwa nazwa. Nawet on sam wymyśliłby coś dużo ciekawszego. Wszedł do środka, przy wejściu zabrzęczał dzwonek i zaraz do Takishity doskoczył ogromny pies - bernardyn. Strasznie go obślinił.
- Już dobrze, dobrze piesku.
- Lucyfer! Do nogi. - zagrzmiał głos, a za ladą siedział mężczyzna o kruczoczarnych włosach i strasznie przenikliwych włosach. - Taaak. Spodziewałem się, że w końcu się ktoś tu zjawi. Długo nie było żadnego śmiałka. Witam przy Jaskini demonów. Co Cię tu sprowadza.
- Przyszedłem kupić kluski czosnkowe i...
- Hahaha. A więc przysłał Cię ten stary pryk. Nieźle sobie z Ciebie zażartował... ale chwila. Ten naramiennik! A to czart! Co masz mu przynieść?
Takishita wyciągnął papier, trochę nadpalony, ale zachowały się najważniejsze informacje. Mężczyzna aż przycisnął kartkę do twarzy. Nie dowierzał chyba temu co widzi.
- O mój szatanie! Jeżeli on Ci każe to przynieść to albo jesteś głupi albo potężny! Masz Ty większy diable niż ja i idź mi precz po tę rzecz. Masz kluski za darmo! Nie Cię piorun razi.
Zachowanie mężczyzny wydawało się nadzwyczaj dziwne, ale Takishita miał szczęście do takich osobników. Wzruszył ramionami i wyszedł. Drugi domek miał szyld: "Dom Diabła". Bardzo ciekawa nazwa. Czas go jednak gonił, a stracił już prawie trzy tygodnie. Wszedł do jaskini. Było w niej bardzo ciemno. Była niezwykle pozakręcana przez co światło już po drugim zakręcie znikało. Musiał więc zapalić mały płomyczek żeby nie chodzić po omacku. Minął złoty słup, srebrny łuk i jakiś wielki topór. Już taką broń gdzieś widział. Zresztą ten łuk też widział na obrazku. Nie widział jednak przedmiotu, który spełniał wymagania z kartki. Jaskinia wydawała się ciągnąć bez końca, a przed sobą słyszał szepty. Po bodajże piętnastym zakręcie, a pewnym tego nie był, bo było ich naprawdę dużo znalazł się przed dziwnym jegomościem. W tej części jaskini znajdowały się normalne, elektryczne latarnie. Gdyby nie płonęła jego ręka i rozświetlała jaskini to pewnie zauważyłby, że się jasno robi. Gość ten miał potężną zbroję, ale dwa krótkie miecze. Wyglądał śmiesznie.
- Cześć. Nie wiesz gdzie znajdę ostrze wbite w ścianę ze złotą rękojeścią?
- Buahahahahahahahahaha. Za to, że mnie rozśmieszyłeś wskażę Ci to miejsce. Chodź za mną karzełku.
Władca ognia aż się przewrócił po tych kpinach. Lekka zniewaga, ale ją sam zlekceważył. Szedł za wielkim stworem. Tutaj jaskinia rozchodziła się w trzy miejsca. Sam by nie wiedział gdzie iść dalej, ale wielkolud poszedł w środek. Szli prosto między latarniami aż doszli w ślepy zaułek, ale w ścianie był przedmiot który szukał Takishita.
- Jestem Zanzoken. Strażnik trzech bram. Zwykle walczę z podróżnikami, ale bywają oni dużo silniejsi od Ciebie. Nie wiem jak doszedłeś tak daleko, ale rozbawiłeś mnie, a nikomu to się nie udało. Proszę. Próbuj wyciągnąć.
Music Theme -> Taking of the weapon Episode
Władca ognia podszedł do skały i złapał rękojeść. Rozpoczął próby wyciągania, ale nie udawało się. Męczył się bardzo długo, próbował używać własnej siły, ale nic z tego. Broń ani drgnęła. Skała w dodatku wydawała się być bardzo solidna.
- Nawet ja tego nie wyciągnę. Jeszcze nikt mnie nie pokonał!
Wielkolud cały czas się przechwalał i wyśmiewał z Takishity. Ten wiedział, że jeżeli już wyciągnie tę poszukiwaną broń, to wielkolud nie tylko przestanie się śmiać z niego, ale będzie się go bać. Nie działała siła więc postanowił użyć żywiołu i stopić skałę. Miał nadzieję, że nie stopi miecza, bo wtedy pewnie ten olbrzym da mu popalić w inny sposób. Tak więc zaparł się stopami i postarał się wytworzyć ogień w nogach. Dawał gazu ile się da, ale skała nie topiła się nic, a nic.
- Wielu różnych władców żywiołów próbowało tak zrobić, ale żadnemu się nie udało. Ta skała jest niezwykle silna. Ta broń należała do władcy lawy, który ponoć przypiekł ten granit lawą, dzięki temu jest nieludzko silna.
Faktycznie wydobycie tego orężu było ciężkie. Odsunął się i chwilę tak stał opierając się o ścianę. Tupał nogą, ale nie mógł nic wymyślić. Spojrzał na wielkoluda.
- Kim w ogóle jesteś?.
Ten omal się nie przewrócił. Tupnął mocno nogą i zaczął mu grozić pięścią.
- Czy w ogóle mnie słuchałeś? Chcesz dostać?
Takishita podszedł jeszcze raz do miecza. Tym razem jednak przez próbą ściągnął naramiennik. Strażnik przyglądał się przedmiotowi. Nie znał go, bo przedmiot nie leżał tak daleko. Strażnik już od wieków pilnował tego miejsca. Taka misja tego demona, który został uwiązany do jednego miejsca. Nie wiedział też, że tym co nie pozwalało mu przekroczyć pewnej granicy był ten złoty oręż. Władca ognia odwrócił się od miecza i zaczął biec w przeciwnym kierunku, do samego rozgałęzienia.
- Hej, czekaj. Uciekasz? Hahahahaha.
Plan Takishita jednak miał. W pewnym momencie biegu rozciągnął swoją rękę ku rękojeści, a drugą zaparł na ścianie. Następnie nogi wyrzucił w stronę broni i zaparł na ścianie. Uderzając nimi w ścianę, spowodował niewielkie trzęsienie, zaparł się mocniej i zaczął mocno ciągnąć. Rozpalił jeszcze raz płomienie na nogach. Potem zaczął przyciągać resztę swojego ciała do ręki którą się trzymał daleko na rozgałęzieniu. W końcu coś drgnęło. Poleciał jeden kamyk.
- Bakana.
Broń drgała w skale. Aż w pewnym momencie wyszła odrazu cała, a on wraz z nią wystrzelił jak z procy i uderzył w ścianę przy rozgałęzieniu. Wstał, otrząsnął włosy z piachu i pyłu, a potem ubranie. Sięgnął po broń, ale ujrzał coś zupełnie innego niż mu się wydawało. Ten przedmiot wyglądał inaczej jak był w skale, a teraz wyglądał jak patyk. Miał co prawda złotą rękojeść, ale wyglądał tak zwykle. Jak laska dla starca. Złapał za ten kij i ukazało się ostrze. Jakby wyrzeźbione z tego drewna.
- Sugei.
- Bakemono. Czym Ty jesteś? Nie jesteś władcą ognia?
- Jestem. - uśmiechnął się Takishita. - Okej. Mam to po o przyszedłem. Mogę iść.
- Czekaj. Jak się nazywasz?
- Takishita.
- Zapamiętam Twe imię chłopcze.
Mógł teraz iść ze zdobyczą do starca. Zastanawiał się co może ten staruch z tym czymś zrobić i czy to jest faktycznie broń, czy kij do podpierania. Demon szedł tuż za nim, aż w pewnym momencie przystanął. Takishita minął zakręt i się zatrzymał.
- Po co tu w ogóle stoisz?
- Nie mogę przejść tego zakrętu.
- Próbowałeś?
- Wiele razy, ale zaprzestałem, bo po wiekach prób nie ma sensu dalej próbować. Jak przechodzę pewien obszar to zamieniam się w królika.
- Haha. Takiego białego, jak te przed jaskinią?
- Tak. To są demony, które zbuntowały się i nie bronią ważnych artefaktów. Wszyscy strażnicy przede mną musieli zamienić się w króliki. Dziewięciu strażników za mną także.
- A może już się nie zamienisz? Chodź. Takishita złapał demona za kołnierz i zaczął ciągnąć. Ten zapierał się, ale w końcu przeszli przez zakręt. Demon zaczął jęczeń i krzyczeć, ale kiedy minęli kolejne dwa zakręty zauważył, że nic mu się nie dzieje. Wtedy przestał się zapierać. Przystanął i oglądał swoje ciało. Było dalej takie same. Przez chwilę jeszcze stał z niedowierzania. W końcu zaakceptował to i zaczął iść za władcą ognia.
- Teraz rozumiem. To ten miecz. Mógł trzymać moją duszę. Im trudniej jest wyciągnąć broń ze skały tym potężniejsza dusza, którą musi trzymać duża siła. Dziękuje Ci wielki władco ognia.
- Hehe. Daj spokój. Teraz możesz robić co chcesz.
- Będę Ci towarzyszyć przez pewien czas jeżeli nie masz nic przeciwko. Dawno nie byłem na powierzchni.
- Hehe. Daj spokój. Teraz możesz robić co chcesz.
- Będę Ci towarzyszyć przez pewien czas jeżeli nie masz nic przeciwko. Dawno nie byłem na powierzchni.
- Subarashi. Możesz iść ze mną Zanzoken.
- Więc jednak słuchałeś co mówiłem!? - wydarł się w tym momencie demon.
W końcu wyszli obaj z jaskini. Minęli budynek, Takishita wziął jeszcze kluski czosnkowe i mogli ruszyć do Chiru. Demon z kolei jeszcze wstąpił do domu diabła i wyszedł z dwoma deskami.
- Załóż to na nogi. Będzie niezła jazda. - poczekał aż władca ognia zrobi to co mu polecił, a potem zanim sam założył deskę na nogi to podskoczył do góry i tupnął obiema nogami tak mocno, że powstał niewielki wstrząs, który sprawił, że z góry zaczął zsuwać się śnieg. Ponieważ byli blisko szczytu to nie miało ich co przysypać, ale Zanzoken zrobił to po to, żeby mogli zsunąć się na lawinie. Machnął ręką w kierunku Takishity i skoczył z deską na śnieg i zaczął zjeżdżać w dół. Takishita zrobił to samo. Niemal przewrócił się, ale po chwili był w stanie utrzymać równowagę. W miarę dobrze balansował ciałem, a jak był bliski upadku to wspomagał się płomieniami. Przypomniała mu się deska Karin. Ona latała w powietrzu, a on w tej chwili sunął na drewnianej desce po śniegu. Dzięki płomieniom był w stanie jechał prawie tak dobrze jak demon. Ten jednak nie jechał prosto jak Takishita, a robił masę zakrętów. Jeździł jak prawdziwy profesjonalista. W ten sposób zjechali w ciągu zaledwie dwóch godzin na sam dół i w dodatku byli u podnóża góry, zaledwie dziesięć kilometrów od miasta. Oczywiście demon wyhamował jak prawdziwy mistrz, ale Takishita wylądował deską na drzewie. Złamał deskę i drzewo. Sam sobie nic nie zrobił, bo tuż przed uderzeniem zamienił się w płomień, przeleciał przez wspomniane drzewo i przejechał jeszcze stopami po śniegu niemal jakby na łyżwach jeździł.
- Sogoi. Nie wiedziałem, że można aż tak szybko pokonać taki dystans tak łatwo.
- Bakayarou! Zniszczyłeś taką dobrą deskę.
- Warii. Pierwszy raz na takim czymś jechałem.
- Ah. Nie wiedziałeś jak wyhamować.
Takishita przez chwilę jeszcze obserwował dziwny kij, później spojrzał ku górze. Nie widział jaskini z której przywędrowali, ale dystans na pewno był spory. Lawiny przykryła wiele drzew. Wiedział, że wioska którą spotkał znajdowała się bardziej na wschód więc był bezpieczna, a do torów ta lawina nie dotarła. W dodatku widać było, że zabezpieczyli tory przed lawiną tunelem z plastiku lub też szkła. Duży plus dla architektów.
Myśli jego powędrowały też na ogień, nad którym teraz panował. Zamieniając się w ogień nie spalał swojego ubrania, ani rzeczy, które nosił. W jakiś sposób zamieniał je także w ogień. Przeznaczy dużo czasu na zapanowanie do perfekcji nad swoim żywiołem. Tymczasem pójdzie do centrum handlowego spotkać się ponownie ze staruszkiem w sklepie. Zdobył to co trzeba, zostawił naramiennik, więc misję wykonał. Czas teraz na nagrodę.
z/t do Centrum Handlowe w centrum Chiru
OCC: Opis za 3 tygodnie nieobecności.
Od 3.05 do 6.05 - pierwszy tydzień i 1/2 do levelu 11
Od 7.05 do 13.05 - drugi tydzień i level 11
Od 14.05 do 20.05 - trzeci tydzień i 1/2 do levelu 12
Dziś 23.05, jeszcze napiszę ze dwa, trzy posty w tym tygodniu i potem znowu mnie nie będzie przez pewien czas.
Ubiegam się o
- Spiralne płomienie:
Opis: Wirujące ogniste wstęgi mogą dotkliwie zaboleć przy bezpośrednim kontakcie ze skórą/futrem.
Efekt: 1,5*siła ataku=DMG, Koszt=DMG+15MP
Wymagania: 8 lvl, 20 SKupienie
Użycie: 2 razy w walce co 4 tury
!Przy walce z Ziemią atak skuteczniejszy o 50%!
Re: Góry
Sro 23 Maj 2012, 17:28
Takishita: Zaliczona technika Spiralne Płomienie - za zgodą: Nono. |
Jak na trzy tygodnie to mega. Wystarczyłoby jeszcze na kolejne trzy.
LvL up - Pełny 12, dlaczego? (Czytaj dalej)
+ 20 punktów
Twój post ma: 6174 słów, co daje Ci pierwsze miejsce TUTAJ.
Przy następnym rozdawaniu dostaniesz LvL normalnie. (To tylko bonus za posta)
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach